WIKTORIA BRATKOWSKA jest transpłciową kobietą, cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Była przez długi czas bezdomna, dwa lata temu uzyskała mieszkanie w Gdańsku dzięki osobistej interwencji prezydenta Pawła Adamowicza. Wiktorię można zobaczyć niemal na każdej prodemokratycznej demonstracji w Trójmieście. W 2018 roku była inicjatorką gdańskich protestów osób z niepełnosprawnościami. Rozmowa Danuty Sowińskiej
Od kiedy wiedziałaś, że jesteś dziewczyną?
Od szóstego roku życia.
Jak sobie to uświadomiłaś?
Że męskie ciało nie wchodzi w grę. Męskie ciało to jest jakaś pomyłka. Choć jako facet długo do siebie nie dopuszczałam tej myśli, odganiałam. Potem to ukrywałam, ale w wieku 16 lat powiedziałam głośno i wyraźnie: „Mama, ja nie jestem mężczyzną, ja jestem kobietą”.
Jak mama zareagowała?
Histerycznie. „Po moim trupie będziesz kobietą”. Poczułam się jak zbity pies. To była trauma. Przeszłam swoje. Pomyślałam, że jak dostanę rentę socjalną, to będę mogła w 1997 r., w wieku 21 lat, podjąć terapię.
Rentę socjalną, ponieważ jesteś osobą z niepełnosprawnością. Masz dziecięce porażenie mózgowe.
Poród kleszczowy, przez który mój mózg został uszkodzony. Mam przykurcze mięśni rąk i nóg. Mam spastyczność mięśni. Cierpię na bóle mięśni przyszkieletowych, więc potrzebuję ciągłej rehabilitacji. Nie wykształciła mi się dobrze mowa. Mówię bardzo niewyraźnie, słyszysz. Nie mogę przez to pracować, dlatego otrzymuję rentę.
W 1994 r., gdy skończyłaś 18 lat, dostałaś rentę socjalną z opieki społecznej, a w 2004 r. – rentę z ZUS-u.
A w 2007 r. z KRUS, bo pomagałam prowadzić gospodarstwo rolne rodzicom. Mam ukończoną tylko szkołę podstawową. Rodzice nie chcieli wyłożyć na dalszą edukację niepełnosprawnego dziecka. Ja się nie przeciwstawiłam. W latach 1992-94 pracowałam przy wywózce drzewa. W schronisku Promyk byłam też asystentką osoby z bezdomnością.
Opowiesz o swej tranzycji?
Jak miałam 21 lat, to pojechałam do seksuologa, dr. Stanisława Dulko, do Warszawy. To trochę trwało, ale doktor zdiagnozował u mnie transseksualność. Ale ja i tak to, całą tę terapię, odwlekłam, bo ja nie chciałam sobie tego uświadomić, przyjąć, że muszę to zrobić. Miałam nadzieję, że to mi przejdzie. Bałam się.
I w pewnym momencie zdałaś sobie sprawę, że nie przejdzie.
W 2000 r. Zwlekałam 3 lata. 4 stycznia 2000 r. dostałam hormony, miałam wtedy 24 lata. W ogóle głos nie wyrobił mi się na żeński. Mam taki nijaki, chciałabym go podszkolić, to bym mówiła bardziej kobieco i wyraźnie. Ja się bardzo męczyłam tym głosem, ten głos jest piękny, taki jest cienki i delikatny. Uważam, że gdybym przyjmowała hormony nie od 24 roku życia a od 16 roku życia, byłoby inaczej.
Rozmawiałyśmy o tym już wcześniej. Uważasz, że osoby transpłciowe powinny móc przyjmować hormony od 16 roku życia.
Tak. Anka Grodzka mówiła o tym i Lalka Podobińska też. Ja po sobie to widzę. W tej chwili w Polsce trzeba być pełnoletnim lub mieć zgodę rodzica na podjęcie decyzji o ubieganiu się o korektę płci. Wojna między byciem taką a taką osobą to było u mnie 13 lat. Wojna między testosteronem a estrogenem.
