KAYDEN GRAY to jedna z największych na świecie gwiazd gejowskiego porno – znają go niemal wszyscy pasjonaci tej gałęzi przemysłu erotycznego. Ale niewiele osób wie, że Kayden jest Polakiem. Dlaczego wyjechał z rodzinnego Jarocina? Jak dostał się do porno? Z jakimi reakcjami spotkał się, gdy ujawnił, że ma HIV? Jak to się w ogóle stało, że dziś jest najgłośniejszym aktywistą HIV/AIDS wśród gwiazdorów porno? Dlaczego HIV-coming out jest tak trudny? Z Kaydenem Grayem rozmawia Mariusz Kurc
Aktor gejowskiego porno, eskort i aktywista HIV/AIDS – tak się przedstawiasz na swoim kanale na YouTube. Dwa lata temu w specjalnym nagraniu ujawniłeś, że żyjesz z HIV. A do tego wszystkiego – jesteś Polakiem.
Tak, wszystko się zgadza. Wychowałem się w Polsce. Ale od kilkunastu lat moje życie jest tu, w Anglii. Mam dużo miejsca w sercu na Polskę, choć nie zawsze tak było, i bywam regularnie, ale nie łudzę się: mógłbym być w Polsce tym, kim jestem? Raczej no way. Chyba dlatego, najpierw podświadomie, a potem już bardzo świadomie podejmowałem decyzje, które asymilowały mnie z Anglią. Najlepszym przykładem tego jest oczywiście „Kayden Gray”. Na początku był to tylko pseudonim porno. Teraz jest moim publicznym nazwiskiem, którym posługuję się na co dzień. Formalnie moje nazwisko jest wciąż polskie.
„Przyjazd do rodzinnego miasta zawsze jest pełen emocji” – napisałeś niedawno na Instagramie.
Tak. Pochodzę z małego miasteczka w Wielkopolsce – Jarocina.
Znanego z festiwalu rockowego.
Oczywiście! Pamiętam jak przez mgłę, że w dzieciństwie, jako grzeczny chłopiec, nieinteresujący się jeszcze muzyką lub… używkami, patrzyłem z dużą rezerwą na tę doroczną „inwazję” na Jarocin – mnóstwo młodych ludzi śpiących na ulicy, bójki pod sklepami, powybijane okna. A jak dorosłem – w lato przed wyjazdem – pracowałem za barem na festiwalu przez kilka dni.
Wyjechałeś z Polski w wieku 22 lat, przerywając studia.
Tak, w 2007 r., przerywając studia na anglistyce i po roku pracy jako nauczyciel angielskiego w szkołach w Chociczy i w Prusach.
Rozwód
Londyn to było wyzwolenie? Masz taką historię, że w Polsce siedziałeś w szafie, a w Wielkiej Brytanii wyoutowałeś się i zacząłeś być sobą?
Zdecydowanie. Nawet w Bedford, gdzie mieszkałem przez pierwsze sześć lat, mogłem odetchnąć. Z Polski wyjechałem trzy miesiące po rozwodzie. Ponad rok wcześniej ożeniłem się po przekonaniu siebie samego, że jestem bi. Może i zresztą jestem, ale strona homoseksualna zdecydowanie przeważa. Żeniąc się, chciałem zrobić to, co uważałem wtedy za słuszne i konieczne. Przypłaciłem to załamaniem nerwowym parę miesięcy po ślubie. W końcu musiałem powiedzieć żonie. To był jeden z najtrudniejszych, najbardziej bolesnych momentów mojego życia. Oczywiście nie tylko ja poniosłem konsekwencje. Nigdy nie zapomnę tamtych łez.
A inne coming outy? Przed rodzicami?
Z rodziny powiedziałem tylko babci. Reszta wiedziała, bo wcześniej znaleźli u mnie pornosy gejowskie. Ale to było tabu. Wiedzieli, ja wiedziałem, że wiedzieli – ale nie poruszaliśmy tematu, udawaliśmy, że sprawa nie istnieje. Kiedy moje małżeństwo się rozpadło, moja „szafa” stanęła w płomieniach i trudniej było to zignorować. Nie będę wchodził w szczegóły, ale nie było wesoło. Reakcja mojej rodziny bardzo mnie zraniła. Miałem wielki żal, ale dzisiaj nawet ich nie winię – winię całą naszą kulturę, w której dorastałem, w której do dziś każdy, kto nie jest hetero, traktowany jest tak, jakby miał jakąś wadę. Kulturę, w której o homoseksualności albo się nie mówi nic, albo mówi się szeptem, z przekąsem, z szyderstwem, albo z obrzydzeniem. Gdybyśmy nie żyli w społeczeństwie pełnym hipokryzji spowodowanej m.in. wpływem kościoła katolickiego, gdyby homoseksualność była traktowana jak norma, tak jak powinno być; i gdybyśmy nie traktowali seksu jak grzechu, to po odkryciu u mnie gejowskiego – albo jakiegokolwiek – porno odbyłaby się rozmowa, której celem byłoby upewnienie się, że dzieciak jest wyedukowany i wie, że może na rodziców liczyć, gdy będzie potrzebował porady. Miałem konto na MySpace.com, to była jedna malutka przestrzeń, gdzie odważałem się być sobą. Stamtąd zdecydowanie można było wywnioskować, że jestem gejem. Pewnie właśnie z MySpace.com dowiedzieli się rodzice uczniów z jednej szkoły, w której uczyłem – już po moim wyjeździe usłyszałem, że wystosowali petycję, by mnie zwolnić. By zwolnić „pedała”, rozumiesz. Dziś mój tata nie żyje, a z mamą od jakiegoś czasu mam dobre porozumienie, ale potrzebowaliśmy kilku lat i chęci z obu stron, by naprawić relację. Ubiegając pytanie – tak, mama wie, czym się zajmuję. Trudno było jej to ogarnąć, a ja też kiedyś nie wiedziałem, jak o tym rozmawiać. Wiem, że wciąż się z tym boryka, ale teraz, jak mijają lata, widzi, że jestem szczęśliwy, zdrowy i że nie musi się o mnie martwić. Wiem, że pomimo wątpliwości, jest ze mnie dumna. To bardzo dużo dla mnie znaczy.
