Jak psiak z psiakiem

Z artystą ASHEM POCALYPSEE (DAWIDEM LWEM) o tym, jak „przepracował” rodzinne Podkarpacie w swojej sztuce, o jego fetyszach, o coming outach: „psiakowym” i „hifowym”, a także o pracy w sex shopie rozmawia Bartosz Żurawiecki

 

Foto: Michał Sosna @no_pic_no_chat

 

W ramach dziennikarskiego śledztwa przejrzałem przed naszą rozmową twoje profile w mediach społecznościowych i odniosłem wrażenie, że obcuję na nich z kilkoma różnymi osobami. Albo z jedną osobą, ale o kilku twarzach. Może nam się uda teraz te twarze odsłonić i pokazać. Na Facebooku jesteś grzeczny. Jesteś panem artystą po Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Na Facebooku mam rodzinę, mam ciotki. Nie chcę im za dużo tłumaczyć. (śmiech) Tak, w 2022 r. skończyłem wydział intermediów na krakowskiej akademii. Dyplom zrobiłem w pracowni rysunku, nazywał się „Autoetnografia”. Autoetnografia to etnografia, ale z mocnym elementem osobistym. Pochodzę z Białobrzegów, małej miejscowości znajdującej się na Podkarpaciu, które jest przecież bardzo konserwatywnym regionem. Wychowywałem się w katolickiej rodzinie i chciałem teraz, jako osoba queerowa, na nowo zakochać się w rodzimej kulturze. Przez cały rok byłem zanurzony w polskiej mitologii, czytałem historie z moich stron, studiowałem ceramikę, ornamenty, rytuały, muzykę i przetwarzałem to przez swój osobisty algorytm. Tworzyłem z tego coś nowego, z zaznaczeniem, że jestem osobą taką, a nie inną, że nie jestem konserwatywny, ale dostrzegam piękno ludowej kultury, pomimo wszystkich innych czynników. Ostatecznym efektem mojej pracy było stworzenie instalacji w wynajętym pomieszczeniu w starej, opuszczonej kamienicy. Pokryłem rysunkami wszystkie przestrzenie w mieszkaniu, łącznie z sufitem i podłogą, nie pozostawiłem wolnego miejsca. Tym samym przepracowałem swoją przeszłość, po czym zostawiłem ją za sobą. Już do niej nie wracam.

My jednak w tej rozmowie musimy do niej wrócić. Urodziłeś się w 1997 r. właśnie w tej części Polski, która jest postrzegana jako najbardziej homofobiczna. Jak to było dorastać w takim środowisku?

Moje dzieciństwo przebiegało na ogół spokojnie, nie szykanowano mnie. Ale wiele moich zachowań było tłumionych, gdyż traktowano je jako niemęskie. Rodzice zabraniali mi np. chodzić na zajęcia tańca, bo im się taniec źle kojarzył. Moje dorastanie polegało na tym, że próbowano mnie dostrajać do środowiska, w którym żyłem. Nieustannie obcinano mi te dziwnie rosnące gałązki mojej tożsamości, które nagle zaczynały skręcać w nieodpowiednie strony. Gdy tata dowiedział się o mojej homoseksualności, to powiedział, że jeszcze 2-3 lata wcześniej wyrzuciłby mnie z domu.

Ile miałeś wtedy lat?

16.

To był coming out?

Zostałem zapytany wprost przez tatę. Jakiś czas wcześniej zobaczył na moim komputerze bodaj filmiki pornograficzne. I od momentu, kiedy zaczął coś podejrzewać, do momentu, gdy zaczął ze mną rozmawiać, przeszedł proces autoedukacji. Za pierwszym razem zaprzeczyłem, że jestem gejem. Dopiero, jak mnie zapewnił, że już nie ma z tym problemu, powiedziałem prawdę. Moi rodzice całkowicie mnie teraz akceptują.

Wspierali cię też, gdy postanowiłeś zostać artystą?

Byli załamani. Jak to ASP?! Przecież po tym nie ma pracy! Zresztą mój proces dojrzewania do tego, że chcę zostać artystą, trwał dość długo. W liceum w Łańcucie byłem na profilu matematyczno-geograficznym z angielskim. Myślałem, że może zostanę architektem, wydawało mi się to takie męskie. Ale gdy zacząłem odkrywać swoją seksualność, to sztuka zeszła na bok, skupiłem się na poznawaniu siebie jako homoseksualnego mężczyzny.

Przerażało cię to? Ekscytowało?

Na początku byłem przerażony, ale gdy dopuściłem tę myśl do siebie, pogodziłem się z nią – to była pierwsza klasa liceum – chciałem natychmiast ogłosić całemu światu, że jestem homoseksualny. Nie chciałem już niczego w sobie dusić, znowu się dostrajać do normy. Dokonałem coming outu na jednym z portali społecznościowych. Skutek był taki, że cała populacja męska w liceum ze mną nie rozmawiała. Poza jednym kolegą z klasy, który też okazał się homoseksualny. Nie usłyszałem nigdy nic złego, obraźliwego, po prostu mnie ignorowano.

