Alyssa Edwards – światowej sławy drag queen specjalnie dla „Repliki”

DRAG QUEEN ALYSSA EDWARDS (Justin Dwayne Lee Johnson), która międzynarodowy sukces zawdzięcza piątemu sezonowi talent show „RuPaul’s Drag Race”, opowiada Jakubowi Wojtaszczykowi o początkach na dragowej scenie, o miłości do tańca, a także o tym, skąd czerpie odwagę. Zdradza też, co zaprezentuje podczas nadchodzącego europejskiego tournée „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen”. 20 maja Alyssa wystąpi w Warszawie w klubie Progresja

Co prawda z programu RuPaula nie przywiozła korony, ale otrzymała klucz, którym otworzyła drzwi do sukcesu. Krótko po show zaczęła występować w internetowym serialu ,,Alyssa’s Secret”, by następnie jeszcze lepiej dać się poznać jako utalentowana choreografka w netfl ixowym dokumencie „Dancing Queen”. To właśnie we własnym studiu tańca Beyond Belief Dance Company Alyssa odnajduje szczęście. Ładuje też baterie, które pozwalają jej realizować kolejne projekty. W 2016 r. ponownie skradła serca publiczności w drugiej edycji „RuPaul’s Drag Race: All Stars”, w której zajęła czwarte miejsce. Po wyprzedanym i entuzjastycznie przyjętym przez krytyków występie w Vaudeville Th eatre na londyńskim West Endzie wyruszyła w trasę po Stanach Zjednoczonych. Tym razem, jak mówi, „z otwartymi ramionami” wita Europę. Jej „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen” po drugiej stronie oceanu zdobyło pełne zachwytu recenzje i wypełniło po brzegi sale klubów i teatrów. Rozmawiam z Alyssą w połowie marca.

W show „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen” opowiadasz o swojej niezwykłej karierze drag queen, tancerza i performera. Cofnijmy się zatem do początku. Jak queerowemu dziecku dorastało się w małym miasteczku w Teksasie?

W energetycznym spektaklu dzielę się nie tylko historią narodzin Alyssy Edwards, ale też życia młodego geja w niewielkim Mesquite w Teksasie. Opowiadam, jak to się stało, że mały Justin z baseballowego boiska dostał się do szkoły tańca, by wiele lat później uczestniczyć w swojej pierwszej paradzie równości. A ta droga wcale nie była taka oczywista! Wiem, że trudno w to uwierzyć, bo dziś jestem wygadaną panią, ale byłem bardzo nieśmiałym dzieciakiem. Pochodzę z typowej rodziny z Południa. Mam siedmioro rodzeństwa. Jednak

This content is restricted to subscribers

Ewa Kasprzyk o 15 latach grania „Berka”, o reżyserach gejach i o listach miłosnych od lesbijek

O 15 latach grania „Berka”, spektaklu z centralnym wątkiem gejowskim, o reżyserach gejach i o listach miłosnych od lesbijek z EWĄ KASPRZYK rozmawia Rafał Dajbor

fot. Podsiebierska/AKPA

Siadając do rozmowy, pokazuję Ewie Kasprzyk okładkę „Repliki” (nr 16, listopad/grudzień 2008) ze zdjęciem jej i Pawła Małaszyńskiego ze spektaklu „Berek, czyli upiór w moherze”.

Pamięta pani tę okładkę?

O kurczę! Jakie to dawne czasy. To było przy okazji premiery „Berka…” w Teatrze Kwadrat. Zaraz sobie tę okładkę sfotografuję!

„Berek, czyli upiór w moherze”, bo tak brzmi pełny tytuł spektaklu (napisanego przez Marcina Szczygielskiego), żyje na scenie do dziś, choć już w innych okolicznościach.

