Pięćdziesięcioro akceptujących rodziców osób LGBT w jednym miejscu, na konferencji KPH, to jest taka moc, że chce się płakać z radości
Tekst: Mariusz Kurc
Jeśli sukces mierzyć ilością wylanych łez, to ta konferencja była bardzo udana – śmieje się Kasia Remin, koordynatorka Akademii Zaangażowanego Rodzica, działającej od 4 lat przy Kampanii Przeciw Homofobii. Na dzień przed tegoroczną Paradą Równości Kampania wspólnie z Fundacją im. R. Luksemburg zorganizowała konferencję „Rodzice osób LGBT – kropla drąży skałę”. Wzięło w niej udział około pięćdziesięcioro rodziców osób LGBT. Ponad czterdzieści mam i kilku ojców.
Kasi chodzi o łzy radości i wzruszenia, nie smutku. I nie słabości – w tych „mokrych” oczach mam gejów, lesbijek, osób bi- i trans naprawdę widać siłę. Te oczy mówią: „Już wszystko zrozumiałam”, „Jestem z Wami i jesteśmy razem”. Niektóre mamy dodawały, że nie tylko zaakceptowały homo- czy biseksualność swego dziecka, ale wręcz cieszą się z niej. Mój świat był jakiś szary w porównaniu z tym, co widzę teraz, pokolorował mi się. Wszystkich postrzegałam jako hetero, a teraz wiem, że oprócz hetero jest jeszcze cała tęcza – mówi jedna z nich, lico uśmiechnięte, w oczach – determinacja. Te mamy są naprawdę gotowe zmieniać świat.
Sabi i Tamari
Gruzinka Tamari Dzamukashvili, mama zamordowanej dziewczyny trans, nie dojechała, bo złamała nogę. Jej historię opowiedział zastępca, gruziński działacz LGBT Levan Berianidze. Zaczął od tego, że wg badań ok. 90% ludzi w Gruzji uważa, że homoseksualności nie można zaakceptować.
Sabi Beriani była nieustraszoną działaczką i piękną dziewczyną. Wyoutowała się publicznie jako osoba trans w 2010 r., gdy miała 19 lat. Udzielała się społecznie, przyjmowała zaproszenia do programów TV. 10 listopada 2014 r. napastnicy włamali się do jej mieszkania, zadali jej wiele ciosów nożem, potem podpalili mieszkanie. Sabi zmarła. Śmierć córki uczyniła z Tamari naszą sojuszniczkę i działaczkę. Matka stara się nagłośnić toczącą się sprawę sądową. Zabójstwo Sabi nie zostało uznane za zbrodnię z nienawiści motywowanej transfobią, mało tego, sprawcy nie odpowiadają za morderstwo, tylko za pobicie i podpalenie.
Aneta Ostrowska ze stowarzyszenia Akceptacja, mama Wiktorii, opowiedziała o książce „Rodzice, wyjdźcie z szafy”, którą gratis otrzymują prenumeratorzy/rki „Repliki” jako bonus do tego numeru (patrz: strona 7).
Krzysztof Kacprowicz, tata Michała opowiedział o dwóch blogach, które są prowadzone przez ośmioro rodziców osób LGBT. Właśnie odnieśli swój pierwszy blogerski sukces: podczas gdy zwykle zaliczają ok. 30 wejść dziennie, dzień przed konferencją mieli nagle… 13 tysięcy wejść! To dzięki Danucie Zarzecznej, mamie Patrycji, która napisała, jak na demonstracji KODu wręczyła Mateuszowi Kijowskiemu tęczową parasolkę, cyknęła fotkę, fotka poszła na blog. (rodzicelgbt.blox. pl, rodzicelgbt.wordpress.com)
Zarówno Krzysztof jak i Danuta należą do nieformalnej grupy „Rodzice przy KPH”. Działają praktycznie bezkosztowo. Jedna osoba nic nie może? Oj, może sporo, może. 2 lipca Dana trafi ła na okładkę „Wysokich Obcasów”.
Jak wygląda gej?
