LEONARDO DA VINCI

2 maja mija 500 lat od śmierci genialnego mistrza, najsłynniejszego geja w historii sztuki

Tekst: Arkadiusz Ratajczak, współpraca: Mariusz Kurc

 

„Człowiek witruwiański” (ok. 1485) – studium proporcji ludzkiego ciała; być może również autoportret 33-letniego wówczas Leonarda

 

Geniusz

Urodził się 14 kwietnia 1452 r. w Vinci pod Florencją (Toskania, dzisiejsze Włochy). Zmarł w wieku 67 lat 2 maja 1519 r. we francuskim Amboise nad Loarą. Był nieślubnym synem notariusza Piero da Vinci i nieznanej bliżej kobiety ze stanu chłopskiego o imieniu Catarina. W wieku 14 lat został oddany na naukę zawodu artysty malarza do pracowni Andrea del Verrocchio. Liczne talenty i zdolności ujawnił wcześnie. Leonardo był archetypicznym reprezentantem epoki, dosłownie człowiekiem Renesansu. Najbardziej znany jest jako genialny malarz – autor m.in. „Ostatniej wieczerzy”, „Mony Lisy”, „Damy z gronostajem”, „Ledy z łabędziem”, ikonicznego szkicu „Człowiek witruwiański” (na zdjęciu wyżej) czy „Salvatora Mundi”, który, sprzedany w 2017 r. za 450 milionów dolarów, jest najdroższym obrazem na świecie. Obszar zainteresowań Leonarda był jednak dużo szerszy – obejmował także anatomię, architekturę, astronomię, botanikę, geologię, geometrię, hydrodynamikę, inżynierię, kartografię, optykę, projektowanie maszyn, zoologię. Da Vinci był autorem setek planów przeróżnych wynalazków mechanicznych (jedne ziściły się już za jego życia, inne na realizację czekały setki lat) od mostów, po pierwowzory czołgu, spadochronu, lotni czy wiropłatu.

Ciacho

Był wielce atrakcyjnym mężczyzną, kształtnym, grackim i przystojnym. Nosił krótką, różową tunikę do kolan w czasach, gdy większość ludzi chodziła w długich szatach. Miał piękne, kręcące się, starannie utrefi one włosy, opadające do połowy piersi – tak opisywał wygląd Leonarda Anonimo Gaddiano. Mistrz podobno również ładnie pachniał, regularnie skrapiając ciało wodą różaną.

Uczniowie i kochankowie

Nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci, nic nie wiadomo o jego związkach z kobietami. Wiadomo natomiast, że przez całe życie otaczał się młodymi protegowanymi płci męskiej. Dwóch przeszło do historii z uwagi na trwałość relacji. Gian Giacomo Caprotti da Oreno znany jako Salai (Diabełek) był asystentem da Vinci przez 30 lat. Miał ponoć niesamowitą urodę i wdzięk, Leonardo zachwycał się szczególnie jego gęstymi lokami (jak pisał biograf Vasari). Po roku od przyjęcia Diabełka pod opiekę, Leonardo sporządził listę jego grzeszków, używając takich określeń jak złodziej, żarłok, uparciuch i kłamca. Diabełek wydawał też fortunę na stroje (24 pary butów, różowe pończochy). Leonardo musiał jednak darzyć Salaia wyjątkowym uczuciem, skoro przekazał mu w spadku swe najsłynniejsze, jak się miało okazać, dzieło: portret kobiety znanej jako Mona Lisa. Wiele rysunków mistrza z jego szkicowników ma charakter jawnie homoerotyczny – „Anioł Wcielony” („Angelo Incarnato” – wygooglujcie) z lokami i członkiem w erekcji to prawdopodobnie Diabełek. W „Kodeksie Atlantyckim” (jednym z kilku zbiorów zapisków Leonarda) znajduje się strona z rysunkiem dwóch penisów (mistrz operował słowem cazzo, co można by przetłumaczyć jako „pała”) w erekcji – doprawiono im nóżki tak, że wyglądają jak z kreskówki, a jeden z nich trąca „główką” dziurkę, nad którą widnieje imię „Salai”.

Drugi z podopiecznych Leonarda, Francesco Melzi, trafił pod jego skrzydła w 1506 r., w wieku 14 lat i pozostał przy mistrzu aż do jego śmierci. Potem był strażnikiem jego spuścizny.

