Ikony

O potrzebie pisania queerowych historii XX w. w Polsce. Tekst: Joanna Ostrowska

 

Odmienny, czyli queerowy sposób oglądania otaczającej nas rzeczywistości to warunek konieczny w trakcie odtwarzania dwudziestowiecznej historii osób nieheteronormatywnych w Europie Środkowo-Wschodniej. W Polsce zdążyliśmy się już niestety przyzwyczaić do przekonania, że wszyscy „inni” nie pozostawili śladów; że badanie queerowej opowieści można zacząć dopiero w II połowie lat 80. XX w. Wcześniej świadków było „stosunkowo niewielu”, a ich wpływ na codzienność historyczną był rzekomo niewystarczający. Pojedyncze głosy z ukrycia przez lata utwierdzały nas – polskie społeczeństwo – w przekonaniu, że nienormatywność, queerowość jest czymś obcym, z gruntu niepolskim, zapożyczonym albo wręcz przywiezionym z zewnątrz. Momentem nienormatywnej rewolucji zza granicy miał być oczywiście przełom lat 80. i 90. i czas transformacji. Milczenie wszystkich wykluczonych z poprzednich epok zdejmowało z nas odpowiedzialność związaną z opowiadaniem. W Polsce „takich rzeczy” i „takich ludzi” miało wcześniej nie być.

Homobiografie pączkują i owocują

Wstępny etap queerstorycznych poszukiwań odmieńców to najczęściej tworzenie pocztu bohaterów – grupy ikon. Z odmętów niepamięci trzeba wyciągać na światło dzienne tych, których ukryto albo których nienormatywność przemilczano. Z jednej strony walczymy o postacie znane i poważane, z drugiej – przekonujemy „niedowiarków”, że osoby nieheteronormatywne istniały. Zresztą jak mogłoby być inaczej. Osoby queerowe walczyły w zrywach niepodległościowych, sprawowały funkcje państwowe, zasiadały w uniwersyteckich gremiach, tworzyły polską kulturę i sztukę.

W 2008 roku Krzysztof Tomasik opublikował przełomowe „Homobiografie”, co zresztą nie było takie łatwe. Po pierwsze, rodzime wydawnictwa nie były zainteresowane „skandalicznym grzebaniem w biografiach osób zasłużonych”. Po drugie, już po premierze krytyka uznała tę opowieść za kpinę z polskiej kultury. Dziś te dywagacje krytyków literackich, zarówno liberalnych, jak i konserwatywnych, to już część odmieńczej historii odzyskiwania życiorysów. Czternaście lat później kolejne rozdziały książki Tomasika były i są rozszerzane, owocują nowymi biografiami uwzględniającymi nienormatywności opisywanych osób. Ten proces jest bardzo powolny, ale trwały i nie do zatrzymania. Najbardziej cieszą oczywiście opowieści o nieheteronormatywnych kobietach, czyli chociażby biografia Zofii Sadowskiej autorstwa Wojtka Szota czy oparta na zbiorze listów saga o relacji Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej pióra Sylwii Chwedorczuk. Zresztą w kolejnym roku ukażą się aż dwie biografie Marii Konopnickiej i siłą rzeczy Marii Dulębianki oraz opowieść o Marii Rodziewiczównie.

Z konceptem odmieńczego kanonu biografii mierzy się od 2017 r. także Karol Radziszewski w swoim cyklu „Poczet”, który zresztą ewoluuje i przeradza się w kolejne projekty. Pomysł upowszechniania ikon z sukcesem przejęła również sama „Replika”, konsekwentnie tworząc serie magnesów i krótkich tekstów, często mieszając historię ze współczesnością. Bardzo słusznie! Klasyczna, wertykalna opowieść historyczna, w której liczy się rozwój i wytyczanie ścieżki zgodnej z tezą „od prześladowań do walki o prawa”, to tylko jeden z możliwych scenariuszy opowiadania o przeszłości. Horyzontalne podejście, koncentrowanie się na biografiach wymykającym się tradycyjnym XX-wiecznym, nienormatywnym scenariuszom, pozwala na zauważanie tych tylko z pozoru „zwykłych ludzi”, którzy często byli siłą napędową zmian. Może nie w sensie globalnym, państwowym, społecznym, ale bardziej lokalnym, a przede wszystkim intymnym.

Jedynie przyjemne narracje?

W swojej książce „Przedziwna sztuka porażki” Jack Halberstam pisze odrobinę ironicznie o historykach-archeologach, którzy w szczytnym celu brną przez homofobiczne wymazanie, oczywiście w poszukiwaniu prawdy. Myślę, że dziś do „archeologów” z Europy Środkowo-Wschodniej można też zaliczyć wszystkich innych poszukiwaczy queerowej przeszłości. W tym rejonie nie była to nigdy domena osób zajmujących się historią. Wręcz przeciwnie. Nie zmienia to faktu, że Halberstam uczula nas na jedną bardzo ważną kwestię: „niezależnie od tego, że musimy odsłonić pewne historie, które skazano na niewidzialność, zakopujemy inne, a czasami robimy obie te rzeczy naraz. Można powiedzieć, że badacze i badaczki z obszaru studiów gejowskich i lesbijskich również ukrywają historię, opowieści, które nie przypadły im do gustu, i wykazują tendencję do wybierania z archiwów historii jedynie przyjemnych narracji”.

