Koniec konserwatywnej adwokatury

Z adwokatkami EMILIĄ BARABASZ, BARBARĄ TRZECIAK i OLGĄ ZIEGLER, założycielkami Koła Osób LGBT+ przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie, pierwszej oficjalnej grupy LGBT+ w strukturach samorządu zawodowego w Polsce, rozmawia Magda Jakubiak

 

Od lewej: Olga Ziegler, Barbara Trzeciak i Emilia Barabasz. Foto: Emilia Oksentowicz

 

Dziewczyny, spotykamy się, bo z początkiem marca zdarzyła się rzecz przełomowa dla środowiska adwokackiego i dla społeczności osób LGBT+. Opowiecie, o co chodzi?

Emilia Barabasz: Jasne, jesteśmy bardzo dumne z tej inicjatywy. Założyliśmy Koło Osób LGBT+ przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Rzeczywiście, jest to w Polsce pierwszy znany nam przypadek powstania grupy osób identyfikujących się jako LGBT+ funkcjonującej w oficjalnych strukturach samorządu zawodowego. Nie ma takich grup w samorządzie architektów, samorządzie lekarskim czy radcowskim. Nie powołano ich także w żadnym innym samorządzie w Polsce.

Barbara Trzeciak: Dodam tylko – żeby czytelnicy mieli obraz tego, czym są koła w ramach struktury adwokatury – że koła są stosunkowo nisko sformalizowanymi zrzeszeniami co najmniej pięciu członków Izby Adwokackiej, które nie mają z góry narzuconego celu funkcjonowania, w przeciwieństwie do np. komisji.

Jak wpadłyście na pomysł, żeby takie koło założyć?

BT: Z mojej perspektywy wszystko zaczęło się od żartu, którego nie zrozumiałam.

Olga Ziegler: To może ja opowiem, bo byłam podmiotem tego żartu. Po tym jak ujawniłam publicznie na stronie Funduszu Prawo Nie Wyklucza, że jestem adwokatką lesbijką, dostałam bardzo miłą wiadomość od Emi i od Basi: „O, wow, jesteś trzecia! Jesteś trzecią wyoutowaną adwokatką, załóżmy koło w ORA” – i jakoś tak się zaczęło.

BT: Tak, Messenger utrudnia zrozumienie niuansów komunikacji i w efekcie ja na początku nie zrozumiałam, że to był żart ze strony Emi. Nie odpisałam od razu, skonsultowałam ten pomysł, który wzięłam na serio, z moją partnerką i ona stwierdziła, że to po prostu fenomenalne, i zapytała, dlaczego wcześniej tego nie zrobiłyśmy. Wzmocniona przez nią i ugruntowana w przekonaniu, że koniecznie trzeba to zrobić, odpisałam dziewczynom i dopiero wtedy one mi wyjaśniły, że: „Hej, to był żart”. Okazało się, że nie trzeba było ich długo przekonywać, i dosyć szybko przeszłyśmy do myślenia: „No dobra, to jak to zrobić”.

EB: Ten pomysł był rzucony żartem, bo wydawało się po prostu nie do pomyślenia, żeby w Polsce, w adwokaturze – która uznawana jest za konserwatywną – nie tylko się outować publicznie, ale też jeszcze wchodzić w oficjalne struktury. Przy czym Basia, odpowiedź dla twojej partnerki jest taka, że nie mieliśmy tej piątki wcześniej.

OZ: Do założenia koła potrzebne jest pięć osób. Znalazłyśmy jeszcze trzech chłopaków i stwierdziliśmy, że dobra, spróbujemy je założyć.

Żarty żartami, ale ostatecznie potraktowałyście pomysł poważnie. Skąd ta zmiana?

BT: Jako matki i ojcowie koła dużo rozmawialiśmy o tym, co to koło miałoby tak naprawdę dać członkom Izby. Czemu jego powstanie miałoby służyć. Pierwszym tematem, który pojawiał się za każdym razem, była widoczność.

EB: Mi bardzo zależało na tym, żeby pokazać członkom naszej społeczności, osobom, które jeszcze nie miały w sobie siły czy determinacji, żeby dokonać coming outu, że można to zrobić – można wykonywać zawód zaufania publicznego i jednocześnie być wyoutowaną osobą LGBT+.

BT: Dla mnie otwarte mówienie o sobie to jest nowy temat. Ostatnio uświadomiłam sobie, że trzy lata temu wiedziały o mnie zaledwie trzy osoby, a teraz nagle mówię o tym całemu forum Izby Adwokackiej, więc jest to dosyć duży przeskok. Wcześniej żyłam w przeświadczeniu, że wykonuję zawód „z tradycjami”, że należy dla własnego dobra oddzielać grubą, czerwoną linią sferę życia prywatnego i zawodowego, że tego wymaga ode mnie ta godność zawodu, o której tyle się w Adwokaturze mówi, ale też trzeba to robić po prostu dla własnej reputacji. I w tym momencie, te trzy lata temu, objawiła mi się z radia TOK FM Emi Barabasz, która powiedziała, że oto jest adwokatką i lesbijką. Pokazała, że nie trzeba się ukrywać, dała mi motywację do outowania się, więc tym bardziej stwierdziłam, że fajnie by było, jeśli mogłybyśmy teraz razem dawać ją innym.

OZ: Dążymy do tego, żeby znormalizować bycie osobą LGBT+ w miejscu pracy, żeby po wyoutowaniu orientacja czy tożsamość nie była naklejką. Zanim się wyoutowałam, zdarzały się sytuacje, w których osoby pytały moich bliższych współpracowników za moimi plecami, czy jestem lesbijką, zamiast przyjść do mnie i zapytać. Myślałam potem: „Okej, teraz będę funkcjonować w firmie już nie jako Olga prawniczka od nieruchomości, tylko Olga lesbijka”. Nie mówię, że wynika to z negatywnych konotacji tych osób, ale że jest to właśnie naklejka, która powstała m.in. z powodu braku widoczności i normalizacji. Fajnie by więc było, żeby przestała nią być.

Jak wyglądała reakcja środowiska adwokackiego?

EB: Ja przede wszystkim obawiałam się dużej ilości hejtu i to jest rzecz, którą podniosłam od razu na naszym pierwszym spotkaniu. Spodziewałam się, że nasza inicjatywa spowoduje napór nienawistnych, bardzo obraźliwych komentarzy.

BT: Zdecydowaliśmy się zakomunikować powstanie koła na fanpage’u Izby Adwokackiej w Warszawie, który zrzesza większość członków Izby. Byłam osobą, która wrzuciła ten post, ale nie brałam udziału w dyskusji pod nim, bo w pewnym momencie uznałam, że nie mam na to siły. Komentarze były bardzo różne. Część pozytywnych, wspierających, wyrażających aprobatę wobec tego, co robimy – i to było super. Ale z drugiej strony były też takie, które wskazywały, że nasze działanie jest niepotrzebne, że czemu to w ogóle ma służyć. Padały też wyśmiewające, szydercze uwagi.

OZ: Dużo było takich typowych argumentów: „To załóżmy koło osób hetero”. No to załóżcie, nikt wam nie broni.

BT: Dużo zastrzeżeń odnosiło się także do formuły członkostwa, na jaką się zdecydowaliśmy w kole. Postanowiliśmy, że członkami_kiniami koła mogą zostać osoby identyfikujące się jako LGBT+, natomiast sojusznicy mogą być osobami wspierającymi. I ta formuła spotkała się z absolutną krytyką i niezrozumieniem – szczerze mówiąc, nie wiem z czego wynikającą. Trzeba się było z tym skonfrontować, ale postanowiłam nie odnosić się do tych komentarzy, zobaczyć, jak to się rozwinie. Natomiast tutaj weszli sojusznicy, którzy bardzo pozytywnie nas wsparli. Zdaje się, że Olga też bezpośrednio zabierała głos w tej dyskusji.

OZ: Tak, stwierdziłam, że dobrze byłoby zabrać głos, żeby nie było, że się odcinamy od krytyki. Chciałabym przy tym powiedzieć o innych komentarzach, które się powtarzały i które potwierdzają, jak wygląda u nas homofobia i jak istotne jest, żeby móc być wyoutowanym w pracy. Okazało się, że niektórzy te go w ogóle nie rozumieją. Padły komentarze, że to jest epatowanie seksualnością w pracy. Odpierałam te argumenty razem z innymi sojuszniczymi osobami tłumaczeniem, że jeśli jesteś osobą hetero, to opowiadasz o swojej żonie albo o swoim mężu. Czy to też jest epatowanie seksualnością? Osoby twierdziły też, że nie ma w kancelariach i miejscach pracy żadnej dyskryminacji. Tutaj tłumaczyliśmy_ łyśmy, że może niektórym wydaje się, że nie ma, bo nas w ogóle nie widać, o czym świadczy to, że jest nas sześcioro na około dziesięć tysięcy osób w Izbie Adwokackiej w Warszawie.

EB: To było ciężkie. Dla mnie chyba najgorszym argumentem był ten o rzekomej dyskryminacji przez nas osób hetero, które nie mogą się do naszego koła zapisać. Nagle mnóstwo osób heteroseksualnych zapragnęło być członkami i członkiniami Koła Osób LGBT+! Posługiwano się oczywiście argumentacją prawniczą, cytując szereg przepisów o równości i zakazie dyskryminacji – i nic a nic mechanizmu dyskryminacji nie rozumiejąc. Jak to możliwe, że osoby, które są wykształcone w kierunku prawniczym, po wieloletnich studiach, aplikacji albo w trakcie tej aplikacji, nagle twierdzą, że założenie koła, do którego mogą należeć tylko członkowie_ kinie dyskryminowanej mniejszości, jest dyskryminacją uprzywilejowanej większości? Pomijając już prawnicze wykształcenie, wydaje mi się, że musi być oznaką braku dobrej woli, aby dorosła osoba, teoretycznie przynajmniej w podstawowym stopniu empatyczna, nie była w stanie zrozumieć, że osoby, które należą do mniejszości w opresji, potrzebują bezpiecznej przestrzeni, w której będą mogły funkcjonować, egzystować, dzielić się troskami, czując, że otrzymają wsparcie, zamiast wiecznego naigrywania się albo rad w stylu: „Po co ci małżeństwo? – idź do notariusza”. To nie jest atmosfera, w której my chcemy rozmawiać.

