Kiki House of Femina

Jak tańczy się voguing? Czy polskie bale przypominają te, które mieliśmy okazję oglądać w serialu „Pose”? Jak 26-letni dziś voguer z Kazachstanu znalazł się w Polsce i czy tak ją sobie wyobrażał? Czy po udziale w programie TTV „Usłyszcie nas!” ma większe powodzenie na Grindrze? Na te i wiele innych pytań Tomasza Piotrowskiego odpowiada YEVGENIY GLAZKOV, znany jako JAKE

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Taniec zwany voguingiem trafił do mainstreamu w 1990 r. – po tym, gdy w swojej piosence i teledysku „Vogue” wykorzystała go Madonna. Całświat, a szczególnie świat LGBT+, oszalał na punkcie tzw. tańca rąk.

Ech.. uwielbiam te pytania o Madonnę. Tak było, ale to nie jest początek voguingu. Geje dzielą się na tych, co jak słyszą „voguing”, to mówią „Madonna!” i na tych, co nie wiedzą nic – i wtedy zastanawiam się, czy naprawdę są gejami, czy nie. (śmiech)

Dzięki serialowi „Pose” znamy historię sprzed Madonny.

Voguing to nie to samo, co ballroom culture, ukazany świetnie w „Pose”. Voguing to po prostu styl tańca, zapoczątkowany w subkulturze czarnej i latynoskiej queerowej młodzieży w USA, polegający w największym skrócie na rytmicznym przybieraniu póz naśladujących słynne zdjęcia gwiazd z magazynu „Vogue”. Voguing wykonuje się na balach, czyli, nazwijmy to, konkursach. Są dwie sceny – major i kiki. Major, główna scena, powstała w latach 80. w Nowym Jorku, jako sprzeciw czarnoskórych drag queens wobec rzekomej wyższości tych białych. Tam właśnie pojawiły się niesamowite kreacje, przepych, rywalizacja „domów” – dokładnie jak w „Pose”. Jeśli występujesz na takiej scenie, jesteś sędziowany bardzo krytycznie. Natomiast na scenie kiki jest miejsce na zabawę – tam próbuje się swoich możliwości i nie ma tej całej glamourowej otoczki. Oczywiście i tu, i tu masz różne kategorie jak np.: Runway, Vogue, Femme, Sex Siren, Face, Best Dressed. Madonnie trzeba oddać, że spopularyzowała voguing i gdyby nie ona, pewnie byśmy dziś nie rozmawiali – ale to nie ona ten styl wymyśliła.

Zanim opowiesz szerzej o voguingu w Polsce… Dlaczego, decydując się na wyprowadzkę z Kazachstanu, wybrałeś Polskę?

Zawsze chciałem uciec z Kazachstanu. Gdy skończyłem 19 lat, wyjechałem do pracy na wakacje do USA. To powtórzyło się w kolejnym roku i właśnie wtedy poznałem chłopaka, z którym zacząłem się spotykać. Był Turkiem, który studiował w Warszawie, a do USA także przyjechał na wakacje. To on namówił mnie, bym kontynuował dotychczasowe studia, filologię angielską, w Polsce, na jego uczelni. I tak się stało – przyjechałem do Warszawy.

A ten pierwszy wyjazd do Ameryki – poczułeś wolność jako gej?

W Kazachstanie bycie LGBT+ nie jest proste. To temat zamiatany pod dywan, gardzi się takimi osobami. Do 1998 r. kontakty seksualne między osobami tej samej płci były karane więzieniem. Minęło co prawda trochę czasu, ale niewiele się zmieniło. Zawsze chciałem stamtąd wyjechać, a że tańczę od dziecka, to Nowy Jork, stolica m.in. hip hopu, był dla mnie największym marzeniem. Pamiętam, gdy pierwszy raz stanąłem na Times Square i zobaczyłem dwóch chłopaków, całujących się na ławce, to było dla mnie olśnienie. Od 12 roku życia wiedziałem, że ciągnie mnie do facetów, a wtedy, w wieku 19 lat, zobaczyłem, że, kurwa, jestem normalny!

Wcześniej nikomu nie powiedziałeś, że jesteś gejem?

Swoim znajomym w Kazachstanie powiedziałem dopiero dwa lata temu w wakacje. Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, zaczęły się komentarze typu: „Europa cię zmieniła! Ty taki nie jesteś!”. Powiedziałem sobie: „Trudno, ja tu już nie mieszkam, nie zamierzam wracać, niech myślą co chcą”.

A rodzice?

Mama założyła specjalnie Instagram, żeby wiedzieć, co u mnie. Zobaczyła zdjęcie w peruce i na szpilkach. Zapytała, po co się przebieram, co mi odbiło. Powiedziałem: „Jak chcesz mnie zapytać wprost, to mów. Tak, jestem gejem!”. Rozłączyła się. To było prawie dwa lata temu, niedługo przed koronawirusem. Nie rozmawiała ze mną przez tydzień. Potem zadzwoniła do mnie ciocia, siostra mamy. Zaczęła mnie wyzywać, że wstyd, że grzech, że tak się nie robi… Zawsze miałem jednak z nią dobry kontakt, więc wyjaśniałem wszystko i zaproponowałem, że wyślę jej artykuły, z których dowie się nieco więcej o homoseksualności. Zadziałało, jest między nami OK. A mama… unika tematu, jakby wyparła to.

