Z KACPREM POTĘPSKIM, transpłciowym aktywistą, członkiem zarządu krakowskiej Federacji Znaki Równości, o tych aspektach bycia trans, z których ludzie cis rzadko kiedy zdają sobie sprawę, rozmawia Anton Ambroziak
Transchłopak przepytuje transchłopaka i aż kusi mnie, żeby zupełnie olać tranzycję i pogadać o czymś zupełnie innym. Też czasem męczy cię to, że po coming oucie wszyscy chcą gadać tylko o twojej tożsamości płciowej?
Ja akurat zacząłem tranzycję, gdy przyszła pandemia. Niespecjalnie wychodziłem do ludzi, więc nie musiałem wyjaśniać randomowym osobom, co się dzieje. Nie musiałem też na każdym kroku udowadniać, że jestem mężczyzną. Ale, kurczę, fajnie jest opowiadać o tranzycji, jej różnych aspektach. Lubię patrzeć, jak te rozmowy zmieniają się wraz ze mną. Na początku tłumaczyłem bardzo technicznie, jak to w ogóle wygląda, jaki jest przebieg medycznej tranzycji. Za to teraz z bliższymi znajomymi głównie eksplorujemy tę tożsamość w różnych aspektach życia.
Te rozmowy, często edukacyjne, pozwalają ci poukładać w głowie, kim jest teraz Kacper?
Myślę, że to miks. Czasem tak, jak mówisz, mogę sobie uporządkować coś, co kotłuje się w środeczku. Ale przecież rozmawiam też z ludźmi, którzy nie wiedzą o tranzycji nic, a chcą być sojusznikami i sojuszniczkami. Albo mówię do młodych osób transpłciowych, żeby zwyczajnie pomóc. Staram się dawać im to, czego mi brakowało tych kilka lat temu, gdy zaczynałem odkrywać siebie.
Pamiętasz swoją najważniejszą rozmowę o tranzycji? Taką, po której pomyślałeś: „Wow! Co tu się stało?”
Dużo mam takich rozmów. Pamiętam, jak rozmawiałem ze znajomą – doświadczanie menstruacji czy posiadanie piersi są dla niej ważnym aspektem kobiecości. Gdy mówiła, że musi sobie przepracować świadomość zbliżającej się menopauzy, bo budzi w niej to lęk, pomyślałem: „Kurczę, to bardzo nie moja historia”. Pozbycie się stereotypowych, cielesnych wyróżników kobiecości było uwolnieniem. Tamta rozmowa była dla mnie też potwierdzeniem, że nie popełniłem błędu, przechodząc „jedynkę” (rekonstrukcję klatki piersiowej – przyp. red.). Ważna była też rozmowa z mamą, w której ona przyznała, że zaczyna rozumieć, dlaczego ta operacja nie jest okaleczaniem się, a wręcz przeciwnie – chroni moje zdrowie psychiczne i fizyczne. Ale chyba nie przesadzę, gdy powiem, że szczerze ekscytuje mnie niemal każda rozmowa.
Zazdroszczę tego entuzjazmu. Dla mnie po pierwszym uniesieniu przyszedł chyba moment wypalenia. Czuję się zmęczony tym, że tak wiele w moim życiu jest o tożsamości płciowej. Ile razy mogę opowiadać tę samą historię? Czy chodzi tu o społeczność, czy może egodolary? Kliki, lajki, dowody uznania są fajne, bo generalnie wyrzut dopaminy jest fajny, ale ile można? Równie męcząca jest niekończąca się lista zadań do wypełnienia: diagnostyka, operacje, rozprawy, zmiana dokumentów, biurokracja…
Po zmianie dokumentów poczułem, że to koniec mojej tranzycji. Bo dla mnie tranzycja jest radzeniem sobie z dysforią. Gdy przestało mnie męczyć ciągłe outowanie się, większość dysforii zniknęła.
Zmiana dokumentów to moment, gdy myślisz: „Nareszcie będę niewidoczny”. Nie będę musiał kopać się z kontrolerem na lotnisku, który sprawdzając dowód, patrzy na mnie z zakłopotaniem. Nie będę musiał po raz kolejny tłumaczyć w przychodni, dlaczego jakiś pan próbuje wbić się do gabinetu na dokument żony. Ale to nie załatwia wszystkiego. Wciąż trzeba radzić sobie z natrętnymi myślami. Przychodzą takie dni, gdy chorobliwie szukam nowego włosa na twarzy albo tysiąc razy zmieniam ubrania, bo wydaje mi się, że we wszystkim wyglądam mizernie.
