Gay and the city

Na spacer po tęczowych miejscach Nowego Jorku zaprasza Wojciech Kowalik

 

Nalot policji na klub Stonewall 29 czerwca 1969 r. spowodował zamieszki, które uznaje się za symboliczny początek emancypacji LGBT; mat. pras.

 

Pięć gejowskich dzielnic, setki klubów, fantastyczna LGBT-friendly atmosfera – Nowy Jork to jedno z najważniejszych miejsc dla emancypacji ruchu LGBT. Zapraszam na wycieczkę po tym mieście, jakiej nie znajdziecie w żadnym przewodniku.

Przenosimy się więc na Manhattan, gdzie znajdują się cztery z pięciu tęczowych dzielnic Big Apple.

West Village

Zaczynamy na West Village, albo inaczej – Greenwich Village. Kiedy w latach 50. i 60. ubiegłego wieku młodzi geje zaczęli coraz tłumniej uciekać z amerykańskiej prowincji w poszukiwaniu lepszego życia w wielkim mieście, trafiali właśnie tutaj. Już wtedy była to dzielnica artystów, buntowników, cyganerii i intelektualistów. W XIX w. mieszkał tu Walt Whitman, najważniejszy amerykański poeta, zwany „piewcą miłości homoseksualnej”. W latach 50. i 60. w tutejszych barach można było spotkać całe pokolenie beatników z wyoutowanym poetą Allenem Ginsbergem na czele (jego sylwetkę znamy choćby z filmu „Skowyt”), tutaj bawili się William S. Burroughs (autor skandalizującego „Nagiego Lunchu” czy „Ćpuna”) czy Tennesee Williams („Tramwaj zwany pożądaniem”, „Kotka na gorącym blaszanym dachu”). Wreszcie, to właśnie tu, w czerwcu 1969 r. (właśnie mija 45 lat!) policja przeprowadziła na bar Stonewall Inn ten jeden nalot za dużo – i sprowokowała zamieszki, od których zaczęła się współczesna emancypacja LGBT (patrz str. 20). Stonewall Inn działa do dziś, pełne ludzi chętnych nie tylko do zwiedzenia tego historycznego miejsca, ale przychodzących po prostu dla zabawy. Wewnątrz znajdziemy zdjęcia z wydarzeń z 1969 r., sporo przestrzeni do tańczenia i bardzo miłego starszego barmana. A jeśli dziś pojawia się tam policja, to tylko, by uciszyć jednostki co bardziej rozochocone drinkami.

Zaraz obok Stonewall Inn jest mnóstwo innych barów LGBT: Duplex z występami na żywo przy fortepianie, Pieces z karaoke prowadzonym przez drag queen, Monster z wielkim parkietem do tańczenia w podziemiach, Boots & Saddle, w ktorym drag queen prowadzi konkursy amatorskich striptizów (tak, chętni chłopcy z widowni zgłaszają się na ochotnika i rozbierają przed wszystkimi!) czy Ty’s, doskonały bar na piwo z przyjaciółmi. W Ty’s przystojny barman dał mi mapkę, na której kropkami zaznaczył wszystkie miejsca, które musowo trzeba zaliczyć w Nowym Jorku. Tak uzbrojony ruszyłem w dalszą część wycieczki. Ale do wszystkich rekomendowanych lokali nie dotarłem, było ich za dużo!

Ważna uwaga: w West Village, w pobliżu Stonewall Inn, znajduje się słynna na cały świat Gay Street, ulica, której tabliczka z nazwą jest jednym z symboli Nowego Jorku i przy której tłumy gejów robią sobie zdjęcia (łącznie ze mną).

I jeszcze ciekawostka: słowo „village” (wioska) zaczerpnięte właśnie z West Village bardzo przylgnęło do gejowskich dzielnic w USA. Od niego wzięła się też nazwa zespołu „Village People”, wykonawcy gejowskiego hymnu „YMCA”.

A po drodze z West Village do kolejnej dzielnicy – Chelsea – mijamy Cubbyhole, bar tylko dla lesbijek. Z wiadomych względów nie zostałem tam wpuszczony, ale tłumek dziewczyn, które na zewnątrz paliły papierosy, sugerował, że w środku było bardzo tłoczno! Tuż obok – LGBT Center, w którym dowiecie się wszystkiego o tęczowym Nowym Jorku, dostaniecie mapki i bezpłatne czasopisma.

