My, transki, byłyśmy po obu stronach

Co komu szkodzi, że ja sobie pochodzę w legginsach i butach na klinie? – mówi Lukrecja, transseksualna modelka, w rozmowie z Martą Konarzewską

 

foto: Kama Bork

 

Naprawdę po domu nosisz tylko baletki?

(Śmiech) Nie.

Ale na blogu pisałaś

…że tak chodzę. Bo kiedyś chodziłam. Ale dziś, gdy czuję się w pełni kobietą, unikam pokazywania, co mam między nogami. Nawet, gdy ubieram się jak on, z przodu nic nie wystaje.

Nawet, gdy nikt nie patrzy?

Nawet. Bo ja nie robię tego dla kogoś, tylko dla siebie. Bo akurat tak chcę wyglądać jak najbardziej kobieco – dla siebie.

Skąd imię Lukrecja? Moje pierwsze skojarzenie: Lukrecja Borgia.

Oczywiście. Pierwszy raz o niej usłyszałam w audycji Tomka Beksińskiego, gdy puścił piosenkę zespołu Sisters Of Mercy „Lucretia My Reflection”. Tomek ukształtował moje pasje muzyczne: zakochałam się w gotyku, w progresji, new romantic. Usłyszałam pierwszy raz moją ukochaną „Violet” Closterkeller, poznałam Lacrimosę, XIII stulecie. Kiedy przyszedł czas pseudonimu, do głowy od razu przyszła mi Lukrecja. A potem zupełnie naturalnie przejęła schedę po Krzyśku.

Ostatnio rozmawiałyśmy ponad rok temu, gdy „Lukrecja w ciele Krzyśka” – tak wtedy o sobie mówiłaś – została Miss Trans 2012. [wywiad ukazał się w „Wysokich Obcasach”]. Wielkie zmiany od tamtego czasu?

Przede wszystkim kompletny coming-out: moja mama, moje rodzinne miasto, były zakład pracy, moja obecna praca.

Który był najtrudniejszy?

Mama. Nie dosyć, że Święta Bożego Narodzenia i informacja o moim świeżym rozwodzie, to jeszcze to, kim jestem. Bardzo pomogła mi siostra. I wszystko wspaniale się skończyło. Mama nawet żartem powiedziała, że ma teraz dwie córki i dała mi swój pierścionek, który zdjęła z palca…

Inne coming outy były prostsze – jakoś tak naturalnie wychodziły. Nauczyłam się, że gdy jestem autentyczna w tym, co robię, ludzie to doceniają, doceniają moją szczerość i zaufanie. Nie mam problemów z mówieniem, kim jestem. A robię to na wstępie niemal każdej dłuższej rozmowy – i tak będę używała żeńskiej formy, więc po co ktoś ma się dziwić i zastanawiać. To działa!

I nauczyłam się jeszcze jednej ważnej rzeczy. Muszę być pewna, kim jestem, ale nie muszę tego nikomu udowadniać, przekonywać. Nikt za mnie życia nie przeżyje, nie siedzi w mojej głowie i nie wie lepiej niż ja sama, kim jestem.

A kim jesteś? Bo już nie mówisz o sobie „fizyczny facet z duszą kobiety”?

Nie. Tu nastąpił wielki przełom – dokonała się we mnie identyfikacja psychicznej płci. Czuję się kobietą i cały czas nią jestem – nie facetem. Męskiej fizyczności używam w pracy. Natomiast w ramach sesji fotograficznych poruszam się na granicy, bo to jest ciekawsze i daje większe pole do popisu. Ale w przeciwieństwie do tego, co mówiłam i czułam rok temu (że poruszam się w obu światach), jestem w pełni kobietą, która z premedytacją używa od czasu do czasu swej męskiej fizyczności. Czyli jestem transseksualistką.

I już nie myślisz, że ludzie coś tracą, żyjąc tylko w jednej płci?

Już nie. Dialog damsko-męski we mnie się skończył.

