Emancypacja przez seks cz. 3: porno gra z głównym nurtem

Tekst: Krzysztof Tomasik

W okresie „złotej ery porno” mogło się wydawać, że kino „dla dorosłych” i jego gwiazdy przebiją się do mainstreamu. Ale dotyczyło to tylko produkcji hetero

 

Rex Chandler zagrał „Jamesa Bonda” w gejowskiej porno wersji przygód
słynnego agenta – „A View To A Thrill” (1989), mat. pras.

 

Rewolucja seksualna sprawiła, że w latach 70. w USA wszystko było możliwe. Przemysł porno był jednym z największych beneficjentów tej sytuacji. Nie tylko wyszedł z podziemia, ale zaczął stawać w szranki z produkcją głównego nurtu. Pojawiły się pełnometrażowe fabuły, w których sceny niesymulowanego seksu były integralną częścią akcji i nie dominowały nad całością. To była nowa jakość, która budziła zachwyt. W 1972 r. na czwartym miejscu w box office znalazł się „Behind the Green Door” Jima i Artie Mitchellów, a jednocześnie kolejki ustawiały się, by zobaczyć zakazane w 23 stanach „Głębokie gardło” Gerarda Damiano. Zaczęły działać te same mechanizmy, co w Hollywood, każdy sukces znajdował naśladowców, próbowano też kontynuacji. Już w 1973 r. jeden z braci Mitchell wraz z Jonem Fontaną zaprezentował „Resurrection of Eve”, znów z Marilyn Chambers, odkryciem „Behind the Green Door”. Z kolei w 1974 r. pokazano „Głębokie gardło, część II” Josepha W. Sarno z tą samą parą wykonawców (Linda Lovelance i Harry Reems). Branżę ogarnęła euforia! Reżyser Gerard Damiano (1928-2008) wierzył, że filmy pornograficzne będą zyskiwać na znaczeniu i popularności, coraz większe budżety wpłyną na lepszą jakość i wkrótce znikną wszelkie podziały między mainstreamem a niszą. Sam nie chciał jedynie odcinać kuponów od powodzenia „Głębokiego gardła” i postanowił przygotować coś nietypowego: porno w zaświatach. „Diabeł w pannie Jones” (1973) to opowieść o nieszczęśliwej dziewicy (Georgina Spelvin), która popełnia samobójstwo. Odebranie sobie życia okazuje się jej jedynym grzechem, więc aby nie trafi ć do piekła (wieczność z impotentem) musi wrócić na ziemię i zapracować na niebo, poznając uroki seksu. Nauczycielem erotyki jest sam Harry Reems, a bohaterka próbuje kolejnych konfiguracji: miłości lesbijskiej, orgii i podwójnej penetracji.

Po dziesiątce jedenastka

Jest mnóstwo przykładów, że porno starało się wpisać w historię kina i wchodzić w „dialog” z głównym nurtem. Jednym z przejawów było odwoływanie się do klasyki. Kampowym musicalem „Blonde Ambition” (1981, nakręcony w 1977 r., reż. Lem i John Amero) złożono hołd komediom muzycznym z lat 50., takim jak „Mężczyźni wolą blondynki” (1953) z Marilyn Monroe. Do tego musicalu nawiązywał też tytuł filmu Bruce’a Sevena „Mężczyźni wolą rude” (1986). Zabawy tytułami były częste, odwoływano się do aktualnego przeboju lub klasyki sprzed lat, np. „She’s No Angel” (1976) to niejako odpowiedź na dawny przebój z Mae West „I’m No Angel” (1933). W luźnej przeróbce „Portretu Doriana Graya” Oscara Wilde’a: „Take Off ” (1978, reż. Armand Weston) jedna z bohaterek nazywa się Henrietta Wilde, a inna – Jean Harlot, wzorowana jest na słynnej seksbombie lat 30. Jean Harlow. Porno kręcono szybciej i taniej, więc błyskawicznie można było reagować na aktualne przeboje kinowe, przedstawiając własne wersje. Często zmieniano płeć głównemu bohaterowi; odpowiedzią na „Ojca chrzestnego” była „Matka chrzestna” z tego samego 1972 r. Przykład bezpośredniej parodii to „M*A*S*H’d” (1976, reż. Emton Smith) nawiązujący do „MASH” Roberta Altmana (1970) i opowiadającego tę samą historię serialu „M*A*S*H” (1972- 83). Film Smitha reklamowano hasłem: Wojenne historie, których nawet w „M*A*S*H” nie można było opowiedzieć. Niemal równocześnie zrealizowano „Amerykańskiego żigolaka” (1979) z Richardem Gere’em i „Kalifornijskiego żigolaka” (1979, reż. Bob Chinn) z Johnem Holmesem, jednym z najsłynniejszych aktorów w dziejach porno, którego historia stanowiła podstawę hollywoodzkiego „Boogie Nights” (1997) z Markiem Wahlbergiem. Na olbrzymie powodzenie „Dziesiątki” (1979) Blake’a Edwardsa (7 miejsce w box office w 1979 r.) branża porno odpowiedziała filmem także traktującym o kryzysie mężczyzny w wieku średnim zatytułowanym „Jedenastka” (1980, reż. Elliot Lewis i Harry Lewis). Tytuł nawiązywał do filmu Edwardsa, w którym główny bohater (Dudley Moore) po poznaniu Jenny (Bo Derek) uznaje, że w punktacji ideału kobiety od 1 do 10 przyznaje jej 11. W haśle reklamowym odwoływano się do pierwowzoru: „11” równie dobra co „10”, ale pokazująca dużo więcej! Z czasem porno odpowiedniki miały coraz bardziej finezyjne tytuły, inteligentnie nawiązujące do pierwowzorów. Niemal równocześnie z filmem „Listonosz dzwoni zawsze dwa razy” („The Postman Always Rings Twice”, 1981), powstało „Please… Mr. Postman” (1981, reż. Ken Gibb). Po „9 i pół tygodnia” (1985) pojawiło się „10 i pół tygodnia” (1986, reż. Gary Graver), a rok po wielkim sukcesie „Fatalnego zauroczenia” (1987), nadeszło… „Analne zauroczenie” (1988, reż. Charlie Diamont). To była przygrywka do coraz odważniejszych tytułów, po komedii „Rybka zwana Wandą” (1988), nadeszła „Cipka zwana Wandą” (1992, reż. Eric Edwards).

