Michał Dziedzic – wyoutowany dziennikarz show-biznesowy uwielbia być singlem

Z MICHAŁEM DZIEDZICEM, wyoutowanym dziennikarzem Wirtualnej Polski, rozmawia Piotr Grabarczyk

fot. Marek Zimakiewicz

Co jest takiego w show-biznesie, że przyciąga młodych adeptów dziennikarstwa? Co ciebie skłoniło, żeby iść akurat w rozrywkę?

Pochodzę spod Krakowa i największymi gwiazdami, z jakimi miałem przez długi czas do czynienia, byli Lajkonik i Smok Wawelski, więc gdy po studiach przeprowadziłem się do Warszawy, byłem złakniony „wielkiego świata”. Chciałem uczestniczyć w wydarzeniach, o których jako nastolatek czytałem na Pudelku z wypiekami na twarzy. Owszem, tak było, no shame in Pudelek game. Zawsze interesowałem się popkulturą, a show-biznes jest jej częścią. Poza tym skoro praca może jednocześnie być źródłem rozrywki, to dlaczego nie spróbować? Działając w tego typu mediach, można się wiele nauczyć i od podszewki poznać branżę, o której krąży wiele legend. To chyba właśnie one rozbudzają wyobraźnię wielu młodych ludzi. Ekscytujące jest też to, że pracując w dużym serwisie, śledzonym przez miliony osób, masz realny wpływ na narrację. No i przyświeca ci też ważna misja! Tak, nie śmiej się…

Ja się nie śmieję, to są poważne sprawy! Ale poproszę o jakiś dowód anegdotyczny.

Pamiętam, jak wylądowałem

This content is restricted to subscribers

Ada Hyzopska – transpłciowa top modelka

Z ADĄ HYZOPSKĄ, transpłciową uczestniczką niedawnej, 11. edycji programu „Top Model Polska”, rozmawia Michał Pawłowski

fot. Bartek Brzóska

Ada, wzięłaś udział w niedawnej, 11. edycji „Top Model Polska” jako wyoutowana transpłciowa uczestniczka i zaszłaś bardzo daleko, bo doszłaś do etapu fashion weeku, a odpadłaś dopiero przed fi nałem. Z jakimi reakcjami się spotkałaś po tym publicznym coming oucie podczas castingu przed jurorami?

Hmmm… Polska, jakim jest krajem, wiadomo – na początku opinie były różne, podzielone, pozytywne i negatywne, ale z czasem ludzie nabierali do mniej sympatii i przeważały te dobre słowa. Część ludzi twierdziła, że się nie nadaję do pracy modelki, ale potem z odcinka na odcinek głosy te znikały. Ludzie widzieli, że w programie się rozwijam i idzie mi coraz lepiej. Skupiłam się też na tych, którzy mi kibicowali. Nie będę oszukiwała, że łatwo było od tych hejterskich komentarzy się odciąć – bo je też czytałam. Jednak z czasem przestałam na nie zwracać uwagę. I szczerze, powiem prosto, mam to w dupie. To nic nie znaczy, nie zmienia poczucia mojej wartości, a ja nie mam wpływu na tych ludzi.

Masz 19 lat, chodzisz jeszcze do technikum (kosmetycznego). Gdy umawialiśmy się na wywiad, wspomniałaś, że przygotowujesz się do matury. Jakie więc były reakcje w szkole na twój udział w programie oraz publiczny coming out?

Coming out w szkole zrobiłam przed programem – i była grupa nauczycieli, która uszanowała to, by zwracać się do mnie jako do kobiety, ale była też część, która totalnie to ignorowała, zasłaniając się oczywiście tym, że „nie masz na to papierów, więc będę do ciebie mówić tak, jak masz wpisane w dzienniku”. To było strasznie wkurzające, radziłam sobie z tym, ale irytował mnie brak szacunku. Bo przecież nie ma prawa, które zabrania nam zwracać się do kogoś tak, jak dana osoba tego chce. Choć powiem ci, że program też mi dużo ułatwił w szkole, nauczyciele spojrzeli na mnie z innej perspektywy, zobaczyli, że ja na serio jestem kobietą i w dodatku ktoś widzi we mnie modelkę. Bo jeśli chodzi o 

This content is restricted to subscribers

Patryk Chilewicz – twórca Vogule Poland o miłości i uzależnieniach

Z PATRYKIEM CHILEWICZEM, twórcą Vogule Poland, o uzależnieniach i depresji, o szkolnym piekle i o dramatycznym coming oucie przed rodzicami, a także o Justynie Steczkowskiej, Jerzym Połomskim i córce prezydenta Dudy rozmawia Jakub Wojtaszczyk

arch. pryw.