Albo muszę zmienić koszulkę przy gościach, a szafa stoi w salonie. Automatycznie biegnę do łazienki, żeby ludzie nie widzieli. I wtedy ściągam T-shirt i okazuje się, że jestem po „topce” (inne określenie operacji klatki piersiowej, od ang. top surgery – przyp. red.). Tak samo jest z garbieniem się. Patrzę na tę przykurczoną postać w lustrze i myślę sobie: „Chłopie, co ty robisz?”.
To dysforia? Czy może zapominasz, jak daleko już zaszedłeś?
Zdecydowanie dysforia. Twoja głowa wciąż płata figle i przypomina, z czym masz czuć się niekomfortowo. Już wcześniej starałem się akceptować swoje ciało takim, jakie jest, i kochać je na tyle, na ile potrafiłem. Przede wszystkim nie ukrywałem tego, jak wygląda moja klatka piersiowa. Bardziej przeszkadzał mi binder, który sugerował, że muszę się uciskać, niż chodzenie bez koszulki. To były męskie cycki, bo należały do mnie, do mężczyzny. Teraz, nawet gdy nachodzą mnie trudne myśli, szybko uświadamiam sobie, że już nie muszę się tym przejmować.
Pomaga ci stara, dobra racjonalizacja?
Wolę być w kontakcie z tym, co czuję. Bo mam prawo czuć strach. Ale w takich momentach staram się wzmocnić. Jak? Staję przed lustrem, rozbieram się, patrzę na klatkę piersiową i mówię: „O kurczę, nie masz cycków. Zajebiście”. Albo jest lato, wychodzę na zewnątrz w samej podkoszulce i myślę: „Stary, ale świetnie wyglądasz!”. Tak sobie wynagradzam trudne chwile. Ale też jestem w stu procentach pogodzony z tym, że jestem transpłciowy. Cieszę się, że jestem trans, bo to daje mi inny wgląd w świat. Wychowanie do życia jako kobieta daje niesamowitą perspektywę. Bardziej od dysforii wkurzają mnie momenty, które przypominają, że żyjemy w seksistowskim, patriarchalnym świecie.
Czyli syndrom męskiej szatni? Cischłopaki zaczynają rozpoznawać cię jako kolesia, więc „w nagrodę” dostajesz nie tylko zapraszający uścisk dłoni, ale też sporo seksistowskich żartóow i zachowań.
Wkurza mnie, gdy przypominam sobie, że jestem mężczyzną i tylko dlatego nie jestem obiektem sprośnych żartów. Ostatnio dosłownie w ciągu jednego dnia rozlazł mi się samochód. Musieliśmy z moją dziewczyną kupić nowy. I od razu poczułem stres, bo jakiś typ w salonie będzie mi coś z wyższością tłumaczył. Dopiero potem przypomniałem sobie, że mam zmienione dane, więc nie będzie przypału. Ale i tak cały czas czekałem, aż coś niemiłego powie w stronę mojej dziewczyny. Tak zostałem wychowany.
W ciągłej gotowości na atak?
W pewnym sensie tak. Świat wygląda jak wygląda, więc czekasz, aż coś złego cię spotka. Wracasz nocą z imprezy i w głowie słyszysz te wszystkie słowa, które mówiła mama, gdy byłeś mniejszy – że muszę uważać, by uniknąć gwałtu. I wtedy przypominasz sobie: „Teraz to nie ty musisz się bać, że zostaniesz w ten sposób skrzywdzony!”. I powinieneś raczej zadbać o to, by kobiety, czy osoby o stereotypowo damskiej ekspresji, które idą ulicą, nie przestraszyć swoim zachowaniem.
Jak radzisz sobie z nowym przywilejem? Myślę, że łatwo wpaść w pułapkę rycerskości: ratowania kobiet, które są wokół ciebie. Co nie jest zbyt feministyczną postawą.
No właśnie, nie trzeba bronić kobiet, tylko edukować mężczyzn.
Ale jak to robić w praktyce? Wróćmy do mojego przykładu. Jestem w męskiej szatni na siłowni, słyszę seksistowski żart i co? Najczęściej nie mam odwagi zareagować, bo wciąż czuję się jak intruz.