Chelsea

Kiedy West Village stało się modną dzielnicą (w latach 70. i 80.), przyjeżdżających do Nowego Jorku młodych gejów nie było już stać na wynajęcie tam mieszkań. Zaczęli się więc wprowadzać po sąsiedzku, na północ od 14. Ulicy – do Chelsea. I to ta część miasta najbardziej przypomina gejowskie dzielnice, które znamy z Europy: berliński Schoeneberg czy madrycką Chuecę. Hotele dla społeczności LGBT, biura pośrednictwa nieruchomości działające pod tęczową flagą, siłownie, fitness kluby, sex shopy, restauracje (jest nawet gejowska prowadzona przez Chińczyków), sklepy itd. Do niedawna działała tam księgarnia LGBT (niestety, zbankrutowała, podzielając los wielu tego typu księgarń na świecie). Tu można zobaczyć na ulicach całujących się chłopaków czy spacerujące za rękę, przytulone do siebie dziewczyny. I tu szczęścia mogą próbować wielbiciele facetów 30+ i 40+. Kluby: zawsze pełny Gym Sportsbar, kawałek dalej – Barracuda, XES oraz Eagle, w którym najwięcej gości jest w środy na jockstrap party. Ale uwaga! Mimo tłumu facetów w samych tylko jockstrapach, uprawianie seksu we wszystkich nowojorskich klubach jest surowo zabronione. OK, idziemy dalej Osmą Aleją na północ. Po prawej mamy Madison Square Garden, z boku mijamy Times Square i trafiamy do największej, najbardziej głośnej, młodej i wciąż bardzo modnej dzielnicy Hell’s Kitchen (Midtown West).

Hell’s Kitchen

W latach 90. zaczęli zjeżdżać tu geje, których – zgadliście! – nie było stać na mieszkanie w modnych i drogich już wtedy West Village i Chelsea. W ciągu kilku lat z niebezpiecznej, gangsterskiej dzielnicy uciekli gangsterzy, a we władanie wzięli ją geje i lesbijki. I zrobili z niej centrum tęczowej rozrywki! Do Hell’s Kitchen przyjeżdża się dla świetnych didżejów, zapierających dech występów drag queens i gwiazd oraz modnie urządzonych knajp. A jest ich tyle, że niestety nie byłem w stanie odwiedzić nawet połowy (chociaż bardzo się starałem). W Hell’s Kitchen można spotkać Cyndi Lauper wpadającą z przyjaciółmi na drinka do baru. Tu znajdziemy miejsca dla młodych amerykańskich pakerów (Boxers HK), tu trafiamy na występy drag takie, jakich nie widzieliście: z akrobacjami, kreacjami od dyktatorów mody, z całonocnymi koncertami bez przerwy (Industry), knajpy urządzone przez stylistów (Therapy) czy zwykłe bary, pełne gejów, lesbijek, ich znajomych i wszelkiego rodzaju nieheteronormatywności (Posh). Do tego masa gigantycznych dyskotek!

East Village

To kolejna tęczowa dzielnica, która powstała w miejscu, do którego jeszcze kilkadziesiąt lat temu bezpieczniej było się nie zapuszczać. East Village było częścią niesławnego Lower East Side, ale ci, którzy budowali tu domy, woleli zapożyczyć choć trochę prestiżu West Village, już wtedy tętniącej życiem. Gejowska część powstała później, równolegle z innymi dzielnicami i w tej chwili to przede wszystkim miejsce zatłoczonych knajp (niektórych z wyraźnym seksualnym podtekstem – chłopcy w jockstrapach tańczą na barze). Wszystkie czynne do późna!

Williamsburg

Najnowsze odkrycie nowojorskich gejów – Williamsburg właśnie powstaje na granicy Brooklynu i Queens. Śmiało można ją przyrównać do warszawskiej Pragi czy berlińskiego Kreuzbergu i ich klubowego klimatu. To część miasta do niedawna o nienajlepszej reputacji (a przez to – niedroga), w której jedna po drugiej powstają modne knajpy, bary i kluby. Tu można na ulicy spotkać facetów w szpilkach, młodych chłopaków w pełnym makijażu i najdziwniejsze outfity, jakie istnieją. Miejsce fantastycznie różnorodne! Niestety – jeszcze momentami niebezpieczne (w końcu kwietnia pięciu mężczyzn – ortodoksyjnych Żydów zostało tam aresztowanych za pobicie geja).

Po tęczowych spacerach i hulankach polecam zwykły spacer ulicami Nowego Jorku. Takiego zagęszczenia ładnych ludzi na metr kwadratowy jeszcze nie widzieliście!

