POZBIERAŁEM SIĘ

O tym, jak był molestowany przez księdza i o tym, jak opowiedział swą historię publicznie, a także o jego własnym atelier fryzjerskim w Strzelcach Opolskich i o Marcinie, z którym status związku brzmi: „To skomplikowane”, z DARIUSZEM KOŁODZIEJEM rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: Ewelina Kożuchowicz, Photobyevelone

 

Wystąpiłeś na żywo przed kamerami TV, opowiedziałeś o tym, że byłeś molestowany przez księdza. Z twarzą, z nazwiskiem. Żaden facet w Polsce nie zdecydował się na taki krok przed tobą. Masz 21 lat. Dla mnie jesteś mega twardzielem.

Dzięki. Bardzo się stresowałem podczas tamtej rozmowy w TVN24.

Poszło ci świetnie. Dlaczego postanowiłeś złamać tabu?

Prawie wszystkie pokrzywdzone przez księży osoby zamykają się w sobie, cierpią na depresję, niektóre wręcz próbują się targnąć na własne życie. Siedzą cicho i przez to nic się nie zmienia. Skoro ja, jak widać, pozbierałem się, to pomyślałem, że muszę to wykorzystać, inaczej dalej będzie zamiatanie pod dywan.

Zostałeś ministrantem z własnej potrzeby, czy może np. rodzice cię zachęcali?

Zdecydowanie z własnej potrzeby. Gdy miałem 11 lat, byłem bardzo, bardzo religijnym chłopcem. Cały czas myślałem, że pójdę do seminarium. Do kościoła jeździłem codziennie, czasem dwa razy. Ostatnio na snapchata wstawiłem wygrzebany przypadkiem mój plan dnia z tamtych czasów. 4 rano: pobudka, 4:30 – różaniec, 5:20 – godzinki w Radiu Maryja, 6:30 – msza, potem szkoła, po szkole kapliczka w ogródku i wieczorem druga msza. Kończyłem dzień apelem jasnogórskim o 21 i drugim różańcem.

Kapliczka w ogródku? Sam sobie ją zrobiłem. Modliłem się tam, miałem swoje kury, dla których niby odprawiałem msze (uśmiech). Żyłem trochę we własnym świecie. To było gdzieś w trakcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II – byłem na czuwaniu i wtedy zagadnąłem księdza Mariusza, że chciałbym zostać ministrantem. Zrobił mi przyspieszony kurs (bo już było po terminach naboru) i udało się. Wsiąkłem od razu.

Co było w tym takiego pociągającego?

To, że nie uczestniczę we mszy jak zwykły wierny, który może wyłącznie obserwować, co się dzieje i czasem odpowiadać księdzu znanymi formułami, tylko współtworzę całą celebrację. Przychodzę wcześniej, przygotowuję kielich, wsypuję do niego komunikanty, nakładam obrus na ołtarz… Jestem bliżej.

Ksiądz Mariusz zauważył twoje zaangażowanie?

Przylgnął, można powiedzieć, bardzo szybko. Widywaliśmy się codziennie, zagadywał w zakrystii o szkołę, o rodzinę. Stopniowo stał się przyjacielem naszej rodziny. Do nas do Gąsiorowic przyjeżdżał na katechezę do przedszkola, zaczął wpadać na grilla, na herbatkę, na obiad. To było normalne, wielu księży ma takie zaprzyjaźnione rodziny.

Nic nie wyczułeś niepokojącego?

Miał jakieś żarciki specyficzne, ale… Pierwszy raz poczułem się z nim nieswojo, gdy w samochodzie włączył jakąś pogadankę pani seksuolog o masturbacji, o dojrzewaniu.

Do molestowania doszło, gdy miałeś 13 lat.

To było jakoś w okolicach moich urodzin, które mam 9 czerwca. Ksiądz Mariusz zaproponował, że w ramach prezentu zabierze mnie na dzień do spa do Głuchołazów.

Ciebie samego?

Tak. Gdy tam pojechaliśmy, okazało się, że wynajął całe spa tylko dla nas dwóch. Poczułem się niekomfortowo. Rozebrał się do naga i powiedział, bym zrobił to samo, ale jednak zostałem w majtkach, wstydziłem się. A kąpielówek nawet nie wziąłem. Potem ciągle za mną łaził, denerwowało mnie to. Wyszedłem z jednej sauny i wszedłem do drugiej – on zaraz za mną. Ale tam do niczego nie doszło. Potem coś zjedliśmy. Wracaliśmy wieczorem i ksiądz powiedział, że jest bardzo zmęczony i musi odpocząć, zdrzemnąć się – mimo że do domu nie było już daleko (Głuchołazy leżą ok. 90 km od Gąsiorowic – przyp. „Replika”). Była mniej więcej godzina 22. Jechaliśmy przez las i skręcił w leśną ścieżkę, jechał nią jakiś czas, w końcu zatrzymał się, rozłożył siedzenia… (twarz Darka tężeje) No i wtedy to się stało.

Jesteś w stanie to opowiedzieć? Wolałbym nie. Ostatnio raz opowiadałem na konferencji w Sejmie i mi wystarczy.

Co było potem? Jak się czułeś? Dziwnie. Źle. Nie wiedziałem, co myśleć. On usnął, ja nie mogłem. Potem odwiózł mnie do domu. Dwa miesiące później powiedziałem mamie.

Wiele ofiar molestowania zaczyna mowić dopiero po latach.

Wcale się temu nie dziwię. Gdy w Fundacji „Nie Lękajcie Się” przeczytałem relacje ofiar, stwierdziłem, że mój przypadek to jest pikuś. U mnie to był tylko raz, a często molestowanie trwa latami. Gwałty, jakieś przywiązywanie, ciąże nastoletnich dziewczyn, które ksiądz każe usuwać… Wtedy mama szybko zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. Płakałem jakby bez powodu, byłem wytrącony z równowagi. W końcu wyprosiła, bym powiedział i wyrzuciłem to z siebie.

Mama ci uwierzyła.

Od razu. W wielu przypadkach rodzice nie wierzą i wtedy koszmar trwa dalej. Mama się przeraziła i wściekła. Chciała od razu iść do księdza i się z nim rozprawić, ja zasugerowałem, by jechać do biskupa i tak zrobiliśmy. Biskup był w szoku. Był w naszej diecezji od niedawna, powiedział, że to jego pierwsza sprawa tego typu. Sprawdził, co mówiliśmy. Ksiądz Mariusz podobno przyznał się, zresztą również co do innych ministrantów, ale nie znam tych innych spraw. Biskup odradził nam, byśmy szli na policję. Powiedział, że zgłosi to do Stolicy Apostolskiej i oni się tym zajmą, a my mamy postarać się zapomnieć. I tak minęło 6 lat. W 2017 r. zadzwonił do nas inny ksiądz i powiedział, że sprawa jest zgłoszona do prokuratury. Odbył się w końcu proces, ksiądz został skazany, wyrok na razie nie jest prawomocny.

