Była sobie dziewczyna

Z reżyserem LUKASEM DHONTEM, którego głośny debiutancki film „Girl” o transpłciowej nastolatce właśnie wchodzi do polskich kin, rozmawia ADAM KRUK

 

Foto: ®Johan Jacobs 4

 

Od 22 marca oglądamy w polskich kinach twój debiutancki film „Girl”, nominowany do Złotego Globu, nagrodzony m.in. Queerową Palmą na ostatnim festiwalu w Cannes. Wiem, że pracowałeś nad nim bardzo długo – kiedy zaczęła się ta historia?

Prawie dekadę temu, miałem wówczas 18 lat i przygotowywałem się do rozpoczęcia studiów w szkole filmowej. Natknąłem się na artykuł prasowy o Norze Monsequer – młodej transpłciowej dziewczynie, której marzeniem było zostać tancerką klasyczną. Gdy przeczytałem jej historię, coś ukłuło mnie głęboko, długo przechowywałem to uczucie w sobie. W końcu udało mi się z nią skontaktować. Jako młody, nieopierzony filmowiec bardzo chciałem zrobić dokument o niej i o świecie tańca, w którym się obracała. Nora nie chciała jednak wystąpić przed kamerą. Zgodziła się natomiast być po jej drugiej stronie. Wspólnie zaczęliśmy więc pracować nad scenariuszem filmu fabularnego.

Dlaczego odmówiła? Przecież zawód tancerza przyzwyczaja do występowania przed publicznością, do tworzenia spektaklu z własnego ciała.

Mnie także to zastanawiało. Paradoks ten wydał mi się ogromnie interesujący wizualnie i emocjonalnie, stał się w końcu jednym z ważniejszych motywów w filmie. Dlaczego młoda transpłciowa osoba, która ma bardzo trudną relację z własną fizycznością – odrzuca ją i okalecza, niecierpliwe czeka na tranzycję – wybiera środowisko, gdzie musi swe ciało eksponować, pracować z nim, gdzie jest ono poddawane nieustannej ocenie? W tym właśnie znalazłem napięcie, z którym chciałem pracować, które chciałem zrozumieć. Zależało mi, by ta partykularna opowieść dała szerszy obraz naszej rzeczywistości, bo świat baletu jest dla mnie także metaforą społeczeństwa, które posługuje się bardzo binarnymi kategoriami, gdzie jedne role przypisane są kobietom, inne mężczyznom. Chciałem przyjrzeć się, co takie społeczeństwa robią osobom, które się w tych kategoriach nie mieszczą, dla których są one trochę bardziej skomplikowane.

Pokazujesz to w najzwyczajniejszych sytuacjach życiowych. Nawet takie miejsca jak toalety czy szatnie, dla osób z jednoznaczną identyfikacją przezroczyste, dla innych stanowią problem i wyzwanie.

Podziały te obecne są właściwie we wszystkich dziedzinach życia – spójrz na świat filmu i to, jak różnią się gaże aktorów i aktorek. Albo wyróżnienia im przyznawane, zawsze zróżnicowane na role męskie i żeńskie – nie wystarczyłaby nagroda po prostu za najlepszą rolę? Lara z „Girl” jest ofiarą tych kategoryzacji: rówieśnicy, nauczyciele, a nawet jej własny brat, nie wiedzą, jak do niej podchodzić, jak ją zakwalifikować. Ale czy problemem jest naprawdę tożsamość jednostki czy raczej konstrukcja społeczna, która wymusza tego rodzaju sztywne opozycje? Dla wielu moich widzów, a film pokazuję bardzo różnej publiczności, w tym gender-queer, gender-non-binary, drag, tak mocny podział na męskie/żeńskie jest fikcją. Zwyczajnie się w nim nie mieszczą, ale dlaczego właściwie zmuszani są, by się mieścić? Może raczej to społeczeństwo powinno wreszcie odrobić lekcję z różnorodności.

Do głównej roli zorganizowałeś casting neutralny genderowo. Mogli wziąć w nim udział i chłopcy, i dziewczyny, zarówno cis, jak i trans. Dlaczego?

