Bezinteresowny on air

Z KSAWERYM KONDRATEM,  transpłciowym chłopakiem, autorem popularnego profilu na IG, Spotify i TikToku, rozmawia Michalina Chudzińska

 

Foto: arch. pryw.

 

„Bezinteresowny On Air” – pod tą nazwą prowadzisz konto na Instagramie, nagrywasz podcast na Spotify i filmiki na TikToku. Przeważa na nich tematyka transpłciowości, o której opowiadasz z niesamowitą werwą i pozytywną energią.

Choć ciężko w to uwierzyć, sam jeszcze 3 lata temu prawie nic nie wiedziałem na ten temat. Pochodzę z bardzo małej miejscowości pod Białymstokiem i samo pojęcie „trans” nie było mi znane, kiedy jeszcze tam mieszkałem. Brakowało mi polskiego źródła wiedzy, które byłoby wystarczająco rzetelne, szukałem na stronach zagranicznych. Postanowiłem, że skoro i tak wykonałem jakąś robotę, to dlaczego się tym nie podzielić? Słyszałem wielokrotnie, że mam smykałkę do przekazywania wiedzy. Stąd pomysł, by zacząć mówić o transpłciowości głośno. Tik- Tok jest dobrym miejscem, by docierać do osób młodych, które zmagają się z podobnymi problemami, co ja kiedyś. Zaczęło się od podcastu, który zacząłem najpierw w formie pamiętnika bez świadomości, że to do kogokolwiek dotrze. To była dla mnie swego rodzaju terapia, bo na początku tranzycja była dla mnie bardzo trudna.

Dorastanie czy dojrzewanie to szczególny czas, kiedy odkrywa się swoją seksualność i tożsamość płciową. Jak to wyglądało u ciebie?

Odbywało się etapami. Na początku dojrzewania była we mnie pewna niezgodność. Zauważyłem, że mam pociąg do kobiet, i długo myślałem, że jestem homoseksualną kobietą. Nie było to jednak dla mnie wystarczające, ale zaakceptowałem to. Później, kiedy ciało zaczęło dojrzewać, inne dziewczynki cieszyły się z tego, a mi to strasznie przeszkadzało. Starałem się spłaszczać swój rosnący biust, garbiłem się. Nie byłem w stanie patrzeć na siebie w lustrze. Moje ciało zaczęło mi przeszkadzać. A jeszcze później, przy bardziej intymnych sytuacjach nie byłem w stanie pokazać się w całości przed bliską osobą. Nagość mi przeszkadzała.

W gimnazjum, mając te 15 lat, gdy nie znałem jeszcze pojęcia „trans”, rok ode mnie młodsza osoba po wakacjach wróciła do szkoły z prośbą, by zwracać się do niej męskimi zaimkami, a na FB zmieniła imię z damskiego na męskie. Nigdy się z czymś podobnym nie spotkałem. Zacząłem się nim interesować i poczułem, że też tak chcę, też chciałbym po wakacjach wrócić i oznajmić, że jestem Ksawery. Od tamtego momentu co wieczór zasypiałem z myślą, że chciałbym obudzić się jako chłopiec. Byłem wtedy jednak pewien, że to nierealne. Wówczas bardzo angażowałem się w kościół i myślałem, że to jakiś demon we mnie, więc chciałem go wyciszyć. Przecież nie mogłem sprzeciwić się woli bożej. Dopiero gdy spotykałem się z moją pierwszą dziewczyną, podałem w wątpliwość swoje przemyślenia dotyczące kościoła i „czystości”, bo nie czułem, że robię źle. Czułem się bardzo szczęśliwy w tym wszystkim.

Samo pojęcie „trans” poznałem na początku studiów, a studiowałem informatykę na Politechnice Warszawskiej. Miałem wówczas partnerkę, która pokazała mi wachlarz terminów, które, jak się potem okazało, odpowiadają moim odczuciom. To właśnie wtedy, w 2018 r., gdy miałem 20 lat, zacząłem dopiero akceptować siebie. I zrozumiałem: jestem heteroseksualnym transpłciowym mężczyzną.

Jak funkcjonowałeś jeszcze jako dziewczyna na studiach?

Ogólnie na roku było około siedmiu dziewczyn na sto osób. Czasami zdarzały się bardzo nieprzyjemne sytuacje. Raz miałem zajęcia, nie pamiętam dokładnie jakie, ale polegały na tym, żeby fizycznie złączyć jakiś obwód elektryczny. Byłem wtedy przed tranzycją, w parze z koleżanką. Wykładowca pół godziny przed zakończeniem zajęć powiedział do nas: „Panie już tego i tak nie zrobią, więc może panie sobie darują”. My w szoku, bo mamy jeszcze czas, a on zakłada z góry naszą porażkę, mimo że obok w ławce byli chłopcy, którzy byli w tym zadaniu sto lat za nami. Ale do nich takiego tekstu nie kierował. Gdy zmieniłem dane w dokumentach, studiowało mi się dużo lżej.