 

Foto: Ewelina Kożuchowicz, Photobyevelone

 

Darek, twój pierwszy kontakt seksualny to było molestowanie. Czy wtedy miałeś już jakąś seksualność, odczuwałeś, że ktoś ci się podoba w erotyczny sposób? Cokolwiek myślałeś o tych sprawach?

Nie przypominam sobie, nie.

Jesteś gejem, prawda?

(Darek uśmiecha się) Tak (przeczesuje ręką farbowane włosy) Nie widać? (śmiech)

Wtedy jeszcze tego nie wiedziałeś?

Nie.

Jest taka homofobiczna teoria, że gejem można „zostać, gdy uwiedzie cię starszy facet. Tak się zastanawiam, że jeśli o niej słyszałeś, to mogła ci namieszać w głowie – że może to przez tamto zdarzenie masz homoseksualną orientację.

Na szczęście tego nie połączyłem. Nie wiadomo, skąd się bierze, że jednej osobie bardziej podobają się mężczyźni, a innej kobiety. Był taki okres kilka lat temu, że każdy kolega musiał mieć dziewczynę, a każda koleżanka chłopaka, na zasadzie przymusu prawie – i ja wtedy też miałem dziewczynę przez chwilę, ale szybko zorientowałem się, że to nie jest dla mnie droga. Moja orientacja wyszła jakoś tak „samoistnie”. Poznałem chłopaka, z którym zacząłem dużo przebywać. Przyprowadzałem go do domu, spaliśmy w jednym łóżku. Rodzice i bracia przyjęli naturalnie, że to nie jest tylko przyjaciel. Jakby już wiedzieli wcześniej, jak ze mną jest.

Porozmawiajmy o twoim zawodzie.

Włosy robię. Właśnie, widzisz? Jak w stereotypie: fryzjer gej! (uśmiech)

Założyłeś własny zakład w Strzelcach Opolskich. W wieku 20 lat. Nieźle. Jak to się stało?

U nas w opolskim młodzi ludzie po zawodówce albo siedzą w domu u rodziców dopóki ich nie wyrzucą, by zaczęli zarabiać, albo wyjeżdżają do Niemiec. A ja wyprowadziłem się do stolicy.

Do pracy?

Tak, dostałem się do jednego z lepszych fryzjerów.

Podobało ci się?

Tak… Tylko denerwowało mnie, że nie mogę robić po swojemu. Musiałem używać takich kosmetyków, jakich chciał szef, takiego lakieru, jaki chciał szef. Nie lubię, jak mi się zabrania, gdy mam własne pomysły (uśmiech).

Ale coś ci chyba jednak ta Warszawa dała.

Marcina mi dała. (Naszej rozmowie cały czas przysłuchuje się Marcin, bardzo ładny blondyn z fantazyjnymi dredami, mniej więcej rówieśnik Darka. Nie jestem pewny, kim dla Darka jest, więc korzystam z okazji, by zapytać).

Marcin to twój chłopak?

Były. Choć nie do końca wiadomo, czy były. Coś próbujemy odbudować. Status związku: „To skomplikowane” (śmiech) Wróciliśmy niedawno z wakacji w Egipcie, świętowaliśmy tam moje 21. urodziny. A dwudziestkę świętowałem na Paradzie w Warszawie, też z Marcinem.

To coś może jeszcze z tego będzie. Jak się poznaliście?

Marcin: Są dwie wersje: wersja prawdziwa i wersja Darka (śmiech). On twierdzi, że to ja pierwszy na Grindrze zagadałem, a ja – że on.

Marcin, a te dredy kto ci robił?

Darek: Oczywiście, że ja. Ale one są tylko na dziś, tak dla fantazji.

Dobrze ci idzie w pracy?

D: Aż za dobrze! Dziś nawet też musiałem lecieć (rozmawiamy w niedzielę – przyp. MK).

Darek, jesteś 21-latkiem z własnym biznesem, ambitnym i odważnym

M: …to wyjaśnia, dlaczego ja się tak uparłem na niego (śmiech). Jestem najbardziej upartym facetem na świecie! Wydaje mi się, że Darek w Warszawie zobaczył inne podejście do samodzielności, do życia w ogóle i dlatego taki nowoczesny zakład w Strzelcach otworzył. D: Dobrze, że rozmawiamy o takich zwykłych sprawach, a nie tylko o molestowaniu, bo ja przecież mam normalne życie. Niektórym się wydaje, że skoro byłem molestowany, to „powinienem” cały czas się zamartwiać i, nie wiem, patrzeć bez końca w sufi t ze smutną miną, albo płakać co chwila.

A minę masz właśnie wesołą. Z jakimi reakcjami spotkałeś się po tych wystąpieniach w mediach?

D: To ciekawe jest. Gdy wcześniej na FB pisałem, że byłem molestowany przez księdza, to dużo ludzi mi nie wierzyło. Jak poszło w TV, to uwierzyli. Na jednej imprezie w Strzelcach jeden typek dresik podszedł do mnie i mówi: „Miałem do twojego zakładu nie przychodzić, ale teraz przyjdę”. Natomiast w Katowicach na dworcu jakichś dwóch łebków mijałem, gdy jeden do drugiego powiedział: „O, patrz, to ten niedoruchany przez księdza”. Ale poza tym, to właściwie same pozytywne reakcje. Niektórzy na ulicy podchodzą, ściskają, gratulują odwagi. Poza tym dostałem mnóstwo wiadomości od osób, które też były pokrzywdzone przez księży. W Fundacji „Nie Lękajcie Się” lawina była. Ja sam zauważam, że im częściej mówię o tamtej sprawie, tym jest łatwiej, ona staje się odległa i boli mniej.

Jesteś nadal religijny?

Wiary w Boga nie straciłem, ale od kościoła i księży trzymam się z daleka

Co byś powiedział Czytelni(cz)kom „Repliki” na koniec?

(Marcin odszedł kilka metrów dalej, ale słyszy i krzyczy) Żeby się nie bali!

Darek: Tak. Żeby się nie bali.  

 

Tekst z nr 80 / 7-8 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Anioły i demony

Z ANDRZEJEM HURNYM o jego udziale w dokumencie braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, o molestowaniu przez księdza, o chemseksie, o zaczynaniu od nowa w schronisku pod Wałbrzychem oraz o tym, jak został ViceMisterem Gay Poland 2019, rozmawia Bartosz Żurawiecki

 

Foto: Marek Księżarek

 

Zacznijmy od filmu Sekielskich „Zabawa w chowanego”, bo to teraz gorący temat. Jak trafiłeś do tego filmu?

Zaczęło się tak, że zostałem w zeszłym roku – to był maj, początek czerwca – wezwany do prokuratury w Pleszewie jako świadek w sprawie Jakuba i Bartka, czyli głównych bohaterów „Zabawy w chowanego”. I tam poznałem Jakuba, mieliśmy okazję chwilę porozmawiać. Gdy dowiedziałem się, że walczy od dobrych kilku lat i stara się jakkolwiek ruszyć sprawę molestowania – bez powodzenia – powiedziałem mu, że jako znany fryzjer z dużą siatką kontaktów na Facebooku pomogę mu „umedialnić” sprawę. Jakub porozmawiał z braćmi Sekielskimi i tak właśnie trafiłem do filmu, ponieważ byłem ofiarą tego samego księdza, Arkadiusza Hajdasza, i chciałem dać temu świadectwo.

