Spork

Spork, 2010, USA, reż. J.B. Ghuman JR, oufilm.pl, DVD grudzień 2012

 

fot. mat. pras.

 

Spork to rodzaj sztućca, który ma cechy i widelca, i łyżki. Jest to też imię nastoletniej dziewczynki mieszkającej z ojcem w przyczepie kempingowej. Spork ma tajemnicę: urodziła się hermafrodytą – jest więc inna, a to oznacza kłopoty. Wiemy, jak okrutni potrafią być rówieśnicy, gdy się ma czternaście lat. Wbrew wszystkiemu i z pomocą zdobywanych powoli przyjaciół, Spork zaczyna wewnętrzną przemianę. Stopniowo wychodzi z zamykania się w sobie i zaczyna walczyć o prawo do bycia sobą. Tematyka filmu – superważna, tylko realizacja co najwyżej średnia i nawet oryginalna konwencja komedii muzycznej nie pomaga. (Mariusz Chabasiński)

 

Tekst z nr 40/11-12 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Wszystkie miłości Elliota

Elliot Loves, 2012, USA, reż. Terracino, outfilm.pl, DVD, listopad 2012

 

fot. mat. pras.

 

Tytułowy Elliot to młody, trochę postrzelony chłopak z rodziny o dominikańskich korzeniach. Jego mama wikła się w kolejne toksyczne związki. On też szuka miłości i też ciągle trafi a na nieodpowiednich facetów. Na tym tle dochodzi między nimi do nieustannych konfliktów, aż w końcu mamy katharsis… Ten niskobudżetowy fi lm bez wielkich ambicji, ale i bez wielkich wpadek, niesie kreacja Fabio Costaprado w głównej roli – wrażliwego zawadiaki z zakręconą czupryną nie można nie polubić. (Mariusz Chabasiński)

 

Tekst z nr 40/11-12 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Na południe

Plein Sud, 2009, Francja, reż. S. Lifshitz, oufilm.pl, DVD, grudzień 2012

 

foto. mat. pras.

 

Komu przypadły do gustu filmy Lifshitza „Prawie nic” i „Wild Side” (dostępne na DVD), ten polubi również „Na południe”. Ujęcia rozedrgane jak życie wewnętrzne bohaterów, raczej fragmentaryczna fabuła, wysublimowane zdjęcia i niewypowiedziane gorące uczucia. 27-letni Sam podróżuje swym Fordem po Francji w kierunku Hiszpanii. Razem z nim Lea i jej brat Matthieu oraz przygodny autostopowicz Jeremie. Relacje między nimi komplikują się coraz bardziej i bardziej. Lea jest nieobliczalna, Matthieu kocha się w Samie, Jeremie próbuje poderwać Leę, Sam ma ambiwalentne uczucia wobec całej trojki i dręczą go wspomnienia. A wszyscy są tak atrakcyjni fizycznie, że samo patrzenie na nich sprawia przyjemność. (Mariusz Kurc)

Tekst z nr 40/11-12 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tęczowych świąt!

Make a Yuletide Gay, 2009, USA, reż. R. Williams, outfilm.pl, DVD, grudzień 2012

 

foto. mat. pras.

 

Homoseksualna „propaganda” zagląda pod choinkę! Oto bożonarodzeniowa gejowska komedia romantyczna. Jak znalazł dla tych, co chcą rodzicom zrobić świąteczny prezent w postaci coming outu. Olaf (ksywka „Gunn”), chciałby w końcu powiedzieć „to” niczego niepodejrzewającej mamie i tacie, który też nic nie czai. Ale wszystkie „oczywiste” oznaki gejostwa Gunna przechodzą niezauważone. Dopiero, gdy wkracza jego wyoutowany chłopak – Nathan… Ten film jest jak piosenka „Have Yourself a Merry Little Christmas” – problemy albo łatwo rozwiązać, albo same odejdą w niepamięć. Wszyscy się kochają, gdy w rodzinnej atmosferze zasiadają do świątecznego stołu, a w piekarniku pachną słodkie ciasteczka. Dla amatorów/ek słodkości. (Michał Kośka)

 

Tekst z nr 40/11-12 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Rock Hudson puszczał oko

Gej, który udawał heteryka, w „Telefonie towarzyskim” zagrał heteryka, który udawał geja

 

fot, mat. pras.

