Wyśpiewałam sobie dziewczynę

Z wokalistką Patrycją Malinowską, finalistką programu „Mam talent”, rozmawia Marta Konarzewska

 

foto: Agata Kubis

 

Naprawdę uwielbiasz karaoke?!

Naprawdę! Co środę prowadzę karaoke w warszawskim klubie Galeria.

Mistrzyni ceremonii.

(Śmiech) Można tak powiedzieć. Zabawiam ludzi, namawiam do śpiewania. Czasami pomagam im śpiewać. Sama też śpiewam. A za sterami didżejsko-muzycznymi siedzi moja dziewczyna.

Co w karaoke cię porwało?

To, że można się wyżyć. Odkryłam karaoke, jak byłam bardzo młoda. Już kochałam śpiewać, ale jeszcze nie miałam gdzie. Myślę, że w przypadku tych ludzi, którzy przychodzą do Galerii, by pośpiewać, zakochanych w śpiewaniu, jest podobnie. A dla innych – po prostu fajna zabawa. Wychodzisz ze znajomymi, śpiewasz sobie w grupie, dostajesz brawa, jesteś gwiazdą przez trzy minuty, wygrywasz konkursy. Bo mamy zawsze sporo konkursów i promocji „na barze”, to zachęca, by śpiewać, a nie siedzieć ze spiętymi pośladkami przy stoliku (śmiech). Jak już zaczniesz, nie możesz przestać – śpiewanie wciąga!

I pociąga. Kiedyś wyśpiewałaś sobie dziewczynę na karaoke.

Ale nie tę, z którą jestem teraz.

Tę pierwszą.

Tak. Pięć lat temu. Znałyśmy się już trochę wcześniej, ale udawałam chłodną – że niby mi się Ania nie podoba, że tylko koleżanka itd. Czułam jakąś barierę – nawet nie dlatego, że to dziewczyna, a ja wcześniej miałam chłopaków – tylko że byłam szaloną nastolatką w klasie maturalnej, która chce się podobać, grając niedostępną, bo jej się wydaje, że to cool. Po miesiącu znajomości poszłyśmy razem na karaoke, właśnie do Galerii, tam wypiłam za dużo o jednego drinka i zaczęłam ją podrywać, a ona nie była mi dłużna, a potem…

Potem opowiedziałyście o tym u Ewy Drzyzgi.

To było tak: któregoś dnia Ania do mnie dzwoni: słuchaj, znalazłam link tu i tu, szukają ludzi, którzy chodzą na karaoke – do jakiegoś programu telewizyjnego. Mówię: ok, zobaczę. Przeczytałam i nie zastanawiając się długo wysłałam zgłoszenie. I zapomniałam o tym. Po pewnym czasie dzwoni do mnie jakaś pani i zaprasza do programu.

Nie wiedziałaś, że to „Rozmowy w toku”?

Domyślałam się, ale nie zastanawiałam się specjalnie. I ta pani mnie pyta, co z tym moim karaoke, i czy poznałam tam jakiegoś chłopaka. Ja, że „nie”, a ona posmutniała. No to mówię: „ale poznałam swoją dziewczynę”. Ona na to: „taak?” – z wielkim zainteresowaniem. Potem dzwoniła parę razy dziennie. Namawiała i namawiała na program. Ania bardzo długo nie chciała tam jechać. Ale w końcu ktoś ją przekonał. Myślałyśmy: fajna przygoda, Kraków, pozwiedzamy sobie, obejrzymy studio Drzyzgi od kuchni.

Wyoutujemy się przed całą Polską.

(śmiech) No, tak to nie myślałam. Ale faktycznie, przez pierwszy etap bycia z Anią chciałam zmieniać świat. Myślałam: na pewno nie będę nigdy ukrywać, że mam dziewczynę i niech się ludzie do tego przyzwyczajają, niech wiedzą, że to jest normalne. Bo jest. I tak miałam zamiar to traktować. Bo wszystko, co robisz, wraca do ciebie z podwójną siłą.

Lubisz być les, to inni też to lubią?

Coś takiego. Z takim przeświadczeniem tam pojechałam i się sprawdziło.