Jak w związku z tym wyglądały wasze coming outy w pracy?

OZ: Bardzo trudno jest się wyoutować w tym środowisku, to jest fakt. Ja sama dosyć późno się zorientowałam, że jestem lesbijką. Wtedy byłam w poprzedniej pracy i powiedziałam o tym praktycznie od razu, ale tylko swojemu bliższemu zespołowi, bo nie było na ten czas potrzeby, żeby mówić komuś więcej – odchodziłam z pracy i miałam wyjechać w roczną podróż. Ale kiedy wróciłam i poszłam do nowej pracy, to pamiętam, że ktoś mnie zaskoczył pytaniem o posiadanie chłopaka i odruchowo skłamałam, że tak, mam chłopaka Francuza, a nie zgodnie z prawdą – dziewczynę Francuzkę. Mimo że jestem bardzo otwartą i asertywną osobą przez niewiedzę o tym, czy bezpiecznie jest mówić o sobie w nowym środowisku, z zaskoczenia i strachu skłamałam. Chciałam móc jakoś mówić o swoim związku. Potem to się tak za mną ciągnęło. Taka była moja reakcja i okej, ale później funkcjonujesz miesiące w czymś takim, czujesz się głupio ze sobą i wobec innych, wiesz, że musisz kłamać albo to naprostować, i sytuacja mocno wpływa na to, jak się czujesz w pracy. Musiałam z tego później jakoś wychodzić i to było trochę nieprzyjemne. Teraz koordynuję naszą kancelaryjną tęczową sieć i moja orientacja jest zupełnie znana wszystkim osobom.

EB: To było dawno, ale przypominam sobie, że mój coming out w pracy prawniczej był poprzedzony jakimś krótkim okresem strachu, bo byłam tuż po studiach, a to była w ogóle moja pierwsza praca w kancelarii adwokackiej. Miałam 25 lat i przyszłam jako stażystka do kancelarii, w której pracowało wówczas kilkanaście osób. Wszyscy byli starsi ode mnie, nikogo nie znałam i było mi po prostu trudno mówić o sobie otwarcie. Ale z czasem się przełamałam, a potem – kiedy zaczęłam wychodzić z kolegami i koleżankami z pracy wieczorami – te osoby w naturalny sposób po prostu poznały moją ówczesną dziewczynę. Wydaje mi się, że było mi łatwiej o tyle, że wyoutowałam się na studiach, cztery lata wcześniej, więc wiedziałam, z czym to się wiąże. Generalnie jednak miałam bardzo dużo szczęścia, że trafi łam na taki otwarty, życzliwy zespół w kancelarii. Wszyscy byli tam hetero, to był rok 2005 w Krakowie, mogło być różnie. Tymczasem zostałam zaakceptowana przez współpracowników bez żadnych problemów.

BT: Dla mnie zdecydowanie trudniejszy był coming out w pracy niż w życiu prywatnym, przy czym mam wrażenie, że to jest niekończący się proces. Zorientowałam się, że jestem osobą queer, kiedy miałam 25 lat – dzisiaj mam 31, więc stosunkowo niedawno. U mnie nie było tak, że od razu chciałam mówić o tym innym. Potrzebowałam trochę czasu, żeby to w sobie przepracować i nazwać. Obecnie w stosunkach z klientami, których obsługuję w ramach własnej kancelarii, temat się nie pojawia. To są relacje biznesowe, w których świadczę dla kogoś usługi, a obustronny dystans pozwala zachować profesjonalny charakter kontaktu. Natomiast co do moich współpracowników – nadal nie wszyscy wiedzą. Część dowiedziała się chociażby poprzez fakt, że byłam autorką posta na Facebooku Izby o powstaniu koła, ale nie wszyscy, więc cały czas muszę na bieżąco mówić o sobie i swojej relacji i zawsze mam z tyłu głowy, że to może ostatecznie być dla mnie nieprzyjemne.

Dookreślmy: co robicie, jak wygląda działalność koła?

EB: Nasze koło generalnie nie zajmuje się walką o prawa człowieka, w tym prawa osób LGBT+, na szerokim forum – od tego jest mnóstwo organizacji pozarządowych i to jest wspaniałe, że te inicjatywy istnieją i wykonują taką ogromną pracę. To nie jest koło warszawskich adwokatów działających na rzecz praw osób LGBT+ w Polsce, tylko koło członków_kiń naszej Izby, które są osobami LGBT+. Powołaliśmy koło wewnątrz adwokatury po to, żeby nasza społeczność poczuła się dobrze w ramach środowiska adwokackiego. Według mnie to jest kluczowe. Nie chcemy działać na zewnątrz, ale przede wszystkim dla adwokatury, po to, żeby była bardziej różnorodna, wspierająca i inkluzywna w ramach swoich struktur. Będziemy organizować spotkania i imprezy, a na niektóre będą zaproszeni nie tylko członkowie i członkinie naszego koła, ale także sojusznicy i sojuszniczki, inne osoby w Izbie, które chciałyby okazać nam wsparcie. Każdy będzie mógł przyjść i się z nami dobrze bawić, a jak wiadomo, nie ma lepszych imprez niż u osób LGBT+. (śmiech) Mam nadzieję, że kiedy już pandemia się skończy, będą u nas tłumy. Zamierzamy m.in. robić wieczorki filmowe i prezentować filmy o tematyce LGBT+ i planujemy to robić również w siedzibie Okręgowej Rady Adwokackiej. Będziemy zapraszać na filmy adwokatki_ów, prawniczki_ ów zagraniczne_ych i aplikantki_ów, żeby zaznajomili się z kulturą społeczności osób LGBT+. Będziemy też organizować spotkania zamknięte dla członkiń_ów naszego koła, w czasie których będzie można sobie spokojnie porozmawiać. W dalszej perspektywie chciałybyśmy_libyśmy jeszcze stworzyć coś na kształt polityki różnorodności dla naszej Izby, oczywiście w zakresie zainteresowania naszego koła. Myślimy też o tym, żeby popracować nad listą kancelarii, które są przyjazne osobom LGBT+, tak aby młodzi prawnicy i prawniczki LGBT+ wiedzieli_ały, gdzie mogą iść do pracy i czuć się w niej dobrze.

Na czym wam najbardziej zależało przy tworzeniu koła?

EB: Tak naprawdę koło powstało w celu zasiania akceptacji w adwokaturze, pokonania homofobii w naszym środowisku miłością – a nie po to, żeby komentować bieżącą politykę, często partyjną, związaną z naszymi prawami, a raczej brakiem naszych praw. Walczę już na tylu frontach prawniczych dla społeczności osób LGBT+, że aż po prostu nie mam siły. Ja też potrzebuję wsparcia, potrzebuję tej energii płynącej od innych osób, żeby poczuć wspólnotę, z którą jest łatwiej walczyć na innych polach.

OZ: Wiecie, cała przestrzeń publiczna nas bombarduje, te informacje, publiczne wypowiedzi o jakichś zarazach… Już chyba nie muszę tego powtarzać. Jest to na tyle dołujące i trudne, że wydaje mi się, że brakuje nam w tym również pozytywnego podejścia. Kiedy przed pandemią można było pójść na paradę, to szliśmy i się cieszyliśmy: tak, jesteśmy fajni i możemy się razem świetnie czuć. Pokazywaliśmy, że też się dobrze bawimy. I właśnie tego chcemy więcej, ku pokrzepieniu, a nie jedynie powtarzania, jak bardzo jest źle…

EB: …bo to już wszyscy wiemy. (śmiech)

OZ: Wiadomo: żeby zmienić prawo, potrzebny jest sprzyjający legislator. Może to stanie się za jakiś czas, ale na razie to, co możemy zrobić, to dawać jakąś otuchę w tym trudnym czasie.

EB: Chcemy miłości, radości, akceptacji i bezpieczeństwa na naszym zawodowym poletku. Żeby osoby LGBT+ w naszej Izbie poczuły się lepiej, poczuły się silniejsze, mówiły odważniej o sobie, były sobą. To są nasze cele.

Czyli wspólnoty, która was połączy i wzmocni.

OZ: Dokładnie tak.

Dla mnie to brzmi jak idealny koniec wywiadu.

EB: To chyba rzeczywiście jest idealny koniec.

Do Koła może dołączyć każda osoba LGBT+ będąca adwokatką_em, prawniczką_ kiem zagraniczną_ym i aplikantką_em w Izbie warszawskiej. Aby zostać członkinią_em koła, trzeba wysłać maila na adres lgbt@ora-warszawa. com.pl oraz wypełnić i odesłać udostępniony formularz członkowski.  

 

Emilia Barabasz – adwokatka i przewodnicząca Koła Osób LGBT+ przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Na co dzień zajmuje się prawem własności intelektualnej, szczególnie prawem autorskim, prawem nauki i kultury. Tworzy umowy, doradza artystom, instytucjom kulturalnym, naukowcom, uczelniom, fundacjom, a poza tym prowadzi szereg spraw pro bono, m.in. na rzecz osób LGBT+. Współtwórczyni inicjatywy lgbt+prawnicy, która skupia adwokatów_tki i radców_czynie prawne, prowadzących strategiczne postępowania sądowe w celu wywalczenia równych praw dla osób LGBT+ w Polsce. Autorka audycji „Lesbijki na szczycie” w społecznościowym Radiu Kapitał. 

Barbara Trzeciak – adwokatka, mediatorka. Prowadzi własną kancelarię i współpracuje ze spółkami z rynków finansowych, dla których prowadzi spory sądowe. Obsługuje też osoby fizyczne w zakresie spraw rodzinnych. Od pięciu lat współpracuje z Kampanią Przeciw Homofobii jako prawniczka zdalna grupy prawnej. Jest też członkinią Komisji ds. Równego Traktowania przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.

Olga Ziegler – adwokatka w kancelarii Dentons w dziale prawa nieruchomości. Działa również w organizacjach LGBT+ – w Funduszu Prawo Nie Wyklucza przy Stowarzyszeniu Miłość Nie Wyklucza, mającym na celu zbieranie funduszy na finansowanie spraw sądowych osób LGBT+, które nie mają wystarczających środków, aby same wynająć prawników. Jest też jedną z fundatorek Fundacji Equaversity, której ambasadorami zostali m.in. Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk i Anja Rubik.

