Serbia nie od parady

Politycy kalkulują: przypodobać się homofobom czy Unii Europejskiej? Wychodzi im, że bardziej opłaca się homofobom

 

20 października 2013 r. – pierwsza Parada Równości w Podgoricy, stolicy Czarnogóry. Trwała pół godziny. 150 uczestników/czek było ochranianych przez 2 000 policjantów

 

Pokazywany także w Polsce serbski film „Parada” kończy się sceną marszu środowisk LGBT w październiku roku 2010. Wtedy to, po raz pierwszy od wielu lat, udało się Paradzie przejść ulicami Belgradu pod silną eskortą policji chroniącej ją przed rozwścieczonym tłumem 20 tysięcy przeciwników. Rok wcześniej podobna próba skończyła się bezpardonowym atakiem kiboli, nacjonalistów i prawosławnych fundamentalistów. I chociaż także w 2010 r. nie obyło się bez ofiar (150 osób zostało rannych), siły porządkowe obroniły marsz, który, mimo wszystko, zdawał się potężnym krokiem naprzód na drodze emancypacji mniejszości seksualnych w Serbii.

Marketing polityczny

Niestety, w kolejnych trzech latach władze odmówiły zgody na Paradę, tłumacząc, że nie są w stanie zapewnić jej uczestnikom bezpieczeństwa. We wrześniu bieżącego roku więc zamiast marszu odbyła się około dwustuosobowa demonstracja na Placu Republiki w centrum Belgradu. Przebiegła ona bez zakłóceń. Ale sytuacja w Serbii nie nastraja optymistycznie.

Władze, niezależnie od przynależności partyjnej, traktują prawa mniejszości seksualnych w kategoriach marketingu politycznego – mówi mi Ksenija Forca, współpracująca z Fundacją Roży Luksemburg działaczka lesbijskiej organizacji Labris, współtwórczyni festiwalu Queer Belgrad. Kalkulują, co się bardziej opłaca. Albo starają się przypodobać homofobicznym obywatelom Serbii, albo próbują zrobić dobre wrażenia na przedstawicielach Unii Europejskich, pokazując, że dbają o przestrzeganie praw człowieka. Wychodzi im ostatnio z tych kalkulacji, że jednak bardziej opłaca się zakazać Parad.

Do niedawna Serbią rządziła wspierana przez Zachód Partia Demokratyczna byłego prezydenta Borisa Tadicia. Od lipca ubiegłego roku stery przejęła koalicja socjalistów (spadkobierców Slobodana Milosevicia, na czele rządu stanął jego dawny rzecznik, Ivica Dacić), nacjonalistów i liberałów. I choć nowa władza deklaruje kontynuację działań na rzecz wejścia Serbii do Unii Europejskiej, trudno powiedzieć, by próbowała włączać do owych działań środowiska LGBT. A i borykająca się z rożnymi kryzysami Unia Europejska – która niedawno przyjęła pod swoje skrzydła Chorwację, niegdyś będącą „bratnim krajem” Serbii w ramach państwa jugosłowiańskiego, a potem głównym wrogiem w wojnie bałkańskiej – nie kwapi się do szybkiego rozszerzenia swego terytorium o nowych członków. Rząd stara się spełnić żądania płynące z Brukseli – dodaje Ksenija – ale głownie w sferze ekonomicznej, co skutkuje rosnącą biedą i brakiem praw pracowniczych. W efekcie, ludzie przestali wierzyć, że wejście do Unii może poprawić ich sytuację. Rzeczywiście, badania z grudnia 2012 r. wykazały, że tylko 41 procent Serbów opowiada się za przystąpieniem kraju do UE. W głosie mojej rozmówczyni słyszę wyraźne rozgoryczenie: Nie jestem już pewna, czy dzisiaj Unia jest zainteresowana wspieraniem marginalizowanych grup. Obawiam się, że chodzi jej wyłącznie o zyski i zdobycie kolejnego rynku zbytu dla swoich towarów.