Zaraz to wszystko po kolei wyjaśnię. Pierwszy „Berek…” miał premierę w 2008 r. w Teatrze Kwadrat. Występowałam w nim ja – jako „moherowa” Lewandowska – i Paweł Małaszyński jako gej Paweł. Graliśmy to równe 10 lat. W Polsce, za granicą, nawet na drugiej półkuli, dla Polonii. Mieliśmy obawy, jak nas przyjmie polonijna widownia, ale było bardzo fajnie. Gdy w 2018 r. odchodziłam z etatu w Teatrze Kwadrat, odbyło się nawet pożegnalne przedstawienie „Berka…”. A „Berek 2” to spektakl, który istnieje dopiero od 19 grudnia 2022 r. Gramy to w ramach Teatru Gudejko, impresaryjnie, na różnych scenach. Według innego już tekstu, z rozszerzoną obsadą. W fabule pojawia się mój 

This content is restricted to subscribers

Ewa Kasprzyk (ur. 1957) – ceniona aktorka teatralna i fi lmowa. W latach 1983-2000 związana z gdańskim Teatrem Wybrzeże, potem (2000-2018) z Teatrem Kwadrat w Warszawie. W kinie debiutowała rolą Kwiryny w dramatach Barbary Sass „Dziewczęta z Nowolipek” i „Rajska jabłoń”. Masową publiczność zdobyła rolą kłótliwej Barbary Wolańskiej z cyklu „Kogel mogel” (1988, 1989, 2019, 2022). Popularność ugruntowała rolami takimi jak Ilona w „Złotopolskich” (1998-2007), matka Magdy w „Magdzie M.” (2005-2007), Elżbieta Żak w „Na dobre i na złe” (2008-2012). Nieprzerwanie od 2012 r. gra matkę Pawła w „Przyjaciółkach”. Na scenie bywała Patty Diphusą (2004), Anną w „Berku, czyli upiorze w moherze” (2008), Violettą Villas w „Kallas” (2013) i Dalidą w „DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz” (2018). Laureatka wielu nagród teatralnych, wyróżniona na festiwalach w Gdyni i Wenecji za rolę w fi lmie „Bellissima” (2000); Srebrnym Krzyżem Zasługi (1996) i nagrodą Hiacynt od społeczności LGBT (2009).

Michał Dziedzic – wyoutowany dziennikarz show-biznesowy uwielbia być singlem

Z MICHAŁEM DZIEDZICEM, wyoutowanym dziennikarzem Wirtualnej Polski, rozmawia Piotr Grabarczyk

fot. Marek Zimakiewicz

Co jest takiego w show-biznesie, że przyciąga młodych adeptów dziennikarstwa? Co ciebie skłoniło, żeby iść akurat w rozrywkę?

Pochodzę spod Krakowa i największymi gwiazdami, z jakimi miałem przez długi czas do czynienia, byli Lajkonik i Smok Wawelski, więc gdy po studiach przeprowadziłem się do Warszawy, byłem złakniony „wielkiego świata”. Chciałem uczestniczyć w wydarzeniach, o których jako nastolatek czytałem na Pudelku z wypiekami na twarzy. Owszem, tak było, no shame in Pudelek game. Zawsze interesowałem się popkulturą, a show-biznes jest jej częścią. Poza tym skoro praca może jednocześnie być źródłem rozrywki, to dlaczego nie spróbować? Działając w tego typu mediach, można się wiele nauczyć i od podszewki poznać branżę, o której krąży wiele legend. To chyba właśnie one rozbudzają wyobraźnię wielu młodych ludzi. Ekscytujące jest też to, że pracując w dużym serwisie, śledzonym przez miliony osób, masz realny wpływ na narrację. No i przyświeca ci też ważna misja! Tak, nie śmiej się…

Ja się nie śmieję, to są poważne sprawy! Ale poproszę o jakiś dowód anegdotyczny.