Krążąc po gejowskiej dzielnicy

Pod względem nawiązań do głównego nurtu i klasyki kina, gejowskie porno wyglądało przy swoim heteryckim odpowiedniku jak ubogi krewny. Filmy dla homoseksualistów siłą rzeczy miały mniejszą szansę na masową sprzedaż, ich budżety były skromne, a scenariusze bardziej banalne. Nieliczne odnosiły sukcesy wykraczające poza krąg zainteresowanych; pozytywny przykład to przełomowe „Boys in the Sand” (1971, reż. Wakefield Poole) nawiązujące do „Boys in the Band”, gejowskiej sztuki przeniesionej na ekran w 1970 r. Dopiero na początku lat 80. gejowski biznes porno dojrzał na tyle, by realizować nawiązania do aktualnych tytułów. Kontrowersyjny thriller „Cruising” (1979) Williama Friedkina z Alem Pacino, przeciwko któremu protestowała społeczność LGBT, zainspirował „Cruisin’ the Castro” (1981) Michaela R. Newmana. Tytułowe krążenie po miejscach spotkań gejów nie jest tu pokazane jako niebezpieczne i demoniczne, tylko służące przyjemności. „Centurians of Rome” (1981) Johna Christophera wykorzystywał zamieszanie powstałe przy premierze „Kaliguli” (1979) do innej historii ze starożytności. W chwili realizacji było to najdroższe gejowskie porno, budżet filmu wynosił 100 tys. dolarów (wcześniejszy o dziesięć lat „Boys in the Sand” kosztował 8 tys.). W głównych rolach wystąpili George Payne i Eric Ryan, dwaj gwiazdorzy znani także z filmów hetero. Co ciekawe, Ryan zagrał epizod w „Cruising”, pojawił się jako mężczyzna przy barze, co miało dodatkowo uwiarygodnić scenę. Znacząca jest biografia reżysera „Centurians of Rome”, geja Johna Christophera, znanego przede wszystkim z filmów hetero. Urodził się w tradycyjnej rodzinie w New Jersey w 1953 r., naprawdę nazywał Christopher Covino. Na studiach działał w kółku teatralnym, pociągało go aktorstwo, ale nie miał urody amanta. Największy wpływ na jego drogę zawodową miało poznanie w 1972 r. Chucka Vincenta, starszego o 13 lat geja, początkującego reżysera porno. Christopher został jego pomocnikiem, a wkrótce sam zaczął realizować filmy, podobnie jak Vincent – heteryckie. Zadebiutował już w 1973 r., ale pierwsze gejowskie porno („Games Men Play”) zrobił dopiero sześć lat później. W sumie nakręcił 24 tytuły, jednocześnie regularnie występował w filmach kolegów, grał niewielkie role niewymagające nagości. Zmarł na AIDS w 1984 r. mając zaledwie 31 lat. Jego ostatni film to gejowski „Hard Money” (1984); pamięci Christophera dedykowana jest komedia „Jack ‘n Jill 2” (1984) Chucka Vincenta.

Nazywam się Chandler, Rex Chandler

W drugiej połowie lat 80. gejowskie porno na dobre zaczęło realizować własne wersje oglądanych masowo produkcji. Jednym z najlepszych pomysłów była powstanie „Dynastud” (1986, reż. Scott Hansen). W tej parodii „Dynastii” głównymi bohaterami nie są wcale Blake, Krystle i Alexis, tylko Steven i Adam Harringtonowie (Christopher Lance i Mark Miller), obaj niezwykle romansowi (Steven spóźnia się na spotkanie, bo musi „poznać” nowego chłopca stajennego, a Adam uprawia seks nawet w samolocie). Film został wydany tylko na wideo i w 1987 r. był nominowany do Adult Video News Awards w kategorii najlepszego filmu gejowskiego (przegrał z „Powertool” z Jeffem Strykerem). W 1994 r. reżyser przedstawił „Dynastud 2: Powerhouse” z innymi aktorami (z pierwszej obsady został tylko Rick Donovan). Dwa miesiące przed premierą, w wieku 27 lat zmarł tragicznie odtwórca roli Stevena, Christopher Lance – został śmiertelnie dźgnięty nożem w czasie kłótni z partnerem. Rok później samobójstwo popełnił Joel Curry grający seksownego Briana kochającego się z Adamem w przestworzach. Przedawkował leki i zasnął na tylnym siedzeniu samochodu z włączonym silnikiem w garażu. Na drzwiach powiesił kartkę dla młodszego brata i przyrodniej siostry: „Nie wchodź do garażu – idź i zadzwoń do taty”. Jedynie na wideo ukazał się także „A View to a Thrill” (1989, reż. Mark Frederics), gejowski odpowiednik „A View to a Kill” (1985) o przygodach Jamesa Bonda z Rogerem Moorem (i Grace Jones). Głównym bohaterem jest szpieg, który odwiedza różne miejsca na świecie. Przytrafiają mu się niesamowite erotyczne przygody (przy seksie oralnym nie przeszkadza nawet wąż pełznący po jego nodze). Bohater nazywa się Rex Chandler, odtwarza go aktor noszący pseudonim… Rex Chandler. Z ekranu oczywiście pada kwestia: Nazywam się Chandler, Rex Chandler, a otwierająca film piosenka przypomina przebój Duran Duran z „A View to a Kill”.

