Witamy w piekle

Wyobraź sobie, że spędzasz dnie w obskurnym ciemnym pokoju, stojąc po łydki w zimnej wodzie. Jeśli nie wytrzymasz, położysz się i zaśniesz, możesz się utopić. Nie wiesz, czy jest dzień, czy noc, nie wiesz, czy przeżyjesz. I tak masz sporo szczęścia – twojemu koledze do takiej sali wrzucono trupa. Wszystko dlatego, że jesteś gejem. Witamy w Ugandzie, właśnie trafiłeś do Safe House

 

Wilson Sekiziyivu w Warszawie, lipiec 2012                                   foto: Adam Mularczyk

 

Wilson Sekiziyivu ma 31 lat. Uśmiechnięty, przystojny, zgrabny facet. Rozmawiamy w warszawskim klubie „Między Nami”, Wilson zamawia piwo po polsku. Nie uwierzylibyście, że przeszedł horror. Dwa razy aresztowany, trafił do Safe House – to supertajne miejsca, w których torturuje się ludzi. Władze Ugandy oficjalnie zaprzeczają ich istnieniu, ale Wilson doskonale wie, że są, bo tam był, byli też tam jego koledzy. Najpierw skopali mi intymne miejsca. Później do jąder i do penisa przywiązali mi kamień. Grozili, że w każdym momencie mogą go upuścić i wtedy urwie mi genitalia – mówi. Nawet nie liczy, ile razy został pobity. Na policję nie ma po co iść, policjanci jeszcze ci dołożą. Nikt nie broni twoich praw.

A teraz wyobraź sobie, że idziesz do lekarza z problemem i mówisz mu, że jesteś gejem. Jeśli nie doniesie na policję, że właśnie był u niego gej i nie poda jego danych – grozi mu siedem lat więzienia. Zadenuncjowanemu gejowi – o wiele więcej.

Jeden z biskupów kościoła anglikańskiego (dominujące wyznanie w Ugandzie) wzywa do wywiezienia wszystkich gejów na wyspę i wystrzelania ich tam. Wilson kiedyś chodził do kościoła. Przestał, gdy – po tym, jak został publicznie wyoutowany – ksiądz nie chciał przyjąć z jego rąk ofiary i zasugerował mu, że nie chce go więcej widzieć.

David Bahati to poseł – wróg numer jeden ugandyjskich gejów i lesbijek. W 2009 roku zaproponował, przy aplauzie swoich parlamentarnych kolegów, żeby karać śmiercią homoseksualistów przyłapanych drugi raz na uprawianiu seksu, albo HIV-pozytywnych uprawiających seks. Każda organizacja, która wspomniałaby coś o prawach osób LGBT byłaby karana za „promowanie homoseksualizmu”. Wy z „Repliki” wszyscy siedzielibyście w więzieniach – mówi Wilson. Kiedy Zachód podniósł głos i zagroził wstrzymaniem pomocy, projekt trafił do kosza. Teraz politycy próbują go wprowadzić na nowo, wspaniałomyślnie zamieniając karę śmierci na dożywocie. Mają przy tym poparcie panującego od 1986 roku prezydenta, wzywającego do oczyszczenia kraju z homoseksualistów.

W 2006 roku Wilson poznał chłopaka. Byli razem rok, chłopak uciekł do Singapuru. Musieliśmy bardzo uważać, bo w Ugandzie dwóch spacerujących ze sobą mężczyzn może mieć na głowie policję – mówi Wilson. Seks? Tak, ale tylko w największej tajemnicy. Obaj poznali się u zaprzyjaźnionego geja. To jedyny sposób na poznanie kogoś w tym kraju. Bo wyobraź sobie, że kiedy wejdziesz na jakąkolwiek stronę LGBT, policja od razu namierzy twój komputer. W ten sposób padła jedyna jak dotąd ugandyjska strona dla gejów.

Wilson zawsze chciał działać społecznie. Pomagał zakażonym HIV starszym ludziom, dzięki temu trafił do tajnej organizacji LGBT. Wtedy poznał Davida Kato, jego mentora i przyjaciela, bohatera afrykańskich gejów, kto- ry swoją walkę o ich prawa przypłacił życiem – w styczniu 2011 roku został pobity na śmierć. Wilson był już wtedy w Polsce.

W październiku 2010 roku Wilson zorganizował w domu w Kampali imprezę. Dwadzieścia kilka osób, przyjaciele z działającej w podziemiu organizacji LGBT, geje, lesbijki, trans. Było fajnie – pierwsza w jego życiu impreza urodzinowa. Wilson nie wie, kto było kapusiem – nie miał czasu na myślenie o tym, kiedy policjanci wlekli go do więzienia. W Ugandzie nie możesz ufać nikomu, każdy kto wie, że jesteś gejem i nie doniesie o tym na policję, idzie siedzieć. Dalej był już tylko gorzej: na wystawie w kiosku zobaczył gazetę z własnym zdjęciem i adresem; tu mieszka homoseksualista, wyeliminować go. Obok sto innych zdjęć ugandyjskich działaczy na rzecz LGBT. Pamięta, że był przerażony. Pamięta, że rodzina wyrzuciła go z domu i więcej jej pewnie nie zobaczy. Wtedy zdecydował: uciekam stąd. Wizę dostał na tydzień. Akurat nadarzyła się okazja na konferencję w Krakowie. Bilet, samolot przez Istambuł – wylądował w Warszawie. To było półtora roku temu. Do Krakowa nie pojechał. Chciał uciec dalej do Szwecji, ale się nie udało – trafił do obozu dla uchodźców w Warszawie, później w Białej Podlaskiej. Zaczął starania o azyl ze względu na orientację seksualną. W kieszeni miał ugandyjską gazetę z szykanującym go tekstem i list od Davida Kato. Urząd ds. Cudzoziemców uznał, że może bezpiecznie wracać do swojego kraju – nie przyznano mu statusu uchodźcy. O pomoc poprosił Kampanię Przeciw Homofobii, w sprawę zaangażowali się poseł Robert Biedroń i posłanka Anna Grodzka. Odwołanie w toku – Wilson czeka na decyzję Rady ds. Uchodźców. Jest rozgoryczony: Polski urząd nie wierzy, że jestem gejem. Jak to udowodnić?