Stworzył – i prowadzi wraz ze swoim partnerem Adamem Miączewskim („Madam”) – Vogule Poland, niezależne, często satyryczne medium o show-biznesie i popkulturze. O sobie mówi: „twórca internetowy, dziennikarz, pisarz, felietonista, youtuber, błazen” – ale w naszej rozmowie nie błaznuje ani trochę, wręcz przeciwnie.

Czy często w swoim życiu zakładałeś maski, zmieniałeś wizerunek?

Zwłaszcza w przeszłości zakładałem maski, co czasami pomagało mi przetrwać, innym razem wyjść z twarzą z trudnej sytuacji, a czasami po prostu było wygodne. Wtedy traktowałem te zmiany jako coś naturalnego. Dopiero stosunkowo niedawno, po diagnozie autyzmu, zauważyłem, że strasznie się męczyłem, bo zakładanie masek wiąże się z kłamaniem. Wszyscy to robimy, jesteśmy tylko ludźmi. Jednak ja mam problem z kontynuowaniem kłamstwa. Jest to dla mnie wręcz spalające fizycznie. Po pewnym czasie maski spadały.

Okłamywałeś sam siebie, że nie jesteś gejem?

Bardziej to wypierałem. Wychowałem się w latach 90., kiedy nie mówiło się o LGBTQ+. W mediach nie było reprezentacji, Internet dopiero raczkował. „Pedałów” znało się tylko z podwórka. Słyszało się odzywki: „nie jestem pedałem, bo z tobą nie spałem”. Bycie gejem łączyło się z czymś negatywnym. Co prawda nie wstydziłem się, że czuję pociąg do kolegów ze szkoły, ale 

This content is restricted to subscribers

Emilia Padoł – autorka biografii „butch polskiej literatury” Marii Rodziewiczówny

Z EMILIĄ PADOŁ, autorką biografii Marii Rodziewiczówny, nieheteronormatywnej ziemianki, jednej z najpoczytniejszych
pisarek wszech czasów w Polsce, rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Marek Zimakiewicz

Rodziewiczówna to postać pełna sprzeczności. Z jednej strony „pani na Hruszowej”, jak zatytułowała o niej wspomnienia jej partnerka życiowa Jadwiga Skirmunttówna, odwołując się do nazwy wsi na terenie dzisiejszej Białorusi, gdzie pisarka mieszkała przez całe dorosłe życie. Z drugiej – butch polskiej literatury, jak pisał o niej Krzysztof Tomasik w „Homobiografi ach”. Z jakimi napięciami w biografi i Rodziewiczówny musiałaś się mierzyć, pisząc o niej książkę?

Już to, od czego wyszłaś, generowało napięcie. Bo z jednej strony mamy postać silnie zakorzenioną w etosie ziemiańskim, sklejoną ze swoją pańskością. Wszystkie trudne sprawy, które pojawiają się w jej życiorysie – klasowość, nacjonalizm, patriotyzm oparty na konserwatywnych wartościach – są stricte związane z warstwą ziemiańską, z której Rodziewicz wyrosła, a także z tym, że uważała się za przedstawicielkę swojej klasy. No a z drugiej strony – przecież zdefiniowała bycie ziemianką na własną modłę. Po pierwsze, była kobietą, która wzięła na swoje barki zarządzanie wielkim majątkiem, po drugie, postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż, a u jej boku pojawiły się kobiety. Ponadto założyła strój, który ewidentnie budził kontrowersje – jego męskość była powszechnie podkreślana, musiał wyraźnie odbiegać od dominujących wyobrażeń.