Świadkowie mimo woli

Eric Ryan ze wspomnianego wyżej „Cruising” nie był jedynym aktorem porno zaangażowanym do hollywoodzkiego filmu. Wielu jego kolegów i koleżanek po fachu miało nadzieje na kariery w kinie głównego nurtu, ale zazwyczaj kończyło się na epizodach albo udziale w filmach znanych jedynie najbliższej rodzinie reżysera. Często chodziło o puszczenie oka do bardziej spostrzegawczego widza, tak było choćby we wspomnianej „Dziesiątce”, gdzie w scenie przyjęcia pojawia się cała masa gwiazd porno (Annette Haven, Jamie Gillis, Candida Royalle, Desiree West, David Morris). Na podobnej zasadzie w musicalu o zespole Village People „Can’t stop the music” (1980) do epizodu mężczyzny uprawiającego jogging zaangażowano George’a Payne’a. Kiedy trafiała się szansa dużej roli w potencjalnym przeboju, coś stawało na przeszkodzie. Tak było z pomysłem, by Harry Reems zagrał trenera w „Grease” (1978) oraz by Annette Haven wystąpiła jako Holly Body w „Świadku mimo woli” (1984). Akcja filmu częściowo dotyczy biznesu porno, reżyser Brian De Palma jako tancerkę erotyczną widział właśnie Haven, ale wytwórnia Columbia nie zgodziła się i rolę zagrała Melanie Griffith. Nazwisko Haven pojawia się w napisach, ostatecznie pracowała przy filmie jako konsultantka, a kariera Griffith nabrała rozpędu – aktorka otrzymała wówczas pierwszą nominację do Złotego Globu.

Pierwszy wyoutowany aktor

W „Świadku mimo woli” jest zabawny epizod z awanturującym się aktorem porno, który wykrzykuje, że ma reputację w tym biznesie. Zagrał go Michael Kearns (ur. 1950), który miał na koncie udział w filmach „dla dorosłych”. W legendarnym „L.A. Tool & Die” (1979, reż. Tim Kincaid) pojawia się w pierwszej scenie jako Jim, który uprawia seks oralny z całą grupą mężczyzn ustawionych wokół niego. Erotyka od początku odgrywała ważną rolę w karierze Kearnsa. Zaczynał w teatrze, w 1971 r. wystąpił w kontrowersyjnym, pełnym nagości i seksu, kończącym się orgią, musicalu Toma Eyena „The Dirtiest Show in Town”. Spektakl, w którym były też postacie gejów i lesbijek, szybko zyskał status kultowego wśród LGBT, a Kearns w 1973 r. trafił na okładkę „Advocate”. Prawdziwa sława nadeszła dwa lata później wraz z publikacją książki „Happy Hustler” o doświadczeniach biseksualnej męskiej prostytutki. Podpisana pseudonimem Grant Tracy Saxon robiła wrażenie nie tylko treścią, ale też nagim zdjęciem autora załączonym do każdego egzemplarza. Na pomysł publikacji wpadł ówczesny partner aktora, twórca oper mydlanych Th om Racina, który wymyślił Saxona jako męski odpowiednik bijącej rekordy popularności autorki książki „Happy Hooker”. Sukces (250 tys. sprzedanych egz.) sprawił, że na kilka lat Kearns stał się Saxonem, udzielał wywiadów, pozował do zdjęć i promował dalszy ciąg „Making Love: The Happy Hustler’s Intimate Way to Bisensual Lovemaking”. Po latach Kearns uznał książkę za stuprocentową fikcję, dla wielu była jednak ważna, nawet gwiazdor porno Al Parker przyznał, że była to pierwsza „gejowska rzecz”, jaką przeczytał. Na początku lat 80. Kearns zagrał kilka rólek w popularnych produkcjach, był gejem futbolistą w serialu „Zdrówko” (1983) i gejem fryzjerem w telewizyjnym „Making of a Male Model (1983) z Joan Collins. Gościnnie pojawiał się w filmach o AIDS: „A orkiestra grała dalej” (1993) z Matthew Modine, „A Mother’s Prayer” (1995) z Lindą Hamilton i „Moje przyjęcie” (1996) z Ericem Robertsem. Dziś Kearns uznawany jest za pierwszego geja z Hollywood, który zrobił coming out (po śmierci Rocka Hudsona oskarżył przemysł filmowy o homofobię), a także powiedział, że żyje z HIV (w 1991 r.). W 2012 r. wydał wspomnienia „The Truth is Bad Enough”, w których opisał dotychczasowe życie, w tym adopcję czarnej córki i romanse z gwiazdorami: Rockiem Hudsonem, Salem Mineo, Bradem Daviesem, Paulem Lynde i Barrym Manilowem.