Ogromnie istotne było dla mnie, by film, który miał stanąć w kontrze do tych binarnych podziałów, nie powielał ich w procesie powstawania. Casting był jedną z najważniejszych i najtrudniejszych jego części, bo tytułowa rola była bardzo wymagająca jak na piętnastoletnią osobę. Nie tylko emocjonalnie, ale i czysto fizycznie, bo wymuszała opanowanie tańca klasycznego. Poza tym, będąc w tym wieku, czasem sam jeszcze nie wiesz, jak się określić. Nie chciałem narzucać, że ma to być chłopak albo dziewczyna, homo czy hetero, brunet lub blond. Byłem otwarty na wszystko, co może się zdarzyć. Najważniejszym kryterium była wola wystąpienia w filmie i pewne emocjonalne pokrewieństwo z Norą, którego poszukiwałem. Mając w głowie jej wizerunek, chciałem znaleźć osobę podobnie wrażliwą i mocną oraz na tyle charyzmatyczną, by zdołała rozbłysnąć na ekranie i porwać widzów.

Zaangażowałeś cispłciowego chłopaka. Niektórzy, również w społeczności trans, tę decyzje obsadową krytykują. Trwa debata o marginalizowaniu aktorów/ek trans, wysuwane są postulaty, że postacie trans powinny być grane przez aktorów/ki trans. Przesłuchiwałeś nastolatków trans?

Tak, parę ich pojawiło się na castingu. Współpracowaliśmy blisko ze szpitalem w Gandawie, będącym w europejskiej czołówce pomocy osobom trans oraz z punktami informacyjnymi dla nich, które mają szeroką bazę kontaktów. Dzięki nim poznaliśmy wiele dzieciaków i wiele z ich doświadczeń, którymi się dzieliły, okazało się pomocne w budowaniu wiarygodności filmu. Jednak większość z tych młodych ludzi – trochę jak sama Nora, gdy ją poznałem – miało problem z odkryciem się przed kamerą, nie czuło się przed nią komfortowo. Bo to bardzo trudny okres w ich życiu, nie zawsze czas na to, by w pełni się odsłonić. Czuliśmy dużą odpowiedzialność, bo fi lm zostanie przecież na lata. Nie chcieliśmy skrzywdzić nikogo, kto nie byłby gotowy, by utrwalić siebie samego w tym momencie życia.

Viktor Polster jako Lara; kadr z filmu

 

Kiedy pojawił się Victor Polster?

Przesłuchaliśmy chyba z pięćset młodych osób, kilkoro bardzo interesujących. Kiedy jednak stanął przede mną Victor, od razu się w nim zakochałem. Zrozumiałem, że poznałem osobę, która ma w sobie całe spektrum emocji, których poszukiwałem. Osobę, która będzie potrafiła wcielić się w tę postać w najbardziej elegancki i pełen szacunku dla tematu sposób. Jak dowodzą nagrody dla jego występu, nie pomyliłem się.

Jak Norze patrzyło się na Victora?

Nora brała udział w castingu i dzieliła moje przekonanie, że to on będzie najlepszy do tej roli. Powiedziała wtedy, że odnalazła w nim cząstkę siebie. Był bardzo zdyscyplinowany, czasem wręcz obsesyjny, subtelny, rozmarzony – z wieloma tymi rzeczami czuła osobisty związek. Dla mnie ważne było, że Nora była cały czas obecna, także na planie. Tylko dzięki temu, że opowiadaliśmy tę historię razem, byłem spokojny, że niczego nie przekłamuję, nie dopuszczam się nadużyć i moja wizja artystyczna nie jest oderwana od rzeczywistości. Co więcej, proces powstawania filmu okazał się istotny także dla niej samej, gdyż mogła dzięki temu przerobić ze sobą sprawy, które wydarzyły się w jej dzieciństwie i emocje, które wówczas czuła. Myślę, że jej obecność, porady dawały i Victorowi komfort pracy, poczucie, że – choć był to jego pierwszy przed kamerą – jest wiarygodny i akceptowany w tej roli.

