Najnowsza “Replika” już 29 stycznia!

okładka_replika_lgbtPrezentujemy okładkę najnowszego numeru „Repliki” (nr 59, styczeń/luty). Uśmiechają się z niej Paul Robinson i Houson Chan, Afroamerykanin i Chińczyk, para gejów od dwóch lat mieszkająca… w Warszawie. Paul jest twórcą gier komputerowych, Houson – tłumaczem.

W wywiadzie Mariusza Kurca opowiadają o tym, jak się poznali w Szanghaju pięć lat temu, dlaczego postanowili wyemigrować do Polski, jak im się mieszka w naszej stolicy, a także o amerykańskiej marynarce wojennej, w której służył Paul.

Paul: „Trochę śmieszne, a trochę straszne zdarzenie miało miejsce tuż po moim przyjeździe – na początku mieszkałem sam, Houson dołączył po jakichś dwóch miesiącach – był 11 listopada 2013 r., jeden z moich pierwszych dni w Polsce, wasz Dzień Niepodległości. Wybrałem się na miasto. Manifestacja nie wyglądała tak, jak w USA wygląda Święto Niepodległości. Mnóstwo młodych mężczyzn, dość groźnie wyglądających, krzyczących coś w stronę policji. Ktoś mi powiedział, że lepiej, bym nie stał na chodniku i nie przyglądał się im, tylko po prostu sobie poszedł, bo to dla mnie niebezpieczne. Potem dowiedziałem się, że tego dnia po raz kolejny spłonęła tęcza na pl. Zbawiciela. A ja stałem całkiem niedaleko. Gdy jeszcze przed przyjazdem szukaliśmy informacji o tym, jak się mają sprawy LGBT w Polsce – to najczęściej znajdywaliśmy artykuły o tęczy, która już przed 2013 r. była kilka razy palona.”

„Mój tata był wojskowym, weteranem z Wietnamu, moi dwaj najlepsi kumple z liceum szli do wojska, więc ja też – to było oczywiste. Kocham marynarkę. Zasada „Don’t Ask, Don’t Tell” została wprowadzona w 1994 r., już za czasów prezydenta Clintona (obowiązywała do 2011 r. – przełożeni nie mieli prawa pytać o orientację, a homoseksualni mężczyźni i kobiety mogli służyć w wojsku pod warunkiem, że ją ukrywali. Gdy robili coming out lub w inny sposób wychodziła ona na jaw – byli zwalniani – przyp. „Replika”). Przed nią homoseksualność w armii wprawdzie też była zakazana, ale ponieważ zasady nie były jasno ustalone, to bywało, że przymykano oko. Nie mogłeś funkcjonować normalnie, jak heterycy, ale jeśli miałeś ludzkiego dowódcę, to jakoś się udawało. Ja miałem chłopaka w mojej własnej jednostce. Tak zwanego „najlepszego przyjaciela”. Wiele osób w jednostce o nas wiedziało – trzeba tylko było być dyskretnym.”

„Spotkałem w Polsce gejów, którzy mówią: „Nacjonaliści mają rację, że są przeciw muzułmanom”. Koleś, ale czy zdajesz sobie sprawę, że nacjonaliści nie lubią również ciebie?”

„Paul, a nie myślisz o tym, by wrócić teraz z Housonem do USA? W twojej ojczyźnie, w przeciwieństwie do Chin czy Polski, jest już równość małżeńska.

Houson: Czekam na pierścionek zaręczynowy.
Paul: Oczywiście, że chciałbym wziąć ślub.
Houson: Pierścionek musi być.
P: Houson czeka na oficjalne oświadczyny – będą, będą. Nawiasem mówiąc, mój przyrodni brat, który też jest gejem, niedawno wyszedł za mąż.”

Cały wywiad – do przeczytania w najnowszej „Replice”:

Premiera/wysyłka numeru 29 stycznia.

Na zdjęciu: Paul Robinson i Houson Chan w Warszawie
(foto: Agata Kubis)

Replika ma już 10 lat!

Replika_10_lat

 

21 grudnia 2005 r. – 10 lat temu – premierę miał pierwszy numer Repliki – opatrzony numerem “O” . Jak udało się nam wydać 58 kolejnych numerów i dotrzeć do 21 grudnia 2015 r. – sami do końca nie wiemy. Dodamy, że premiera miała miejsce w nieistniejącym już warszawskim klubie Rasco.