Pamiętam, jak wylądowałem

This content is restricted to subscribers

Ludzie LGBT+, jestem z wami – mówi dziennikarka Dorota Wellman

DOROTA WELLMAN jest jedną z najbardziej znanych i lubianych dziennikarek. Od wielu lat odważnie staje też w obronie osób LGBT+ w Polsce. Jak nauczyła się tolerancji i akceptacji? W jaki sposób starała się nauczyć jej swojego syna? Dlaczego ludzie sądzili, że jest zakażona wirusem HIV? Dlaczego uważa, że odrzucenie dziecka LGBT jest jak zbrodnia? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Krzysztof Wellman

Już w trakcie rozmowy telefonicznej, gdy umawialiśmy się na wywiad, zastrzegła pani, że koniecznie chce powiedzieć kilka słów o rodzicach osób LGBT+. Przypominamy często te przerażające statystyki: tylko 25% matek i tylko 12% ojców w pełni akceptuje swoje dzieci należące do naszej społeczności. Pani też jest matką. Wyobraża sobie pani taki brak akceptacji?

Żaden prawdziwy rodzic, kochający swoje dziecko, nie odrzuca go z powodu orientacji seksualnej. Nie potrafi ę tego zrozumieć. W pracy spotykam się z historiami, które uświadomiły mi, jak niektórzy rodzice traktują swoje dzieci LGBT+: wyrzucają je z domu, biją, upokarzają, pozbawiają ludzkiej godności. Własne dziecko! Nie wyobrażam sobie, że ktoś podejmuje decyzję, by 16-latkę czy 17-latka wyrzucić z domu na ulicę. Dobry człowiek psa by na ulicę nie wyrzucił, a co mówić o własnym dziecku? Dobry rodzic stara się w swoim życiu robić wszystko, żeby dziecko było szczęśliwe, a jeśli jest szczęśliwe w związku, także tym jednopłciowym, to powinien być szczęśliwy razem ze swoim dzieckiem. Byłam przy mojej bliskiej przyjaciółce, gdy jej córka zrobiła przed nią coming out. Przeszła wszystkie etapy: było zaskoczenie, chociaż nie wierzę do końca, że pełne, bo rodzice podejrzewają, ale odsuwają tę myśl od siebie. Potem było też przerażenie: „Boże, moje dziecko będzie w niebezpieczeństwie”, ale i „O Boże, nie będę miała wnuków!”. I był też etap żałoby po naszych rodzicielskich marzeniach. Kiedy to wszystko przeszła i stanęła wobec prawdy, że taka jest jej córka, powiedziała: „To jest moje dziecko, nigdy w życiu go nie opuszczę”. Myślę, że tak powinien zachować się każdy rodzic. Robiłam reportaże dotyczące bezdomności – to problem, który strasznie leży mi na sercu. Wśród osób dotkniętych bezdomnością było dużo młodych osób LGBT+, które straciły dach nad głową i wsparcie bliskich. Znalazły się na ulicy bez niczego, w ubraniach, w których wyszły z domu, z jednym plecakiem, bez pieniędzy, skazane na żebractwo. Tylko dlatego, że według rodziców są inne. Co to za rodzic, który codziennie nie myśli, czy jego dziecko żyje? Czy jego dziecka ktoś nie pobił, bo mu się nie spodobały jego ubrania czy zachowania? Jak można w ogóle podjąć taką decyzję? Dla takich rodziców najważniejsza staje się jedna rzecz: co powiedzą inni. Jaki rodzic skazuje dzieckona głód, poniewieranie, niebezpieczeństwo…

Są rodzice, którzy tak jak pani potrafi ą bycie LGBT+ zaakceptować, a są osoby bo może rzeczywiście trudno powiedzieć o nich rodzice” – które są gotowe postępować tak, jak pani opisała. Co ma wpływ na takie postawy? Kościół?

This content is restricted to subscribers

Jestem dumne, że byłom w więzieniu – Ali Kopacz, niebinarna osoba aktywistyczna

ALI KOPACZ, niebinarną osobą aktywistyczną, rozmawia Monika „Pacyfka” Tichy

fot. Michał Sosna @no_pic_no_chat

Jak to się stało, że trafi łoś do więzienia (Ali używa naprzemiennie końcówek męskich oraz neutratywów „-om” – przyp. red.)?

