Erotyczne przygody króla Stasia

Sylwetkę króla STANISŁAWA AUGUSTA PONIATOWSKIEGO z perspektywy LGBT prezentuje dr Paweł Fijałkowski

 

Stanisław August Poniatowski w stroju koronacyjnym. Portret namalowany przez Marcello Bacciarellego ok. 1770 r. (Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum. Rezydencja Królów i Rzeczypospolitej; Wikimedia Commons, domena publiczna)

 

Stanisław August Poniatowski cieszył się wśród współczesnych i potomnych opinią kobieciarza. Historycy z lubością opisują jego erotyczną aktywność, mającą świadczyć o męskości króla, uważanego poza tym za człowieka o słabym charakterze. Iwona Kienzler poświęciła mu książkę pod tytułem „Mąż wszystkich żon” (Warszawa 2011), nawiązującym do opinii o Juliuszu Cezarze, który według nieprzychylnego mu polityka Gajusza Skryboniusza Kuriona był „mężem wszystkich kobiet i żoną wszystkich mężczyzn”.

Skojarzenie to możemy uznać za bardzo trafne, ponieważ w wypowiedziach na temat seksualności Stanisława Augusta, noszącego przed koronacją imiona Stanisław Antoni, zawsze było jakieś „ale”, a do tego zastanawiająca potrzeba zaprzeczania. Elwira Watała w książce „Sodomici” (Chorzów 2013) sformułowała to tak: „Od razu uprzedzamy czytelnika: homoseksualistą Stanisław August Poniatowski nie był, lecz gdyby nie uprawiał homoseksualnych praktyk przynajmniej w okresie swej młodości przez jakiś czas, nie zostałby królem Polski”.

Mój kasztelaniczku najdroższy

Drugim uczestnikiem owych „homoseksualnych praktyk” był jakoby Charles Hanbury Williams, brytyjski poeta, satyryk i polityk, należący w młodości do kręgu intelektualnych i obyczajowych libertynów, zażywających miłosnych rozkoszy zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami. W wieku 24 lat Williams poślubił Frances Coningsby i miał z nią dwie córki, które bardzo lubił. Natomiast jego relacje z żoną były złe, ponieważ zaraził ją syfi lisem, a potem zaniedbywał. Toteż porzuciła go, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę kocha tylko mężczyzn. Silne więzy uczuciowe łączyły Williamsa z politykiem Thomasem Winningtonem, którego niespodziewana śmierć w 1746 r. pogrążyła go w rozpaczy i skłoniła do wyjazdu z kraju w roli dyplomaty.

W 1747 r. Charles Williams został posłem Wielkiej Brytanii w Saksonii, skąd wiosną 1750 r. udał się z misją dyplomatyczną do Berlina. W tym samym czasie do stolicy Prus przybył na leczenie Stanisław Antoni Poniatowski, któremu dokuczały bolesne skurcze żołądka. Zamieszkał u Fryderyka Bülowa, ambasadora Saksonii, który w początkach lipca 1750 r. zaprosił na obiad swego brytyjskiego kolegę. W takich oto okolicznościach narodziła się znajomość a następnie wzajemna fascynacja 18-letniego Poniatowskiego i 42-letniego Williamsa. Błyskotliwy angielski dyplomata był dla polskiego szlachcica reprezentantem świata słynącego z dobrych praw, uznawanego za oświecony i tolerancyjny. Z kolei inteligentny i wrażliwy Poniatowski jawił się Williamsowi jako atrakcyjny przybysz z egzotycznego kraju Sarmatów.

Niebawem Stanisław Antoni Poniatowski powrócił do Polski i został wybrany na posła na sejm, który rozpoczął obrady w Warszawie w początkach sierpnia 1750 r. Na sejm ten przyjechał także Charles Williams, który dzięki znajomości z Poniatowskim mógł nawiązywać kontakty dyplomatyczne z polską arystokracją. Młody szlachcic sprawiał na nim wrażenie człowieka rokującego wielkie nadzieje, wymagającego jednak odpowiedniej edukacji, która umożliwiłaby mu zrobienie kariery w życiu publicznym. Williams uważał siebie za najodpowiedniejszego wykonawcę tego zadania, a ponieważ Poniatowski podziwiał jego doświadczenie i pewność siebie, chętnie uznał go za swego mistrza.

Williams przed wyjazdem z Polski uzgodnił z Poniatowskim, że będą ze sobą korespondować, a kilka miesięcy później zaproponował mu pobyt w Saksonii pod swoją opieką. Dzięki temu pomysłowi panowie mogli jesienią 1751 r. na powrót cieszyć się swym towarzystwem, a jednocześnie bawić się wesoło z młodymi ludźmi w pałacu i parku myśliwskim władców saskich w Hubertusburgu. Poniatowski wspominał sześciotygodniowy pobyt tam jako najszczęśliwszy okres w życiu. W „Pamiętnikach” odnotował: „Wolny od wszelkiej troski żyłem w rozkosznej okolicy, w pięknej porze roku, w dobranem towarzystwie, byłem prawie zakochany, a nie rozpustny bynajmniej (…)”.

Pod koniec 1751 r. Stanisław Antoni Poniatowski pożegnał się z Charlesem Williamsem i pojechał do Wiednia. Brytyjski dyplomata niebawem zaczął odczuwać samotność, natomiast olśniony przepychem wiedeńskiego dworu polski szlachcic oddawał się przyjemnościom życia towarzyskiego. Williams starał się czuwać na odległość nad swym przyjacielem i podopiecznym, pouczał go w listach, z kim ma utrzymywać kontakty, a czyjego towarzystwa unikać, by zdobywać „zdrowy rozsądek, osąd i doświadczenie”.

Zwracał się do Poniatowskiego „mój kasztelaniczku najdroższy” („mon cher castellanino”) lub „mój kochany wojewodzicu”, („mon cher palatinello”), a czasem „mój kochany Stasieńku” („mon cher Stachio”). Eleganckie i jednocześnie poufałe listy wychowawcy do wychowanka, zarówno z tego, jak i późniejszego okresu, wypełnione zapewnieniami o bezgranicznym oddaniu oraz najserdeczniejszej przyjaźni, pozwalają wyczuć istotę ich specyficznej relacji. Jednakże w ocenie prof. Richarda Butterwicka- Pawlikowskiego „ich korespondencja świadczy o związku ojcowskim i synowskim, ale nie pederastycznym”. Poniatowski znalazł się pod wpływem intelektualisty należącego do grona najciekawszych umysłów epoki. Uczył się intensywnie od Williamsa, przyswajając sobie wiedzę z wielu różnych dziedzin, począwszy od życia towarzyskiego, a skończywszy na polityce.

Mistrz i uczeń spotkali się ponownie w sierpniu 1752 r., kiedy to Charles Williams przyjechał do Polski w związku z sejmem mającym się odbyć w Grodnie. Stanisław Antoni Poniatowski został wybrany na posła, toteż wyruszyli na sejm razem. Zapewne obaj pragnęli dłuższego przebywania razem, na które musieli jednak poczekać do następnego ro ku. W marcu 1753 r. Poniatowski wyruszył z woli rodziny w wielką podróż po Europie, której trasa wiodła przez Wiedeń. Tam czekał na niego stęskniony Williams, który niedługo później rozchorował się ciężko, a Poniatowski troskliwie się nim opiekował, co zacieśniło łączące ich więzi. Następnie udali się do Drezna, a pod koniec lipca wyruszyli do Hanoweru, skąd skierowali się do Holandii.

Spędzili tydzień w Hadze, po czym Charles Williams odpłynął do Wielkiej Brytanii, pozostawiając Stanisława Antoniego Poniatowskiego na kontynencie. Ten zaś udał się do Paryża, by brylować na tamtejszych salonach.

Kawaler ambasady, kochanek księżnej

Dopiero w styczniu 1754 r. przypłynął do Anglii i podczas kilkumiesięcznego pobytu tam spotkał się z Williamsem tylko raz, w maju 1754 r. Zapewne stało się tak dlatego, że dyplomata musiał zaangażować się w życie polityczne kraju, by zdobyć miejsce w parlamencie. Jednakże według Jerzego Łojka, autora książki „Siedem tajemnic Stanisława Augusta” (Warszawa 1982), Williams jeszcze w Hadze obraził się o coś na Poniatowskiego, w związku z czym ostentacyjnie wyjechał z Londynu na prowincję. Niemniej z oddali czuwał nad pobytem swego Stasieńka w Anglii.

W lipcu 1754 r. Poniatowski powrócił do Polski. We wrześniu przybył tu Williams w związku z przygotowywanym traktatem między Wielką Brytanią a Rosją. Stęskniwszy się za swym wychowankiem i przyjacielem, gotów był wszystko mu wybaczyć, toteż przyjął jego przeprosiny i pojednał się z nim. Kusił Poniatowskiego wizją wspaniałej kariery politycznej, pod warunkiem że będzie wykonywał jego wskazania, a szczególnie hamował swe miłosne zapędy do kobiet, które bardzo go denerwowały. Był niezwykle zazdrosny o swego Stasia i starał się jak najściślej związać go ze sobą.