Powtarzam sobie, że nie mam obowiązku tego robić. Bo przede wszystkim mam się czuć bezpiecznie. Ale faktycznie, powodów do dyskomfortu jest wiele. Jak przy podaniu dłoni. Ja zasługuję na uścisk dłoni, a moja dziewczyna już nie? Pamiętam, że gdy w przedszkolu zaczęły się podziały na chłopców i dziewczynki, miałem wrażenie, że żadna z tych grup nie chce się ze mną bawić. I dlatego gdy dziś ta grupa cię rozpoznaje jako „swojego”, z jednej strony czujesz ulgę i euforię…
A z drugiej poczucie niesprawiedliwości, że tak ten świat jest urządzony.
Oczywiście. Nie wiem, czy wciąż masz tak, że starasz się mieć bardziej męską aparycję?
Już dawno przestałem to robić. Nie kontroluję swojej gestykulacji. Ostatnio zacząłem za to nosić paker na siłownię po to, by czuć się bardziej komfortowo przy rozbieraniu. Ale sam nie wiem, czy bardziej nie stresuje mnie obraz wypadającego bokiem nogawki silikonowego penisa…
Ja też próbowałem nosić paker na basenie, ale tak często go poprawiałem, że miałem wrażenie, że ludzie częściej patrzą na moje krocze, gdy on jest, niż gdy go nie mam. Więc po prostu przestałem to robić. Znajomy opowiadał mi, że najbardziej uwalniające było, gdy w łazience w siłowni zdjął gacie i kąpał się nago, tak jak reszta typów. I jakoś to bardzo współgra z tym, co teraz czuję. Pozwalam sobie na odczuwanie bycia sobą, takim jaki naprawdę jestem. Bez udawania.
Jakie miałeś oczekiwania względem procesu tranzycji?
Z początków pamiętam głównie lęk. Pracowałem w miejscu, gdzie musiałem funkcjonować na danych z dowodu, więc codziennie byłem misgenderowany. Pamiętam lęk przy sprawdzaniu biletów czy lęk przed operacją. Do tranzycji, w sensie zmian w ciele, staram się podchodzić jak do zwykłego dojrzewania. Hormony, które przyjmuję, dają mi na razie tyle, ile powinny w wieku 16 lat. Dalej mam czasem problem, gdy widzę chłopaka, który jest młodszy, ale ma bujniejszy zarost. Ale wiem, że będę miał też taki, tylko muszę poczekać.
A jest coś, co chciałbyś wiedzieć przed rozpoczęciem tranzycji?
Może kilku kruczków prawnych i tego, że tranzycję da się zrobić mniejszym kosztem. Bo myślałem, że skończę ten proces z kredytem na kilkadziesiąt tysięcy. Dlatego dziś staram się być aktywny w internecie. I dlatego chyba nie męczy mnie gadanie o tranzycji. Próbuję dawać ludziom to, czego mi brakowało parę lat temu.
Twoja internetowa aktywność jest bardzo niepolska. Nie masz w sobie wstydu, dzielisz się bardzo prywatnymi szczegółami i proponujesz aktywizm, który wyłamuje się ze schematu, do którego przez lata przymuszał nas system, czyli mówienia z pozycji ofiary: Żeby ktoś mnie usłyszał, muszę krzyczeć o krzywdzie. Skąd ta świeżość?
Wziąłem to wszystko od ludzi, którzy mnie otaczają. Szczególnie od mojej osoby przyjacielskiej, którx na wszystko mnie uwrażliwia i dodaje perspektywy. Mój aktywizm jest dość prosty: polega na słuchaniu doświadczeń innych i akceptowaniu siebie. Pracuję w reklamie, więc rozumiem konsumpcjonizm i sprzedaż własnego brandu, ale też nie chcę jeden do jeden wkładać tych zasad w społeczność LGBT. Chcę robić kampanie, które dają widoczność nie tylko mnie, ale też całej naszej społeczności. Dlatego rozmawiam o transpłciowości np. z Krzysztofem Gonciarzem i Quebo (w ramach kampanii Sprite’a „Let’s Be Clear” – przyp. red.), by wyjść poza bańkę.
Wziąłeś też udział w kampanii Zalando, a twoja zoperowana klata trafiła na bilboardy polskich miast. Dlaczego?