Słoweński raj, chorwackie związki

Problem tkwi jednak nie tylko w działaniach polityków, lecz także w homofobii, która wciąż jest bardzo silna wśród bałkańskich społeczeństw. Wyjątek stanowi tutaj Słowenia, która weszła do Unii razem z Polską w roku 2004 i w której dwa lata później zalegalizowano związki partnerskie. Już zresztą w latach osiemdziesiątych zorganizowano tam pierwszy „gejowski tydzień” (opisał go Martin Pollack w jednym z reportaży wydanych w Polsce w zbiorze „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”). Jednak nawet w Słowenii odrzucono w referendum możliwość wprowadzenia małżeństw homoseksualnych. Z kolei w sąsiedniej Chorwacji w 2003 r. zalegalizowano konkubinaty, także osób tej samej płci (dają one pewne prawa po trzech latach wspólnego życia). Obecnie lewicowy rząd przygotowuje ustawę o związkach partnerskich, co zmobilizowało konserwatystów związanych z Kościołem katolickim do zebrania podpisów pod wnioskiem o referendum, które ma dotyczyć zapisania w konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Wniosek przeszedł w parlamencie, referendum ma się odbyć 1 grudnia.

Warto wspomnieć, że już za czasów Jugosławii rożny był status prawny homoseksualizmu w rożnych krajach federacji. W latach osiemdziesiątych, u schyłku państwa jugosłowiańskiego, stosunki homoseksualne nie były karane w Słowenii, Chorwacji, Czarnogorze i autonomicznej prowincji Wojwodinie. W Serbii natomiast zdekryminalizowano je dopiero w roku 1994. Pierwszą paradę środowiska LGBT zorganizowały w roku 2001, niedługo po obaleniu Slobodana Milosevicia, na fali nadziei związanych z demokratycznymi przemianami. Przekształciła się ona w brutalną napaść ze strony ultraprawicowców, którzy masakrowali uczestników przy biernej postawie policji. To potworne wydarzenie zniechęciło na czas jakiś aktywistów do podejmowania publicznych działań.

Peder – wróg narodu

Jednakże już dwa lata później organizacje gejowsko-lesbijskie wraz z feministkami rozpoczęły przygotowania do parady w roku 2004. Niestety, nastąpiła wtedy eskalacja konfliktu na linii Serbia-Kosowo. Grupa chuliganów podpaliła meczet w centrum Belgradu, znów przy kompletnej indolencji służb porządkowych. Mając w pamięci wydarzenia z roku 2001, organizatorzy postawili zrezygnować z przemarszu, bo zdawali sobie sprawę, że nie zostaną ochronieni przez policję.

Dramatyczny przebieg, jaki miała kolejna próba podjęta w 2009 r., opisał w sfabularyzowanej formie wspomniany wyżej film Srdjana Dragojevicia (który zresztą odniósł wielki sukces frekwencyjny na Bałkanach). Przełom, który zapowiadała parada z roku następnego – wtedy w jej przygotowanie włączyło się nawet częściowo państwo – zaprzepaściły odmowy z lat kolejnych. I choć, jak podkreśla Ksenija Forca, sytuacja LGBT jest na pewno lepsza niż 15 lat temu, trudno nazwać ją dobrą. Homofobię przejawiają nie tylko organizacje i partie skrajnej prawicy, ale też instytucje państwowe i rząd. Jest ona częścią publicznego dyskursu, także zwykli ludzie nie mają oporu, by wypowiadać się przeciwko paradom, małżeństwom jednopłciowym, że o adopcji dzieci przez gejów i lesbijki nie wspomnę. Tak jak i w Polsce, na Bałkanach homofobia jest silnie powiązana z nacjonalizmem i religią. „Peder” (ponadetniczne słowo oznaczające „pedała”) to „wróg narodu”, z reguły przypisuje się go do innej, „konkurencyjnej” nacji. Sam przeczytałem w komentarzach pod teledyskiem jednego z queerowych bośniackich artystów, że „w Bośni i Serbii nie ma pedałów, są tylko w Chorwacji i Słowenii”.