Czternastego sierpnia 2021 r. miał miejsce antypolicyjny protest pod Muzeum Narodowym w Krakowie w związku ze śmiercią przed komisariatem w Lubinie 34-letniego Bartosza, geja, jak wiemy z mediów. Był toprotest spontaniczny. Policja wzięła mnie za organizatora głównie dlatego, że najwięcej mówiłom. Trzy osoby, w tym ja, zostały przez policję spisane i to było wszystko.

O tym, że toczy się przeciwko mnie jakieś postępowanie, dowiedziałom się tego wieczora, kiedy policja wtargnęła do mojego mieszkania, czyli ponad rok później – 23 listopada 2022 r. Powiedzieli, że mam zabierać swoje leki, dowód osobisty i idziemy na komendę. Przeszukali mi pokój – nielegalnie, bo nie przedstawili nakazu. Zaglądali mi do szafek, pod kołdrę, w końcu, gdy otworzyli jedną z dolnych szuflad, a ja zażartowałem sobie, że są tam wibratory i nie pamiętam, kiedy je myłem, to przestali. Zostałem skuty w kajdanki, przewieźli mnie na komendę, z komendy na dołek, czy jak to tam się nazywa. No, dołek! A następnie do więzienia na Montelupich.

I w którym momencie powiedzieli ci, o co w ogóle chodzi?

Na komendzie. Powiedziano mi, że mam do odbycia wyrok 15 dni pozbawienia wolności. Było to strasznie denerwujące, stresujące, bo gdyby mi ktokolwiek powiedział na początku, w domu, to wiedziałobym chociaż, że mam sobie wziąć bieliznę na zmianę, szczoteczkę do zębów. A mam aparat ortodontyczny i muszę mieć specjalną szczoteczkę. Największą furorę robiła moja bluza z napisem „Pomagam w aborcjach”, budziła mnóstwo komentarzy. Jeden policjant wzywał komendanta, po czym stwierdził, że przez to będzie się musiał napić na koniec zmiany. Dopiero tam dowiedziałom się, że w ogóle toczyło się postępowanie i że miałom inną karę – prace społeczne – która z uwagi na brak stawiennictwa została zamieniona na pozbawienie wolności. Ale ten wyrok nigdy nie został mi doręczony – sam nie mam dostępu do skrzynki na listy, właściciel mieszkania nigdy nie przekazał nam kluczyka. Awiza staram się wyciągać, wkładając rękę przez tę klapkę. Przez to części pism najwidoczniej nie odebrałom.

To był wyrok nakazowy bez rozprawy?

This content is restricted to subscribers

Jędrzej Urbański i Bruno Damian Wolny z netfliksowego reality show „Love Never Lies Polska”

Dwudziestego piątego stycznia Netflix wypuścił swoje pierwsze polskie reality show „Love Never Lies Polska”, w którym sześć par zamieszkuje razem w willi i mierzy się z trudnymi pytaniami dotyczącymi relacji, uczuć czy ewentualnych sekretów, a ich prawdomówność jest sprawdzana przez nowoczesny wykrywacz kłamstw. Jedną z par (jedyną jednopłciową) tworzą wizażysta JĘDRZEJ URBAŃSKI i fryzjer DAMIAN BRUNO WOLNY. Co skłoniło ich do wzięcia udziału? Czy obawiają się reakcji rodzin na program? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Netflix

Z programu wiem, że jesteście ze sobą od 2,5 roku. Jak się poznaliście?