W grudniu 1754 r. Stanisław Antoni Poniatowski przyrzekł Charlesowi Williamsowi, że będzie mu towarzyszył, jeżeli kiedyś zostanie skierowany przez zwierzchników do Rosji. Toteż gdy w kwietniu 1755 r. Williams otrzymał nominację na stanowisko ambasadora Wielkiej Brytanii w Cesarstwie Rosyjskim, z ochotą przyjął funkcję jego sekretarza. Przyjechał do Petersburga kilka dni po nim, w końcu czerwca 1755 r., i zamieszkał w rezydencji ambasadora przy Newskim Prospekcie. Jako „kawaler ambasady” brytyjskiej pobierał praktyczną naukę dyplomacji, która była tyleż samo trudna, co przyjemna, należało bowiem do niej uczestnictwo w balach i innych rozrywkach dworu. Wkrótce poznał wielką księżną Katarzynę Aleksiejewną, starszą od niego o 2 lata żonę następcy tronu Piotra III, kobietę inteligentną, ambitną i bezwzględną. Zakochał się w niej, a ich namiętny romans miał wielki wpływ na jego koleje losu.

Stanisław, Charles i Katarzyna

Tymczasem Wielka Brytania podpisała w styczniu 1756 r. porozumienie z Prusami, w związku z czym Rosja wycofała się z sojuszu z nią. Williams popadł w niełaskę u cesarzowej Elżbiety II, a dyplomaci z innych państw zaczęli unikać kontaktów z nim, co sprawiło, że pogrążył się w depresji. Jedyną otuchą było dla niego towarzystwo Poniatowskiego oraz kontakty z wielką księżną Katarzyną i jej dworem. Tak oto – jak stwierdza Krystyna Zienkowska w książce „Stanisław August Poniatowski” (Wrocław 2004) – „Między Stanisławem, Williamsem i Katarzyną wytworzyła się dziwna sytuacja”. Poniatowskiego i Williamsa łączyły od dawna bliskie i silne więzi emocjonalne, przy czym ze strony Poniatowskiego była to co najmniej przyjaźń, natomiast ze strony Williamsa miłość przypominająca starożytną grecką relację łączącą wychowawcę z wychowankiem. Jednocześnie Stanisław i Katarzyna byli kochankami, a Williams przyjacielem i doradcą wielkiej księżnej.

Stanisław Antoni Poniatowski coraz bardziej angażował się w związek z wielką księżną Katarzyną Aleksiejewną, a rozstrojony psychicznie Charles Williams nie był w stanie znieść takiego rozwoju sytuacji, z błahego powodu płakał lub wybuchał gniewem. W kwietniu 1756 r., podczas dyskusji o przeznaczeniu i wolnej woli, między Williamsem i Poniatowskim doszło do sprzeczki, przypominającej bardziej kłótnię kochanków niż przyjaciół. Rozgniewany dyplomata rozkazał swemu sekretarzowi wyjść, oświadczył, że nie chce go nigdy więcej widzieć, po czym zamknął się w sypialni. Obrażony i zrozpaczony Poniatowski był gotów wziąć na siebie część winy za zaistniałą sytuację. Chciał wejść do sypialni Williamsa, by się z nim pogodzić, lecz ten nie otworzył mu drzwi. Miotany najgorszymi obawami „kawaler ambasady” wyszedł na balkon i poddawszy się ogarniającej go rozpaczy chciał z niego skoczyć. Na szczęście w chwili, gdy podnosił nogę nad balustradą, Williams wszedł na balkon, chwycił go wpół i pociągnął wstecz. Poniatowski odnotował w „Pamiętnikach”: „Przez kilka chwil obaj nie mogliśmy słowa wymówić. Nareszcie zaprowadził mnie do swego pokoju, a kiedym głos odzyskał, powiedziałem mu: »Zabij mnie lepiej, niżbyś miał mówić, że mnie więcej nie chcesz widzieć!«. Odpowiedział mi tylko uściskiem, ze łzami w oku, a przetrzymawszy chwil kilka w objęciach, prosił, abym nie pamiętał i nie wspominał nigdy tego, co zaszło”.

Tak oto serdeczni przyjaciele pogodzili się, lecz niebawem czekała ich rozłąka. Ponieważ romans Stanisława Antoniego Poniatowskiego z wielką księżną Katarzyną stał się problemem politycznym, rodzina wezwała go do Warszawy. Powrócił do Petersburga w początku stycznia 1757 r. jako ambasador Saksonii. Williams spodziewał się, że przyjaciel zacznie go odwiedzać zaraz po przyjeździe, jednakże Poniatowski ze względu na pełnioną funkcję nie mógł swobodnie się z nim spotykać. Złożył mu oficjalną wizytę, lecz nie miał odwagi, by widywać się z nim prywatnie, po kryjomu.

U schyłku lata 1757 r. Charles Williams otrzymał dymisję z funkcji ambasadora, którą odebrał jako życiową porażkę. Błagał Poniatowskiego, by odwiedzał go po przyjacielsku, co teraz nie powinno już kolidować z jego statusem dyplomaty. Poniatowski zaczął bywać u Williamsa, jednakże po kilku tygodniach doszedł do wniosku, że wizyty te mogą budzić podejrzenia, toteż przestał go odwiedzać. Ich niegdyś intensywny i intymny związek obumierał. W październiku 1757 r. załamany psychiczne, chorujący na syfi lis Williams wyjechał do ojczyzny. Niedługo później, na skutek działań podjętych przez dyplomatów francuskich, Poniatowski został uznany za angielskiego szpiega i odwołany ze stanowiska ambasadora Saksonii.

Stanisław Antoni Poniatowski był największą miłością Charlesa Williamsa i przez 7 lat obiektem jego adoracji. Łączyły ich silne i trwałe więzi intelektualne oraz emocjonalne, lecz czy towarzyszyła im fizyczna bliskość, czy kiedykolwiek przekroczyli granicę między intymnymi przeżyciami wewnętrznymi a stosunkami fizycznymi, tego trudno dociec. Poniatowski zdawał sobie sprawę z tego, co czuł do niego Williams, oraz z tego, ile mu zawdzięczał. „Był mi przewodnikiem, nauczycielem, opiekunem; (…) kochał mnie tak długo i tak tkliwie” – zapisał w „Pamiętnikach”. To dzięki Williamsowi znalazł się w Petersburgu w sytuacji umożliwiającej nawiązanie romansu z wielką księżną Katarzyną, przyszłą cesarzową Wszechrusi, która postanowiła wykreować go na króla Polski.

Toteż wspominał Williamsa serdecznie i z wdzięcznością, a tworząc wiele lat później swą kolekcję malarstwa zapragnął mieć w niej podobiznę przyjaciela i wychowawcy, który w 1759 r. popełnił samobójstwo. Dzięki podjętym w 1781 r. staraniom udało mu się zdobyć portret Williamsa, namalowany przed laty w Dreźnie przez Antona Raphaela Mengsa. Wisi on do dziś w królewskiej galerii obrazów w Łazienkach, w Pałacu na Wyspie.

***

Dr Paweł Fijałkowski (ur. 1963) – historyk i archeolog, pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego. Opublikował m.in. szereg książek historycznych o tematyce homoseksualnej: „Seksualność, psyche, kultura. Homoerotyzm w świecie starożytnym” (2007), „Homoseksualizm. Wykluczenie – transgresja – akceptacja” (2009), „Homoseksualność daleka i bliska” (2014), „Androgynia, dionizyjskość, homoerotyzm. Niezwykłe wątki europejskiej tożsamości” (2016).  

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Słowik z Luksemburga

EVA SIEWERT i ALICE CARLÉ, czyli miłość w czasach narodowego socjalizmu. Tekst: Raimund Wolfert. Tłumaczenie i redakcja: Agata Chmielecka, Filip Fierek. Konsultacja: Joanna Ostrowska

 

Eva Sievert (1907–1994). Zdjęcie z autografem z lat 30.; https://eva-siewert.de/ Do dziś nie odnaleziono żadnego zdjęcia Alice Carlé

 

Od redakcji: To drugi z cyklu sześciu tekstów Raimunda Wolferta w „Replice” – biografii osób LGBT+ pochodzących przede wszystkim z Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza i Wielkopolski.

Pochodząca z Berlina pisarka Eva Siewert (1907-1994) była mistrzynią krótkiej formy. Dobitnymi i poruszającymi opowiadaniami wystawiła Alice Carlé (1902-1943), swojej żydowskiej kochance zamordowanej w Auschwitz, wyjątkowy pomnik. Jej dłuższe teksty, niecieszące się aż takim powodzeniem, nigdy nie zostały opublikowane i obecnie uznaje się je za zaginione. Siewert nie była jednak dumna z mistrzowskiego poziomu swoich krótkich stories. Do Kurta Hillera (1885–1972), niemieckiego publicysty i działacza gejowskiego, z którym się przyjaźniła i który przebywał na emigracji w Londynie jeszcze jakiś czas po wojnie, pisała: „Nikt nie ma odwagi wydać moich wartościowych, poważnych tytułów ani mojej komedii. Żyję z pisania idącego na ustępstwa, z felietonów o niczym i zależnych od koniunktury krótkich form. Na razie jeszcze to drukują”. Dzięki jej listom do Hillera wiadomo, że opowiadania Siewert nie były fikcją literacką. U podstaw każdego z tekstów leżało jej własne doświadczenie.