Bo właśnie ta kampania dawała dużą widoczność osób transpłciowych. Wiele osób pisało do mnie, że widzi plakat na przystanku, w drodze do pracy i codziennie się uśmiecha. Podobało mi się też to, że mogłem napisać własne słowa, a nie odgrywać sztuczne scenki. Pomogło też to, że sprawdziłem Zalando wzdłuż i wszerz. Albo faktycznie podchodzą nieźle do ludzi i planety, albo robią świetny green- i pinkwashing (śmiech). Ale w wielu kampaniach nie wziąłem udziału, właśnie dlatego, że uważam, że nie przysłuży się to w żadnej mierze naszej społeczności.
A jakie są cienie widoczności?
Niedawno przeprowadziłem się do małego miasteczka już jako Kacper. I teraz widzę, jakim przywilejem jest życie w stealthie. Nikt o mnie nie wie, więc nie mam obaw, że ktoś przyjdzie pod mój dom, żeby zrobić mi krzywdę. Jednocześnie dla społeczności jestem widoczny w internecie. Jeżdżę też na Marsze Równości w całym kraju. Przed każdym wydarzeniem muszę się przygotować, bo w zasadzie jestem dość nieśmiałą osobą. Mam stany lękowe, często się denerwuję, więc cieszę się, że wiem, co mnie czeka, a na co dzień mogę być niewidoczny.
Widoczność w sieci niesie za sobą też inne trudności, np. to, że jesteś poddany nieustannej ocenie. Każdemu zdarza się, mimo najlepszych chęci, popełnić błąd. Dynamika social mediów uczy nas jednak, że nie ma tam za bardzo przestrzeni na potknięcia, szarości czy dialog.
Muszę przyznać, że bardzo bałem się błędów i hejtu. Dlatego staram się nie stawiać w roli specjalisty, który wie lepiej i coś komuś radzi, tylko opowiadam o swoich przeżyciach. Nie chodzi o to, by nie palnąć czegoś głupiego, tylko by nie zrobić komuś krzywdy. Zdarzyło mi się za to dostać hejt na TikToku, gdy trwała dyskusja o byciu „superstraight”. Odpowiedziałem filmikiem, w którym wyjaśniałem, z czego w zasadzie ta pseudoorientacja się wzięła. Jeżeli mówisz, że twoją orientacją jest brak chęci uprawiania seksu z osobą transpłciową, to znaczy, że nie chcesz tego zrozumieć głębiej. Można przecież mieć konkretne preferencje: wolę seks z osobami z penisem albo seks z osobami z cipką. Okej, ale przecież nie wszystkie osoby transpłciowe mają takie same genitalia. Wykluczanie całej grupy społecznej to transfobia, a nie preferencje seksualne. I za ten filmik dostałem niezły hejt. Ale nigdy nie zdarzyło mi się, żeby wylała się na mnie fala krytyki od społeczności. Staram się jednak nie dać sobie wejść na głowę, bo pewnie w dłuższej perspektywie wykończyłoby mnie to psychicznie.
Co jest po drugiej stronie, po tranzycji?
W zasadzie przez całe życie rezygnowałem ze swoich zajawek. Trochę przez ADHD, a trochę przez to, że ciążyła mi dysforia. Przykład? Bycie kucharzem. Nie wyobrażam sobie przez 12 godzin stać przy garach i pocić się w binderze. Myślę, że dopiero teraz spełniam też marzenie o budowaniu rodziny. Tworzę bezpieczny związek, oparty na zaufaniu, zrozumieniu i akceptacji. To nie znaczy, że porzucę tematykę transpłciowości. Marzy mi się stworzenie podcastu, w którym będę rozmawiał z osobami o ich doświadczeniach. Tranzycja nigdy nie jest taka sama, zależy od uwarunkowań osobistych, ale też tego, co dookoła: rodziny, regionu, statusu ekonomicznego.
Co robi Kacper, kiedy odkłada telefon i nie edukuje?
Nie istnieje. (śmiech) A tak naprawdę to robię zupełnie nudne, codzienne rzeczy. Załatwiam dentystę, naprawiam auto. A w międzyczasie oglądam cispłciowy świat i zastanawiam się: o co tutaj właściwie chodzi? No i tak, buduję rodzinę. Przed operacją zamieszkałem z dziewczyną, którą dopiero poznałem. Miała zająć się mną przez 2 tygodnie, a opiekuje się do dziś. Każde z nas miało swoje mieszkanie, ale przyszedł Covid-19. Dziś mieszkamy razem, urządzamy wspólny dom. W zasadzie to jest moją narzeczoną.