Innym rozdźwiękiem w biografii Marii Rodziewicz jest kwestia

This content is restricted to subscribers

Książka „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza” ukazała się w lutym nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Emilia Padoł – dziennikarka i pisarka, laureatka Nagrody Dziennikarzy Małopolski i fi nalistka Nagrody Grand Press 2020 w kategorii „Wywiad”, autorka książki „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza”, pierwszej pełnej biografi i Marii Rodziewiczówny (1864–1944) – nieheteronormatywnej ziemianki, działaczki społecznej i jednej z najpoczytniejszych pisarek wszech czasów w Polsce, wymienianej na pierwszych miejscach rankingów popularności obok Adama Mickiewicza i Henryka Sienkiewicza.

Agata Słowak – queerowa laureatka Paszportu „Polityki”

Z AGATĄ SŁOWAK, laureatką tegorocznego Paszportu „Polityki” w kategorii „Sztuki wizualne”, rozmawia Anna Maria Łozińska

arch. pryw.

Na początku chciałabym w imieniu całego zespołu „Repliki” pogratulować ci Paszportu „Polityki”. Czy emocje już trochę opadły? Jak się czujesz po tej nagrodzie? Czy ona coś dla ciebie zmienia w kontekście pracy?

Dziękuję bardzo. Tak, ciut już się uspokoiło. Przyznam, że był to dosyć intensywny moment. Zarówno ten dookoła gali rozdania Paszportów, jak i u mnie w pracy i w życiu osobistym. Akurat wszystko mi się powywracało i pozmieniało w jednym czasie: od miejsca zamieszkania, przez osobę partnerską, aż po tryb pracy. Po samej gali przez kilka dni było trochę funu z wiadomości od osób zniesmaczonych moimi pracami. Jeśli chodzi o zawodowe konsekwencje, to pojawiło się kilka wywiadów i wyjazdów, które odciągają mnie od tej właściwej mi twórczej pracy, ale powoli odzyskuję balans.

Odbierając Paszport, powiedziałaś ze sceny, że życzysz wszystkim, żeby byli tak wolni, jak queery na twoich obrazach. Czym dla ciebie jest ta queerowa wolność?

Queerowa wolność to po prostu wolność, która powinna obejmować wszystkich. Queery na moich pracach mają przestrzeń do 

This content is restricted to subscribers

Agata Słowak (ur. 1994) – malarka, autorka obiektów i instalacji. Wielkie uznanie środowiska krytycznego przyniosła jej zeszłoroczna wystawa „Tylko nasze stany” w Fundacji Galerii Foksal w Warszawie. Brała także udział w licznych wystawach zbiorowych, jak „Niepokój przychodzi o zmierzchu” (Zachęta), „Kto napisze historię łez” (MSN w Warszawie), „Siedem etapów życia kobiety” (Miejska Galeria Sztuki w Łodzi) czy „Złe relacje” (Galeria Salon Akademii w Warszawie). Otrzymała tegoroczny Paszport „Polityki” za „odważne podejmowanie w malarstwie tematyki kobiecej, której nadaje osobisty i pełen emocjonalnego zaangażowania wyraz. Za opowiadanie o teraźniejszości i o sobie za pomocą oryginalnie wykorzystanych wzorców dawnego malarstwa”.

Izabela Zabielska – tiktokerka, wokalistka i jej pierwszy utwór o miłości kobiety do kobiety

Z Izabelą Zabielską, wokalistką i tiktokerką, rozmawia Anna Radosińska

fot. Jefre.i.am

Od 2016 r. prowadzisz konto na TikToku, gdzie obecnie obserwują cię prawie 2 miliony osób. W 2021 r. wrzuciłaś filmik, na którym tańczysz do „Born this Way” Lady Gagi, a twoi obserwujący uznali to za lesbijski coming out. Nie zaprzeczyłaś, więc chyba słusznie?