Tata?

Nigdy nie był zaangażowany w moje życie. Ma problemy z alkoholem. Niby był, ale go nie było.

W Kazachstanie miałeś jakieś życie gejowskie, randki?

W Kazachstanie miałem swój pierwszy raz, po którym z poczucia winy wmawiałem sobie, że nie będę gejem. Mieszkając tam, przed nikim się nie otworzyłem. A randkę, taką prawdziwą, to miałem tylko jedną w życiu!

Słucham? Taki przystojniak?

(śmiech) No, tak wyszło! W Kazachstanie nie ma żadnych Grindrów. Są strony, na których możesz umówić się na seks, ale wszyscy są super ukryci – nikt nie wysyła prawdziwych zdjęć, nie używa prawdziwych imion. Ciągnęło mnie, więc się umawiałem, ale miałem potem ogromne wyrzuty sumienia. A jedyną randkę-randkę miałem w Polsce. Na karaoke poznałem takiego Adama. Coś między nami zaiskrzyło, bo zabrał mnie potem na lodowisko na Stadionie Narodowym, spacerowaliśmy po jarmarku bożonarodzeniowym, zaprosił mnie na pizzę… Kolejne trzy dni spędziłem u niego, przytulaliśmy się, jedliśmy i oglądaliśmy non stop „RuPaul’s Drag Race”. Nie wyszło nam w końcu, bo byłem za młody, on z kolei miał zaraz wyjechać do USA, a poza tym – był zwolennikiem poligamii, a to nie dla mnie.

A ten chłopak, który namówił cię na przyjazd do Polski?

Z nim umówiłem się po prostu na seks! Po wszystkim poprosił, żebym został. Była wanna, kąpiel, potem znowu seks… Miałem 19 lat, wszystko wydawało mi się różowe no i… zaczęliśmy się spotykać częściej. Myślałem, że to mój chłopak, ale ostatecznie chyba tak nie można było powiedzieć. Zaczął umawiać się z innymi na seks, ze mną przestał, a ja zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje. Powiedział mi, że dla niego nasza relacja to tylko friends with benefits, – nawet nie wiedziałem, co to znaczy. Nie podobało mi się to, więc się skończyło. Ale do Polski mimo wszystko przyjechałem.

Jak wspominasz ten przyjazd?

Nie chcę, żeby ktoś się obraził, ale… dla nas w Kazachstanie, jak myślisz „Europa”, to widzisz Paryż – wolność, bogata historia, nowoczesność… Jadąc do Warszawy w 2015 r., byłem niesamowicie podekscytowany. Moje pierwsze mieszkanie było na Targówku. Wysiadłem z autobusu, rozejrzałem się i mina mi trochę zrzedła. Europo, gdzie jesteś?! (śmiech) Ale powtarzam – bardzo lubię Polskę, poznałem tu wspaniałych ludzi, rozwijam się. Jest super!

A sytuacja ludzi LGBT+ w Polsce rożni się od tej w Kazachstanie?

Zdecydowanie. Tutaj będąc gejem, dalej możesz być kimś. Mogę występować na scenie, są kluby dla osób queer, gdzie można być sobą. Mogę ubierać się jak chcę, mogę być w dragu, są Parady Równości, na których może nie w każdym mieście jest przyjemnie, ale jednak nikt cię za to nie zabije. A u nas… chyba nikt by nie był zaskoczony, gdyby tak się stało.

W Polsce homofobię podsyca szczególnie Kościół katolicki. W Kazachstanie 70% społeczeństwa to muzułmanie i muzułmanki. Drugą religią jest prawosławie.

Na szczęście dalej jesteśmy świeckim państwem i nikt nie zmusza obywatelek i obywateli Kazachstanu do uczestnictwa w obrządkach. To na szczęście nie jest więc państwo wyznaniowe, ale masz rację – na pewno, tak jak i w Polsce – wpływa to na podejście społeczeństwa do osób LGBT+. Moja mama jest muzułmanką, a mój ojciec wyznawcą prawosławia. Ja w wieku 13 lat zdecydowałem, że chcę przyjąć chrzest, a potem w Stanach doszedłem do protestantyzmu i miałem drugi chrzest – w oceanie. A dziś… wierzę, że „coś”, jakaś „energia” jest, ale nie czuję przynależności do żadnej religii.

A skąd pochodzisz? To jest jakieś małe miasteczko?

O kochany, ja jestem ze stolicy! Do niedawna znanej jako Astana, a teraz pod absurdalną nazwą Nur-Sułtan. Żeby ci to wytłumaczyć – to tak jakby dziś Warszawę przemianowano na Kaczyński. Dramat. Ale jest tam pięknie! Pochodzę ze starej części miasta, coś jak Praga, ale budynki są bardzo komunistyczne, za to w nowej części miasta wszystko jest nowoczesne i błyszczące. Teraz też mieszkam na Pradze i tu mam niemal jak w domu! (śmiech)

Mama jest zadowolona, że wyjechałeś?