W jednym z wywiadów powiedziałeś: „Ciągle mocuję się z moją homoseksualnością”. Ujęło mnie to. Wyoutowani geje lubią mówić, że „nigdy nie mieli z tym problemu”, w co raczej trudno uwierzyć – tymczasem gwiazdor porno uprawiający gejowski seks przed kamerą mówi, że ma problem.
Mamy wspaniałą kulturę gejowską, którą doceniam również za to, że przetrwała mimo ogromnej opresji społecznej, ale nie czarujmy się: nie jest łatwo być LGBTQ+ w świecie pełnym homofobii i transfobii. Jak jesteś jednym z nas, to prawdopodobnie ciągle przyłapujesz się na tym, że się boisz albo wstydzisz być sobą. Wielu z nas trudno znaleźć swoje miejsce, swoją tożsamość, grono przyjaciół, jakiś azyl, gdzie czujesz się bezpiecznie. Dużo wysiłku włożyłem, by pozbyć się tego wstydu i strachu i zmienić swój własny stosunek do siebie – tym bardziej jestem świadomy, że systemowa homofobia, która niejako „wisi w powietrzu”, powoduje uwewnętrznioną homofobię w bardzo wielu z nas. Na pewno będziemy o tym jeszcze mówić.
Porno
OK. A więc po kolei. Wylądowałeś w Anglii w 2007 r. Co dalej?
Jeśli chodzi o bycie gejem, to podejście w UK jest uderzające. Wtedy nie było jeszcze równości małżeńskiej, ale były już związki partnerskie, których w Polsce do tej pory nie ma – i już same związki robiły dużą różnicę. To nie jest tylko kwestia prawnicza czy polityczna, że nabywamy prawa i obowiązki – to ma też przełożenie na codzienność. „Nagle” w każdym, nawet małym mieście, pojawiają się pary LGBTQ+, które te związki zawierają, organizują wesela, ludzie to widzą, przyzwyczajają się. W efekcie masz mniejsze prawdopodobieństwo, że zostaniesz pobity za bycie gejem albo że powstanie jakaś petycja, by zwolnić cię z pracy. (W Polsce i w Anglii obowiązuje zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w miejscu pracy – przyp. „Replika”) Co nie znaczy, że było mi różowo od początku. Było ciężko, ale w większości przypadków – nie ze względu na homoseksualność. Przez pierwsze sześć lat to, jak wspomniałem, nie był Londyn, tylko Bedford, miasto około 90-tysięczne. Wszystko nowe, obcy kraj, mnóstwo Polaków (niejeden mnie wyzywał od „pedałów”, groził pobiciem), stres, lęk o przyszłość. Jedna gówniana praca za drugą. W pewnym momencie pracowałem w trzech miejscach: na fermie kurczaków, w fabryce czekolady i w piekarni… Bladym świtem ładowali mnie i innych pracowników do vana i wywozili na obrzeża Bedford do roboty. Traktowali nas nie jak ludzi, tylko jak numery. Potem zaczepiłem się w kasynie, gdzie przełożona mnie okradała. Tęskniłem za domem, wpadłem w depresję. Na szczęście po angielsku mówiłem doskonale, więc szybko udało mi się znaleźć pracę w barze, w którym po raz pierwszy traktowano mnie z szacunkiem. Po jakimś czasie zacząłem dorywczo robić tłumaczenia. W końcu znalazłem lepszą pracę w firmie telekomunikacyjnej. Właśnie wtedy pojawiła się propozycja pracy w filmach porno.
Jak?
Latem 2012 r. zostałem zaczepiony w sieci i zapytany, czy bym nie chciał.
Zaczepiony przez kogo?
To był ktoś związany ze studiem Men At Play.
I co odpowiedziałeś?
Pytanie padło na podatny grunt, bo uwielbiam seks i lubiłem się nagrywać. Z drugiej strony – wstydziłem się wciąż tego, że jestem gejem, miałem też kompleksy na punkcie ciała. Ciągle ten wstyd… Zmaganie się ze wstydem, wydaje mi się, jest dużą częścią tego naszego gejowskiego życia… Dziś absolutnie nie wstydzę się tego, co robię – jestem pracownikiem seksualnym: aktorem porno i eskortem. Myślę, ze moja praca w dużym stopniu jest wynikiem mojej walki o tożsamość i wolność ekspresji. Wtedy biłem się z myślami. Pamiętam rozmowę z jednym kumplem. „Ale czego ty się tak naprawdę boisz?”. Odpowiedziałem, że nawet jeśli zwalczę mój wstyd i zacznę robić to, co chcę, to boję się, że mama będzie się za mnie wstydziła, że znajomi będą się za mnie wstydzili. W końcu on zapytał mnie: „A mama odpowiedzialna jest za ciebie i twoje szczęście?”, „A znajomi płacą twoje rachunki?”. Miał rację. Byłem samodzielnym, niezależnym, dorosłym człowiekiem, ale ciągle wstyd i wstyd. Ludziom z Men At Play odpowiedziałem, że się zgadzam pod trzema warunkami – że nie będę nikomu robił loda, nie będę nikomu lizał tyłka i nie będę nikomu dawał tyłka. Na to oni: „Aha, nam to nie pasuje, a ty się może jeszcze zastanów”.
(śmiech) Chyba się zastanowiłeś, bo wszystko to robiłeś zaraz w pierwszych scenach.
(śmiech) Ale minęło dobrych kilka miesięcy.
Jaki był ten pierwszy raz na planie?