 

Tekst z nr 92/7-8 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nie mogę nie walczyć

Z prawniczką KAROLINĄ KĘDZIORĄ, prezeską Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, o sprawie nieheteroseksualnej Polki, która wywalczyła sprawiedliwość w Trybunale w Strasburgu po… 11 latach, rozmawia Jakub Wojtaszczyk

 

Foto: Emilia Oksentowicz/kolektyw

 

11 lat temu obywatelka pozwała Polskę do Trybunału w Strasburgu o dyskryminację ze względu na orientację seksualną i naruszenie jej prawa do życia rodzinnego. Sądy krajowe odebrały jej prawo do opieki nad dzieckiem, dlatego że po rozwodzie związała się z kobietą. We wrześniu tego roku Trybunał orzekł, że wyrok polskiego wymiaru sprawiedliwości był motywowany homofobią. Jak do tego doszło, że zostałaś pełnomocniczką oskarżonej?

Co prawda w 2010 r. współprowadzona przeze mnie organizacja pozarządowa Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego (PTPA) działała już od 4 lat, ale ta sprawa była pierwszą, w którą angażowaliśmy się na poziomie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Sprawę przekazała do nas zaprzyjaźniona prawniczka Małgorzata Łojkowska. W tym czasie od 2 lat posiadałam uprawnienia radczyni prawnej, a dzięki mojej wcześniejszej pracy w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka miałam doświadczenie w pisaniu skarg do Strasburga. Między innymi dlatego podjęłam się tego zadania.

Były jeszcze inne powody?

Na pewno osobiste. Byłam młodą matką dwuipółletniego dziecka, która w tamtym czasie przeczuwała swoją nieheteronormatywność. Kilka lat później, tak jak moja klientka, brałam rozwód, będąc w nieheterozwiązku. Kiedy czytałam akta tej sprawy, od samego początku byłam bardzo przejęta i do głębi poruszona. Z przerażeniem wyobrażałam sobie, że spotyka mnie coś podobnego, że mogę stracić możliwość opieki nad moim synem, tak jak moja klientka.

Twoja klientka miała czworo dzieci, prawda?

Tak, i przy rozwodzie sąd zdecydował, że wszystkie dzieci powinny trafi ć pod jej opiekę. Ojciec tego wtedy nie kwestionował. Najprawdopodobniej tak by zostało, gdyby moja klientka nie związała się z kobietą. Nie spodobało się to byłemu mężowi i jej rodzicom. Od tego momentu do dzieciaków, które były w różnym wieku, ale wszystkie nieletnie, docierało wiele homofobicznych komunikatów na temat matki, i to ze strony bardzo bliskich osób, czyli taty i dziadków.

Jakie były skutki tej mowy nienawiści?

Doszło do tego, że niektóre dzieci same chciały wyprowadzić się do ojca. Dlatego moja klientka najdłużej walczyła o wspomniane najmłodsze, wtedy pięcioletnie dziecko, bo jak sądzę, dużo trudniej było je ojcu i dziadkom zmanipulować. Zresztą maluch podczas postępowania sądowego w rozmowach ze specjalistami z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno- Konsultacyjnego (RODK) otwarcie mówił, że chce mieszkać z mamą i spotykać się z tatą. Polskie sądy nie brały jego woli pod uwagę i interesowały się tylko orientacją seksualną mojej klientki, co później zaznaczył Trybunał w wyroku. Oczywiście nikt nie powiedział wprost: „Odbieramy pani dziecko, bo jest pani w relacji z kobietą”, ale posłużono się fortelem. Na przykład mówiono o tym, że wychowywanemu przez dwie kobiety dziecku zabraknie wzorca męskiego. Gdyby posługiwać się tym absurdalnym argumentem, należałoby odebrać dzieci wszystkim samotnym matkom. W pewnym momencie sąd powiedział nawet, że związek z kobietą to świadomy wybór mojej klientki, która podejmując taką decyzję, powinna liczyć się z konsekwencjami. Tak więc sąd uznał, że nie jest osobą odpowiedzialną, a więc nie może zajmować się dzieckiem. Jednocześnie sądy bardzo dokładnie sprawdzały, kim jest partnerka mojej klientki, przy czym nikt nie interesował się nową kobietą byłego męża. Ta nierówność traktowania i ocenianie sytuacji przez pryzmat orientacji seksualnej sprawiły, że Trybunał stwierdził, iż doszło do dyskryminacji w obrębie prawa do życia rodzinnego, czyli krótko mówiąc moja klientka nie mogła w pełni realizować się jako matka.

Dlaczego na werdykt musieliśmy czekać aż 11 lat?

Trybunał, wydając wyrok, był prawie jednomyślny. Prawie, bo jedyny sędzia z Polski w siedmioosobowym składzie orzekającym złożył zdanie odrębne, w którym nie zgodził ze swoimi kolegami i koleżankami z innych państw. Czy jego stosunek do sprawy mógł mieć wpływ na to, ile czekałyśmy na rozstrzygnięcie? Nie mam pojęcia. Bez wątpienia charakter sprawy, bo przecież chodziło o opiekę nad dzieckiem, wymagał szybkiego działania.

Jakie skutki dla życia rodziny miały te lata zwłoki?

Moje prośby do Trybunału, które wysyłałam na przestrzeni tych wszystkich lat kilkukrotnie, o przyspieszenie postępowania ze względu na to, że dla dziecka lata ograniczonego kontaktu z matką mogą mieć bardzo duże negatywne znaczenie, nie zostały wysłuchane. Dorosłe już dzieci rozmawiają z matką o tym, co przeżyły. Klientka powtórzyła mi przejmujące słowa swojej córki: „Tato o nas walczył, a o nas trzeba było zadbać”. Najmłodszy syn, który jako nastolatek zamieszkał w końcu z matką, nie wierzy, że ma wpływ na swoje życie i że może o nim decydować. Moja klientka uważa, że to wyroki polskich sądów i okoliczności jego zamieszkania z ojcem odebrały mu wiarę w swoje możliwości. To, jak potraktował moją klientkę polski wymiar sprawiedliwości, wywołało u niej ogromny strach, tym bardziej, że pochodzi z małej miejscowości. Bardzo bała się ujawnić swoje dane, dlatego wszystkie zostały zanonimizowane w postępowaniu przed Trybunałem. Nawet po 11 latach moja klientka obawia się otwarcie mówić o swojej historii. Pozostanie X przeciwko Poland.

Mimo pozytywnego wyniku sprawy jej lęk nie zmalał?

Myślę, że może być nawet większy. Mowa nienawiści jest instrukcją obsługi decydentów do tego, jak traktować osoby LGBT+ w Polsce, komunikowaną wprost, w bezrefleksyjny sposób. 11 lat temu nie mieliśmy łatwej sytuacji, ale tamtejsze postępowania sądów bardziej oceniłabym jako zaniedbanie państwa, które nie brało odpowiedzialności za edukację antydyskryminacyjną, nie chciało podnosić świadomości, uwrażliwiać czy wpływać na zwiększenie tolerancji społecznej w stosunku do osób nieheteroseksualnych.

A dziś?

Dziś sprawy osób LGBT+ są upolityczniane. Sędziowie mają realne powody, żeby obawiać się konsekwencji tego, jak wyrokują. W taki sposób obecna władza rządząca, dewastując wymiar sprawiedliwości, zastraszając niepokornych sędziów, zapewne ma na celu wywołanie efektu mrożącego. Nawet jeśli sędziowie nie prezentują postawy homofobicznej, w obawie przed utratą pracy mogą wydać taki, a nie inny wyrok. Jest to sytuacja niedopuszczalna w państwie demokratycznym. Z drugiej strony mamy do czynienia z paradoksem. Część społeczeństwa w odpowiedzi na oczywisty hejt zabiera głos i zaczyna zajmować stanowisko w temacie, nawet jeżeli homofobia ich nie dotyczy, bo żyją w bezpiecznej heteronormie. Mamy do czynienia z ruchem sojuszniczym na niespotykaną wcześniej skalę. Co oczywiście nie zmienia sytuacji, że będąc osobami nieheteronormatywnymi, ciągle żyjemy w strachu. Oczywiście będzie to inny poziom lęku w zależności od tego, czy żyjesz w dużym mieście, jak ja w Warszawie, w bańce osób, które zajmują się prawami człowieka i równością, czy, jak moja klientka, w małej miejscowości, gdzieś na drugim końcu Polski, i po prostu chcesz przetrwać.

Czy wyrok Trybunału w Strasburgu może mieć pozytywne konsekwencje dla tęczowych rodzin w Polsce?

Jak najbardziej. Orzecznictwo Trybunału w Strasburgu jest wiążące dla sądów krajowych, które są zobligowane do respektowania standardu w nim stanowionego. Polska, ratyfikując Europejską Konwencje Praw Człowieka w 1993 r., na której podstawie orzeka Trybunał, do tego się zobowiązała. Wynika to z Konstytucji. Jako pełnomocnicy_czki procesowi, posługując się orzecznictwem Trybunału, możemy przekonywać sądy krajowe do wyrokowania bez uprzedzeń. Od chwili zapadnięcia wyroku, co zostało nagłośnione przez media, już zaczęły zgłaszać się do nas osoby z podobnymi sprawami będącymi w toku. Co oznacza, że osoby chcą wykorzystać w swoich sprawach wygraną mojej klientki, bo, jakkolwiek absurdalnie to brzmi, ciągle może pojawić się sędzia, który stwierdzi, że przebywanie dziecka w domu, w którym rodzic jest w relacji z osobą tej samej płci, jest dla niego zagrożeniem.

Co możemy zrobić?

Zależy mi na nagłaśnianiu informacji o wyroku mojej klientki i przekonywaniu środowiska prawniczego do wykorzystywania argumentacji Trybunału w swojej praktyce występowania w sprawach rodzinnych. PTPA w dużej mierze zajmuje się aktywizacją środowiska prawniczego w obszarze ochrony praw człowieka i przeciwdziałania dyskryminacji. Co ciekawe, przez to, że w tych mrocznych czasach poczucie zagrożenia dotyka również osoby, które bezpośrednio nie należą do grup mniejszościowych, wyzwala to w nich więcej empatii i częściej skłania do pomocy mniej uprzywilejowanym. Chcą dowiedzieć się, czym jest dyskryminacja i skąd się bierze, czym jest stereotyp, uprzedzenie, uważniej przyglądają się otaczającej ich rzeczywistości i chcą działać. Angażują się w bezpłatne działania społeczne i aktywistyczne. Cieszę się, że zauważają, z jakim przywilejem wiąże się wykonywanie zawodu prawniczego, że chcą się dzielić swoimi zasobami, często pracując pro bono przy bardzo trudnych i czasochłonnych sprawach. Dlatego też od wielu lat w ramach PTPA zajmujemy się edukacją osób dorosłych i prowadzimy szkolenia antydyskryminacyjne. Jednak trzeci sektor nie wykona pracy za państwo, które powinno brać odpowiedzialność i na poważnie zająć się edukacją społeczeństwa. Nie robi tego obecny rząd, ale wcześniej nie było lepiej. Nie znaleźliśmy się przypadkiem w obecnej sytuacji. Homofobia, rasizm czy ksenofobia będą trwać w najlepsze, jeżeli będą wykorzystywane do gier politycznych.