Fabrikaktion

Trwający od 1 marca do 1 grudnia 1943 r. pobyt w berlińskim więzieniu dla kobiet przy Barnimstraße 10 okazał się dla Evy momentem przełomowym. Już nic nie miało być takie jak dawniej. Nieludzkie warunki i przymusowa ciężka praca spowodowały, że opuściła więzienie ze zrujnowanym zdrowiem. W jeszcze gorszym położeniu znalazła się jej ukochana Alice Carlé, która przez jakiś czas ukrywała się w mieszkaniu Siewert – do początku 1943 r. Pod koniec lutego 1943 r. przeprowadzono tak zwaną Fabrikaktion, w ramach której wyłapano pozostających jeszcze w mieście Żydów i Żydówki, niedeportowanych dotąd tylko dlatego, że pracowali w fabrykach zbrojeniowych i innych zakładach. Aresztowano wówczas około piętnastu tysięcy mężczyzn i kobiet – większość z nich na ulicy. Potem przeczesywano również mieszkania, a znalezionych tam ludzi wywlekano, bito i wywożono. W związku z uwięzieniem Evy Siewert Alice Carlé straciła jedyne dostępne schronienie. Wprawdzie na początku zdołała jeszcze ukryć się wraz ze swoją siostrą Charlotte (1901-1943), a nawet pod pseudonimem „Carl” wysyłać listy do więzienia, ale w sierpniu 1943 r. korespondencja między nią a Evą nagle się urwała. Alice nigdy nie dostała odpowiedzi na ostatnią wiadomość, którą zaadresowała – jak zwykle – do wspólnej znajomej pośredniczącej w przekazywaniu korespondencji.

Kiedy na początku grudnia 1943 roku Eva Siewert opuściła wreszcie mury więzienia, pierwsze kroki skierowała do dawnego domu Alice Carlé na Beuthstraße. Miała nadzieję, że dowie się od dozorczyni, gdzie jest jej przyjaciółka albo co się z nią stało. Siedząc w więzieniu, Siewert tygodniami słyszała bomby spadające na Berlin i dopiero teraz mogła na własne oczy przekonać się o skali zniszczeń. Miasto leżało w gruzach, tramwaje pokonywały jedynie krótkie trasy, a na miejscu domu Carlé znajdowały się zgliszcza.

Urodzona we Wrocławiu

Eva Siewert urodziła się 11 lutego 1907 r. w Breslau (Wrocław) jako jedyne dziecko pary muzyków. Zarówno matka, jak i ojciec Evy pracowali w operze miejskiej, a córka w pierwszych latach życia wychowywała się w bezpiecznych mieszczańskich warunkach na Körnerstraße 44 (ul. Trwała). Tymczasem małżeństwo rodziców zaczęło się rozpadać i skończyło rozwodem w 1911 r. w Hamburgu, do którego przeprowadzili się krótko przedtem. Matka Evy Siewert pochodziła z Berlina i była Żydówką, jej ojciec zaś, który urodził się w argentyńskiej Córdobie i przez większość dzieciństwa mieszkał w Danzig (Gdańsku), wstąpił później w szeregi NSDAP. Zdaje się jednak, że to nie różnice światopoglądowe były przyczyną rozpadu małżeństwa. Dzieciństwo Eva Siewert spędziła głównie w domu matki przy Kurfürstendamm 11. Matka podróżowała, między innymi w sprawach zawodowych, do Mariańskich Łaźni i Karlowych Warów w Czechach czy do Weggis w Szwajcarii, zabierając córkę ze sobą; ojca i jego drugą żonę Eva odwiedzała często w Henkenhagen (Ustroniu Morskim), leżącym niedaleko Kolbergu (Kołobrzegu).

Po ukończeniu szkoły Eva Siewert pobierała nauki w Deutsche Bank. Zainteresowanie muzyką i teatrem, które żywiła od najmłodszych lat, skłoniło ją jednak do przerwania nauki i rozpoczęcia studiów muzycznych w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Berlinie-Charlottenburgu. Eva wyróżniała się „przyjemnym i zaskakująco wyćwiczonym głosem koloraturowym” i dzięki temu jako sopranistka koloraturowa przepracowała rok na scenie w Teatrze Miejskim w Oldenburgu. Później z powodu powracających napadów duszności musiała zrezygnować ze śpiewania. Kolejne lata nie były dla niej łatwe i przyniosły wiele momentów zwrotnych w życiu osobistym, zawodowym oraz rodzinnym. Już od dłuższego czasu wiedziała, że jest lesbijką. Cierpiała z powodu nieszczęśliwej miłości, braku perspektyw zawodowych i złego stanu zdrowia. W tym okresie w jej życiu pojawił się drugi mąż matki, Philipp von Hesse (1890-1966). Pracował dla dużego międzynarodowego banku i chcąc skierować myśli pasierbicy na inne tory, znalazł jej posadę w przedsiębiorstwie importowym w Teheranie. Praca tam nie była wymagająca i pozwalała jej spędzać czas na jeździe konnej, grze w tenisa i wycieczkach samochodowych, będących dobrą okazją do poszerzania horyzontów. Wracając do Niemiec w 1931 r., Eva Siewert czuła się silniejsza. Jedno z napisanych wówczas opowiadań zakończyła słowami: „Osiągnęłam cel mojej ucieczki w ten odległy zakątek świata. Otrząsnęłam się po bolesnym doświadczeniu pierwszej straty”.

Spikerka radiowa w męskim stroju

W 1932 r. Eva Siewert wielokrotnie opowiadała w Leipiziger Rundfunku o swoim pobycie w Iranie, nie przypuszczając, że będzie to początek jej wieloletniej kariery w roli spikerki radiowej. Międzynarodowy serwis radiowy Gmbh w Berlinie zaproponował jej posadę niemieckiej prezenterki w Radiu Luxemburg, a Compagnie Luxembourgeoise de Radiodiffusion (dziś: Grupa RTL) zatrudniło ją potem jako szefową redakcji i spikerkę trójjęzyczną. Sama Siewert twierdziła, że jej zadania polegały głównie na propagowaniu postaw antynacjonalistycznych i antyfaszystowskich. Jako kobieta w radiu zapewne zdawała sobie sprawę, że jest pionierką na eksponowanym stanowisku. Dzięki znajomości języków i kontaktom towarzyskim cieszyła się szerokimi międzynarodowymi koneksjami. Poznała wówczas wielu muzyków, z którymi się zaprzyjaźniła, takich jak polski kompozytor Ernest Borsamsky (właśc. Ernst Eichel, 1907 – ok. 1956) i czeski puzonista Ferry Juza. Eva Siewert cieszyła się wśród swoich słuchaczy i słuchaczek wielką popularnością. Jednemu z admiratorów, pisarzowi Franzowi Porubsky’emu (1880-1934) z Czerniowców (Чернівці, Ukraina), który usłyszał ją pewnej nocy w lokalnym radiu, tak bardzo spodobał się głos „czarującej spikerki”, że napisał do niej list. Kiedy w odpowiedzi otrzymał kartkę z autografem przedstawiającą Evę w męskim stroju, był tym wprawdzie nieco zaskoczony, ale wytłumaczył swoim czytelnikom i czytelniczkom w bardzo przychylnym wobec Siewert artykule, że „słowik z Luxemburga” preferuje stroje męskie, „ponieważ w nich prezentuje się najlepiej, poza tym są praktyczne i stosunkowo tanie, a zarazem eleganckie”.

Nagle stała się „pół-Żydówką”

Nie wiadomo, jak często po wyjeździe do Luksemburga Eva Siewert odwiedzała Niemcy, wiadomo natomiast, że po przejęciu władzy przez Adolfa Hitlera w 1933 r. jej wizyty stały się rzadsze. Przeczuwając nadchodzącą wojnę, zdecydowała się opuścić Europę i wrócić do Teheranu. W tym celu – jako obywatelka Niemiec – musiała udać się do irańskiego konsulatu w Berlinie po wizę. Jej wcześniejsze próby zdobycia dokumentu w konsulatach w Brukseli czy Paryżu zakończyły się niepowodzeniem. W Berlinie zaś wizy odmówiono jej na rozkaz gestapo. Powodem była dziennikarska działalność w Radiu Luxemburg. Od tej chwili nie wolno jej było opuszczać kraju.

W związku z zakazem wykonywania zawodu dziennikarki i spikerki Siewert musiała zadowolić się różnymi źle opłacanymi pracami biurowymi. Nagle stała się „pół-Żydówką”. Alice poznała prawdopodobnie w sierpniu 1938 r. Carlé była Żydówką, zgodnie z wykształceniem wykonującą pracę biurową. Nie wiadomo jednak, gdzie dokładnie pracowała ani czy kiedykolwiek się usamodzielniła. W 1938 r. mieszkała ze swoją siostrą Charlotte i rodzicami w skromnie urządzonym dwupokojowym mieszkaniu w berlińskim Mitte. Można przypuszczać, że ze względu na żydowskie pochodzenie skazano ją na prace przymusowe.

Po tym jak w maju 1941 r. Siewert objęła posadę w wydawnictwie, wydarzyła się długa seria nieszczęść. Niespełna kilka dni później została aresztowana w swoim mieszkaniu i umieszczona w areszcie ochronnym. Powodem były listy adresowane do znajomej w Bielefeld i znalezione w jej mieszkaniu podczas przeszukania.