Moim zdaniem jest. Ale jak to matka – chciałaby pewnie też, żebym był na miejscu. Nie raz rzuci jakieś: „Tęsknie za tobą bla bla bla”, a ja myślę sobie – tak, w domu niemal nie rozmawiamy, a nagle tęsknisz. Co ja miałbym tam robić? Sprzedawać coś na rynku? I co z moją orientacją? Ja szukam męża, tam za mojego życia na pewno nie będzie takich szans. Kocham Kazachstan, ale wtedy, gdy mnie tam nie ma.

Odnalazłeś się w polskiej kulturze?

Już chyba tak, ale na początku byłem traktowany jako mało tolerancyjny, wręcz agresywny. Gdy w Stanach powiesz komuś: „Fuck you, bitch!”, jest luzik, a w Polsce? Mówiąc czasem takie teksty żartem, trafiałem na niewłaściwą osobę, która od razu: „Ej, ja nie jestem suką! Pierdol się!”. Trochę za bardzo bierzecie wszystko do siebie. Ale dobrze, że mogę tu być, bo przez chwilę myślałem, że wszystko straciłem…

To znaczy?

Byłem deportowany. Kontakty z Urzędem do Spraw Cudzoziemców są takie, że jeśli nie mówisz po polsku, jesteś na straconej pozycji. Po moim pierwszym przyjeździe złożyłem wszystkie dokumenty, kazano mi czekać rok na decyzję o pozwoleniu na pobyt. Dzwoniłem, dopytywałem, w odpowiedzi słyszałem tylko: „You must wait”. Sytuacja rodzinna spowodowała, że musiałem pojechać do Kazachstanu, okazało się jednak, że… nikt przez ten czas nie przybił mi odpowiedniej pieczątki w paszporcie, potwierdzającej legalność mojego pobytu w Polsce – a był legalny, bo przecież byłem studentem. W Urzędzie do Spraw Cudzoziemców zamknęli mnie w jakimś ciasnym korytarzu, siedziałem tam sześć godzin, potem przynieśli stosy dokumentów po polsku, z których nic nie rozumiałem i kazali mi je podpisać. Poprosiłem o tłumaczenie, otrzymałem je w języku rosyjskim, a urzędniczka mnie wciąż pośpieszała, że mam podpisywać, a nie czytać. Dostałem zakaz przekraczania strefy Schengen i granic Unii Europejskiej na sześć miesięcy. Za to, że nikt nie przystawił mi pieczątki w paszporcie. Teraz już załatwiam to z prawnikiem, a i tak dalej nie jest to proste i wychodzą kolejne nieporozumienia.

Sześć miesięcy? A co ze studiami?

To był mój ostatni rok na studiach licencjackich. Posypało się. To był dla mnie ciężki okres. Myślałem, że już nie wrócę do Polski, do normalnego życia. Siedziałem tam, nie wiedziałem, co robić. Uratował mnie właśnie voguing – pasja, która pozwala zrzucić z siebie emocje. Potańczyłem sobie i już.. Żyćko! Bywa, dasz radę!

Kiedy zacząłeś tańczyć?

Jeszcze przed wyjazdami wiedziałem, że jest coś takiego jak voguing, ale nigdy mi się to za bardzo nie podobało. Być może wiązało się to z moim brakiem akceptacji siebie – czułem wtedy, że to jest „zbyt gejowskie”. Będąc już w Warszawie, w 2016 r., zobaczyłem informacje o warsztatach Bożny Wydrowskiej i postanowiłem, że czas spróbować. Generalnie tańczę od piątego roku życia. Mama zapisała mnie wtedy na taniec towarzyski i dziś uważa chyba, że to był jej największy błąd. (śmiech) Towarzyski tańczyłem do 12. roku życia, a potem wszedłem w hip hop. Całe życie wszyscy powtarzali mi, że prawdziwy sport to boks, a nie jakieś tańce. Trenowałem więc hokej, trochę pływałem, podnosiłem ciężary… Dalej jednak, jako tańczący chłopak, byłem wyśmiewany. W szkole zawsze miałem dobre oceny, co też nie pasowało do stereotypu „prawdziwego” mężczyzny. W Kazachstanie jest powiedzenie, że prawdziwy mężczyzna musi wyglądać tylko trochę lepiej niż małpa.

Piękne, z pewnością trudne, ale mocno przerysowane pozy z voguingu raczej do tego nie pasują.

Ja też (Jake zaczyna mówić niskim głosem) mogę być w chuj męski. Ale mogę być też (wysokim głosem, zginając nadgarstki) „O bitch!”. To może się przenikać, jeśli masz na to ochotę. Nie ma w tym nic złego. W ballroomie jest kategoria, która nazywa się Twister – na początku udajesz twardego, hetero mężczyznę, a potem zaczynasz szaleć i pokazywać zupełnie inną, „przegiętą” stronę. Wszystko można połączyć! Mam rosyjskie podejście do tańca, co można streścić jako: zapierdalaj, ćwicz do upadłego, by wygrać. Tymczasem w voguingu nie chodzi o wygranie, a o zabawę, o opowiedzenie swojej historii na wybiegu, pokazanie emocji, o celebrację siebie. Tego się nauczyłem.