Czyli 4 stycznia 2000 r. zaczęłaś kurację hormonalną i jak dalej twoje życie się potoczyło?
Była awantura niezła. Krzyki. Wyzwiska. W grudniu 1999 r. była awantura straszna, bo matka mówiła „nie”. A ja powiedziałam, że tych leków potrzebuję. Już naprawdę nie chciałam tego męskiego ciała. Gdybym w 1994 r., w wieku 18 lat, jak już zaczęłam dostawać pieniążki, zaczęła przyjmować hormony, byłoby inaczej. Niestety, były awantury, niesnaski.
Nie wiem, jak to było, ale kierowniczka GOPS przekazywała pieniądze tylko matce. W 2000 r. zrobiłam kierowniczce awanturę i udało mi się załatwić, że zaczęłam przyjmować rentę na swoje ręce. Potem od razu zaczęłam łykać hormony i byłam wniebowzięta, jak biust zaczął mi rosnąć, ale i tak nie tak pięknie, jak gdyby człowiek się urodził już z tą odpowiednią płcią. Na trzy lata uspokoiły się awantury.
Co się stało w 2003 r.?
Była zmiana dokumentów. Urzędniczka stanu cywilnego powiedziała: „Ja tu panią widzę. Pana nie widzę. Pani musi być panią”. Zmieniłam dokumenty. Może gdyby nie ta urzędniczka, to bym nie miała siły do końca, ale mnie pogoniła i zrobiłam.
Musiałaś pozwać do sądu rodziców, prawda? Kto ci pomógł z dokumentami?
Sama jakoś. Znowu wielka awantura była. Powiedziałam, że idę do sądu zmieniać płeć. A matka: „Po moim trupie!”. Babcia powiedziała: „Ten, kto dał ci hormony, jasnej światłości nie widział”. A ja złapałam za sznurek, wzięłam drabinę i poszłam się wieszać. Matka to zobaczyła, wzięła laskę, ojciec za bata i zaczęli mnie bić. Wtedy zeszłam z drabiny.
Zaczęli cię bić, żebyś nie popełniła samobójstwa?
No tak. Matka w końcu powiedziała: „A, bądź już tą kobietą”. Pani Krystyna Stawecka, sędzia w wydziale cywilnym, nie robiła problemu. Byłam sama na sali sądowej. Zapoznała się ze sprawą i potem zleciła wykonanie badania przez biegłego seksuologa Andrzeja Balona. Na drugiej rozprawie 26 października 2003 r. zostałam kobietą!
Wtedy jeszcze mieszkałaś z rodziną?
Tak, jeszcze mieszkałam i pracowałam u rodziców na gospodarstwie rolnym u nas w Secyminie. W 2007 r. umarł ojciec. Zostałam z matką, siostrą i jej mężem. Siostra urodziła córkę. Szwagier lubił nagrywać awantury. Siostra mi powiedziała, że jak będę chciała mieć operację, to będę musiała się wyprowadzić. Ja się postawiłam jurnie w 2013 r. i powiedziałam: „Nie! Jadę!”. Wzięłam kredyt na operację. 5 sierpnia minęła siódma rocznica mojej waginoplastyki, to była ostania operacja, jaką w Gdańsku wykonał przed przejściem na emeryturę prof. Kazimierz Krajka.
A w 2014 r. rodzina oskarżyła mnie o przemoc. Bo naciskałam na porządek w domu, a moja rodzina o dom nie dbała.
Zostałaś oskarżona o przemoc, bo chciałaś, aby w domu był porządek?