Zjadliwe, wywrotowe wypowiedzi

Wkrótce Siewert ukarano grzywną za „zjadliwe, wywrotowe i podłe wypowiedzi” na temat wysoko postawionych funkcjonariuszy państwowych i członków NSDAP. Nie był to jednak koniec tego pasma katastrof. Gestapo nie dało za wygraną i zaczęło szukać nowych obciążających materiałów. Już 21 stycznia 1942 r. wniesiono wobec Siewert kolejne oskarżenie o „zjadliwe wypowiedzi” z paragrafu 2 Ustawy przeciw zdradzieckim zamachom na Państwo i Partię oraz o ochronie uniformów partyjnych (tzw. Heimtückegesetz). Tym razem na Evę doniosły byłe współpracownice, według których 30 czerwca 1941 r., po wybuchu wojny z ZSRR, Siewert wieszczyła, że wojna zakończy się „naszą” klęską. Dla organów śledczych był to wystarczający powód, aby ponownie ją ukarać – 4 września 1942 r. została skazana na 9 miesięcy więzienia. Podczas jej pobytu w areszcie Alice Carlé wraz z siostrą Charlotte próbowały się ukryć. Musiały zapewne zdjąć gwiazdę Dawida, którą od 1941 r. miały obowiązek nosić w widocznym miejscu na ubraniu. W marcu 1943 r. wynajęły pokój na przedmieściach Berlina, w malowniczo położonym Kladowie na prawym brzegu rzeki Haweli, podając się za wczasowiczki. Podczas gdy Charlotte Carlé zdążyła już wyrobić sobie fałszywy paszport, nowe dokumenty dla Alice miały dopiero zostać przygotowane. Niestety w sierpniu 1943 r. działalność nielegalnej grupy pomagającej w uzyskaniu nowych papierów została odkryta, wskutek czego obie siostry schwytano i aresztowano. Ich tymczasowy adres odnaleziono pośród innych dokumentów ruchu oporu.

Większość członków siatki pomocowej została zamordowana. Taki sam los spotkał Alice i Charlotte Carlé. Ich aresztowanie było jednoznaczne z wyrokiem śmierci. Dziesiątego września 1943 r. zostały przewiezione do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau transportem numer 42. Prawdopodobnie zaraz po przybyciu na miejsce trafiły do komory gazowej. Najprawdopodobniej nie wiedziały, że ich rodzice w listopadzie 1942 lub w lutym 1943 r. stracili życie w getcie Th eresienstadt. Jedyną osobą z rodziny Carlé, która przeżyła Szoa, był ich brat Hans (1899-1950). Jako aktor cieszył się popularnością w teatrach w Küstrin (Kostrzynie), Gleiwitz (Gliwicach), Plzeň (Pilznie) i Monachium. Niemcy opuścił w sierpniu 1933 roku, po tym jak artystom pochodzenia żydowskiego zakazano występować na scenie.

Zaraz po wojnie Eva zaczęła publicznie przypominać o losie swojej przyjaciółki Alice i jej rodzinie. W opowiadaniach „Przepowiednia” (1946) i „Das Boot Pan” (1947) wzięła pod lupę relację z Alice. W tych opowiadaniach każde słowo jest doskonale przemyślane i świadomie użyte. Fakt, że Alice i jej siostra Lotte były Żydówkami, został wyrażony nie wprost, mimo to ówcześni czytelnicy mogli się domyślać, co chce przekazać narratorka w opowiadaniu „Przepowiednia”, gdy mówi o sobie, że jest „w połowie”, a w „Das Boot Pan” – że „dziewczyny nie miały grobu”. Nikt w Niemczech nie chciał jednak przyjąć tego wtedy do wiadomości. Sama Siewert po roku 1945 podupadła na zdrowiu, znalazła się w krytycznej sytuacji finansowej i wycofała się z życia publicznego. Jednak przeżyła jeszcze prawie pół wieku, zmarła na przełomie listopada i grudnia 1994 r. w Berlinie. Rankiem 3 grudnia znaleziono ją martwą w jej mieszkaniu. Przez te wszystkie lata nikt nie interesował się jej losem. Tylko dzięki powojennej korespondencji z Kurtem Hillerem 20 lat później została ponownie odkryta.

***

Wiosną 2017 r. w Berlinie wmurowano cztery kamienie upamiętniające Alice Carlé, jej siostrę Charlotte i ich rodziców. Dzięki publicznemu zainteresowaniu wywołanemu tym wydarzeniem oraz badaniom naukowym światło dzienne ujrzała spuścizna Evy Siewert z walizki zawierającej urzędowe dokumenty, świadectwa, zdjęcia, wycinki z gazet i listy, które ocalały przed zniszczeniem. Największym odkryciem był plik ręcznie napisanych listów miłosnych z roku 1943 skierowanych do więzienia dla kobiet w Berlinie. Odnaleziono je spięte klamrą do włosów. Zostały napisane pewnego rodzaju kodem, co z pewnością miało uchronić je przed cenzurą. Sygnowano je imieniem „Carl”. Gdybyśmy nie znali biografii Evy Siewert i Alice Carlé, nikomu prawdopodobnie nie przyszłoby na myśl, że „Carl” nie był mężczyzną.

***

Raimund Wolfert (ur. 1963 r.) studiował skandynawistykę, językoznawstwo i bibliotekoznawstwo w Bonn, Oslo i Berlinie. Mieszka w Berlinie, pracuje w Towarzystwie Magnusa Hirschfelda i jest redaktorem czasopisma „Mitteilungen der Magnus Hirschfeld-Gesellschaft”. Autor książek: „Nirgendwo daheim: das bewegte Leben des Bruno Vogel” (2012), „Homosexuellenpolitik in der jungen Bundesrepublik: Kurt Hiller, Hans Giese und das Frankfurter Wissenschaftlich-humanitäre Komitee” (2015), „Botho Laserstein: Anwalt und Publizist für ein neues Sexualstrafrecht” (2020) oraz „Charlotte Charlaque: Transfrau, Laienschauspielerin, »Königin der Brooklyn Heights Promenade«” (2021).

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Przepowiednia

„Przepowiednia” to pierwszy tekst EVY SIEWERT przetłumaczony na język polski. Tekst: Eva Siewert. Tłumaczenie i redakcja: Agata Chmielecka, Filip Fierek

 

Było dla nas wówczas jasne, że jeśli zostaniemy, znajdziemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Do 9 listopada 1938 r. (pogrom ludności żydowskiej w Niemczech nazywany nocą kryształową, przyp. red.) pragnienie wyjazdu równało się pragnieniu wolności. Potem pragnienie to zmieniło się w konieczność. Musiałyśmy szukać ratunku. Nie pominęłyśmy żadnego konsulatu. Swoją prośbę skierowałyśmy do każdego państwa na każdym z pięciu kontynentów. Wreszcie, w sierpniu 1939 r., z Londynu nadeszła wiadomość, która oznaczała dla nas ratunek. Znalazł się człowiek, który był gotów przyjąć nas obie. Do dziś nie wiem, czy otrzymał odpowiedź z dwudziestego piątego sierpnia wyrażającą naszą wdzięczność.

Przepowiednia stała się dla nas niezrozumiała. Pół roku wcześniej znalazłyśmy się w dramatycznym położeniu, jak Saul, który zwrócił się o pomoc do wróżki z Endor. Dręczyło nas palące pytanie: czy zdołamy wydostać się za granicę? Wyszukałyśmy jasnowidzkę i udałyśmy się do niej z nieczystymi sumieniami. Spojrzała na nas badawczo swoimi mysimi oczyma, wzniosła wzrok w powietrze czy też może nas nim przeszyła i w zamyśleniu powiedziała do mnie: „Pani wyruszy pierwsza”. Spojrzała na Alice: „Potem pani, bardzo daleko”. Przerwała na chwilę, widząc ulgę na naszych twarzach. Ostatecznie jednak odebrała nam nadzieję, mówiąc: „I nigdy więcej się nie zobaczycie”.

Odpędzałyśmy wtedy to widmo. Nie dopuszczałyśmy do siebie tej myśli. Być może jedna z nas miała udać się na Haiti, a druga do Neu-Seeland. Gdyby tylko udało nam się stąd wydostać. Na pewno byśmy się odnalazły. Być może któregoś dnia jakiś statek by nas ze sobą połączył. Kwestia cierpliwości. Uzbroiłyśmy się w nią.

Nadeszła wojna, której od dawna się obawiano i którą wielu przepowiadało. Jak miałyśmy się stąd wydostać? Potajemne przekroczenie granicy nie wchodziło w grę. Nie mogłyśmy zrobić tego naszym bliskim. Żyliby w strachu i niepewności i kto wie, czy jakkolwiek – nawet gdyby szczęście nam sprzyjało – udałoby się przeszmuglować do nich pocztę. Kto wie, czy nie ponieśliby konsekwencji. Miałyśmy zbyt dużo wątpliwości. Ukrycie się w kraju – to też stanowiło jakieś wyjście. Wierzyłyśmy, że w dużym mieście można się schronić w wielu miejscach. Dla mnie ta kwestia nie była aż tak paląca. Ja byłam jedynie „w połowie”. Tymczasem Alice i jej siostra miały już oficjalne zaproszenie. Stany Zjednoczone wciąż były neutralne. Może udałoby się dostać właśnie tam? Ale czy według przepowiedni to nie ja pierwsza miałam wyruszyć?

Mimo że byłam „w połowie”, to na mnie najpierw przyszła kolej. Wyruszyłam. Pewnego ranka o szóstej ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, co się wydarzy. W ostatnich latach takie pukanie znaczyło tylko jedno. Stał przede mną rosły policjant. „Pójdzie pani z nami”, powiedział. To był dopiero początek. Spędziłam kilka tygodni w areszcie ochronnym, zanim dowiedziałam się, że podczas przeszukania jednego z domów w Nadrenii odkryto moje listy, w których, pośród innych nieodpowiednich stwierdzeń, znalazło się i takie: „Niemiecki duch nie uzdrowi świata, lecz go zniszczy”.