Mimo jej akceptacji, ze strony osób transpłciowych pojawiły się głosy krytyczne, zarzucające ci nazbyt cisseksualną perspektywę. Jak na nie reagujesz?

Nie obrażam się. Myślę, że to dobrze, że fi lm wywołuje dyskusje, że wzbudza różne reakcje. To przecież rola sztuki: stymulować dialog. Jeśli więc ludzie zabierają głos, reagują na mój fi lm, mówią, w jakim stopniu ich reprezentuje, a w jakim nie, to jest to rzecz cenna. W „Girl” opowiedziałem historię jednej transpłciowej dziewczyny, staraliśmy się rzucić światło na to, co dzieje się z nią w trudnym okresie dojrzewania. Nigdy nie było moją intencją, by opowiedzieć o całej społeczności trans, nic dziwnego więc, że nie wszyscy jej przedstawiciele się w niej odnajdują. Czekam na kolejne fi lmy, które ukazałyby inne doświadczenia, problemy i radości środowiska, bo myślę, że każdy kolejny obraz ułatwia powstawanie następnego. „Girl” to mój portret Nory, w której się zakochałem i chciałem się tym uczuciem podzielić – zrozumiałe, że nie wszystkim musi się on podobać. Nie mam z tym problemu.

Nawet kiedy czytasz, że to film obsesyjnie skupiony na ciele, a życie transpłciowej osoby nie ogranicza się wyłącznie do tego aspektu?

Oczywiście, pokazuje dużo fizyczności, ale mając piętnaście lat wszyscy – bez względu na identyfikację płciową czy seksualną – uważnie obserwujemy mocno wówczas zmieniające się ciała: swoje i cudze. To przecież wówczas ogromnie zajmujące. Próbuję ten moment w życiu uchwycić. Poza tym, świat baletu jest zafiksowany na punkcie ciała – jego ćwiczeniu, tresowaniu, na formie, którą zdolne jest przyjąć. Musiało się to pojawić w filmie. To, że Lara jest trans i ma skomplikowaną relację z własnym ciałem także nie było bez znaczenia – takie były też wspomnienia Nory z jej dzieciństwa. Z tych powodów fi lm musiał skupiać się na fizyczności, ale myślę, że nie dzieje się to kosztem życia wewnętrznego bohaterki. Więc owszem, interesuje mnie ciało – zawsze zresztą mnie interesowało, widać to także w moich krótkich filmach – ale nie zgodzę się, że „Girl” jest filmem w jakikolwiek sposób voyerystycznym.

Mierzysz się tu z problemem autoagresji. Dlaczego bohaterka nie szuka wsparcia w internecie, mediach społecznościowych, nie kontaktuje się z innymi transami?

Nie wiem, czy wizualnie byłoby to ciekawe, gdyby Lara siedziała ciągle przed komputerem albo telefonem – na pewno nie byłaby to moja estetyka. Ale na spotkaniach po projekcji ludzie często mnie o to pytają. Odpowiadam na to, dzieląc się wspomnieniem z własnego dzieciństwa, że jako 15-letni homoseksualny nastolatek nie szukałem innych gejów, nie chciałem być z nimi widziany, utożsamiany. Siedziałem głęboko w szafie, musiałem najpierw zaakceptować samego siebie, by móc nawiązać więź z innymi. W tym sensie Lara ma dużo nie tylko z Nory, ale także ze mnie samego. W filmie pojawia się zdanie: „Nie chcę być przykładem, chcę tylko być dziewczyną”. To jest moment w jej życiu, kiedy próbuje nie odstawać od reszty, woli przynależeć, a w jej przypadku wpasowanie się oznacza dostosowanie do dziewczęcej grupy w szkole baletowej. Bycie stuprocentową, zwyczajną dziewczyną.

Podoba mi się w „Girl” ciepły obraz wsparcia ze strony rodziców. Przynajmniej w Polsce wcale nie jest to regułą. Jak sytuacja wygląda w Belgii?