Jędrzej: To jest filmowa historia. Zawodowo jestem wizażystą dla jednej ze znanych marek, a tym samym cały czas jeżdżę po Polsce. Wtedy byłem we Wrocławiu. Nagle usłyszałem znajomy dźwięk ze znanego nam wszystkim branżowego portalu społecznościowego. (uśmiech) Treść wiadomości była bardzo bezpośrednia: „Hej, pójdziesz ze mną na randkę?”. Czyli od razu z grubej rury. Wszedłem na profil, obejrzałem zdjęcia: „No, zdrowy chłopak, niczego nie brakuje!”. To był jednak mój czwarty dzień pracy po 12 godzin dziennie, byłem strasznie zmęczony, nie miałem nastroju i napisałem mu po prostu: „Nie”. Bruno zaobserwował mnie jednak na Instagramie, ja jego też, wymieniliśmy kilka wiadomości, ale nie poszło to dalej. Nagle Bruno przestał odpisywać i przez kolejne pół roku – totalna cisza. Przyszły wakacje, leżałem na plaży i miałem etap tzw. detoksu – zero randkowania, zero aplikacji, koniec z pisaniem po raz setny z tymi wszystkimi kolesiami cały czas o tym samym. Ale nagle przypomniało mi się: „Ej, był taki jeden Bruno, całkiem spoko się z nim pisało”. Wykopałem go z tego Instagrama i napisałem „No dobra, chodź na tę randkę”. (śmiech) Zaczęliśmy ze sobą pisać, minęły 3 miesiące, trafi ła mi się praca we Wrocławiu, spotkaliśmy się i postanowiliśmy być w związku.

Bruno, co cię skłoniło, by napisać do Jędrzeja? I to tak bezpośrednio?

This content is restricted to subscribers

Punkowiec Tytus Skiba, lider zespołu Danziger, syn Krzysztofa Skiby z Big Cyc, robi biseksualny coming out

TYTUS SKIBA, dwudziestopięcioletni lider punkowego zespołu Danziger, syn Krzysztofa Skiby z zespołu Big Cyc, robi coming out – jako biseksualny mężczyzna. Opowiada m.in. o tym, jak ujawnił się przed rodzicami, o wyjazdach z pierwszym chłopakiem na punkowe festiwale, a także o homo- i bifobii, których doświadczył. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Jakub Soja

Gdy zaproponowałem ci wywiad, w którym zrobisz publiczny coming out, nie potrzebowałeś wiele czasu, by to przemyśleć.

Od dawna mam jedno credo – jeśli ktokolwiek zapyta mnie o moją orientację, to zawsze odpowiem zgodnie z prawdą.

I nigdy nikt cię nie zapytał?

Z dziennikarzy? Nie, jesteś pierwszy! (śmiech) Miałem już kilka wywiadów dla różnych gazet, telewizji czy radia, ale dziennikarze pytali o muzykę, więc nigdzie to nie wyszło, a jestem biseksualny i tego nie ukrywam. Nie widzę powodów, dla których miałaby to być tajemnica. A wręcz na odwrót – ukrywanie tego może chyba wiele w życiu zepsuć, bo jak tu udawać kilkanaście lat osobę heteroseksualną? Jak ułożyć sobie życie, żyjąc w takim kłamstwie? I jak po latach powiedzieć jednak prawdę? Potem są jakieś takie głupie teksty, że to jakaś moda, że ludzie „zmieniają” orientację itd.

Powiem szczerze ja punkowego świata nie znam, ale wydaje mi się, że coming outy wśród muzyków częściej zdarzają się chociażby w popie niż w punku.

Punk rock powstał w latach 70. w Nowym Jorku, a wśród jego pionierów było dużo osób nieheteronormatywnych. Punk zawsze był ruchem, która zrzeszał wszelkich odmieńców, wszystkich, którzy nie pasują do „normalnego” świata. Na Zachodzie jest cały gatunek queer punku czy queercore’u, organizowane są queerpunkowe festiwale. Jednym z moich ulubionych zespołów jest Limp Wrist, co możemy przetłumaczyć jako Luźny Nadgarstek. Już sama ta nazwa jest zajebista. Jest tworzony przez samych gejów. Wokalista występuje w typowym fetyszowym stroju – w czapce, w uprzężach, w jockstrapach… Genialnie to wygląda! Z naszego rodzimego podwórka trzeba wspomnieć o Homomilitii – zespole z lat 90. Absolutna legenda, niestety ich wokalista, słynny Wojtas, zmarł w zeszłym roku. W latach 2016-2018 funkcjonował też zespół Glamour, który narobił trochę szumu – na scenie zawsze sypało się mnóstwo brokatu, a wokalista miał make-up. To było coś wyjątkowego w polskim punku. Nagrali superpłytę, którą mam na winylu z fajną, różową okładką. Ale niestety – rozpadli się.