Pierwsza moja scena była z filmu „Hooking Up”. Wielki stres, ale mimo to podobało mi się. Wykończył mnie tamten dzień (uśmiech). Nie miałem pojęcia, jak z tego, co nakręciliśmy, miałaby wyjść podniecająca scena, a potem, gdy oglądałem materiał – zobaczyłem, że jest dużo lepiej, niż myślałem. Moim pierwszym partnerem był Hans Berlin – wspaniały, serdeczny facet, dzięki któremu moje pierwsze doświadczenie w branży wspominam dobrze.
Jak to się w ogóle odbywa?
Przychodzisz, rozbierasz się, bierzesz viagrę, na początku zwykle pozujesz do zdjęć w pozach według scenariusza. Są studia – np. Himeros czy Tim Tales – które pozwalają na dużo swobody i naturalności, pozujesz tak, jak lubisz, robisz to, co lubisz – ale w większości jest scenariusz i idziesz po prostu według niego, a potem seks też ściśle według planu.
Nie ma nic złego w byciu posuwanym
Powiedziałeś, że wykończył cię tamten dzień – bo to trwa wiele godzin i na koniec byłeś zwyczajnie wyczerpany?
Czasem dwie godziny, czasem cały dzień, ale nie o to chodziło. W pierwszych kilkunastu scenach, które nakręciłem, byłem pasywny. Nie pasowało mi to, nie czułem się komfortowo. Komunikowałem to, ale jednak godziłem się. Tu otwieramy cały nowy obszar związany – znów – ze wstydem. Ja jestem uniwersalny, bardziej akt niż pas z kilku powodów, ale w porno nie chciałem być pas w ogóle. Bycie pasywnym łączy się dla mnie z większą intymnością, z większym odsłonięciem się, większym przekroczeniem barier. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dużą rolę w tym moim postrzeganiu odegrała kultura, w jakiej żyjemy: seks gejowski jako taki jest często widziany jako coś nieprzyzwoitego i złego. Ale dodatkowo, ludzie mają większy problem z mężczyznami, którzy w seksie są pasywni. Bycie penetrowanym przez drugiego mężczyznę jest częściej uważane za „degradację” niż penetrowanie mężczyzny; w skrócie: pasyw jest gorszy niż aktyw, bo to „prawdziwy pedał”.
„Nie ma nic złego w byciu posuwanym” – to znów cytat z ciebie.
Absolutnie. W tym nie ma NIC złego. Mówię tu o własnych traumach, które – mam wrażenie – są doświadczeniem wielu gejów. Jesteśmy wszyscy jakby mentalnie trenowani do tego, by być maczo. Więc ci z nas, którzy po prostu lubią w pupę, muszą się niestety borykać z dodatkową, mówiąc delikatnie, dezaprobatą. W pierwszym roku mojej pracy w porno godziłem się na bycie pas wbrew sobie. Nie wiedziałem, że zdobędę w tym interesie jakąś pozycję, nie umiałem negocjować.
Ta pierwsza scena z Hansem Berlinem była dla Lucas Entertainment.
Tak. Men At Play preferuje facetów trochę starszych – lub dojrzalszych. Ja miałem 28 lat, a wyglądałem na 22. Byłem bardzo szczupły, taki trochę jeszcze twinkowaty… i nie miałem czarodziejskiej różdżki, która nagle na życzenie powiększyłaby mi mięśnie. Koleś, z którym gadałem, wysłał moje fotki do Lucasa. Miałem z Michaelem Lucasem rozmowę przez Skype i tak tam trafiłem, a potem zresztą przez tych pierwszych ludzi dostałem się do studia Men.com, gdzie też nakręciłem kilka scen. Nie rozumiałem, dlaczego ciągle w tym pierwszym roku proponowano mi role pasywów, przecież mam dużego kutasa. Oczywiście nie to, że tylko ci z dużymi kutasami powinni być aktywni, ale w porno zdecydowanie jest taki trend. Po dziewięciu miesiącach i kilkunastu nakręconych scenach stwierdziłem, że zbyt dużo mnie to kosztuje mentalnie: naprawdę wolę być w porno aktywny. Nadszedł koniec tego rozdziału.
Rzeczywiście przestałeś kręcić pasywne sceny.
Tak. Jedna sytuacja szczególnie pomogła mi podjąć tę decyzję. Właśnie w tym czasie złapałem HIV. Tydzień później, nie wiedząc jeszcze o tym, grałem w scenie, która okazała się moją ostatnią pasywną sceną. Nie dość, że trudno było znieść mojego partnera, to jeszcze dostałem poważnego rozwolnienia – nie przypuszczałem nawet, że była to reakcja organizmu na HIV. Nie mogłem się doczyścić mimo wielu prób, to był koszmar. Ale trzeba było wykonać zadanie. Na koniec leciała mi krew z tyłka. Po tym powiedziałem sobie „Nigdy więcej!”. To była moja ostatnia „bottom scene”. Czasem zastanawiam się, że może by jednak wrócić do tego – dla widzów. Ale wtedy przypomina mi się, że widzowie nie zdają sobie sprawy z ceny, jaką za to płaciłem. A skoro już mówimy o cenie – większość widzów w ogóle nie płaci za filmy porno i nie docenia tego, co robimy. Ludzie często gardzą aktorami porno, mimo że ich chętnie oglądają. Gardzą pracownikami seksualnymi, mimo że korzystają z ich usług. Konsekwencje uprawiania tego zawodu są spore – szczególnie, jeśli jesteś pasywem. Jak chcesz kogoś zranić, to wyzywasz jak? Od „kurew”. My, sex-workerzy i sex-workerki, ucieleśniamy „ciemne” zakamarki seksualności, o których ludzie najchętniej by nie mówili, ale które są naturalne i drzemią w każdym – dlatego jesteśmy tak atrakcyjni, a jednocześnie tak nienawidzeni i degradowani. Ja z tym walczę, nie godzę się na to – dlatego właściwie zgodziłem się na ten wywiad. Chcę pomóc zdjąć tabu z tego zawodu i z seksu w ogóle też. Społeczeństwo ma mega problem z mężczyznami, którzy są wrażliwi, którzy okazują słabość, którzy płaczą, którzy mówią o uczuciach, którzy kochają innych mężczyzn, którzy są „zniewieściali”, którzy lubią oddawać się innym mężczyznom, albo nosić make-up lub obcasy. Jeśli nie odpowiadasz założeniom maczo, społeczeństwo nie wie, w jaką szufladkę cię włożyć. Bycie pasywem w seksie często interpretowane jest jako zrzeczenie się męskości lub oddawanie kontroli. Duży błąd. „Dawanie dupy” nie tylko zostawia miejsce na negocjacje w sprawie kontroli, ale tez dla mnie jest jednym z najpiękniejszych sposobów, w jaki możesz połączyć się seksualnie z drugim człowiekiem. Jeśli doszedłeś z tym do ładu, pozbyłeś się wstydu i wszelkich innych uprzedzeń z tym związanych – moje gratulacje.