 

***

Najsłynniejsze filmy LGBT rozgrywające się w Nowym Jorku

„Nocny kowboj”, „Pieskie popołudnie” „Cruising” , „Paris is burning”, „Trylogia miłosna”, „Długoletni przyjaciele”, „Stonewall” , „Idol”, „Flawless”, „High Art”, „Shortbus” oraz najnowszy – „Normal Heart” (w reżyserii Ryana Murphy’ego – premiera w USA: 25 maja br.) a także seriale: „Anioły w Ameryce” i „Will & Grace”.

Praktyczne rady

Idąc do nowojorskich klubów, koniecznie zabierzcie ze sobą dowód osobisty. Może być nasz, polski. Trzeba tylko ochroniarzowi przy wejściu pokazać datę urodzenia. Do większości miejsc nie są wpuszczane osoby poniżej 21 roku życia.

Część klubów pobiera opłatę za wstęp, zwykle jest to od 5 do 10 dolarów. Mimo to, jeśli chcecie skorzystać z szatni, przygotujcie jeszcze dodatkowe 2 – 3 dolary.

Zawsze mile widziane są napiwki. Praktycznie wszędzie spotkacie się ze specjalnymi pojemnikami, do których wrzucane są jednodolarówki – napiwki dla obsługi klubu.

Manhattan jest generalnie bardzo bezpiecznym miejscem. Bez problemów można się więc w nocy przemieszczać między klubami. Trzeba zachować ostrożność w metrze.

Gejowskie dzielnice położone na Manhattanie są od siebie oddalone o maksymalnie 2 – 3 kilometry. To dystans, który można spokojnie pokonać spacerem – jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy na metro czy taksówki.

Dla tych, co już się wyrywają do Nowego Jorku: w niedzielę, 29 czerwca, czterdziesta piąta nowojorska Parada Równości przejdzie legendarną Piątą Aleją z serca Manhattanu na West Village (patrz również: strona 20).

 

Tekst z nr 49/5-6 2014.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bez wstydu

O filmie „Zostań ze mną”, o kinie queerowym, o gejowskim Nowym Jorku, o mężu i o dzieciach z reżyserem Irą Sachsem rozmawia Mariusz Kurc

mat. pras.                                          „Zostań ze mną”: Erik (Thure Lindhardt) i Paul (Zachary Booth)

 

Film „Zostań ze mną powstał na kanwie twoich własnych doświadczeń. Podoba mi się, że tego nie ukrywasz.

(Ira jest w swoim mieszkaniu, rozmawiamy przez skype. Odwraca ekran laptopa, widzę pokój – sypialnię) Poznajesz? Najpierw tu to się działo, potem tu nakręciliśmy sporo scen do filmu, a teraz siedzę tu i rozmawiam o tej historii. Trochę dziwne uczucie.

Poprzez burzliwy związek Erika i Paula opowiadasz o – jak sam mówisz – wchodzeniu w wiek średni.

Tak, to jest historia dojrzewania, ale nie dojrzewania do dorosłości, tylko do wieku średniego. Erik zaczyna w końcu lubić siebie samego, podobnie Paul. Obaj zdają sobie sprawę z destrukcyjnej natury sekretów, które mają przed innymi i przed sobą. Chciałem opowiedzieć o wstydzie i zrobić to w bezwstydny sposób. Również w sensie seksualnym.

Oryginalny tytuł „Keep the lights on” („Nie gaś światła”) ma erotyczną konotację, ale chodzi ci w ogole o nieukrywanie się przed światem, tak?

Dokładnie. I nie mam na myśli wyłącznie gejowskiego coming outu.

Erik jest od początku wyoutowany, Paul – nie.

Zgadza się. Ale oni mają jeszcze wiele innych coming outow do zrobienia.

A narkotykowy nałóg Paula gdzie jest w tym wszystkim?

Jest „tylko” objawem jego problemów.

Zgodzisz się, że Paul jest uzależniony od narkotyków a Erik – od Paula?

Tak. Bo to nie jest film o nałogu, ani o miłości, tylko o obsesji. Erik ma obsesję na punkcie Paula i to jest poniekąd dla niego wygodne, porządkuje mu życie. Erik nie musi zajmować się resztą świata, cały jego świat to Paul. Tylko, gdy jest z Paulem, czuje, że żyje naprawdę. Wyjście z tego stanu zabiera lata. Scenariusz ma konstrukcję dziennika, w którym zapisane są najważniejsze momenty tego związku.