Brzmi to z jednej strony patetycznie, a z drugiej – niebezpiecznie. W końcu wyciągając na światło dzienne jednych, zakrywamy innych. Poszukując ikon, siłą rzeczy selekcjonujemy tych rzekomo najważniejszych, wprowadzamy hierarchie, częstokroć wybielamy życiorysy, aby przypadkiem opisywana biografia nie była ambiwalentna. Ten kaganiec selekcji „grzecznych opowieści” nosimy ze strachu, który ma współczesne – polskie, homofobiczne, transfobiczne i queerfobiczne – podłoże. Dodatkowo trudniej przecież opisać to, co niespójne i niepodpadające pod kategorię ofiary albo buntownika.

Nie da się jednak ukryć, że dobieranie historii i osób bohaterskich jest często warunkiem koniecznym, żeby zacząć opowiadać. Wszelki próby rozwarstwienia opowieści, biografii; wszelkie działania w kontrze do przewidywalnych scenariuszy dają szansę na oddech – poddają w wątpliwość hierarchię i to, o kim warto wspominać, a o kim nie; kogo wynosimy na sztandary, a kogo nie.

Najbezpieczniej było milczeć

Historia osób nieheteronormatywnych to na pewno wielogłos licznych postaci pochodzących z różnych klas społecznych, z różnym doświadczeniem życiowym, funkcjonujących w hierarchicznym i, szeroko rzecz ujmując, queerfobicznym społeczeństwie w całym XX w. Ćwiczenia z technik maskowania tożsamości płciowej i orientacji seksualnej stanowią punkt wspólny wielu biografii bez względu na moment historyczny.

Pracę nad książką „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” zaczynałam przekonana, że moim zadaniem jest odsłonięcie tych życiorysów, które, przede wszystkim patrząc pod kątem klasowym, nie miały szansy na zaistnienie obok publicznie rozpoznanych ikon. Finalnie próbowałam raczej koncentrować się na opisywaniu świata, w którym funkcjonowały dane osoby. Nie zawsze w kontrze do innych. Najczęściej jednak w ukryciu. Ich życiorysy nie zostały zatem wymazane. Często usuwano tylko „poszlaki” wskazujące na odmienność. Przyczyniali się do tego rodzina, państwo dbające o heteronormatwyność polskiego dziedzictwa narodowego albo sam zainteresowany, który zdawał sobie sprawę, że najbezpieczniej jest milczeć.

Nie da się jednak ukryć, że opowiadanie o tych ludziach przypomina bardziej tropienie prywatnych sieci znajomości i sieci wsparcia. Mapa takich osobistych powiązań wpływających na rozwój wiedzy dotyczącej transpłciowości stała się na przykład punktem wyjścia do wystawy i fenomenalnej publikacji „Others of My Kind: Transatlantic Transgender Histories” pod redakcją Alexa Bakkera, Rainera Herrna, Michaela Thomasa Taylora i Annette F. Timm. Grupa redaktorska tego projektu mierzyła się z transatlantyckimi transpłciowymi relacjami, próbując opowiedzieć historie w liczbie mnogiej. Mam wrażenie, że taki punkt wyjścia to dobry trop także w badaniu opowieści rodzimych, naszych, nie tyle polskich, ile przede wszystkich środkowoeuropejskich.

Przed wojną, w trakcie okupacji i po wojnie osoby nieheteronormatywne ukrywały się razem – wspólnie. Cenzura dotyczącą homoseksualności działała równie mocno w rodzinnym domu, jak i w życiu publicznym i zawsze dotyczyła grupy. Jeśli tuż przed wojną i tuż po niej osoby tej samej płci mogły trafi ć do polskiego więzienia za wspólne wyjście do kina albo do teatru zakończone relacją intymną, to czy rzeczywiście po 1945 tak wiele się zmieniło? Jak w tym kontekście rozumieć progres prawny, którym tak się szczycimy, wspominając przedwojenny kodeks Makarewicza? Ich strategie przetrwania w opresyjnej rzeczywistości nie ulegały zmianie. Pomocy szukano wśród swoich, wspólnie również celebrowano małe zwycięstwa dnia codziennego.

W polskiej historiografii dominuje przekonanie, że od 1932 r. Polska należała do tych nielicznych oświeconych społeczeństw, które przeciwstawiły się kryminalizacji homoseksualności. Kodeksy zaborców prześladowały osoby nieheteronormatywne, ale nowe polskie prawodawstwo, które obowiązywało de facto od stycznia 1933 r., miało to zmienić.