Jak na twoją transpłciowość zareagowała twoja rodzina i przyjaciele?

Powiedziałem im krótko przed rozpoczęciem terapii hormonalnej. Był to czerwiec 2019 r. Przy rozmowie ze swoimi lekarzami powiedziałem, że nie wezmę pierwszego zastrzyku, dopóki nie powiem rodzinie i znajomym. Najpierw coming out poczyniłem przed bliższymi znajomymi ze studiów. Stresowałem się, ale zareagowali bardzo pozytywnie, mówiąc, że było to po mnie widać od dawna i tylko czekali, aż przyjdę i im to powiem. Nawet kiedy należałem do akademickiej wspólnoty kościelnej, ludzie stamtąd mieli bardzo pozytywne reakcje. Nadal mam kontakt z tymi ludźmi, mimo że sam odszedłem od kościoła.

Rodzina dowiedziała się później, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem terapii. Obiecałem im, że te kwestie zostawię dla siebie, dla nas i nie będę o nich opowiadał. Jest to dość delikatny i emocjonalny temat, więc wolę o tym nie mówić. Na razie nie jestem na to gotowy. Oni też nie. Było ciężko, ale stanęli na wysokości zadania i zaakceptowali. Mogę powiedzieć, że stało się to stosunkowo szybko, bo w kilka miesięcy. Ostatecznie wspierają mnie w całym procesie tranzycji. Najtrudniej im było przestawić się na zaimki, ale to całkowicie zrozumiałe. Nauczyli się z czasem. Nie cała rodzina wie o mojej transpłciowości. Większość wie i akceptuje. Jestem dla nich wnukiem, bratem. Mieli też okazję poznać niedawno moją narzeczoną. Natomiast mam też babcię, ciotki i wujków, którzy do tej pory nie wiedzą, są przekonani, że studiuję za granicą. Mimo że działam w social mediach, nie wiedzą, że to ja, bo wyglądam przecież inaczej niż kiedyś. Możliwe jednak, że domyślają się pewnych rzeczy, bo jednak jak ktoś znika niemalże na 3 lata, to jest to zauważalne i pojawiają się pytania.

Natomiast ci, którzy wiedzą – kuzyni, siostry i bracia cioteczni – zaczęli do mnie pisać, że są na bieżąco z moim TikTokiem i że fajne rzeczy robię. Sprowokowało nas to do rozmów nie tylko á la small talk, ale też o sprawach łóżkowych.

A jak osoby z zewnątrz reagują na twoje filmiki? Masz kilkadziesiąt tysięcy obserwujących.

Mam ogólnie pozytywne grono odbiorców z różnych grup wiekowych. Dużo młodych ludzi pisze do mnie, że przez trzyminutowy filmik dowiedzieli się więcej niż przez 3 lata w szkole na WDŻ. To są trochę takie miniwykłady z edukacji seksualnej. Jest ogrom osób, które piszą, że są matkami, ojcami i dzięki moim filmom są w stanie lepiej zrozumieć swoje dzieci, i że nie jest to dla nich już wtedy temat nieznany. Czasami trafi się też hejter, który próbuje mi wmówić, że np. od testosteronu nie ma czegoś takiego jak przyrost łechtaczki. Usuwam takie komentarze – wśród moich odbiorców jest dużo osób trans, które mają różną wrażliwość i są na bardzo różnym etapie tranzycji. Nie chcę, by ktoś miał przez to jakieś problemy i wątpliwości. Staram się, by mój profil był bezpieczną i opartą na faktach przestrzenią.

Wspominałeś na TikToku, że jesteś po wszystkich operacjach. Jak wyglądała u ciebie tranzycja, jeśli mogę o to zapytać?

Chciałem nawet o tym nagrać odcinek. (śmiech) Moja jedynka, tj. mastektomia, czyli rekonstrukcja klatki piersiowej, była jedyna w swoim rodzaju. Robiłem operację w prywatnej klinice we Wrocławiu. Był październik 2019 r. Miałem mieć operację o 8 rano, więc od poprzedniego wieczora byłem na czczo.  Z rana byłem już gotowy, z gołą klatką piersiową, podjarany, chirurdzy gotowi do akcji i okazuje się, że nagle zabrakło prądu. Nie można było przecież zacząć operacji bez prądu, więc musieliśmy czekać. Mija godzina za godziną, a zazwyczaj w takich klinikach jest tak, że przychodzisz, kładziesz się, operują cię, śpisz cały dzień i następnego dnia z samego rana jest wypis. A ja oczywiście miałem dodatkowe atrakcje. Ostatecznie prąd wrócił, ale czekałem na niego cały dzień i operowali mnie ok. godz. 21. Trwało to niecałe 2 godziny, całą noc potem spałem.