Pamiętam tamten filmik i w ogóle tamten dzień bardzo dobrze. To były ogromne emocje. Akurat zresztą zaczynałam studia. Poszłam na zajęcia cała w amorach, bardzo zadowolona, że w końcu się na to odważyłam – bo od bardzo długiego czasu chciałam zrobić coming out w Internecie. Mam wrażenie, że wcześniej nie czułam się na to gotowa, a okoliczności w moim życiu prywatnym mi nie sprzyjały. Część osób z mojej rodziny nie zaakceptowała mojej orientacji… Ale wolałabym nie rozwijać tego tematu. Chciałam być z moimi widzami szczera najbardziej, jak się da. Często dostawałam pytania, czy jestem może w związku lub czy mam kogoś na oku – czułam się wtedy niekomfortowo, wmówiłam sobie, że nie mogę opowiadać o tych osobach w formie żeńskiej. Równocześnie czułam, że coś jest nie tak – że to nie powinno mnie stresować. Wiedziałam przecież, że bycie gejem czy lesbijką to coś kompletnie normalnego. Więc jak w końcu zrobiłam ten coming out, było mi dużo lżej. Poczułam ulgę. Do tej pory, jak myślę o tym dniu, to jestem megazadowolona i się uśmiecham. Dziś, po dwóch latach, czuję się po prostu bardziej autentyczna dla moich widzów. Nie ściemniam, nie ukrywam przed nimi prawdy, jestem bardziej sobą. Plus zauważyłam, że po coming oucie w Internecie ludzie nie zmienili swojego stosunku do mnie – patrzą na mnie tak samo, tylko po prostu wiedzą, że jestem lesbijką. Miałam obawę, że będzie się on wiązał z tym, że stanę się trochę inna, nie będę dla ludzi tą samą Izą. Ale byłam i jestem.

Były same pozytywne reakcje?

Był jakiś tam hejt, czego się spodziewałam, ale 

This content is restricted to subscribers

Tomasz Kaliściak i Błażej Warkocki – autorzy „Dezorientacji”, monumentalnej antologii polskiej literatury queer

TOMASZEM KALIŚCIAKIEM i BŁAŻEJEM WARKOCKIM, autorami monumentalnych „Dezorientacji. Antologii polskiej literatury queer”, rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Marek Zimakiewicz

Kiedy i w jakich okolicznościach narodził się pomysł na „Dezorientacje”?

Błażej Warkocki: Pomysł na antologię powstał dawno temu, trochę w innej epoce „po roku 2000”. W tym czasie nastąpił pierwszy moment detabuizacji kwestii homoseksualności w dyskursie publicznym. Symboliczna wydaje mi się akcja „Niech nas zobaczą” z 2003 r., niedługo potem wyszły głośne „Lubiewo” Michała Witkowskiego, „Homofobia po polsku”, którą współredagowałem razem ze Zbyszkiem Sypniewskim, czy „Homobiografie” Krzysztofa Tomasika. Coś tektonicznie zmieniało się w polskiej kulturze. A jednocześnie cały czas była też rozmowa o tym, że „to” – czyli wtedy głównie homoseksualność – w tej kulturze nie istnieje. Antologia była najlepszym sposobem na pokazanie, że nieprawda: „to” jest, a my konkretnie, palcem, wskażemy „tu, tu i tu, spójrzcie na ten moment, spójrzcie na ten fragment, spójrzcie na ten wiersz”. Polski kanon literacki ma moc legitymizacji. To, co się znajdzie w jego obrębie, symbolicznie istnieje. A wracając do pracy nad „Dezorientacjami” – zwykle mówimy o 15 latach, bo wtedy powstał pomysł, ale to oczywiście nie oznacza, że pracowaliśmy nieustająco przez 15 lat.

Tomasz Kaliściak: Podstawowym problemem były pieniądze. Trzeba było zapłacić za uzyskanie licencji do praw autorskich, a my nie mieliśmy żadnego budżetu na tę książkę. Sytuacja nabrała tempa w 2015 r., kiedy

This content is restricted to subscribers

Ludzie LGBT+, jestem z wami – mówi dziennikarka Dorota Wellman

DOROTA WELLMAN jest jedną z najbardziej znanych i lubianych dziennikarek. Od wielu lat odważnie staje też w obronie osób LGBT+ w Polsce. Jak nauczyła się tolerancji i akceptacji? W jaki sposób starała się nauczyć jej swojego syna? Dlaczego ludzie sądzili, że jest zakażona wirusem HIV? Dlaczego uważa, że odrzucenie dziecka LGBT jest jak zbrodnia? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Krzysztof Wellman

Już w trakcie rozmowy telefonicznej, gdy umawialiśmy się na wywiad, zastrzegła pani, że koniecznie chce powiedzieć kilka słów o rodzicach osób LGBT+. Przypominamy często te przerażające statystyki: tylko 25% matek i tylko 12% ojców w pełni akceptuje swoje dzieci należące do naszej społeczności. Pani też jest matką. Wyobraża sobie pani taki brak akceptacji?