Jednymi z kochanków Leonarda byli również prawdopodobnie praktykant Paolo i młodzieniec Firavanti.

W zapiskach Leonarda wielkie myśli często przeplatają się z frywolnymi. W 1510 r. 58-letni artysta na okładce jednego z notatników nagryzmolił: Co sobota odwiedzaj gorącą łaźnię, a zobaczysz nagich mężczyzn.

Florentczycy czyli geje

Co znaczyło być gejem we Florencji przełomu XV i XVI w.? Sodomia, czyli stosunki analne między mężczyznami, podlegała karze śmierci przez spalenie na stosie. W latach 1430-1505 o sodomię oskarżono ok. 10 tys. mężczyzn – średnio 130 rocznie. Co piąty był uznawany za winnego. Stracono niewielu, pozostałych wygnano, napiętnowano, ukarano grzywnami lub publicznie upokorzono. Homoseksualizm regularnie potępiano z ambon. Jednak w kręgach artystycznych za rządów Medyceuszy homoseksualizm był tolerowany. Gejami byli również m.in. dwaj inni wielcy malarze Michał Anioł i Sandro Botticelli, rzeźbiarz Donatello, poeta Poliziano czy bankier Filippo Strozzi. Tolerancja toskańskiej stolicy była tak duża, że jej sława przekraczała granice: w Niemczech „florentczyk” stał się potocznym określeniem geja.

Sodomita

9 kwietnia 1476 r. 24-letni Leonardo został oskarżony o sodomię. Tego dnia w siedzibie władz Florencji złożono donos. Czterech mężczyzn: krawiec Bacino, bliżej nieznany Bartolomeo di Pasquino, arystokrata Leonardo Tornabuoni oraz Leonardo da Vinci mieli odbywać stosunki analne z niejakim Jacopem Saltorellim, 17-letnim kowalem, który miał dorabiać jako eskort. To ostatnie było znane florenckim rajcom – wcześniej skazali już innego nieszczęśnika za seks z Jacopem.

Zarzuty zostały jednak oddalone z powodu braku świadków i dowodów, jednak ponownie pojawiły się dwa miesiące później, 7 czerwca 1476 r. I znów zostały oddalone, tym razem ze względu na brak podpisu – donos mógł być tajny, ale nie anonimowy. (Podpisanie donosu niosło niebezpieczeństwo: jeśli autor wiedział o aktach sodomii, to może sam w nich uczestniczył?)

Korzystny dla pięciu mężczyzn obrót spraw wynikał zapewne z nacisków wpływowej rodziny jednego z nich – Tornabuonich. Ród ów był powiązany z ówczesnym władcą Florencji z rodziny Medyceuszy – Wawrzyńcem Wspaniałym (Lorenzo de’ Medici, il Magnifico), wielkim mecenasem sztuki. Być może więc sam Lorenzo uważał ewentualne skazanie Leonarda za niestosowne.

Niemniej, oczekując na wyrok, Leonardo spędził jakiś czas we florenckim więzieniu, co było traumatycznym doświadczeniem. Niewykluczone, że skutkiem całej afery była wielka dyskrecja, z jaką Leonardo traktował swą seksualność przez resztę życia. Trudno się dziwić.

„Gra odtylna” i 400 lat w szafie

Malarz i teoretyk sztuki Gian Paolo Lomazzo jako pierwszy pisał o homoseksualności Leonarda. W pracy z 1564 r. zamieścił m.in. wyimaginowany dialog między Leonardem a wielkim starożytnym rzeźbiarzem Fidiaszem. Fidiasz pyta o jednego z ulubionych uczniów Leonarda:

Fidiasz: Bawiłeś się z nim kiedyś w „grę odtylną”, w której tak lubują się florentczycy?

Leonardo: Wiele razy! Trzeba ci wiedzieć, że był bardzo urodziwym młodzieńcem, zwłaszcza około piętnastego roku życia.

F: I nie wstydzisz się o tym mówić?

L: Nie! Czemu miałbym się wstydzić? Pośród ludzi wartościowych trudno o większy powód do dumy.