Krzysiek rozmawia z Lukrecją. W pewnym sensie ona kokietuje go podczas robienia zdjęć” – mówiłaś wtedy. Odruchowo myślę: szkoda…

A ja myślę, że to była forma przejściowa. Niekiedy zostaje się w tym miejscu. Ja poszłam dalej. Nie ma czego żałować. To naturalny krok, a przecież ten dialog we mnie pozostawił ślady na zawsze. Z tego, kim byłam przedtem, czerpię cały czas, bo to daje o wiele szersze spojrzenie. I tak na to patrząc, mogę sama sobie zaprzeczyć: faktycznie, ludzie wiele tracą (śmiech). My, transki, ponieważ byłyśmy po obu stronach, w pewnych sytuacjach mamy większą wiedzę. Przykładowo, byłam hetero facetem, wiedziałam, co mnie kreci w kobietach, wiedziałam, co robić, by się tym kobietom podobać, i teraz mogę korzystać z tej wiedzy.

Chcesz się podobać kobietom?

Tak. Zdecydowanie. Jako on byłam hetero. Orientacji nie zmieniłam, więc teraz jestem lesbijką (śmiech). Zawsze chciałam być pieszczona i sama chciałam pieścić. Tylko kobiety to potrafią robić perfekcyjnie i odebrać to odpowiednio. Faceci nie mają cierpliwości. Pewnie nie wszyscy, ale większość…

Lubisz też dominować. „Jestem mroczną, gotycką Dominą.

To też już uległo zmianie. Wszystkie te elementy to było szukanie swojego ja. Obecnie zrezygnowałam praktycznie całkiem z moich pasji bdsm-owych. Samo bycie kobietą, odkrywanie tego świata cały czas, nowe sesje, spotkania, programy, poznawanie nowych ludzi daje mi tyle energii i samospełnienia, że nie muszę szukać „podniet” w innych sferach. Kreacje BDSM traktuję obecnie jako kreacje fetyszowe. Tak zresztą się to zaczynało, jako typowy fetysz.

Ale należysz do środowiska BDSM?

Ale mój udział w rożnych cyklicznych spotkaniach traktuję jako kreację. Nie idę tam jako domina, idę tam, jako Lukrecja, która zakłada strój, pasujący stylistycznie do tematyki imprezy. Tak samo, jak w przypadku koncertu. Nie pójdzie na niego gotka, bo nie jestem gotką. Pojdzie Lukrecja w odpowiednim stroju, by w ten sposób podkreślić swoją miłość do tego stylu muzycznego.

Potrafię wcielać się w rożne role, mogę być romantyczną panną młodą, ostrą dominą w lateksach, gotycką czarną damą lub laską w legginsach i sandałkach. I zawsze to będę ja, autentyczna ja.

Jesteś więcej niż modelką. Ale modelką także.

Bo ja to kocham. Czuję się wtedy jak gwiazda. Sama sesja to niezwykłe przeżycie. A potem oczekiwanie na efekt. Magia studia, lampy, rekwizyty. Albo niesamowite plenery, często mi nieznane.

Lubię sprawdzać rożne kompozycje strojów, pozy. Wiele dzięki temu się uczę i sama Kama [autorka sesji, z której pochodzą zdjęcia Lukrecji – przyp. red.] zauważyła postępy. Ukoronowaniem jest sesja ślubna, dla mnie spełnienie wielkiego marzenia, od kiedy odkryłam w sobie kobietę.

Coś jest w takiej sukni, prawda? Jakaś magia, kobiecość totalna!

Oj tak. Często oglądałam je na wystawach i marzyłam. A przymiarka w salonie to był odlot. Nawet jej waga mnie zachwycała, gdy ją czułam (śmiech). Kocham tą sesję i ten wizerunek. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś przeżyję coś tak cudownego.