Jak rozumiem, występowałeś już na tych głównych scenach voguingu?

Tak. Występowałem – tutaj uwaga – w Kazachstanie! I tam wygrałem jedną kategorię. Występowałem kilka razy w Berlinie, tam raz też wygrałem. No i w Polsce. Znany coraz szerzej Bal u Bożny to właśnie major scene.

A jak porównujesz voguing w Polsce do tego, co widziałeś za granicą?

Jest coraz lepiej. Jeśli chodzi o tancerki i tancerzy, biorących udział w balach, to jest około 80 osób. Muszę jednak przyznać, że nawet w Kazachstanie poziom umiejętności był wyższy. Wynika to jednak, jak wspomniałem, z kultury – tam, jak się czymś zajmujesz, to na 100%. Jeśli zapisujesz się na kurs tańca, to on odbywa się co najmniej trzy razy w tygodniu, a w Polsce spotkania raz na tydzień to dla niektórych zbyt często. Z kolei do Berlina vouguing zawitał wcześniej.

Co gdybym chciał nauczyć się voguingu?

O kochany, musisz znaleźć sobie instruktora! Polecam się. Tutoriali jest tysiące i bierze się za to coraz więcej niekompetentnych osób. Nauczą się jednego ruchu rękoma i robią z tego warsztaty za pieniądze. Dramat. Albo nazywają imprezy, które nic nie mają wspólnego z voguingiem, balami. Prawdziwe bale w Warszawie organizuję ja i Bożna, w Poznaniu Magdalena Marcinkowska z House of Revlon i we Wrocławiu Kamila Górny, również z House of Revlon. Na ostatnim balu, który organizowałem w Spatifie było 200 osób! Wszyscy byli odjebani, mieli specjalne kreacje… Dlatego też na każdym balu jest ochrona, która ma zapewnić, że nikt niepożądany tam nie wejdzie. Na balu każdy ma się czuć bezpiecznie, być sobą i móc tej nocy być totalnie queerowy. W „Pose” mocno wybrzmiewa rywalizacja między „domami”. W Polsce jest to też tak wyraźne? Jeśli chodzi o major scene, to w Polsce funkcjonują dwa house’y międzynarodowe – bardzo stary i znany House of Milan, który zrodził się w Stanach, i naprawdę dobry technicznie House of Revlon. W Polsce są członkinie tych dwóch house’ów, więc one rywalizują. W kiki house też rywalizujemy, ale raczej w tańcu, a nie na takim poziomie personalnym, jak to widziałeś w „Pose”. Ja od roku mam swój house – Kiki House of Femina, złożony z moich pierwszych, najwytrwalszych uczennic i uczniów. Tłumaczę ciągle moim dzieciakom, że jest nas tak mało, jesteśmy jedną społecznością i musimy być razem. Ostatnio mieliśmy nawet wspólne warsztaty w Poznaniu i było naprawdę miło!

Jak dziś działa house? To dalej taka nieformalna rodzina, która oprócz tego, że tańczy, to spotyka się wspólnie na niedzielny obiad, wspiera się nawzajem, czasem mieszka razem?

Przed pandemią oczywiście często się spotykaliśmy i wychodziliśmy razem na imprezki. Ale teraz wiadomo… Wszystkie relacje społeczne się jakby trochę „popsuły”. To ludzie z totalnie różnych światów – jedna osoba jest psychoterapeutą, ktoś inny jest magistrem wiedzy o teatrze, kolejna pracuje w markecie. Większość dzieciaków z mojego domu nie tańczyła nigdy wcześniej. Może ich umiejętności nie są jeszcze na wysokim poziomie, ale atmosfera jest super. Jeśli chodzi o ballroom, we wszystkim pomogę, załatwię, nauczę, ale jeśli chodzi o życie prywatne, to jesteśmy jednak dorosłymi ludźmi. To już nie są te czasy, gdy starsze pokolenie brało w opiekę młode, wyrzucone z domu osoby LGBT+, wspólnie żyli, składali się na rachunki. Jeśli jednak mogę, to oczywiście im pomagam, chociaż raczej nie finansowo. (śmiech) 

Ostatnio twoje umiejętności mogło podziwiać szersze grono widzów. Wystąpiłeś w programie „Usłyszcie nas!” w TTV.

Byłem przekonany, że po nim stanę się osobą publiczną, ludzie będą rozpoznawać mnie na ulicy i już nawet na Grindra nie będę mógł wejść, bo nie wypada takim gwiazdom. (śmiech) Cóż, na ulicy nikt mnie nie rozpoznał, ale na Grindrze – trzy osoby. (śmiech) To było fajne doświadczenie pracy w telewizji. Dużo zobaczyłem, dużo poznałem. Ile Kazachów było w polskiej telewizji? Ilu voguerów było w polskiej telewizji? Jestem z tego dumny.

Powiedziałeś, że szukasz męża. To jaki on ma być?