Miałeś problem? Długo się namyślałeś, żeby wziąć udział w filmie?

Nie, dla mnie to są szybkie decyzje. Działam i robię. Bardziej przeżywałem stres przed samym nagraniem, przez kilka bezsennych nocy.

Ile trwały zdjęcia z twoim udziałem?

Nie mieli za dużo czasu. Dostali ode mnie jeden dzień, bo akurat wyprowadzałem się z Warszawy i miałem dużo spraw na głowie. Kręciliśmy od rana do nocy, kończyliśmy o godzinie 23. Tego samego dnia nagraliśmy moją wizytę w rodzinnym Sycowie i tzw. setki, czyli to, co mówię bezpośrednio do kamery.

Co w takim razie sądzisz o gotowym filmie?

Podoba mi się w nim pokazanie, z jakimi problemami zmagają się Bartek i Kuba, którzy próbują sprawę pedofili w Kościele katolickim nagłośnić. Kościół, kuria, księża wypierają się swoich win. Nawet gdy dochodzi do spotkania z biskupami czy ich pomocnikami, ograniczają się one do frazesów typu: „będziemy się modlić”, „będziemy wspierać”. I na tym koniec. To jest dobrze przedstawione w filmie. Natomiast dużo więcej wątpliwości wzbudza we mnie potraktowanie kwestii LGBT. Choć poniekąd racja, że jest to jakoś połączone – pedofilia i tzw. lawendowa mafia.

Ale zgadzasz się, że taka mafia istnieje? Czy w tym przypadku homoseksualność jako taka jest problemem? Może problemem jest celibat? Zakaz utrzymywania jakichkolwiek stosunków seksualnych przez księży?

Tak, tu jest problem. Myślę, że osoby, które próbują się ukryć jako homoseksualne, jednocześnie kryją się nawzajem. Ręka rękę myję i zgadzam się, że może być tak, iż one się nawzajem chronią. W każdej społeczności są ludzie, którzy zachowuję się nieetycznie i mają na innych sobie podobnych „haki”. Tak jest przecież w polskiej polityce. Masz coś na kogoś, więc ten ktoś nie może się wychylić. Powiem ci, że znam księży, którzy otwarcie żyją w związkach homo. Całe parafi e o tym wiedzą i nikt nie ma z tym problemu.

Wszyscy wiedzą, ale nikt nie mówi o tym głośno. Tylko nie mów nikomu.

Dokładnie tak to wygląda. Jest to chore, ale dopóki jeden drugiego będzie chronić, dopóty będą się pojawiać takie sytuacje.

Mówisz w filmie, że utraciłeś wiarę w Boga. Jaki jest więc twój stosunek do religii, do wiary, do Kościoła katolickiego? Jesteś jeszcze jego członkiem?

Jeszcze tak. Oficjalnie. Jak się uciszy trochę cała afera, to wystąpię z Kościoła. Bo nie mam ochoty robić im tzw. statystyk. Ale chwilę muszę odpocząć. Jeśli natomiast chodzi o samą wiarę, to wierzę, że coś tam jest na górze. Coś między energią a jakąś… postacią. Czy to jest ktoś świadomy, osobowy? Nie wiem. Ale np. wierzę w anioły. Uwielbiam je, całe życie mi towarzyszą.

Wierzysz, że są aseksualne? Nie mają genitaliów?

Nigdy o tym nie myślałem, ale tak, tak mi się kojarzą. Może przez te długie kiecki, które wszystko zakrywają. (śmiech) Myślę, że jest to jakaś forma bezpłciowa, która głównie poświęca się opiece nad nami. Żeby tobie się dobrze działo.

Czyli wierzysz, że masz swojego anioła stróża?

Raczej tak. Choć kiedyś z moją klientką doszliśmy do wniosku, że modlimy się do samych siebie, żeby dać sobie siłę i wiarę. Po prostu, dobrze jest w coś wierzyć, bo wtedy nie jesteśmy samotni.

My sami jesteśmy swoimi aniołami stróżami.

Chyba najbardziej. Chociaż najfajniej wyobrażać siebie w bezpłciowej formie anielskiego światła.

Wracając zaś do „Zabawy w chowanego”, w tym filmie nie ma nic o twojej homoseksualności. O ile bohaterowie główni mówią, że mają problemy z kobietami w związkach, o tyle ty nie mówisz o swoim obecnym życiu erotycznym nic. Nie mówisz, bo twórcy nie zapytali? Nie mówisz, bo nie chciałeś mówić? Czy też zostało to wycięte z gotowego filmu?

Zostało to wycięte z gotowego filmu. Ma się jeszcze pojawić osobny wywiad ze mną na stronie Sekielskich na YouTubie, oparty na nakręconym materiale. Tylko muszę go autoryzować. Poza tym, głównymi bohaterami filmu są Jakub i Bartek, ja tam jestem na drugim planie. W życiu tak prywatnym, jak i publicznym nie kryję się, że jestem gejem. Staram się też działać w świecie LGBT na tyle, na ile mogę i potrafi ę. Działam na swój własny sposób. Jeżeli moi klienci pytają mnie o coś związanego z LGBT, to bardzo chętnie odpowiadam i opowiadam.

Czy masz jako fryzjer klientów homofobów?

Zdarzyło się kilku. I mieli dylemat – „dobry fryzjer, ale pedał”. I co teraz? Pamiętam zwłaszcza jednego. Miał problem ze swoją dziewczyną, przyszedł do mnie i zaczął mi się zwierzać. Powiedziałem, jak to u mnie wyglądało w podobnej sytuacji, a on wykrzyknął zadziwiony: „Mówisz zupełnie jak heteryk!”. Roześmiałem się i powiedziałem, że to raczej tak samo wygląda i tu, i tu. Staram się perfekcyjnie wykonywać swoją pracę. Tak, by każdy, niezależnie od tego, jakie ma poglądy, dobrze wyglądał.

Czyli nie jest tak, że robisz homofobom na złość i ich krzywo obcinasz? Nie umiem. (śmiech) Sam, prawdę mówiąc, nie chodzę ubrany na różowo. Na Paradzie byłem raz w życiu, ale obiecałem sobie, że będę już teraz chodził regularnie. Ale chciałbym pójść w eleganckiej koszuli, w marynarce. Wszyscy jesteśmy różni i równi, niezależnie od tego, jak jesteśmy ubrani. Ja akurat lubię styl bardziej klasyczny.

Trzeba więc tę normatywność chociażby w kwestii ubioru podkreślać?

Zawsze staram się mieć przypinkę określającą moją orientację. I to jest na pewno mój akcent nienormatywny. Dla mnie normatywność w ubiorze podkreśla, że jesteśmy wszędzie: w szpitalach, w biurach, w sklepach, w kościołach, w metrze, w barach… Jedni chcą krzyczeć, drudzy wolą docierać do ludzi w inny sposób. Zawsze lubiłem poznawać ludzi, ale kiedy trafiałem na kogoś pełnego uprzedzeń, to najpierw starałem się z nim zakolegować, a dopiero potem mówiłem, że jestem gejem. I wtedy ten ktoś nie wiedział, co powiedzieć.