Masz taką pasywną scenę z Paddy’m O’Brianem, gdzie prosisz go, „by ci włożył”. Jest w tych słowach nie tylko coś erotycznego, ale też właśnie to odsłonięcie się, ta niezgoda na bycie maczo.
(Kayden się uśmiecha) Mówię tam jeszcze: „Nikt nie posuwał mnie tak jak ty” – ale, tak przy okazji, to nie był mój pomysł, to było w scenariuszu (śmiech).
Wstyd – mój wróg numer 1
Nie miałeś żadnego problemu z nagością i z seksem przed kamerą?
Seks przed kamerą nie był dla mnie nowością – wcześniej już filmowałem siebie wiele razy prywatnie i uprawiałem też seks grupowy. Bardziej problematyczne w porno było dla mnie to, że nie masz swobody, robisz to, co ci każą. A co do nagości – jasne, że też miałem problem! Najczęstszą reakcją na nagość jest oczywiście wstyd – mój wróg numer 1. Ale moje pragnienie, by czuć się dobrze w swojej skórze było silniejsze. Chciałem czuć się piękny i wolny, gdy jestem nagi.
Zrobiliśmy w „Replice” nagi kalendarz z kilkunastoma polskimi gejami. Zależało nam, by nagość była pełna – bez zasłaniania, bez zaciemnień. Zauważyłem, że często artyści fotograficy, nawet jeśli robią akty, to tak, by penisa czy tyłka nie było widać – jakby tylko pod tymi warunkami akt stawał się „artystyczny”.
To brzmi tak jakby penis sam w sobie był „w złym guście”. Nie chodzi zresztą tylko o artystyczną fotografię, ale „zwykłą” też. Ciało niekoniecznie jest obiektem sztuki, czasem nim bywa, ale generalnie jest ciałem po prostu. Panuje jednak przekonanie, wynikające, zdaje się, z religii, w której zostaliśmy wychowani, że ciało jest „brudne”, „grzeszne”, jest siedliskiem zła, niecnych przyjemności, więc trzeba je chować, zasłaniać. Penis nie jest grzeszny, penis jest penisem.
Zacząłeś grać w porno, spodobało ci się. Polubiłeś siebie bardziej?
(cisza) To jest trudne pytanie. Bo wpadłem w inną pułapkę. Zacząłem robić to, co mnie ekscytowało, zmierzyłem się z własnym strachem i wstydem, poczułem się wolny i jakiś czas trwała euforia, ale potem zauważyłem, że uzależniłem się od ocen innych, od pozytywnych komentarzy internautów. I w pewnym momencie, w wyniku brania leków na depresję, przybrałem 10kg – ważyłem ponad 90kg po raz pierwszy w życiu – i gdy wtedy wrzuciłem na Instagram fotkę bez koszulki, to pojawiły się komentarze, że jestem „odważny”. A to były te bardziej przyjazne – niektórzy po prostu pisali: „gruby”.
Ile masz wzrostu?
187 cm. I, wiesz, od czasu, kiedy przestałem brać te tabletki, schudłem. Ale zdałem sobie sprawę, jak niebezpieczne jest pozwalanie na to, by ktokolwiek poza tobą, szczególnie ludzie, którzy cię nie znają, zapewniali ci twoje poczucie wartości. I chcę coś dodać tutaj. Antydepresanty mogą wydawać się łatwym i niegroźnym sposobem na radzenie sobie z problemem. Moje na początku działały, ale w końcu doprowadziły mnie do takiego stanu, że miałem apatię, nie mogłem pracować, nie miałem erekcji, nie mogłem mieć wytrysku. A do tego wciąż miałem depresję, nawet myśli samobójcze. Warto się doinformować poza źródłami medycznymi.
HIV
Porozmawiajmy o HIV.
Jasne. Dawaj, dawaj.
W końcu 2017 r., trzy i pół roku po zakażeniu, wrzuciłeś do sieci filmik, na którym outujesz się z HIV. On robi wrażenie. Mówisz, że poszedłeś na imprezę i miałeś seks bez zabezpieczeń z wieloma partnerami. I że było super – i że wtedy się zakaziłeś.