 

Tekst: Krzysztof Tomasik

Trzydzieści jeden lat temu jego śmierć odbiła się echem także w Europie, ale w USA była prawdziwym wstrząsem. I nie chodziło tylko o to, że był pierwszą sławną osobą, która zmarła na AIDS. Równie szokująca (a dla niektórych przerażająca) była informacja, że gwiazdor Hollywood, symbol seksu i ideał męskości, cokolwiek ten tytuł oznacza, był gejem.

Milionom widzów nie pasował na geja. Znali go od kilkudziesięciu lat. Wydawał się taki nieskomplikowany, atrakcyjniejsza wersja zwyczajnego Amerykanina. Do tego ucieleśnienie „amerykańskiego snu”, w którym zwykły chłopak urodzony w niezbyt zamożnej rodzinie może zostać sławnym aktorem.

Ach, to ciało!

Roy Fitzgerald wcale nie był przekonany, że powinien grać. Kiedy w wieku 21 lat przeprowadził się do Los Angeles, zapisał się co prawda na kursy dramatyczne, ale szybko je przerwał, gdy oznajmiono mu, że nie ma talentu. Nie wiadomo, jakim cudem przeoczono inny atut – wspaniałe ciało. 1,95 cm wzrostu i mięśnie, które pojawiły się same, bo nigdy nie ćwiczył.

Dopiero gej się na nich poznał. Henry Willson był agentem specjalizującym się w wyszukiwaniu atrakcyjnych chłopaków i robieniu z nich aktorów. Na Roya zwrócił uwagę od razu i nie pomylił się, to było jego największe odkrycie. Zaczął od wymyślenia chwytliwego pseudonimu – w ten sposób narodził się Rock Hudson.

Początki na ekranie były typowe – od 1948 r. pojawiał się w epizodach w westernach i filmach wojennych. Potem grał coraz większe role, do tego trwała ofensywa medialna. Nawet dziś może robić wrażenie ilość robionych dla prasy zdjęć, na których Rock pozuje jedynie w kąpielówkach. Nie miał jeszcze na koncie znaczących fi mów, ale dzięki tego rodzaju promocji stał się jednym z młodych, popularnych, dobrze rokujących aktorów. Uwodził niemal całą populację. Mężczyźni hetero chcieli być nim, kobiety hetero chciały być z nim. Geje też.

Przez całe lata 50. homoseksualizm Hudsona był jedną z najściślej strzeżonych tajemnic w Hollywood. Wszystko nadzorował Willson, który miał wprawę, w końcu sam także się ukrywał. Publicznie aktor musiał pokazywać się z kobietami, z niektórymi także sypiać. Oficjalną partnerką była przez kilka lat aktorka i tancerka Vera-Ellen. O związku z mężczyzną nie mogło być mowy, ale czasem Rock „nie wytrzymywał” – wtedy kończyło się na jednorazowym seksie z przypadkowym facetem. W połowie lat 50. był na szczycie. Miał trzydzieści lat i kręcił „Olbrzyma” (1956), który po latach uznawał za swój najważniejszy fi lm. Plotki o homoseksualizmie wracały jak bumerang, nie można było dłużej ryzykować – musiał się ożenić. Wybranką okazała się sekretarka agenta gwiazdora – Phyllis Gates. Małżeństwo trwało niespełna trzy lata. Do dziś nie jest jasne, czy Gates została przekupiona przez Willsona i świadomie wzięła udział w ślubnej maskaradzie, czy też wykorzystano jej naiwność. Krótko przed śmiercią w telewizyjnym talk-show pożycie z Rockiem przedstawiała jako idyllę, a rozwód dla niej samej miał być zaskoczeniem.