W programie traktują was jak każdą inną parę (hetero), która tam wystąpiła. Byłyście parą osób, co się poznały na karaoke, nie parą lesbijek. To efekt po montażu, czy podczas nagrania tak było?

Tak było. Traktowali nas bardzo normalnie, ani źle, ani wyjątkowo dobrze – i Ewa, i publiczność. My też się zachowałyśmy „normalnie”. Nie robiłyśmy żadnego show typu „uwaga! dwie dziewczyny, patrzcie na nas”, ani odwrotnie: „ukrywamy się pod perukami”. Pytania były OK i w ogóle było bardzo miło. Choć potem nie chciałam tego oglądać. Mówiłam: o, nie, brzydko wyglądałam, grubo, nie chcę. I nie obejrzałam. Więc tylko z opowieści wiem, że nasze wypowiedzi mocno pocięto.

Rok później znów wylądowałaś w telewizji. Zachwyciłaś jury i doszłaś aż do finału w programie „Mam talent”. Ale tam już nie byłaś „lesbijką

No bo po co?

Czasem wychodzi przy okazji. Zadają ci pytanie: „a kto cię wspiera na widowni?”, a ty wtedy: „mój chłopak”, albo: „moja dziewczyna”.

Ale nie zapytali (śmiech). To znaczy zapytali, ale już potem.

Potem, czyli wtedy, kiedy wiadomość, że jesteś les zaczęła bombardować „pudelki”: „Finalistka Mam talent jest lesbijką! Zdjęcia tutaj!” albo „Czy to przeszkodzi jej w karierze w programie?”.

Tak. I już po tym boomie prowadzący zapytali mnie „Kto cię wspiera, kto z tobą przyjechał?”. Ale co ja zrobię – akurat wtedy byłam sama, więc powiedziałam, że wspiera mnie rodzina i przyjaciele. Wiesz, ja zanim coś zrobię, zawsze najpierw zadaję sobie pytanie: po co? Jeżeli nie uzyskuję od siebie jasnej satysfakcjonującej odpowiedzi, nie robię tego i już.

Dla mnie bycie lesbijką to naprawdę nic nadzwyczajnego. Żaden skandal. Więc nie umiem na tym „skandalu” robić kariery (śmiech). A z całą tą „plotką” było tak, że się jej spodziewałam. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś życzliwy to puści i zrobi z tego aferę. Bo jak wiadomo, życzliwi są wśród nas. Artykuły pokazały się w nocy po półfinale. Plotek, a rano wszystkie portale, nawet wp.pl.

A na planie „Mam talent” były plotki, komentarze? Gadaliście o tym? Śmialiście się z tego?

Nic. Tylko to jedno pytanie od prowadzących – „Kto z tobą przyjechał?”. Jak oglądasz pod tym kątem, widzisz, jak oni czekają, że ja jednak powiem „moja dziewczyna”. Której wtedy nie miałam.

Lubisz telewizję?

Można tak powiedzieć. U Ewy było super, w „Mam talent” też nas super traktowali. Więc lubię. Nic mnie tam złego nie spotkało (śmiech).

Przeciwnie. Dzięki TV robisz to, co kochasz. Nagrywasz płytę?

Pracuję nad materiałem i jednocześnie współpracuję z DJami przy projektach klubowych, czyli występach na żywo do muzyki house. Nagrywam też utwory w tym stylu pod pseudonimem Pati Mali.

Zero przykrości.

Zero. A mam wielu poukrywanych znajomych, których wiecznie coś złego spotyka. To strach tak działa. Ludzie albo wiedzą, że sobie mogą z tobą na więcej pozwolić, albo odwrotnie: w nich też rodzi się strach, niepewność. Czy ona na pewno jest OK? Czy to, że jest lesbijką jest OK? A wiadomo, ludzie uważają, że najlepszą obroną jest atak.

Kiedy wyoutowałaś się przed rodzicami?

Jak zakochałam się w Ani, od razu powiedziałam mamie. Bo to było bum! Coś, czego nigdy wcześniej nie czułam i wiedziałam, że to serio i że muszę opowiedzieć o tym mamie, no bo przecież nie będę się ukrywać. Niedługo powiedziałam też tacie, mama powiedziała babci i po kilku tygodniach już cała rodzina wiedziała, że jestem z Anią. A potem u Drzyzgi był coming out przed resztą: jakaś tam ciocia klocia, piąta woda po kisielu, nauczycielki, dalsi znajomi.