Byłem kilka razy w gdańskim klubie punkowym, w którym ty też grałeś. Szczerze? Jakoś nie wyobrażam sobie wejść do niego z chłopakiem za rękę.

Punkowcy czasem groźnie wyglądają i może dlatego tak czujesz, ale tak naprawdę – muchy by nie skrzywdzili. (śmiech) W punk rocku są też dziwne odmiany, które skręcają politycznie w prawo. Głównie dotyczy to starszych zespołów. Większość punkowców powie ci jednak, że to nie jest punk, tylko totalne kuriozum. Punk zawsze był wolnościowy – antyrasistowski, antyseksistowski, antyhomofobiczny, antyklerykalny itd. Są w Polsce rozmaite festiwale punkowe, gdzie pod sceną zawsze wiszą banery typu „Homofobia to choroba”. Bywałem na takich festiwalach kilka razy, także z moim pierwszym chłopakiem, który też był punkowcem. Robiliśmy tam, co chcieliśmy, i nikt się na nas krzywo nie patrzył. Zresztą nie byliśmy tam jedyną taką parą.

Punk jest w twoich genach, po tacie?

This content is restricted to subscribers

Kamil Krawczycki, reżyser gejowskiego filmu „Słoń”

Z KAMILEM KRAWCZYCKIM, reżyserem filmu „Słoń”, rozmawia Adam Kruk

fot. Krystian Lipiec

Pamiętam, że gdy poznaliśmy się na festiwalu w Karlovych Varach, Słoń był prawie gotowy, a ty byłeś pełen nadziei, ale i obaw. Potem nastąpiła premiera na Nowych Horyzontach i posypały się nagrody na światowych festiwalach.

To dla mnie bardzo intensywny, ale też bardzo pozytywny czas. Wcześniej rzeczywiście byłem przejęty, bo przecież to mój pierwszy pełny metraż – projekt, nad którym pracowałem kilka lat. I weź go tu teraz nagle pokaż publiczności… Stresu nie unikniesz, nie wiesz, czego się spodziewać – bo i wiedzieć nie możesz. Obawy jednak zaczęły się rozmywać podczas Nowych Horyzontów, kiedy wszedłem na premierowy pokaz, zobaczyłem ekipę, z którą razem pracowaliśmy nad filmem, oraz widzów wchodzących specjalnie na mój fi lm. Pomyślałem: wow, sala jest pełna i pełno na niej queerowej publiczności. Wtedy odetchnąłem – od tamtej pory wszystko idzie już z górki.

Po Nowych Horyzontach, gdzie publiczność jest wyrobiona, otwarta na kino queerowe i generalnie na produkcje spoza mainstreamu, następuje festiwal w Gdyni: ultrapolski, bo pokazujący właściwie tylko polskie filmy, dość konserwatywny. I tam sukces nagroda w sekcji mikrobudżetów. Spodziewałeś się jej?

Kompletnie nie myślałem w kategoriach konkursu, rywalizacji, nagród. Chciałem po prostu pokazać „Słonia” kolejnej publiczności – tak jak mówisz, trochę innej niż tej nowohoryzontowej. To jest specyfi czny festiwal, bo przyjeżdża na niego cała branża fi lmowa i dla debiutanta, który przez całe życie ją obserwował – znanych reżyserów, aktorów, aktorki – i marzył, by tak jak oni robić fi lmy, to było duże przeżycie. A nagroda oczywiście bardzo mnie cieszy, bo nie jestem naiwny – wiem, jak wiele sukcesy na festiwalach dają promocyjnie, a najbardziej zależy mi na tym, by „Słonia” nieść dalej do przodu, ku następnym widzom.

Odbierając statuetkę, powiedziałeś ze sceny: Ten fi lm ma być przytulasem. Chciałem przytulić queerową społeczność, do której sam też należę. Ale nie tylko. Chciałem przytulić wszystkich, którzy tego potrzebują. Pomimo wszystkiego, co się teraz dzieje damy radę i przetrwamy.