Jaki jest więc twój stosunek do tzw. nienormatywnych? I do drag queens, na przykład?

Super! Zazdro! Jak ja bym chciał kiedyś wystąpić jako drag queen! Wielki szacun za ich siłę. Mają tę moc, że potrafi ą się oprzeć wszelkim uprzedzeniom i obelgom. Uwielbiam zwłaszcza hiszpańskie drag queens. Natomiast co do osób transpłciowych, przyznaję, że nie zawsze umiałem spojrzeć na nie ze zrozumieniem. Zaakceptować je. Natomiast teraz, w wieku 36 lat, żywię do nich pełen szacunek. Też mają w sobie wielką siłę, skoro potrafi ą przejść przez te wszystkie problemy, przez procesy fizyczne i psychiczne, które czekają ich w czasie tranzycji.

Znowu powrót do przeszłości. Jak wspominasz dzieciństwo w Sycowie?

Było na pewno trudne. Moi rodzice bardzo dużo pracowali, moje dwie starsze siostry opiekowały się domem. Potrafiliśmy sami sobie radzić. Od najmłodszych lat zarabiałem, sprzedając jagody, pomagając na roli i robiąc inne rzeczy. Nie znam innego dzieciństwa. Dla mnie było w sam raz.

Kiedy zaczęła się historia z molestowaniem?

Około 10-11 roku życia. Ksiądz Arkadiusz przyszedł do parafii, ja już wtedy byłem ministrantem, bardzo zaangażowanym. W kościele miałem swój drugi dom. Mszę całą znałem na pamięć, próbowałem śpiewać psalmy, ale myliłem melodie. Pielgrzymki, spotkania biblijne… Nawet w wieku 16 lat startowałem do zakonu kapucynów w Krakowie. Jeździłem na rekolekcje powołaniowe. Ale z powodu mojej orientacji zasugerowano, że może bym jednak nie wstępował do zakonu. Ja już wprost wtedy mówiłem o tym, że bardziej jestem gejem niż hetero.

Jakim człowiekiem był ksiądz Arkadiusz?

Ciepłym, serdecznym, otwartym. Z uśmiechem i dobrym słowem dla wszystkich. Teraz widzę, że też totalnie infantylnym. Mięciutkim. I, jakbyśmy teraz powiedzieli, przegiętym.

A intelektualnie?

Niby mądry, a jednak głupi. Był elokwentny. Ale wyraz twarzy zboczeńca. Cóż, teraz nawet sam zapach perfum, których używał, mnie odrzuca, budzi we mnie agresję.

Jak się zaczęło molestowanie?

Pewnego dnia zaproponował mi, że mnie odwiezie z kościoła do domu. Wtedy jeszcze nic seksualnego się nie zdarzyło, chyba. Przy kolejnych spotkaniach przeszło to już w działania seksualne. Zapraszanie do pokoju, gdzie byliśmy sami we dwóch.

Czy robił to też u ciebie w domu?

Nie, u mnie nie, ale pamiętam, że całował mnie w przejściu między zakrystią a ołtarzem. Albo na schodach, gdy szliśmy razem po kolędzie, przy innym ministrancie. Skończyło się to, jak miałem mniej więcej 13 lat, bo wtedy Arkadiusz został przeniesiony do innej parafii. Od tamtego czasu nie widziałem go na oczy, choć w wieku 17 lat pojechałem do Pleszewa, gdzie akurat pracował, żeby się z nim spotkać. Ale go nie zastałem.

W filmie mówisz nawet o seksie analnym z księdzem Arkadiuszem, w którym ty byłeś stroną aktywną.

Zazwyczaj były to albo macanki, albo całowanie. Albo seks oralny, bardziej z jego strony. Po prostu mi obciągał. I pamiętam ten jeden raz, kiedy leżałem rozebrany, a on usiadł na mnie.

Miałeś wtedy wytrysk?

Na pewno miałem wzwód, ale wytrysku nie pamiętam.

Czyli dbał tylko o swój orgazm. Czy uważasz, że w tej relacji było jednak coś dobrego? Odczuwałeś jakąś satysfakcję, przyjemność?

Tak, oczywiście. Zainteresowanie, wyróżnienie. Wsparcie okazywane przez drugiego człowieka. Dla dziecka to bardzo istotne, zwłaszcza gdy rodzice dużo pracują, jest się przeciętniakiem w szkole, tzw. zdolnym leniem. Moją nagrodą było więc uznanie, które okazywał mi ksiądz Arkadiusz.

Pojawia się w filmie postać siostry Elżbiety, która pracowała przy księdzu, w zakrystii.

Tak, nadal pracuje jako zakrystianka.

Czy ona widziała i wiedziała?

Moim zdaniem była świadoma i wypierała. Krążyły pogłoski, że ten ksiądz lubi dzieci. Była sytuacja, gdy jakiś chłopiec uciekł ze spodniami spuszczonymi w dół. Zostało to zgłoszone i pewnie dlatego Arkadiusz został przeniesiony do innej parafii. Ale siostry zawsze stoją niżej w hierarchii kościelnej. Trochę ją więc oskarżam, a trochę ją bronię. Ale z powodu swojego milczenia przez całe lata jest na pewno współwinna.

Czy w ogóle powiedziałeś wtedy komukolwiek o tym, co się dzieje?

Po 17. roku życia zacząłem księżom mówić na spowiedzi i w prywatnych rozmowach. Odpowiadali, że będą się modlić, że to on będzie odpowiadał za swoje grzechy, że trzeba wybaczyć… Takie pierdolenie.

Kiedy powiedziałeś rodzicom?

Rodzicom nie powiedziałem. Powiedziałem mojej siostrze, gdy miałem 18-19 lat. Ona przekazała rodzicom. Ale tak naprawdę pierwszy raz porozmawiałem z mamą o tym rok temu, tuż przed zeznaniami u prokuratora. Nigdy moich rodziców o nic nie oskarżałem.

Mają w sobie duże poczucie winy?

Tata nie żyje od 10 lat. Mama ma ogromne poczucie winy. Cała jej walka, by tę sprawę wyjaśnić – niedługo jej zeznania trafią do Watykanu – wynika z poczucia winy. Że nie zadbała, że nie ochroniła. Rozmawiała o mojej sprawie z księżmi, z biskupami. Zawsze była odprawiana z kwitkiem. Dla mnie rozmowa z nią na ten temat jest trudna. Łatwiej mi z tobą rozmawiać. Natomiast wcześniej mówiłem o tym moim znajomym. Mój przyjaciel, Jakub Stanek, nawet zrobił o tym reportaż, dostał za niego nagrody na festiwalach. Ale to był reportaż artystyczny. Dopiero teraz, dzięki Sekielskim, sprawa trafiła do szerszej publiczności.

Faceci, z którymi byłeś w związkach, wiedzieli, co się zdarzyło w twoim dzieciństwie?