Tak. Ciągle były awantury, w których bili mnie. A ja powiedziałam w końcu do matki, że jak będzie mnie bić, to jej w końcu oddam. Powiedziałam fifty-fifty. Matka mnie od różnych wyzywała. Ja nie chciałam tego już słyszeć. Nie chcę na ten temat mówić, bo wspomnienia są bolesne. Ja wiem, że za daleko się posunęłam, bo nie pozostawałam dłużna. Nie miałam innego wyjścia, chodziło mi też o dzieciaka. Córka siostry ma obecnie 13 lat, niestety nie będzie miała wzoru ani babki, ani matki. To jest zwykła patologia. Zobacz – ja nie miałam wzoru ani matki, ani babki, ale jednak coś niecoś zrobiłam w tym mieszkaniu.
Zawsze jak do ciebie przychodzę, masz pięknie wysprzątane.
Staram się, aby mieć ładne mieszkanie, a tam nie wyszło. Pamiętasz, kilka miesięcy temu pokazałam ci zdjęcia mojego rodzinnego domu, był zapuszczony, śmierdzący, brudny. Ja chciałam tylko, żeby oni sprzątali, a oni chcieli tylko moje pieniądze. 27 marca 2014 r. puka do nas dziesięciu policjantów z nakazem przesłuchania na 3 kwietnia na Komisariacie Policji w Czosnkowie. Matka mnie pyta: „Co mi teraz robisz?”. A ja na to: „Teraz to już odchodzę, mam was w nosie!”. Poszłam do Domu Pomocy Społecznej. Tam siedziałam do sprawy. Gmina ręce umyła i chciała się mnie pozbyć. To była masakra, co oni zrobili, a później po sprawie karnej dostałam zakaz zbliżania się, mimo że moja matka nie miała obdukcji. Dostała w twarz parę razy za darcie się na mnie, za krzyki, za obelgi, za wyszydzanie, takie słowa do mnie mówiła: „Świniopasie, plotuchu, flaku”. Po ostatniej operacji to się jeszcze pogorszyło. Danka, nie miałam wyjścia. Ani opieka społeczna, ani inne instytucje nie chciały mi pomóc. Prosiłam: „Dajcie psychologa mojej rodzinie”. Ja dostałam niebieską kartę Ale ja się tylko broniłam. Przemoc domowa u mnie to jest fifty-fifty. U nas w Polsce nie było pomocy ludziom dotkniętych przemocą domową. A jak ja oddałam, to od razu zostałam ukarana.
13 listopada 2013 r. powiedziałam do szwagra: „Jak mnie znowu nagrasz, to ty dostaniesz!”. Nagrywał mnie 6 lat. Jak było gorąco, to od razu nagrywał. A ja miałam dość. Miałam kłótnię ze szwagrem i z matką. Policja przyjechała z ambulansem. Złamali mnie wtedy. Zamknęli mnie na 9 dni w zakładzie psychiatrycznym w Tworkach. Przypięta pasami byłam całą noc. Przyszła pani ordynator, zaczęłam normalnie rozmawiać, na drugi dzień już o 13:00 mogłam wyjść na miasto zakupy zrobić. Moim zdaniem, skoro jest przemoc w rodzinie, to powinna być przebadana cała rodzina. Nie może być tylko tak, że jest jedna strona medalu. Powinna być przebadana cała rodzina. Dzisiaj jestem silniejsza, wiem czego chcę. I wiem, że osoba niepełnosprawna na wsi nie istnieje. Nawet nie ma o czym myśleć, bo jest uważana jako osoba niespełna rozumu. Tak mnie rodzina traktowała przez całe życie. Nie może wypłynąć na głębokie wody.
A ty wypłynęłaś.