Krąży wiele historii, jak to partner w monogamicznym związku zdradził swego partnera i w ten sposób zakaził siebie, a potem też i jego. I ten drugi, biedny, zaczyna o tym mówić, wszyscy go żałują. Ja też współczuję, ale chciałbym, by w obiegu były też inne narracje. Nie zostałem przez nikogo zdradzony – poszedłem się bzykać i to był ekstra wieczór. I tu znów często jest to moralizowanie, więc chcę podkreślić, że moim planem była zabawa i seks, przyjemności, łączenie się z innymi ludźmi, NIE ryzykowanie życia, NIE głupota. Taka zbitka myślowa jest bardziej niebezpieczna niż HIV. Wcale nie zmniejsza liczby zakażeń, natomiast zwiększa poczucie winy u ludzi, którzy żyją z wirusem HIV i w związku z tym zmniejsza prawdopodobieństwo, że ta osoba będzie brała leki na HIV – na czym tracimy wszyscy. Poza tym, zawstydzanie ludzi powoduje strach, a ludzie, którzy się boją, unikają tematu i nie chodzą się badać. Wstyd nie jest tylko moim wrogiem. Mam prawo do seksu, a jeśli coś złapię, to mam prawo do opieki, bo płacę podatki, jak inni, którzy też korzystają z ochrony zdrowia. Jednocześnie muszę zrobić zastrzeżenie. Termin „seks bez zabezpieczeń” nie jest już tożsamy z „seksem bez prezerwatywy”. Dziś możesz mieć seks bez prezerwatywy, który nie jest „seksem bez zabezpieczeń”, bo np. PrEP może być twoim zabezpieczeniem. Mamy też testy (tu warto pamiętać, że HIV zwykle pokazuje się na testach dopiero po 3-4 tygodniach), mamy PEP (terapia stosowana w ciągu 72 godzin po potencjalnym zakażeniu – przyp. „Replika”). No i znamy zasadę „Niewykrywalny = Niezakażający” (moim zdaniem, lepsze byłoby słowo „nieprzekazujący”), czyli, że od kogoś, kto ma wirusa na niewykrywalnym poziomie, nie można złapać HIV. Prezerwatywa nie jest jedynym zabezpieczeniem. Na dodatek, co też znaczące – prezerwatywy były przez lata promowane w społeczności gejowskiej na zasadzie gróźb: załóż prezerwatywę, bo inaczej umrzesz na AIDS – zaczęły się więc kojarzyć z niebezpieczeństwem, z chorobami, ze śmiercią. Nic dziwnego, że ludzie już na to nie reagują.
Na filmiku opowiadasz o swej reakcji na diagnozę. Czułeś wstręt do siebie, myślałeś, że twoje życie jest skończone, chciałeś się schować przed całym światem. Do tego w 2016 r. nagrałeś filmik na YouTube o uzależnieniu od metamfetaminy. Czy to uzależnienie pojawiło się po otrzymaniu diagnozy?
Nie od razu. Moja historia z narkotykami nie skończyła się zupełnie po tym klipie, ale zdecydowanie najgorsze były lata 2014-2016, czyli tuż po diagnozie. Nowy w Londynie, gej, sex-worker. Do tego z HIV. Czułem się bezwartościowy. Narkotyki były skutecznym sposobem, by poczuć się lepiej i schować się. Zacząłem oczywiście brać leki na HIV, ale zacząłem też brać metamfetaminę, która powodowała, że moja odporność (już obniżona przez HIV) wzrastała bardzo wolno i osiągnięcie niewykrywalności wirusa trwało u mnie dziewięć miesięcy – bo miałem nieregularny tryb życia, bo zapominałem brać leki itd. W końcu się udało. Ale myślę, że jednym z najważniejszych wydarzeń tego czasu było to, że jeszcze zanim mój poziom wirusa spadł do niewykrywalnego, mój lekarz powiedział mi, że mogę po prostu wracać do pracy w filmach porno i wcale nie muszę mówić partnerom, że mam HIV – bo nie stanowię dla nich żadnego ryzyka, jeśli używam kondomów. Parę miesięcy później osiągnąłem poziom niewykrywalny, co znaczy jeszcze więcej, przynajmniej tutaj w Anglii. (Kayden wstaje, zaczyna chodzić po pokoju) W wielu krajach – np. w Polsce, a także w 19 stanach USA – niepowiedzenie partnerowi przed seksem, że się ma HIV, jest przestępstwem. Absolutnie nie powinno tak być. W Wielkiej Brytanii nie muszę mówić, gdy nie stanowię dla partnera ryzyka. Wielu osobom się to nie podoba, ale ma to sens – jeśli powiem komuś i ten ktoś jest ignorantem, to swymi uprzedzeniami i niewiedzą może zrobić krzywdę mi – a nie ja jemu. On nie ryzykuje nic. Ale ja i tak czułem jakiś „moralny” obowiązek, że powinienem się wyoutować z HIV, czułem, jakbym oszukiwał ludzi, z którymi miałem seks – mimo że nie stanowiłem dla nikogo ryzyka. A poza tym okazało się, że byłem w kolejnej „szafie”, i to po tylu latach walki z własnym wstydem. Bałem się, że ktoś się dowie, że mam HIV i będę skończony. I w tym strasznym okresie poznałem wspaniałych aktywistów, którzy zmienili moje życie. Więcej; dzięki którym znalazłem mój życiowy cel. Przede wszystkim mam na myśli Davida Stuarta, niesamowitego działacza, który żyje z HIV od wielu lat, przeżył wczesną epidemię AIDS w latach 80. Wie dużo o HIV/AIDS, jest jednym z największych ekspertów od chemseksu na świecie, zna to z autopsji. David połączył mnie z Impulse London, organizacją działającą na rzecz walki z HIV/AIDS. Stopniowo zacząłem przekierowywać uwagę z siebie na innych ludzi, którzy potrzebują pomocy i wsparcia bardziej niż ja, szczególnie młodych. Dziś jestem szefem działu rzecznictwa w Impulse. Działanie na rzecz eliminacji stygmy związanej z HIV/AIDS stało się celem mojego życia. To właśnie Impulse dał mi siłę, żeby powiedzieć światu, że mam HIV. Jestem bardzo wdzięczny.
Lady Gaga
Z jakimi reakcjami spotkałeś się po opublikowaniu comingoutowego filmu? Jak zareagowała branża?