Dwóch, może trzech wiedziało. Z pozostałymi nie rozmawiałem.

Kiedy wyjechałeś z Sycowa?

W wieku 16 lat na praktyki zawodowe do Wrocławia.

A do Warszawy kiedy trafiłeś?

W wieku 21 lat.

Życie w dużym mieście było dla ciebie szokiem?

We Wrocławiu jeszcze tak. Trafiłem do bardzo renomowanego salonu fryzjerskiego, więc był to pewien szok dla zahukanego chłopca z małej miejscowości. Ale szybko się przystosowałem. Waletowałem w akademiku u mojej przyjaciółki. I tam strzygłem za co łaska, za 2-3 złote. W ten sposób się uczyłem. A w wieku 18 lat zarabiałem już 6 tysięcy. Miałem etat, swojego taksówkarza, mnóstwo klientów. Po Wrocławiu mieszkałem jeszcze przez rok w Walencji. Sam więc rozumiesz, że Warszawa to już był mały pikuś.

A jak się zaczęła twoja „przygoda” z chemseksem?

Teraz już jestem świadomy, że to jest ucieczka od emocji. Jeśli chodzi o związki i facetów, to sam się w nich gubiłem. Szukałem chyba u nich takiego zaangażowania, jakie dał mi wtedy ksiądz Arkadiusz. Chemseks zaczął się od palenia blantów. Potem wciąganie, jakieś tabletki. Najpierw to była zabawa, a potem weszło to tak w krew, że nie byłem w stanie uprawiać seksu bez chemii. Jestem tak naprawdę dopiero na etapie leczenia się i poznawania od nowa emocji, które są w seksie.

Jest rzeczywiście różnica między seksem na chemii i seksem bez chemii?

Nie próbowałeś nigdy?

Jestem raczej staromodny. Alkohol owszem, ale chemia nigdy mnie nie wciągnęła.

Chemia jest po to, żeby ruszyć zmysły. Żeby zmienić świadomość. To jest kolosalna różnica. Wszystko też zależy od tego, co i ile weźmiesz, a także jak pomieszasz.

Pamiętałeś na następny dzień, co przeżyłeś?

W zależności od imprezy. Przez 15 lat trochę tego było. Potrafiłem wejść w ciągi kilkudniowe. Z takich ciągów niewiele się pamięta. Gdybym miał teraz wybór: spróbować czy nie spróbować, z tą świadomością, którą mam teraz, tobym nie spróbował, bo to nie ma sensu. Praca, którą trzeba teraz wykonać, żeby wrócić do normalnego funkcjonowania, to są lata. Przeżyłem zresztą jedną tragiczną sytuację. Zmarł mi kochanek w łóżku. Zawału dostał. Obudziłem się rano, on był nieżywy. Pogotowie, policja, prokurator. Natychmiast uciekłem z Warszawy na tydzień i, choć byłem w trakcie terapii, wróciłem do ćpania. Byłem też w ośrodku zamkniętym na terapii. Po czterech miesiącach wyszedłem na własne żądanie.

Ale niczego nie żałujesz? Bo tak powiedziałeś w jednym z wywiadów.

(milczenie) Wiesz, co ci powiem? To było motto mojego życia. Jakbym miał odkreślić moje życie do września zeszłego roku, to tak, niczego nie żałuję. Teraz jestem ostrożny i nie chciałbym niczego stracić. Teraz wróciła świadomość, teraz nie zabijam emocji kolejnym blantem albo kolejną imprezą. Ważny jest dla mnie związek, w którym jestem, tworzenie rodziny, której całe życie szukałem. Cieszę się, że spotkałem Łukasza. I to jest dla mnie wielka radocha. Razem wychodzimy z pewnych rzeczy. Wciąż przechodzę swoją terapię. Jeszcze z terapeutą nie doszliśmy do molestowania, dojdziemy do tego pewnie za 2 lata. Nawet już alkoholu nie piję, choć, jak widzisz, palę wciąż fajki, jedna za drugą.

Gdzie teraz mieszkasz?

W schronisku górskim za Wałbrzychem. Andrzejówka się nazywa. Przyjechaliśmy tutaj z Łukaszem, żeby zobaczyć, jak się żyje na odludziu. Chcemy w przyszłości sami założyć tęczowe schronisko albo tęczowy pensjonat. Ale najpierw musimy sami siebie sprawdzić. Tutaj można naprawdę dostać w dupę. Na razie jestem absolutnie podjarany. Raz w miesiącu jeździmy samochodem do Warszawy załatwić parę spraw zawodowych, a resztę czasu spędzamy tutaj. Wybraliśmy to schronisko spośród 72, które znalazłem w necie. I ono nas przygarnęło – dwóch chłopców, dwa psy i kota. Mieszkamy tu i pracujemy, robimy dosłownie wszystko, co trzeba robić w schronisku. Wspaniale, że teraz z Łukaszem wreszcie czujemy się, widzimy się, rozmawiamy ze sobą. Nareszcie jesteśmy ze sobą naprawdę. Nie chcę tego stracić.

Czyli jest wciąż między wami chemia? (śmiech)

Tak, w sensie metaforycznym na pewno.

Po tych wszystkich trudnych tematach, opowiedz jeszcze, jak zostałeś ubiegłorocznym ViceMistera Gay Poland?

Bo zawsze chciałem być modelem. Poza tym to był moment, kiedy rozstałem się na czas jakiś z Łukaszem, wtedy też zostałem wezwany do prokuratury. Powiedziałem więc sobie, że chcę wreszcie zrobić te rzeczy, na które nie miałem dotąd odwagi. Przekroczyć swoje granice. Zgłosiłem się, wystartowałem i udało się. Dostałem dwa tytuły – ViceMistera i Mistera Publiczności. Chciałem też te wybory potraktować jako forum, by nagłośnić sprawę pedofilii. Zamierzam startować w wyborach Mister Gay Europe i Mister Gay World w roku 2021, ale potrzebuję do tego sponsora.

Jak zareagowała rodzina na twój akces do konkursu?

Rodzina podczas finału stała pod sceną. Krzyczeli i bardzo się cieszyli. Szwagier z siostrą zostali wyciągnięci na scenę i tańczyli przed całą publicznością. Pierwszy raz byli w klubie gejowskim! Ale dali radę.

To może teraz zorganizujesz wybory Mistera Gay Schroniska? Wyborów pewnie nie, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, to wiosną zorganizujemy tu nasze z Łukaszem wesele. Bierzemy bowiem w październiku ślub w Edynburgu.

 

Tekst z nr 86/7-8 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

 

Kobieta z przyszłością

O coachingu LGBT+, o tym, jak szukała wsparcia w kościele oraz w alkoholu, o planach samobójczych, o wujku pedofilu i o tym, dlaczego lubi wizyty u mamy swojej dziewczyny, z prezeską gdańskiej Fundacji Diversity Polska i trenerką antydyskryminacyjną DANUTĄ SOWIŃSKĄ, rozmawia Tomasz Piotrowski

 

Foto: Kasia Szarska

 

Na twojej stronie internetowej można przeczytać, że jesteś coachem LGBT+. Co to właściwie oznacza?