Pokaz dokumentalnego filmu „Moje dziecko” (reż. C. Candan) o rodzicach osób LGBT z Turcji. Zrobiony najprościej jak można – ot, gadające głowy. Ale człowiek siedzi zahipnotyzowany autentycznością tych twarzy, min, gestów i słów. I znów – łez. Jedna z tureckich mam opowiada, jak to dała się namówić na spotkanie z gronem kolegów syna, gejów: Zobaczyłam grupkę postawnych mężczyzn, większość z brodami i od razu do syna z pytaniem „To są ci twoi geje? Przecież geje tak nie wyglądają!” I zaraz się złapałam: a skąd ja niby wiem, jak wyglądają geje?
Po seansie Tamara Uliasz, mama homoseksualnego Leszka, uśmiecha się do mnie: Ja miałam tak samo parę lat temu. Poszłam z Leszkiem na Paradę, patrzę, a tu nagle koło nas stoi cały „oddział” takich bysiów. Wystraszyłam się, pomyślałam, że to te osiłki, narodowcy – tak blisko nas?! Mówię to Leszkowi, a on: „Mama, no co ty! Przecież to są nasze miśki”.
70 ciast
Furorę zrobiło wystąpienie Doroty Stobieckiej z Łodzi, mamy geja. Jakiś czas temu usłyszałam od pewnej pani, której sąsiadami została para gejów: „Nie mam nic przeciw, niech sobie mieszkają, byle by krzywdy nikomu nie robili”. To jest ta liberalna postawa? Zagotowałam się. A dlaczego oni by mieli robić komuś krzywdę? Skąd zaraz „na wejściu” takie zastrzeżenie? Czy gdyby wprowadził się chłopak z dziewczyną, to by też zaraz o tej „krzywdzie” wspominała? Albo, że niech sobie żyją, tylko aby się nie „obnosili”. A hetero mogą się obnosić? Więc mi chodzi o to, że nie powinniśmy zwracać uwagi tylko na te drastyczne przypadki dyskryminacji. Mnóstwo uprzedzeń i stereotypów siedzi w języku, w tekstach tolerancyjnych, ale tylko pozornie.
Przeszłam fazy rozmawiania i nierozmawiania ze znajomymi o moim synu. Był czas, że weszłam do szafy, a teraz zaczynam dostrzegać nawet drobiazgi dotyczące różnego traktowania. Dlaczego mnie znajomi nie pytali, czy mój syn wziął ze swoim chłopakiem kredyt na mieszkanie czy nie wziął? Dlaczego nie pytali, jak synowi się wiedzie w związku, jaki jest ten jego chłopak? Jak mówię, że się pokłócili, to dlaczego mnie nie zagadną potem, czy już się pogodzili? Przy naszych dzieciach hetero to tak działa – ich życie szczegółowo ze znajomymi się omawia. To nie może być tabu i to jest nasza sprawa, rodziców, by to przełamywać.
Jak się wybierałam na spotkanie Akademii Zaangażowanego Rodzica, to pytali: „Jedziesz na „to swoje spotkanie do Warszawy?”. Ludzie szukają różnych wybiegów, by nie nazwać rzeczy po imieniu.
W styczniu zorganizowałyśmy w Łodzi spotkanie. Było nas kilka mam. Zaprosiłyśmy innych rodziców osób LGBT, ale nie tylko – wszelkich sojuszników/czek, krewnych, rodzeństwo, zstępnych, wstępnych i wszelkich przyjaciół królika. Warunkiem wstępu na spotkanie było przyniesienie ciasta. Bo stwierdziłyśmy, że przy cieście i kawce lepiej się będzie gadało. I przerosło nas to spotkanie. 70 ciast było! Całe stosy, jak to zjeść wszystko? Zaczęłyśmy gadać, były łzy, jak zwykle. Potem zaprosiłyśmy pedagożki. Przyszły, zobaczyły kilkadziesiąt mam gejów i lesbijek plus kilku ojców. Oczy im się zrobiły bardzo okrągłe, że nas tak dużo.