I dopiero teraz o tym wspominasz?
Bo zaręczyny wyglądały niezbyt poważnie. Byliśmy na wakacjach na Helu. Były tam automaty, w które wrzucasz złotówkę i coś wypada. Powiedziałem, że mam akurat złotówkę i czy powie „tak”, jeśli wylosuję pierścionek. No i wylosowałem. Do dziś żartujemy, że nie wiemy, czy to ona nie miała wyjścia, czy ja.
Ale zdecydowalibyście się na ślub w Polsce?
Szczerze mówiąc, nie przerobiłem ciągle tematu ślubów w Polsce, bo niemal przez całe dotychczasowe życie wydawało mi się, że jako lesbijka nie będę mógł tego zrobić. Wkurza mnie, że nie można formalnie zawrzeć związku jednopłciowego w tym kraju. Jeżeli miałbym brać ślub, to tylko w kwestii ułatwienia rozliczeń podatkowych. Zresztą nie potrzebuję przyklepania związku. Dużo ważniejsze było dla mnie zamieszkanie we wspólnym mieszkaniu i codzienne decyzje, że to właśnie z nią chcę być. I chyba bardziej niż te śluby rozkminiam sobie teraz moją zawiłą drogę z seksualnością.
To znaczy?
Zawsze w środku czułem, że jestem mężczyzną. Nawet gdy nie do końca potrafiłem to nazwać. No więc skoro jestem facetem, to muszą mi się podobać kobiety. Dziś myślę, że to głupie, ale wtedy nie wiedziałem, że są osoby transpłciowe. Określałem się więc jako lesbijka. Nie wyobrażałem sobie funkcjonować w relacji jako „kobieta”. Myślę, że gdyby nie transpłciowość, już dawno wyoutowałbym się jako osoba nieheteronormatywna. To mogło być po prostu dużo prostsze.
Jak się ma dziś według ciebie transpłciowa młodzież w Polsce?
Myślę, że są dużo bardziej świadomi niż my w ich wieku. Szybciej odkrywają siebie, bo mają łatwiejszy dostęp do informacji. Ale problemy, z którymi się mierzą, są podobne. Brak specjalistów, którzy chcą pomóc osobom nieletnim, transfobiczne szkoły, rodzice, którym wydaje się, że tracą dziecko – choć tak naprawdę dzięki coming outowi je odzyskują.
A nie myślisz, że ten rozkrok, o którym mówisz, jest bardzo trudny? Z jednej strony dostajesz komunikaty, że jesteś ekstra i możesz lecieć na transpłciowej chmurce na koniec świata. Z drugiej żyjesz w Polsce, gdzie prawo albo cię nie widzi, albo dyskryminuje.
A system edukacji jest powalony. Szczerze mówiąc cieszę się, że moja droga wyglądała tak, jak wyglądała. Zrobiłem to na swoich zasadach, w bezpiecznym środowisku, gdy byłem samodzielny finansowo. Ale z drugiej strony, tak jak mówiłem, wiele rzeczy musiałem odpuścić: studia, gotowanie, treningi bokserskie. Długo wydawało mi się, że muszę zniknąć, żeby przejść tranzycję. Zaszyć się gdzieś, by bez widzów zrobić co trzeba i wrócić nowym sobą. Jaka droga jest lepsza? Ciężko powiedzieć. Możesz mieć zajebiste warunki dookoła, wspierającą rodzinę i szkołę, a i tak odczuwać gigantyczną dysforię. A możesz mieć się super ze swoją transpłciowością, ale mieć przerąbane w najbliższym środowisku. Zawsze, gdy dopada mnie myśl, że żałuję, że nie zrobiłem czegoś wcześniej i inaczej, przypominam sobie, jak wiele wspaniałych osób spotkałem akurat na takiej, a nie innej drodze. I wtedy nie mam już sobie nic do zarzucenia.
***
Kacper Potępski – transpłciowy aktywista, opowiadający o swojej tranzycji na IG (@ka.per) i TikToku (@lewackitrans). Członek zarządu Federacji Znaki Równości, która prowadzi DOM EQ – Krakowskie Centrum Równości. Współorganizator zrzutek na cele pomocowe dla osób transpłciowych i niebinarnych (obecnie trwa zrzutka EuforJa).
Tekst z nr 94/11-12 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.