 

A jak te 10 lat opisujemy w najnowszym numerze Repliki (#58):

  • “Wszystko przez Biedronia” – rozmowa Mariusza Kurca (naczelny “Repliki”) i Wojtka Kowalika (wice-naczelny):Kurc: “Zachowałem emaila z października 2005 r., w którym Robert Biedroń zaprasza mnie na pierwsze, organizacyjne spotkanie. Zaczęło się tak, że odpowiedziałem na ogłoszenie Kampanii Przeciw Homofobii, której wtedy Robert był prezesem: szukali chętnych do powstającego pisma. Poszedłem do siedziby KPH na Wołoskiej w Warszawie, poznałem kilkanaście osób. Nikt mi nie powiedział, że jestem jedynym wolontariuszem z ogłoszenia. Cała reszta to byli ludzie zwerbowani pocztą pantoflową.
    Nie miałem żadnego doświadczenia dziennikarskiego, za to wizję a jakże! Zgłosiłem, że chciałbym robić wywiady z wyoutowanymi ludźmi. Pomysł przyjęto z pobłażaniem – na zasadzie, że starczy mi bohaterów na trzy numery, a co dalej? Wierzyłem, że ludzie będą się outować – okazało się, że słusznie.”
  • Felieton Ewy Tomaszkiewicz – pierwszej redaktorki naczelej Repliki:”Homopolitan”, “MaGEJzyn”, “HomMag”, “Rainbow”, “HomoPolacy”, “Pryzmat” – te i wiele gorszych pomysłów na tytuł pamiętam z jesieni 2005 r., gdy przygotowywaliśmy pierwszy numer”
    “W końcu w ostatnim przebłysku natchnienia zadzwoniłam do mojej partnerki, ta wzięła do ręki słownik języka polskiego i podrzuciła nam ze 30 słów – wśród nich była “replika” – jedyne słowo, którego nikt z zespołu nie odrzucił – więc została. Od razu dorobiliśmy ideologię, że to taka nasza odpowiedź na otaczającą nas rzeczywistość. Z czasem nawet ten tytuł polubiliśmy”.
    Po Ewie ster nad “Repliką” przejął Mariusz Kurc, a Ewa zajęła się kabaretem Barbie Girls, blogiem Trzyczęściowy Garnitur, a ostatnio dokumentalnym filmem LGBT “Artykuł osiemnasty”. W międzyczasie wzięła słynny “ślub w chmurach” ze swoją partnerą Małgorzatą Rawińską.
    “Wszystkiego najlepszego, Repliko!” – kończy Ewa swój felieton na 10-lecie naszego magazynu

Replika nie istniałaby, gdyby nie wsparcie mecenasów/ek i prenumeratorów/ek. Wesprzyj nasze działania. Im więcej prenumeratorów/ek, tym większa objętość i nakład Repliki.

Tęczowy raport o stanie państwa 2015

LGBT USASerdecznie zapraszamy na doroczną debatę o sytuacji osób LGBTI w USA. Debata odbędzie się 17 grudnia o godzinie 16:00 w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.

Podczas debaty zostaną poruszone m. in. następujące tematy:

  • Od 26 czerwca małżeństwa jednopłciowe są legalne na całym terytorium USA – czy w kwestii równości osób hetero i osób LGBT już „pozamiatane”? Jakie są obecnie postulaty ruchu LGBTI?
  • Zasada niedyskryminacji ze względu na orientację seksualną kontra zasada religijnej wolności do… homofobii? Spór w stanie Indiana i głośny przypadek Kim Davis
  • Caitlyn Jenner, Laverne Cox, Chaz Bono – osoby trans zdobywają swe miejsce w przestrzeni publicznej i przy tej okazji pada pytanie: po co w ogóle nam płeć w dokumentach?
  • Czy ustanowienie urzędu Specjalnego Wysłannika ds. LGBTI przez prezydenta Baracka Obamę (został nim Randy W. Berry) to specjalny sygnał administracji USA do reszty świata?
  • Czy jest dobrze, a będzie tylko lepiej, bo jesteśmy „ready for Hillary”? Społeczność LGBTI i wybory prezydenckie 2016

W debacie udział wezmą:
Tomasz Basiuk, Ośrodek Studiów Amerykańskich
Krystyna Mazur, Ośrodek Studiów Amerykańskich
Pamela Wells, amerykańska aktywistka LGBTI mieszkająca i działająca od kilku lat w Polsce, współpracowniczka „Repliki”
oraz Christopher Midura, Radca ds. Kultury i Prasy, Ambasada USA

Prowadzenie: Mariusz Kurc, redaktor naczelny magazynu LGBTI „Replika”

Gdzie: Ośrodek Studiów Amerykańskich, Al. Niepodległości 22, sala 217

Kiedy: czwartek 17.12.2015, godz. 16.00

Wszystkie artykuły z działu LGBT USA zebraliśmy w jednym miejscu. Plik pdf do pobrania z linku poniżej:
Replika – artykuły LGBT USA 2015

Od dziś w kinach film “Kim jest Michael?”

kim_jest_michael_1Od dziś w kinach film “Kim jest Michael?” z Jamesem Franco w tytułowej roli.

To bardzo nietypowa, wręcz unikatowa historia amerykańskiego działacza gejowskiego Michaela Glatze. Michael był cenionym aktywistą, redagował czasopismo dla młodzieży LGBT, był w stałym, szczęśliwym związku – i to nawet nie z jednym facetem, tylko z dwoma (tak, tak, trójkąt) – gdy zaczął… zaprzeczać swej seksualności. Z przyczyn, których tu nie ujawnimy – musicie zobaczyć film.

