Remigiusz Ryziński – “Hiacynt. PRL wobec homoseksualistów”

Wyd. Czarne 2021

 

 

Po znakomitym filmie „Hiacynt” (na Netflixie), osnutym wokół akcji PRL-owskiej milicji z lat 1985-1987, apetyt na dowiedzenie się o niej czegoś więcej z pewnością urósł. Złapano wtedy i przesłuchano – włącznie ze szczegółowymi pytaniami o techniki seksualne – kilkanaście tysięcy gejów. Założone im „karty homoseksualisty” były idealnymi instrumentami szantażu. A może i są do dziś, bo nie wiadomo, gdzie się znajdują, a z pewnością wiele ofiar akcji „Hiacynt” wciąż żyje – w szafie. Niestety, książka „Hiacynt. PRL wobec homoseksualistów” pozostawia niedosyt. Informacji o samej akcji jest w niej niewiele, a całość sprawia wrażenie chaosu. Raz czytamy o sprawach z lat 50., potem nagle przeskakujemy do połowy lat 80. Raz – o przesłuchaniach gejów przez milicję, raz o morderstwach gejów przez „męskie prostytutki” (jak to się wtedy mówiło), które z samą akcją niewiele albo zupełnie nic nie miały wspólnego. Są ciekawe fragmenty, jak np. historia Waldemara Zboralskiego, jednego z pierwszych aktywistów LGBT, ale generalnie momentami odnosi się wrażenie, że to nie praca faktograficzna, ale quasi-powieść o życiu gejowskim „tamtych lat”. Tyle że przecież nie wszyscy, lecz wręcz zdecydowana większość gejów nie chodziła na żadne pikiety ani do żadnych klubów (warszawocentryczność to zresztą inny problem). Podobnie jak toalety publiczne jako miejsca podrywu były niczym innym, jak dowodem upokarzającego zepchnięcia gejów na margines. Tymczasem autor pisze, jakby wszyscy to uwielbiali: „Ktoś mógłby się zdziwić – dlaczego kible? Przecież śmierdzi i wstyd. Ale nie! – dla gejów to jest nakaz i wybór jednocześnie. Ohyda i rozkosz. Strach i radocha. Wszystko tu jest: i miłość, i zbrodnia”. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.