Reakcje były różne. Dużo osób okazało mi wsparcie. Niektóre próbowały mnie przekonać, że to był zły pomysł. Rozumiem dlaczego, na początku to był koszmar, ale z czasem zacząłem czuć silę, którą ta decyzja mi przyniosła. Moja relacja z samym sobą się polepszyła, pogłębiła. Zacząłem chodzić na psychoterapię, która bardzo mi pomogła – jedna z najlepszych decyzji mojego dorosłego życia. I cały czas pomaga. Któregoś dnia moja najlepsza przyjaciółka wysłała mi link do TED talk „Everything you think you know about addiciton is wrong” („Myślisz, że wiesz coś o uzależnieniach, ale jesteś w błędzie” – przyp. „Replika”), który zmienił moje życie. To był Johan Hari, autor książek m.in. o tym, że wojna z narkotykami stała się wojną z ludźmi, którzy je biorą, a to tylko zwiększa liczbę uzależnionych. Polecam jeszcze jedną jego TED talk: „Th is could be why you’re depressed or anxious” („Oto dlaczego możesz mieć depresję” – przyp. „Replika”) o tym, jak okłamuje się nas, że na wszystko można po prostu wziąć tabletkę. Dzięki jego książkom i wystąpieniom zacząłem odzyskiwać chęć do życia, zacząłem kochać samego siebie, czego mi zawsze brakowało. Mniej więcej wtedy wyszła też piosenka Lady Gagi „Th e Cure”, gdzie ona śpiewa: „If… (Kayden milknie, widzę, że powstrzymuje łzy… długa cisza) Ona śpiewa: If I can’t find the cure, I’ll fix you with my love. (Jeśli nie znajdę lekarstwa, uleczę cię miłością – przyp. „Replika”) (cisza) Pamiętam, jakie wrażenie te słowa na mnie zrobiły. Przeszyły mnie na wylot. Miłość i życzliwość. Usłyszałem w tym instrukcję dla mnie. Obiecałem sobie, że choć nie jestem w stanie znaleźć lekarstwa na to gówno, zrobię wszystko, co mogę, by uśmierzyć cierpienie ludzi, nie tylko tych, którzy mają HIV, ale tych, którzy cierpią z powodu opresji. Będę walczył z uprzedzeniami wokół HIV/AIDS całą moją siłą, bo to uprzedzenia są podstawą tej epidemii. Gdy czytałem o historii AIDS z lat 80., nie mogłem uwierzyć, jak tragicznie zajmowano się tym problemem.
Nie tylko wirus okazał się zabójczy, prawda? Homofobia zabijała. Zestaw leków, który sprawił, że HIV przestał być wirusem śmiertelnym, można byłoby wynaleźć dużo wcześniej, gdyby przeznaczano więcej pieniędzy na badania od samego początku, gdyby poświęcono więcej uwagi „gejowskiej zarazie”. Widać to np. na filmie dokumentalnym „Jak przerwać zarazę”.
Dokładnie.
Widzę, jaką pasję wzbudza u ciebie temat HIV/AIDS. (Kayden cały czas chodzi po pokoju)
Czy wiesz, że w USA aż połowa ludzi żyjących z HIV nie ma dostępu do leczenia? W Wielkiej Brytanii tylko niecałe 3% osób zdiagnozowanych nie jest objętych leczeniem i to są ludzie, którzy nie leczą się nie z przyczyn systemowych, bo system ich obejmuje – tylko z przyczyn kulturowych, religijnych, bariery językowej czy innych. W Londynie są świetne kliniki, jak 56 Dean Street i Bloomsbury, ale w małych miasteczkach służba zdrowia pozostawia wiele do życzenia. A wśród młodych ludzi LGBTQ+ w Londynie liczba zakażeń ostatnio niestety wzrasta. A rzecznictwo też jest niewystarczające, choć pewnie jest lepsze niż w Polsce. Słyszałem historię na przykład taką: mój znajomy miał seks z jednym kolesiem i ten koleś zapytał go o HIV po seksie (to jest zresztą osobny temat: jeśli pytać, to chyba należałoby przed seksem, a nie po?). Znajomy odpowiedział, że ma HIV, ale na niewykrywalnym poziomie, więc luz – ale tamten i tak wpadł w panikę. Więc znajomy powiedział: „Chodź, zabiorę cię na pogotowie, tam ci wyjaśnią, zobaczysz, że mówię prawdę, nie masz się czym martwić”. I co? Pojechali, a na pogotowiu powiedziano temu kolesiowi, że to było nieodpowiedzialne ze strony mojego znajomego i że ryzyko zakażenia występuje. BZDURA! Nie występuje, to jest fakt! Gdyby to zdarzyło się mnie, rozważyłbym kroki prawne wobec tego pogotowia.
Jest sporo uprzedzeń i niewiedzy również właśnie wśród samych gejów. Łukasz Sabat, Mister Gay Poland 2018, ujawnił w naszym wywiadzie, że jest na PrEPie (Kayden zaczyna bić brawo) i że żyje w otwartym związku. Ile negatywnych komentarzy dostał, ile hejtu – nawet nie możesz sobie wyobrazić.
Oj, uwierz mi, mogę, mogę. Łukasz, pozdrowienia dla ciebie. Robisz dobrą robotę dla naszych braci, sióstr i niebinarnych ludzi LGBTQ+.