Na pierwszy rzut oka rzeczywiście w kodeksie Makarewicza nie umieszczono paragrafu podobnego do § 175 niemieckiego kodeksu karnego, ale istniała pewna niebezpieczna furtka. Artykuł 207: Kto z chęci zysku ofiarowuje się osobie tej samej płci [zarówno mężczyźni, jak i kobiety – J.O.] do czynu nierządnego, podlega karze więzienia do lat 3. Słowo „zysk” można było interpretować na różne sposoby. Zresztą w trakcie aresztowań – zarówno przed wojną, w trakcie wojny, jak i do roku 1969 – polska policja pisała wprost o „zatrzymaniach za homoseksualizm” albo „pederastię”. Czy pod słowo „zysk” podciągnięto zaproszenie na kolację, czy ekwiwalent pieniężny, zależało od służb i prokuratury.

Od połowy lat 30. w Warszawie prowadzono dodatkowo spisy osób podejrzanych o przestępstwa seksualne, co kontrolował Referat Policji Kobiecej. Mężczyzn uznanych za homoseksualnych opisywano w nim jako „pederastów”. Dzięki tego typu dokumentacji można było kontrolować społeczność miejskich i przyjezdnych „ciot”, jak same o sobie mówiły zgodnie z badaniami Kamila Karczewskiego. Kiedy tylko sprawy wymykały się spod kontroli, używano artykułu 207, żeby przywrócić „porządek”.

Dotychczas nie zbadano na jaką skalę przed i po wojnie korzystano z tego paragrafu, ale już kilka pierwszych spraw karnych to dobry punkt wyjścia do zmiany perspektywy. Przekonanie o tym, że to zaborcy, a później okupant straszył społeczność queerową paragrafami, jest błędne. Polski kodeks też trzeba było umieć oszukać.

Teofil, Lulla i inni

Myśląc o queerowych historiach i sieciach powiązań, mam na myśli zatem nie tylko odzyskiwanie opowieści grupowych, tak jak w przypadku Stanisława Chmielewskiego, który wykorzystując przedwojenne – ewidentnie nienormatywne – powiązania, rozkręcił całą siatkę ratującą osoby żydowskiego pochodzenia z getta warszawskiego. Albo czysto osobiste znajomości takie jak w przypadku Lulli la Polaki i Teofila Kosińskiego. Panowie przecież bywali razem na wakacjach w Bułgarii w większym gronie i wysyłali sobie kartki pocztowe.

Przeglądając wspomniany warszawski „Skorowidz osób podejrzanych”, otrzymujemy prawie osiemdziesiąt nazwisk osób z pierwszych stron gazet (Paweł Hertz, Józef Czapski) i tych kompletnie anonimowych dla publiki (Bolesław Gąsowski, Mahomet Bej Czukała). Wszyscy razem bez wyjątków zostali ułożeni alfabetycznie i sklasyfikowani. Owszem, punktem wyjścia do opowiadania o nich byłaby sieć powiązań powstała w wyniku prześladowań, ale rozsadzić tę narrację można tylko w jeden sposób. Queerowanie takiego źródła policyjnego stworzonego przez sprawcę polegałoby na stworzeniu pełnej narracji o osobach, których życiorysy sprowadzono tylko do listy ze starego skorowidza.

Poza tym wśród tych prawie 80 nazwisk jest tylko jedna kobieta bądź osoba, której imię i nazwisko wskazuje na taką tożsamość płciową. Natalię Lewicką spisano w 1939 r. najprawdopodobniej jeszcze przed wybuchem wojny. Przy jej nazwisku zostawiono komentarz „miłość lesbijska”. Na razie nic więcej o niej nie wiemy. Pisanie tych queerowych historii rozpoczęłabym właśnie od niej – nowej, wciąż jeszcze anonimowej ikony.

***

W przemyśleniach nad queerowaniem historii w Polsce pomagały książki:

  • Halberstam Jack, Przedziwna sztuka porażki, tłum. M. Denderski, Warszawa 2018.
  • Others of My Kind: Transatlantic Transgender Histories, red. A. Bakker, R. Herrn, M.T. Taylor, A.F. Timm, Calgary 2020.
  • Stryker Susan. Transgender History. Th e Roots of Today’s Revolution, New York 2017.

Autorka prosi o kontakt z redakcją wszystkie osoby, które mają jakiekolwiek informacje dotyczące Bolesława Gąsowskiego, Mahometa Bej Czukały i Natalii Lewickiej.

***

Joanna Ostrowska – doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii, studiowała również w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ, Katedrze Judaistyki UJ, na Gender Studies UW, w Zakładzie Hebraistyki UW i PWSFTviT w Łodzi. Wykładowczyni akademicka, krytyczka filmowa, dramaturżka. Zajmuje się tematyką związaną z przemocą seksualną w czasie II wojny światowej i zapomnianymi ofiarami nazizmu. Autorka głośnej książki „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej” (2018), za którą otrzymała prestiżową nagrodę Mauthausen-Memorial-Forschungspreis; „Mój Führerze! Ofiary przymusowej sterylizacji na Dolnym Śląsku w latach 1934-44” (2019); oraz „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” (2021), nominowanej do Nagrody im. prof. Tomasza Strzembosza (2022) i nagrodzonej Nike Czytelników i Czytelniczek 2022.   

 

Tekst z nr 100/11-12 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.