Zawsze kochałam zdjęcia i robiłam ich mnóstwo. Ale nie tylko dla siebie – chcę wierzyć, że to co robię, daje komuś siłę. Te zdjęcia mówią: można być sobą! Każdy ma na to szansę – w takich warunkach, w jakich się obraca. Mimo takiego wyglądu, jaki mam – bez operacji plastycznych, kuracji hormonalnych ubieram się tak, jak lubię. Może ktoś zauważy, że warto poszukać, przynajmniej na jakiś czas, szczęścia w takiej formie, jaka jest w danym momencie dostępna. A z kolei ktoś z zewnątrz zrozumie, że „transowanie” to nie stek wymysłów, że to, co przeżywamy nie jest łatwe, ale też może być wspaniałe i dawać wiele radości. Co komu szkodzi, że ja sobie pochodzę w legginsach i butach na klinie?

Tak chodzisz na co dzień?

Tak, w Niemczech.

W Berlinie?

Nie. W małej wiosce, kilkuset mieszkańców. Powiedziałam, kim jestem i zostałam bez problemu zaakceptowana. Ustaliliśmy tylko zasady w pracy. (Lukrecja pracuje w Niemczech jako opiekun osób starszych i schorowanych – przyp.red.)

Prywatnie chodzę w damskich tunikach, koszulkach i butach na obcasie. Oczywiście pytałam rodzinę podopiecznego o ewentualne reakcje sąsiadów. „To nie ich sprawa” – usłyszałam. Kiedyś córkę podopiecznego ktoś zaczepił: „Co to za facet w sandałkach na klinie i getrach? „Opiekun mojego ojca”. „A dlaczego chodzi w damskich ciuchach?” – „A zapytaj się go”.

Chodzę w kompletnym typowo kobiecym stroju na zakupy, po parkach, zwiedzam miasteczka i oczywiście niektórzy patrzą zdziwieni, ale bardzo często pozdrawiają mnie z sympatycznym uśmiechem albo mijają obojętnie. Tego w Polsce nie ma i pewnie jeszcze długo nie będzie. Ale ja i tak nie dam się zamknąć w szafie. Tylko bardziej jestem czujna na polskich ulicach i bez gazu się nie ruszam.

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Możesz pytać, o co chcesz

Z ADĄ HYZOPSKĄ, transpłciową uczestniczką niedawnej, 11. edycji programu „Top Model Polska”, rozmawia Michał Pawłowski

 

Foto: Bartek Brzóska, @bartekb1996

 

Ada, wzięłaś udział w niedawnej, 11. edycji „Top Model Polska” jako wyoutowana transpłciowa uczestniczka i zaszłaś bardzo daleko, bo doszłaś do etapu fashion weeku, a odpadłaś dopiero przed finałem. Z jakimi reakcjami się spotkałaś po tym publicznym coming oucie podczas castingu przed jurorami?

Hmmm… Polska, jakim jest krajem, wiadomo – na początku opinie były różne, podzielone, pozytywne i negatywne, ale z czasem ludzie nabierali do mniej sympatii i przeważały te dobre słowa. Część ludzi twierdziła, że się nie nadaję do pracy modelki, ale potem z odcinka na odcinek głosy te znikały. Ludzie widzieli, że w programie się rozwijam i idzie mi coraz lepiej. Skupiłam się też na tych, którzy mi kibicowali. Nie będę oszukiwała, że łatwo było od tych hejterskich komentarzy się odciąć – bo je też czytałam. Jednak z czasem przestałam na nie zwracać uwagę. I szczerze, powiem prosto, mam to w dupie. To nic nie znaczy, nie zmienia poczucia mojej wartości, a ja nie mam wpływu na tych ludzi.

Masz 19 lat, chodzisz jeszcze do technikum (kosmetycznego). Gdy umawialiśmy się na wywiad, wspomniałaś, że przygotowujesz się do matury. Jakie więc były reakcje w szkole na twój udział w programie oraz publiczny coming out?