W każdym razie opowieści o tzw. eks-gejach, którzy przeszli rzekomo udaną “terapię” z homo na hetero – znamy (niektórzy z nich po latach publicznie bili się w piersi, że wcale nie przestali odczuwać popędu w stosunku do mężczyzn, tylko po prostu zaniechali seksu z nimi), opowieści o gejach, którzy początkowo zaprzeczając swej seksualności wchodzili w związki z kobietami – też znamy. Takiej jednak historii jak ta Michaela Glatze – raczej do tej pory nie było.

Każdy “rozgryzie” Michaela po swojemu (to dobry film do dyskusji po seansie), a twórcy podrzucają nam chyba swoją interpretację – ale robią to bardzo, bardzo subtelnie.
(o filmie pisze Mariusz Kurc w bieżącym numerze “Repliki”)

W roli partnerów Michaela – Charlie Carver oraz wyoutowany Zachary Qunto (cała trójka na zdjęciu – Franco z lewej, Quinto w środku)

Opis filmu: mayfly.pl/kino/kim-jest-michael/

 

Kasia z “13 posterunku” sojuszniczką LGBT!

Replika_Katarzyna_Woźniak_LGBT_KPHAleksandra Woźniak, aktorka znana m.in. z seriali “13. posterunek” czy “Złotopolscy” dołączyła dziś do grona sojuszników/czek osób LGBT w ramach akcji Kampanii Przeciw Homofobii “Ramię w ramię po równość”

“Jestem sojuszniczką osób homoseksualnych, ponieważ uważam, że ci ludzie zasługują na takie traktowanie jak wszyscy. (…) Jeśli nawet jedna osoba, która przeczyta lub obejrzy wywiad ze mną, zmieni swoje podejście do osób o innej orientacji seksualnej, to dla mnie to już będzie sukces.”

“Jestem za legalizacją związków partnerskich w Polsce”

Jako osoba wierząca – aktorka zachęca: “Zostań sojusznikiem osób LGBT, ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi Boga.”

Filmik tu:
https://www.youtube.com/watch?v=Bn-HRZZoSJk

W ramach akcji KPH sojusznik(cz)ami zostali już m.in, Dariusz Michalczewski, Zbigniew Wodecki, Aga Zaryan, Maryla Rodowicz, zespół Lao Che.

na zdjęciu: Aleksandra Woźniak (foto: Agata Kubis)

Madonna w Berlinie

Relacja czytelnika “Repliki” z koncertu Królowej Popu 10 listopada br. w ramach “Rebel heart Tour”.

Przed

rebel_mDo Mercedes-Benz Areny w Berlinie przybyłem punktualnie o godzinie 15:00. Miejsce na moim bilecie wskazywało sektor 410 na trybunach wyższych. Na miejscu pojawiłem się o wiele za wcześnie, ale chciałem się przedtem rozeznać w „terenie”. Jak na fanów Madonny – o tej godzinie tłumów nie było, najdłuższa kolejka była widoczna przy bramie oznaczonej „Early Entrance”, co jest zrozumiałe, zważywszy na wyścig, który odbywa się na każdym show Madonny – jego metą jest wymarzone miejsce jak najbliżej, przy scenie Królowej.

Tuż przed areną, ku mojemu zdziwieniu, został postawiony miniaturowy sklepik z gadżetami Madonny. Były tam dostępne koszulki, bluzy, breloczki i – skarb dla wiernego fana – tourbook, czyli album ze zdjęciami promującymi album oraz trasę koncertową. Ceny kosmiczne, album w cenie 30 euro, koszulka – 35, bluza z kapturem – 80. Niektórzy mogliby stwierdzić, że kogoś porządnie pokręciło z takim cennikiem, jednak subiektywnie stwierdzam, że Madonna jest warta tego, żeby wydać na te gadżety kieszonkowe (tym bardziej, że taka okazja nie zdarza się często – to był mój pierwszy koncert Królowej).

Do wieczora przestaje padać, arena z zewnątrz zostaje oświetlona, a w kolejce wokół mnie widzę i słyszę mozaikę kulturowo-językową: Hiszpanie, Węgrzy, Polacy, Francuzi, natomiast wcale nie tak dużo Niemców, jak można by się spodziewać. Bramy planowo mają być otwarte o 18:30, następuje jednak obsuwa do godziny 19:00. W międzyczasie ochrona wyprowadza z areny mężczyznę w średnim wieku (w kolejce następuje głośne buczenie), który najwyraźniej wtargnął na obiekt przed oficjalnym wpuszczeniem. Widać, że ochrona nie cacka się z takimi przypadkami. Bilet równiutko na pół podarty i do widzenia.