O dziwo, kosztowało mnie ono tylko dwumiesięczny pobyt w więzieniu. Ledwie je opuściłam, pojawiło się nowe zawiadomienie. Tym razem złożone przez donosicielki. Z pewnością w głosie i szczerym oburzeniem zeznały, że wygłaszałam antyfaszystowskie hasła i twierdziłam, iż przegramy wojnę. Kosztowało mnie to dziewięć miesięcy. Kiedy po rozprawie powiedziałam o tym Alice przez telefon, poczułam, że bardzo nią to wstrząsnęło – bardziej niż mną. Potrzebowała kogoś, na kim mogłaby polegać. Gdybym była wolna, znalazłaby oparcie we mnie. Nie opuszczała mnie niepewność o los najbliższych. Ciążyła mi nieustannie niczym ołów. Ostatecznie zadecydował przypadek. Na strażniczkę wyznaczono pewną młodą kobietę, która jednak pogardzała tą funkcją. Znała moich przyjaciół zza krat, Aryjczyków, którym pozwolono żyć jak ludziom. Alice pozostawała z nimi w kontakcie. Dowiedziała się, że nie przebywam w celi cały czas. Dwa razy dziennie – rankami o siódmej, a wieczorami przed szóstą – pod zakładem pojawiała się ciężarówka przewożąca więźniów pracujących w podobozach.

Alice w oczekiwaniu na nią stawała więc wieczorami, dwa razy w tygodniu, po drugiej stronie ulicy. Znajdowała się tam piekarnia, odwiedzana przez klientów także o tej porze. Stojąc dyskretnie w kolejce, Alice nie wzbudzała niczyich podejrzeń. Dwa razy w tygodniu mogłyśmy pozdrowić się wzrokiem. Skinienie głową lub choćby uśmiech dla niej oznaczały duże niebezpieczeństwo, dla mnie zaś zaostrzenie kary. A wtedy nie mogłybyśmy się nawet zobaczyć.

Stawałam przy stopniach pojazdu i pomagałam wysiadać dziewczynom w niebiesko- -białych strojach więziennych. Dzięki temu widziałyśmy się zawsze przez sześć minut. Sześć cennych minut. Dzięki temu każda z nas wiedziała, że druga żyje.

Pewnego dnia komando przeniesiono w inne, specjalnie w tym celu utworzone miejsce pracy. Skończyły się przejazdy ciężarówką. Alice nadaremnie czekała kilka razy przed piekarnią na rogu, zanim przyjaźnie do nas nastawiona urzędniczka porozumiewawczym gestem dała jej znać o zmianie. Zaczęła więc raz w tygodniu pisać listy. Wtedy znów poczułam się lepiej.

Nagle poczta przestała przychodzić. W przedostatnim liście Alice w zakamuflowany sposób poinformowała mnie, że jej mieszkanie nie jest bezpieczne, więc musiały je opuścić i ukryć się na przedmieściach jako wczasowiczki. Dlaczego nie dostawałam już korespondencji? Czy zatrzymywała ją cenzura? Na początku sierpnia pozwolono mi napisać list, który zaadresowałam do naszego pośrednika. Nie wysłano go jednak, gdyż moje pismo okazało się zbyt drobne. Zostałam za to ukarana. Tymczasowym zakazem nadawania i otrzymywania listów.

Podupadłam na zdrowiu. Ogłuchłam jak ktoś, kto nie chce dopuścić do swoich uszu prawdy. Chciałam się wydostać i dowiedzieć, co się stało. Czy mogłam coś jeszcze wskórać na Große Hamburger Straße? Być może. Lekarz więzienny poparł decyzję o zawieszeniu odbywania kary, ponieważ utrata słuchu wydała mu się konsekwencją zbyt surową dla osoby związanej z muzyką. Prokurator jednak odrzucił wniosek. Zabrano mnie do lekarza specjalisty w więzieniu dla mężczyzn w Moabicie. Tam ów dobroczyńca ludzkości poddał mnie trzykrotnie i bez znieczulenia zabiegowi wypalania kwasem torbieli w uchu środkowym. Poprosiłam strażniczkę o środek przeciwbólowy, ale ta wepchnęła mnie jedynie z powrotem do celi. Ale to nieważne. Gdyby tylko przyszedł list, nie zwracałabym uwagi na ból. Na ścianach celi żłobiłam wiersze widelcem, bo przybory piśmiennicze były zabronione. Mogłyśmy je mieć tylko podczas pisania listów. Wiersze te nazwałam „listami do getta” i uczyłam się ich na pamięć w trakcie codziennej półgodzinnej rundy na dziedzińcu więziennym.

Pewnego dnia wszystko to się skończyło. Pierwszego grudnia 1943 r. stanęłam na ulicy. Berlin leżał w gruzach. Tramwaje pokonywały tylko krótkie trasy. Rzuciłam się biegiem w stronę domu Alice. Uznałam, że portierka, nasza potajemna sojuszniczka, musi coś wiedzieć. Domu już nie było. Cały blok zniszczony. Udałam się do przyjaciół, którzy przekazywali moje listy. Gdy Alice przestała się pojawiać, podążyli jej śladem. Dowiedzieli się na przedmieściach, że zarówno ją, jak i jej siostrę zdemaskowano i aresztowano. Nieświadomych niczego właścicieli bardzo to wzburzyło. Skarżyli się, że padło na nich podejrzenie, jakoby mieli zamiar ukrywać takich ludzi. Nie wiedzieli, że to Żydzi.

Rodziców już wcześniej zabrano do Teresienstadt, przeżywaliśmy to jeszcze wszyscy razem, kiedy byłam na wolności między jednym a drugim pobytem w więzieniu. One jednak – Alice i Lotte – według wszelkiego prawdopodobieństwa trafi ły do Auschwitz. Oznajmił mi to ktoś, kto zawsze wszystko wiedział. Sięgnęłam po wielki atlas i wyszukałam Auschwitz. A więc na południu. Nadstawiałam uszu. „Radzą sobie nie najgorzej”, twierdził jeden. „Na pewno pracują w jakimś gospodarstwie”. „Od dawna nie żyją”, powiedział inny. Nie uwierzyłam. Wyobrażałam sobie często, że Alice puka do moich drzwi, by – zgodnie z naszą umową – się u mnie ukryć. Bez przerwy uciekała. Bez przerwy żyłyśmy w strachu, nawet w naszych marzeniach.

Wojna dobiegła końca. Napisałam wiele listów do organizacji zajmujących się osobami zaginionymi. Przejrzałam całe mnóstwo spisów. Wypytywałam tych, którzy wracali stamtąd, z południa. Napisałam do Tel Awiwu. Mieszkał tam jej jedyny brat, który uciekł już w 1934 r. Nie dostaliśmy odpowiedzi. Do moich drzwi nikt nie zapukał. Przepowiednia się spełniła.  

Źródło: „Der Weg. Zeitschrift für Fragen des Judentums” 1946 (Jg. 1), Nr. 37, s. 5 (https://eva-siewert.de/ wp-content/uploads/2019/02/Das-Orakel-von-Eva-Siewert. pdf).

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Charlotte, Toni i Dora

O trzech transpłciowych kobietach, które jako pierwsze na świecie przeszły korektę płci – przed Lili Elbe, znaną z książki i filmu „Dziewczyna z portretu” – pisze RAIMUND WOLFERT. Tłumaczenie: Andrzej Sosnowski. Konsultacja: Joanna Ostrowska

 

Od lewej: Toni Ebel, Charlotte Charlaque i Dora Richter. Zdjęcie pochodzi z filmu „Eldorado. Wszystko, czego nienawidzą naziści”) w reż. B. Cantu (Filmarchiv
Austria, Wien/Netflix)

 

Prapremiera austriackiego „seksualnego filmu dźwiękowego” „Misterium płci” (niem. Mysterium des Geschlechtes), który miał się przyczynić do rozszerzenia ówczesnych debat o płci, tożsamości czy samookreślaniu się, miała miejsce w kwietniu 1933 r. w Wiedniu. Obraz – w skrócie – opowiada o przygotowaniach przyszłych lekarzy, Feliksa Werkmanna oraz Elisabeth Gärtner do egzaminu końcowego na uniwersytecie. Pewnego dnia Werkmann proponuje swojej przyjaciółce, żeby zbadali nocne życie „osób seksualnie anormalnych”. W jednym z barów poznają morfinistkę oraz mężczyznę przebranego za kobietę. Następnego dnia w uniwersyteckiej klinice przeprowadzona zostaje operacja korekty płci, a później pokazane są tzw. operacje odmładzające. W fabułę filmu zostały wplecione różne sekwencje dokumentalne. W jednej z nich widać trzy eleganckie kobiety, które ufryzowane, z porządnym makijażem i biżuterią, dumnie uśmiechają się do kamery. Sceny te komentuje głos z off u: „Widzimy tu trzy osoby, które z wyglądu wydają się być kobietami. W rzeczywistości zaś są to trzej mężczyźni, którzy od urodzenia, wskutek ich nastawienia psychicznego, wykazywali kobiece skłonności i na własne życzenie dzięki operacji stali się kobietami”.

W „Misterium płci” nie wymieniono ani ich nazwisk, ani żadnych innych danych osobowych, które mogłyby umożliwić identyfikację. Jeszcze przed paroma laty film ten był znany jedynie wtajemniczonym historykom filmu. W wyniku masowych protestów i interwencji policji już po kilku dniach obraz usunięto z repertuaru wiedeńskiego kina Lichtspieltheater. W Niemczech zaś z powodu cenzury w ogóle nie doszło do publicznej projekcji. Dziś, 90 lat później, wiemy już więcej o samym filmie, kulisach jego powstania i bohaterkach. Te trzy kobiety to Charlotte Charlaque, Toni Ebel oraz Dora Richter. Wszystkie trzy w tamtym czasie mieszkały i pracowały w Instytucie Seksuologii berlińskiego lekarza Magnusa Hirschfelda (1868-1935). Z całą pewnością były pierwszymi transpłciowymi kobietami na świecie, które przeszły korektę płci wcześniej niż Lili Elbe (1882-1931). Dotychczas, przede wszystkim dzięki popularności filmu „Dziewczyna z portretu” z 2015 r. (reż. Tom Hooper), Elbe traktowano błędnie jako pierwszą kobietę po operacji korekty płci.