Rano obudziłem się, miałem badanie i okazało się, że klatka piersiowa tak mi spuchła, jakby mi piersi odrosły. Okazało się, że nagromadziła się krew i trzeba było mnie znowu operować. Później chirurg zalecił, żebym został kontrolnie na kilka dni we Wrocławiu. Poza tym miałem chyba wszystkie możliwe komplikacje. Poza krwiakiem nie przyjął mi się lewy sutek. Zamiast niego mam po prostu bliznę. Przez następne miesiące cały czas miałem opuchliznę, ciągle zbierały się płyny w klatce i miałem ograniczone ruchy w rękach. To było bardzo frustrujące. Przez następne 2 miesiące musiałem chodzić do chirurgów na miejscu w Warszawie, gdzie mieszkałem. Pół roku dochodziłem do siebie. To była trudna droga, ale tak już mam, że życie lubi się ze mną podroczyć. Mimo wszystko bardzo dużo zawdzięczam chirurgom i pielęgniarkom z wrocławskiej kliniki, którzy sprawili, że mogłem odetchnąć pełną, płaską piersią.

Dwójkę, czyli histerektomię (chirurgiczne usunięcie macicy – przypis red.), robiłem w tej samej klinice. W przeciwieństwie do jedynki obyło się bez komplikacji. Mamy dwa rodzaje histerektomii: albo usuwa się całość, macicę, jajniki i szyjkę macicy, albo zostawia się tylko szyjkę. Ja ją zostawiłem, ale i tak usunięto mi ją przy trójce. A między jedynką i dwójką miałem zmianę danych osobowych.

To ten absurdalny proces, gdy trzeba pozwać do sądu własnych rodziców o błędne oznaczenie płci w akcie urodzenia.

Dokładnie. Pozew złożyłem w listopadzie 2019 r. w Białymstoku, który, jak wiesz, nie uchodzi za tolerancyjny. Składałem tam, ponieważ rodzice są tam zameldowani. Już wtedy pogodzili się z całą sytuacją, relacje nam się poprawiły i wspierali mnie. W sądzie zeznali, że bez problemu się zgadzają. Niestety, to i tak nie wystarczyło, bo miałem w swojej sprawie przydzieloną prokuratorkę, która zażądała, bym udowodnił jej, że jestem mężczyzną. Na rozprawie pytano mnie o szczegóły życia intymnego, np. kiedy i z kim straciłem dziewictwo. Przy rodzicach. To było strasznie krępujące.

Jest jeszcze „trójka”, czyli rekonstrukcja penisa, której wielu mężczyzn trans w ogóle nie robi. A można ją zrobić na dwa sposoby: metoidioplastykę lub falloplastykę. Wiem z twojego TikToka, że zdecydowałeś się na tę pierwszą. Wytłumaczysz różnicę?

Przede wszystkim różnica polega na tym, że w przypadku falloplastyki uwzględnia się przeszczep płatu skóry z innej części ciała pacjenta, a w przypadku metoidioplastyki cała rekonstrukcja penisa bazuje na przeroście łechtaczki, czyli nie przeszczepia się ani skóry, ani naczyń krwionośnych i nerwów. W przypadku meto – ten neopenis jest w stanie osiągnąć od 3 do ok. 7 centymetrów, więc jest mały i nie ma możliwości penetracji. Jest za to możliwość bezpośredniej stymulacji, ponieważ wokół przerośniętej łechtaczki nie ma żadnego obcego ciała i jest znacznie większa wrażliwość. Natomiast w falloplastyce łechtaczka jest schowana w cylindrze stworzonym ze skóry, więc bezpośrednia stymulacja jest utrudniona.

Falloplastyka dzieli się na cztery główne podgrupy i w zależności od tego, którą podgrupę pacjent wybiera, neofallus cechuje się zupełnie innymi własnościami. Jest grupa RFFF (Radial Forearm Free Flap), czyli pobiera się płat skóry z ręki; ALT (Anterolateral Thigh Flap), czyli z okolicy przednio-bocznej uda; MLD (Musculocutaneous Latissimus Dorsi), czyli płat skóry z pleców. Jest też pobranie płatu rurowatego z podbrzusza. W zależności od tego, z której części ciała pobierze się płat, przeszczepia się również naczynia krwionośne oraz nerw.