Bo bliżsi wiedzieli.

Tak. Ja miałam zawsze niewyobrażalne szczęście. Bliskie osoby mnie wspierały. Nikt nie dokuczał. Żadnych nieprzyjemności, dyskryminacji. I teraz… Nawet nie potrafi ę o tym mówić, nie potrafi ę sobie wyobrazić innego życia. W szafie, bez akceptacji.

Nie umiem udawać, kręcić w stylu: o rany, skąd tu wziąć chłopaka na ten czy inny bankiet, czy mam pójść ze swoim przyjacielem, czy może fryzjerem. Nie wyobrażam sobie.

Ale w showbiznesie wciąż tak jest. Pełno takich „narzeczonych” – fryzjerów.

Tak. Bardzo wielu, naprawdę. Wiele osób kłamie, ukrywa się. Nie mam pojęcia dlaczego! Sama sobie od długiego czasu zadaję to pytanie. Naprawdę nie rozumiem. Przecież to wcale nie jest łatwiejsze tak w kółko kombinować. Bo jak przychodzisz non stop sama na bankiety, to też są jakieś komentarze w pismach. Więc zmyślasz. Żyjesz w kłamstwie, nie da się być z tego powodu szczęśliwym. Rozmawiałam z kilkoma moimi kumplami – gejami z branży i oni mówili: Patrycja, wiesz, ty to masz spoko. Dziewczynie jest łatwiej. Wiadomo, faceci hetero, te ich pornosy, les jest dla nich sexy i tyle. Sama się kilka razy przekonałam. Słyszałam: „OK, jesteś lesbijką, mnie nie przeszkadza, ale jak bym miał syna geja, to bym go… nie wiem… zastrzelił”.

A córkę – lesbijkę?

Nie wiem. Raczej mówią „syna”. Potem poznają jakiegoś mojego kolegę geja, zakładają oczywiście, że jest heterykiem, piją z nim wódkę, luz. I nagle on mówi: „Mam faceta” i oni wcale nie przestają go lubić. Po prostu zostaje tym fajnym kolesiem, którym był.

Homofobia jest abstrakcyjna?

Często tak. Mam kumpli hetero, co jak wchodzili pierwszy raz do klubu gej/les, do Galerii, to mówili: „O rany, boję się iść do kibla”. A ja mówiłam „Weź się puknij w czoło. Ktoś cię zaczepił?”. On: „No, nie”. „A jak długo już tu siedzisz?”. „No, z trzy godziny”. No, właśnie. Przecież wiadomo – w klubie homo czy hetero jest tak samo. Nikt cię nie ciągnie, nie napada w kiblu, najpierw, jeśli już coś ma się wydarzyć, pojawią się gesty, spojrzenia.

Tych spojrzeń faceci też często się boją

No, tak. Myślą, że wchodzą do jaskini lwa i zaraz ich ktoś zaatakuje, zaknebluje, wywiezie. Ja specjalnie ich do Galerii zabieram. Niech zmienią swoje przeświadczenia.

Udaje się?

Czasem.

Super. To zapraszamy na karaoke, nie?

I pozdrawiam wszystkich czytelników i czytelniczki „Repliki”!

A powiesz coś więcej o tajemniczej didżejce?

Ma na imię Agnieszka. Wypatrzyła mnie na castingu „Mam talent”. Napisała do mnie, odpisałam. Potem przyjechała na moją imprezę w Galerii, i tak od słowa do słowa. Jesteśmy razem dwa lata.

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Proszę się nie bać

O tęczowym profilu na FB, o koncertach na rzecz społeczności LGBT, o coming outach w środowisku muzycznym, o tym, jak traktuje się homoseksualność w Danii oraz o czym rzekomo świadczy kolczyk w uchu chłopca mówi Czesław Mozil w rozmowie Sergiusza Królaka

 

foto: Agata Kubis

 

W zeszłym roku wziąłeś udział w debacie sojuszników/czek LGBT „Ramię w ramię po równość zorganizowanej przez Kampanię Przeciw Homofobii, więc jesteś oczywistym gościem na łamach „Repliki.