Z Doris Day jak z siostrą

Ślub z pewnością nie zaszkodził w karierze Hudsona. Za „Olbrzyma” otrzymał swą jedyną nominację do Oscara. To jednocześnie pożegnanie z pewnym typem ról. Kończy się czas westernów i sag z życia Południa. Kojarzony z rolami mocnych facetów, nieoczekiwanie świetnie odnalazł się w innym typie kina – komediach romantycznych. W parze z Doris Day odniósł gigantyczny sukces „Telefonem towarzyskim” (1959). Potem zagrają razem jeszcze dwa razy. Oglądane dziś fi lmy Rocka Hudsona z lat 60. mogą wprawić w zdumienie. Często odnosi się wrażenie, że pod pretekstem banalnej historii miłosnej, twórcy starają się w jakiś sposób przekazać informację o homoseksualności aktora i granych przez niego bohaterów, a nie mogąc tego zrobić wprost bez przerwy puszczają oko, wykorzystują kamuflaż i przeróżnego rodzaju sugestie. Znaczący jest już sam fakt, że prawie zawsze Hudson gra postacie, które z jakiegoś powodu udają kogoś innego niż są w rzeczywistości. Nie bez znaczenia jest też partnerka – o Doris Day mówiło się, że jest typem kobiety, którą każdy mężczyzna chciałby mieć za… siostrę. Ich relacja na ekranie przypomina bardziej kumpelską parę, która lubi się przekomarzać niż spragnionych swych ciał kochanków.

Jeśli chodzi o sugestie homoseksualne, to już w „Telefonie towarzyskim” jest scena, w której główny bohater – zatwardziały kawaler, by uwieść upatrzoną kobietę, udaje przed nią prostodusznego faceta z Teksasu. Żeby jednak nie czuła się zbyt pewnie, w pewnym momencie postanawia zasugerować, że Teksańczyk jest gejem. Oczywiście homoseksualizm jest jedynie pokazany poprzez sposób, w jaki bohater odgina palec, kiedy trzyma filiżankę, opowiada o pieczeniu ciasta i przywiązaniu do mamusi. To wystarczy do stworzenia piętrowej komplikacji Jeden z przyjaciół Rocka wspominał, że czasem w grupie gejów urządzali sobie pokazy starych filmów aktora. Mieli niezły ubaw, gdy siedzieli ze znajomym gejem, który jako heteryk odgrywał heteryka udającego geja.

Podobny schemat fabularny został zastosowany w drugim wspólnym filmie Hudsona i Day – „Kochanku, wróć” (1961). Znów bohater Rocka udaje swe przeciwieństwo – nieśmiałego w stosunku do kobiet naukowca chemika, laureata nagrody Nobla. Tym razem kobieta orientuje się w sytuacji i w ramach rewanżu zostawia niedoszłego kochanka na plaży i zabiera mu ubranie. Nie był to jeszcze czas nagości na ekranie, więc bohater musi się czymś okryć. Udaje mu się zdobyć jedynie piękne futro z kołnierzem, niesięgające nawet kolan. Kiedy wraca w nim do domu, widzi go dwóch mężczyzn, którzy do tej pory podziwiali w nim playboya, a teraz są przekonani, że odkryli jego prawdziwą naturę – homoseksualną.

Wreszcie ostatnia wspólna komedia Day i Hudsona – „Nie przysyłaj mi kwiatów” (1964). Tym razem grają bezdzietne małżeństwo wiele lat po ślubie. On jest hipochondrykiem, który usłyszał złą diagnozę i jest przekonany, że wkrótce umrze. Co robi w tej sytuacji? Postanawia znaleźć męża dla przyszłej wdowy. Mało to prawdopodobne, ale owocuje świetnymi scenami. Jedna z najciekawszych to moment, w którym bohater obserwuje kolejnych mężczyzn i ocenia ich pod kątem atrakcyjności i przydatności do małżeństwa. Może to robić bez żadnego niepokoju, bo oficjalnie chodzi o faceta dla żony. Czyżby ukryty gej, który nie jest w stanie zaakceptować swego homoseksualizmu? Świadczy o tym także scena, w której bohater wyrzucony na noc z domu idzie do przyjaciela. Śpią w jednym łóżku, ale nie mogą się dopasować, ciągle coś jest nie tak.