Jestem coachem i trenerką antydyskryminacyjną – prowadzę szkolenia dla fi rm dotyczące dyskryminacji ze względu na jakiekolwiek przesłanki: płeć, wiek, niepełnosprawność, orientację psychoseksualną, wyznanie czy pochodzenie etniczne. 26 września 2017 r. zaproponowałam współpracę gdańskiej organizacji na rzecz osób LGBTQIA – Tolerado, po rozmowie z Nikodemem Mrożkiem (ówczesnym prezesem) i z Bogną Listewnik. Jestem lesbijką, mam duże doświadczenie w pracy z osobami LGBTQIA, które spotykają się niestety z ogromną dyskryminacją, również w sferze rozwoju osobistego.

Ale na czym taki coaching LGBT+ polega?

Wchodzimy w trudne i odwieczne pytanie, czym jest coaching. Coaching nie patrzy w przeszłość jak na sesjach psychologicznych – ustalamy cele na przyszłość, rozmawiamy o marzeniach, o drodze, którą chce dana osoba pokonać, by osiągnąć swe cele. Zgłosiła się do mnie mama lesbijki, ale też osoba, która potrzebowała rozmowy o tym, jak się wyoutować, inna z kolei potrzebowała rozmowy o swej zawodowej przyszłości itd. Zarówno orientacja psychoseksualna, jak i sytuacja, w której jesteśmy, a więc sytuacja dyskryminacji, mają ogromny wpływ na to, jak definiujemy swoje cele, jakie mamy ambicje itd.

Założyłaś Fundację Diversity Polska. A więc chodzi ci nie tylko o kwestie LGBTIA, tak?

Znasz film „Dumni i wściekli”? On idealnie pokazuje, jak powinniśmy się wspierać. Osoby LGBT+ wspierające strajkujących górników, a potem górnicy odwdzięczający się wsparciem dla LGBT+ na Paradzie. Solidaryzowanie się jest kluczowe. Jesteś gejem? Dyskryminacja gejów to tylko wycinek problemu, wycinek systemu, który nazywa się patriarchat. Całego systemu nie zmienisz, jeśli będziesz zwracał uwagę tylko na jego mały wycinek. Trzeba patrzeć szerzej. Wiesz, ile jest w Polsce kobiet prezesek fi rm? 8 procent. Kobiet na stanowiskach kierowniczych – 34%. Ile znasz kobiet, prezesek organizacji LGBT+? Kobiety są, ale zwykle gdzieś z tyłu – i to jest część tego samego systemu, w którym ludzie LGBT+ nie mają tych samych praw, co pozostali. Jego częścią jest też wykluczanie osób innej rasy, niepełnosprawnych, starszych, pochodzących z innych grup etnicznych itd. Patriarchat jest wszędzie.

Na wszystkich swoich warsztatach mówisz, że jesteś lesbijką?

Coś ty! Przez wiele lat byłam przekonana, że w biznesie nie można mówić o swojej „prywatności”. Pierwszy raz powiedziałam, że jestem lesbijką, na swoich autorskich warsztatach dla kobiet 11 października 2017 r., a więc w Dzień Coming Outu. Po trzech tygodniach bycia w Tolerado. Co więcej, ja do tego 2017 r. nie byłam nigdy na Marszu Równości! Uważałam, że to jest mega niebezpieczne. Nie masz pojęcia, jak się zdziwiłam, gdy w 2018 r. zaliczyłam swój pierwszy Marsz. Pochodzę ze Skórcza, to mała miejscowość, ok. 3,5 tys. mieszkańców. Do dziś znajduję jeszcze w sobie elementy, pokazujące jak sama dyskryminowałam innych. Wstyd mi za to, ale gdzieś to jest we mnie wryte. Homofobia, rasizm, ksenofobia, seksizm – tak było w moim mieście, w mojej rodzinie. Gdy miałam 8 lat, w Skórczu pojawiła się plotka o nastoletniej Ani – rzekomo lesbijce. Wszyscy o niej mówili, wszyscy ją wyzywali, dla wszystkich dzieci było jasne – to jest „najgorsza” osoba w mieście. Gdy w wieku 9 lat sama zaczęłam odkrywać w sobie pociąg do dziewczyn, od razu byłam przeświadczona, że jestem chora psychicznie – i że spotka mnie to samo, co Anię. Bardzo się bałam, bardzo walczyłam ze swoją seksualnością.

Kiedy ten strach minął?

Dopiero kilkanaście lat później, gdy wyjechałam na studia do Bydgoszczy. Poznałam tam dziewczynę, która zaprowadziła mnie do klubu LGBT+ – Red Pub. Byłam przerażona, ale weszłam, Okazało się, że tam nie działo się nic dziwnego. Potem przez 3 lata nawet tam pracowałam. Poznałam tam wiele osób, które są moimi znajomymi do dziś.

Zanim wyjechałaś na studia, znałaś już inne lesbijki, byłaś w jakimś związku?

Z dziewczyną nie. W wieku 12 lat miałam chłopaka. Ale tylko przez 2 tygodnie. Ciekawostka: później okazało się, że jest gejem. (śmiech)

Jeśli dobrze przeczytałem na twojej stronie, jako nastolatka byłaś prezeską Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.

Wiedziałam, że coś jest ze mną „nie tak” i chciałam się wyleczyć. Myślałam, że wyleczy mnie z tego Kościół, byłam więc blisko księży i diakonów. Gdy sama przed sobą przyznałam, że jestem lesbijką, poszłam do mojego kolegi księdza i powiedziałam: „Słuchaj, wyślij mnie do Lublina. Tam jest taki fajny ośrodek, tam leczą takich jak ja. Ja jestem chora psychicznie”. On na mnie patrzy i mówi: „Danka, ale Kościół nie ma nic przeciw osobom homoseksualnym. Dopóki nie jesteś w związku, nie spełniasz swych potrzeb seksualnych, wszystko jest ok. Takich ludzi jest na pęczki”. Wtedy dla mnie to było jak zbawienie. Nie potępił mnie! Dzięki niemu nie poszłam na terapię reparatywną.

Za to pojawiła się myśl, że najlepiej zostać zakonnicą?

Tak! Ale wybili mi to z głowy rodzice. Chciałam od nich kasę na Biblię, żeby już się jej uczyć. Usłyszałam, że nie będę marnowała ich pieniędzy na bzdury, które studiują księża. Poszłam na pielgrzymkę do Częstochowy i stwierdziłam, że chcę się zaangażować. Wymyśliliśmy więc z wikarym Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Prowadziłam je chyba ze 3 lata. KSM nauczyło mnie organizacji wydarzeń, które do dziś robię i tutaj śmiało mówię, że robię to dobrze. Dzięki Kościołowi.

Ale co do potrzeb seksualnych – nie posłuchałaś księdza. Jesteś dziś w związku.