 Zgodziłem się na debatę, bo zauważyłem, że tego typu wydarzenia nadal są potrzebne naszemu społeczeństwu. O tak, wydawałoby się, prostych sprawach, że wszyscy jesteśmy równi, ciągle trzeba głośno mówić. Po jednym z koncertów podeszły do mnie dwie pary: dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Podziękowali mi za wsparcie. Na początku nie wiedziałem nawet, o co im chodzi – po chwili dotarło do mnie, że mówią o wsparciu dla środowisk LGBT. Często spotykam też młodych ludzi, którzy jeszcze nie ukończyli studiów, a już myślą o wyjeździe z Polski z powodu homoseksualnej orientacji. Jest to bardzo smutne. Cieszę się, że takie moje małe gesty, jak np. udział w debacie czy zmiana zdjęcia profilowego na Facebooku na tęczowe, mają dla kogoś znaczenie. Po zmianie tego zdjęcia otrzymałem wiele ciepłych słów, podziękowań za wsparcie.

Ale była też chyba krytyka? Pochwaliłeś też Sąd Najwyższy USA za legalizację małżeństw jednopłciowych

Gdybym miał robić tylko to, co miałoby się ludziom podobać, to bym zwariował. Póki mogę być sobą, jestem, bo to łatwiejsze niż udawanie kogoś innego. Negatywnymi komentarzami przestałem się już przejmować. Niektórzy grozili mi, że „wywalą moje płyty”. To nie są moi fani, skoro nie wiedzą, o jakich wartościach śpiewam, jakie tematy poruszam. Piosenkę „Proszę się nie bać”, zawierającą wątek homoseksualny, śpiewam od ponad trzynastu lat.

Zagrałeś też kilka koncertów dla społeczności LGBT. W 2009 roku wystąpiłeś w krakowskim klubie Cocon z okazji trzynastych urodzin portalu InnaStrona.pl (dziś queer.pl).

Świetnie mi się grało, przyszło mnóstwo ludzi. Chociaż minęło już siedem lat, to dopiero po ostatnim zamieszaniu wokół tej debaty niektórzy zauważyli, że wspieram środowisko LGBT. A np. w 2010 r. zagrałem na przyjęciu z okazji rocznicy ślubu Gosi Rawińskiej i Ewy Tomaszewicz, które pobrały się w samolocie. Fantastyczny wieczór. Ostatnio dostałem zaproszenie na przyjęcie z okazji pięciolecia ich małżeństwa. Jest mi bardzo miło, że otrzymuję takie propozycje, choć muszę podkreślić, że dostawałem je również wcześniej. Większość ludzi z show-biznesu do dziś nie bierze udziału w dyskusjach dotyczących środowiska LGBT ani nie wypowiada się na ten temat. Ani pozytywnie, ani negatywnie.

To prawda. Choć był np. Maciej Maleńczuk, który stwierdził „homoseksualizm jest wstrętny”, a z drugiej strony jest coraz więcej sojuszników – Zbigniew Wodecki, Maryla Rodowicz, Aga Zaryan czy zespół Lao Che. Jednak wciąż praktycznie nie ma u nas homoseksualnych muzyków, którzy decydują się powiedzieć: „Tak, jestem homo!”. Jak myślisz, z czego to wynika?

Wiem, że niektórzy moi znajomi muzycy nie robią coming outów, ale wiem też, że muszę uszanować ich wolę. Chociaż sam jestem hetero, to staram się zrozumieć, że to dla nich bardzo osobista i trudna sprawa. Często nie chcą się ujawniać ze strachu, że to odbije się na ich karierach. Wyobraź sobie, że na koncertach jakiegoś piosenkarza pojawia się tysiące kobiet, które go adorują. Jak zareagują na informację, że ich idol jest gejem? Podobny lęk czują chyba aktorzy-geje, którzy przez lata grają lowelasów.

Jacek Poniedziałek zaryzykował ponad dziesięć lat temu i wyznał, że jest gejem. Nadal jest znany, ceniony i lubiany.