Opowiedziałeś uniwersalną historię o związku, który, tak się złożyło, akurat jest gejowski? Nazwałbyś „Zostań ze mnąfilmem postemancypacyjnym?

Postemancypacyjny – tak. Ale z tym „tak się złożyło” to przesada. Zależy mi na wiarygodności psychologicznej postaci i dynamiki ich relacji, a także na dokładności, rzekłbym, historycznej. Daisy Miller wciąż na nas „działa”, bo Henry James potrafi ł oddać jej całą złożoną osobowość, a przy tym dokładnie opisał jej otoczenie, epokę, w której żyła. W tym sensie „Zostań ze mną” jest niemal dokumentem o tym, jak wygląda życie gejów w wielkim zachodnim mieście początku XXI wieku.

Może to nieuprawnione uogólnienie, ale mam wrażenie, że u heteryków do przygodnego „skoku w bok” przywiązuje się nadmierną uwagę – w pokazanym przez ciebie gejowskim związku jest inaczej i wydaje mi się, że nie jest to jednostkowy przypadek.

W związkach gejowskich mamy zbieżność „kierunku” pożądania. Dwaj geje pożądają siebie nawzajem i potencjalnie innych facetów. W związkach hetero to jest bardziej skomplikowane. Więc już sytuacja „wyjściowa” jest trochę inna. Ale są plusy i minusy obu podejść – i zamkniętego monogamicznego związku, i związku otwartego na „skoki w bok”.

Gdybyś był reżyserem jakieś 50 lat wcześniej, musiałbyś tą historię przerobić na heteroseksualną?

Gdybym chciał nakręcić duży komercyjny film – na pewno. Jednak queerowe kino ma już swoją historię. Tu w Nowym Jorku prowadzę Queer/Art/Film – projekcje starego kina queerowego. Pokazywaliśmy m.in. „Krew poety” Jeana Cocteau z 1932 r., również filmy Fassbindera, Pasoliniego. Ale rzeczywiście, queerowy reżyser praktycznie nie jest wciąż w stanie budować kariery wyłącznie na queerowej tematyce. Od mojego debiutu, czyli „Delty” z 1997 r., nie zrobiłem żadnego gejowskiego filmu aż do „Zostań ze mną”. Duże komercyjne filmy o gejowskiej tematyce nie powstają właściwie do dziś.

Większość heteryków nie chce oglądać filmów o gejach i lesbijkach z powodu uprzedzeń. My filmy o nich oglądamy chętnie.

LGBT to nadal kultura alternatywna. Jeszcze nie przebiliśmy szklanego sufi tu. Mainstream nas jeszcze nie wchłonął. Geje pojawiają się coraz częściej w kinie czy telewizji…

ale gejowski pocałunek to wciąż wielkie halo. Pocałunek Kurta z Blainem z serialu „Glee” był telewizyjnym wydarzeniem.

Właśnie. Sporo jeszcze mamy do nadrobienia. Dlatego w „Zostań ze mną” erotyka gejowska jest. I jest śmiała.

Użyłeś sformułowania „queerowy reżyser”. Wielu twórców wzdryga się przed nim, uważa za szufladkowanie – ty nie?

Zupełnie nie! Nie jest to wyczerpująca definicja mnie, ale nie jest to też fałszywa „etykietka” na to, kim, przynajmniej po części, jestem. Teraz przymierzam się do nakręcenia filmu o dwóch mężczyznach, którzy są ze sobą od ponad 40 lat. Będzie się nazywał „Love is strange” („Miłość jest dziwna”).

Kręcenie „Zostań ze mną było dla ciebie szczególne ze względu na autobiograficzny charakter?

Było częścią procesu wychodzenia z obsesji, terapią. Już pisanie scenariusza przyniosło mi zdrowy dystans.

To było zamknięcie rozdziału twojego życia?

Raczej początek następnego. No bo jak to się potoczyło? Ano tak, że wyszedłem za mąż za Borisa, czyli filmowego Igora.

Co?!

Tak, tak.

Gdy tylko Igor pojawił się w filmie, pomyślałem: „Erik, to nim się powinieneś zainteresować, a nie Paulem!”

(śmiech)

W Nowym Jorku małżeństwa jednopłciowe zalegalizowano w zeszłym roku.

Wzięliśmy ślub 6 stycznia tego roku. A 13 stycznia urodziły nam się bliźniaki – Felix i Viva. Czyli to jest gejowskie małżeństwo zawarte pod przymusem ciąży! (śmiech) Są w drugim pokoju. Jak skończymy wywiad, zapoznam cię z rodziną, ok?