Niestety i w Belgii znajdziesz przypadki – często dość dramatyczne – kiedy tego wsparcia nie ma, gdy brakiem akceptacji rodzice krzywdzą dzieci, których dorastanie i tak jest dużo trudniejsze niż ich rówieśników. Zazwyczaj w kinie oglądamy właśnie tego rodzaju problematyczne relacje. Ja chciałem pokazać wersję optymistyczną: relację ojciec-dziecko pełną miłości, zrozumienia, troski. Taki był właśnie ojciec Nory, taki był i mój ojciec, który wspierał mnie, gdy odkrywałem w sobie homoseksualizm. Myślę, że potrzebujemy więcej tego rodzaju ojców i trzeba ich częściej pokazywać – w kinie, sztuce, literaturze. Bo dają przykład. Bo możemy się od nich wiele nauczyć. Chciałbym, aby mój fi lm zobaczyło jak najwięcej rodziców – obecnych i przyszłych – aby tematy takie jak seksualność czy identyfikacja genderowa nie były tabu, by można spokojnie o nim rozmawiać. By podróż w stronę dorosłości odbyć można było razem.

Najbardziej urzekło mnie to, w jaki sposób tę podroż pokazujesz. Skąpane w żółciach i błękitach kadry pchają opowieść w stronę mitu, baśni.

Jako debiutant miałem ogromne szczęście móc pracować ze wspaniałym, doświadczonym operatorem Frankiem van den Eedenem, prawdziwym wizjonerem. Dużo rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób przekuć scenariusz w obrazy, by to one, a nie dialogi, pchały opowieść do przodu. Zdecydowaliśmy się na użycie dużej ilości światła słonecznego, ciepłego, żółtego koloru. Chodziło o nawiązanie w portrecie Lary do mitu Ikara – kogoś, kto pragnie lecieć wyżej i wyżej, ale w końcu może się sparzyć i upaść. Ojciec zaś jest Dedalem, czyli kimś bardziej rozważnym, kto próbuje uchronić swe dziecko od tragedii. By wydobyć tę metaforę, wiele scen oświetlanych jest naturalnym światłem słonecznym, niebieski zaś pojawia się w scenach wzmożonych konfl iktów, rozczarowań, deziluzji.

Mimo scen drastycznych, „Girl” jest jednak filmem optymistycznym – mógłby być częścią kampanii „It Gets Better”. Jak reaguje na film młoda publiczność?

Od nastolatków zazwyczaj mam wspaniały feedback, wielu z nich odbiera go bardzo osobiście. Wynika to, jak sądzę, z tego, że czy jesteś trans czy cis, homo czy hetero, musisz w tym wieku odpowiadać sobie na pytania o własną tożsamością, konfrontować się ze swoją fizycznością, odnajdywać się w często nieprzychylnym rówieśniczym otoczeniu. Niektórzy reagują bardzo żywo, płaczą, inni buntują się przeciwko filmowi albo oczekują wyjaśnień. Mam poczucie, że w słowniku kina nie było jeszcze takiej postaci jak Lara i skoro jest w jakimś sensie pierwsza, wielu domaga się, by była wzorem. Myślę, że to właśnie wzbudza w filmie największe kontrowersje, że Lara wzorem być nie chce i nie potrafi . Nie jest aktywistką, jest po prostu istotą ludzką.

A czy ty, jako filmowiec, czujesz się aktywistą?

Na pewno chcę opowiadać o postaciach i tematach, które nie są częścią popularnego języka filmowego i mówiąc o nich, docierać do jak najszerszej publiczności. „Girl” to tylko pierwszy etap poszerzania tego języka – pracuję obecnie nad kolejnym filmem, który również oswajać będzie widownię z bohaterem z grupy mniejszościowej. Bo to jest mój cel: rozszerzać pole widzialności, przełamywać strach, budzić empatię. Mam nadzieję, że „Girl” jakoś się do tego przyczynia.  

 

Tekst z nr 78 / 3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.