Wielki Liberace

Behind the candelabra (2013), reż. S. Soderbergh, wyk. M. Douglas, M. Damon, dystr. Gutek Film, premiera w kinach: 30.11.2013

 

od lewej Scott (Matt Damon) i Liberace (Michael Douglas)                          mat. pras.

 

Michael Douglas nie mógł już dalej odejść od emploi jurnego samca ulegającego fatalnym zauroczeniom i nagim instynktom – w „Wielkim Liberace” gra przegiętego poza granice możliwości słynnego niegdyś pianistę z Las Vegas. Aktor „znika”, stając się Liberace; nie tylko zresztą dzięki wspaniałej grze, ale też charakteryzacji, fryzurze, bajecznym strojom.

To film biograficzny oparty na wspomnieniach Scotta Thorsona, który przez 6 lat był partnerem muzyka. Związek pozostawał oczywiście tajemnicą poliszynela. Coming out nie przychodził Liberace do głowy. Ba! Gdy jedna z gazet napisała, że jest gejem, muzyk wniósł pozew o zniesławienie i… wygrał. Prawdziwa przyczyna jego śmierci w 1987 r. – AIDS – też nie została podana do wiadomości. Thorson opublikował swą książkę rok później.

Scotty (również świetny Matt Damon) poznał Liberace w końcu lat 70. Pod wpływem pianisty, otaczającego go blichtru oraz prochów ten niewinny, rezolutny chłopak dość szybko przeobraził się w zblazowanego, uzależnionego, nieprzyjemnego typa. Po drodze mamy historię ich związku – relację „doświadczony mistrz z kasą i jego piękna muza”, która zamienia się stopniowo w piekło wzajemnych oskarżeń i zazdrości.

Steven Soderbergh („Ocean’s Eleven: Ryzykowsna gra”, „Erin Brockovich”) to fachowiec: „Wielki Liberace” jest skrojony bezbłędnie. Do tego rożne smaczki. Spodziewaliście się zobaczyć kiedykolwiek, jak Damon bzyka Douglasa? (MK)

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Scott Thorson „Welki LIberace”

wyd. Marginesy, 2014

 

 

Wspomnienia Scotta Thorsona o jego związku z Liberace’m, słynnym pianistą, trafiają do nas 26 lat po oryginalnym wydaniu i zbiegają się z premierą filmu „Wielki Liberace” z Michaelem Douglasem i Mattem Damonem. To właśnie na ich kanwie powstał fi lm. Seans macie już zaliczony i zastanawiacie się, czy przeczytać książkę? Tak, przeczytać! Znajdziemy tu bowiem również sporo informacji o życiu Liberace przed poznaniem Scotta: dzieciństwo, niechęć do rodziny, odkrycie homoseksualności i przerażenie nią, następnie budowanie siatki tajnych przyjaciół gejów i drogę do sławy oraz ciągły strach, by gejostwo nie wyszło na jaw. Liberace miał image bardziej przegięty od Eltona Johna, ale szedł w zaparte. Tym, którzy sugerowali, że jest gejem, wytaczał procesy i wygrywał je – potem, gdy na sile przybrała emancypacja gejowska, nie mógł już się wycofać, bo uznaliby mnie za największego kłamcę na świecie. Więc kłamał do końca, nawet wtedy, gdy w wieku 68 lat umierał na AIDS w 1987 r. W książce o nim, wydanej po raz pierwszy rok później, prawie 40 lat młodszy, były kochanek niczego już nie ukrywa – słowa „homoseksualizm” i „gej” przewijają się praktycznie na każdej stronie. Liberace przewraca się w grobie? A może właśnie oddycha z ulgą? (MK)

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.