Było to dla ciebie bolesne?

Niespecjalnie, bo miałem swoją ekipę, swoich znajomych spoza liceum. Dużo czasu też spędzałem w internecie. Tam poznawałem ludzi, którzy stali mi się bliscy, którzy mnie rozumieli. Ale jeden z moich przyjaciół w miasteczku w pewnym momencie przestał się ze mną zadawać, bo rodzice mu zabronili. Dopiero rok temu odnowiliśmy kontakt.

To wszystko wypaliło na mnie rodzaj piętna, który powoduje, że z jednej strony mam stany lękowe, leczę się psychiatrycznie, chodziłem na terapie. Z drugiej ta sytuacja w liceum sprawiła, że zaczął się we mnie rodzić bunt, który narastał z roku na rok. Bunt przeciwko wpasowywaniu się w cokolwiek.

Studia artystyczne ten bunt podgrzały?

Tak. Na ASP czułem się dobrze, czułem się niczym nieograniczony w tym, jak chcę wyglądać, jaki chcę mieć kolor włosów, co chcę sobą reprezentować, jakie rzeczy pokazywać. Natomiast ja sam byłem zblokowany. Bałem się wychodzić poza ramy programu. Robiłem różne rzeczy tylko po to, żeby dostać zaliczenie. Aż wreszcie dyplom zrobiłem w zgodzie z samym sobą. Wiem, że Kraków nie jest najbardziej progresywnym miastem na świecie, ale jeśli wziąć pod uwagę, gdzie się wychowałem, to stał się on dla mnie ostoją wolności. Nawet nie dokonywałem czegoś takiego jak coming out. Po prostu najzupełniej zwyczajnie mówiłem w rozmowie, że jakiś chłopak mi się podoba.

A związki? Jak ci się układały?

Średnio. I tutaj dochodzimy do fetyszowej strony, którą długo w sobie tłumiłem, co powodowało frustracje seksualne. Byłem w związkach, w których niby wszystko układało się OK, ale jednak czułem, że seksualnie jest coś nie tak. Że seks nie spełnia moich potrzeb, wymagań. Pewnego dnia wyznałem partnerowi, że poza standardowym seksem interesują mnie też fetysze. I płakałem ze wstydu, że mam czelność mieć takie „zboczone” potrzeby. Wtedy zresztą nie chodziło jeszcze o psiakowe klimaty, a o „zwyczajniejsze” fetysze jak buty, stopy, skarpetki. Odkąd tylko przebudziła się moja seksualność, wiedziałem, że mnie te rzeczy kręcą. Ale mój partner był pierwszą osobą, której się do tego przyznałem.

Jak zareagował?

W porządku. Na początku był nieco zaskoczony, ale otworzył się na moje fetyszowe pragnienia. Później się rozstaliśmy, z zupełnie innych powodów. Nadal jednak pewne fetysze, do których mnie ciągnęło, wydawały mi się czymś tak monstrualnym, że aż niemożliwym do wypowiedzenia.

Kiedy więc nastąpiło przełamanie?

Niedawno. Nieco ponad rok temu. Rozstałem się z kolejnym partnerem i wtedy nastąpiła eksplozja, bo poziom frustracji seksualnej był ogromny. Boże Narodzenie 2021 r. spędzałem u rodziców. Okazało się na Grindrze, że niedaleko mnie znajduje się osoba, którą kojarzyłem z portali fetyszowych i która jest psiakiem. Zaczęliśmy rozmawiać, przedstawiłem mu swoją listę rzeczy niezrealizowanych seksualnie. On wtedy powiedział, że jest coś takiego jak społeczność psiaków. „Wrzucę cię na ich czat”. Od tamtej pory ruszyło to lawinowo.

Czytałem, że pierwszą maskę psiaka kupiłeś na Allegro za 100 zł.

Tak, zamówiłem ją już w czasie tego Bożego Narodzenia u rodziców.

Co czułeś, jak ją pierwszy raz założyłeś?

To było wręcz nierealne. Że to się dzieje, że moja fantazja się spełniła. Ciężko to wyrazić słowami. Oczy świecą ci się jak świeczki. Bo wiesz, że jesteś na dobrej drodze. Dostałeś coś, co było dla ciebie marzeniem od bardzo dawna. Czułem, że jest to początek czegoś potężnego.

W jaki sposób funkcjonuje taka grupa psiaków?

Mamy regularne spotkania w Warszawie co 7 tygodni. Jest jeden bar, który akceptuje rozmaite fetysze. Tam zjeżdżają się pieski z całej Polski. Z każdym spotkaniem jest nas coraz więcej, na ostatnim było ponad 60 osób.