„Gazeta Wyborcza” opisywała niedawno sprawę innego ugandyjskiego geja – Johna. Jemu też polscy urzędnicy odmawiają azylu ze względu na orientację seksualną. John nie chce ujawniać nazwiska ani pokazywać twarzy.

Wilson – przeciwnie. Chce, by o jego sprawie dowiedziało się jak najwięcej osób. W tym roku założył koszulkę „Stop homofobii” i pierwszy raz poszedł na Paradę Równości. Parę dni później założył biało-czerwony szalik i poszedł kibicować na Euro 2012. Polska! Biało-czerwoni! – skandował. Lubi Polaków, nawet wtedy kiedy zaczepiają go na ulicy, bo chcą mieć zdjęcie z Murzynem. Trochę mniej ich lubi, kiedy wyzywają go od czarnuchów. W pracy powiedział, że jest gejem. Nie „przyznał się” tylko współlokatorowi z Iranu. Jest mu tu dobrze, boi się tylko, że urzędnicy znowu każą mu wracać. Nie wiem, co wtedy ze mną będzie.

Tęczowi uchodźcy

Każdego roku tysiące osób LGBTI składa wnioski o nadanie statusu uchodźcy w krajach Unii Europejskiej, powołując się na prześladowania doznawane w krajach pochodzenia z powodu orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej. Liczba wniosków o ochronę międzynarodową z tego powodu w poszczególnych krajach UE znacznie się rożni: od kilkuset rocznie w Belgii, Holandii czy Szwecji, do kilkunastu lub kilku w Polsce, na Litwie czy Słowacji. Zgodnie z najnowszymi badaniami prowadzonymi w ramach ogólnoeuropejskiego projektu „Uciekając przed homofobią”, w Polsce w latach 2006-2010 złożono jedynie kilkanaście wniosków o przyznanie statusu uchodźcy z powodu prześladowań motywowanych homofobią lub transfobią. Tylko w jednym przypadku polskie władze administracyjne przyznały taką ochroną – osobie transseksualnej z Białorusi.

Kraje UE bardzo rożnie, niestety, interpretują zagadnienie zarówno orientacji seksualnej i tożsamości płciowej, jak i przejawy prześladowań z tych powodów. Niejednokrotnie władze poddają w wątpliwość orientację seksualną lub tożsamość płciową wnioskodawców, wymuszając lub sugerując przedstawienie „dowodów” na jej prawdziwość. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach w przypadku głośnej sprawy Ugandyjczyka Johna próbującego uzyskać w Polsce ochronę międzynarodową, gdzie do akt sprawy dołączone było „zaświadczenie” od psychiatry (!) stwierdzające homoseksualność mężczyzny. Niedawno także głośno było o technice „fallometrii” stosowanej w Czechach i częściowo na Słowacji, czyli sprawdzaniem fizjologicznej reakcji (erekcji) wnioskodawcy na pornografię hetero i homoseksualną.

W niektórych krajach wręcz wymusza się na wnioskodawcach informacje na temat szczegółów życia seksualnego (np. pytania o ulubione pozycje seksualne, techniki itd.) celem sprawdzenia „znajomości” życia homoseksualnego. Zdarza się, że urzędnicy pytają azylantów o znajomość tzw. „gay scene” w ich kraju, czyli adresy klubów dla osób LGBT, nazwy organizacji działających na ich rzecz. Problem w tym, że często nie bierze się pod uwagę w tych postępowaniach specyfiki krajów, w których osoby LGBTI są prześladowane – nie istnieje tam żadna „infrastruktura” tej społeczności, a co więcej, w niektórych krajach i w niektórych językach nie ma nawet odpowiednich słów na określenie zachowań homoseksualnych czy osób transseksualnych, gdyż kulturowo jest to niedopuszczalne. Dlatego często wnioskodawcy nie potrafią odpowiednio opisać swych przeżyć czy zachowań, tak, aby dopasować się do oczekiwań urzędnika reprezentującego zachodnią kulturę, w której obowiązują pewne kody językowe opisujące życie osób LGBTI.

To, co razi w decyzjach odmownych to również tzw. wymóg dyskrecji, czyli sugestia, że prześladowania nie będą miały miejsca, jeśli osoba ukryje przed całym otoczeniem swoją orientację seksualną lub tożsamość płciową. Takie oczekiwania i taki sposób procedowania z wnioskami o nadanie statusu uchodźcy jest niezgodny ze standardami praw człowieka i podstawowych wolności przypisanych jednostce ludzkiej.

 

Tekst z nr 38/7-8 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.