Tekst z nr 71 / 1-2 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Niebieski

O pierwszej miłości, emancypacji i sytuacji osób LGBT na Ukrainie z Vyacheslavem „Slavą” Melnykiem, Ukraińcem mieszkającym w Polsce, nowo wybranym sekretarzem zarządu Kampanii Przeciw Homofobii, rozmawia Krzysztof Tomasik

 

foto: Agata Kubis

 

Slava, byłeś w klubie gejowskim w Kijowie?

Nie, w ogóle w żadnym na Ukrainie. Najpierw byłem za młody, a potem wyjechałem do Polski. W samej stolicy nigdy nie mieszkałem, pochodzę z Winnicy, 400-tysięcznego miasta 250 km od Kijowa.

Do Polski przyjechałeś na studia cztery lata temu, tak?

Miałem 17 lat i dostałem się na stosunki międzynarodowe w Warszawie.

Na Ukrainie działałem w Europejskim Parlamencie Młodzieży. Bardzo to lubiłem – debaty, rezolucje, wypracowywanie wspólnego stanowiska. Na jednej z sesji dyskutowaliśmy na temat związków partnerskich, pamiętam, że wtedy zacząłem dostrzegać osoby LGBT w kontekście społecznym, a nie tylko seksualnym. W ramach prac EPM przyjechałem w 2009 r. na konferencję do Rzeszowa. Spodobało mi się i miasto, i, przede wszystkim, ludzie, których tam poznałem. Stąd decyzja o studiowaniu w Polsce.

I nauczyłeś się polskiego.

Nie od razu, ale tak. Na studiach miałem wykładowy angielski, który znałem już dobrze, bo gdy miałem 15 lat, to w ramach wymiany uczniów spędziłem rok na Florydzie w USA.

Homoseksualną orientację odkrywałeś

…właśnie w Stanach. Mieszkałem u rodziny, w której był syn i córka, i ta córka miała kumpla geja. Byłem nim bardzo zaciekawiony, wcześniej żadnego geja nie znałem (śmiech). Nagle dotarło do mnie, że geje są nie „gdzieś tam daleko”, tylko na wyciągnięcie ręki. Ale o sobie nikomu nie powiedziałem.

Moja wiedza na temat gejów nie była wtedy zbyt duża – kojarzyłem tylko jakieś migawki z telewizji. Oczywiście, znałem Wierkę Sierduczkę, piosenkarza, który występuje jako kobieta, czyli praktycznie jest drag queen. (Wierka zajęła drugie miejsce w konkursie Eurowizji w 2007 r. – przyp. red.) Ale Wierka odcina się od spraw LGBT, trudno ją uznać za jakiś wzorzec. Znałem też rosyjskiego piosenkarza i jawnego geja – Borisa Moisiejewa. Wszyscy się z niego śmieją, bo jest mocno przegięty. W politykę ani w sprawy społeczne się nie angażuje. Jest natomiast tak popularny, że jego nazwisko stało się właściwie synonimem geja. Miał w latach 90. piosenkę „Niebieski księżyc” o miłości do faceta, to był jego comingoutowy hit. „Niebieski” czyli „gałbyj” to jest najpopularniejsze w Rosji i na Ukrainie określenie na geja.

Kiedy zacząłeś się emancypować?

Jak się po raz pierwszy zakochałem. Miłość mnie wyemancypowała. Na drugim roku studiów pojechałem w ramach programu Erazmus do Słowenii, do Lubljany. Tam był jeden taki chłopak z Litwy, Jonas.

Złamane serce? Raczej intensywna, ale toksyczna przyjaźń. Musiałem komuś powiedzieć, wyrzucić to z siebie. No, więc komu? Dawidowi, mojemu kumplowi, z którym wynajmowałem mieszkanie w Polsce. Znałem go jeszcze z tej konferencji w Rzeszowie.

Heteryk?

Heteryk.

Jak zareagował?

Zdziwił się, bo ja wcześniej próbowałem być z dziewczynami. Trochę to trwało zanim przetrawił.

Ile? Dzień? Tydzień?

Nie, po prostu była chwila ciszy na Skypie. Potem już zaczął myśleć normalnie i stwierdził, że jak wrócę do Warszawy, to musi mi znaleźć towarzystwo, skoro już jestem tym gejem. Poczułem się dobrze w mojej skórze i zacząłem na prawo i lewo wszystkim rozpowiadać, że jestem gejem. Mam świetnych przyjaciół, nie było problemu. Po powrocie ze Słowenii zauroczenie Jonasem mi minęło, zwłaszcza że jak on potem przyjechał do Warszawy, to chodził na długie spacery z moją dobrą koleżanką. No, nic, wybaczyłem obojgu. A Dawid znalazł mi Kampanię Przeciw Homofobii. I tak miałem do odbycia praktyki studenckie, więc dobrze się złożyło. Zgłosiłem się i już zostałem.

Minęły trzy lata i zostałeś właśnie sekretarzem zarządu.

