Michael Cunningham „Królowa śniegu”

Wyd. Rebis 2014

Grono miłośników Michaela Cunninghama („Godziny”) jest w Polsce spore a od jego poprzedniej powieści „Nim zapadnie noc” minęły już cztery lata. Fabuła „Królowej śniegu” przynosi tradycyjnie interesujący splot perypetii bohaterów i bohaterek pozostających w nie do końca czytelnych zależnościach. Zresztą niejasność i wieloznaczność relacji jest jednym z umiejętnie wykorzystywanych atutów wyobraźni autora – nie odbiera wyrazistości kreacji, za to pozwala uniknąć pułapki banału. Mamy tym razem specyficzny trójkąt składający się z dwóch braci: Barretta, nieszczęśliwego geja porzuconego w pierwszej scenie przez swojego partnera krótkim SMS-em; Tylera – niespełnionego muzyka komponującego piosenkę życia na ślub z ukochaną oraz Beth – chorej na raka przyszłej żony Tylera. Do tego rozmaite postaci drugoplanowe: kochanki, obiekty niespełnionych uczuć i skrytych fascynacji – z ich plejady najciekawiej skonstruowaną postacią jest przystojny Andrew, uwikłany w uczucia dwojga innych bohaterów. A także, obsadzone w niebagatelnej roli, pewne… światło, które Barrett zobaczył biegając po nowojorskim Central Parku. Wszyscy ci rozsmakowani w „cunnighamowskiej” frazie i sposobie narracji nie będą rozczarowani. (Przemysław Górecki)

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Joe Brainard „I Remember”

Wyd. Lokator 2014

 

Przetłumaczona przez – zaprzyjaźnionego z „Repliką” – Krzysztofa Zabłockiego książka w USA wyszła po raz pierwszy w latach 70. XX w. I stała się, jak to się mówi, „pozycją kultową”. Dość powiedzieć, że wstęp do wydania z 1995 r. (przedrukowany także w polskiej edycji) napisał Paul Auster, który nazywa „I remember” arcydziełem, a ceniony i nad Wisłą, francuski pisarz Georges Perec stworzył, wzorując się na Brainardzie, własną księgę „Pamiętam że” (także przełożoną przez Zabłockiego i opublikowaną u nas w zeszłym roku). Prosty, a genialny pomysł Joego (który przede wszystkim był malarzem i rysownikiem) polega na tym, że każde ze zdań swojej książki zaczyna on od słowa: „pamiętam”. A pamięta: zdarzenia (te duże, historyczne i te małe, rodzinne, intymne), postacie prawdziwe i fikcyjne, przedmioty, zwyczaje, smaki, zapachy, dowcipy, sny, uczucia, poglądy itd. itp. Zgromadzona na prawie dwustu stronach wyliczanka nie tylko kreuje pejzaż wewnętrzny narratora, ale też tworzy fascynujący obraz Ameryki kolejnych powojennych dekad. Ameryki oglądanej oczami chłopca z prowincjonalnego miasteczka, który od wczesnych lat demonstrował talenty artystyczne. Brainard jest w tej książce rozbrajająco szczery i otwarty. Nie wstydzi się żadnego ze swoich wspomnień, nawet jeśli dotyczą one sfery fizjologii i seksu. Przywołuje pierwsze doświadczenia z dziewczynami i późniejsze przygody już tylko z mężczyznami. Pisze o fantazjach erotycznych. Pamięta, jak chciał być gwałcony i jak wyobrażał sobie, że z blond hippisem jeżdżą nago na koniach. Joe Brainard zmarł w 1994 r. na zapalenie płuc, będące następstwem AIDS. (Bartosz Żurawiecki)

 

Tekst z nr 50/7-8 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Jacek Melchior „Kochanek”

wyd. Krytyka Polityczna 2016

 

 

Damiana poznajemy w połowie lat 90., gdy ma 23 lata. Jest gejem, ale tożsamości gejowskiej nie ma za Chiny. Wie tylko, że kręcą go faceci, najbardziej – umięśnieni. Za takim gościem zobaczonym na ulicy jest w stanie nawet łazić. Podryw nie wchodzi w grę – tylko zabawa z samym sobą po. Ale z Alkiem jest inaczej, będzie rozmowa i nie tylko. Alek to heteryk, ale heteryk tak na 99% – ten 1% robi różnicę.

Potem poznajemy mamę i siostrę Damiana, żonę oraz ojca Alka, potem Mariusza, co lubi z Damianem bawić się naprawdę ostro, potem Łukasza. Potem rodzi się Bogusia, która właściwie będzie miała dwóch tatusiów. Fabuła się rozrasta i ze skromnego romansu przeistacza się w wartko opowiedzianą epicką historię rozciągniętą na 20 lat.