Oh, baby… Is this the proposition? (śmiech) Przyznaję, jestem znany z tego, że jestem bitchy with a high standard – no ale trudno! Szukam, ale w tej chwili też chcę mocno inwestować w siebie i się rozwijać, więc poszukiwania ograniczam do Grindra. Niestety nikt nie zaprasza mnie na randki, wszyscy tylko na ruchanie. Oczywiście jak się bardzo chce, a mi się chce właściwie zawsze, to też fajnie, ale bawi mnie to coraz mniej. Chciałbym poznać kogoś, kto byłby mi naprawdę bliski. Kogoś, z kim mógłbym świętować nasze sukcesy, wspierać się w trudnych chwilach, spędzać czas razem, trzymać się za ręce… Kogoś, do kogo mógłbym przytulić się, wracając do domu po ciężkim dniu pracy. Ja jestem a Hopeless Family-Oriented Romantic. (śmiech)

Tekst z nr 91 / 5-6 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Cały ten voguing

Artystka wizualna BOŻNA WYDROWSKA opowiada o tym, jak buduje kulturę ballroomową w Polsce. Współzałożyła grupę Kiki House of Sarmata, czyli międzynarodową społeczność osób tanecznych. Od kilku lat cała Warszawa mówi o zainicjowanym przez nią Balu u Bożeny, czyli wydarzeniu performatywno-tanecznym, zrzeszającym liczne grupy osób LGBT+. Tekst: Jakub Wojtaszczyk

 

Foto: Karolina Zajączkowska

 

Ballroomy to zjawisko kontrkulturowe i wspólnotowe, na które składają się bale, czyli cykl imprez tanecznych stworzonych głównie przez białych i czarnych gejów oraz ludzi trans w drugiej połowie XIX w. w Harlemie. Dzisiejszym balom bliżej do tych z lat 80., budujących undergroundową subkulturę osób LGBT+. Ze sceną ballroomową ściśle związany jest vogue, czyli wysoce stylizowany taniec, który na dobre rozpowszechnił się pod koniec lat 80. w Nowym Jorku. Podczas imprez osoby rywalizują w kategoriach taneczno-wizerunkowych. W popkulturze ten styl tańca rozpowszechniła Madonna w ikonicznych dziś utworze i teledysku „Vogue”. Natomiast scenę ballroomową portretował dokument „Paryż płonie”, a ostatnio serial „Pose”. Jeśli w polskim ballroomie można mówić o ikonach, Bożna na pewno jest jedną z nich. To jej historia.

Olśnienie w Czechach

Bożna Wydrowska zakochała się w tańcu na gdańskiej ulicy, na której zobaczyła grupę chłopaków ćwiczących breakdance. Niebawem zapisała się na zajęcia, by opanować technikę. Wkręciła się też w popping, który przez szybkie napinanie i rozluźnianie mięśni nadaje ciału robotyczne ruchy. Hołubiąca maczyzm kultura hip-hop rezonowała z wychowaniem Bożny, wśród braci słuchających ciężkiego rapu i spędzających dni na boisku do kosza, i znacząco na nią wpłynęła. Sprawiła, że nie chciała być dziewczyną, tylko jednym z ziomków, chłopaków.

Nie chciałam dorastać, ponieważ nie chciałam zostać sprowadzona do wzorca kobiety, która jest uciechą dla męskiego oka. Zakrywałam figurę szerokimi ubraniami, a w ruchu i zachowaniu wypierałam wszelką dziewczęcość. Odnalazłam się w tańcu, jednak wystarczy posłuchać rapu, by dowiedzieć się, co raperzy myślą o kobietach. Czułam, że świat zewnętrzny sprowadzał mnie do poziomu ciała i jego atrakcyjności. Powodowało to duży dysonans pomiędzy tym, jak się czułam, a tym, jak odbierali mnie inni. Miałam poczucie, że nie przynależę i nie mogę się dopasować. Z jednej strony nie akceptowałam mojego ciała, z drugiej marzyłam o byciu modelką, bo to był jedyny wizerunek kobiety sukcesu, jaki widziałam w mediach – opowiada na spotkaniu ze mną Bożna.

W 2012 r. zapakowała do walizki szerokie spodnie, bluzy z kapturem i oversize’owe T-shirty, na nogi włożyła adidasy. Dopiero co osiągnąwszy pełnoletność, wyjechała na Street Dance Kemp do Czech, dokąd ciągnęli_ły tancerze_ki z całego świata. Wśród nich był voguer Javier Ninja, członek legendarnego House of Ninja, jednego z najważniejszych domów voguingowych Nowego Jorku. To właśnie dzięki niemu i jego opowieściom patriarchalne fundamenty, na których był zbudowany świat Bożny, zostały zachwiane. Voguer przedstawił warsztatowiczom_kom historię ballroomu i voguingu, wyjaśnił, że chodzi o eksplorację własnych marzeń i przedstawianie ich w ruchu.

Historia voguingu sięga lat 70., kiedy powstał pierwszy czarny bal, który zorganizowały drag queens Crystal i Lottie Labeija, znane chociażby z dokumentu „Th e Queen”. Później, w latach 80., podczas balu Paris is Burning, Paris Dupree wyszedł z gazetą „Vogue”, wertował jej kartki do muzyki i pozował. Mimo że nie ma sztywnych dat, uznaje się, że kluczowe dla rozwoju voguingu były lata 80., gdy street dance eksplodował w Nowym Jorku. Ludzie dosłownie tańczyli na ulicach, powstawały house i hip-hop – mówi Bożna.