O 19:00 zaczyna się wyżej wspomniany wyścig. Zostaję wpuszczony w ciągu pierwszych 5 minut i mam czas na dokładne rozejrzenie się po wewnętrznej części Mercedes-Benz Areny. Ku mojej uciesze, na każdym z poziomów budynku został postawiony znacznie powiększony sklepik z oficjalnymi produktami sygnowanymi imieniem Madonny. Do wcześniej kupionego tourbooka i koszulki z logo „Rebel Heart Tour” dołącza czerwony kubek i skórzana czapka z daszkiem (w cenie odpowiednio 15 i 30 euro), nie żałuję ani centa. Wewnątrz rozbrzmiewają remiksy piosenek Madonny (wspomagane bębnami), które udzielają klimatu i stanowią zapowiedź koncertu. Z racji tego, że wejście na wyższą część sektora 410 znajduje się na drugim piętrze, kieruję się ku ruchomym schodom. Ciekawe, że na każdym piętrze słychać inną piosenkę Królowej. I tak, w ciągu pięciu minut udaje mi się usłyszeć „Frozen”, „La Isla Bonita”, „Girl Gone Wild”, a także ostatni hit – „Bitch I’m Madonna”. Wokół – mini-restauracje z jedzeniem w równie kosmicznych cenach (rozumiem gadżety, ale 7,50 euro za zestaw mini-frytek i 0,5 l napoju to przesada). Korzystam z okazji, że do supportu mam jeszcze ponad pół godziny i wybieram się do toalety, by założyć świeżo nabytą koszulkę z logotypem „Rebel Heart Tour”. Udaję się na swoje miejsce na trybunach i z ulgą zauważam, że mimo najwyższego miejsca, scena nie jest ode mnie tak oddalona, jak się obawiałem. Pojawia się pierwsza fala ekscytacji, kiedy widzę kurtynę z napisem „Rebel Heart”, a na niej dwa równe zdjęcia Madonny, zestawione ze sobą za pomocą odbicia lustrzanego. Spoglądam na niewiarygodnie długi, oświetlony na czerwono wybieg w kształcie krzyża, zakończony sercem. Na projekt sceny nigdy nie mogę się wystarczająco napatrzyć, robię zdjęcia więcej razy, niż powinienem…

Support

Godzina 20:00. Punktualnie na scenę wychodzi support, czyli brytyjski DJ – Idris Elba. Tę godzinę spędzam raczej biernie, nie porywa mnie muzyka, którą zapodaje Elba (znam tylko jedną piosenkę – „Bitch Better Have My Money’’ Rihanny – prawdopodobnie dlatego, że nie jestem bywalcem klubów), aczkolwiek mogło to być również spowodowane brakiem konkretnego kontaktu z publicznością. Zawołanie parę razy „make some noise for the Queen, Berlin!” nie jest wystarczające. Płyta areny prawie całkowicie pełna, miejsca na trybunach są powoli zajmowane. DJ schodzi ze sceny tuż przed godz. 21. W głośnikach muzyka, która ma za zadanie uprzyjemnić czekanie. Dosłownie na kilka minut przed wybiciem 22:00 z głośników leci piosenka Michaela Jacksona „Wanna Be Startin’ Somethin’” i już wszyscy wiedzą, że to jest ten moment (tradycją jest, że wejście Królowej na scenę zapowiada utwór Króla), który zamieni całą Mercedes-Benz Arenę w jedną wielką imprezę.

Koncert

rebel2Punkt 22:00., z zegarkiem w ręce. Światła gasną, czerwona kurtyna opada, publiczność szaleje, o słyszeniu własnych myśli mogę pomarzyć. Na telebimie rozpoczyna się projekcja intra – wstępu do koncertu ze słowami Madonny, która dzielnie dopinguje, żebyśmy nigdy nie tracili własnej godności i „rozpoczęli rewolucję miłości”. Raz po raz widzimy także Mike’a Tysona zamkniętego w klatce i krzyczącego „I am beautiful!”. Oto rozpoczyna się pierwszy utwór – „Iconic”. Tancerze w średniowiecznych strojach tańczą z krzyżami na wybiegu, tymczasem Królowa wjeżdża na scenę z sufitu, zamknięta w złotej klatce, odziana w czerwono-czarną szatę, z rozpuszczonymi kręconymi włosami. Publiczność w ekstazie, od Madonny nie da się oderwać oczu, zwłaszcza gdy do góry nogami zawisa na jednym z krzyży, a w tle na ekranie rapuje Chance the Rapper. Po chwili Madonnę otaczają tancerki przebrane za gejsze, na telebimach widzimy japońskie znaki, z głośników dobywa się zremiksowany wokal z „Bitch I’m Madonna”. Po tej sekcji tanecznej i pokazie sztuk walki z Nicki Minaj na ekranie, scena pustoszeje, Madonna dobywa gitarę i staje na środku wybiegu, aby przypomnieć widowni jeden z jej pierwszych hitów z lat 80. – „Burning Up”. Słyszymy surowy wokal bez wspomagających chórków. Następny numer – „Holy Water” z najnowszej płyty jest zmiksowany z legendarnym „Vogue” – i tu mamy najbardziej skandaliczny moment na tej trasie – tancerki przebrane za zakonnice w bieliźnie tańczą na rurach zakończonych krzyżami, a gdy wchodzi partia „Vogue”, Madonna dołącza do nich. Utwór kończy inscenizacja Ostatniej Wieczerzy, co zostało przedstawione w mroczny, nieco psychodeliczny sposób. Akt I koncertu kończy „Devil Pray” z Madonną leżącą na ołtarzu, z zawiązanymi rękoma.