Wiedziałem, że mamy transmisję w TVP, że reakcje mogą być różne, ale dla mnie to najbardziej naturalne sprawy pod słońcem. Powiedziałem tylko to, co jest prawdą: dla kogo zrobiłem ten fi lm, podziękowałem mojemu chłopakowi. Nie ukrywam się w życiu, nie cenzurowałem się, kręcąc film, dlaczego więc miałbym to robić po jego premierze? A że leciało to w TVP na żywo, to tym bardziej czułem się zobowiązany, by uczcić naszą społeczność. Nie myślałem o tym, jak moje słowa zostaną odebrane, nie spodziewałem się, że otrzymam gromkie brawa i że popłyną tak daleko – a potem faktycznie pojawiło się sporo newsów i artykułów na ten temat. Bardzo zresztą życzliwych.

This content is restricted to subscribers

Aktorka Joanna Balasz: To nie jest moja „siostra” ani „kuzynka” – to jest moja kobieta!

Z aktorką JOANNĄ BALASZ rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Filip Boczek

Jaka wyglądała twoja droga do publicznego coming outu?

Po pierwsze, zaczęło mnie irytować, że obcy ludzie nazywają moją partnerkę siostrą, kuzynką, koleżanką. Nawet na lotnisku słyszałam: „Dobra, pani siostra wzięła walizki”. Po drugie, wszyscy w moim otoczeniu wiedzieli, że jesteśmy razem od 5 lat – czy to na planach zdjęciowych, czy w teatrze. Nigdy nie byłam osobą skrytą. Ale kiedy obcy ludzie widzą dwie dziewczyny, pierwsza ich myśl jest taka: „Gdzie są ich faceci?”, i musisz się tłumaczyć. W pewnym momencie zaczęły mnie denerwować te codzienne coming outy. Stwierdziłam, że wolę zrobić jeden porządny i mieć go już z głowy. (śmiech) Bo jak już dokonasz jednego dużego, małe przestają być tak stresujące.

I rzeczywiście tak było? Publiczny coming out zniwelował stres związany z tymi małymi, codziennymi?

Publiczny coming out dał mi power, żeby powiedzieć: „O, nie. To jest moja kobieta, a nie moja koleżanka!”. Doszłam do wniosku, że a właśnie nie! A właśnie będę wszystkich poprawiać i sprawiać im dyskomfort, bo to ja czuję dyskomfort, kiedy ktoś zakłada, że to jest moja kuzynka! To też sprawiło, że mnie zaczęło się łatwiej żyć. Jest mi dużo lepiej i dużo osób zaskoczyło mnie pozytywną reakcją. To właśnie spowodowało, że mam ochotę powiedzieć: „To jest moja kobieta”. A kiedyś odpuszczałam.

Co cię wcześniej powstrzymywało przed coming outem?

This content is restricted to subscribers

 

Joanna Balasz (ur. 1991) – aktorka telewizyjna, filmowa i teatralna, absolwentka Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Znana z seriali takich jak „Wojenne dziewczyny” czy „Odwróceni. Ojcowie i córki”. W czerwcu 2022 r. dokonała publicznego coming outu, publikując wpis na Instagramie, w którym zamieściła zdjęcie ze swoją partnerką, menadżerką gwiazd Iwoną „Ivy” Piotrowską, z podpisem: „Jestem dumna z tego, kim jestem i z kim jestem. Nie tylko w czerwcu, a każdego dnia”. Zdjęcie zostało wykonane w profesjonalnym studiu fotograficznym w Warszawie, które Joanna z Iwoną otworzyły w czasie pandemii.