Ulubiony sport mężczyzn?

Za dwuznaczny można uznać tytuł innej komedii „Ulubiony sport mężczyzn” (1964). Szybko bowiem okazuje się, że ów ulubiony sport jest lubiany nie przez wszystkich mężczyzn, są wyjątki i to wśród osobników, po których nikt by się tego nie spodziewał. Rock znów gra kogoś, kto musi udawać. Tym razem speca od wędkowania, który pracuje w sklepie wędkarskim i pisze na ten temat poradniki, ale sam nie tylko nie łowi, nawet nie jada ryb. Wiarygodne? Jedyny sposób, by dostrzec w tej historii jakiś sens, to uznać, że wędkowanie symbolizuje podrywanie kobiet. Wówczas otrzymujemy dramat samego aktora: jest brany za kobieciarza, którym nie jest. Sensu nabiera wtedy długi monolog, w którym bohater zdesperowany wykrzykuje, że nie tylko nie wędkuje, ale nawet nienawidzi zapachu ryb i wszystkiego, co jest z nimi związane. Jako swoisty smaczek trzeba jeszcze wspomnieć scenę, w której zostają pomylone prawa jazdy, w efekcie bohater Rocka podaje do kontroli dokument wystawiony na kobietę. Policjanta wcale to nie dziwi i zaczyna się zwracać do niego damskim imieniem zapisanym w papierach.

Wraz z upływem lat zmieniał się typ postaci granych przez Hudsona. Zaskakującą rolę stworzył w komedii kryminalnej „Ładne dziewczyny ustawiają się w szeregu” (1971). Nieco już podstarzały, z sumiastymi wąsami, Rock właściwie sparodiował swój wizerunek uwodziciela. Był szkolnym trenerem i psychologiem nazywanym Tiger, którego nauczycielki i uczennice masowo uwodzą, wręcz same wchodzą do łóżka (czy raczej na biurko, bo na tym meblu odbywa się seks w gabinecie). Jednocześnie po pracy Tiger jest kochającym mężem i ojcem, który ma też mroczną stronę – lokalnego mordercy młodych dziewczyn. Uczniowi, który odkrywa jego sekret, wyznaje, że zabija, by móc skupić się na najważniejszym: młodych chłopcach, którym wpaja miłość do sportu!

***

Na początku lat 70. Hudson jeszcze raz skierował karierę na nowe tory – zaczął grać w telewizji. Odniósł spory sukces, kręcąc serial kryminalny „McMillan i jego żona” (1971-77). Dopiero wtedy przestał się obsesyjnie ukrywać. Oficjalnie wciąż był hetero, ale zaczął bywać w gejowskich klubach San Francisco, nie bojąc się, że zostanie rozpoznany. Na blisko dziesięć lat związał się z Tomem Clarkiem, który został jego przyjacielem do końca. Po rozstaniu w jego życiu pojawiła się nowa miłość – niespełna trzydziestoletni blondyn Marc Christian. Nie rozmawiali o HIV i uprawiali seks bez zabezpieczeń, nawet wtedy, gdy Rock znał już diagnozę. Niewiele wówczas wiedziano o wirusie, martwiono się o zdrowie Lindy Evans, z którą aktor całował się w słynnej „Dynastii” (1984-85). To była jego ostatnia rola.

Rock Hudson zmarł we śnie 2 października 1985 r. w domu w Beverly Hills. Nie dożył sześćdziesiątych urodzin.

 

***

Artykuł w ramach projektu realizowanego przy wsparciu Ambasady U.S.A. w Polsce.

This article was funded in part by a grant from the United States Department of State. The opinions, fi ndings and conclusions stated herein are those of the author and do not necessarily refl ect those of the United States Department of State.

 

Tekst z nr 64/11-12 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Wspaniała rzecz

Beautiful Thing (1996, Wielka Brytania), reż. H. McDonald, wyk. G. Berry S.Neal, premiera na outfilm.pl: luty 2016

 

fot. mat. pras.