Warsztatowicze_czki dowiedzieli się, że tworzone przez represjonowaną czarną queerową społeczność bale (z ang. ball), czyli wielkie imprezy-konkursy, polegały na performowaniu uprzywilejowanego życia białych osób, czyli świata dla wielu – przez rasizm, homofobię i kapitał – niedostępnego. Od tego czasu kultura ballroomowa nieustannie inspiruje nowe pokolenia queerowych osób, które szukają w niej bezpieczeństwa, możliwości ekspresji i eksperymentowania ze swoim ciałem czy strojem.

Z opowieści Javiera wyłonił się obraz rozległego świata, o którym nie miałam wcześniej pojęcia. Mimo że był tak odmienny od mojego, od razu poczułam, że chcę do niego należeć. Również za pomocą ubioru w ballroomie osoby całkowicie zmieniały charakter i sposób poruszania się. Podobnie ja, tańcząc breakdance, opowiadałam historię ruchem i kontrolowałam to, jak ludzie mnie postrzegają. To, co mi zaimponowało w voguingu oraz w energii Javiera, to celebracja kobiecości – silnej, niezależnej i zjawiskowej.

Łosiu pokazuje Bożnie Vogue Old Way

Z Czech wróciła odmieniona. Sportowe buty i szerokie ubrania porzuciła na rzecz dopasowanych ciuchów, zaczęła interesować się fotografią mody i obejrzała polecany przez Javiera Ninja dokument „Paryż płonie”. Film w reżyserii Jennie Livingston zabrał Bożnę w podróż do lat 80., do wielobarwnego środowiska drag queens, świata, którego nie dostrzegała z okien bloku. W domu ćwiczyła voguing i odkrywała w sobie pokłady nowej ekspresji. Tuż po maturze przeprowadziła się do Warszawy, by studiować fotografię. W przyszłości przeniesie się na Akademię Sztuk Pięknych.

Kiedy rozmawiam z osobami tańczącymi voguing o ich początkach, dominuje narracja pokątnego otrzymania wiedzy tajemnej, później, niczym prometejski ogień, rozdzielanej między chętnymi. Podobnie jest w przypadku Bożny. Co prawda Javier Ninja rozniecił w niej chęć do tego typu ekspresji ruchowej, jednak nie powiedział, że istnieje wiele stylów voguingu. Legendarny tancerz specjalizuje się w Vogue New Way, który charakteryzuje się dużą elastycznością ciała, wysublimowanymi pozami i geometrycznymi ruchami rąk. Tymczasem Bożna nie należy do najbardziej rozciągniętych osób, o szpagacie może zapomnieć. Dlatego początkowo tańczyła dla własnej przyjemności, na imprezach albo w zaciszu własnego mieszkania. Wszystko zmienił Łosiu, tancerz również poznany na Street Dance Kemp.

Łosiu pojechał do Rosji na obóz poświęcony kulturze ballroomowiej, gdzie zostały zaproszone ikony z USA. To właśnie one przekazały mu wiedzę na temat technik i zasad dotyczących danych kategorii ballroomowych. Voguing, który wchodzi w kategorie Performance, wraz z innymi kategoriami, jak Sex Siren and Body, Beauty, Fashion i Realness, niegdyś był czystą improwizacją. Dopiero w latach 80. i 90. został skodyfikowany. Dziś w każdej kategorii zapisany jest system ruchu i zachowań, który należy opanować – wyjaśnia Bożna.

Łosiu, którego zaproszono do Th e Iconic Royal House of Milan, sławnego domu voguingowego, pokazuje Bożnie Vogue Old Way, pierwszy styl taneczny w voguingu.

Początkowo ten styl nazywał się Pop, Deep & Spin. Do muzyki należało robić przejścia pomiędzy pozami, następnie je zatrzymać i dodać popa, czyli spięcie mięśni. Kolejnym krokiem jest zejście do pozy na ziemi i w tej pozie dotknięcie czubkiem głowy podłogi. Jest tutaj również spin, czyli należy wykonać obrót. W latach 90. tę kategorię nazwano voguingiem. Natomiast kiedy w ballroomie pojawiła się generacja bardziej klasycznie wykształconych tancerzy, mających inną technikę i feeling w ruchach, podzielono tę kategorię na tradycyjny styl Vogue Old Way i nowy styl Vogue New Way.

Bożnie spodobało się, że Vogue Old Way daje, jak mówi, możliwość bycia „superkobiecym” i „supermęskim”, wojowniczym czy bardziej wyrafinowanym. Mniej sztywne ramy oznaczają większe możliwości eksplorowania swojego charakteru.. Bożnie zdarza się wychodzić w Runway with a Twist, czyli poruszać się krokiem i prezentować ubiór niczym na wybiegach haute couture womenswear i menswear. W kategoriach Fashion nie tylko należy dobrze odzwierciedlić sposób chodzenia „męskich modeli” (All American Runway) lub „kobiecych modelek” (European Runway), ale również opanować transformacje między pozami, obrotami, półobrotami, wyuczyć się odpowiedniego układania nadgarstków, palców czy dłoni na ciele. Liczą się też obecność performerki oraz odpowiedni outfit, w którym się performuje.