Tymczasem, jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie portalu Unii Europejskiej – EurActiv, ponad 60 procent młodych homoseksualistów w Serbii myśli o samobójstwie, w tym 9 procent nieustannie. 4 procent wprowadza te myśli w czyn. Dla wielu jedyną alternatywą pozostaje emigracja.

Po złych doświadczeniach ostatnich lat Ksenija Forca jest zdania, że należy zmienić nieco strategię działania. Zamiast koncentrować się na Paradzie, powinniśmy robić wszystko, by wzmocnić społeczność LGBTIQ, tak by uczynić ją odporną na wszelkie manipulacje ze strony polityków i instytucji. Osłabiają nas one bardziej niż ataki fizyczne czy pokrzykiwania skrajnej prawicy. Prowadzą bowiem do kompletnej marginalizacji naszego środowiska i pozostawiają nas bez nadziei, że coś się może zmienić.

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tęczowy dzień Unii Europejskiej

Z europosłanką Ulrike Lunacek, autorką raportu o przeciwdziałaniu homofobii, przyjętego przez Parlament Europejski 4 lutego br., rozmawia Wojciech Kowalik

 

mat. pras.

 

Czarny dzień dla UE”, „Aktywiści homoseksualni mogą robić praktycznie wszystko i uchodzi im to na sucho” – grzmieli polscy politycy (z PiS), gdy 4 lutego Parlament Europejski przyjął raport pani autorstwa w sprawie unijnego harmonogramu działań przeciw homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową. W skrócie po prostu „Raport Lunacek”.

(śmiech) Czarny dzień dla UE? Przepraszam, to jest tak żałosne, że aż śmieszne. Jeśli już, to chyba raczej tęczowy.

Gdyby głosowali tylko polscy europosłowie, raport by odrzucono*, ale w sumie przeszedł bezpieczną większością (za 394, przeciw 176). To jest pierwszy tego typu raport w strukturach UE, prawda?

W 1994 r. przyjęto dokument przygotowany przez Claudię Roth, też europosłankę Zielonych. Był ważny, bo pionierski, ale tam stwierdzono praktycznie tyle, że geje i lesbijki istnieją. Przez te 20 lat, które minęły od tamtego czasu, osiągnęliśmy sporo w porównaniu z innymi kontynentami, ale wiele spraw pozostaje nierozwiązanych, wciąż wiele osób LGBTI nie czuje się bezpiecznie. Moj raport domaga się stworzenia przez Komisję Europejską jednolitej strategii walki z homofobią. W tym sensie rzeczywiście jest pierwszy.

Jaką ma moc?

Jest ważną deklaracją polityczną, ale nie obliguje ani krajów członkowskich, ani Komisji Europejskiej do niczego. W ciągu ostatnich trzech lat Parlament Europejski aż dziesięciokrotnie wnioskował do KE o stworzenie „mapy drogowej” walki z homofobią. Moj raport jest kolejnym instrumentem wywierania presji.

Na jakie działania ta ważna deklaracja polityczna może się przełożyć w najbliższym czasie?

Kandydaci ubiegający się o stanowisko w Komisji Europejskiej – włącznie ze stanowiskiem przewodniczącej/ego – będą na przesłuchaniach w Parlamencie Europejskim pytani o stosunek do raportu. W kwestionariuszu ILGA Europe (europejska organizacja LGBT – przyp. red.) do kandydatów do europarlamentu na pierwszym miejscu jest pytanie o poparcie dla mojego raportu. Ważne, by sprawy LGBTI cały czas były na politycznej wokandzie.

Mogłaby pani w skrócie powiedzieć, jakich dziedzin dotyczy raport?

Raport opiera się na badaniach Agencji Praw Podstawowych z zeszłego roku. Wynika z nich m.in., że aż 47% osób LGBTI w UE czuje się dyskryminowanych.