 

Nastolatki LGBT nie mają zbyt szerokiej oferty, jeśli chcą obejrzeć, poczytać czy posłuchać o sobie. Serial „Glee”, powieść „Bierki” Marcina Szczygielskiego, album „Blue Neighbourhood” Troye’a Sivana… Jeśli chodzi o kino, do głowy przychodzi brazylijski fi lm „W jego oczach” (nagrodzony Teddy), brytyjskie „Get Real” oraz właśnie „Wspaniała rzecz” – naprawdę wspaniały komediodramat, który liczy już sobie – bagatela! – 20 lat i nigdy wcześniej nie był pokazywany w Polsce ani w kinach, ani w telewizji, ani na DVD. Teraz pojawia się na outfilm.pl.

Jesteśmy na blokowisku południowowschodniego Londynu. Jamie nie przepada za piłką nożną, co automatycznie plasuje go na dole listy popularności rówieśników. Jego świat kręci się wokół nieco postrzelonej mamy i jej kolejnych facetów oraz mocno postrzelonej sąsiadki. Mieszkający obok Ste ma gorzej – musi wytrzymywać z ojcem alkoholikiem i przemocowym starszym bratem. Gdy oberwie kolejny raz, ucieknie na noc do Jamiego. Dodatkowego łóżka brak, więc położą się spać głowami do stop. Z czasem jednak zmienią pozycję – na taką, w której wygodniej jest się całować…

„Wspaniała rzecz” ma najlepsze cechy specjalności brytyjskiego kina: łączy dowcip z trafnymi obserwacjami społecznymi i pozytywnym, wzmacniającym przesłaniem. Nie chcę spojlerować, ale jeśli odpowiednio się wczujecie, to na koniec rozsadzi was moc bijąca od tej „beautiful thing”, jaką jest pierwsza, ale już nie tak zupełnie niewinna, miłość. W Wielkiej Brytanii ten telewizyjny fi lm miał takie powodzenie, że wszedł do kin. (Piotr Klimek)

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Babka

Grandma (2015, USA), reż. P. Weitz; wyk. L. Tomlin, J. Garner, J. Greer, M. Gay Harden, L. Cox, S. Elliott, dystr. UIP, premiera w Polsce: 29.04.2016 r.

 

fot. mat. pras.

Elle jest seniorką, ale nie dajcie się zwieść stereotypom: ma energię jak megabateria, ciętą ripostę jak ciocia-cięta-riposta i cały feminizm świata w małym palcu. Oraz niezbyt dużo cierpliwości dla frajerów.

Jej długoletnia partnerka Violet już nie żyje, Elle ma nową, znacznie młodszą od siebie dziewczynę, ale nie o tym jest fi lm – w pierwszej scenie z nią zrywa. Pojawia się Sage, nastoletnia wnuczka, która oświadcza, że jest w ciąży i potrzebuje 630 dolarów na aborcję. Mamie boi się powiedzieć. Elle chwilowo nie ma gotówki, ale wnuczce w potrzebie nie pomoże? Oczywiście, że pomoże. Razem robią więc objazd po znajomych babci – trans właścicielce salonu tatuażu (Laverne Cox, patrz: str. 28/9), koleżance prowadzącej kafejkę z antykwariatem czy też kolesiu, z którym Elle próbowała nie być lesbijką 50 lat wcześniej. A zaczynają od chłopaka Sage, przy którym babcia daje próbkę swych możliwości perswazyjnych. Jądra tego leszcza zapamiętają Elle na długo.

Tak progresywnego filmu o prawach kobiet, o feminizmie, o aborcji – nie było u nas w kinach dawno, a może w ogóle? Nie ma mowy o dydaktyzmie, „Babka” ma formę raczej tragikomiczną (reżyseruje Paul Weitz od „Był sobie chłopiec”). Zawodzą tylko mielizny scenariusza – małe, ale uciążliwe nieprawdopodobieństwa, przez które historia traci na wiarygodności.