Mówisz o sojuszniczym „przebudzeniu” osób prawniczych. Ale jeśli przez działania obecnej władzy sądy nie będą respektować tego wyroku, to czy nie wykonujecie syzyfowej pracy?

Nie martwmy się na wyrost. To, co udało nam się wywalczyć w Trybunale, to standardy, które z nami pozostaną, z których będą mogły korzystać polskie tęczowe rodziny w przyszłości. Musimy teraz myśleć o tym, co będzie potem. Przecież konserwatywna i populistyczna władza, jaką mamy teraz, nie będzie trwała zawsze. Oczywiście szkoda mi mojego życia i życia mojego dziecka na taką rzeczywistość, ale nie mam innego wyboru, mogę tylko walczyć. Dlatego angażuję się w programy edukacyjne dla młodych osób wchodzących na rynek zawodów prawniczych. Myślę, że w taki sposób budujemy armię prawno-człowieczą, takie pokolenie prawników_czek, które będzie budować nasze społeczeństwo: lepsze, bardziej tolerancyjne i otwarte, takie, jakiego jeszcze nie mieliśmy.

Pamiętasz, kiedy zorientowałaś się, że chcesz działać na rzecz osób dyskryminowanych?

Od zawsze miałam poczucie dużego uprzywilejowania. Z jednej strony pochodzę z małego miasta, ale z zamożnej rodziny, socjalizowałam się też jako heterocisdziewczynka, czyli nie miałam nieprzyjemności z powodu mojej orientacji seksualnej. Jednak z drugiej strony dość szybko miałam świadomość, że jestem gorzej traktowana przez moją płeć. Przeszkadzało mi to zarówno w relacjach rodzinnych, jak i szkolnych. Na studiach towarzyszyło mi poczucie wyalienowania, przez co chciałam rzucić prawo. Nie widziałam na nim swojego miejsca, dopóki nie trafi łam do Kliniki Prawa na Uniwersytecie Warszawskim. To tam pierwszy raz zetknęłam się z tematyką praw człowieka, najpierw działając w sekcji do spraw uchodźców, a następnie w sekcji dotyczącej praw kobiet. Po studiach działałam we wspomnianej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, a następnie wspólnie z Krzysztofem Śmiszkiem założyliśmy PTPA.

Czy twój prywatny coming out wpłynął na to, jak postrzegasz działania na rzecz LGBT-ów?

Mój coming out nie był spektakularny. Przez pewien czas w środowisku prawniczym nie mówiłam otwarcie, że jestem w związku nieheteronormatywnym. Obawiałam się, że będzie to traktowane jako obnoszenie się czy niechciane wprowadzanie „trudnego tematu”. Wtedy tak tego nie widziałam, ale z biegiem lat myślę, że tak było. Z czasem poznawałam wiele wspaniałych nieheteronormatywnych osób, również w środowisku prawniczym, i to bardzo mnie wzmocniło. Zaczęłam czuć się swobodniej, niczego już nie przemilczam. Czy ma to wpływ na moją pracę? Niekoniecznie. Jestem zaangażowana w moje sprawy, staram się podchodzić do nich profesjonalnie, bo zbytnie emocjonalne współodczuwanie z klientem_ką bywa przeszkodą. Empatia jest mi potrzebna w pracy, chętnie z niej korzystam, ale staram się ją mieć pod kontrolą.

Praca na pełnych obrotach na rzecz osób marginalizowanych musi być bardzo obciążająca psychicznie. Jak sobie radzisz ze stresogennymi skutkami wykonywanego zawodu?

Pomaga mi muzyka. To moja alternatywa, która od zawsze mi towarzyszy, bo nigdy nie byłam osobą, która byłaby zamknięta tylko w świecie prawa. Prócz pracy stricte prawniczej wspieram środowisko równościowe i aktywistyczne, didżejując. Muzyka pozwala mi na złapanie dystansu. Chętnie podejmuję się nowych wyzwań. Na przykład w przyszłym roku w Teatrze Powszechnym w Warszawie będę robić muzykę do spektaklu na podstawie „Orlanda” Virginii Woolf w reżyserii Agnieszki Błońskiej. Taka odskocznia jest mi potrzebna i bardzo się z niej cieszę.

Prawo wypala?

Bardzo ważne jest, byśmy jako osoby zajmujące się prawami człowieka, prawnicy_ czki, ale też osoby aktywistyczne, zadbali również o siebie i nie angażowali się w sprawy na sto procent. Wiem, że nie brzmi to najlepiej, ale praca na rzecz innych stanowi ogromne wyzwanie i jest dużym obciążeniem psychicznym. Znam osoby, które wypalają się zawodowo, brak im sił, ale nie przestają pracować. Zajęcie się sobą nie jest niczym złym, podobnie jak dzielenie czasu na aktywizm i na inne tematy. Oczywiście jeżeli mamy taką potrzebę. Od wielu lat pracuję nad sobą, chodzę na terapię i wreszcie więcej zajmuję się muzyką, o czym od zawsze marzyłam. Dzięki temu jestem szczęśliwsza, mam więcej przestrzeni na to, by dobrze wykonywać swoją pracę jako prawniczka. Własny dobrostan i potrzeba niesienia pomocy to u mnie naczynia połączone.  

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

 

Do kogo należy moja płeć? – cz. 1

O tym, w jaki sposób osoby transpłciowe zmieniają oznaczenie swojej płci w dokumentach, czyli jak odbywa się tranzycja prawna – w Polsce i w wybranych krajach europejskich – pisze EWELINA NEGOWETTI, adminka grupy „Transpłciowość w rodzinie” na FB, mama nastoletniego transpłciowego chłopaka

 

Rys. Ewelina Negowetti

 

Wyobraź sobie, że jesteś leworęczny_a. Można być leworęcznym, prawda? Ale w pracy, w domu, w szkole każą ci pisać prawą ręką. Większość jest praworęczna, więc ty też możesz. Po prostu musisz się nauczyć posługiwać prawą ręką zamiast wymyślać, że jesteś osobą leworęczną. Gdy miałeś_aś 3 latka, nic nie wskazywało, że będziesz osobą leworęczną! To twój wybór, że nie chcesz pisać prawą ręką. Udowodnij nam, że nie jesteś osobą praworęczną. Dwa lata pisz prawą ręką, odwiedź masę lekarzy, nie zapominając o psychologach, którzy może pomogą ci stać się osobą praworęczną. Kiedyś tego nie było przecież!

Tak wyglądał świat do 1983 r. Do lat 80. XX w. leworęczność bywała traktowana jak forma zaburzenia.

Tak wygląda codzienność osób transpłciowych i/lub niebinarnych w Polsce w 2023 r. Są osobami leworęcznymi w praworęcznym świecie sprzed 1983 r.

Płeć ubrań, płeć fryzur, płeć toalet

Od kilku miesięcy temat transpłciowości jest jednym z najbardziej gorących, zarówno wśród polityków, jak i osób, które w swojej codziennej pracy spotykają się z osobami transpłciowymi i potrzebują wiedzy na temat transpłciowości, by rozumieć osoby, których transpłciowość dotyczy bezpośrednio. Pozostawmy sprawy medyczne na boku, przypominając tylko o najważniejszych z nich, by zrozumieć sytuację osób transpłciowych i niebinarnych w kontekście kwestii prawnych.

Transpłciowość (w tym niebinarność) nie jest wyborem. Osoba transpłciowa nie wybiera sobie bycia osobą transpłciową. Jesteśmy wychowywani i socjalizowani zgodnie z binarnym podziałem na płeć żeńską i męską. Właśnie na takim podziale opiera się nasza organizacja społeczeństwa. Taki podział jest uproszczeniem, ponieważ nie od dzisiaj mamy wiedzę, że tożsamość płciowa to spektrum, które rozciąga się pomiędzy binarną płcią męską a binarną płcią żeńską. Te binarne płcie są jak nawias zamykający spektrum tożsamości płciowej. W tym spektrum spotkamy osoby niebinarne, osoby transpłciowe, osoby cispłciowe, ponieważ każda osoba ma swoją tożsamość płciową – niezależnie od płci oznaczonej przy urodzeniu.

Płeć jest oznaczona przy urodzeniu zgodnie z rozporządzeniem z 2018 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej1. Rozporządzenie nie podaje wytycznych do określenia płci dziecka. Lekarz po porodzie ocenia jedynie prawidłowość zewnętrznych narządów płciowych. W ciągu zalecanego czasu 1 godziny lekarz wykonuje mnóstwo działań, a określenie płci dziecka i podanie płci rodzicom jest jednym z najmniej czasochłonnych. W praktyce – jest to moment, gdy lekarz ocenia to, co widzi. Tożsamości płciowej nie widać. Tożsamość płciowa rozwija się w człowieku wraz z jego rozwojem.

Uważnie czytając powyższy fragment, zauważamy, że płeć określana przy urodzeniu jest w zasadzie zgodna ze stanem faktycznym – powtórzmy: lekarz oznacza to, co widzi. Widzi narządy płciowe. Jednak tożsamość człowieka nie znajduje się w tych narządach płciowych. Nie wiemy dzisiaj, gdzie w ciele jest „zakodowana” tożsamość płciowa człowieka. Mając dostęp do dzisiejszej wiedzy medycznej, możemy twierdzić, że tożsamość płciowa jest niezależna od płci nadanej przy urodzeniu. Przykładem bardzo obrazowym może być sytuacja, która nie ma nic wspólnego z transpłciowością: kobieta z powodów medycznych poddaje się obustronnej mastektomii. Po tej operacji ta kobieta jest nadal kobietą. Wykonanie mastektomii nie wpłynęło na jej tożsamość płciową. Mężczyzna, który jest po amputacji nóg – jest mężczyzną po amputacji nóg. Jego tożsamość płciowa się nie zmieniła. Osoba niebinarna, która w wyniku wypadku będzie miała niedowład ręki, będzie nadal osobą niebinarną. Te przejaskrawione przykłady mają na celu pokazanie, że jakakolwiek część ciała ludzkiego nie odpowiada za naszą tożsamość płciową.