Wzywamy do przeciwdziałania dyskryminacji w takich obszarach, jak zatrudnienie, edukacja, ochrona zdrowia, dostęp do towarów i usług, wolność zgromadzeń i wypowiedzi. Mówimy o walce z mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści. Podkreślamy, że UE powinna stale monitorować kwestie związane z LGBTI, również w krajach kandydujących.

Jeśli chodzi o przestępstwa z nienawiści motywowanej homofobią, to polska policja nie ma nawet obowiązku zbierać danych na ten temat, więc oficjalnie nieznana jest skala zjawiska, mimo że co rusz słyszę, że ktoś został pobity za „pedalstwo”. Polskie prawo nie rozpoznaje takich przestępstw.

Raport prawa bezpośrednio nie zmieni, ale np. zachęca do wymiany informacji i dzielenia się tzw. dobre praktyki między krajami członkowskimi. W wielu krajach UE, np. w Holandii, Niemczach czy Austrii, istnieją organizacje skupiające homoseksualnych policjantów/ki – samo poznanie ich przez polskich policjantów/ki mogłoby wielu z nich otworzyć oczy na pewne problemy.

Polskie prawicowe portale lamentowały, że raport zmusi Polskę do przyjęcia związków partnerskich albo małżeństw homoseksualnych.

Osobiście jestem za tym, by małżeństwa homoseksualne i związki partnerskie były legalne na terenie całej UE, ale ich wprowadzenie należy do kompetencji państw członkowskich, a nie unijnych organów. Raport mówi tylko, że „państwa członkowskie, które przyjęły przepisy dotyczące związków nieformalnych, zarejestrowanych związków partnerskich lub związków małżeńskich par osób tej samej płci, powinny uznać podobne przepisy przyjęte przez inne państwa członkowskie”.

Małżeństwo pary Hiszpanek, która osiedli się np. w Portugalii, gdzie też małżeństwa homoseksualne są legalne, będzie uznane. Ale jeśli osiedlą się w Polsce, będą miały problem.

Niestety, na razie tak. I to jest wbrew zasadzie wolnego przepływu osób, jednego z filarów UE.

Radziłaby pani takim parom drogę sądową?

Jak najbardziej. To zresztą już się dzieje. Mój przyjaciel z austriackich Zielonych, parlamentarzysta Marco Schroeder, wziął ślub ze swoim partnerem w Holandii. W Austrii, gdzie legalne są tylko związki partnerskie, nie przysługują im prawa takie, jak małżonkom. Wnieśli sprawę do sądu. Jaki będzie wyrok, zobaczymy.

Skąd bierze się aż tak ostry sprzeciw wobec walki z homofobią u części społeczeństw UE?

Niektórzy chcą nas z powrotem wepchnąć do szafy. Mają ugruntowane homofobiczne poglądy i kropka. Woleliby, by w ogóle nas nie było, a skoro już jesteśmy, to powinniśmy się kryć. Głośno krzyczą o „przywilejach”, jakich rzekomo się domagamy. Czy kiedy dwóch chłopaków albo dwie dziewczyny chodzą za rękę – bez strachu, swobodnie, w poczuciu bezpieczeństwa – to „przywilej”?

Cóż, nie wszystkich da się przekonać, ale jest też spora część ludzi, których postawy nie wynikają z przemyślanej homofobii, tylko z niewiedzy, ignorancji. Z moich doświadczeń wynika, że wielu nie zna żadnej osoby LGBT – niejednokrotnie jestem dla nich pierwsza! – i w związku z tym nie bardzo potrafią sobie wyobrazić problemy, z jakimi się borykamy. Mówię, że wiele osób LGBT żyje w nieustannej samokontroli, by nie ujawnić swej orientacji, bo to może oznaczać odrzucenie przez przyjaciół czy rodzinę, mówię o pobiciach, o znęcaniu się w szkołach – nie tylko fizycznym, ale też werbalnym, o wyzwiskach, a także i o najzwyklejszych sytuacjach – że w pracy geje i lesbijki często kalkulują każde słowo, nawet w błahych rozmowach, bo nie wiadomo, jak na informację, że np. facet był w kinie „ze swoim facetem”, zareagują koledzy czy przełożeni…

Gdy takie sytuacje przytaczam, wtedy nagle ci ludzie rozumieją, o co chodzi i zgadzają się ze mną, że osoby LGBT mają prawo do bezpiecznej ekspresji swej seksualności na takich samych zasadach jak osoby hetero.