Żaden prawdziwy rodzic, kochający swoje dziecko, nie odrzuca go z powodu orientacji seksualnej. Nie potrafi ę tego zrozumieć. W pracy spotykam się z historiami, które uświadomiły mi, jak niektórzy rodzice traktują swoje dzieci LGBT+: wyrzucają je z domu, biją, upokarzają, pozbawiają ludzkiej godności. Własne dziecko! Nie wyobrażam sobie, że ktoś podejmuje decyzję, by 16-latkę czy 17-latka wyrzucić z domu na ulicę. Dobry człowiek psa by na ulicę nie wyrzucił, a co mówić o własnym dziecku? Dobry rodzic stara się w swoim życiu robić wszystko, żeby dziecko było szczęśliwe, a jeśli jest szczęśliwe w związku, także tym jednopłciowym, to powinien być szczęśliwy razem ze swoim dzieckiem. Byłam przy mojej bliskiej przyjaciółce, gdy jej córka zrobiła przed nią coming out. Przeszła wszystkie etapy: było zaskoczenie, chociaż nie wierzę do końca, że pełne, bo rodzice podejrzewają, ale odsuwają tę myśl od siebie. Potem było też przerażenie: „Boże, moje dziecko będzie w niebezpieczeństwie”, ale i „O Boże, nie będę miała wnuków!”. I był też etap żałoby po naszych rodzicielskich marzeniach. Kiedy to wszystko przeszła i stanęła wobec prawdy, że taka jest jej córka, powiedziała: „To jest moje dziecko, nigdy w życiu go nie opuszczę”. Myślę, że tak powinien zachować się każdy rodzic. Robiłam reportaże dotyczące bezdomności – to problem, który strasznie leży mi na sercu. Wśród osób dotkniętych bezdomnością było dużo młodych osób LGBT+, które straciły dach nad głową i wsparcie bliskich. Znalazły się na ulicy bez niczego, w ubraniach, w których wyszły z domu, z jednym plecakiem, bez pieniędzy, skazane na żebractwo. Tylko dlatego, że według rodziców są inne. Co to za rodzic, który codziennie nie myśli, czy jego dziecko żyje? Czy jego dziecka ktoś nie pobił, bo mu się nie spodobały jego ubrania czy zachowania? Jak można w ogóle podjąć taką decyzję? Dla takich rodziców najważniejsza staje się jedna rzecz: co powiedzą inni. Jaki rodzic skazuje dzieckona głód, poniewieranie, niebezpieczeństwo…

Są rodzice, którzy tak jak pani potrafi ą bycie LGBT+ zaakceptować, a są osoby bo może rzeczywiście trudno powiedzieć o nich rodzice” – które są gotowe postępować tak, jak pani opisała. Co ma wpływ na takie postawy? Kościół?

This content is restricted to subscribers

Jestem dumne, że byłom w więzieniu – Ali Kopacz, niebinarna osoba aktywistyczna

ALI KOPACZ, niebinarną osobą aktywistyczną, rozmawia Monika „Pacyfka” Tichy

fot. Michał Sosna @no_pic_no_chat

Jak to się stało, że trafi łoś do więzienia (Ali używa naprzemiennie końcówek męskich oraz neutratywów „-om” – przyp. red.)?

Czternastego sierpnia 2021 r. miał miejsce antypolicyjny protest pod Muzeum Narodowym w Krakowie w związku ze śmiercią przed komisariatem w Lubinie 34-letniego Bartosza, geja, jak wiemy z mediów. Był toprotest spontaniczny. Policja wzięła mnie za organizatora głównie dlatego, że najwięcej mówiłom. Trzy osoby, w tym ja, zostały przez policję spisane i to było wszystko.

O tym, że toczy się przeciwko mnie jakieś postępowanie, dowiedziałom się tego wieczora, kiedy policja wtargnęła do mojego mieszkania, czyli ponad rok później – 23 listopada 2022 r. Powiedzieli, że mam zabierać swoje leki, dowód osobisty i idziemy na komendę. Przeszukali mi pokój – nielegalnie, bo nie przedstawili nakazu. Zaglądali mi do szafek, pod kołdrę, w końcu, gdy otworzyli jedną z dolnych szuflad, a ja zażartowałem sobie, że są tam wibratory i nie pamiętam, kiedy je myłem, to przestali. Zostałem skuty w kajdanki, przewieźli mnie na komendę, z komendy na dołek, czy jak to tam się nazywa. No, dołek! A następnie do więzienia na Montelupich.