Akt II rozpoczyna „Messiah”, w tle na ekranach – płomienie i fragmenty teledysku „GhostTown”, na scenie natomiast tancerz – otoczony kilkoma wentylatorami – tańczący z ogromna chustą, potem kolejny tańczący na specjalnie przygotowanym i pochylonym ekranie, pokazując (dosłownie) ogniste ruchy. Na scenie pojawia się Madonna w czarnym kostiumie i grzywką zaczesaną do tyłu. Scena zostaje zamieniona w warsztat samochodowy, tancerze pokazują umięśnione klaty, a Madonna wokół nich śpiewa kolejny utwór z ostatniego albumu – „Body Shop”. Po krótkiej rozmowie z widownią zasiada ponownie z gitarą i śpiewa tytułowy hit z albumu „True Blue” z 1986 r. Tak jak nie potrafię bez wykrzywienia wysłuchać wersji studyjnej, tak akustyczna wersja na żywo brzmi pięknie i romantycznie. Dzieje się tak zapewne dzięki bardzo dojrzałej interpretacji, nie słyszymy tego słodkiego głosiku sprzed lat. Chwilę później scena i arena zamieniają się w tęczową dyskotekę – Madonna prezentuje – po raz pierwszy od ponad 10 lat – swój legendarny hit z 1992 r. – „Deeper and Deeper”. Gasną światła, a z sufitu na sam koniec wybiegu (serce) zjeżdża ogromna metalowa konstrukcja ze schodami, na której Madonna śpiewa kolejne dwie piosenki o miłości – „HeartBreakCity”, oraz starszy utwór z albumu „Like a Virgin” – „Love Don’t Live Here Anymore”. Scena pustoszeje, z głośniku wydobywa się taneczny rytm, oto Madonna wykonuje nową wersję swojego klasycznego i „obowiązkowego” przeboju – „Like a Virgin”. Świetnie się przy tym bawi, śmiejąc się do widowni i biegając po całej scenie. Akt II dobiega końca.

Na ekranach pojawia się Madonna z czarną opaską na twarzy. Widzimy fragmenty teledysku „Erotica” z 1992 r., a w głośnikach szept „I wanna kiss you in Paris’’ z kontrowersyjnego niegdyś „Justify My Love”, który płynnie przechodzi w nowość z ostatniego albumu – „S.E.X.” Na scenie cztery łóżka, na każdym z nich para pokazująca seksualny układ taneczny (wśród nich jedna para gejowska i jedna lesbijska). Po zakończeniu interludium, zza ekranu wyjeżdża czerwony podest, znany dobrze z występu na Grammy Awards i Brit Awards. Na końcu wybiegu spod sceny Madonna rusza w różowej pelerynie. Zaraz będzie tegoroczny hit „Living for love” a widzowie zamierają, bo zbliża się ta pechowa chwila, podczas której M spadła ze sceny na Brit Awards w lutym br. W Berlinie dopisuje jej szczęście. Za to przy akustycznej interpretacji „La Isla Bonita” technik musi wbiec na scenę, aby poprawić Madonnie mikroport na plecach. Tancerze w strojach flamenco wracają na scenę, tymczasem Madonna znika na chwilę, aby po krótkim momencie pojawić się w środku wybiegu z pięknym warkoczem, ubrana w różową suknię. Wykonuje wiązankę swoich klasycznych przebojów – „Dress You Up”, „Into The Groove”, „Lucky Star”. Ogromne brawa dla Królowej, która taneczne hity potrafi przetransformować w akustyczne i delikatnie brzmiące, rytmiczne ballady. Artystka siada z gitarą na końcu wybiegu i w ramach niespodzianki śpiewa utwór „Secret” (w tym momencie na innych koncertach trasy pojawiały się już różne utwory np. „Who’s That Girl”, „Frozen”, „GhostTown” czy także Like a Prayer). Set akustyczny Madonna kończy tytułowym utworem z najnowszego albumu – „Rebel Heart”, w tle na ogromnych ekranach widzimy graficzne i rysunkowe prace fanów nadsyłane na początku roku w ramach konkursu.

Ostatni akt. Najpierw „Illuminati” – na ekranach widzimy powiększone oko Madonny, czarno-białe obrazy ze świata, a na samym końcu również wiele tęczowych pocałunków. Tymczasem na scenie prawdziwy cyrk – tancerze we frakach siedzą na szczycie kilkumetrowych elastycznych tyczek, wykonując wręcz kaskaderskie ruchy, co wywołuje zachwyt publiczności. Tancerze znikają, rozpoczyna się sekcja jazzowa.