Rekompensatą jest, obok przesłania na miarę XXI wieku, Lily Tomlin jako Elle. Nawet jeśli szarżuje. Bo, znów, taka postać w kinie to rzadkość. Ta 76-letnia aktorka, gwiazda m.in. „Od dziewiątej do piątej” czy „Nashville” a także nowego serialu „Grace & Frankie”, jest lesbijką również poza ekranem. Dwa lata temu ożeniła się ze swą partnerką po ponad 40 latach związku. W filmie Lily-Elle mówi: Podoba mi się bycie starą. Młodzi są durni. Wnuczka mocno się nasłucha od babci, ale też i trochę zmądrzeje. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bogowie i potwory

Gods and Monsters (USA, 1998), reż. B. Condon; wyk. I. McKellen, B. Fraser, L. Redgrave, premiera na outfilm.pl: marzec 2016

 

fot. mat. pras.

 

Reżyser James Whale był pionierem horroru, autorem klasyków z lat 30.: „Frankensteina”, „Narzeczonej Frankensteina” czy „Niewidzialnego człowieka”. Był też jawnym gejem, co w Hollywood nawet dziś nie jest zbyt częste, a co dopiero w tamtych czasach. „Bogowie i potwory” to fikcyjna opowieść o tym, jak mogły wyglądać ostatnie miesiące życia 67-letniego, pochodzącego z Wielkiej Brytanii, filmowca. Gra go wyśmienicie Ian McKellen (nominacja do Oscara).

Mimo że Whale nie nakręcił filmu od 16 lat, nadal mieszka w Los Angeles. Wygodnie – w pięknej willi, ale dość nudno. Trochę maluje, za codzienną towarzyszkę mając kostyczną gosposię (też nominowana Lynn Redgrave). Artysta wyraźnie ożywia się, gdy na ogrodnika zatrudnia bardzo przystojnego Claytona Boone’a (Brendan Fraser). Najpierw są zdawkowe rozmowy, Clayton nie okazuje się zbyt lotny, potem np. propozycja skorzystania z basenu („strój kąpielowy niepotrzebny” – rzuca reżyser niby od niechcenia). Whale snuje wspomnienia – opowiada o swej pierwszej miłości, ukochanym, który zginął na froncie I wojny światowej. Ogrodnik słucha z zainteresowaniem i powoli orientuje się, że ma do czynienia z gejem. W końcu pada oferta – Whale chciałby namalować Claytona nago.

„Bogowie i potwory” toną w atmosferze tęsknoty za wiecznym pięknem męskiego ciała, a jednocześnie – pogodzenia się z przemijaniem. Precyzyjnie skonstruowany, nagrodzony Oscarem scenariusz, subtelnie analizuje podskórne, homoseksualne wątki w twórczości Whale’a oraz daje wgląd w to, jak funkcjonowała homoseksualna szafa złotej ery Fabryki Snów, która prawdopodobnie spowodowała załamanie się kariery Whale’a.

Kilka dekad wysiłków ruchu LGBT – i historię Whale’a opowiadają nam trzej wyoutowani geje: Christopher Bram, autor książki „Ojciec Frankensteina” o reżyserze, Bill Condon, reżyser/ scenarzysta, który ją zaadoptował na ekran oraz wspomniany Ian McKellen w głównej roli. „Bogowie i potwory” trafiają do nas oficjalnie niemal 18 lat (!) po premierze – kto jeszcze nie widział, ma szansę nadrobić zaległość na outfilm.pl. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nakręć ze mną porno

Humpday (2009, USA), reż. L. Shelton, wyk. M. Duplass, J. Leonard, premiera na outfilm.pl: styczeń 2016

 

fot. mat. pras.