No, OK, może i możesz (śmiech). Jeszcze raz to powiem: Kayden, widzę, z jaką pasją mówisz o HIV/AIDS. (Kayden siada)
Bo jestem WKURWIONY!!! (śmiech) I tak się hamuję. Wiesz, ile pracy włożyłem w to, by być cierpliwym i nie wrzeszczeć na ludzi, jeśli nie przyjmują tych informacji? (śmiech) Dawno byśmy mieli załatwiony cały problem HIV/ AIDS, gdyby nie uprzedzenia, gdyby nie fobia na seks, gdyby nie homofobia. Mózg mi się lasuje, gdy wspominam, jak sam się czułem sześć lat temu zaraz po diagnozie. Gdy wreszcie poczułem się gotowy, by ujawnić wszystkim, że mam HIV – a wierz mi, było to trudne – miałem już wsparcie Impulse i innych. Ale zaraz potem zacząłem się zastanawiać: „Halo, a gdzie są inne gwiazdy porno? Jest mnóóóóóstwo gwiazdorów porno z HIV. A mówi o tym ich mały promil. I wiedziałem o tym, że istnieją. Nie rozumiałem, dlaczego żadnego z nich nie widziałem i nie słyszałem, gdy było mi to najbardziej potrzebne – tuż po diagnozie. Wtedy czułem, jakbym był sam. Zupełnie sam. Dlatego teraz jestem taki głośny. Prawdopodobnie najgłośniejszy. „Th at pornstar with HIV!”. I nie przeszkadza mi to już. I dziś już wiem, jak wielu ludzi żyje z HIV, jacy to są wspaniali ludzie. Nie mówię tylko o aktorach porno, jak François Sagat lub Boomer Banks, czy też innych aktywistach, jak David Stuart, Jose Ramos, Greg Owen, Bruce Richman, Rebecca Tallon-De Havilland, Winnie Sseruma, Shamal Waraich, Alex Schneider, którzy sami mają HIV, ale też o ludziach jak Mr Pam, Phil Samba, Aeden J. Wolton lub Jason Domino, czyli nieustraszonych działaczach, którzy nie mają HIV i walczą po naszej stronie, wielu z nich bierze PrEP. Polecam obejrzeć projekt „Porn 4 PrEP” i zerknąć na organizację Impulse, Prepster i poczytać na temat kampanii „U equals U” (Prevention Access) („Niewykrywalny = Niezakażający” – przyp. „Replika”). Polecam też kanał Davida Stuarta na YouTube. Wielu młodych ludzi, i zresztą nie tylko młodych, gdy dostają diagnozę, czują, że świat im się zawala – nie musi tak być. Tych psychicznych załamań możemy uniknąć. Można żyć pełnią życia, mając HIV, można też mieć wspaniałe życie seksualne i dzieci bez HIV. Natomiast prawda jest taka, że coming out z HIV w pierwszym okresie niekoniecznie pomógł mojej popularności w biznesie porno. Tyle, że mnie już się zmieniły priorytety.
I nadal grasz.
W 2017 r. o mało tego nie rzuciłem, ale nie chciałem być tym „pornoaktorem z HIV, który odszedł”. O nie! A potem forma wróciła, i jestem! (śmiech) I dziś, kiedy wszyscy wiedzą albo przynajmniej mają dostęp do tej informacji o mnie, mam więcej fanów niż kiedykolwiek.
Single as fuck!
Kayden, jak fakt, że jesteś eskortem i gwiazdorem porno, wpływa na twoje życie seksualne i życie miłosne, związki?
Niełatwy temat. Miałem problem z jednym i z drugim. Generalnie uważam, że ludzie, a przynajmniej spora część, nie zostali zaprojektowani do życia w monogamicznych związkach – a są wtłaczani w te normy. Ja w każdym razie na pewno nie nadaję się do monogamii. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie ciągle dążę do tego, by mieć chłopaka. Kultura nam podpowiada, że jeśli jesteś sam, to zawodzisz jako człowiek – nikt cię nie chce, jesteś nic nie wart. Kupowałem to – a jednocześnie w związkach zwykle czułem się niepewnie. Nie funkcjonowałem dobrze jako połowa jakiejś niby-całości; nigdy, będąc w związku, nie czułem się naprawdę silny. Dziś, gdy pada pytanie, czy mam chłopaka, to wręcz samoistnie robi mi się skrzywiona mina: „Nieeeee! Nie mam chłopaka, co za pomysł!” To nie znaczy, że nie mam systemu wsparcia – mam przyjaciół, mam fuck-buddies, mam ludzi, których kocham i o których dbam, gdy tego potrzebują i którzy się mną opiekują, gdy ja tego potrzebuję. Ale chłopak? Nie. Nie chcę być nikomu „przypisany”. Jeśli ty masz potrzebę mieć chłopaka, to miej. Tylko może czasem bądź też sam, byś nie zapomniał, kim sam dla siebie jesteś. Ja nie chcę. Nie zarzekam się, może kiedyś to się zmieni. Ale na razie I am single as fuck! A co do samego seksu w życiu prywatnym – nie, żebym narzekał, ale nieraz ludziom się wydaje, że skoro jestem eskortem, to znaczy, że mam ochotę na seks bez przerwy i że można mnie ot tak dotykać, łapać za tyłek, bo mi się to po prostu musi podobać. Nie cierpię być łapany za tyłek czy w ogóle dotykany bez pozwolenia, znienacka, bez kontekstu. Albo traktują mnie jak „zdobycz”, nie chcą tak naprawdę uprawiać seksu ze mną, tylko zrealizować swą fantazję o seksie z „tym gwiazdorem porno”. Albo zakładają z góry, że jako eskort na pewno mam nie tylko HIV, ale też mnóstwo innych chorób przenoszonych drogą płciową. Tymczasem eskorci, jeśli tylko mają dostęp do badań, to badają się dużo częściej niż inni, to sprawa nie tylko zdrowotna, ale zawodowa.
Jest świetny filmik na YouTube, gdzie mówisz o tym, że masz chlamydiozę.
I że nie będę tego ani ukrywał, ani się wstydził. Tak, miałem. Wiele razy. Edukacja dotycząca chorób przenoszonych drogą płciową jest często beznadziejna – uczy się tylko, jak straszne są objawy oraz co robić, by się nie zakazić – przeważnie abstynencja lub prezerwatywy. A jeśli już się człowiek zakazi, to co? Nic, tylko samobójstwo popełnić z poczucia winy? (śmiech) Infekcje przenoszone drogą płciową są normalną ludzką sprawą, polecam TED Talk „STIs aren’t consequences. They’re inevitable” („Choroby przenoszone drogą płciową nie są rezultatem czegoś – są nie do uniknięcia” – przy. „Replika”).
Uderzające jest, jak ludzie nie mają problemu z mówieniem o chorobach pod warunkiem, że one nie dotyczą płciowości.
Po raz kolejny wchodzi tu wstyd przed seksem jako takim.
Jak bardzo seks przed kamerą rożni się od tego, który masz prywatnie?