Kilka miesięcy później organizujemy następne spotkanie, a ja szukam w komputerze zdjęć z tego pierwszego, styczniowego – bo to przecież fajna pamiątka. I nagle sama siebie przyłapuję: przecież na tym spotkaniu nie było zdjęć, sama nie chciałam! Teraz zachodzę w głowę, dlaczego? Bośmy jednak trochę w tych szafach siedziały. Mam jedno zdjęcie – tylko nogi widać! (patrz: obok) No, więc to są nogi, które kilka miesięcy później doszły tam, gdzie trzeba – do punktu, w którym nie ma wstydu, że się jest mamą geja czy lesbijki.
Jestem mamą geja i dla mnie nawet „sojuszniczka osób LGBT” to nie jest zbyt adekwatne określenie. Słowo „sojusz” kojarzy mi się politycznie, kojarzy mi się, że jak się z kimś zawiera sojusz, to wcześniej czy później się ten sojusz łamie. A ja z moim synem sojuszu ani nie zawierałam, ani go nie złamię. Ja go kocham, ja go znam, jestem po jego stronie i już.
Jeden syn może wziąć ślub, a drugi nie?
Sabina Brennan z Irlandii elektryzuje wszystkich. Mówi z prędkością światła i z zapałem komentatora sportowego. Wcale nie planowała być działaczką LGBT, ale jej syn jest gejem i gdy w zeszłym roku zaczęła się kampania przed referendum w sprawie małżeństw jednopłciowych, to po prostu nie mogła tylko siedzieć i czekać na wynik. Trzeba było się zaangażować. Zaczęła twittować, zaczęła chodzić po sąsiadach od drzwi do drzwi.
Przekaz? Najprostszy z możliwych. Mam dwóch synów. Jeden może wziąć ślub, drugi nie – to jest nierówność.
Jej syn, Gavin Brennan, muzyk wrzucał do youtube’a kolejne covery piosenek z przerobionymi tekstami tak, by pasowały do referendum. Na jednym z wieców chłopak Gavina klęknął przed nim, oświadczył się… Domyślacie się już? Tak, Sabinie głos zaczyna drżeć, na sali szmer od wyciągania chusteczek z torebek.
W kuluarach – luźne rozmowy. Jedna mama pyta mnie, jak powiedzieć 9-letniemu synowi, że starszy, Kuba, jest gejem. Bo na razie Kuba, jak przyprowadza swego chłopaka, Damiana, do domu, to funkcjonują jak koledzy – przed dziewięciolatkiem jest szafa. Mówię: Proszę spokojnie powiedzieć młodemu, że Kuba zakochał się w Damianie. Młody zrozumie szybciej, niż się wydaje.
Druga mama mówi, że jej syn jest w związku z chłopakiem od dwóch lat, mieszkają razem i gdy przyjeżdżają do nas, to ani się nie całują, ani nie obejmują, ani nic. Tak to jest w związkach gejowskich? Mówię, że jest czułość, tylko homofobia ich nauczyła, że mogą być czuli dla siebie tylko wtedy, gdy nikt nie widzi.
Jeden tata mówi mi: A z osiem lat miał i ja już wiedziałem, że jest gejem. Jak jest rodzic uważny i nie wypiera informacji, to można się domyśleć naprawdę wcześnie – i uśmiecha się od ucha do ucha. Dodaje, że już kilku młodym chłopakom i dziewczynom dawał rady, jak się wyoutować przed rodzicami.
Trzecia mama o nic nie pyta, tylko się cieszy, bo jej córka wraz z żoną w Wielkiej Brytanii spodziewają się dziecka. Wtóruje jej czwarta mama, która, szczęśliwa, opowiada, że jej syn ma fantastycznego partnera w Niemczech i ona już też niedługo zostanie babcią. Piąta mama… Szósta mama… Siódma mama… No, po prostu musicie przyjść na następną konferencję KPH z rodzicami i posłuchać ich. Jest moc.
Jak wielka, słychać było dzień po konferencji na Paradzie Równości. Na platformie przemawiali Marzanna Latawiec, mama trzech synów – jednego heteryka i dwóch gejów oraz Adam Małecki, tata geja, o którym pisaliśmy w numerze 50. „Repliki”. Oboje dostali ogromne brawa. Wszyscy akceptujący rodzice – dzięki!
Tekst z nr 62/7-8 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.