Nie wiemy jednak, jaki stosunek do „Misterium płci” miały Charlotte, Toni i Dora. Po 1933 r., z wiadomych względów (dojście Hitlera do władzy – przyp. red.)milczały i ukrywały fakt, że przy nim pracowały. Przez dziesięciolecia ich dalsze losy pozostawały tajemnicą, aż do 2015 r., kiedy rozpoczęto badania rzucające nowe światło na te biografie. Nadal ich historia zawiera mnóstwo białych plam i pytań bez odpowiedzi. Jednak mimo wszystko jesteśmy już w stanie nakreślić życiorysy tych trzech pionierek.

Centralnym punktem tych opowieści nie będzie jednak Wiedeń, a Berlin – kolebka współczesnego ruchu LGBT i queerowej rzeczywistości, którą znamy dziś. Przed stu laty praktycznie nie było miejsca na świecie, gdzie lesbijki, geje, osoby bi czy trans cieszyłyby się taką wolnością jak w Berlinie Republiki Weimarskiej. Oczywiście zanim naziści zniszczyli znienawidzoną przez siebie queerową infrastrukturę, brutalnie prześladując, mordując czy zmuszając do ucieczki osoby, które z tożsamościowego i seksualnego punktu widzenia były inne – tak jak Charlotte, Toni i Dora.

Charlotte

Charlotte Charlaque urodziła się 14 września 1892 r. w Berlinie jako drugie dziecko w rodzinie o żydowskich korzeniach. Właściwie jej nazwisko rodowe brzmiało Scharlach, a jako że przy narodzinach rodzice uznali ją za chłopca, nadali jej imię Curt. Charlotte czasami nawiązywała do swojego pierwotnego imienia, używając wybranej przez siebie wersji „Charlotte von Curtius”. Jej ojciec Edmund Scharlach prowadził sklep, ale w 1901 r. wyemigrował do USA. Jego żona Jenny wraz z dwójką dzieci dołączyła do niego rok później. Osiedlili się w San Francisco, gdzie mogli być świadkami katastrofalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło miasto w 1906 r.

Pod koniec 1910 r., jeszcze zanim państwo Scharlach się rozwiedli, matka ze starszym synem zdecydowali się wrócić do Niemiec. Charlotte Charlaque vel Curt Scharlach została w USA i przeniosła się najpierw do Chicago, a następnie do Nowego Jorku, gdzie kształciła się jako skrzypaczka. W 1922 r., jak pokazuje jej amerykański paszport, również wróciła do Niemiec, aby tam studiować. Na początku pobytu w Berlinie występowała jako śpiewaczka, tancerka oraz aktorka. Później pracowała jako nauczycielka języków obcych, tłumaczka, a także recepcjonistka w Instytucie Seksuologii Magnusa Hirschfelda. Jednym z jej obowiązków było doradzanie „transwestyckim” pacjentom i pacjentkom przy wyborze stroju. W tamtym czasie pojęcie transpłciowości jeszcze nie istniało, ale w 1929 r. Charlotte pojechała z Magnusem Hirschfeldem oraz jego życiowym partnerem Karlem Giese (1898-1938), pracującym w Instytucie archiwistą, na trzeci międzynarodowy kongres Światowej Ligi Reformy Seksualnej do Londynu.

W tym czasie również, tj. w latach 1929- -1931, Charlotte poddała się w Berlinie operacjom korekty płci, które częściowo sfinansowali brytyjski seksuolog Havelock Ellis (1859-1939) oraz duński lekarz Jonathan Hoegh von Leunbach (1884–1955). W świetle tych faktów wspomnienia Lili Elbe, które ukazały się po raz pierwszy w 1931 r. pod tytułem „Fra mand til kvinde” (dun. Z mężczyzny w kobietę) i wywołały sensację, są problematyczne, gdyż Lily nie była pierwsza i jedyna. Urodziła się w 1882 r. i żyła najpierw w Danii i Francji pod nazwiskiem Einar Wegener. Jak czytamy w „Z mężczyzny w kobietę”, gdy Wegener po raz pierwszy odwiedził Instytut Seksuologii, do poczekalni weszła „dama, asystentka Hirschfelda”. Zaczęła z nim rozmawiać, taktownie dobierając słowa, bez cienia nachalności rzuciła: „Pański przypadek jest dla nas tutaj novum. A to, co z naukowego punktu widzenia dodatkowo wzmaga nasze zainteresowanie, to fakt, że jest pan artystą, intelektualistą, jest pan więc w stanie analizować siebie samego, swoje uczucia i życie emocjonalne. Doświadczy pan wszak czegoś niesłychanego, czegoś niewiarygodnego, żyjąc i czując jak mężczyzna, w końcu będzie pan żyć i czuć jak kobieta”.

W 1930 r. Lili Elbe nie była jednak żadnym novum w Instytucie Seksuologii. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę późniejsze wypowiedzi Charlotte Charlaque o jej pracy w Instytucie, możemy śmiało przypuszczać, że to właśnie ona była kobietą, która tak czule powitała Wegenera. Przemawia za tym także fakt, że Charlotte Charlaque protekcjonalnie wypowiadała się o Lili w latach 50. XX w. W jednym z wywiadów powiedziała: „Była zniewieściałym (tuntig – przyp. red.) chłopakiem włóczącym się po ulicach. […] Później Lili Elbe była bardzo nieszczęśliwa. Przygruchała sobie jakiegoś chłopaczka. Bardzo głupio z jej strony”.

Lili Elbe nie była także pierwszą artystką, która poddała się operacjom korekty płci w Instytucie Seksuologii. Tytuł ten o wiele bardziej należy się Toni Ebel, która tak jak Elbe była malarką.

Toni

Toni Ebel urodziła się 10 listopada 1881 r. jako pierwsze z jedenaściorga dzieci berlińskiego kupca i jego żony. Rodzice ochrzcili rzekomego syna imieniem Arno. Jednak już jako małe dziecko wyróżniał się „dziewczyńskim usposobieniem” oraz wybitnym zainteresowaniem pracami domowymi. Gdy w wieku 19 lat Toni poróżniła się z rodzicami, ponieważ zakochała się w mężczyźnie, opuściła Berlin i udała się w podróż, docierając do Włoch, Afryki Północnej i Ameryki.

W 1908 r. Toni vel Arno Ebel wróciła do Niemiec, gdzie widocznie starała się dopasować do stawianych jej wymogów społecznych, przyjmując rolę męską. W 1911 r. poślubiła Olgę Boralewski (1873-1928) z położonego na północ od Torunia Culmsee (ob. Chełmża), która miała syna z wcześniejszego związku. Niestety to małżeństwo było bardzo nieszczęśliwe. Ebel kilkukrotnie próbowała popełnić samobójstwo, aż w końcu została skierowana do zakładu zamkniętego. W 1916 r. powołano ją do służby wojskowej i jako starszy szeregowiec Arno Ebel walczyła na froncie zachodnim we Francji podczas I wojny światowej. W okopie przysypała ją ziemia i z tego powodu przeżyła silne załamanie nerwowe. Zwolniono ją ze służby wojskowej i uznano za „osobę o znacznym stopniu niepełnosprawności”.

Po proklamacji republiki w Niemczech Toni Ebel zaczęła karierę polityczną. Zaangażowała się najpierw w SPD (Socjaldemokratyczną Partię Niemiec), później w KPD (Komunistyczną Partię Niemiec). Po śmierci żony skontaktowała się z Magnusem Hirschfeldem w celu rozpoczęcia procedury korekty płci. Pomogła jej przy tym przyjaciółka Charlotte Charlaque, choć nie wiadomo, kiedy dokładnie się poznały. W 1928 r. Toni otrzymała tzw. legitymację transwestyty, dzięki której mogła pokazywać się w kobiecym stroju także publicznie. Pierwszą z pięciu operacji korekty płci przeszła 6 stycznia 1929 r., zaś jej wniosek o pozwolenie na używanie imienia „Toni” rozpatrzono pozytywnie rok później. Nigdy nie było to jednak jej wymarzone imię.

Dora

Trzecią z pionierek była Dora Richter, nazywana czule przez wszystkie inne w Instytucie „Dorchen”. Urodziła się 16 sierpnia 1892 r. w Seifen (ob. Ryžovna w Czechach) jako najstarsze z sześciorga dzieci muzyka i koronczarki. Również jej rodzice założyli przy narodzinach, że to chłopiec, więc nadali jej imię Rudolf. Dora vel Rudolf już jako dziecko wykazywała zainteresowanie dziewczyńskimi ubraniami i zabawami, gardząc jednocześnie wszystkim tym, co szorstkie, prostackie czy grubiańskie – co kojarzyło jej się z chłopcami. Najpierw Richter szukała ukojenia i oparcia w wierze katolickiej, w której ją wychowano. Bez skutku. Miała liczne próby samobójcze, ponieważ nienawidziła swoich męskich organów płciowych. Po ukończeniu praktyki piekarskiej w 1909 r. przeniosła się do większego miasta, prawdopodobnie do Karlsbad (ob. Karlowe Wary), a w końcu do Lipska, gdzie znalazła zatrudnienie w restauracji, w której mogła nosić strój kelnerki. W 1916 r., podobnie jak Toni Ebel, dostała powołanie do wojska, choć już po dwóch tygodniach zwolniono ją ze służby. W 1920 r. za namową przyjaciela przeprowadziła się do Berlina i zameldowała w Instytucie Hirschfelda. Od tego momentu mieszkała tam i pracowała jako pokojówka i pomoc kuchenna.