Najpierw byłem zwykłym wolontariuszem. Potem stopniowo zwiększały mi się obowiązki, zająłem się obsługą administracyjną biura i zacząłem koordynować projekty – „Bez homofobii w sporcie” i KPH-Wschód – nawiązałem kontakt z organizacjami LGBT na Białorusi i mojej Ukrainie.

Jaka jest tam sytuacja osób LGBT?

Kiepska. Nie ma kultury działania społecznego, inicjatyw. Mało komu przychodzi do głowy, by coś zrobić publicznie, dla ogółu.

W Polsce jest to samo!

Ale w mniejszym stopniu. Na Białorusi sprawy LGBT są tematem tabu, organizacje nie mogą być formalnie zarejestrowane, działają w podziemiu. A na Ukrainie organizacje są, choć rozproszone, słabe. Nie ma kampanii społecznych, jak w Polsce „Niech nas zobaczą” czy „Rodzice, odważcie się mówić”. Nie ma też praktycznie publicznych coming outow. Mamy jednego znanego działacza – to Swietosław Szeremet. Wielki, łysy facet, kupa mięśni. Totalnie wbrew stereotypowi geja. Sprawy LGBT weszły już natomiast do polityki i są przez polityków wykorzystywane – najczęściej jako zagrożenie. Organizacje nie są w stanie wszystkiego prostować.

Na przykład?

Mówiło się, że Unia Europejska ma wnieść ułatwienia wizowe dla Ukraińców, ale pod warunkiem, że Ukraina wprowadzi małżeństwa homoseksualne. Bzdura, ale wielu ludzi uwierzyło, małżeństwa homoseksualne jawią się jako coś najgorszego.

Jednak udało się społeczności LGBT zorganizować w zeszłym roku pierwszą w Kijowie Paradę Równości.

Pierwsza próba, nieudana, była w 2012 r. Trasa prawie do końca była ukrywana, więc w dniu Parady jej przeciwnicy, głownie sympatycy skrajnie prawicowej, nacjonalistycznej i homofobicznej partii Swoboda, obstawili praktycznie każde skrzyżowanie w centrum miasta. Atmosfera była tak bojowa, że na pokojową demonstrację nie było szans. Przedstawiciele organizatorów przyjechali tylko na miejsce, z którego ruszyć miała Parada, by ogłosić, że rezygnują. I nawet wtedy nie obyło się bez przemocy. Szeremet został pobity na oczach policji, która pozostała bierna. Kamery filmowały całe zajście.

W zeszłym roku było lepiej. Parada się odbyła i była chroniona przez milicję. Nie w centrum miasta, tylko na terenie wytworni filmowej, trwała godzinę, szło w niej tylko około 100 osób – ale zawsze to krok naprzód. Tuż obok Parady szli protestujący – wśród nich nie tylko młodzi skrajni prawicowcy, ale też przedstawiciele cerkwi, babcie z ikonami w rękach. Niektórzy kładli się na drodze, by pokazać, że nie pozwolą przejść „zboczeńcom” – symbolicznie, bo Parada szła inną trasą, to znaczy tuż obok.

A w listopadzie, już za czasów EuroMajdanu, mieliśmy jeszcze inną paradę, sfingowaną – paradę lumpów niosących flagi tęczowe i flagi partii Udar Witalija Kliczki, najbardziej chyba otwartej na Europę. Mówi się, że ludzie Janukowycza to zorganizowali – opłacili tych ludzi, żeby nieśli flagi, by ośmieszyć całą ideę – i Parad, i samej UE, i partii Kliczki przy okazji. Wszystkie media pokazały demonstrację biednie wyglądających, obszarpanych ludzi z tęczowymi flagami. To wyglądało komicznie… ale tak naprawdę bardzo smutno.

Zwolennicy Janukowycza ponoć w ogóle skupiali się pod transparentami z napisem „Euro=homo”.

To zwolennicy prorosyjskiego kierunku. Straszakiem jest wizja świata, w którym geje i lesbijki żyją normalnie i na tych samych prawach, co osoby hetero.

Są na Ukrainie politycy otwarcie LGBTfriendly?

Nie… Może Kliczko. Opowiedział się za zakazem dyskryminacji w miejscu pracy m.in. ze względu na orientację seksualną. Partia Batkiwszczina Julii Tymoszenko ucieka od tematyki LGBT, jak może, a Partia Regionow Janukowycza – wiadomo.

W 2012 r. parlament ukraiński głosował projekt ustawy zakazującej tzw. propagandy homoseksualnej.

Projekt przeszedł pierwsze czytanie ogromną większością głosów. Za głosowało ponad 300 spośród 450 deputowanych. Do drugiego czytania na razie nie doszło, by nie hamować stowarzyszenia Ukrainy z UE, choć ostatecznie, jak wiadomo, Janukowycz umowy stowarzyszeniowej nie podpisał. Od tego zresztą zaczął się protest na Majdanie.

Śledzisz rozwój wydarzeń?

Cały czas. Jestem oczywiście za tym, by Ukraina szła ku Unii Europejskiej. Janukowycz, jak widać, nam tego nie zapewnił. Ale kto jest w stanie zapewnić?

A w KPH czym się teraz zajmujesz?

 Koordynowałem wizyty studyjne ukraińskich i białoruskich działaczy LGBT, a w tym roku będę m.in. zajmował się projektem „Szanuj swoje prawa”, to będą warsztaty na temat niehomofobicznych zachowań w sporcie.