Przez prawie 400 następnych lat homoseksualność Leonarda była tabu. Dokument oskarżający artystę o sodomię po raz pierwszy opublikowano dopiero w… 1896 r.! Dziś przyjmuje się powszechnie, że Leonardo był homoseksualistą – pisze Charles Nicholl w biografii „Leonardo da Vinci. Lot wyobraźni” (WAB, 2006 r.).

Serial „Demony da Vinci” (2013- 2015)

Strata czasu. Bzdurne wątki sensacyjne i elementy fantasy. Leonardo jest tu połączeniem Sherlocka Holmesa z Indianą Jonesem i prawie nigdy nie maluje (!). Masa zmyślonych zdarzeń i postaci. Homoseksualność? Leonardo ma ognisty romans z… kobietą. Która nigdy nie istniała. Jednocześnie piąty odcinek poświęcony jest uwięzieniu i procesowi o sodomię. O której wcześniej nie było ani słowa.

Korzystaliśmy m.in. z biografii „Leonardo da Vinci. Lot wyobraźni” Charlesa Nicholla.

 

Tekst z nr 78 / 3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Męczeństwo Oscara Wilde’a

Wyrok za homoseksualność, upadek na dno hierarchii społecznej i przedwczesna śmierć pisarza to mit założycielski nowoczesnego ruchu LGBT

Tekst: Bartosz Żurawiecki

 

mat. pras.

 

Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że proces Oscara Wilde’a ma dla ruchu LGBT takie samo znaczenie, jak dla chrześcijaństwa ukrzyżowanie Chrystusa. To mit założycielski, kamień milowy czy jak tam chcecie to sobie nazwać. Dramat, nawet tragedia, a zarazem przełom. Wtedy po raz pierwszy w nowoczesnych dziejach homoseksualizm stał się sprawą publiczną – nie tylko państwową, ale i międzynarodową.

Ulec pokusie

Urodzony w 1854 r. w Dublinie Wilde był jednym z najsłynniejszych pisarzy swojej epoki. Był również kimś, kogo dzisiaj określamy mianem „celebryty”. Ekstrawagancki, błyskotliwy, piekielnie inteligentny, a także wystrojony i przegięty brylował na salonach Londynu, z premedytacją prowokując i szokując wiktoriańskie społeczeństwo Wielkiej Brytanii. Głosił wszem i wobec hasło „sztuki dla sztuki”, wyższości tejże nad banalną rzeczywistością. To nie sztuka naśladuje życie, ale życie naśladuje sztukę – powiadał. Jego demonstracyjny estetyzm stał się przedmiotem drwin i jednocześnie podziwu. Publiczność wiele Wilde’owi wybaczała, podekscytowana powieścią „Portret Doriana Graya” (1890), w której gotyckiej fabule zawarł wiele niedwuznacznych aluzji do objętego wówczas srogim tabu homoseksualizmu. Ta „niemoralna” książka – traktuje ona o mężczyźnie osiągającym dzięki sztuce wieczną młodość i w poczuciu nieskończonej bezkarności dopuszczającym się najgorszych zbrodni – weszła do klasyki literatury. Doczekała się, już w naszym stuleciu, kilku ekranizacji kinowych – ostatnia pochodzi zresztą z tego roku. Motyw Doriana Graya znalazł się też niedawno w serialu „Penny Dreadful” (polski tytuł „Dom grozy”), gromadzącym najsłynniejsze dziewiętnastowieczne toposy o „horrorowej” treści.

Za życia największą sławę przyniosły jednak Wilde’owi „komedie z towarzystwa”, w satyrycznym świetle stawiające ówczesne „wysokie sfery”, przesiąknięte hipokryzją i cynizmem. Do najgłośniejszych, grywanych zresztą do dzisiaj sztuk należą: „Wachlarz Lady Windermare” (1892), „Mąż idealny” (1895) i „Bądźmy poważni na serio” (1895). Wszystkie one także doczekały się ekranizacji filmowych. Natomiast, napisana w 1893 r. tragedia „Salome” wywołała skandal, gdyż oparta została na biblijnej historii. Wydawca sztuki z tego powodu nie zgodził się na jej wystawienie, premiera odbyła się dopiero w 1896 r. w Paryżu – w tytułowej roli wystąpiła najsłynniejsza aktorka tamtych czasów, Sarah Bernhardt.