Pracujący w Instytucie lekarz Ludwig Levy-Lenz (1889-1966), który urodził się w Poznaniu, napisał w pamiętniku: „Dla transwestytów problematyczna była też kwestia zatrudnienia. […] Jako że mieliśmy tego świadomość i tylko nieliczne miejsca zatrudniały transwestytów, dawaliśmy im w miarę możliwości pracę w naszym instytucie. Mieliśmy więc np. pięć pokojówek – wszystkie to transwestyci i nigdy nie zapomnę tej sceny, którą ujrzałem, gdy raz po pracy zajrzałem do kuchni. Siedziało tam obok siebie spokojnie pięć »dziewcząt«, robiło na drutach i szyło, śpiewając przy tym stare piosenki ludowe. W każdym razie była to najlepsza, najbardziej pracowita i sumienna pomoc domowa, jaką kiedykolwiek mieliśmy. Nie zdarzyło się, by ktoś z osób odwiedzających Instytut »coś« zauważył”.

Według Levy-Lenza życie „transwestyckich pokojówek” w Instytucie Seksuologii około 1930 r. mogło być jednak tak spokojne co najwyżej w kuchni, czyli wśród przyjaciółek i przyjaciół. Już poza kręgiem bliskich osób, nawet w Berlinie sprzed 1933 r., kobiety nie były chronione przed wrogością, oszczerstwami i atakami. Często były również zmuszone zerwać kontakty z rodziną. W przypadku Charlotte Charlaque liczył się jeszcze fakt, że była Żydówką, co tylko wzmagało prześladowania.

Charlotte i Toni

Toni Ebel, którą z Charlotte łączyła głęboka przyjaźń czy wręcz relacja miłosna, przeszła na początku lat 30. na judaizm. Najpóźniej od 1932 r. mieszkały już razem w berlińskiej dzielnicy Schöneberg, a ponieważ obie oczywiście były zdecydowanymi przeciwniczkami narodowego socjalizmu, wiosną 1934 r. uciekły do Czechosłowacji, gdzie osiadły najpierw w Karlowych Warach, a następnie w Brnie i Pradze. Podczas gdy Ebel malowała obrazy dla kuracjuszy i innych klientów, Charlaque dawała lekcje angielskiego i francuskiego m.in. Żydom i Żydówkom, uciekającym przed prześladowaniami z nazistowskich Niemiec. W Brnie miały też chwilowo kontakt z byłym partnerem Magnusa Hirschfelda – Karlem Giese, który na początku 1938 r., tuż po aneksji Austrii przez Rzeszę Niemiecką, z rozpaczy odebrał sobie życie.

Parę miesięcy przed wkroczeniem Niemców do Czechosłowacji i ustanowieniem „Protektoratu Czech i Moraw” sytuacja Toni i Charlotte pogorszyła się. W ich domu przeprowadzano rewizje i zwłaszcza Ebel uchodziła za „nieproszoną cudzoziemkę”. Przeprowadzka z Brna do Pragi stanowiła jedynie tymczasowe rozwiązanie. 19 marca 1942 r. praska policja ds. cudzoziemców aresztowała Charlotte Charlaque za bycie Żydówką. Charlotte początkowo miała być internowana w getcie Th eresienstadt i nawet przygotowano dla niej odpowiednią kenkartę. Jednak Toni Ebel udało się przekonać szwajcarskiego konsula w Pradze, że Charlotte jest amerykańską obywatelką. Nie posiadała odpowiednich dokumentów tylko dlatego, że miała je wcześniej przekazać amerykańskiemu wicekonsulowi w Wiedniu, aby otrzymać nowy paszport. Ebel nie wspomniała jednak, że ów wicekonsul nie zgodził się na wystawienie paszportu dla Charlaque z jej kobiecym imieniem.

Charlotte Charlaque przewieziono do obozu internowania Liebenau, który założono w 1940 r. w miejscu byłego zakładu zamkniętego dla osób psychicznie chorych w południowych Niemczech. Stamtąd zaś, wraz z innymi nie-niemieckimi kobietami i dziećmi, przeznaczonymi na wymianę za Amerykanki i Brytyjki niemieckiego pochodzenia, wysłana do USA. Toni Ebel została sama w Pradze, gdzie wielokrotnie przesłuchiwało ją gestapo. Oszczędzono jej deportacji i internowania w obozie, ale, jako Niemka, została wydalona z Czechosłowacji na początku 1945 r. Zostawiła tam cały swój dorobek. Od granicy między Czechosłowacją, a Niemcami szła pieszo do Cottbus. Stamtąd składem węglowym przyjechała do Berlina.

Po wojnie

Po II wojnie światowej Toni Ebel znów zamieszkała w swoim rodzinnym mieście. Osiedliła się we wschodniej części Berlina, otrzymała status „ofiary faszyzmu” (OdF), a także, w pierwszych latach istnienia Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD), zyskała pewną sławę jako malarka. Wspierała NRD, zwłaszcza że to „pracowniczo-rolnicze państwo” przyznało jej „honorową emeryturę”, a jej obrazy były prezentowane na licznych wystawach. W 1956 r. z okazji jej 75. urodzin uhonorowano ją własną wystawą w jednym z muzeów we wschodnim Berlinie. Krótko po wojnie utrzymywała listowny kontakt z Charlotte, która 2 lipca 1942 r. bezpiecznie dotarła do Nowego Jorku. Z czasem Charlotte zasłynęła jako aktorka w off -broadwayowskim teatrze oraz „królowa promenady Brooklyn Heights”. Jednak obie kobiety nigdy więcej już się nie spotkały.

Toni Ebel zmarła 9. stycznia 1961 r. we wschodnim Berlinie po długiej chorobie. Charlotte Charlaque odeszła niespełna dwa lata później 6 lutego 1963 r. w Nowym Jorku.

O losach Dory Richter wciąż krążą plotki. Po dziś dzień nie udało się ustalić, kiedy i gdzie dokładnie zmarła. Przyjęło się myśleć, że została zamordowana podczas akcji plądrowania Instytutu Seksuologii przez nazistów w maju 1933 r. Najwyraźniej jednak było inaczej. W 1955 r. w Nowym Jorku Charlotte Charlaque, wspominając losy przyjaciółki w kontekście przejęcia władzy przez nazistów, powiedziała: „Jako że była wybitną kucharką, szybko przejęła restaurację w jej rodzinnym mieście”. Dalsze badania być może pokażą, czy faktycznie tak było. Dopiero niedawno nazwisko Dory Richter odnaleziono w spisie powszechnym z 1939 r. z jej rodzinnego miasta. W spisie mieszkańców Ryžovnej z 1950 r. już nie fi guruje. Warto jednak pamiętać, że do tego czasu większość Niemców została już wysiedlona z Czechosłowacji. Poszukiwania więc nadal trwają.

W tekście pojawiają się fragmenty źródeł z epoki, w których używano innego języka dotyczącego transpłciowości. Warto pamiętać o tym, że w pierwszych trzech dekadach XX w. słowa dziś uznane za opresywne były używane w zupełnie innym kontekście.

Za pomoc w zdobyciu fotografii Toni, Charlotte i Dory dziękujemy Benjaminowi Cantu – reżyserowi filmu „Eldorado. Wszystko, czego nienawidzą naziści” (patrz: s. 68).   

***

Raimund Wolfert (ur. 1963 r.) studiował skandynawistykę, językoznawstwo i bibliotekoznawstwo w Bonn, Oslo i Berlinie. Mieszka w Berlinie, pracuje w Towarzystwie Magnusa Hirschfelda i jest redaktorem czasopisma „Mitteilungen der Magnus-Hirschfeld-Gesellschaft”. Autor książek: „Nirgendwo daheim: das bewegte Leben des Bruno Vogel” (2012), „Homosexuellenpolitik in der jungen Bundesrepublik: Kurt Hiller, Hans Giese und das Frankfurter Wissenschaftlich-humanitäre Komitee” (2015), „Botho Laserstein: Anwalt und Publizist für ein neues Sexualstrafrecht” (2020) oraz „Charlotte Charlaque: Transfrau, Laienschauspielerin, »Königin der Brooklyn Heights Promenade«” (2021). Jeden z konsultantów historycznych filmu „Eldorado…”.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Krótka historia transpłciowości

Nie ma obowiązku wypowiadania się o transpłciowości, ale jeśli już chcemy – to wypada mieć nieco wiedzy – pisze EWELINA NEGOWETTI

 

Transpłciowość przeszła częściowo podobną drogę, co homoseksualność. Zarówno osoby homoseksualne, jak i transpłciowe, choć w innych okresach historii, miały najpierw etap bycia „przestępcami” naruszającymi porządek społeczny swoją orientacją seksualną czy tożsamością płciową. Nikt wówczas oczywiście nie mówił ani o orientacji, ani tożsamości. Osoby nieheteronormatywne były albo osobami z „półświatka”, albo siedziały w szafie i ukrywały się, czasem zajmując nawet wysokie miejsca na drabinie społecznej. Z biegiem czasu każda z tych grup zaczęła przechodzić z folderu „świat bezprawia” do folderu „osoby potrzebujące pomocy medycznej”. Wówczas było to jak wybawienie, bo przecież przestępcy nie współczujemy, a osobie „chorej” – owszem, zatem etykietka „choroba” zastosowana do homoseksualności/ transpłciowości dawała (w różnych okresach) poczucie bezpieczeństwa osobom homoseksualnym/ transpłciowym.