Może się bardzo różnić, a może nie bardzo. W seksie przed kamerą nie ma intymności, ale tylko, jeśli założysz, że intymność może pojawić się wyłącznie w seksie między dwoma osobami. A to jest złe założenie, przynajmniej w moim przypadku. Miałem wiele pięknych, intymnych chwil z więcej niż dwoma ludźmi i z kamerą wokół nas. Są gwiazdorzy, z którymi kompletnie nie „klika”, ale dobrze robią swą robotę, a są tacy, którzy zakochują się na planie w partnerze. I są tacy, których nie chciałbyś więcej spotkać i tacy, z którymi chciałbyś mieć seks poza kamerą. Teraz portale jak OnlyFans, JustForFans (gdzie aktorzy mogą wrzucać własne filmy „domowej” roboty i mieć kontakt z fanami bez pośrednictwa tradycyjnych studiów filmowych – przyp. „Replika”) dają nowe możliwości i jestem tym podekscytowany – jestem moim własnym szefem, sam decyduję, co filmować, co wrzucać do sieci, z kim, gdzie i kiedy. W wytwórniach czasem nawet nie płacą ci, jeśli nie masz wytrysku. W OnlyFans sam widzę, co moi fani lubią. Sam promuję własne materiały, sam wchodzę w kontakt z fanami.
Po prostu lubisz uprawiać seks przed kamerą.
O, tak. Uwielbiam. Uwielbiam naprawdę.
Moje czerwone szpilki
Mówiłeś, że w przyszłości chciałbyś też reżyserować porno.
Nie tylko. W tej chwili pracuję nad projektem nie-porno „How 2 Stay Positive When U Test Positive” – to jest serial, który już jest na moim YouTube i ostatni odcinek właśnie kręcę. Do tego też będzie filmik z wywiadami z niesamowitymi ludźmi zajmującymi się sprawami HIV/AIDS i żyjącymi z HIV – taki poradnik dla nowo zdiagnozowanych. Poza tym, w tym roku nakręcę dwie sceny porno, które napisałem i zaplanowałem, i które mają na celu podniesienie świadomości dotyczącej HIV/AIDS – jedna z nich będzie moją pierwszą sceną bez prezerwatywy. Obie są finansowane przez Impulse. Nie mogę się doczekać.
Właśnie. W porno od wielu lat seks bez prezerwatyw jest normą, a ty zawsze prezerwatywę miałeś. Dlaczego?
Na początku dlatego, że bałem się, że jej brak sprowokuje pytania o HIV, na które nie byłem gotowy. Od paru lat powód jest inny. Nie boję się żadnych pytań, nie boję się o żadne ryzyko przekazania HIV innym. Mam szczęście – mam dostęp do darmowej opieki i lekarstwa, które powodują, że nie będę miał AIDS, ale połowa moich widzów, którzy żyją z HIV, nie ma dostępu do tych leków, nawet w Stanach! Epidemia wciąż trwa i promowanie kondomów może wielu ludziom ocalić życie. Nie wydaje mi się, że byłoby sprawiedliwe, gdybym wykorzystywał swój przywilej na koszt tych, którzy go nie mają.
Z okazji World AIDS Day biegłeś w maratonie w Londynie, z którego dochód szedł na walkę z HIV/AIDS.
To nie był maraton – tylko 10 km, a i tak myślałem, że zejdę! (śmiech)
Widziałem też jedną twoją reklamę, w której masz na sobie szpilki i damską perukę.
Nie miałem fantazji bycia drag queen, ale noszenia szpilek – tak! W dzieciństwie, jak mamy nie było w domu, to podkradałem jej szpilki i biżuterię i nosiłem. Byłem naprawdę przegiętym chłopcem. Gdy miałem 11 lat, zakochałem się w koledze i ja byłem jego „dziewczyną”. Tak, tak, nie bądź taki zdziwiony! To kolejny przykład, jak kultura wymusza na nas, mężczyznach, tzw. męską postawę. A w dorosłym życiu to przegięcie jakoś mi się ulotniło… chyba (Kayden śmieje się i robi przegięte pozy). Mężczyzna musi być all blue – no pink. Fuck that! Na tamtym filmiku to są moje własne szpilki, kupiłem je dla siebie, są czerwone i wysokie, tzw. hooker heels, no bo w końcu jestem sex-workerem, nie? Niezbyt dobrze jeszcze mi idzie chodzenie w nich, ale zamierzam się nauczyć! (śmiech)
A jak bywasz w Polsce, to jesteś rozpoznawany?
Czasem. Natomiast jak pójdę do gejowskiego klubu, to zawsze. I powiem ci, że w ciągu ostatnich dwóch lat coś się zmieniło – jest inna rozmowa, ludzie podchodzą i zwykle dziękują i za porno, i za moją pracę jako aktywisty, co ma dla mnie ogromne znaczenie.
Co byś dodał na koniec?
Dwie rzeczy. Wiesz, gdybym mógł cofnąć czas, to może niektóre rzeczy zrobiłbym inaczej, ale nie chciałbym nie mieć HIV. HIV nadał nowe znaczenie mojemu życiu. Jestem szczęśliwszy i zdrowszy, niż kiedykolwiek, również mentalnie. Chcę, by każdy, kto ma HIV, to usłyszał: Moi drodzy, jeśli chodzi o waszą wartość jako ludzi, ten wirus nie ma ŻADNEGO znaczenia. Zasługujecie na taki sam szacunek i miłość, bez względu na status. Jesteście piękni. I nie jesteście sami. A druga rzecz: epidemia HIV/AIDS nie skończyła się w latach 90. Wciąż trwa. Jestem jednym z 38 milionów ludzi, którzy żyją z tym wirusem. Naprawdę warto się doedukować i pamiętać, że to dotyczy nas wszystkich, bo jesteśmy jednym organizmem. A życzliwość w stosunku do drugiego człowieka waży więcej niż złoto. Jest pewnie nawet cenniejsza niż powstrzymanie HIV.
Tekst z nr 83 / 1-2 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.