Coming out w szkole zrobiłam przed programem – i była grupa nauczycieli, która uszanowała to, by zwracać się do mnie jako do kobiety, ale była też część, która totalnie to ignorowała, zasłaniając się oczywiście tym, że „nie masz na to papierów, więc będę do ciebie mówić tak, jak masz wpisane w dzienniku”. To było strasznie wkurzające, radziłam sobie z tym, ale irytował mnie brak szacunku. Bo przecież nie ma prawa, które zabrania nam zwracać się do kogoś tak, jak dana osoba tego chce. Choć powiem ci, że program też mi dużo ułatwił w szkole, nauczyciele spojrzeli na mnie z innej perspektywy, zobaczyli, że ja na serio jestem kobietą i w dodatku ktoś widzi we mnie modelkę. Bo jeśli chodzi o uczniów – zero problemu, od początku wszyscy szanowali to, że jestem transpłciowa, a nawet przed pełnym coming outem dziewczyny z klasy mówiły do mnie tak, jak chciałam, czyli w zaimkach żeńskich. Bo na początku nie określałam się jeszcze jako osoba transpłciowa, ale wyróżniałam się stylem życia – trudno mnie nie zauważyć, raczej wszędzie mnie pełno, mam silny charakter i zawsze mówię, co myślę.

A reakcje uczestników_czek domu modeli_ lek?

Nasza grupa w tym roku była przecudowna. Ja tych ludzi kocham naprawdę szczerze, byliśmy jak rodzina. Są wspaniali! Spotkałam się z ich dużą otwartością. Mówiąc im o mojej transpłciowości, zaznaczyłam, że śmiało mogą pytać o wszystko, jeśli tylko mają jakieś pytania, są ciekawi itd. Na początku tych rozmów nie było, ale potem, jak się zbliżyliśmy, wiele na ten temat rozmawialiśmy. Oni już sporo o transpłciowości wiedzieli i rozumieli temat w pełni. Ogólnie wspieraliśmy się w przeróżnych sprawach, wielu z nas miało lepsze i gorsze momenty – byliśmy w pewnym sensie odcięci od świata, mogliśmy liczyć wyłącznie na siebie. To mocna ekipa!

Na swoim Instagramie napisałaś, że sesja nago była dla ciebie najbardziej emocjonalna i najtrudniejsza. Na ekranie widzieliśmy, jak podeszłaś do tego odważnie i bardzo profesjonalnie, ten stres nie był zauważalny. Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły?

Wiesz… ja mimo wszystko podeszłam do tego bez stresu. Na początku były obawy, ale tuż przed powiedziałam sobie: „Dobra, rozwalę to i dam z siebie wszystko!”. Byłam w szoku, że naga sesja wypadła tak wcześnie, bo zazwyczaj była w okolicach połowy programu – ale może dobrze, że tak się stało, nie analizowałam za wiele, bo byłam zaskoczona. Cieszyłam się też, że to będzie taki kolejny milowy krok za mną. To była moja pierwsza sesja nago w życiu. Ja w ogóle kocham swoje ciało i uważam, że jest naprawdę ładne, więc chciałam to zrobić jak najlepiej, by je pokazać i użyć mocy, którą mam.

Co oprócz nagiej sesji najbardziej utkwiło ci w pamięci z programu?

Cały udział w „Top Model” to najlepsza przygoda mojego życia. Chętnie bym tam wróciła choćby na chwilę. To, co jest pokazywane w telewizji, to tylko mała część niesamowitych rzeczy, które się tam działy. Moje ulubione chwile to te, gdy się razem wygłupialiśmy, a nasze przyjaźnie się pogłębiały. Wieczór, gdy opowiadaliśmy sobie straszne historie, albo bitwa na bitą śmietanę. (uśmiech) A jeśli chodzi o sesje, to chyba najbardziej wspominam tę podczas wyjazdu na fashion week nad oceanem – to było najpiękniejsze miejsce, w jakim miałam sesję, i zarazem najpiękniejsze, jakie w ogóle widziałam w życiu. Stresowałam się, chyba właśnie dlatego, że warunki dookoła były tak wspaniałe. Ale zdjęcie z tej sesji podoba mi się najbardziej z całego programu.