„Kochankowi”, trzeciej powieści Jacka Melchiora, bliżej do „XXL” niż „Regina zamyka drzwi”, choć nie ma tu tyle gejowskiego seksu. A raczej jest, tylko opisany subtelnie, z filmowym „przyciemnieniem”. Rzuca się w oczy erudycja głównego bohatera – przez jego głowę przewija się tyle tytułów filmów czy książek, nazwisk artystów, że bywa męcząco. Melchior pisze z właściwą sobie ironią, za którą jednak kryje się sympatia dla protagonistów. Dodatkowy plus za postać Pani Małgorzaty ewoluującej od steranej życiem żony alkoholika do niezależnej kobiety, która zaczyna analizować, czemu, do diabła, jest tak przerażona, że ma syna geja. (Piotr Klimek)

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Neil Patrick Harris „Autobiografia, w której decydujesz ty”

wyd. Laurum 2016

 

 

Z jednej strony można się krzywić, bo wychodzi na to, że życie Neila Patricka Harrisa to jedna wielka sielanka. Z drugiej – chyba właśnie takie było zamierzenie: napisać książkę po prostu pogodną. Zresztą, jemu chyba naprawdę się poszczęściło.

Dorastanie na prowincji w stanie New Mexico, kochający rodzice i fajny brat, od najmłodszych lat niepohamowana pasja do publicznych występów, do aktorstwa i do… magii. Pierwszy wielki sukces odniósł już w wieku 16 lat, gdy na ekranach telewizorów zagościł serial „Dougie Howser, lekarz medycyny”, w którym zagrał tytułową rolę.

O swej homoseksualności aktor pisze dużo i swobodnie – od momentu, jak odkrył, że kręcą go faceci aż po dzień dzisiejszy, gdy wspólnie z mężem Davidem Burtką wychowuje dwoje dzieci. Narodzinom bliźniaków poświęca najwięcej miejsca, ale pisze też sporo o poznaniu Davida, o decyzji, by zrobić publiczny coming out, o pierwszych, nie zawsze udanych randkach i o przyjaźni z Eltonem Johnem i jego mężem.

Osobne rozdziały to role w broadwayowskiej adaptacji kultowego „Calu do szczęścia”, konferensjerka gal rozdania różnych nagród, z Oscarami włącznie, oraz, oczywiście, jego sztandarowa rola, czyli 9 sezonów „Jak poznałem waszą matkę”. Typowo wakacyjna lektura. A o co chodzi z tym, że w tej autobiografii „decydujesz ty”? To trick, który musicie już rozgryźć sami. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Przemysław Pilarski, Andrzej Gryżewski „Jak facet z facetem”

wyd. Zwierciadło 2016

 

 

Poradnik w formie wywiadu-rzeki. Świadomy, otwarty i dociekliwy gej Przemysław Pilarski rozmawia z cenionym seksuologiem i psychoterapeutą, heterykiem Andrzejem Gryżewskim. Praktycznie na każdy zadany temat dotyczący gejowskich związków Gryżewski zaczyna odpowiedź od: „Miałem właśnie takiego klienta, który…” Tych historii z życia wziętych jest tu naprawdę bez liku. Jeden facet wyoutowany w pracy, ale nie w rodzinie, drugi – w rodzinie, ale nie w pracy. Jeden chce seksu częściej, drugi rzadziej. Jeden kocha porno i kamerki w sieci, drugiemu brakuje przytulania. Jeden chciałby trójkąt, drugi… też, może nawet i grupówkę, ale… jednak jest zazdrosny. Obaj bardzo się kochają, ale już się nawzajem nie kręcą.

Jeden pracuje jak wół, drugi siedzi w domu i nawet nie posprząta. Jeden chciałby spróbować fistingu, ale wstydzi się powiedzieć, ale przecież drugi chyba mógłby się domyślić? Jeden jest uległy, drugi jeszcze bardziej, ale chcą być razem, więc ten mniej uległy robi za aktywa, ale jak długo tak można? Jeden ma zdjęcia eksów porozkładane po całym mieszkaniu, a drugi – jak ma wśród nich czuć się u siebie? Jeden najdrobniejsze uczucia chciałby omówić ze swym misiem, a miś jest raczej z lodu i „chyba cię lubię” planuje powiedzieć może za 5 lat… Do tego cała gama problemów niekoniecznie związanych z drugą połówką, czyli odkrywanie i akceptowanie orientacji, „leczenie” z homoseksualizmu, coming outy przed najbliższymi itp. Gryżewski mówi bez naukowego żargonu, bez banałów.