(śmiech) Jak mówiłam, pojechałam na studia. Osoby LGBT+, które poznałam w Bydgoszczy, odmieniły moje małomiasteczkowe, ultrakatolickie spojrzenie. Przestałam chodzić do kościoła, zaczęłam siebie odkrywać. Paradoksalnie w byciu lesbijką upewniło mnie… stare wydanie gazety „Bravo Girl”. (śmiech) W jednym z numerów, który wpadł mi w ręce, była porada sugerująca, by w razie wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej, wypisać sobie na kartce, co na daną orientację wskazuje, a co jej przeczy. No to ja w wieku 20 lat wzięłam kartkę i zaczęłam pisać. I zwyczajnie wyszło mi, że jestem lesbijką. (śmiech) Dwa lata później weszłam w mój pierwszy związek z dziewczyną.

Publicznie wyoutowałaś się w 2017 r., a dziś jesteś już coraz bardziej znaną aktywistką na rzecz praw osób LGBT+.

Przyszłam do Tolerado i Marta Magott (była prezeska) od razu mnie wciągnęła. Moje pierwsze spotkanie w tej organizacji miało miejsce w dniu, gdy gruchnęła wiadomość o samobójstwie Dominika z Bieżunia, który nie wytrzymał homofobicznych prześladowań. Wieczorem tamtego dnia odbyła się spontaniczna akcja Znicz dla Dominika. Marta mówi – idziemy. I wtedy w centrum miasta, naprzeciwko Ratusza Miejskiego pierwszy raz w życiu trzymałam w ręku tęczową flagę. Dla mnie to była wielka, osobista rewolucja. Cały czas się rozglądałam i szukałam tych kamieni, które mają na mnie spaść. To, co miałam w głowie, a to, jaka jest rzeczywistość, to był dla mnie szok. Ale to tym bardziej świadczy o tym, że skoro ja, lesbijka, miałam w głowie takie przekonania, to co dopiero w głowie muszą mieć ultrakatolickie osoby hetero?

Brałaś udział w pracach nad gdańskim Modelem na Rzecz Równego Traktowania, który został przyjęty 28 czerwca 2018 r. To swoisty prekursor Deklaracji LGBT+, którą w lutym 2019 r. podpisał prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.

Gdańsk jest chyba jedynym miastem w Polsce, które jakoś chroni prawa osób LGBT+. Tworzyliśmy Model od września 2017 do czerwca 2018 w grupie 150 ekspertek i ekspertów z Urzędu Miasta, instytucji, fi rm, organizacji pozarządowych działających na rzecz praw człowieka. Model zakłada m.in. opracowanie i wdrożenie w szkołach zajęć dostarczających rzetelną wiedzę o osobach LGBT+ oraz podnoszących kompetencje rodziców, nauczycieli/ek, uczniów i uczennic m.in. w zakresie przeciwdziałania przemocy i reagowania na przemoc, kampanię informacyjną wśród lekarzy/rek oraz osób pracujących w obszarze zdrowia. Jedną z rekomendacji Modelu jest Gdańskie Centrum Równego Traktowania. Do tej pory działało ono pilotażowo i wiemy dziś, co jeszcze trzeba poprawić. Najwięcej z tej pomocy skorzystały dyskryminowane kobiety, na drugim miejscu – osoby LGBT+.

Co oprócz Centrum udało się jeszcze wprowadzić?

Odbyły się chociażby szkolenia dla urzędników i urzędniczek o niedyskryminacyjnym języku wobec osób LGBTIA. Była też np. kampania społeczna „Po prostu reaguj” wyświetlana w czasie ostatniego Marszu we wszystkich autobusach i tramwajach, powstało kilku grup wzmacniających osoby LGBT+. Według mnie ważna też jest nowa metoda przyznawania grantów przez miasto. Żeby go uzyskać należy we wniosku uwzględnić jedną ze 179 rekomendacji Modelu na Rzecz Równego Traktowania. W ten sposób też realizuje się sam model.

Dziś działaczka, coach, a wcześniej – alkoholiczka? Przepraszam, że tak mówię wprost, ale sama często tak piszesz o sobie w social mediach.

To część mojego życia. Przed naszym wywiadem powiedziałam ci, że za 3 dni mam 3 lata bez alkoholu, więc dla mnie to dziś sukces. To nie będzie żadnym odkryciem, jeśli powiem, że zapijałam moją orientację. To samo pokazują statystyki – jeśli w skali ogółu około 3% Polek i Polaków to alkoholicy, to gdy chodzi o osoby LGBT+ dotyczy to już 13% z nich. Stałam przed lustrem i powtarzałam sobie, że się nienawidzę.

Myśli samobójcze?

Oczywiście. Miałam nawet wybraną datę śmierci. To miał być 27 lutego 1995 r.

1995? Miałaś wtedy 13 lat.

Rok wcześniej zostałam zgwałcona. Jestem ofiarą pedofila, mojego wujka. To był nowy chłopak mojej ciotki, nowa osoba w rodzinie. Słuchał Ace of Base, wiesz, co to znaczyło? To był taki supernowoczesny gość, prawdziwy, starszy kumpel. Jemu pierwszemu powiedziałam, że jestem lesbijką. Szanował mnie, zaakceptował, a potem to wykorzystał. Polował na mnie ponad pół roku. To połączyło się z moją trudną sytuacją rodzinną. Ojciec alkoholik, matka współuzależniona od niego. Awantury, pobicia, poczucie toksycznego wstydu.

Powiedziałaś rodzicom o gwałcie? Zgłosiłaś to?

Wiesz, kiedy im powiedziałam? 4 lata temu. Bardzo długo to ukrywałam. Wstydziłam się, a on groził mi, że jak komuś powiem, to mój ojciec wyląduje w więzieniu. Dziś to dla mnie totalna abstrakcja, ale dla 12-letniej dziewczynki informacja, że będzie miała ojca w więzieniu, była koszmarem. Bałam się o tym powiedzieć, bałam się konsekwencji. Jako bite dziecko uważałam, że wszystko jest moją winą. Po kilku tygodniach od wykorzystania seksualnego zaczęłam się jąkać, nikt nie wiedział czemu. Najbardziej smutne jest to, że kiedy bije się dzieci, czy daje się klapsa – rozbiera się je. To też forma molestowania. Kiedy ja dostałam polecenie od wujka-pedofila: „Rozbierz się”, to dla mnie znaczyło, że dostaję po prostu karę. Do dziś boję się czasem choćby samego dotyku. Wzdrygam się, gdy ktoś mnie dotknie znienacka. Gdy jadę windą i stoi za mną mężczyzna, to pojawia się strach. Pewnie też dlatego walczę dziś jak lwica z tą przewagą mężczyzn nad kobietami. To też moja osobista walka. Wuj jest w więzieniu. Za pedofilię na swoich córkach. Wszystko wyszło na jaw 5 lat temu, gdy jedna z nich miała próbę samobójczą i znalazła się w szpitalu w Gdańsku. Rodzina wypominała mi wtedy, że to przeze mnie, bo nie miałam odwagi powiedzieć o tym wcześniej. Moja sprawa gwałtu z 1994 r. przedawniła się w 2011 r., ale byłam świadkinią na sali sądowej.

On był na sali?

Tak. Zadał mi pytanie: „O której godzinie to było?”. Wyobrażasz sobie? To jest adekwatne pytanie? Nie wierzyłam własnym uszom.