Powszechnie uważa się, że zdecydowana większość ludzi ma zgodność płci określonej przy urodzeniu z odczuwaną tożsamością płciową. Czy rzeczywiście ta większość jest zdecydowana? Nie wiemy tego, ponieważ w Polsce nie mamy de facto żadnych danych liczbowych na temat osób transpłciowych (w tym niebinarnych). Mamy pewne szacunki lub określamy je na zasadzie analogii do innych krajów. Słyszymy w przestrzeni publicznej, że „nagle jest tak dużo osób transpłciowych”, ale nie wiemy, ile ich jest, nie wiemy, czy to jest nagły wzrost, nie wiemy, czy to jest wzrost w ogóle. Obserwując dane ze źródeł zagranicznych, mamy pewne wyobrażenie liczb, które możemy przyłożyć do polskich realiów.

Przykładowo: w Szwecji w latach 1972- -1992 zgłaszało się do kliniki średnio 11,6 osoby rocznie w celu prowadzenia tranzycji medycznej. Ale już w roku 2018 zgłosiło się 446 osób. Natomiast wśród młodych osób (poniżej 20. roku życia) w 2017 r. zgłosiło się aż 727 osób z niezgodnością płci – vs. 31 osób z tej grupy 10 lat wcześniej. Jest to wzrost o 2345% w ciągu 10 lat2.

Dane z różnych krajów podają inne liczby, ale we wszystkich zauważalny jest ogromny wzrost liczby osób z deklarowaną niezgodnością płciową.

Dlaczego temat transpłciowości jest istotny w dyskursie społecznym? Ponieważ organizacja społeczeństwa wymusza na każdym z nas określanie się jako osoba danej płci – czy to gry korzystamy z toalety (męska, damska), czy gdy kupujemy odzież (czapka męska, czapka damska), czy gdy idziemy do fryzjera (mężczyźni nie farbują włosów, kobiety powinny) itd. Jeśli ktoś łamie te narzucone, ale i przyjęte reguły, staje się „zagrożeniem” dla porządku społecznego. Nie ma znaczenia, że ten porządek może być sztuczny i umowny, a życie w nim w pewnym stopniu absurdalne. Zastanówmy się zatem, czy naruszenie tego sztucznego porządku podziału na płcie binarne byłoby korzystne, czy niekorzystne dla nas wszystkich.

Zacznijmy od przyjrzenia się rzeczywistości i codzienności, w jakiej muszą funkcjonować osoby, których tożsamość płciowa nie jest zgodna z płcią nadaną przy urodzeniu.

Osoba transpłciowa w Polsce mierzy się z ogromną liczbą wyzwań, o których nie wiedzą osoby cispłciowe. Ten brak wiedzy jest poniekąd zrozumiały. Mając określone prawa, uznajemy za oczywistość, że są one dostępne dla wszystkich. Osoba cispłciowa może korzystać z szatni zgodnie ze swoją tożsamością płciową – osoba transpłciowa nie może, ponieważ ma w dokumencie zaznaczoną literkę „K” lub „M”, która określa, z której szatni osoba transpłciowa MUSI korzystać. Cispłciowe dziecko może w szkole być nazywane ksywką, zdrobnieniem czy innym imieniem, bo tak lubi – dziecko transpłciowe MUSI być nazywane imieniem z dokumentów, ponieważ dokument jest ważniejszy niż potrzeba dziecka (transpłciowe dziecko nie wybierało sobie imienia, jakie mu nadano po urodzeniu). Cispłciowa kobieta może zrobić prawo jazdy i się nim posługiwać bez informowania osób trzecich o swojej tożsamości płciowej, transpłciowa kobieta, bez zmiany sądowej oznaczenia płci w dokumentach, jest narażona na ciągłe tłumaczenie się ze swojej transpłciowości; tłumaczenie się ludziom, którzy w ogóle nie powinny mieć wiedzy na temat tożsamości płciowej danej osoby kierującej samochodem.

Absurdalność codziennych zdarzeń i konieczność mierzenia się z nimi są jednym z powodów, dla których osoby transpłciowe decydują się na prawne uzgodnienie płci – w Polsce jest to sądowe uzgodnienie płci.

Jak wygląda uzgodnienie płci w Polsce?

Uzgodnienie płci, inaczej sprostowanie zapisu płci w akcie urodzenia, jest w Polsce możliwe do przeprowadzenia. Dotyczy to zarówno osób pełnoletnich, jak i niepełnoletnich. Po raz pierwszy sprostowano akt urodzenia w Polsce w 1964 r., gdy Sąd Wojewódzki w Warszawie wydał pozytywny wyrok. Od 59 lat w Polsce możliwe jest więc uzgadnianie płci metrykalnej. Podkreślam to, bo gdy słuchamy polityków wokół, to mogłoby się wydawać, że temat transpłciowości pojawił się w naszej polskiej rzeczywistości wczoraj.

Ta pierwsza sprawa o uzgodnienie płci metrykalnej dotyczyła transpłciowej kobiety – osoby o uznanej reputacji w środowisku zawodowym i prywatnym, majętnej oraz mającej stabilną sytuację rodzinną. Te fakty nie powinny mieć oczywiście wpływu na wydawane wyroki, ale wydaje się, że w tej pierwszej sprawie o uzgodnienie płci mogło to mieć znaczenie, choćby z uwagi na możliwość opłacenia adwokata czy przeprowadzenie całego procesu. Przeprowadzenie tego pierwszego procesu było możliwe również dzięki aktywnemu zaangażowaniu powódki i jej dużej wiedzy zdobytej za granicą na temat możliwości przeprowadzenia takiego procesu.

W kolejnych latach pojawiły się dwie ważne uchwały. W 1978 r. Sąd Najwyższy uznał, że dopuszczalne jest również sprostowanie aktu urodzenia bez wymogu chirurgicznego dostosowania płci3.

Ówczesne podejście sądu jako instytucji określało się jako zgodne z „nurtem humanistycznym”. Ideą było zapewnienie, by zmiana oznaczenia płci w dokumentach sprawiła, aby dana osoba mogła żyć zgodnie ze swoją tożsamością płciową. Jeśli ta prawna zmiana byłaby niewystarczająca dla tej osoby, to, dzięki tej prawnej zmianie, osoba ta może decydować swobodnie o ewentualnych zabiegach czy operacjach chirurgicznych.

Sytuacja odwrotna, gdy złożenie pozwu ma wymóg dokonywania interwencji chirurgicznych czy nawet „obowiązek” korzystania z terapii hormonalnej, jest opresyjnym działaniem państwa wobec osoby transpłciowej.

Mimo tego pierwszego wyroku z 1964 r., do dzisiaj nie istnieją przepisy regulujące uzgodnienie płci metrykalnej. Trzeciego stycznia 2013 r. pojawił się projekt ustawy mającej na celu regulację sytuacji prawnej osób, których płeć metrykalna nie jest zgodna z płcią oznaczoną przy urodzeniu.

Ustawa o uzgodnieniu płci z 2015 r. (zawetowana przez Andrzeja Dudę) była jedyną próbą stworzenia pewnego porządku prawnego.

Dzisiaj czasem słyszymy głosy, że można wrócić do tej już gotowej ustawy. Jednak w 2023 r. nie możemy się cofać do rozwiązań, które nawet wówczas – prawie 10 lat temu – już nie były doskonałe. Nie powinniśmy krytykować tamtej ustawy i deprecjonować pracy osób, które ją tworzyły. Życie jednak idzie do przodu i zmiany w prawie powinny być dostosowywane i podążać za człowiekiem, a nie odwrotnie.

Obecnie procedura prawnego uzgodnienia płci opiera się na procesie sądowym na podstawie art. 189 kodeksu postepowania cywilnego.

Brak ustawy o uzgodnieniu płci powoduje, że sędziowie nie mają jasnych wytycznych, ale też sam temat transpłciowości (w tym niebinarności) jest na tyle nieznany sędziom, adwokatom i adwokatkom, pełnomocnikom i pełnomocniczkom, że cały proces sądowy odbywa się zbyt często w atmosferze naruszającej godność osoby transpłciowej lub niebinarnej.

Nie zawsze musi to wynikać ze złej woli osób prawniczych zaangażowanych w proces. Częściej wynika to z niewiedzy na temat realiów życia osoby transpłciowej, która nie ma uzgodnionej płci w dokumentach. Nie można zapominać również, że obecny tryb procesowy wymaga pozywania rodziców, co jest dodatkowym źródłem niepotrzebnych emocji (niezależnie, czy rodzice są wspierający, czy wręcz przeciwnie).

Można by sobie wyobrazić, że osoba transpłciowa przed prawnym uzgodnieniem płci w dokumentach żyje jak osoba bez dokumentów. Ale rzeczywistość jest w praktyce gorsza. Osoba transpłciowa żyje często tak, jakby się posługiwała nie swoimi dokumentami. I nie robi tego, bo chce. Robi tak, bo to państwo zmusza osobę transpłciową do posługiwania się dokumentami, które nie odpowiadają stanowi faktycznemu, a jedynie chronią porządek społeczny.

Jak wygląda proces uzgadniania płci w innych krajach?

Prawne uzgodnienie płci w każdym kraju wygląda nieco inaczej, przyjmowane rozwiązania leżą w gestii poszczególnych krajów. Zmiana oznaczenia płci w dokumentach powoduje szereg kolejnych konsekwencji i te konsekwencje muszą znaleźć kolejne rozwiązania w prawie. Nie można skopiować jednych rozwiązań prawnych i „wkleić” ich do odmiennego systemu.

Jakie są zalecenia i jaki jest kierunek w innych krajach?

