Partyworkerzy Lambdy Warszawa Marta Turska i Albert Ciastek opowiadają Wojciechowi Kowalikowi o swej pracy w ramach projektu „Bezpieczniejsze związki”
Nauczą, jak prawidłowo założyć prezerwatywę, doradzą, jak bezpiecznie imprezować, podpowiedzą, co zrobić, jeśli mamy za sobą ryzykowny seks. Wielu z was zapewne miało już kontakt z partyworker(k)ami w warszawskich klubach LGBT.
Z jakim problemem w czasie dyżurów stykacie się najczęściej? Marta:
Z tym, jak właściwie założyć prezerwatywę! Na naszym stoisku mamy pokazowe dildo, gadżety i inne materiały, a także zapas gumek do ćwiczenia – i okazuje się, że albo ktoś otwiera opakowanie zębami, albo traktuje prezerwatywę paznokciami, albo zostawia powietrze w pojemniczku – nie wolno tak robić! Uczymy więc – tych młodszych i tych starszych.
Kilka razy w tygodniu w kilkunastu warszawskich klubach przychodzicie, rozkładacie stolik, na nim prezerwatywy dla wszystkich chętnych, ulotki informacyjne. Taka forma dotarcia do ludzi działa?
Albert: Jeśli chcemy coś zmienić w środowisku, trzeba iść tam, gdzie są ludzie – a są w klubach. Trzeba tam się z nimi spotkać, zdjąć stygmatyzację rozmowy o HIV. Ja sam nie lubię siedzieć cały czas za tym stołem, staram się chodzić po klubie i rozmawiać z ludźmi. Nie od razu o wirusie, ale pytam, jak mija wieczór, czy wszystko w porządku, nawiązuję kontakty. Ludzie idą się tam bawić, więc nie jesteśmy nachalni i nie atakujemy kogoś od razu HIV i rzeżączką!
M: Najważniejsze jest znalezienie złotego środka: z jednej strony czuję, że mam pewną misję, chcę jak najwięcej dać z siebie, powiedzieć, ale z drugiej strony muszę pamiętać, po co do klubu przychodzą goście – i muszę to uszanować.
A goście wstydzą się do was podchodzić?
M: Zdarza się, ale ten wstyd mija z upływem wieczoru i ilością wypitych drinków.
Kiedy ten wstyd mija, to o co pytają?
A: Czasem są to zupełnie podstawowe pytania, rozwiewamy wątpliwości typu: czy można zakazić się HIV przez pocałunek czy dotyk? Wyjaśniamy, że nie i przestrzegamy przed możliwymi zachowaniami, przez które można się zakazić. Wręczamy prezerwatywę, lubrykant, ulotkę. Najczęściej młodzi ludzie przychodzą z takimi pytaniami – nie wiedzą wiele o profilaktyce, o samym wirusie.
M: Nadal krążą mity wokół HIV, o których myśleliśmy, że już nie istnieją. A czasem zdarza się, że ktoś nie znalazł nikogo do pogadania na wieczór i podchodzi do nas i opowiada historię swojego życia. Oczywiście słuchamy! A czasem ktoś mówi, że jest zakażony HIV, że była to chwila uniesienia, był pijany, albo naćpany – jeden moment zapomnienia. To niełatwe rozmowy.
Jeśli ktoś przyjdzie z poważnym problemem – na przykład ma za sobą ryzykowny kontakt seksualny?
M: Pytamy jakiego rodzaju był to kontakt – żeby ustalić czy na pewno był ryzykowny, czyli – seks na przykład bez prezerwatywy. Każdy taki kontakt – nieważne czy analny czy oralny – może nieść ryzyko zakażenia. Namawiamy do zrobienia testu. Mówimy, gdzie taki test można w Warszawie zrobić – najczęściej wysyłamy na Chmielną 4. Żeby pomóc takiej osobie w opanowaniu stresu, uspokajamy, że test jest całkowicie anonimowy, opowiadamy, jak wygląda cała procedura, że są tam specjalni doradcy, którzy będą chcieli porozmawiać przed testem i na których pomoc można liczyć, jeśli wynik okaże się pozytywny.
Poza tym, że odpowiadacie na pytania związane ze zdrowiem, seksem, namawiacie też do bezpiecznego imprezowania.
M: Mamy materiały, opowiadamy, jak się zmienia nasza świadomość pod wpływem substancji psychoaktywnych, jak one działają na przykład w połączeniu z alkoholem – możemy stracić wtedy nad sobą kontrolę, puszczają hamulce i robimy rzeczy, których nigdy na trzeźwo byśmy nie zrobili. Podejmujemy ryzykowne kontakty seksualne, możemy paść ofiarą gwałtu. W klubach rozdajemy drinktesty na GHB, potocznie tabletkę gwałtu, i ketaminę, pokazujemy, jak się tego używa. Powtarzam, że wystarczy sekunda, żeby ktoś czegoś dolał do drinka, a kiedy jest się po trzecim piwie to w ogóle nie zwróci się na to uwagi. Dlatego tak ważne jest, żeby nigdy swojego drinka nie zostawiać.
Kiedyś bardzo chcieliśmy kupić alko- i narkogogle, założyć ludziom i kazać im zakładać prezerwatywę na dildo, żeby zobaczyli jakie to trudne po alkoholu czy narkotykach. Niestety, nie mieliśmy na to funduszy.
A nietypowe, trudne sytuacje w waszej pracy?