Lektura wręcz obowiązkowa. Bo miłość miłością, megaerekcja na widok drugiego – megaerekcją, ale jednak samym sercem i seksem się długo nie pociągnie. Potrzebny jest jeszcze mózg, a w nim – wiedza. Panowie Pilarski i Gryżewski podają ją tu na tacy. (Mariusz Kurc Michał Paweł Urbaniak)

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Philippe Besson „James Dean. Żyć szybko”

wyd. Sonia Draga 2016

 

 

Znakomity francuski pisarz Philippe Besson poruszający stale tematykę gejowską (m.in. „Pod nieobecność mężczyzn”, „Chłopiec z Włoch”, „Jego brat”) tym razem raczy nas biografią Jamesa Deana napisaną w pierwszej osobie, stworzoną jakby ze wspomnień samego aktora oraz ludzi, którzy go znali. Najpierw więc „mówi” mama Mildred, która zmarła, gdy jej jedyny syn miał 9 lat, oraz tata Winton Dean, który oddał go na wychowanie swej siostrze. Później pojawiają się dziewczyny i chłopaki Jamesa, przede wszystkim starszy od niego kilkanaście lat Rogers Brackett, który „pokazał młodzieńcowi świat”. Mamy też głos Sala Mineo, czyli Plato z „Buntownika bez powodu”, który opowiada, jak bardzo zakochał się w swym filmowym partnerze, i również innych aktorów, jak Rock Hudson czy Liz Taylor, z którymi Dean zagrał w „Olbrzymie”.

Odnosi się wrażenie, że zwięzłość Philippe’a Bessona (to lektura na jedno popołudnie), wręcz ascetyczność, jest zamierzona. Ot, zwykły młody chłopak, tyle że utalentowany, nieszczęśliwe dzieciństwo, pasja do aktorstwa, kilkoro narzeczonych obojga płci, kilka sztuk teatralnych, parę występów TV, trzy fi lmy, bzik na punkcie motocykli, samochodów i wyścigów. 24 lata. Wypadek. I już.

Można więc się zadumać, z czego biorą się legendy. (Piotr Klimek)

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Becky Albertalli „Simon oraz inni homo sapiens”

wyd. Papierowy Księżyc 2016

 

 

Nastoletni geje w literaturze w Polsce? Gatunek praktycznie nieistniejący (nastoletnie lesbijki czy osoby trans? Zapomnij!). Chwała Marcinowi Szczygielskiemu za „Bierki”, ale to jednak tylko jedna książka. Trzeba więcej! Choćby z tego powodu ukazanie się u nas amerykańskiej powieści „Simon oraz inni homo sapiens” jest ważne. Simon ma 16 lat, jest gejem. Myśli o coming oucie, ale jeszcze go nie zrobił. Tylko jeden kumpel odkrył przypadkiem jego orientację i przebiegle tę wiedzę wykorzystuje. Tymczasem Simon zaczyna korespondować mejlowo z pewnym chłopakiem ze swojej szkoły, też gejem. Ukrywają przed sobą prawdziwą tożsamość. Który kolega kryje się za nickiem Blue? Simon coraz bardziej chce się dowiedzieć – zakochuje się bowiem tak, że gotów jest całować ekran laptopa z mejlami Blue, a przecież wolałby całować prawdziwego chłopaka.

Do tego dochodzą próby przedstawienia teatralnego w szkole, mama – wyrozumiała psycholożka i tata żartujący czasem z gejów, dwie szalone siostry, przyjaciółki i przyjaciele. I wciąż uporczywe zastanawianie się: jak powiedzieć im te dwa proste słowa: „Jestem gejem”.

Do „Bierek” książka Becky Albertalli się nie umywa, ale jest zgrabnie napisana, nie ma fałszywych tonów ani stereotypów, intryga płynie wartko, Simona można polubić od pierwszej strony. Naprawdę spoko. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Anna Kró “Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie”

Oficyna Wydawnicza Wilk&Król

 

 

W ostatnich latach pojawia się wiele książek poświęconych Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. Trudno się dziwić, że interesuje on literaturoznawców i czytelników. To jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy ubiegłego wieku, autor wspaniałych opowiadań podejmujących m.in. tematykę miłości homoseksualnej (np. „Kochankowie z Marony”, „Nauczyciel”, „Sny”, „Serenite”), człowiek uwikłany w skomplikowane związki (miał żonę a jednocześnie wiele związków męsko-męskich, o których żona wiedziała). Dziś jest uznany za jedną z polskich ikon ruchu LGBT. Anna Król w „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” daje wyraz fascynacji autorem „Panien z Wilka”. To nietypowa biografia, poprowadzona bez zachowania chronologii, z pomieszanymi perspektywami (daleka przeszłość z czasów Iwaszkiewicza sąsiaduje tu z rzeczywistością XXI w., w której żyje autorka). Wszystko opiera się o tytułowe rzeczy – pretekstem do snucia opowieści jest m.in. zgubiony guzik płaszcza, fotografia żony czy dzieło Michała Anioła. Anna Król sporo miejsca poświęca tragicznie zmarłemu Jerzemu Błeszyńskiemu zajmującemu szczególne miejsce w sercu pisarza. Lektura nigdy niepublikowanych przejmujących listów pisanych do znacznie młodszego ukochanego, opowieść o jego przedwczesnej śmierci (w wieku 27 lat) i cierpieniu Iwaszkiewicza – robią ogromne wrażenie. Sama biografia przyciąga uwagę ciekawym ujęciem – ważny jest tu zarówno sam mistrz, jak i perspektywa biografki. (Michał Paweł Urbaniak)