Z tego, co czytałem na twoim blogu, to nie był jedyny raz. Ponownie zostałaś zgwałcona w wieku 18 lat.

Tak. I nie uwierzysz mi, ale ja to zupełnie wyparłam. Dziś wiem dokładnie, co się stało, ale przypomniałam to sobie dopiero podczas terapii psychologicznej 2 lata temu. To był Sylwester 2000, upiłam się, a oprawca – obcy chłopak – wykorzystał mnie. To był ostatni dzień, w którym wypiłam tyle alkoholu. Ponownie zaczęłam pić 10 kwietnia 2003 r.

I wtedy zaczęłaś wpadać w nałóg.

Często spóźniałam się do pracy, bo piłam do 2 w nocy, a pracowałam od 6. Przestałam się angażować, wykazywać inicjatywę. Straciłam przez to niejedną pracę i środki utrzymania. Musiałam wynajmować swoje mieszkanie, nie miałam gdzie się podziać, upadła jedna moja spółka. W 2014 r. zachorowałam na zapalenie płuc, lekarka powiedziała mi: „Ma pani otłuszczoną wątrobę. Niech pani może pije mniej wina, a więcej czystego alkoholu”. Nie zdawałam sobie sprawy, jak widać po mnie, że jestem alkoholiczką. Przez alkohol rozpadły się też wszystkie moje związki.

Kiedy zrozumiałaś, że musisz iść na odwyk?

Kiedy dotarłam na swoje dno. To było w 2016 r. Po pierwsze zrozumiałam, że gdy piję, tracę cały wieczór i kolejny dzień na leczenie kaca. Po drugie – poszłam na Akademię Profesjonalnego Coachingu, żeby podwyższyć swoje kompetencje. Na temat procesu coachingowego wybrałam sobie: „Chcę mniej pić”. Na co prowadząca powiedziała: „Danka, to nie jest temat na coaching, tylko na terapię”. To mi też dało wiele do myślenia. A po trzecie – moi przyjaciele. Zaprosili mnie kiedyś na imprezę, upiłam się i zrobiłam scenę. Śmiałam się z Kyryla – kolegi z Ukrainy, wyśmiewałam jego narodowość, rozumiesz? Ja. Dość wymownie mnie upomnieli. Wtedy zrozumiałam, że nie chcę taka być.

Na leczeniu poznałaś jakieś osoby LGBT+?

Tak. I na podstawie tych doświadczeń też wpisałam do Modelu na Rzecz Równego Traktowania jeden z postulatów, że terapie dla osób uzależnionych LGBT+ powinny odbywać się osobno. Ja swój odwyk zaczęłam 12 czerwca 2017 r., byłam na grupie intensywnej, rotacyjnej – w każdy poniedziałek pojawiały się nowe osoby. Pierwszego dnia nie potrafi łam wymówić nawet słów, że jestem alkoholiczką. Tym bardziej, że jestem lesbijką, mimo że homofobia była przecież ważnym powodem uzależnienia. Na terapii były osoby wysoko funkcjonujące jak i osoby z sądowym nakazem terapii, z wtórnym analfabetyzmem. Uważam, że skoro ja miałam problem z wyoutowaniem się przed grupą, to co dopiero osoba, która trafi a na odwyk i jest głęboko schowana w szafie, nawet przed sobą. Szczególnie ludzie młodzi, z małych miast, którzy sami jeszcze boją się o sobie myśleć jako o człowieku LGBT+. Przynajmniej na początek osoby LGBT+ powinny mieć osobną terapię, by móc w atmosferze akceptacji powiedzieć: „Jestem lesbijką”, „Jestem gejem”.

Alkoholizm może dotyczyć nie tylko młodych osób przed własnym coming outem, ale i dojrzałych, samotnych, często bogatych, „ustawionych zawodowo”, ale siedzących w szafie.

Mam kilku takich kolegów. Wieczorami piją, odpalają Grindra, spotykają się na szybki seks. Wiesz, co od nich najczęściej słyszę? Że w życiu nie byli dyskryminowani! Ale jak mają być, skoro siedzą w szafie, a o sobie mówią tylko najbliższym, starannie wyselekcjonowanym osobom? Są LGBT+, ale… tylko w swoich mieszkaniach. Strasznie mnie to irytuje.

 

Przed chyba każdym rodzicem trudno się wyoutować, jednak wydaje mi się, że Dorosłe Dzieci Alkoholików mają jeszcze trudniej.

To jedne z kilku syndromów DDA – bohatera i kozła ofiarnego. DDA na różnych etapach życia przybierają różne z tych ról. Zależy, czy chcesz chronić siebie czy innych. Moja mama dowiedziała się przypadkiem. Był 2005 r., miałam więc 23 lata, byłam w pierwszym poważnym związku i po prostu oddałam rodzicom pożyczony od nich telefon. Nie skasowałam jednak SMS-ów. W ten sposób dowiedzieli się, że jestem z Moniką. Skończyło się kłótnią i wyprowadzką, a właściwie wyrzuceniem. Mama powiedziała, że nie jestem już jej córką. A przygotowywałam się do coming outu przed mamą od chyba roku, nie miałam jednak odwagi. Rodzice w moim wychowaniu odegrali podobną rolę, ale matkę zawsze chroniłam, bo ona też była bita przez mojego ojca i jej ojca. Całe życie chciałam ją chronić – i zapominałam o sobie. To odwrócenie ról nazywa się parentyfikacją. Od kilku miesięcy nie mamy kontaktu. Jej wartości stoją w opozycji do moich.

Ale z tego, co widziałem na twoim Instagramie, byłaś na Wielkanoc u brata. Razem z narzeczoną?

Zdjęcie, które widziałeś, było na urodzinach mojego bratanka i dostałam nakaz skasowania go. Kasia, moja dziewczyna, nie jest zapraszana do mojej rodziny. To był dla mnie szok, bo z poprzednimi partnerkami przyjeżdżałam. Propaganda TVP działa. To kolejny trudny temat. Podobnie jak przy decyzji o odejściu od Kościoła. Czuję ogromne rozdarcie, ale podjęłam niedawno ważną decyzję – „nie”. Nie będę jeździła do domu, w którym nie szanuje się mojej partnerki. Mój brat podczas tamtej ostatniej wizyty powiedział, że popiera „strefy wolne od LGBT”. Zatem to była moja ostatnia wizyta w domu rodzinnym.

Ile lat jesteś z Kasią?

Półtora roku. 13 stycznia 2019 r. Kasia napisała do mnie kondolencje po śmierci Pawła Adamowicza, bo wiedziała, że współpracowałam wcześniej z prezydentem. Dwa miesiące później zaczęłyśmy ze sobą mieszkać, a dziś jesteśmy zaręczone. Często jeździmy do mamy Kasi, która niesamowicie o nas dba, przygotowuje nam zawsze masę jedzenia, a że świetnie gotuje, to wyjeżdżamy stamtąd nie idąc, ale po prostu się tocząc! Ja nigdy czegoś podobnego nie znałam.  

 

Tekst z nr 86/7-8 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.