Słyszałem też, że masz jedną sprawę w sądzie. O co chodzi?

O pobicie. To było w sylwestrową noc z 2012 na 2013 r. Szliśmy Marszałkowską. Trzymaliśmy się za ręce z moim ówczesnym chłopakiem, Staśkiem, byliśmy w większej grupie przyjaciół. Z naprzeciwka nadeszło dwóch gości i dziewczyna. Gdy zobaczyli, że idziemy za rękę, wcisnęli się między Staśka i mnie i barkami nas odepchnęli krzycząc „jebane pedały”. Stasiek zawołał: „O co ci chodzi?!”. Wtedy doskoczyli i przewrócili go, zaczęli kopać. Wywiązała się szarpanina. Dziewczyna zachęcała, by nas bili. Pojawiła się policja. Złożyliśmy zeznania, oni wylądowali w areszcie.

Sąd pierwszej instancji uznał ich za winnych, dostali rok więzienia w zawieszeniu i po 100 zł na zadośćuczynienie. Ale, co dla nas najważniejsze, sąd nie uznał, że ich czyn był motywowany homofobią. Sędzia mówiła, o ile dobrze pamiętam, o „konflikcie światopoglądów”. Wnieśliśmy apelację i przegraliśmy. Teraz przygotowujmy się do odwołania do Trybunału w Strasburgu. Uważamy, że ta napaść miała charakter homofobiczny.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Emancypacja przez seks cz. 1 – początki: złote czasy fabuł porno

Tekst: Krzysztof Tomasik

Historia amerykańskiego porno to również zapis wyzwalającej się seksualności LGBT

 

Casey Donovan na plakacie filmu „Boys in the Sand” (1971), mat. pras.

 

„Złote czasy porno” – taki termin stworzono w USA na nazwanie okresu, kiedy filmowa erotyka święciła największe triumfy. Jeden z wielbicieli tamtego kina, chcąc obrazowo wyjaśnić młodym kolegom, czym różniły się dawne produkcje od obecnych, stwierdził, że był to czas, kiedy filmy miały treść, a cipki włosy… „Złoty okres” datuje się na lata 1969-84, a określenie dotyczy zarówno kina hetero, jak i gejowskiego. Początek wyznacza moment, gdy zamiast pojedynczych scenek z seksualnymi wyczynami, pojawiły się pełnometrażowe fabuły wyświetlane w kinach, niektóre z nich odniosły sukces kasowy i zostały docenione przez znanych krytyków. Na koniec „złotego okresu” wpłynęła przede wszystkim dostępność odtwarzaczy wideo, co doprowadziło do zamknięcia większości kin specjalizujących się w wyświetlaniu filmów „dla dorosłych”. Spore znaczenie miały też epidemia AIDS i konserwatywny zwrot polityczny, który nastąpił w USA wraz z objęciem w styczniu 1981 r. prezydentury przez Ronalda Reagana.

Barbra, Marilyn, Liza

Kluczowy w tej historii był rok 1972, w czerwcu na ekrany kin weszło słynne „Głębokie gardło” Gerarda Damiano, a dwa miesiące później „Behind the Green Door” („Za zielonymi drzwiami”) wyreżyserowany przez braci Jima i Artie Mitchell’ów. „Głębokie gardło” jest uznawane za pierwsze porno dopuszczone do oficjalnej dystrybucji w USA (z czasem stało się w ogóle najsłynniejszym tytułem „dla dorosłych”), ale w roku premiery to „Behind the Green Door” trafi ł na amerykański box office. Sukces był tym większy, że koszty produkcji wyniosły 60 tys. dolarów, a film zarobił 50 mln. W rankingu oglądalności film znalazł się na 4. miejscu, tuż za komedią „Co słychać, doktorku” z Barbrą Streisand, a wyprzedzając choćby legendarny „Kabaret” z inną uwielbianą przez gejów divą – Lizą Minnelli (miejsce 7). „Behind the Green Door” wylansował grającą główną rolę Marilyn Chambers, która na dużym ekranie debiutowała epizodzikiem w innej komedii ze Streisand „Puchacz i kotka” (1970), a po kilku latach wystąpiła w horrorze Davida Cronenberga „Wściekłość” (1977). Produkcja Mitchellów jest uznawana za pierwszy amerykański film zawierający niesymulowany seks międzyrasowy (biała kobieta i czarny mężczyzna); doczekała się kontynuacji (1986) i ponownej realizacji „New Behind the Green Door” (2012). Powstało nawet gejowskie porno, którego tytuł w zabawny sposób nawiązywał do przeboju kasowego z Chambers: „Behind the Greek Door” („Za greckimi drzwiami”,1975, reż. Nicholas Nickodell).