W tej kategorii spełniam moje młodzieńcze marzenie bycia modelką! – śmieje się Bożna. Nieważne, jakie masz ciało albo co potrafisz zrobić fizycznie, liczą się twoja persona, energia i styl. Poza ballroomem jestem dosyć nieśmiała, w nim – totalnie wyłamuję się z narzuconych kulturowo reguł. Ruch i wygląd, który zmieniam, sprawiają, że moja obecność jest inna. Staję się swoimi fantazjami albo fantazjami innych ludzi.

Z kolei Vogue Fem to dla Bożny przepracowywanie hegemonii patriarchatu i queerowanie tożsamości.

Tutaj performuje się wyraźne i dynamiczne ruchy oraz gesty uważane za stereotypowo kobiece. Uważam, że demaskują konstrukt kobiety jako efekt patriarchalnego świata, który dzieli nas wedle hierarchii płciowych, by potrzymać heteronormę i kontrolować naszą seksualność. Vogue Fem jest właśnie emancypacją kobiecej siły i seksualności bez względu na płeć. Co prawda nie wychodzę w tej kategorii, bo nie czuję potrzeby. Nie interesuje mnie wygrana trofeum – jest to dla mnie podróż wsobna i doświadczenie wielu procesów, które we mnie zachodzą.

The Iconic Royal House of Milan

Regularna praktyka sprawiła, że Bożna pewnie wyszła w Vogue Old Way podczas jamu (treningu tanecznego po warsztatach) na obozie poświęconym ballroomowi w Bułgarii w 2014 r. Pojechała tam, by móc ćwiczyć pod okiem Stanleya Milana, wtedy ojca nowojorskiej fi lii The Iconic Royal House of Milan, do którego parę miesięcy wcześniej został zaproszony wspominany Łosiu.

Nikt nie wiedział, że będę wychodzić, i to jeszcze w Vogue Old Way! – wspomina moja rozmówczyni. Aby poczuć się pewnie na wybiegu, muszę mieć dobrą stylizację. Pamiętam, że wtedy przygotowałam czarne garniturowe spodnie z wysokim stanem, bikerowe buty, burgundową welurową bluzkę, okulary lenonki i duży kolczyk w prawym uchu. Wszyscy byli pod wrażeniem, zdobyłam pierwsze miejsce, pokonując osoby początkujące i zaawansowane!

Nowicjuszka zrobiła takie wrażenie, że dostała zaproszenie od dwóch domów – House of Army, pierwszego domu voguingowego w Polsce, niegdyś stworzonego przez Olę Olichwer, i nowojorskiego Th e Iconic Royal House of Milan, powstałego w 1989 r. z inicjatywy Erica Christiana Bazaara. Bożna postanowiła dołączyć do tego drugiego, aby móc wspierać swojego pierwszego nauczyciela – Łosia. Przyjęcie do międzynarodowej społeczności oznacza też pomoc ojca lub matki, czyli osoby stojącej na czele domu, przekazującej wiedzę, a także wsparcie od pozostałych „dzieci”. Im bardziej prestiżowy house, tym większa renoma na scenie ballroomowej. Skandowanie widowni: „Milan, Milan”, dodawało Bożnie animuszu, kiedy szła po wybiegu. Obecnie już nie należy do tego domu, ponieważ wraz z resztą rodzeństwa i ojcem Stanleyem otwierają nowy house, który zaprezentują w tym roku w Europie oraz w Nowym Jorku.

Ekscytująco jest obserwować zmiany, które z biegiem lat zachodzą w kulturze ballroomowej. Jestem ciekawa, co przyniesie przyszłość – dodaje.

Kiedy w 2018 r. do Polski przeprowadził się Danil, wtedy również członek Th e Iconic Royal House of Milan, Bożna ściągnęła go do Warszawy. Wspólnie rozkręcili warszawską scenę ballroomową. Wcześniej moja rozmówczyni sama organizowała bale. Pierwszym był Bal u Bożeny w klubie Chmury w 2016 r., wydarzenie łączące ballroom z lokalną sceną klubową. Za motyw przewodni Bożna obrała „Paryż płonie”, aby oddać cześć osobom, od których wszystko się zaczęło.

Każdy bal ma określone reguły, wedle których powinien być zorganizowany, np. ważne są kompetentny panel sędziowski, motyw przewodni oraz konkretny rodzaj muzyki w poszczególnych kategoriach. Organizując bale, zawsze opierałam się na kapitale społecznym, czyli zapraszałam osoby z różnych środowisk, zaprzyjaźnionych didżejów i didżejki, wybierałam kluby, z którymi sama współpracuję. Przed dobraniem kategorii konsultujemy się z naszymi dziećmi, czyli bliskim nam osobami, które są aktywne w warszawskim ballroomie. Niektóre kategorie mają za cel zmotywować niedowiarków we własne umiejętności, inne, jak Spectators Dance Off , skierowane są do osób, które nie tańczą voguingu, a chciałyby wyjść na wybieg i pokazać swoje umiejętności taneczne.