Madonna tym razem odziana jest w kostium z kryształów Swarovskiego. Z mojego miejsca na trybunach widzę ją jako jeden wielki klejnot. Najpierw jazzowa wersja utworu, którego najbardziej nie mogłem się doczekać – „Music”. Na scenie panuje elegancja „wyjęta” z lat 20. XX wieku. Madonna staje na stołku i woła do widowni: „Sprechen Sie Deutsch? Eins, zwei, drei, vier, funf, sechs, sieben, acht, neun, zehn”. Tak głośnego wrzasku widowni jeszcze nie słyszałem. Artystka przechodzi do „Candy Shop” z 2008 r. W trakcie wypada jej na moment mikrofon z ręki. Podczas następnego kawałka – „Material Girl” – Madonna chodzi po wybiegu z welonem na głowie i bukietem w ręce. Znienawidzona ponoć przez M kompozycja wraca w odnowionej, nieco zwolnionej interpretacji, porywając fanów. Po krótkiej wymianie zdań z widownią, (m.in. szczęściarzem Ronaldem, który na pytanie Madonny, czy ją poślubi, odpowiada – oczywiście – „tak”), artystka zasiada na podwyższeniu na środku wybiegu i wykonuje przepięknie cover Edith Piath – „La Vie en Rose” z 1945 r. Wzruszająca interpretacja, Madonna z ukulele, ładnym wokalem (tak, tak!), zachęcając widownię do wspólnego śpiewania. To jeden z tych momentów, gdy można uronić łezkę.

Na koniec – „Unapologetic Bitch”. W trakcie tego utworu M zaprasza na scenę kogos z widowni (może to być ‘zwykły” fan, a może to być np. Katy Perry, jak zdarzyło się na jednym z koncertów w USA). Tym razem tytułową „bitch” okazał się supportujący DJ – Idris Elba. Królowa tańczy z nim, a pod koniec piosenki wręcza mu nagrodę – banana. Elba stwierdził, że podzieli się nagrodą „z ludem” a Madonna z uśmiechem na twarzy odpowiedziała, że „po koncercie będzie pewnie długa kolejka do twojego banana”. I to już prawie koniec, na ekranach pojawia się napis „Bye, Bitches!”

Światła gasną, ale po chwili scena ponownie rozświetla się i Madonna w niebieskim kostiumie, w kapeluszu i z flagą Niemiec pojawia się na scenie, aby z klasą zakończyć koncert hitem „Holiday”.

Po

Był to mój pierwszy koncert Madonny i szybko po nim dopadł mnie dołek – że skończył się tak szybko. Były to bowiem ponad 2 godziny, które pozwoliły mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie, o życiowych problemach. Nie mogę sobie wyobrazić lepszej ucieczki od rzeczywistości. Ta trasa zdecydowanie zaprzecza obiegowej opinii, że Madonna jest zimna i brakuje jej spontaniczności. Zobaczyłem ją ciepłą i bardzo spontaniczną.

Szczerze? Nie mogę już się doczekać kolejnego albumu i kolejnego tournée. Rebel Heart Tour utwierdziło mnie w mniemaniu, że Madonna to jest zdecydowanie Królowa Popu!

Michał

 

Michał, dzięki za inicjatywę i prosimy o więcej 🙂

Redakcja

Foto autora

Najnowsza „Replika” od 26 listopada!

replika_58okl

Prezentujemy okładkę najnowszego numeru „Repliki” (nr 58; listopad/grudzień 2015). Spogląda z niej suspendowany ks. Krzysztof Charamsa, który w wywiadzie Mariusza Kurca opowiada o drodze do swego spektakularnego coming outu w Watykanie, o długim i bolesnym ukrywaniu homoseksualności, a także o miłości do swego katalońskiego partnera Eduarda.

Fragmenty wywiadu:

<Nie posłuchałem kolegów, którzy pytali: „Dlaczego ty sobie chcesz zniszczyć życie? Bądź sobie z Eduardem po cichu i ciesz się, że masz świetny związek. Tyle masz przykładów wokół, że tak można. Jesteś dobrym księdzem, masz środki do życia, dwa uniwersytety – po co chcesz to wszystko rzucać?”>

„Nie bądźmy naiwni. Czy gdybym Eduarda schował, to sprawy potoczyłyby się inaczej? Nie żartujmy. Byłbym co najwyżej na leczeniu w zamkniętym ośrodku kościelnym. Ciężko zdać sobie sprawę, co to znaczy powiedzieć nieludzkiej, paranoicznie homofobicznej instytucji, że jesteś gejem.

Powiem ci, że jeśli chodzi o polski odbiór, to przeżyłem gorycz, co tu kryć. Wiesz, czułem, jakbym wyszedł głębokim ciemnym tunelem do światła, a w tym świetle stoją ludzie, obserwują mnie i zaczynają narzekać: że niedobrą porę wybrałem, że ten tunel to nieudolnie sobie wykopałem, że zdradziłem tych, co zostali po tamtej stronie – i oczywiście zdradziłem też moich braci i siostry, którzy są tu, społeczność LGBT.”

„Jestem dozgonnie wdzięczny działaczom i całej społeczności LGBT, tym, którzy byli przed nami, dzisiejszymi i przyszłymi. To są ludzie, którzy poświęcili tej sprawie często całe życie.”

„W Kongregacji Nauki i Wiary zajmowałem się mariologią, eschatologią, tajemnicą Boga, chrystologią – dyscyplinami teologicznymi, a nie teologią moralną, która dotyczyłaby homoseksualności – to zresztą też była metoda obronna, by „tego” nie ruszać. (…) Ale okazało się, że w korporacji księży nie odizolujesz się od homoseksualności. To jest temat wszystkich i to jest temat codzienny.”