A chyba najbardziej zaprzyjaźniłaś się z Klaudią Nieścior, która ostatecznie wygrała 11. edycję programu. Podczas programu byłyście bardzo blisko. Czy ta przyjaźń trwa?

Trwa! Śmieję się, że nie wygrałam tego programu, ale wygrałam przyjaźń. Jestem bardzo dumna z Klaudii, że wygrała – totalnie zasłużyła. Nasze pierwsze spotkanie, chyba na castingach, nie zwiastowało takiej silnej relacji. Pamiętam, jak na nią popatrzyłam i pomyślałam: „A co ona tu robi?”. Podobno Klaudia pomyślała o mnie to samo. (śmiech) A potem nagle nawiązałyśmy kontakt na bootcampie i od razu zaczęłyśmy się wspierać. Poszło – i trwa do dziś. Mamy z Klaudią podobne charaktery, śmiejemy się z tych samych rzeczy, aż ludzie mogą mieć nas dość.

A wracając do modelingu: czy w tej branży spotkałaś się z dyskryminacją, transfobią?

Patrząc w skali światowej, jest już sporo top modelek, które są transpłciowe. Choćby Valentina Sampaio – modelka Victoria’s Secret, która robi teraz największe pokazy na świecie i pojawia się na okładkach topowych magazynów. Wiadomo, Polskę od Zachodu dzieli przepaść, ale i u nas wiele się zmienia – przecież nie jestem pierwszą wyoutowaną osobą transpłciową w „Top Model”. Miałam dwie poprzedniczki (Sophię Mokhar i Karolinę Warzechę – przyp. red.). Świat mody wydaje mi się bardziej otwarty w porównaniu do ogółu społeczności w każdym kraju. Miałam duże obawy przed wyjazdem na fashion week do Afryki, bałam się, jak mnie odbiorą miejscowi projektanci. Ale spotkałam się z otwartością, nikt nawet nie komentował tematu transpłciowości – byłam modelką i oceniali to, jak pracuję, a nie jaka jest moja tożsamość. Przynajmniej tak to odczułam i czułam się dobrze. Z jednym z projektantów, który był niebinarny, odbyłam szczerą rozmowę: powiedział mi, że społeczeństwo w Johannesburgu jest coraz bardziej otwarte i te zmiany kulturowe się dzieją.

Kiedy odkryłaś, że jesteś osobą transpłciową? Jak u ciebie to wyglądało? Jesteś bardzo młoda, masz 19 lat, a całe twoje nastoletnie życie przypadło na okres rządów PiS-u, czyli wzmożonej homofobii i transfobii, nagonki na nas.