Mateusz Sobiecki: „Jestem gejem i oficerem Wojska Polskiego”

MATEUSZ SOBIECKI, oficer Wojska Polskiego, pilot w 8. Bazie Lotnictwa Transportowego na krakowskich Balicach, prawdopodobnie jako pierwszy żołnierz w Polsce robi publiczny coming out. Dwa lata temu ujawnił się przed swoimi współpracownikami_czkami. W lipcu br. w Wiedniu wziął ślub ze swoim narzeczonym Pawłem Gwiaździńskim. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Anken Berge

Pomysł rozmowy z wyoutowanym mundurowym gejem – żołnierzem, policjantem czy strażakiem – przyszedł mi do głowy ponad rok temu. Reakcja redakcji? „Byłoby super, tylko czy kogoś takiego znajdziemy? Kto się na to zdecyduje? Chyba to jeszcze nie ten moment”. Odpuściliśmy. Mijały miesiące. W tym czasie coming out zrobił Andrzej Piaseczny, pojawił się pierwszy polski gejowski randkowy reality show „Prince Charming”, ujawniło się aż pięć polskich aktorek, społeczność trans miała i nadal ma swój aktywistyczny gigantyczny boom. A przede wszystkim – Rosja napadła na Ukrainę, co całkowicie zmieniło nasze wspólne poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie spowodowało, że temat osób LGBT+ w wojsku pojawił się w dyskursie publicznym (m.in. za sprawą ukraińskiego stowarzyszenia „Wojskowi LGBT na rzecz równych praw” zrzeszającego żołnierki i żołnierzy, mówiąc otwarcie o swojej orientacji – przyp. red.). Tym bardziej zależało mi, by pokazać, że w polskim wojsku służą nie tylko mężczyźni heteroseksualni.

Jakieś pół roku temu wróciłem z pomysłem na zebranie redakcji. Kolega polecił mi kogoś z Instagrama. Sprawdziłem – co prawda fotki w wojskowym mundurze ma, ale to tylko takie upodobanie, żołnierzem nie jest. Dołączyłem do grupy na FB „GEJE MUNDURY (policjanci, żołnierze, strażacy, piloci) – [18+]”. Śledziłem każdy post. Wszyscy faceci chętni, by poznać mundurowego, ale czy ktokolwiek z nich nim jest? Napisałem post-ogłoszenie, że szukam do wywiadu. Pod nim dziewięć reakcji i trzy komentarze. Jeden to życzenie powodzenia, drugi propozycja seksu oralnego, trzeci obwieszczał to, co już sam wiedziałem: „Pewnie będzie z tym problem”. Dostałem też jednak trzy wiadomości prywatne. Pierwsza była kolejną propozycją spotkania na seks. Druga – pomyłką (mężczyzna okazał się nie żołnierzem, a grabarzem). Trzecia – trafiona: mężczyzna żołnierzem nie jest, ale zna kogoś, kto może i by zgodził się na wywiad. Pyta jednak, na jaką gratyfikację może liczyć. Zgodnie z prawdą odpisuję, że nikomu za wywiad nigdy nie płaciliśmy i to się nie zmieni. Próbuję jednak przekonać tajemniczego (nie)znajomego, mówiąc, że na pewno zapisałby się na kartach historii polskiej społeczności LGBT+. „Sława za utratę pracy to słaba oferta, pozdrawiam” – przeczytałem w odpowiedzi. Minęły kolejne miesiące. Udało mi się dotrzeć do trzech osób – żołnierza, policjanta i strażaka. Jednak wszyscy odmówili – albo mówili, że nie są gotowi, albo że boją się stracić pracę. Poradzili, by szukać kogoś już na emeryturze. Proszę ich o pomoc, ale więcej się nie odzywają. Nagle w sierpniu dzwoni do mnie Mariusz Kurc, nasz naczelny: „Tomku, ucieszysz się. Mam wojskowego!”. Za kontakt do Mateusza Sobieckiego dziękujemy Maciejowi Sosze i Mateuszowi Wartędze, małżeństwu lekarzy (Maciej udzielił nam wywiadu w „Replice” nr 87, a obaj pozowali do naszego nagiego kalendarza na 2021 r.). Rozmawiam z Mateuszem online.

Udało mi się dotrzeć do trzech mundurowych gejów. Wszyscy bali się publicznego coming outu. Ty nie czujesz tego strachu?

This content is restricted to subscribers

IG Mateusza: @szatanski_lifter

IG Pawła: @neuro_lifter