W przypadku falloplastyki pojawia się też większa liczba powikłań niż w przypad ku metoidioplastyki. Na przykład mogą wystąpić trudno gojące się rany i bardzo duże blizny po nich. Może też dojść do martwicy członka, jeżeli zostanie popełniony jakiś błąd w operacji. Trochę powikłań w obu metodach wiąże się z przedłużeniem cewki moczowej, bo to jest bardzo delikatny obszar, który ciężko się goi. Czasami pojawia się np. przetoka, która polega na tym, że w miejscu, w którym łączymy starą cewkę moczową z nową, dochodzi do przerwy i cieknie tam mocz przy załatwianiu się. Zdarza się też odrzut implantów jąder z ciała w obu sposobach. Oczywiście nie każdego spotykają wszystkie te powikłania, ale warto wiedzieć, że one istnieją. Zresztą nie sposób wymienić wszystkich w skrócie.

Poza tym w metoidioplastyce mamy możliwość osiągnięcia naturalnej erekcji w momencie podniecenia. Natomiast w falloplastyce zawsze jest mechaniczna i żeby ją osiągnąć, potrzebna jest erective device, czyli proteza erekcyjna. Wtedy erekcja wywołana jest bez względu na stan podniecenia.

Ty zdecydowałeś się jednak na metoidioplastykę.

Początkowo planowałem falloplastykę. Myślałem, że duży penis pomoże mi w postrzeganiu siebie jako mężczyzny, w poczuciu własnej wartości. Jednak zdałem sobie sprawę, że nie jest mi on potrzebny, a fajnie byłoby mieć jakąś satysfakcję erotyczną podczas współżycia z drugą osobą. Meto była mi w stanie to zagwarantować. Jest tańsza i z mniejszym ryzykiem powikłań. To chyba były moje główne powody. Poza tym moja narzeczona też miała wpływ na tę decyzję. Pomogła mi zdefiniować moją męskość bez względu na to, co mam w spodniach, i za to jestem jej ogromnie wdzięczny.

Poznaliście się w trakcie twojej tranzycji?

Tak. Przez portal Queer.pl. Miałem już dane męskie i byłem półtora roku na testosteronie – zaczęliśmy się spotykać na początku 2021 r., więc wyglądałem troszkę inaczej niż teraz, ale miałem w profilu wprost napisane, że jestem trans.

Wiele osób trans nie chce wspominać czasu sprzed tranzycji, a imię sprzed tranzycji to deadname – martwe imię. Ty natomiast w wywiadzie dla „Dużego Formatu” powiedziałeś: „Pokazuję ludziom, jak wyglądałem, kiedy miałem twarz kobiety. Jako Baśka byłem naprawdę ładny”.

To nie jest mój prawdziwy deadname, a określenie, z którego korzystam, kiedy mówię o sobie z przeszłości. Muszę jakoś określać tę osobę, bo jednak wiele tej osobie z przeszłości zawdzięczam.

Co skłoniło cię do przyjęcia imienia akurat Ksawery?

Powiem ci, że wybór imienia w wieku 20 lat nie jest prosty. Miałem kilka wersji wcześniej, jednak kiedy moja mama mnie zaakceptowała, poszedłem do niej i zapytałem: „Jak ty byś mnie nazwała, gdybym od początku urodził się jako chłopiec?”. Stwierdziłem, że zapytanie matki będzie jak najbardziej naturalną drogą, bo przecież to rodzice nazywają swoje dzieci. Mama odpowiedziała, że bardzo jej się podoba imię Ksawery, i stwierdziła, że będzie mi pasowało. Spodobało mi się i tak zostało.

Jeszcze tak na koniec – bardzo podoba mi się twoje zdjęcie w sukience, które zamieściłeś na Instagramie, i opis, w którym stwierdziłeś, że przestałeś wypierać z siebie swoją kobiecą część i zacząłeś uważać ją za czynnik wspomagający twoją męskość. Opowiesz coś więcej o tym?

Tak, powiem ci, że to jest efekt moich dłuższych przemyśleń. Doszedłem w pewnym momencie do wniosku, że jestem niesamowicie szczęśliwym facetem właśnie przez to, że miałem okazję bardzo długo żyć w ciele kobiety i mierzyć się z takimi zjawiskami jak seksizm, uprzedmiotowienie itp. To wszystko, czego mogłem doświadczyć na własnej skórze, spowodowało, że jestem lepszym mężczyzną – lepiej rozumiem kobiety. Zacząłem też w sobie pielęgnować te pierwiastki kobiece, które wcześniej wypierałem. Nie chcę, by mi zanikły w toku całej mojej tranzycji, bo im bardziej moja męskość nabiera pewności, tym moje cechy kobiece mogą bardziej zanikać – a tego nie chcę. Teraz, w momencie akceptacji, jakbym mógł cofnąć czas, to za nic nie zrezygnowałbym z tego wszystkiego, co musiałem przejść. Nigdy. To wszystko spowodowało, że jestem tym, kim jestem. Za nic bym tego nie wymienił. Nawet na 20-centymetrowego penisa. (śmiech)

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.