A: Miałem problem z agresywnym, pijanym klientem baru – krzyczał na nas, zabierał materiały, używał wulgarnych słów. Zaczęło się od upominania, a skończyło na wezwaniu policji. Bywało, że ktoś zaczynał płakać, wpadać w histerię…
M: Ktoś zaczyna opowiadać prywatne, intymne przeżycia – i czasem nie wytrzymuje, pojawiają się łzy.
A: Raz znalazłem się w bardzo trudnej sytuacji, bo podszedł do mnie mężczyzna, który powiedział, że jest zakażony HIV i przychodzi do seks klubu specjalnie zarażać innych. A ja w takiej sytuacji niewiele mogę przecież zrobić! Mogę tylko rozmawiać i przekonywać.
Po takich sytuacjach musicie jakoś odreagować?
M: Regularnie poddajemy się superwizji, w czasie których opowiadamy o najtrudniejszych przeżyciach w naszej pracy.
Wspominacie jeszcze jakieś sytuacje z waszej pracy w klubach?
A: Ja miałem kilka takich sytuacji, z racji tego że jestem mężczyzną i spędzam wieczór w klubie gejowskim… Podrywali cię, Albert, tak?
A: Zdarzało się (uśmiech). Ktoś podchodził, jego ręka lądowała najpierw na moim ramieniu, później na moich plecach, po czym troszeczkę niżej i niżej (uśmiech). W takich sytuacjach wyznaczam granicę: mówię, że jestem przecież w pracy, możemy porozmawiać, ale proszę, aby mnie nie dotykano.
M: Dlatego zawsze jesteśmy we dwójkę, wspieramy się wzajemnie. Czasem zdarza się, że ochroniarz czy barman nie zauważy, że dzieje się coś złego. My cały czas mamy siebie na oku – nawet jak jedno krąży wśród klientów baru, a drugie siedzi przy naszym stoliku.
Które z warszawskich klubów odwiedzaliście?
M: Sporo tego było! Fantom, Toro, Lodi Dodi, sauna Heaven, sauna Galla, Ramona, Blok Bar, Code Red… Projekt zakładał współpracę z właścicielami i barmanami. Dla barmanów były specjalne szkolenia podstaw profilaktyki HIV/AIDS oraz STI (czyli chorób przenoszonych drogą płciową – przyp. red.), zasady pracy partyworkerów. Zawieraliśmy umowę, że oni nas do siebie wpuszczają, zapewniają miejsce, a my dzielimy się wiedzą. Oczywiście z poszanowaniem zasad panujących w klubie. Na przykład są takie miejsca czy imprezy, na które dziewczyny wejść nie mogą – wtedy dyżurowali tam tylko mężczyźni.
A: Zostawiamy materiały, ulotki, czasem jest to wielkie pudło prezerwatyw. Im częściej przychodzimy, tym bardziej przyzwyczajamy do siebie właścicieli i klientów. Kiedy nas przez jakiś czas w którymś klubie nie było, właściciele już dopytywali, kiedy znów przyjdziemy.
A skąd w ogóle pomysł, żeby zaangażować się w takie działania?
A: Prawda jest taka, że oprócz tego, że jestem partyworkerem, to również jestem partygoerem (śmiech). Sam często chodzę do różnych barów czy klubów, więc znam dobrze środowisko. Wiem, jak ważna jest profilaktyka czy dostępność materiałów. Grupę LGBT+ traktuję jak rodzinę, jest ona dla mnie bardzo ważna – mam potrzebę działania na rzecz środowiska. Więc takie działanie – bezpośrednie dotarcie do ludzi, by móc być tam z materiałami – jest dla mnie kluczowe. W taki oto sposób ruszyłem w miasto (śmiech).
M: Kiedy byłam jeszcze na studiach – studiowałam psychologię, robiłam specjalizację z seksuologii – widziałam statystyki dotyczące chorób przenoszonych drogą płciową wśród grupy MSM, mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami. Nie wyglądały dobrze. Później, kiedy znalazłam się w Lambdzie i okazało się, że są dyżury partyworkerskie, nie zastanawiałam się długo – postanowiłam pomóc i zaangażować się. Teraz myślę, że jeśli rozdam sto prezerwatyw i dwie z nich zostaną użyte – uważam to za mój sukces. A najlepiej rozdawać tam, gdzie seks się uprawia – czyli w klubach. A rodzajów gumek mamy cały arsenał! Smakowe do seksu oralnego: jagodowe, czekoladowe, świecące w ciemnościach, powiększane dla tych z większymi rozmiarami, dopasowane dla tych z trochę mniejszymi – do tego saszetki z lubrykantami i specjalne chusteczki do higieny. Nic, tylko podchodzić do naszego stolika i brać tyle, ile się potrzebuje!
A: A ja pomyślałem jak ważne jest takie działanie – bezpośrednie dotarcie do ludzi. Rozmowa z nimi. Postanowiłem spróbować swoich sił – i tak ruszyłem w miasto.
Projekt trwa od dwóch lat, wy pracujecie od ponad roku.
M: Zaangażowanych jest pięć osób, mamy po kilka dyżurów w miesiącu. Właśnie kończą się pieniądze, szukamy dofinansowania, prawdopodobnie z zagranicy. Projekty takie jak nasz są potrzebne. Słyszeliśmy od wielu Polaków, którzy byli w gejowskich klubach za granicą: „Jak dobrze, że partyworking wreszcie jest w naszych klubach, bo w Londynie to działa od dwudziestu lat!”