Wypłynęłam, bo chciałam mieć normalną rodzinę. Do operacji byłam bardzo zakompleksiona. A po operacji dostałam wiatr w żagle. Dbałam o gospodarstwo, o ogród przy domu, kosiłam trawę, kwiatki były zadbane. A oni po prostu nic. Kiedy ja naciskałam, żeby sprzątali, to się mnie pozbyli. Ja chciałam, żeby w domu człowiek mógł coś osiągnąć. Zostałam oskarżona o to, że zaczęłam chcieć rządzić, a ja po prostu chciałam mieć normalną rodzinę. Żeby można było w czystym miejscu jeść, aby było elegancko, żeby było zadbane. 20 kwietnia 2014 r. odeszłam z domu ostatecznie. Kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zielonkach po mnie przyjechał. Mieszkałam tam pół roku, bo potem wybuchł tam świerzb i odeszłam. Nie wiedziałam jeszcze, że są schroniska. W międzyczasie miałam drugą próbę samobójczą. Weszłam do wody, ale była za niska. Gdyby był większy nurt, to byś ze mną dzisiaj nie rozmawiała. Potem poszłam do noclegowni, potem do MONAR-u. Stamtąd zostałam skierowana koło Przasnysza. Tam siedziałam tylko tydzień. 1 października 2014 r. przyjechałam do Gdańska i od tego czasu jestem mieszkanką Gdańska. Zaczęłam mieszkać w schronisku „Prometeusz” dla kobiet. Potem pani dyrektor ze schroniska i pan prezydent Paweł Adamowicz pomogli mi to mieszkanie załatwić. Dostałam mieszkanie cztery lata później – 17 grudniu 2018 r. Niecały miesiąc przed morderstwem prezydenta. Paweł Adamowicz jest patronem tego mieszkanka.
Widzę uśmiech na twarzy. Pierwszy raz w życiu na swoim.
Tak! Jak dostałam klucze, byłam bardzo szczęśliwa, przestałam być osobą z bezdomnością.
26 marca 2015 r. w Szkole Elektronicznej na Podwalu Starowiejskim odbywało się otwarte spotkanie Prezydenta Pawła Adamowicza z mieszkańcami i mieszkankami Gdańska. Przyszłaś tam i zabrałaś głos.
Powiedziałam, że jestem osobą bezdomną z porażeniem mózgowym i jestem po operacji korekty płci. On się przespał z tą informacją, na drugi dzień dyrektorka „Prometeusza” mówi do mnie: „Wiktoria, masz wezwanie, dr Anna Strzałkowska ma wezwanie, wicedyrektorka Marta Buglińska i dyrektor Grzegorz Szczuka”. Prezydent na spotkaniu u siebie zapytał: „Panie Grzegorzu, jaka jest sytuacja bezdomnych ludzi LGBT w Gdańsku? Proszę mi raport przygotować”. Wtedy Tolerado po raz drugi w maju 2015 r. zorganizowało Marsz Równości w Trójmieście. Prezydent powiedział, że trzeba politykę równościową wprowadzić. Zrobił koalicję, która zaczęła pracować nad projektem Modelu Równościowego.
Ty się właściwie przyczyniłaś się do zapoczątkowania prac w Gdańsku nad Modelem na Rzecz Równego Traktowania.
No tak. Gdyby nie ja, to by tego nie było. Dzięki mnie Anna Strzałkowska, ówczesna prezeska Tolerado, spotkała się z prezydentem Adamowiczem. Coś pięknego z tego wyszło. Model się dzieje.
Co byś jeszcze chciała, aby w Gdańsku było?
Ułatwienia dla osób niepełnosprawnych. Logopeda. Zajęcia terapeutyczne. Basen za przysłowiową złotówkę. A teraz przez pandemię byłam uziemiona w tych pokojach. Trochę się boję. Ostatnio popsuł mi się suwak i zadzwoniłam do Khedi Alieva, Czeczenki z Fundacji Kobiety Wędrowne, ja ją naprawdę lubię, ona mi pomaga.
Wiktoria, dzięki wielkie za rozmowę.
Na koniec mam taki przekaz dla osób odkrywających swoją tożsamość – nie zwlekać z korektą płci, im wcześniej rozpocznie się kuracja hormonalna, tym efekty są lepsze. Im później się zaczyna, tym są efekty mniej fajne, ręce i nogi u mnie są duże.
Tekst z nr 87 / 9-10 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.