 

Tekst z nr 58/11-12 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Olga Święcicka „Mnie nie ma. Rozmowa z Maciejem Nowakiem”

Wyd. Czarne 2015

 

 

Macieja Nowaka przedstawiać nie trzeba. Można wypić z nim wiśniówkę (często on stawia!) i zaprosić, jak Olga Święcicka, do długiej rozmowy. Nowak przyznaje, że funkcjonuje wokół trzech głównych tematów: jedzenia, „pedalstwa” (za słowem „gej” nie przepada) oraz teatru (od niedawna jest dyrektorem ds. artystycznych poznańskiego Teatru Polskiego).

Potrafi wspaniale opowiadać o historii i współczesności polskiego teatru, rzuca anegdotami jak z rękawa (np. cudowny fragment o spotkaniu z przedwojenną divą Marią Malicką). Nie boi się sądów niepopularnych – z determinacją broni PRLu, sam będąc synem PRL-owskiego dyplomaty. Ma tez nieszablonowy stosunek do alkoholu czy wegetarianizmu, prezentuje niekonwencjonalny styl zarządzania – jako dyrektor Instytutu Teatralnego zrezygnował z… gabinetu). Wywód płynie a stosunek między rozmówcami oparty jest na relacji mistrza i dociekliwej uczennicy (która często wpada we własne sidła). Nie brakuje wątków miłosnych, choć Nowak wyznaje, że nie umie być w związku. Dlatego nie jest, za to bywa. Obiektami jego erotycznych spełnień są, z jednym wyjątkiem, dużo młodsi faceci, których bierze pod swoją opiekę. Wśród nich – dramatyczna historia pewnego Łukasza.

Nie stroni od deklaracji osobistych, choć zastrzega, że starannie pilnuje, co powiedzieć, a czego nie. Dowiadujemy się jednak na przykład, że choć ma lewicowe i wolnościowe poglądy – to głosował na… Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudę. Macieju! Prezydent Duda z pewnością nie zaprosi Cię na żaden Marsz Równości tak, jak zrobił to we wrześniu prezydent Poznania. (Przemysław Górecki)

 

Tekst z nr 58/11-12 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Michał Witkowski „Fynf und cfancyś”

Wyd. Znak 2015

 

 

Książka dla wszystkich. Ci, co tęsknią za „Lubiewem”, będą ją wielbić – podobnie jest świetna i ma w sobie (znowu) to coś. Z tamtego klimatu, postaci, z tamtego świata, „to Coś”, za czym tęskno: melancholijne pragnienie cioty (gdzie „Ciota” jest znakiem pustym, nieobecnością). Chodzi bowiem o Niespełnione. O Brak. Witkowski w tym jest najlepszy, a nazywa to prawdą o seksualności. Nie tak łatwo tę prawdę bez nadęcia uchwycić, on to potrafi, raz na zabawnie, raz na obleśnie, a raz na wstrząsająco znowu smutno (ale tak tylko na chwilę). Ci, co „Lubiewa” już nie chcą, docenią coś więcej, na przykład psychologię tam, gdzie poprzednio był atlas-i-już. (I nie tylko dlatego, że z psychologii dobry jest tytułowy Fynf). Ci, co nie lubią Witkowskiego w ogóle (na przekór modzie na przykład), będą musieli się przełamać i docenić, bo pisarz pokazuje w nowej książce po prostu świetny warsztat – ma władzę nie tylko nad językiem, lecz też… nad perwersją (nie, nie w potocznym sensie). Tu nie tylko o „zboczenie” idzie, tu chodzi o tożsamość. O świat, gdzie w młodym chłopaku mieszka stara, leniwa baba, gdzie obiekt pożądania sprowadzony jest do Fallusa, i gdzie udaje się to zapisać. Bez pudła. Fabuła? Dwóch chłopaków – jeden z Polski (to ten ma penisa długości fynf und cfancyś), drugi ze Słowacji przyjeżdża do Szwajcarii zarobić na prostytucji. Klienci, wełniane fantazje, czekolada, klozety. Fabuła jest, cieszy i bawi, ale to tylko początek przygody. „Odrażająco dobrej i ohydnie ciekawej”, jak napisał Czapliński. (A to dopiero perwersja!) (Marta Konarzewska)   

 

Tekst z nr 58/11-12 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.