Jeszcze jest trzecia grupa – ci, których przekonywać nie trzeba, bo już są przekonani, że z dyskryminacją osób LGBT trzeba walczyć. Jest ich coraz więcej.

W kończącej się kadencji Parlamentu Europejskiego była pani współprzewodniczącą Intergrupy LGBT. Co się udało zrobić, a czego nie?

W poprzedniej kadencji Intergrupa LGBT miała 46 członków/iń. Obecna – ponad 160! To nasz największy sukces. Większość to osoby hetero, nasi sojusznicy, podkreślam.

Dzięki Intergrupie sprawy LGBT stają się sprawami należącymi do mainstreamu. Na każdy dokument w Parlamencie Europejskim patrzymy z perspektywy LGBT tak, by ta problematyka nie była oddzielną dziedziną, tylko towarzyszyła wszystkim pracom PE.

Natomiast najważniejsze konkretne sprawy do zrobienia to horyzontalna dyrektywa o zakazie dyskryminacji w dostępie do usług – od 2009 r. „w przygotowaniu” oraz ten swobodny przepływ osób i wiążące się z nim prawa jednopłciowych par. Brakuje woli politycznej po stronie Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej.

Jeszcze do pozytywów… Jako europosłowie/ eurposłanki wzięliśmy udział w wielu Paradach Równości w całej Europie. Nie jeździmy jako osoby prywatne, tylko pod szyldem Parlamentu Europejskiego – to ważne szczególnie w krajach, gdzie Parady budzą ostre protesty. Pokazujemy, że Unia Europejska stoi po stronie LGBT i wolności zgromadzeń.

Była pani na EuroPride w Warszawie.

I świetnie się bawiłam. Na Paradach na Litwie, Łotwie czy w Estonii wciąż, niestety, bywa niebezpiecznie. Na Węgrzech sytuacja się wręcz pogorszyła, ale tam przynajmniej policja chroni demonstrantów – nie tak jak w Serbii, która w UE jeszcze nie jest – gdzie władze odmawiają zgody na Paradę, twierdząc, że nie są w stanie jej ochronić.

Mentalność się zmienia, ale wolno. Wciąż widać różnicę między krajami „starej” i „nowej” UE. Dwa lata temu w Bratysławie, gdy przemawiałam na scenie podczas Parady, leciały w moją stronę kamienie. Na Parady w Wiedniu chodzę od początku, od 1996 r. – kamieni nie było nigdy.

Chciałbym jeszcze zapytać właśnie o sytuację w pani ojczystej Austrii. W 2010 r. wprowadziliście związki partnerskie. Pojawił się postulat małżeństw jednopłciowych?

Tak. U Socjaldemokratów i oczywiście w mojej partii, u Zielonych. Teraz rządzą konserwatyści, socjaldemokratom nie udało się wprowadzić małżeństw jednopłciowych do umowy koalicyjnej, więc na razie legalizacji nie będzie. To jest kwestia, która partia wygra następne wybory i jaka koalicja będzie rządzić.

A pani własna polityczna przyszłość?

Ubiegam się o reelekcję. Startuję z pierwszego miejsca. Zieloni mają według bieżących badań opinii ok. 14%, więc z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że pozostanę w Parlamencie Europejskim.

* Za przyjęciem raportu głosowali wszyscy europosłowie/ anki z SLD-UP i tylko dwóch z PO: Tadeusz Ross i Filip Kaczmarek.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.