Każdy piesek musi mieć swojego ludzkiego pana?

To kwestia indywidualnej decyzji. Istnieją relacje typu „master and slave”. Ale jest też tak, że piesek chce mieć innego psiaka, który będzie nad nim dominował. Inne pieski funkcjonują w równoważnym związku. Jeszcze inne tworzą hierarchie, na zasadzie stada wilków – alfa, beta, gamma, omega… Nie ma nikogo, kto ci mówi, jak to ma wyglądać. Jesteś panem swojego życia, swojej relacji, swojej seksualności.

Na ile te zabawy mają wymiar seksualny? Kończą się aktem seksualnym, zbiorowym seksem?

To ciekawa rzecz. Psiaki rzeczywiście wyrosły ze środowiska stricte seksualnego, z BDSM. Ale kilka lat temu nastąpiła zmiana. Firma Mr. S Leather z siedzibą w San Francisco wypuściła nowy projekt maski psiaka. Neoprenowej, kolorowej. Ona już nie jest skórzana, groźna, kojarząca się z hardcore’ową, fetyszową sceną. Ta maska wyobraża uroczego psiaka. Weselszego, milszego niż dotąd. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Wokół tego fetyszu zaczęła się tworzyć społeczność. Sam traktuję ją jak rodzinę. Spotykamy się, wychodzimy razem na imprezy, na kawę, rozmawiamy, jesteśmy przyjaciółmi, znajomymi. Jesteśmy społecznością, która jednocześnie ma absolutną swobodę seksualną, nie jest ograniczona przez jakiekolwiek standardy. Ja np. nigdy nie uprawiam seksu na naszych zjazdach w barze fetyszowym. Spędzam czas na rozmowach, na poznawaniu innych psiaków.

Ostatecznie też określiłem siebie jako osobę poliamoryczną i obecnie jestem w relacji z dwoma psiakami. Jednego traktuję równoważnie ze mną na poziomie dominacji, wymieniamy się energią, jesteśmy dla siebie tzw. switchami. A druga osoba jest dla mnie tzw. betą. Jestem dla niej mentorem, tworzę z nią relację wychowawczą. Ja ją wprowadziłem w świat fetyszowy. To trochę tak jak w domach dragowach, w których „matka” przyjmuje młodsze drag queens jako „córki” i roztacza nad nimi opiekę.

Mieszkasz razem ze swoimi psiakami?

Psiak, który jest moim partnerem, z pochodzenia Turek, mieszka w Mediolanie. Byłem u niego miesiąc temu, on teraz do mnie przylatuje. A z drugim psiakiem mieszkam w dużym domu w Podkowie Leśnej razem z innymi osobami queer.

Twoje psiaki żyją ze sobą w zgodzie?

Oczywiście, pojawiają się negatywne emocje. Mój polski psiak był zazdrosny o mojego partnera. Nie było lekko, mieliśmy ciche dni. Czasami jednak trzeba iść na kompromis, dogadać się. W tym momencie jest dobrze, ale tak, różnie to bywa.

Nie rozmawialibyśmy dzisiaj, gdyby nie fakt, że wyoutowałeś się publicznie jako psiak na Instagramie. Bałeś się reakcji?

Tak. Bałem się, że zostanę odebrany jako wynaturzenie. Ale nic takiego się nie stało. Z cenzurą instagramową też nie mam problemu.

Naprawdę nikt nie reaguje obrzydzeniem? Pod moim wywiadem z Pawłem Ziembą („Replika” nr 93, wrzesień/październik 2021 – przyp. red.), który opowiadał o psiakach, rozpętała się niejaka gównoburza.

Ciężko jest spotkać się z negatywną reakcją. Wszyscy traktują to jako coś ciekawego, nowego. Zaczęliśmy też wychodzić z ukrycia, pokazywać się w „zwykłych” klubach LGBT. Jestem teraz po swoim pierwszym performansie w Ramonie, gdzie wystąpiłem z drag queen na scenie. Szedłem także jako psiak na ostatniej warszawskiej Paradzie. Odbiór był fantastyczny, ludzie robili sobie ze mną zdjęcia. Widzą zresztą, że nie przychodzimy do „normalnych” klubów w celach seksualnych. Jesteśmy ubrani, odróżnia nas tylko maska na głowie.

Na Instagramie zrobiłeś też coming out „hifowy”.