Penetrowane hetero

Teoretycznie porno gejowskie i heteryckie stanowiły dwa oddzielone od siebie segmenty branży. W praktyce nurty przenikały się, nie brakowało zarówno aktorów, jak i reżyserów, którzy udzielali się w obu rodzajach produkcji. Symbolicznie początek „złotego okresu” wiąże się zresztą z homoseksualistą, Andy Warholem, który w 1969 r. zrobił „Blue Movie” (tytuł alternatywny „Fuck”). W typowej dla Warhola konwencji pokazano tam parę kochanków (Viva i Louis Waldon), gdy mają czas tylko dla siebie. Są w mieszkaniu, leżą na łóżku, wygłupiają się i przekomarzają, rozmawiają o politykach, wojnie w Wietnamie i nieudanym małżeństwie mężczyzny, potem zaczynają się całować, kochać, po czym idą coś przekąsić i umyć się. Choć film zawierał scenę niesymulowanego seksu, trudno uznać go za pornograficzny, choćby z tej przyczyny, że jego celem nie było wywołanie podniecenia u widza. Viva wspominała po latach, że głównym odbiorcą dzieła miał być sam Warhol, erotycznie dość zablokowany, któremu poprzez improwizację na planie chciano pokazać jak „naprawdę” wygląda intymność. W efekcie „Blue Movie” zrobiło jednak w systemie wyłom, za którym podążyły kolejne tytuły, dużo bardziej nastawione na seksualne pobudzenie widzów. Twórcy heteroseksualnej erotyki wcześniej niż ich koledzy z Hollywood dostrzegli potencjał tkwiący zarówno w społeczności LGBT, jak i tematyce homo- i biseksualnej, dzięki którym można było urozmaicić fabułę. I nie chodzi tylko o lesbijskie sceny erotyczne, choć to one sprawiły, że dwie kobiety uprawiające seks na stałe weszły do katalogu heteroseksualnych fantazji obu płci. Heteroseksualną normę przekraczano w różny sposób, np. pokazując seks analny kobiety z mężczyzną, w którym to on jest penetrowany. Mainstreamowy klasyk kina erotycznego Radley Metzger, czołowy przedstawiciel nurtu glamour nazywanego „porno chic”, w jednym ze swoich najlepszych filmów, współczesnej adaptacji „Pigmaliona” – „The Opening of Misty Beethoven” (1976), pokazał trójkąt z dwiema kobietami i mężczyzną, w którym główna bohaterka (Constance Money) zakłada uprząż z dildo i penetruje kochanka (Ras Kean), a ten jednocześnie uprawia seks z partnerką (Gloria Leonard).

Inne uwiedzenie

Ten sam Metzger (w życiu prywatnym heteryk), wcześniej nakręcił „Score” (1974), adaptację sztuki Jerry’ego Douglasa granej w 1971 r. na off -Broadwayu. Główni bohaterowie to żądni wrażeń Elwira (Claire Wilbur) i Jack (Gerald Grant), którzy niczym para z „Niebezpiecznych związków” rywalizują w „deprawowaniu” niewinnych istot. Tym razem w oko wpada im młode małżeństwo Betsy (Lynn Lowry) i Eddie (Casey Donovan). Obserwujemy proces uwodzenia, który ostatecznie nie kończy się seksem we czwórkę, tylko nieoczywistą wymianą partnerów; kobieta idzie do łóżka z kobietą, a mężczyzna z mężczyzną. Także dziś „Score” może robić wrażenie, znakomicie uchwycona jest tu erotyczna atmosfera upalnego, lipcowego dnia (Lazurowe Wybrzeże udaje… Zagrzeb). Nie brakuje dowcipnych dialogów i autoironicznego humoru; gdy na przyjęciu pada pomysł zabawy w przebieranie, panowie przywdziewają kojarzone z ikonografią gejowską kostiumy marynarza i kowboja, a Elwira zakłada habit zakonnicy. Świetnie wygrano jednoczesną fascynację i niepokój uwodzonego małżeństwa, nie ma też pewności, co do orientacji seksualnej Eddie’ego, można go odbierać jako ukrywającego się homoseksualistę, który nie jest w stanie zaspokoić seksualnie żony, a od porannego seksu z ukochaną woli masturbację w łazience. Po upojnej nocy z Jackiem, Eddie chce rano jak najszybciej uciec i o wszystkim zapomnieć, wówczas Betsy decyduje, że remedium na problemy w ich związku będzie otwarcie się na nową osobę. Wybór pada na Mike’a, mężczyznę naprawiającego telefony (Carl Parker). Jedno spojrzenie i niebieskooki przystojniak zostaje zaakceptowany przez męża.