Wilde pisał też wiersze, bajki, opowiadania grozy oraz eseje o sztuce i polityce (bodaj najgłośniejszy z nich to „Dusza człowieka w socjalizmie”, w którym autor wskazywał na zabójcze dla ludzkiej duchowości i indywidualności działanie kapitalizmu). Nieśmiertelne pozostały jego błyskotliwe, pełne paradoksów aforyzmy. Cytując je dzisiaj, często nie zdajemy sobie sprawy, że to on je wymyślił. Przypomnijmy kilka: „Naturalność to niezwykle trudna do utrzymania poza”, „Nigdy nie odkładam na jutro tego, co mogę zrobić pojutrze”, „Człowiek jest najmniej sobą, kiedy przemawia we własnym imieniu. Dajcie mu maskę, a powie ci prawdę”, „Społeczeństwo często wybacza zbrodniarzom, lecz nigdy marzycielom”, „Nie ma takiej rzeczy jak moralna albo niemoralna książka. Książki są dobrze lub źle napisane”, „Powaga jest jedynym schronieniem ludzi płytkich”, „Nie ma niedyskretnych pytań, są tylko niedyskretne odpowiedzi”, „Lubię mówić o niczym. Jest to jedyna rzecz, o której cokolwiek wiem”, „Kochać siebie samego to początek romansu na całe życie”. I mój ulubiony – „Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest ulec jej”.

Oscarowi przypisuje się także autorstwo, wydanej anonimowo w 1893 r. pornograficznej powieści „Teleny”, opisującej, w realiach findesieclowego Paryża, romans między młodym Francuzem a węgierskim pianistą, tytułowym Telenym.

„Somdomita”

Wilde w 1884 r. ożenił się z Constance Lloyd, z którą miał dwóch synów, Cyrila i Vyvyana. Mimo małżeństwa kultywował „miłość grecką” – jej tajniki poznał ponoć po raz pierwszy z młodziutkim Robertem Rossem, późniejszym dziennikarzem, krytykiem sztuki i najwierniejszym przyjacielem Wilde’a, który nie opuścił go w nieszczęściu i któremu pisarz zapisał w testamencie prawa do swoich utworów.

W 1891 r. Oscar poznał młodszego o 16 lat Alfreda Douglasa. Szybko zaczął się między nimi romans, niewątpliwie podsycany i tym, że Alfred również miał ambicje literackie. Był to, jak wynika z listów i wspomnień, związek burzliwy, pełen namiętności i pretensji, wzbogacany często o kolejnych kochanków. Kilkakrotnie też gwałtownie przerywany i wznawiany.

Alfred – ponoć młodzieniec rozpieszczony, kapryśny i nieodpowiedzialny – był śmiertelnie skłócony ze swoim ojcem, markizem Queensberry, Johnem Douglasem, który skierował atak przeciwko temu „pederaście” Wilde’owi, deprawującemu jakoby jego syna. Douglas senior planował m.in. rzucić zgniłymi warzywami w pisarza po premierze „Bądźmy poważni na serio”, ale nie został wpuszczony do teatru. Wreszcie zostawił w klubie kartę wizytową z, zawierającym błąd ortograficzny, dopiskiem: „For Oscar Wilde posing as a somdomite” („Dla Oscara Wilde’a pozującego na somdomitę” zamiast „sodomitę”).

Artysta, prawdopodobnie namówiony przez Alfreda, wytoczył markizowi proces, który jednak przegrał, gdyż pozwany wykazał w sądzie, że Wilde dopuszczał się aktów zabronionych prawem (m.in. korzystał z usług męskich prostytutek). Pisarz musiał zapłacić koszty procesowe, co uczyniło go bankrutem. W dodatku 6 kwietnia 1895 r. sam został aresztowany. Oskarżono go o sodomię i czyny lubieżne – przypomnijmy, że karalność homoseksualizmu zniesiono w Anglii i Walii dopiero w 1967 roku, zaś w Szkocji i Irlandii Północnej w latach 80. XX wieku!

Po trwającym ledwie ponad miesiąc procesie, 25 maja 1895 r. Oscar Wilde został uznany winnym i skazany na dwa lata ciężkich robót. Odsiedział cały wyrok. Zwolniony 18 maja 1897 r. natychmiast wyjechał do Francji. Nigdy nie wrócił do Wielkiej Brytanii.