I w którym momencie powiedzieli ci, o co w ogóle chodzi?

Na komendzie. Powiedziano mi, że mam do odbycia wyrok 15 dni pozbawienia wolności. Było to strasznie denerwujące, stresujące, bo gdyby mi ktokolwiek powiedział na początku, w domu, to wiedziałobym chociaż, że mam sobie wziąć bieliznę na zmianę, szczoteczkę do zębów. A mam aparat ortodontyczny i muszę mieć specjalną szczoteczkę. Największą furorę robiła moja bluza z napisem „Pomagam w aborcjach”, budziła mnóstwo komentarzy. Jeden policjant wzywał komendanta, po czym stwierdził, że przez to będzie się musiał napić na koniec zmiany. Dopiero tam dowiedziałom się, że w ogóle toczyło się postępowanie i że miałom inną karę – prace społeczne – która z uwagi na brak stawiennictwa została zamieniona na pozbawienie wolności. Ale ten wyrok nigdy nie został mi doręczony – sam nie mam dostępu do skrzynki na listy, właściciel mieszkania nigdy nie przekazał nam kluczyka. Awiza staram się wyciągać, wkładając rękę przez tę klapkę. Przez to części pism najwidoczniej nie odebrałom.

To był wyrok nakazowy bez rozprawy?

This content is restricted to subscribers

Jędrzej Urbański i Bruno Damian Wolny z netfliksowego reality show „Love Never Lies Polska”

Dwudziestego piątego stycznia Netflix wypuścił swoje pierwsze polskie reality show „Love Never Lies Polska”, w którym sześć par zamieszkuje razem w willi i mierzy się z trudnymi pytaniami dotyczącymi relacji, uczuć czy ewentualnych sekretów, a ich prawdomówność jest sprawdzana przez nowoczesny wykrywacz kłamstw. Jedną z par (jedyną jednopłciową) tworzą wizażysta JĘDRZEJ URBAŃSKI i fryzjer DAMIAN BRUNO WOLNY. Co skłoniło ich do wzięcia udziału? Czy obawiają się reakcji rodzin na program? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Netflix

Z programu wiem, że jesteście ze sobą od 2,5 roku. Jak się poznaliście?

Jędrzej: To jest filmowa historia. Zawodowo jestem wizażystą dla jednej ze znanych marek, a tym samym cały czas jeżdżę po Polsce. Wtedy byłem we Wrocławiu. Nagle usłyszałem znajomy dźwięk ze znanego nam wszystkim branżowego portalu społecznościowego. (uśmiech) Treść wiadomości była bardzo bezpośrednia: „Hej, pójdziesz ze mną na randkę?”. Czyli od razu z grubej rury. Wszedłem na profil, obejrzałem zdjęcia: „No, zdrowy chłopak, niczego nie brakuje!”. To był jednak mój czwarty dzień pracy po 12 godzin dziennie, byłem strasznie zmęczony, nie miałem nastroju i napisałem mu po prostu: „Nie”. Bruno zaobserwował mnie jednak na Instagramie, ja jego też, wymieniliśmy kilka wiadomości, ale nie poszło to dalej. Nagle Bruno przestał odpisywać i przez kolejne pół roku – totalna cisza. Przyszły wakacje, leżałem na plaży i miałem etap tzw. detoksu – zero randkowania, zero aplikacji, koniec z pisaniem po raz setny z tymi wszystkimi kolesiami cały czas o tym samym. Ale nagle przypomniało mi się: „Ej, był taki jeden Bruno, całkiem spoko się z nim pisało”. Wykopałem go z tego Instagrama i napisałem „No dobra, chodź na tę randkę”. (śmiech) Zaczęliśmy ze sobą pisać, minęły 3 miesiące, trafi ła mi się praca we Wrocławiu, spotkaliśmy się i postanowiliśmy być w związku.

Bruno, co cię skłoniło, by napisać do Jędrzeja? I to tak bezpośrednio?

This content is restricted to subscribers