Zakaziłem się wirusem od partnera, który mnie oszukał. Powiedział mi, że nie ma HIV, że jest czysty i na PrEP-ie, czyli bierze leki, które dodatkowo chronią przed zakażeniem. Naciskał na brak prezerwatywy. Ja miałem wtedy ciężki okres w życiu, czułem potrzebę, żeby odreagować, wyżyć się. Więc było mi wszystko jedno, powiedziałem: no dobra, niech ci będzie. Ale już następnego dnia wiedziałem, że zrobiłem coś nie tak. Przekroczyłem jakąś granicę. Jednocześnie wmawiałem sobie, że przesadzam, że panikuję. Dlatego też nie wziąłem leków postekspozycyjnych, które obniżają ryzyko zakażenia, jeśli doszło do ryzykownych zachowań seksualnych. Dwa miesiące później poszedłem zrobić test, okazał się pozytywny.

Jak to odebrałeś?

Trochę już byłem na to przygotowany. Przeczytałem w necie wszystko na temat HIV. Jak się dowiedziałem, że jestem pozytywny, to owszem, rozpłakałem się, byłem załamany. I znowu desperacko zacząłem szukać akceptacji. Mówiłem o swoim zakażeniu wszystkim znajomym po to, żeby usłyszeć od nich, że to nic nie zmienia, że mnie wspierają, że mi pomogą. Rzuciłem się w wir imprez. Ale miałem na nich momenty załamania, zaczynałem płakać.

Bałeś się uprawiać seks?

Trochę tak. Chociaż wiedziałem, że jak biorę leki, to jestem niewykrywalny, że nie zakażam. Ten strach bardziej wynikał z faktu, że przed seksem musiałem dokonywać hifowego coming outu. To był element blokujący.

Ci, którym mówisz, panikują?

Zdarzały się elementy paniki, ale dosłownie 3 minuty później ta panika mijała i było OK.

A jak wygląda teraz stosunek służby zdrowia do osób z HIV?

Po odebraniu wyniku dostałem instrukcję, gdzie mam pójść, dostałem wszystkie potrzebne numery telefonów, w tym także do wsparcia psychologicznego. Zaraz więc zadzwoniłem do lekarza, zarejestrowałem się w krakowskiej Poradni Niedoborów Odporności. Powiem szczerze, że nigdy wcześniej polska służba zdrowia tak się mną nie opiekowała jak w tej poradni. Dostaję skierowania na mnóstwo rozmaitych badań. Widuję się z lekarzem regularnie co 4 miesiące, a co 8 szczegółowo badają mi krew. Wcześniej cierpiałem na hipochondrię, która ustąpiła, odkąd chodzę do Poradni. Bo wiem, że jestem przebadany wszerz i wzdłuż.

Natomiast jednym z powodów, dla których chciałem dokonać publicznie hifowego coming outu, był fakt, że jak dowiedziałem się o swoim zakażeniu, to intensywnie szukałem w sieci osób zakażonych. Nie chciałem widzieć się z żadną organizacją czy wolontariuszami. Chciałem spotkać normalnego człowieka z wirusem, który normalnie funkcjonuje. Zobaczyć, jak wygląda, jak się czuje. To nie było takie łatwe. Postanowiłem więc, że ja będę taką osobą seropozytywną, na którą można trafi ć w sieci. I rzeczywiście, zgłaszają się do mnie osoby z wirusem, często mi dziękują. Tak samo wiele osób dziękuje mi za to, że jestem jawnym pieskiem. Piszą, że dzięki mnie zrozumieli swoją seksualność, odkryli ją na nowo. Generalnie stałem się kimś w rodzaju doradcy seksualnego, bo na dodatek pracuję w sex shopie.

O! Jak teraz, w czasach internetowych, funkcjonują stacjonarne sex shopy?

To nie jest taki stereotypowy sex shop, a fetish store. Klientów przychodzi dużo, biznes kręci się jak szalony. Nie narzekamy. Gdy widzę, że pojawia się ktoś nowy, ktoś, kto pokonał barierę wstydu i odważył się przekroczyć próg sklepu, to staram się takiej osobie pomóc, zachęcić ją, by powiedziała, czego potrzebuje. To dotyczy także mężczyzn hetero, którzy chcieliby spróbować np. seksu analnego z partnerką, ale takiego, w której będą stroną pasywną.

Muszę w tym miejscu podkreślić jedną rzecz. Irytuje mnie to, że seksualizowanie kobiet w kontekście zwierzęcym jest w popkulturze całkowicie akceptowane – te króliczki Playboya, seksowna Kobieta-Kot, kupowanie zajęczych uszek na wieczory panieńskie itd. – a z mężczyznami mamy problem.

Piesek kojarzy się z posłuszeństwem, uległością. Czyli z tym, co nie mieści się w wizerunku „prawdziwego” mężczyzny.

Tak, i dlatego psiaki pozwalają przyjąć postawę bardziej potulną, miłą, słodką niepowiązaną z płcią i wyuczonymi standardami. Najwięcej psiaków jest wśród mężczyzn homoseksualnych, ale mamy u siebie osoby każdej płci i orientacji.  

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.