 

30-latkowie Ben i Andrew to więcej niż kumple, to przyjaciele. Ich drogi życiowe nieco się ostatnio rozeszły – Ben ma stałą pracę, właśnie się ożenił, kupił dom i próbuje z żoną zajść w ciążę a Andrew przemierza świat w poszukiwaniu sensu życia – ale właśnie się spotykają i znów jest tak, jak zawsze. Znają się na wylot i, jak typowi heterycy, uczucia okazują sobie kuksańcami. Na pewnej imprezie z udziałem mocno wyzwolonych młodych ludzi pojawia się temat Humpfest, lokalnego festiwalu (jesteśmy w Seattle, USA), w ramach którego pokazuje się amatorskie filmy porno nakręcone z artystycznym zacięciem. Od słowa do słowa imprezowicze dochodzą do wniosku, że furorę zrobiłby film, na którym seks uprawiają dwaj heterycy. Ze sobą. Ben i Andrew podchwytują pomysł bez problemu – homofobami nie są, maczo – też nie, poczucia humoru im nie brak, a poza tym są po kilku głębszych. Następnego dnia myślą już trzeźwiej, ale włączają im się, co fajnie przewrotne w całym kontekście, typowo samcze ambicje. Ja nie podołam? Nie dam rady? A udowodnić ci, że to dla mnie pestka? – myśli i Ben, i Andrew. Tym prostym sposobem, gdy żaden nie jest w stanie odpuścić, lądują razem w łóżku. A kamera przed nimi.

Co będzie dalej – przekonajcie się sami. Ta mała, niezależna produkcja jest dobrym świadectwem, jak wielkim zmianom w naszych czasach podlega definicja męskości i podejście do seksu męsko-męskiego. Można się pośmiać. A tych czytelników/widzów, którzy z seksem męsko- męskim są za pan brat, dodatkowo rozbawi nieporadność naszych bohaterów.

p.s. Festiwal Humpfest istnieje naprawdę. Jego twórcą jest Dan Savage, aktywista LGBT i pisarz, gej wyoutowany, zamężny i dzieciaty, inicjator słynnej kampanii „It Gets Better” i autor poczytnych w USA porad seksualnych. (Piotr Klimek)

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dyke Hard

Dyke Hard (2014, USA), reż. B. Andersson, wyk. L. Kurttila, P. Sands i inne, dystr. Tongariro, premiera w Polsce: 26.02.2016

 

fot. mat. pras.

 

Jak to się stało, że ten film trafił na ekrany polskich kin? Nie mogę uwierzyć. Formalne szaleństwo! Odważne i zawadiackie. Metakomiczne i metaforyczne. Wywrotowe, absurdalne i odjechane. Najbardziej squeerowany obraz od czasu „Rocky Horror Picture Show” (z 1975 r.). Streścić to trudno – jak wszelkie wizjonerskie pomysły. Dyke Hard to zespół rockowy, który wyrusza w podroż po przygodę. W międzyczasie się pokłócą, pościągają, pobiją i pokochają. Peggy nosi falbanki, Scotty ma ekspresję baby butch, a Bandito – chłopczycy z Bronxu. Ich liderka Riff pochodzi w zasadzie z przyszłości. Część jej jest cyborgiem (a może Terminatorem?) (a może Xeną?). Moira (dziewczyna od zemsty, bo jest to komedia o przyjaźni i zemście) jest z kolei trochę ze „Star Treka”, a trochę z „Aniołków Charliego”, a trochę… Bo tu wszystko jest w cudzysłowie i trochę: sexy horrorem i cute musicallem (piosenka o seksualnej frustracji – cudo!), trochę gotykiem, a trochę Scooby Doo. (Beyonce z Lady Gagą i „Orange is the new black”). Krótko mówiąc film ma wszystko z estetyki camp-queer. Parodię, maskaradę, hipertekstowość i sztuczność. Jest przesadzony w każdą możliwą stronę. Bo chodzi o brak granic, o szaleństwo, o wolność. Z kin wyszedł, lecz jest dostępny na outfilm.pl. Koniecznie zobaczcie! Jednym z autorów i performerów jest Alexi Carpentieri, gwiazda polskiej artystki Małgi Kubiak, który odwiedzi Polskę w kwietniu, przy okazji kolejnej edycji LGBT Film Festiwalu. (Jak on tańczy przy drążku!). (Marta Konarzewska)

 

Tekst z nr 60/1-2 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.