No, tak. Kilka miesięcy temu coming outu dokonał też Michał Jastrzębski, perkusista Lao Che. Byłem z niego dumny. Takie rzeczy są bardzo ważne, zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy społeczeństwo pozwala sobie na obrażanie się nawzajem, a poziom homofobii wciąż jest wysoki.

Wyobrażam sobie, że w Danii, gdzie się wychowałeś, jest zupełnie inaczej.

W Danii dla większości społeczeństwa homoseksualizm jest tak naturalny, że nikt się nad tym nie zastanawia i nawet już o tym nie rozmawia. Kiedy jeszcze tam mieszkałem, często chodziłem do klubów gejowskich, bo można było tam poderwać najfajniejsze dziewczyny, które przyszły ze swoimi przyjaciółmi-gejami (śmiech). Świetnie się bawiłem w tego typu miejscach, zabawy były do rana.

Co ciekawe, nawet prawica w Danii całkowicie akceptuje homoseksualizm! Kiedyś działała tam prawicowa partia polityczna, która miała duże poparcie w społeczeństwie – ale po tym, jak w jednej kampanii wyborczej zakwestionowała możliwość legalizacji małżeństw homoseksualnych, straciła bardzo dużo głosów. W Polsce jest zupełnie inaczej. Nie chcemy widzieć, że wokół nas jest tak wielu ludzi LGBT. A politycy nie powinni zaglądać ludziom do sypialni. Kwestie takie jak wiara czy seksualność są na tyle osobiste, że nie powinny być sprawami państwa.

Deklarujesz się jako osoba wierząca, jednocześnie jesteś sojusznikiem środowiska LGBT. Dla wielu to sprzeczność.

Już dawno nie chodzę do Kościoła, ale wierzę w Boga. Nie rozumiem opinii, że skoro jesteś sojusznikiem homoseksualistów, to nie możesz być wierzący? Jestem Polakiem, który wychował się w Danii i nie rozumiem, co ludzie mogą mieć przeciwko homoseksualistom? Wiem, że ludzie obawiają się czegoś, czego nie znają, ale na zdrowy rozsądek: jak można odbierać innemu człowiekowi prawo do miłości?

Ale wiesz co? Mnie jeszcze bardziej zadziwia inna rzecz: nawet w środowisku homoseksualnym występują podzielone opinie np. w kwestii adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Ja popieram prawo do takiej adopcji, bo znam pary jednopłciowe, które wychowują dzieci, także w Polsce. Jestem przekonany, że dwie kochające się osoby są w stanie zapewnić miłość i dobre wychowanie dziecku. Trzeba też zaznaczyć, że ważne jest poczucie akceptacji, jakie daje rodzic swojemu dziecku, i nie chodzi tu tylko o kwestię orientacji seksualnej.

Prawda jest taka, że tylko dorośli mają problem z rożnymi podziałami. Małe dzieci w przedszkolu nie przejmują się tym, że dziewczynki „muszą” się bawić tylko lalkami, a chłopcy – samochodami. Koleżanka mojej dziewczyny miała za to niedawno inną, przykrą sytuację: trzy lata temu została wezwana na dywanik do nauczycielki w sprawie swojego syna. O co chodziło? Jej syn, który jest fanem Cristiano Ronaldo, miał kolczyk w uchu, który – zdaniem nauczycielki – „mogą nosić tylko dziewczynki, albo …geje”. To jest po prosu skandal! Jak mówić o tolerancji, skoro nie możemy jej znaleźć nawet wśród nauczycieli?

Co byś doradził młodym gejom, którzy dopiero przygotowują się do swojego „coming outu”?

Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do udzielania takich rad. Nie mam doświadczeń z homoseksualnym coming outem, ale wyobrażam sobie, że nie jest to łatwe. Dla mnie ciężki był mój „coming out” muzyczny. Pamiętam stres, gdy po wielu miesiącach wreszcie odważyłem się wyjść z moją muzyką do publiczności. Młodym gejom czy lesbijkom powiedziałbym: trudno jest być samotnym. Jeśli nie znajdziecie wsparcia w rodzinie, to fajnie byłoby mieć je gdzie indziej – np. wśród przyjaciół, wyjść do ludzi przyjaznych wam.  