Na pierwszym balu wśród kategorii pojawiły się też bardziej klasyczne, jak Runway, Old Way vs. New Way, Femme i Best Dressed Spectator, czyli kategoria, w której wybiera się najlepiej wystylizowaną osobę. Wśród kolejnych odsłon imprezy, zatytułowanych m.in. „Mortal Kombat”, „Liquid Sky”, „Th e Greatest 90’s Divas” czy „Th e Last Judgement”, można wyjść np. w Virgin Performance dla początkujących, Sex Siren, czyli kategorii gdzie performuje się seksapil, Hands Performance czy Arms Control, a więc element voguingu, gdzie wykonuje się ruchy tylko rękoma i dłońmi, z którego znany jest Javier Ninja.

Czy ja w ogóle mam orientację?

Bal u Bożeny rozlał się na całą Warszawę, a jego odcinki, jak nazywane są kolejne odsłony, organizowane są w wielu klubach, jak wspominane Chmury, Jasna 1, Bar Studio czy Pogłos. Walą tłumy. Media piszą o „najbardziej szalonej imprezie stolicy”, a do organizatorki docierają głosy: „Miasto tego potrzebowało”.

Od samego początku interesowała mnie też integracja warszawskiego środowiska queerowego, bo było ono stosunkowo rozproszone. Wcześniej polski ballroom miał charakter czysto taneczny, a dla mnie zawsze ważny był jego aspekt społeczny i kulturowy. Stąd też jako pierwsza wprowadziłam kategorie dla drag queens, czyli Best Drag Make Up i Lip Sync Performance, by włączyć jeszcze więcej osób nieheteronormatywnych.

Sama Bożna identyfikuje się jako osoba o płynnej tożsamości, dlatego też w ballroomie tworzy kategorie dla osób niebinarnych. Od dziecka nie potrafiła, jak przyznaje, określić, po której stronie spektrum się znajduje. Dopiero voguing i ballroom dały jej przestrzeń do eksplorowania i przepracowywania męskości i kobiecości. Pozwalają też Bożnie zrozumieć, że jej orientacja seksualna również jest płynna.

Czasami nawet nie jestem pewna, czy ona w ogóle istnieje – dodaje. Długo nie mogłam odnaleźć się w narzuconym modelu bycia dziewczyną. Przestrzeń ballroomu i sam performance pozwoliły mi zaakceptować w sobie męską i kobiecą energię.

Wraz z premierą serialu „Pose”, o scenie ballroomowiej w Nowym Jorku lat 80. i 90., a także wraz z intensyfikacją popularności reality show „RuPaul’s Drag Race” oraz związaną z nią erupcją polskiego dragu i popularnością Bali u Bożeny, coraz więcej osób chce spróbować sił w voguingu. Tłumnie zapisują się na warsztaty prowadzone przez Bożnę i Danila. Niektóre z nich zostają na dłużej i zaczynają się zwracać do prowadzącej i prowadzącego, wedle tradycji domów voguingowych, per „mamo” i „tato”. Potrzeba stworzenia polskiego house’u pojawia się naturalnie.

Kiedy z Danilem uzyskaliśmy pozwolenie od naszego ojca, Stanleya Milana, by stworzyć nasz własny, lokalny dom, nie wahaliśmy się ani chwili dłużej – opowiada Bożna. Już w styczniu 2019 r. oficjalnie powstał Kiki House of Sarmata. Nazwa jest przewrotna, ma na celu queerowanie polskiej nacjonalistycznej historii. W naszej rodzinie jest łącznie 15 osób, a ponad połowa z nich jest innej narodowości niż polska.

Kiki House of Sarmata należy do sceny „kiki”, która w przeciwieństwie do „major” (czyli np. House of Milan) przeznaczona jest dla osób początkujących, gdzie stres jest mniejszy i poprzeczka zawieszona niżej. Bożna podkreśla, że ballroomu nie ma bez historycznej świadomości.

Nie można odłączyć voguingu od kultury, co często robią media, zawłaszczając sobie czysto estetyczny aspekt tego tańca i go kapitalizując, pozbawiając politycznego ładunku. Jeżeli ktoś chce być częścią ballroomu, musi poznać jego historię oraz ją uszanować. Ta kultura powstała wśród społeczności, która nie miała żadnej widzialności, nie mogła po prostu być. Tworzyły ją osoby będące w totalnej opozycji do heterocentrycznego świata, który narzucał jedyną możliwą formę życia. Kto się nie podporządkował, był wykluczony. Wyobrażasz sobie budować swoją tożsamość na byciu odtrąconym? Dlatego ballroom jest dla mnie ucieleśnieniem walki o prawo do samostanowienia. Stąd jego charakter polityczny, a każdy ruch jest tego wyrazem, z czegoś wynika. Czuję się odpowiedzialna za to, by szerzyć kulturę ballroomową w Polsce, ponieważ jest nam potrzebna. Mimo że została stworzona w całkiem innym świecie, jej przesłanie oraz wymiar są nadal aktualne tu i teraz w Polsce.  

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.