Chętnie.

Boris jest malarzem, jego prace pojawiają się w czołówce „Zostań ze mną”.

Porozmawiajmy o aktorach. Polska publiczność zna Thure Lindhardta z filmu „Braterstwo” o gejach w grupie neonazistow.

Poszukując odtworcy roli Erika, wysłałem scenariusz do mojej agencji. Nikt nie wyraził zainteresowania. Wtedy polecono mi Thure jako najodważniejszego i jednego z najlepszych aktorów w Danii. Casting odbył się tak, że Thure, który był wtedy w hotelu w Hiszpanii, nagrał komórką dwie sceny ze scenariusza – masturbację i seks telefon. Gdy mi je przysłał, od razu wiedziałem, że jest nieustraszony.

Paul, czyli Zachary Booth chyba zresztą też. Znam go z serialu „Układy”, w którym gra syna Glenn Close.

Zac nie próbował oceniać swojego bohatera, to mnie ujęło. I świetnie rozumiał się z Thure. Pierwszego dnia zdjęć nakręciliśmy scenę pierwszego seksu Erika i Paula. Poszło bezproblemowo. Okazało się, że oni obaj czują się swobodnie nago; na takiej atmosferze mi zależało.

Erik jest reżyserem, dostaje nagrodę Teddy dla najlepszego filmu LGBT na festiwalu w Berlinie. Jak się czułeś, gdy sam odbierałeś Teddy za „Zostań ze mną w tym roku?

Doceniony przez kino europejskie, do którego zawsze „ciążyłem”.

Pochodzisz z Tennessee. Przyjechałeś do Nowego Jorku po studiach pod koniec lat 80. Jak tu wtedy wyglądałżycie gejowskie?

To był świat alternatywny, sexy i jednocześnie w ciągłej żałobie spowodowanej zgonami na AIDS. Pamiętam radykalny aktywizm. Zostałem członkiem ACT UP (AIDS Coalition to Unleash Power – przyp. MK), miałem energię, by zmieniać świat. Zobaczyłem, że z bycia innym można czerpać siłę, że nie trzeba się „wpasowywać” w normy większości. Mieszkałem w dzielnicy stricte gejowskiej. Dziś gejowski świat wymieszał się ze światem hetero, nie ma getta.

Mieszkasz wśród heteryków, ale oni pewnie nie są homofobami.

Nie są. I myślę, że to jest normalna sytuacja w wielkim zachodnim mieście. Nie wiem, jak jest w Warszawie. W październiku przyjeżdżam do was pierwszy raz na Warszawski Festiwal Filmowy.

O, słyszę płacz dziecka.

Pojdę sprawdzić, co się dzieje, a przy okazji się zapoznacie. (Ira bierze laptop, w drugim pokoju poznaję Borisa, który karmi Vivę, właśnie zdążyła się uspokoić. Felix uśmiechnięty siedzi w kojcu)

Mogę zapytać o ojcostwo?

Pewnie. Polecam ojcowstwo.

Dla wielu bycie gejem oznacza nieposiadanie dzieci. Ty też tak myślałeś?

Znam proces akceptowania homoseksualności, miałem wielu niewyoutowanych przyjaciół. Wiem, że doświadczenie ukrywania się ma ogromny wpływ na resztę życia, ale mnie poszło stosunkowo łatwo. Dorastałem kilkanaście lat po Stonewall. Wyoutowałem się w wieku 16 lat. Nie miałem poczucia, że ojcostwo jest dla mnie „zakazane”. Planowaliśmy dziecko z moją przyjaciółką już jakieś 10 lat temu i tak się w końcu stało. Viva i Felix mają dwóch ojców i jedną mamę. I nie jestem wyjątkiem. Jeszcze 5 lat temu nie miałem żadnych przyjaciół gejów z dziećmi, a teraz nagle, w przeciągu tych 5 lat, prawie wszyscy mają dzieci. To jest błyskawiczna zmiana. Film „Zostań ze mną” wchodzi na ekrany polskich kin 26 października br.

 

Ira Sachs, (ur. 1965) zrealizował cztery filmy pełnometrażowe: „Delta” (1997), „Forty Shades of Blue” (2005) „Married Life” (2007) i „Zostań ze mną” (2012). W październiku Ira będzie gościem Warszawskiego Festiwalu Filmowego

 

Tekst z nr 39/9-10 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.