Najsłynniejszy foch

Podczas odsiadki napisał długi list do Alfreda Douglasa, w którym rozliczał się z ich związkiem, a także opisał duchową przemianę, jaką przeszedł po upadku ze szczytów na samo dno społecznej hierarchii. Nie mógł jednak wysłać tej epistoły z więzienia, zabrał ją więc ze sobą, wychodząc na wolność. Douglas twierdził zresztą, że nigdy listu nie otrzymał i nie czytał. Został on wydany pod tytułem „De profundis” („Z głębokości”) po śmierci Wilde’a – po raz pierwszy w roku 1905 w wersji ocenzurowanej, z usuniętymi fragmentami odnoszącymi się bezpośrednio do adresata. Pełna wersja ukazała się dopiero po śmierci Alfreda (zmarł w 1945 r.) – w roku 1949. Z błędami, które usunięto w wydaniu z roku 1960.

I właśnie „De profundis” ukazało się niedawno po polsku w nowym tłumaczeniu Macieja Stroińskiego. Trzecim, po przekładzie z roku 1922 (oczywiście, niepełnej wersji) i roku 1992. W posłowiu Stroiński pisze, że „De profundis” jest dla niego najsłynniejszym przykładem „focha”. Listem „przesadzonym, jak również przegiętym”, w którym Oscar bez ogródek wygarnia Alfredowi, co myśli na temat niego samego i jego „potwornego” zachowania. Po czym mu wspaniałomyślnie wybacza. W liście znajdziemy także świadectwo nawrócenia Wilde’a – bardzo jednak specyficzne. Pisarz uważa Jezusa za wielkiego artystę ludzkości, z którym tylko on, Oscar Wilde, może się równać. „De profundis” stanowi więc frapujące połączenie pompatycznej pokory i ostentacyjnej dumy. Dumy gejowskiej?

Polskie wydanie wzbogacają m.in. listy Wilde’a wysłane do redakcji „The Daily Chronicle”, opisujące, już bez „kampowego” cudzysłowu, koszmarne warunki panujące w angielskich zakładach karnych. W książce znalazły się także listy Oscara do Alfreda napisane po wyjściu z więzienia, a zaczynające się od słów typu: „Mój najukochańszy!”. Panowie zeszli się bowiem znowu na kilka miesięcy i ostatecznie rozstali na początku roku 1898. Wilde zmarł w biedzie, pod fałszywym nazwiskiem Sebastian Melmoth, 30 listopada 1900 r., w obskurnym paryskim hoteliku d’Alsace. W wieku zaledwie 46 lat.

Happy Prince

Po wyjściu na wolność zdołał napisać jedynie poemat „Ballada o więzieniu w Reading”. Ostatnim latom jego życia poświęcony jest fi lm „Th e Happy Prince” – tegoroczny debiut reżyserski aktora Ruperta Everetta (który także wcielił się w głównego bohatera). O tym dziele możecie więcej przeczytać w naszej relacji z festiwalu w Berlinie, kilka stron dalej. Warto też nadmienić, że w 1930 r. ukazała się w Polsce fabularyzowana biografia Wilde’a, którą napisał Jan Parandowski. Nosi ona tytuł „Król życia”.

Zapewne casus Oscara Wilde’a – który dzisiaj zgodnie uważa się za dowód obskurantyzmu epoki i okrucieństwa prawa (w 2017 r. Wilde znalazł się zresztą wśród 50 tys. mężczyzn, których przeproszono w Wlk. Brytanii za wyroki skazujące ich z paragrafów penalizujących homoseksualizm) – opóźnił emancypację mniejszości seksualnych. Któż by się spieszył z coming outem, skoro groziła za to nie tylko infamia, ale i katorżnicze więzienie? Z drugiej strony, światowy rozgłos, jaki zdobył proces Wilde’a, siłą rzeczy wydobył homoseksualność z ukrycia, wprowadził ją do debaty publicznej. Cena, którą zapłacił artysta za ten postęp, była jednak zatrważająco wysoka. Tragedia i rozkosz, wolność i kara, lekkość sztuki i ciężar rzeczywistości – to wszystko splata się w życiu i twórczości Oscara, czyniąc z jego biografii modelowy przykład relacji między odmieńcem a społeczeństwem.

Oscar Wilde: „De profundis”. Przekład Maciej Stroiński. Sic! 2018  

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.