Długo żyłam w zamkniętej bańce. Podchodzę z bardzo małej wioski Klonowiec Wielki, oddalonej od najbliższego miasta; do szkoły podstawowej też chodziłam wiejskiej. Ale miałam w sobie sporo odwagi i buntu. Bardzo wcześnie ubierałam się i malowałam, jak chciałam. Od małego dziecka lubiłam ubierać lalki, przymierzać sukienki – a może nawet nie tyle „lubiłam”, ile czułam się wtedy sobą. Robiłam to z moimi trzema siostrami od małego, a już w przedszkolu chciałam mieć pierwszego męża. Oczywiście, klasycznie, na początku myślałam, że jestem bi-/ homoseksualna i że mam „taki styl”. Nie wiedziałam, że jestem transpłciowa, bo nie wiedziałam, że takie zjawisko w ogóle istnieje. Czasem miałam takie myśli, że jestem głupia, dziwna i jest ze mną jakiś problem, którego sama nie rozumiem. Byłam z tym sama. Dopiero w gimnazjum trafi łam na dyrektorkę szkoły, która miała bardzo wrażliwą i artystyczną duszę. Poświęciła mi dużo czasu i uważności, potrafi ła mnie zwalniać z lekcji, by obejrzeć wspólnie pokazy mody. Zawsze mi mówiła: „Rób co chcesz, bądź kim chcesz i wyrwij się z tego miasta do większego”. Ona widziała we mnie coś dobrego i jako pierwsza pokazała mi bezwarunkową akceptację. Dzięki niej zdecydowałam się iść do szkoły średniej w Łodzi. Wrócę jednak jeszcze na chwilę do gimnazjum, bo to w tym okresie dzięki temu, co znalazłam i wyczytałam w sieci, zrozumiałam, że jestem kobietą. Oczywiście wtedy jeszcze trudno było mi to przyznać przed samą sobą, a tym bardziej powiedzieć innym. Wiesz, nastolatkowie w gimnazjum nie zwracają uwagi na słowa, a ja doświadczyłam sporo hejtu, bo wyróżniałam się wyglądem. W Łodzi, w szkole średniej, już w pierwszej klasie, poczułam w pełni, że o swojej transpłciowości chcę powiedzieć innym i że jestem gotowa, by rozpocząć tranzycję. Duże miasto pomogło mi się otworzyć, przestałam się bać, co ludzie powiedzą. A co do nastrojów politycznych, w jakich dorastam – szczerze, mnie to po prostu wkurwia. Nie potrafi ę zrozumieć, jak ludzie będący tak wysoko mogą ignorować fakty naukowe i negować rzeczywistość. Ten brak świadomości mnie przeraża, a jeszcze bardziej ludzki strach i brak otwartości, jeśli czegoś nie rozumieją.

Jak zareagowali twoi bliscy – rodzina, znajomi? Kiedy im powiedziałaś?

Najpierw powiedziałam jednej siostrze, a siostra mamie. Dopiero wtedy porozmawiałam z mamą ja. Na początku nie było jej łatwo się z tym oswoić i zrozumieć, ale się udało, i po pewnym czasie powiedziała tacie. Byli za granicą na wyjeździe – to był taki mamy sposób, aby tata miał czas, by to w sobie przetrawić, zanim wrócą do domu i się spotkamy. Rodzice to przeżyli, raczej był to dla nich szok, ale szybko się starali to oswoić i zrozumieć. Mój tata jest np. fanem Biedronia, uważa, że to on powinien zostać prezydentem, co też świadczy o jego akceptacji społeczności LGBT+. Powiedział mi kiedyś, że jedyne, czego się boi, to tego, że ktoś kiedyś zrobi mi krzywdę, i że wie, że łatwo się nie dam, ale się martwi. Oni też po „Top Model” zobaczyli, że ludzie mi kibicują: zaczepiają mnie na ulicy i mówią: „Ale jesteś piękna”. To też pewnie ułatwiło im oswojenie się z moją transpłciowością – jak zobaczyli, że dla ludzi nie jest ona jedyną cechą i mnie nie definiuje.

Wspomniałaś, że pochodzisz z niewielkiej miejscowości. Czy w dzieciństwie spotykałaś się z hejtem, gdy wyróżniałaś się na tle rówieśników_czek?

To mała wieś – jestem pewna, że wszyscy wiedzą, w takich społecznościach wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Dochodziły do mnie różne plotki na mój temat, ale obchodziło mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg. A teraz jeszcze mniej – rodzina mnie akceptuje, mam superznajomych i przyjaciół. Na tym się skupiam.

Na jakim etapie tranzycji jesteś, jeśli chcesz odpowiadać na to pytanie?

Możesz mnie pytać o wszystko – stawiam na otwartość i chcę, aby wokół transpłciowości było jak najmniej tabu. U mnie tranzycja trwa, nie jest zakończona. I chyba będzie zakończona, kiedy będę po operacji narządów płciowych, a tego bym bardzo chciała. Oczywiście, już czuję się w pełni kobietą, ale chciałabym jeszcze zadbać o te fizyczne aspekty. Plus wciąż trwa proces prawny – jesteśmy z panią adwokat na dobrej drodze, by zamknąć również ten temat. Oczywiście cały czas jestem na terapii hormonalnej.