PORTUGALIA: Ustawa z 2018 r. zezwala na uzgodnienie płci osobom, które ukończyły 18 lat i mają pełną zdolność do czynności prawnych. Osoby, które ukończyły 16 lat, mogą działać przez przedstawiciela ustawowego oraz powinny posiadać jedną opinię lekarską dotyczącą wyrażenia świadomej zgody. Wymagane jest obywatelstwo portugalskie. Nie jest wymagane przedstawianie żadnej opinii medycznej o transpłciowości ani nie ma wymogu przebycia czy rozpoczęcia jakichkolwiek interwencji medycznych. Nie ma również wymogu rozwiedzenia się dla osób, które zawarły wcześniej związek małżeński (małżeństwa jednopłciowe są legalne). Wniosek składa się w odpowiedniku naszego urzędu stanu cywilnego, a decyzję otrzymuje się do 7 dni od złożenia wniosku. Osoba składająca wniosek wnosi również o jednoczesną zmianę imienia i może poprosić o wydanie nowego aktu urodzenia, na którym nie będą zamieszczone żadne wzmianki o naniesionej zmianie oznaczenia płci.

Na drugim biegunie rozwiązań prawnych są WĘGRY: Nowelizacja z 2020 r. polegała na zmianie w akcie urodzenia rubryki „płeć” na rubrykę „płeć urodzenia” i tym samym zamknęła możliwość zmiany oznaczenia płci, bo „płeć” w prawnym sensie to „płeć tak określona przy urodzeniu”.

FRANCJA: Wniosek o zmianę oznaczenia płci składa się do sądu właściwego dla miejsca zamieszkania lub miejsca urodzenia wnioskodawcy. Od 2016 r. nie ma wymogu dokonywania jakichkolwiek interwencji chirurgicznych ani posiadania opinii lekarskich. Nie ma wymogu rozwiedzenia się dla osób pozostających w związku małżeńskim, ponieważ małżeństwa jednopłciowe są legalne, zatem zmiana oznaczenia płci w dokumentach jednego z małżonków nie ma wpływu na kwestię małżeństwa czy statusu dzieci z tego związku. Decyzja jest wydawana po weryfikacji ustawowych przesłanek w ciągu 2tygodni (w przypadku osób małoletnich wymagana jest decyzja sądu). Francja daje możliwość korekty oznaczenia płci w dokumentach osobom uchodźczym.

NORWEGIA: Zgodnie z ustawą wniosek składa się na zasadzie samookreślenia do norweskiego urzędu podatkowego na formie zgłoszenia (w Norwegii rejestr osób jest prowadzony przez urząd podatkowy, nie urząd stanu cywilnego). Nie ma wymogu posiadania dokumentacji medycznej, potwierdzenia jakichkolwiek interwencji chirurgicznych czy tzw. testu realnego życia, który do niedawna jeszcze obowiązywał w Polsce (trzeba było przez jakiś czas – np. 2 lata – realnie żyć i funkcjonować społecznie w płci odczuwanej, ale z dokumentami z płcią oznaczoną przy urodzeniu – przyp. red.). Osoba, która skończyła 16 lat, składa wniosek samodzielnie, natomiast dziecko w wieku od 6 lat do 16 jest reprezentowane przez osobę lub osoby sprawujące władzę rodzicielską bądź opiekę. W przypadku dzieci poniżej 6. roku życia, jeśli władza rodzicielska jest dzielona i nie ma zgody jednego z rodziców, brane jest pod uwagę „najwyższe dobro dziecka”. Nie ma wymogu rozwiedzenia się przed wystąpieniem o zmianę oznaczenia płci (bo małżeństwa jednopłciowe są legalne), natomiast wymagane jest zamieszkiwanie na terenie Norwegii (dla osób z obywatelstwem norweskim mieszkających poza krajem są nieco odmienne przepisy).

BELGIA: W 2018 r. Belgia zniosła wymóg interwencji medycznych i zmiana oznaczenia płci jest wprowadzana na podstawie deklaracji (samookreślenia) osoby zainteresowanej. Wniosek taki składa się urzędnikowi stanu cywilnego i na deklaracji zamieszcza się oświadczenie o płci odczuwanej „od dłuższego czasu”. W 2018 r. w Belgii uznano, że brak możliwości oznaczenia płci jako niebinarna łamie konstytucyjne prawo równego traktowania i niebycia dyskryminowanym. Nie ma wymogu bycia rozwiedzionym_ą (małżeństwa jednopłciowe są legalne), a dodatkowo Belgia umożliwia zmianę oznaczenia płci osobom uchodźczym czy migrantom zamieszkującym w Belgii na stałe.

MALTA: Prawo z 2015 r. precyzuje, że osoba ubiegająca się o zmianę oznaczenia płci nie musi przejść żadnych interwencji chirurgicznych, nie musi przyjmować hormonów ani nie potrzebuje uczestniczyć w żadnych spotkaniach z psychologiem, terapeutą itp. w celu dochodzenia swojego prawa do prawidłowego oznaczenia płci. Osoba zainteresowana składa jasną i niepozostawiającą wątpliwości deklarację, że płeć oznaczona w akcie urodzenia nie jest zgodna z odczuwaną tożsamością płciową. Do deklaracji dołącza kopię aktu urodzenia, oznaczenie płci, o jaką składa wniosek, oraz podaje imię, jakiego życzy sobie w nowym zapisie. Na Malcie nie ma wymogu dolnego limitu wieku, a różnice w wymaganiach dla osób pełnoletnich i niepełnoletnich nie są znaczące. Osoba poniżej 16. roku życia może złożyć wniosek o oznaczenia płci za zgodą opiekuna/rodzica. Kluczowa jest „świadoma zgoda dziecka”, którą rodzice dołączają do pisemnie przedstawionej woli dziecka. Po przedłożeniu dokumentów weryfikowane jest, czy przestrzegana jest Konwencja Praw Dziecka, a dobro dziecka zostaje uznane za najwyższe w złożonym wniosku. Czas trwania całej procedury trwa maksymalnie 30 dni. Na Malcie istnieje również rozwiązanie dla osób niebinarnych: możliwość zaznaczenia płci jako „X” jest dostępna od 2018 r.

SZWAJCARIA: Od 2021 r. każda osoba (obywatel_ka Szwajcarii) może złożyć przed urzędnikiem stanu cywilnego deklarację ustną bądź pisemną (zasada samostanowienia) i zawnioskować o zmianę oznaczenia płci. Nie wymaga się dokumentów medycznych w tym celu ani przeprowadzenia interwencji chirurgicznych. Procedura zmiany oznaczenia płci jest dostępna również dla osób uchodźczych.

DANIA: Od 2014 r. nie ma wymogu przeprowadzenia jakichkolwiek interwencji medycznych ani dostarczania opinii lekarskich. Cała procedura odbywa się w trybie administracyjnej procedury zmiany oznaczenia płci. Osoba zainteresowana składa pisemnie wniosek w urzędzie i czeka 6 miesięcy, które są jakby „podtrzymaniem zainteresowania przeprowadzenia zmiany w dokumentach”. Po odczekanych 6 miesiącach otrzymuje nowy numer ubezpieczenia społecznego, a następnie nową kartę zdrowia z naniesionymi nowymi danymi i może wystąpić wówczas o stosowną zmianę w paszporcie, prawie jazdy i akcie urodzenia. Obecnie toczą się rozmowy na temat likwidacji sześciomiesięcznego okresu oczekiwania dla osób małoletnich. Dania, podobnie jak Malta, Luksemburg i kilka innych krajów unijnych, wychodzi z założenia, że utrzymywanie dolnej granicy wieku w procesie uzgadniania płci metrykalnej jest szkodliwe dla młodych osób transpłciowych, ponieważ brak uzgodnienia płci metrykalnej blokuje im m.in. dostęp do rynku pracy. Chodzi o to, by osoba, która kończy 18 lat, miała już właściwe dokumenty „w ręce”, a nie zaczynała dopiero wtedy całego procesu4.

ISLANDIA: Od 2019 r. nie ma wymogu interwencji medycznych czy zabiegów chirurgicznych w celu uzyskania zmiany w oznaczeniu płci w dokumentach. Nie ma wymogu korzystania z poradni psychologicznej czy terapii. Prawo również przewiduje, że osoba poniżej 15. roku życia może zmienić, za zgodą rodziców, oznaczenie płci oraz imię w rejestrze obywateli. Jeśli nie posiada zgody rodziców, to decyzję podejmuje komisja ekspertów. Cała procedura ogranicza się do złożenia wniosku. Osoby używające oznaczenia „X” dla płci mają prawo do zmiany formy gramatycznej swojego nazwiska do formy neutralnej. Tak zwana komisja ekspertów to zespół specjalistów potwierdzający medyczną zasadność zmiany oznaczenia płci danej osoby. Jest to rozwiązanie stosowane w m.in. w Czechach oraz Rosji i zastępuje konieczność przechodzenia przez proces sądowy.

LUKSEMBURG: Od 2018 r. prawo jasno określa, że brak dotychczasowych interwencji medycznych nie ma wpływu na wystąpienie osoby o zmianę oznaczenia płci w dokumentach. Jednak prawo określa kryteria, które powinna spełnić osoba transpłciowa w celu zmiany znaczenia płci. Kryteria te nie muszą być spełnione wszystkie naraz, lecz są propozycją do wyboru, a więc: funkcjonować publicznie zgodnie z odczuwaną tożsamością płciową lub funkcjonować zgodnie ze swoją tożsamością płciową w swoim środowisku rodzinnym albo zawodowym, albo otoczeniu przyjaciół. Jeśli zmiana oznaczenia płci dotyczy dziecka poniżej 5. roku życia, w przypadku sporu rodziców dziecko jest reprezentowane przez tego bardziej „zaangażowanego” w jego życie.

Warto wspomnieć kraje, w których nie ma żadnych uregulowań prawnych w obszarze zmiany oznaczenia płci. Są to: ALBANIA, ANDORA, ARMENIA, AZERBEJDŻAN, MACEDONIA, MONAKO, SAN MARINO oraz WĘGRY, które, jak już wspomniałam, od 2020 r. zakazały możliwości zmiany oznaczenia płci. Na drugim biegunie jest rozwiązanie dostępne w WIELKIEJ BRYTANII, gdzie można zmienić oznaczenia płci oraz imię i nazwisko w prawie jazdy paszporcie czy innych dokumentach urzędowych – bez posiadania zmiany metrykalnej płci w akcie urodzenia.