„Dziś wiem dokładnie, na czym polega celibat przymusowy. Tkwiłem w nim lata. Nie polecam. A wyrzucono by mnie i tak – tak jak księdza Mantero, który, o ile mi wiadomo, w żadnym związku nie był.”

„Teraz będę w „Replice”, a  jeszcze niedawno czytałem Was tak, jak za czasów komuny czytało się bibułę. Podobnie polskie portale LGBT. Wiesz, po włosku, angielsku, hiszpańsku, francusku – to się naczytałem o LGBT, ale chciałem po polsku.”

 

Zdjęcia ks. Charamsy wykonał specjalnie dla „Repliki” jego partner – Eduard Planas

 

Cały wywiad – oraz moc innych tekstów – do przeczytania w najnowszej „Replice” (nr 58), dostępnej już na allegro:

http://allegro.pl/show_item.php?item=5808733990

I w prenumeracie:

https://replika-online.pl/prenumerata/

Premiera najnowszej „Repliki”: 26 listopada br.

Zespół Lao Che sojusznikiem LGBT!

kph_lao_che_kubiswww

Uprzedzenia i brak tolerancji to najgorsza rzecz! Takiego zdania jest zespół Lao Che, który zdecydował się wesprzeć akcję Kampanii Przeciw Homofobii – „Ramię w ramię po równość”. Tym samym muzycy, o których albumie „Powstanie Warszawskie” słyszał każdy, oficjalnie wyrazili solidarność z osobami homo- i biseksualnymi oraz transpłciowymi.

Dlaczego członkowie zespołu Lao Che zdecydowali się zostać ambasadorami akcji „Ramię w ramię po równość”? Nie bez znaczenia miał fakt, że perkusista zespołu jest gejem. Michał Dimon Jastrzębski zespołowy coming out ma już dawno za sobą. Teraz, przy okazji akcji „Ramię w ramię po równość”, zdecydował się na publiczne wyjście z szafy. Jak mówi wokalista Lao Che, Hubert Dobaczewski – Znamy się od kilkunastu lat i podczas naszej drogi Dimon zrobił zespołowy coming out. I co? I nic się nie zmieniło. Podobne odczucia ma Mariusz Denst, który w zespole gra na samplerze – Traktujmy to naturalnie. Jak ktoś się mnie pyta, jak u mojej żony, to jak tak samo pytam, co u partnera Michała – Mikołaja. Wtóruje mu frontman – Każdy się rodzi taki, jaki się rodzi i mi się wydaje, że jak Bóg miał plan na kogoś taki, a nie inny, to ja mu się w tą robotę nie będę pakował.

Jak mówi sam Michał – W zespole byłem ujawniony od samego początku. Nigdy szczególnie nie ukrywałem tego, że jestem osobą homoseksualną, że mam partnera. Ale dopiero ostatnio razem z Mikołajem zdecydowaliśmy się, żeby na facebooku upublicznić nasz status związku i przestać to ukrywać. Ujawniając swoją orientację poczułem się jakbym zdjął mocno za ciasne buty, które nosiłem przez wiele lat.  Ze swojej decyzji jest bardzo zadowolony –Miało to kolosalne znaczenie dla naszego związku. Nie wstydzimy się tego, że jesteśmy ze sobą, że się kochamy, że prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe. To nie jest powód do wstydu czy ukrywania tego –  wręcz przeciwnie. W momencie, w którym to zrobiliśmy poczuliśmy ulgę.

Jak podkreśla wokalista Lao Che – Warto być zaangażowanym w coś, co ma zdrowy rozsądek, a osoby LGBT należy wspierać poprzez absolutną akceptację i traktowanie wszystkich równo. Prawo powinno brać osoby homoseksualne, które są w związku, pod ochronę i umożliwiać uczestniczenie w społeczeństwie na pełnych prawach, a nie na pół gwizdka.

W piątek, 16 października Lao Che zagra w Warszawie pierwszy koncert po dołączeniu do akcji „Ramię w ramię po równość” i publicznym coming outice perkusisty – Michała Dimona Jastrzębskiego.

Foto: Agata Kubis

Daniel i H. pobici w Krakowie

Daniel_mDaniel Galos i jego chłopak H. zostali pobici w sobotę w Krakowie. Motywem była homofobia.