W kilku krajach świata (np, na Malcie czy w Portugalii) – a ich liczba rośnie – można wystąpić o zmianę oznaczenia płci w dokumentach bez dołączania dokumentacji medycznej. Nawet gdy się ma nie 18, a np. 16 lat. Co sądzisz o takich rozwiązaniach?

To chyba najlepsze, co osoby transpłciowe mogą dostać od swojego kraju – czyli niekomplikowanie procedur. Skoro względem prawa osoba mająca 16 lat może sypiać, z kim chce, to powinna móc o sobie decydować również w takich kwestiach jak korekta prawna płci, którą w rzeczywistości odczuwa. Oczywiście poza prawem potrzebujemy też wyedukowanych lekarzy – ich rola jest kluczowa, jeśli chodzi o nasze życie i przechodzenie tranzycji.

Ada, jakie są twoje plany i marzenia? Zaszłaś bardzo daleko w „Top Model”, jesteś też mistrzynią Polski w makijażu artystycznym. W którym kierunku chcesz się rozwijać?

Chcę postawić na modeling. Po to też poszłam do „Top Model” – wiedziałam, że ułatwi mi to wejście do tego świata. Teraz mam już agencję, która mnie reprezentuje, i mam sporo zleceń. Nie wyobrażam sobie teraz zajmować się czymś innym. Makijaż to moja pasja, ale nigdy nie pragnęłam robić tylko tego. Traktuję go jako zabawę, odskocznię, i tak właśnie podchodziłam do konkursów w makijażu, które wygrywałam. Więc na pewno chcę się teraz skupić na modelingu, a może w przyszłości połączę to z zaprojektowaniem własnej marki ubrań czy kosmetyków. Bo wiesz, mimo że modelki pracują teraz dłużej, to jednak trzeba mieć swój plan B. Czas ucieka.

Skoro mogę pytać o wszystko, to jeszcze zapytam: jak twoje życie prywatne ma się do tych planów? Jest jakaś miłość na horyzoncie czy skupiasz się teraz na karierze?

Ja jestem wieczną singielką (śmiech), chyba jeszcze nie potrzebuję chłopaka. Po pierwsze – skupiam się na sobie, po drugie – nie szukam miłości na siłę. Sama wpadnie, jak będzie miała. Oczywiście bycie w związku to miła sprawa, inaczej się wtedy żyje i dzieli życie. Ale ja przede wszystkim bardzo kocham siebie i to daje mi dużo siły. (śmiech)

Jak twoim zdaniem powinniśmy_nyśmy wspierać osoby transpłciowe w Polsce? Jakiego wsparcia ze strony społeczności LGBTQ+ i sojuszników_czek ty sama najbardziej byś oczekiwała?

To trudne pytanie, bo ciężko wspierać osoby transpłciowe „tak ogólnie”, jednak każdy z nas jako człowiek najwięcej wsparcia szuka w osobach najbliższych – to jest fundament. Więc przede wszystkim ważne jest, aby każdy z nas był uważny na swoich bliskich, nie tylko ze względu na tożsamość płciową czy orientację seksualną, ale też ogólnie na emocje i to, jak nasi bliscy się czują. A przede wszystkim musimy w Polsce zmienić rząd, który sieje nienawiść względem różnych mniejszości, więc pójście na wybory i świadome zagłosowanie na osoby czy partie, które walczą o równość, jest już dużą pomocą. Szczególnie w nadchodzącym roku wyborczym warto o tym przypominać. Polityka to machina, która ma jednak największą siłę. A poza tym ważna jest praca codzienna, czyli: edukujmy swoje otoczenie i obalajmy mity.  

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.