Myśl naukowa o transpłciowości

Wydaje się, że po raz pierwszy ujęto temat transpłciowości jako problem medyczny w 1838 r. Francuski psychiatra Jean- -Étienne Dominique Esquirol w swojej pracy na temat chorób psychicznych opisał przypadek „inwersji genitalnej”. Potem, w 1886 r., niemiecki lekarz Richard von Krafft-Ebing po raz pierwszy w sposób kompleksowy opisał transpłciowość (wówczas nie było jeszcze tego terminu) w dziele „Psychopathia sexualis”. W 1923 r. psychiatra berliński Albert Moll niejako ponowił publikację Richarda von Krafft-Ebinga, uzupełniając ją o 447 obserwacji klinicznych. Alberta Molla zainteresował szczególnie temat „sposobu odczuwania swojej płci jako przeciwnej”. Opisał dwa przykłady kliniczne osób transpłciowych (słowo „transpłciowość”, przypominam, wciąż nie istniało) – mężczyzny i kobiety. Moll posługiwał się określeniami „homoseksualizm nabyty” i „metamorfoza seksualna paranoiczna”. Wówczas nie istniały możliwości interwencji chirurgicznej czy hormonalnej dla osób, które dzisiaj nazywamy osobami transpłciowymi – to znaczy istniały, ale nie wykorzystywano ich w celach tranzycji medycznej osób transpłciowych.

W 1912 r. pojawia się termin „transseksualizm” i nazwę tę zawdzięczamy berlińskiemu seksuologowi – Magnusowi Hirschfeldowi, który w 1910 r. w swojej pracy wyodrębnił trzecią płeć – „płeć seksualnie pośrednią”. W tym samym roku rodzi się nowa dziedzina medycyny – endokrynologia, chociaż same badania z obszaru endokrynologii datuje się już na 1835 r. Doktor Eugen Steinach prowadzi eksperymentalne badania endokrynologiczne, które są głośno komentowane w ówczesnych mediach. Jego badania udowadniają, że wykorzystanie hormonów w obszarze korekty płci jest możliwe. Oficjalnie dzisiejsza „transpłciowość” zostaje wówczas uznana za „chorobę”, a nie przestępstwo czy wykroczenie.

W 1949 r. psychiatra D.O. Cauldwell użyje określenia „transseksualizm” w swojej pracy, opisując przypadek osoby transpłciowej (wówczas: transseksualnej). Transseksualizm jest w folderze „perwersje seksualne”.

W 1953 r. niemiecki endokrynolog i seksuolog Harry Benjamin, który przebywa w USA, proponuje, by transseksualizm uznać za syndrom i zrezygnować z traktowania go jako „perwersji” czy „psychozy”. Benjamin, chciał „złagodzić” podejście do transpłciowości i „przenieść” transpłciowość do szufladki „problemów związanych z tożsamością”. Benjamin wprowadza również ważny rozdział transpłciowości od homoseksualności. Do tej pory te dwie odrębne kwestie były traktowane zawsze jako współdziałające. To Benjamin był prekursorem myśli, by zerwać z teoriami Freuda na temat odczuwania i przeżywania płci (psychogeneza), a zacząć łączyć z ciałem i embriogenezą.

W 1955 r. psycholog i seksuolog John Money tworzy pojęcie tożsamości płciowej (gender) dla odróżnienia jej od płci (sex). Na tej podstawie psychiatra i psychoanalityk Robert Stoller „tworzy” podział wynikający z płci (sex) – samiec/samica oraz wynikający z tożsamości płciowej (gender) – męski/żeński. Stoller wyodrębnia dwa rodzaje transpłciowości: „pierwotną” i „wtórną”. Pierwotna transpłciowość to ta objawiająca się już od najmłodszego wieku, wtórna natomiast miałaby się objawić w wieku dorosłym. Według Stollera zmiana poczucia płci u osoby, która doświadcza transpłciowości pierwotnej, jest skazana na porażkę. Transpłciowości pierwotnej nie da się „wyleczyć”, natomiast u osób doświadczających transpłciowości wtórnej Stoller zaleca psychoterapię, zanim osoba ta podejmie się interwencji medycznych. Wielu psychologów, psychiatrów, psychoanalityków – podchwyciło myśli Robert Stollera i niejako podpisali się pod słowami psychologa Jeana Luca Swertvaeghera: „Niemożliwe i niebezpieczne jest pozostawienie tych osób jedynie w rękach endokrynologów i chirurgów”. Według Swertvaeghera tylko specjaliści od zdrowia psychicznego mogą odróżnić transpłciowość wtórną od wrodzonej. Dzisiaj ta dychotonomiczna potrzeba binarnego dzielenia wszystkiego jest już przeżytkiem, ale wówczas funkcjonowała.

Operacje i interwencje chirurgiczne

Już w 1912 r. w Berlinie przeprowadzono mastektomię u transpłciowego mężczyzny (wówczas – transseksualnego).

W 1922 r. wspomniany już Magnus Hirschfeld w swoim Instytucie Seksuologii przeprowadza pierwszą operację korekty płci u transpłciowej kobiety (kastracja), a w 1931r. – waginoplastykę. (Instytut Seksuologii, który stanowi ogromną szansę na pomoc osobom transpłciowym zostaje zamknięty zaraz po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., a sam Magnus Hirschfeld unika aresztowania, ponieważ przebywa za granicą. Umiera 2 lata później w Nicei).

Film „Dziewczyna z portretu” („The Danish Girl”) z 2015 r. przywołuje postać duńskiej malarki Lili Elbe, która również przeszła operacje korygujące płeć w Niemczech – w 1931 r. zmarła w wyniku powikłań po jednej z operacji.

W 1951 r. w Danii została przeprowadzona pierwsza operacja korekty płci (w całości). Rok później Christine Jorgensen stała się pierwszą znaną transpłciową osobą, która otwarcie opowiedziała o operacjach korekty płci, które przeszła (również w Danii).

W Polsce pierwsza operacja korekty płci (na męską) miała miejsce w 1937 r. – poddała się jej osoba interpłciowa, uznany przy urodzeniu za kobietę Witold Smętek. Natomiast pierwszą operację korekty płci z męskiej na żeńską przeprowadzono w 1963 r. w Szpitalu Kolejowym w Międzylesiu pod Warszawą.

Transpłciowość, nie transseksualizm – rok 1978!

Kolejna zmiana pojawia się w 1978 r., gdy amerykańska aktywistka postuluje zamianę słowa „transseksualność” na „transpłciowość”, by w ten sposób określać osoby, które chcą żyć w zgodzie ze swoją tożsamością płciową, ale nie chcą przeprowadzać żadnych interwencji chirurgicznych na swoim ciele. Od tego czasu powoli słowa „transseksualność”, „transseksualizm” itp. stają się obraźliwe. Wynika to z przekonania, że „transseksualizm” jest traktowany jako medyczny problem do załatwienia, jako patologia – nowy termin „transpłciowość” ma zerwać z medykalizacją i patologizacją zjawiska.

O osobach niebinarnych świat nadal milczy.

ICD, DSM

DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) – to klasyfkacja służąca do kwalifikacji lub wykluczenia zaburzeń psychicznych, wydawana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Obecnie obowiązuje DSM 5. Druga lista to ICD (International Classification of Diseases – Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych) wydawana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). W Polsce oficjalnie obowiązują kryteria klasyfikacji ICD-10 chociaż istnieje już nowa wersja tej kwalifikacji – ICD 11. Obowiązuje od 1 stycznia 2022 r. – Polska ma 5 lat okresu przejściowego na wdrożenie ICD 11. Homoseksualność została wykreślona z listy DSM w 1973 r., a z listy ICD zniknęła w 1990 r. (dokładnie 17 maja, dlatego do dziś świętujemy ten dzień). Natomiast transpłciowość została wykreślona z listy chorób ICD w 2019 r. (właściwie w 2022 r. – wraz z wydaniem najnowszej kwalifikacji). Od tego czasu transpłciowość oficjalnie nie jest uznawana za chorobę. Jednak o ile homoseksualność nie wymaga żadnych działań medycznych, o tyle osoby transpłciowe potrzebują dostępu do określonych zabiegów, terapii hormonalnych czy interwencji chirurgicznych, które wynikają z dysforii płciowej, która często towarzyszy transpłciowości. Zatem potrzeby osób transpłciowych musiały znaleźć odpowiedź w klasyfikacji chorób. To, czy zasadnym jest wykreślenie transpłciowości z listy chorób, oraz kwestie szczegółowe, dlaczego dzisiaj mówimy o niezgodności płciowej czy dysforii, a nie o transpłciowości w kontekście usług medycznych – to niezwykle ciekawy temat do dyskusji i wysłuchania zdania osób transpłciowych.

Od półświatka, przez gabinet medyczny, transpłciowość zmierza w kierunku bycia różnorodnością występującą w naturze. Polityka w tym nie przeszkodzi – póki mamy dostęp do edukacji.

Pisząc artykuł, korzystałam m.in. z książek Françoise Sironi Psychologie(s) des transsexuels et des transgenres (2011) i Pauline Quillon Enquete sur la dysphorie de genre (2022).