Obserwując rozwiązania w różnych krajach, widoczne są pewne wspólne tendencje i kierunki5:

  1. Znoszenie limitu wieku.

Trwa żywa dyskusja na temat zniesienia ograniczeń wiekowych osób małoletnich w celu dania im możliwości prawnego uzgodnienia płci na bazie ich oświadczenia. Jako powód podaje się, że większość osób transpłciowych zdaje sobie sprawę ze swojej tożsamości przed ukończeniem 18 lat (choć nie należy tego brać za regułę). Przykładem jest Hiszpania, która od stycznia 2023 r. wprowadziła możliwość zmiany oznaczenia płci dla osób od 16. roku życia na podstawie osobistej deklaracji. Nie ma wymogu dostarczania żadnych dodatkowych dokumentów medycznych. Deklarację należy utrzymać i potwierdzić po 3 miesiącach. Przesłanką jest, że dobro dziecka jest prawem najwyższym, również gdy stoi ono w konfl ikcie z osobami wykonującymi władzę rodzicielską nad tym dzieckiem. To spojrzenie daje dziecku prawo do wypowiedzenia się w temacie, który dotyczy wszak jego.

  1. Zwrócenie uwagi, by procedura uzgadniania płci była transparentna i dostępna.

Również w kwestii finansów. W Polsce całość opłat za proces sądowy, powoływanie biegłych i ewentualne koszty dodatkowe ponosi osoba składająca pozew. W Irlandii od 2015 r. procedura jest bezpłatna. W Wielkiej Brytanii w maju 2021 r. opłata została zmniejszona ze 140 funtów do 5 funtów.

  1. Demedykalizacja i depatologizacja transpłciowości.

Kraje, które dotychczas wymagały (dosłownie lub domyślnie) wykonywania nieodwracalnych operacji w celu udowodnienia determinacji w dążeniu do zmiany oznaczenia płci – rezygnują z tego wymogu.

  1. Zniesienie wymogu rozwodzenia się dla osób transpłciowych pozostających w związku małżeńskim.

Kwestia ta jest łatwiejsza do procesowania w krajach, gdzie istnieje możliwość zawierania związków jednopłciowych (małżeństw lub związków partnerskich). W Niemczech, Austrii, Belgii, Hiszpanii, we Francji, w Islandii, Szwecji, Szwajcarii i Holandii procedura przewiduje, że osoby pozostające w związku małżeńskim mają aktualizowany akt ślubu. W Niemczech jest to zapisane jako „państwo nie może zmuszać nikogo do rozwodu”. W Polsce jest wymóg przeprowadzenia rozwodu, co nie jest takie proste, ponieważ główną przesłanką do rozwodu jest rozpad pożycia małżeńskiego. Transpłciowość jednego z małżonków nie oznacza automatycznie rozpadu pożycia.

Te cztery wymienione punkty nie są zamkniętą listą wspólnych kierunków. Jednak rozwiązania prawne różnych krajów pokazują, że widoczna jest tendencja do rezygnacji z oznaczania płci w dokumentach. Płeć przestaje być istotnym kryterium dla zawierania związków. Wiele krajów wprowadziło lub wprowadza oznaczenie dodatkowe dla płci – jako „niebinarna” i „neutralna” lub „brak płci”. Austria od 2019 r. wprowadziła oznaczenie „płeć różna/inna” (niem. divers) dla osób interpłciowych. Niemcy: Od 2016 r. maja opcję „divers” lub opcję nieoznaczania płci (możliwą dla np. osób interpłciowych). W Amsterdamie i Utrechcie idzie się już w kierunku rezygnacji z obowiązku oznaczania płci. Niderlandy rozważają obecnie rezygnację z określania płci w dowodach osobistych (na wzór niemiecki).

Kolejne kraje rezygnują z wymogu przedstawiania kosztownej, czasochłonnej dokumentacji medycznej, która zawiera w sobie często upokarzające doświadczenia w procesie tranzycji medycznej. Żadna osoba trzecia nie ma większej wiedzy na temat naszej tożsamości płciowej niż my sami. Niezależnie od tego, czy jest się osobą transpłciową, czy cispłciową, o naszej tożsamości płciowej wiemy najwięcej my sami, a nie ktoś inny.

Samostanowienie zamiast poddawania się badaniom w celu zdobycia dokumentacji uprawomocniającej do zmiany oznaczenia płci jest szansą na zwrócenie godności osobom transpłciowym i niebinarnym.

Thomas Paine, myśliciel doby oświecenia i zwolennik radykalnych idei wolnościowych, napisał: „Jeden człowiek nie może posiadać drugiego”. To było za czasów kolonializmu. Dzisiaj, podążając za tą myślą, możemy się zastanowić: Do kogo należy nasza płeć? Kto decyduje o naszej tożsamości płciowej? Sędzia? Lekarz? Urzędnik? Jeśli to prawo nie należy do mnie, to do kogo ono należy?

W drugiej części tekstu w następnym numerze „Repliki” Ewelina Negowetti opisze procedury tranzycji prawnej w kolejnych krajach, w tym w kilku spoza Europy.

***

1 Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 16 sierpnia 2018 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej (Dz.U. 2018 poz. 1756).

2 Por. P. Quillon, Enquete sur la dysphorie de genre, Paris 2022.

3 Por. M. Adamczewska-Stachura, P. Pilch, Postępowania w sprawach o ustalenie płci. Przewodnik dla sędziów i pełnomocników, Warszawa 2020.

4 Por. Prawne aspekty zmiany płci w wybranych państwach europejskich, red. J.M. Łukasiewicz, Toruń 2022.5

5 Por. Steering Committee on Anti-Discrimination, Diversity and Inclusion (CDADI), Thematic report on legal gender recognition in Europe – First thematic implementation review report on Recommendation CM/Rec(2010)5 (2022) Council of Europe, June 2022.

***

Ewelina Negowetti – adminka grupy „Transpłciowość w rodzinie” na FB. Aktywistka, edukatorka, ilustratorka edukacyjna. Mama transpłciowego syna. Z wykształcenia specjalistka ds. zarządzania organizacjami pozarządowymi. Laureatka nagrody LGBT+ Diamonds Awards 2022 r w kategorii „Ambasadorka osób LGBT+”. Nieustannie rzuca wyzwanie aksjomatom. O to, w co wierzy, walczy do końca.  

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Do kogo należy moja płeć? – cz. 2

Druga część tekstu, w którym EWELINA NEGOWETTI, mama nastoletniego transpłciowego chłopaka, omawia procedury i wymagania dotyczące tranzycji prawnej, a więc wymiany dokumentów przez osoby transpłciowe – w różnych krajach Europy i poza nią.

 

W pierwszej części tego tekstu („Replika” nr 101, styczeń/luty 2023), żeby zmieścić się w czterech stronach, jakie dostałam na artykuł, pominęłam Finlandię – i całe szczęście, bo dzień po wydaniu tamtego numeru „R” Finlandia zmieniła ustawę o uzgodnieniu płci w dokumentach. Ta nowa ustawa jest doskonałym początkiem dzisiejszej analizy pt.: „Co sprawia, że w różnych krajach kwestia uzgodnienia płci w dokumentach jest czasem traktowana zupełnie odmiennie?”. Dlaczego w jednym kraju – np. w Hiszpanii – osoba transpłciowa w wieku lat 16 może zmienić oznaczenie płci poprzez złożenie prostej deklaracji? Deklaracji, do której nie trzeba załączać żadnych dokumentów medycznych? A jednocześnie, w tym samym czasie, na Węgrzech od 2020 r. nie ma żadnej możliwości, by w ogóle zmienić oznaczenie płci w dokumentach? Czy osoby transpłciowe mają inne potrzeby obywatelskie w Hiszpanii niż na Węgrzech? Oczywiście, widać jak na dłoni, że transfobia jest na Węgrzech silna, a w Hiszpanii raczej nie ma wpływu na obecne władze. Ale poza tym – nie da się zaimplementować rozwiązań z jednego kraju do innego na prostej zasadzie „kopiuj – wklej”; za zmianą oznaczenia płci w dokumentach idą wszak kolejne następstwa w przepisach prawa danego kraju.

Zacznijmy więc od Finlandii. Do końca stycznia 2023 r., by zmienić oznaczenie płci w dokumentach, osoba mająca obywatelstwo Finlandii musiała być pełnoletnia, przejść zabieg sterylizacji lub posiadać zaświadczenie o bezpłodności oraz dostarczyć wymaganą dokumentację medyczną. Pierwszego lutego 2023 r. fiński parament przyjął ustawę, która umożliwia osobom pełnoletnim zmianę oznaczenia płci w dokumentach na zasadzie samostanowienia. Ustawa znosi obowiązek sterylizacji oraz dotychczasowy obowiązek dostarczania dokumentacji medycznej. Batalia o te zmiany ciągnęła się ponad 10 lat, a nadal trwa żywa dyskusja na temat dostępu do tej uproszczonej procedury dla osób poniżej 18. roku życia.

Zanim przejdziemy do kolejnych krajów, warto przybliżyć kwestię sterylizacji, która w wielu krajach była lub jest obowiązkowa w procesie zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Wymóg sterylizacji wynika ze strachu przed naruszaniem przyjętego porządku społecznego lub prawnego. Chodzi o to, że transpłciowy mężczyzna, który urodziłby dziecko, stanowiłby ogromny „prawny problem”, przede wszystkim dla prawa rodzinnego. Jak go zapisać w akcie urodzenia dziecka? Jako ojca czy matkę? Jeśli jako ojca, to co z domniemaniem ojcostwa? Jak państwowa służba zdrowia miałaby zapisać poród u osoby płci męskiej? Co z urlopem tacierzyńskim w takiej sytuacji? Co, jeśli transpłciowa kobieta miała wcześniej dzieci, a teraz ma kolejne, a więc czy jedna osoba może być wpisana raz jako ojciec, a raz jako matka? Takich konsekwencji byłoby znacznie więcej i z wielu z nich nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, bo nie przerobiliśmy ich w praktyce. A życie często wyprzedza prawo. W wielu krajach sterylizacja została wprowadzona właśnie po to, by nie wyprzedzało – by nie naruszało porządku społecznego chronionego przez prawo. Drugim powodem, zbliżonym do pierwszego jest wciąż spotykana patologizacja transpłciowości. Sterylizacja ma zatem na celu ograniczenie praw osób transpłciowych do minimum. Zakaz prawa do posiadania potomstwa ma na celu „zawężenie” pola działania osoby. Dzięki temu nie będziemy musieli dostosowywać obecnie obowiązującego prawa do potrzeb tych ludzi. Jednocześnie w wielu krajach, w tym również w Polsce, wyznaje się zasadę, że państwo nie może wymagać od kogokolwiek, by pozbawił się zdolności do reprodukcji.