Relacja Daniela:

„Zostaliśmy pobici. Ja i mój partner. Większość ciosów wziąłem na siebie, więc wyglądam jak wyglądam. Złamany nos, to potwierdzili lekarze z SOR szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Zaczęło się od tego, że wracając z parapetówki w ostatnią sobotę, koło drugiej w nocy, wstąpiliśmy do sklepu monopolowego po wodę, na ulicy Krakowskiej (sklep Corleone). Przed sklepem stało dwóch gości, ale nie zwróciliśmy na nich uwagi. H. wszedł, a ja paliłem papierosa przed sklepem. Okazało się, że pan sprzedawca nie miał, jak wydać kasy, więc H. wyszedł ze sklepu i zapytał mnie „Misiek, masz może drobne?” – i to wzbudziło zainteresowanie wspomnianej dwójki. Panowie podeszli i zaczęli wypytywać, czy jesteśmy „pedałami” i czy lubimy „rżnąć się w dupsko”. H. próbował z nimi prowadzić rozmowę, że po co się wyzywać, że przecież można kulturalnie i spokojnie, ja natomiast wyczuwając zagrożenie siłą zabrałem H. na drugą stronę ulicy mówiąc „chodź, idziemy!” kilka razy. Gdy byliśmy po drugiej stronie, podbiegł do nas jeden z pary i zaatakował mnie, ale był niższy ode mnie i sobie z pomocą H. poradziłem. Niestety ten drugi to zauważył. Przybiegł z odsieczą – był wyższy, większy i zdecydowanie silniejszy. Jedyne, co zdążyłem zrobić, to wykręcić numer 112 i wykrzyczeć, że nas biją na krakowskiej w Krakowie. Policja przyjechała po 20 minutach. Oczywiście, napastnicy już uciekli.
H. jest na szczęście mniej poturbowany, nie uszkodzili go tak, jak mnie. Policję podczas składania zeznań poinformowaliśmy, że to był atak homofobiczny.”

Bardzo prosimy, udostępniajcie relację Daniela, gdzie możecie.

Sprawy przestępstw motywowanych homofobią trzeba nagłaśniać.

Polskie prawo nie zna pojęcia homofobii jako motywu przestępstwa, policja nie ma obowiązku zbierać statystyk na ten temat (jak to np. dzieje się w USA czy Wielkiej Brytanii). Podnosi się argument, że takich przestępstw jest mało. Dlaczego? Bo wiele osób nie mówi policji o rzeczywistym motywie pobicia. Dlatego nagłaśnianie podobnych spraw jest bardzo ważne.

Relację Daniela dedykujemy wszystkim tym, którzy prawią o tym, jak to geje rzekomo lubią „obnosić się” i „prowokować”.

Daniel, bardzo dziękujemy, że chcesz się dzielić tym traumatycznym doświadczeniem. To wymaga odwagi.

 

Na zdjęciu Daniel na komisariacie.

Ostrowska sojuszniczką LGBT!

kph_ostrowskawww

Mam mnóstwo fanów wśród gejów. Są mi bliscy i chciałabym im pomóc. Chciałabym, żeby wiedzieli, że ich rozumiem i  że czuję ich emocjonalność. Mam nadzieję, że to pomaga – tak na pytanie dotyczące swojego udziału w akcji społecznej Kampanii Przeciw Homofobii „Ramię w ramię po równość” odpowiedziała jej kolejna ambasadorka, Małgorzata Ostrowska.

Trzymając w rękach tabliczkę z napisem „Jestem sojuszniczką osób LGBT, bo miłość jest dla każdego bez względu na orientację seksualną” wokalistka w kilku zdaniach wyjaśnia, dlaczego warto wprowadzić w Polsce związki partnerskie. Jest mnóstwo osób, które ze względów obyczajowych, z powodu presji społecznej nie wiedzą jak to jest z tymi związkami partnerskimi. Czy należy im sprzyjać czy potępiać? Bywają bardzo wielkie dylematy, a ja myślę, że nie należy się bać. Moim zdaniem należy popierać miłość. Należy dostrzec to, co jest prawdą i odważyć się to uznać.  Ponadto, jak zauważa Ostrowska, związki partnerskie to jest bardzo ważny temat, który dotyczy  zarówno osób homoseksualnych jak i heteroseksualnych. Jak mówi trwałość związku nie zależy od orientacji, tylko zależy od tego, czy ci właściwi ludzie się spotkają, czy też nie.

Wyrażając swoje poparcie dla instytucji związków partnerskich, Ostrowska powołuje się na własne doświadczenie – Ja sama przez wiele lat byłam w związku z moim obecnym mężem. Nasze dziecko było na naszym ślubie w wieku 6 lat. Nie zrobiliśmy tego, dlatego, że potrzebowaliśmy ślubu dla utrzymania związku czy potwierdzenia czegoś. Zrobiliśmy to z powodu zwykłego, banalnego fiskusa. Pobraliśmy się, bo musieliśmy to jakoś ugryźć. Dlatego myślę, że w przypadku osób homoseksualnych usankcjonowanie związków partnerskich jest bardzo istotną sprawą.

Małgorzata Ostrowska to kolejna osoba z pierwszych stron gazet, która publicznie okazała swoją solidarność z osobami homo- i biseksualnymi oraz transpłciowymi dołączając tym samym do grona sojuszników i sojuszniczek zaangażowanych w akcję „Ramię w ramię po równość”. Wcześniej akcję społeczną Kampanii Przeciw Homofobii wsparli m.in. Dariusz Michalczewski, Maryla Rodowicz, Zbigniew Wodecki, Maja Ostaszewska czy Aga Zaryan.

Brawo KPH!

 

Foto: Agata Kubis