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Hozier przeciw homofobii

Muzyczny remanent: od robiącego furorę clipu „Take me to church” po Shirley Bassey

 

fot. mat. pras.

 

Tekst: Przemysław Górecki

Czy ktoś jeszcze nie zna „Take me to church”? Genialny debiutancki kawałek 24-letniego Irlandczyka Hoziera (Andrew Hozier-Byrne) robi coraz większą furorę. Niemal równie ważny jest clip – opowieść o prześladowanej parze gejowskiej. Nie ma tam żadnej przesady. Takie rzeczy dzieją się naprawdę. W imię ultraprawicowego tradycjonalizmu przyzwala się na prześladowania gejów. A porównywanie homoseksualizmu do pedofilii czy zoofilii jest skandalem. (…) Dla mnie „Take me to chuch” jest po prostu o miłości do drugiego człowieka i o organizacjach, takich jak kościół, które próbują naturalne ludzkie cechy podważać. To więcej niż tylko singiel, to moje oświadczenie.

Jestem szczęśliwy, że mogę dorzucić swój kamyczek w walce z homofobią. Zapytany, czy ma osobistą przyczynę, by występować przeciw homofonii, Hozier odparł: Nie. I nie muszę mieć osobistej przyczyny. Homofobia nie jest sprawą tylko osób homoseksualnych. To kwestia praw człowieka, która powinna obrażać nas wszystkich. To proste: albo wszyscy mają równe prawa, albo nie. Pierwszy album Hoziera, zatytułowany po prostu „Hozier” jest dostępny od października. Jestem szczęśliwym człowiekiem, mam wspaniałego partnera i cudowne dzieci – usłyszałem z ust Eltona Johna, podobnie jak tysiące innych fanów, na jego dwuipółgodzinnym koncercie (26 piosenek!) 5 listopada w krakowskiej Arenie. Dostał burzę braw, podobnie, jak w marcu Rufus Wainwright, gdy na scenie warszawskiego Palladium wyznawał na odległość miłość mężowi.

Łódź odwiedziła Kylie Minogue. W pewnym momencie koncertu na telebimie pojawił się hologram z dwoma, całującymi się mężczyznami. Drobny, ale znaczący gest.

Shirley Bassey świętuje 60-lecie kariery płytą „Hello Like Before”, zawierającą m.in. nową wersję bondowskiego przeboju „Goldfinger”. Płytę z coverami wydała też Bette Midler („It’s the Girls”). Królowa country Dolly Parton, planuje wydać całą płytę dedykowaną swoim „homoseksualnym przyjaciołom”. Przy okazji wyjaśniła swe stanowisko odnośnie małżeństw jednopłciowych: Oczywiście, ze jestem za. Dlaczego tylko my, heteroseksualiści, mamy się męczyć w małżeństwach?

Wrócili dwaj śpiewający geje, którzy największe sukcesy odnosili w latach 80.: Jimmy Somerville („Homage”) i Holly Johnson z Frankie Goes to Holywood („Europe”).

Na polskim podwórku przed nami nowe płyty Natalii Przybysz (jednej z sióstr Sistars) i Meli Koteluk. Renata Przemyk przedstawiła album „Rzeźba dnia”. Piosenkarka w zeszłym roku o Paradach Równości wypowiedziała się tak, że ręce opadły (I myśli pani, że przekonają społeczeństwo do swoich praw wychodząc na golasa i trzęsąc tym i owym?). Teraz wyjaśniła kwestię swej orientacji seksualnej. Gdy dziennikarz Onet.pl zwrócił uwagę, że w jej piosenkach miłosnych podmiot liryczny zwraca się na ty, przez co adresat może być i mężczyzną, i kobietą, Przemyk odpowiedziała: „Ty” brzmi bardziej intymnie i niebanalnie niż „Ty mój jedyny” (śmiech). Ja śpiewam do mężczyzny. I seksualnie pociągają mnie tylko mężczyźni (…)

Kasia Stankiewicz powróciła z płytą „Lucy and the Loop”, którą promowała również w warszawskim „branżowym” klubie Glam. Pamiętacie jej homoerotyczny clip do eterycznego „Schyłku lata”?

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.