Złoty chłopiec porno

Metzger bardzo starannie dobrał zespół aktorski „Score”. Z obsady spektaklu zaakceptował jedynie Wilbur jako Elwirę, resztę wykonawców zastąpił nowymi nazwiskami, odrzucił także Sylvestra Stallone, który debiutował na deskach scenicznych w roli Mike’a, ale reżyser uznał, że reprezentuje typ „za mało europejski”. Z trójki mężczyzn w obsadzie, tylko Donovan miał na swoim koncie znaczące osiągnięcia. Był już wtedy pierwszym gejowskim gwiazdorem nazywanym „złotym chłopcem porno”. Urodzony w 1943 r. jako John Calvin Culver, na ekranie debiutował w 1969 r., zaczynał od niskobudżetowych produkcji, a decydująca dla dalszej drogi okazała się drugoplanowa rola w nieudanym kryminale „Ginger” (1971). Zaliczył tam pierwszą scenę nagości i uznano, że przeznaczeniem tego szczupłego blondyna ze zniewalającym uśmiechem i dwudziestocentymetrowym penisem jest gejowski seks; kolejna propozycja wyszła z przemysłu porno. „Casey” (1971, reż. Donald Crane) był campową odmianą bajki o Kopciuszku, w której tytułowego bohatera po miłosnych niepowodzeniach pociesza – i spełnia jego najskrytsze życzenia – szalona wróżka Wanda Uptight, w efekcie żaden mężczyzna nie jest w stanie mu się oprzeć. Nietypowość filmu polegała na zaangażowaniu Donovana nie tylko do roli Casey’a, w kobiecym przebraniu zagrał także Wandę. Imię bohatera zapoczątkowało aktorski pseudonim, którego będzie używał. Powodzenie „Caseya” okazało się niczym w porównaniu z sukcesem następnego filmu. „Boys in the Sand” (1971) to klasyka, która w kinie gejowskim rozpoczęła „złote czasy porno”, uczyniła z Donovana gwiazdę i sprawiła, że broadwayowski choreograf Wakefield Poole poświęcił się robieniu filmów. Sam tytuł był swego rodzaju polemiką z głośną sztuką „Boys in the Band” Marta Crowleya (sfilmowaną w 1970 r.), w której homoseksualni mężczyźni są samotni i nieszczęśliwi. Odpowiedzią Poole’a była seksualna afirmacja, treścią filmu są erotyczne przygody mężczyzny (Donovan) na plaży. Kamera delektuje się urodą aktorów, pięknymi plenerami i psem (chart afgański), kanoniczna stała się szczególnie scena, w której główny bohater wychodzi nago z wody niczym Wenus z obrazu Botticellego. Znaczący był też fakt, że jeden z jego kochanków jest czarny (Tommy Moore).

Biseksualność to temat!

Casey Donovan zagrał główną rolę w „The Back Row” (1972), debiucie reżyserskim Jerry’ego Douglasa, autora sztuki i scenarzysty „Score”, który w swoim następnym filmie postanowił zgłębić temat biseksulaności. „Both Ways” (1975) opowiada o Donaldzie Wymanie (Gerald Grant), miotającym się między żoną Janet (Andrea True) i synkiem (Neil Scott), a kochankiem Garym (Dean Tait). Donald prowadzi podwójne życie, w samochodzie ukrywa ubrania, które zakłada, gdy idzie do klubu gejowskiego. Jego rozdarcie symbolizują łączone sceny erotyczne, zmontowane naprzemiennie, momentami trudno się wręcz zorientować, czy Donald uprawia seks z kobietą, czy z mężczyzną. Konflikt narasta, żona jest sfrustrowana (na imprezie powie w złości: „Z kimś się dzisiaj będę pieprzyć, i nie obchodzi mnie, czy będziesz to ty!”), kochanek też, wspólny wypad do kina z podstawioną dla Gary’ego dziewczyną okazuje się katastrofą. Nie ma dobrego rozwiązania tej sytuacji, ostatecznie Donald traci ukochanego, a żona go opuszcza.

Transy Westona

Także tematyka transpłciowa w różny sposób pojawiała się w licznych filmach. Najbardziej konsekwentnie podejmował ją reżyser Armand Weston. Jego drugi film to fabularyzowany dokument „Personals” (1972), w którym samego Westona można zobaczyć na ekranie, przeprowadza wywiady z osobami zamieszczającymi seksualne ogłoszenia w nowojorskich gazetach. Jedną z bohaterek jest lesbijka opowiadająca o swoich doświadczeniach (opisuje pierwszy raz z kobietą, a także kontakty z mężczyznami), jest też gej, dla którego ważniejsza niż płeć osoby, z którą uprawia seks, jest obecność elementów SM. Film otwiera wywiad z transseksualistką przed operacją korekty płci (Billie Britt); opowiada ona o niebezpieczeństwie, na które bywa narażona, doświadczeniach seksualnych i kontakcie z osobami niezdającymi sobie sprawy, że nie mają do czynienia z biologiczną kobietą. Najważniejszy film w dorobku Westona to kryminał „Expose Me, Lovely” (1976), gdzie wątek transowy jest ciekawie wpleciony w fabułę. Główny bohater to prywatny detektyw Frosty Knight (Ras Kean), który otrzymuje od Karen Spencer (Catharine Burgess) zlecenie odszukania jej zaginionego brata, Keitha Spencera. W finale okazuje się, że Keith nie istnieje, to znaczy dokonał korekty płci i funkcjonuje jako Lori (Eve Adams). Przy okazji ujawniona zostaje trudna relacja z ojcem – konserwatywnym politykiem, senatorem Republikanów, który bojąc się, że syn „zboczeniec” złamie mu karierę, ukrył jego istnienie i wymazał ze swego życiorysu. W jednym z następnych filmów Westona, „Take Off ” (1978), w epizodzie piosenkarki wystąpiła gościnnie jedna z najsłynniejszych transseksualistek z Fabryki Andy Warhola – Holly Woodlawn, znana z „Trash” (1970) i „Women in Revolt” (1971) Paula Morriseya, a także teledysku Madonny „Deeper and Deeper” (1992) i udziału w dwóch odcinkach serialu „Transparent” (2014). Istotny wątek transpłciowy pojawił się także w komediodramacie „A Passage thru Pamela” (1985), ostatnim filmie Johna Amero, który wraz z bratem Lemem współtworzył „zloty okres” amerykańskiego porno, a dziś obaj są kompletnie zapomniani. O ich dorobku, na który składają się zarówno filmy hetero, jak i homo, napiszę w „Replice” w jednym z kolejnych części cyklu.

Tekst z nr 69 / 9-10 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.