Przykładem kraju, w którym sterylizacja nadal obowiązuje, jest Japonia, gdzie sąd rodzinny może wydać orzeczenie o zmianie oznaczenia płci wobec „osoby wnioskującej z zaburzeniami tożsamości płciowej”. By starać się o taką zmianę, osoba transpłciowa (binarna!) musi mieć ukończone 20 lat, być stanu wolnego i bez dzieci. Osoba ta musi być bezpłodna lub przejść zabieg sterylizacji. W tej procedurze nie ma opcji dla osób niebinarnych – osoba wnioskująca ma mieć trwałe przekonanie, że psychologicznie należy do płci przeciwnej (zwanej dalej właśnie „płcią przeciwną”) i ma wolę dostosowania się fizycznie i społecznie do płci przeciwnej, pod warunkiem że dwóch lub więcej lekarzy, którzy mają doświadczenie i wiedzę wymaganą do prawidłowego postawienia diagnozy, stawia taką samą diagnozę na temat danej osoby w oparciu o ogólnie przyjęte standardy medyczne. Obowiązek sterylizacji w Japonii obowiązuje od 2003 r. i został podtrzymany w 2019r. podczas obrad na temat tej ustawy. W latach 2003-2019 ok. 7 tysięcy osób uzyskało zmianę oznaczenia płci w dokumentach (to zaledwie ok. 440 osób rocznie). Sporo? Ale w Japonii mieszka ponad 126 milionów ludzi. Z pozytywnych informacji: Japonia jest pierwszym albo jednym z pierwszych krajów z oficjalnie wyoutowanym transmęskim politykiem (Tomoya Hosoda). W ramach pokazania szerzej kontekstu codzienności osób transpłciowych w Japonii warto zauważyć, że operacje afirmujące płeć (inaczej: tranzycja medyczna) są tam częściowo refundowane przez państwo. Jest to powiązane ściśle z wymogiem przeprowadzenia takich operacji, by móc zmienić oznaczenie prawne płci w dokumentach. Dodatkowo, by przeprowadzić operację, nie można być nosicielem HIV. W Japonii transpłciowość jest postrzegana jako „kwestia medyczna”, co pozwala Japończykom dochodzić swoich praw w spornych sprawach z pracodawcą. Upraszczając dla przykładu, osoba zwolniona z pracy na tle transfobicznym może pozwać pracodawcę, że została zwolniona na tle dyskryminacji z powodów zdrowotnych, co jest zakazane.

Kraj z innym, dyskryminującym rozwiązaniem prawnym to Bułgaria. W lutym 2023 r. wprowadzono zakaz zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Prawo to wprowadzono w zupełnie inny sposób (niejako odwracalny) niż na Węgrzech, jednak z takimi samymi konsekwencjami. W 2019 r. w sondażu Eurobarometru na pytanie: „Czy osoby transpłciowe powinny mieć prawo do uzgodnienia płci metrykalnej z płcią odczuwaną?”, tylko 12% Bułgarów powiedziało „tak” (60% – „nie”). Dla porównania – na Węgrzech było to 16% na „tak” vs 72% na „nie”. W Polsce natomiast: 41% na „tak” i 40% na „nie”. To pokazuje, że blok wschodni nadal traktuje prawa człowieka jako przywilej, a nie prawo należne z urodzenia, choć są w nim istotne różnice.

Republika Południowej Afryki to kraj, gdzie konstytucja zakazuje dyskryminacji z powodu płci, tożsamości i orientacji seksualnej. W 2003 r. uchwalono ustawę, która umożliwia zmianę oznaczenia płci na akcie urodzenia. Ustawa nie wymaga operacji, pod warunkiem że osoba została poddana jakiemuś leczeniu (ang. some kind of treatment) – czy to będzie poradnictwo, terapia hormonalna, czy interwencja chirurgiczna. W latach 2004- 2013 jedynie 95 osób zmieniło oznaczenie płci w dokumentach (10 osób rocznie przy 60 milionach mieszkańców). Zmiana jest dokonywana na drodze administracyjnej, ale z powodu dość powszechnej transfobii instytucjonalnej czas oczekiwania może potrwać nawet 2 lata. Znana jest sprawa, gdy transpłciowa kobieta (już po dokonaniu some kind of treatment) musiała wystąpić o nakaz sądowy wydania jej nowych dokumentów. Brak jasnych wytycznych co do owych interwencji chirurgicznych powoduje, że decyzja o zmianie danych jest jakby uznaniowa. Jednocześnie np. ustawa nt. pracy jednoznacznie zakazuje dyskryminacji osób transpłciowych. Warto zwrócić uwagę, że zarówno w Japonii, jak i w RPA dopuszczalne jest przeprowadzanie operacji przed zmianą oznaczenia płci w dokumentach. W wielu krajach taka praktyka jest zabroniona. W Polsce nie ma wymogu sterylizacji czy przedstawienia zaświadczenia o bezpłodności.

Tajlandia to kraj cieszący się sławą raju dla osób transpłciowych; można by przypuszczać, że dokumenty wymienimy tam niemalże w kiosku z gazetami – nic bardziej mylnego. Obowiązująca ustawa o równości płci z 2015 r. (pierwsze krajowe ustawodawstwo w Azji Południowo- -Wschodniej), która w szczególny sposób chroni przed dyskryminacją ze względu na ekspresję płciową, wyraźnie zakazuje wszelkich form dyskryminacji, jeśli ktoś jest „o innym wyglądzie niż jego płeć z urodzenia”. Jednak w Tajlandii można zmienić imię i nazwisko, ale nie ma możliwości zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Zmiana nie jest zakazana, nie ma natomiast prawodawstwa to regulującego. W 2019 r. jedna z transpłciowych kobiet chciała kandydować na stanowisko premierki Tajlandii, mając dokumenty z oznaczeniem płci jako męskiej – jej kandydatura została odrzucona z powodów formalnych.

Szwecja. Zmiana oznaczenia płci w dokumentach odbywa się na drodze administracyjnej. Reguluje to znowelizowana ustawa z 2013 r. Szwecja jest prekursorką wielu rewolucyjnych działań w obszarze transpłciowości. Jako pierwsza na świecie uregulowała prawnie zmianę oznaczenia płci – odrębną ustawą w 1972 r. Od tego roku przeprowadza również operacje korygujące płeć. Do 2013 r. do złożenia wniosku o zmianę oznaczenia wymagane było przeprowadzenie interwencji medycznych, od 2013 r. wymagana jest diagnostyka i dokumentacja psychiatryczno-psychologiczna. Trwają prace nad ustawą idącą w kierunku samostanowienia. W tym sporo dyskusji jest poświęconej osobom nieletnim. Sama procedura, dostępna obecnie od 18. roku życia, sprowadza się dzisiaj do złożenia wniosku do komisji prawnej ds. zdrowia i opieki społecznej celem uzyskania nowego numeru PESEL (w szwedzkim PESEL-u, jak w polskim, jest zapisana płeć). Do wniosku należy dołączyć dokumentację medyczną oraz stosowne oświadczenia o odczuwanej tożsamości płciowej. W Szwecji nie jest wymagana sterylizacja, co więcej – jest ona w ogóle zakazana do 23. roku życia. Przed 2013 r. był wymóg sterylizacji – obecnie toczą się procesy przeciwko państwu tych osób, które poddały się tej „wymuszonej” sterylizacji. Szwecja wypłaciła już kilka odszkodowań (255 tys. koron na osobę). Co jednak jest szczególnego w szwedzkim rozwiązaniu? Po pierwsze, prawie wszystkie interwencje medyczne dla osób transpłciowych są finansowane przez publiczną służbę zdrowia. Od blokerów do konsultacji logopedycznych, a po 18. roku życia – również operacje korygujące płeć są przeprowadzane na koszt państwa (poza operacjami wewnętrznych narządów płciowych). Po drugie, unikalne rozwiązania prawne dla skutków zmiany oznaczenia płci metrykalnej. Zmiana płci metrykalnej nie ma wpływu dla trwającego małżeństwa osoby. Zarówno w sytuacji, gdy tej zmiany dokona jedna czy obie (!) osoby pozostające w związku małżeńskim. Co więcej, od 2019 r. zaczęły obowiązywać nowe przepisy w prawie rodzinnym i Szwecja jest obecnie jedynym krajem, gdzie rodzic uzyskuje status ojca bądź matki – zgodnie ze zmienionym oznaczeniem płci. Czyli ojcem dziecka może być osoba, która to dziecko urodziła, a matką dziecka – osoba, która dziecko spłodziła. W innych krajach, w tym w Polsce, rodzic będący osobą transpłciową i ze zmienionym oznaczeniem płci metrykalnej pozostaje w dokumentach dziecka z danymi sprzed wprowadzenia tej zmiany w dokumentach. Jednorazowym wyjątkiem jest tu wyrok sądu francuskiego z Tuluzy, który w 2022 r. przyznał transpłciowej kobiecie prawo do uznania jej jako matki dziecka w akcie urodzenia dziecka.

Włochy. Zmianę oznaczenia płci można przeprowadzić od 1982 r., lecz dopiero od 2015 r. nie ma wymogu przeprowadzania interwencji chirurgicznych. Nadal jest wymóg dostarczenia dokumentacji medycznej. Osoba transpłciowa, która chce zmienić oznaczenie płci, a pozostaje w związku małżeńskim, musi poddać się procedurze przekształcenia dotychczasowego związku małżeńskiego w zarejestrowany związek partnerski (we Włoszech nie ma równości małżeńskiej). Cały proces zbierania dokumentacji medycznej niezbędnej do zmiany oznaczenia płci jest dość niejasny i bardzo bliski praktyce polskiej. Należy zebrać dokumentację psychologiczną, psychiatryczną, zaświadczenia o dysforii płciowej (jest niejako niezbędna) oraz przejść znany nam test realnego życia. Z zebraną dokumentacją należy zgłosić się do sądu z reprezentującym osobę adwokatem (obowiązkowo). Sąd wzywa z urzędu prokuratora. Po uzyskaniu zmienionego oznaczenia płci można poddać się operacjom chirurgicznym. Utrudnieniem we Włoszech jest brak dalszych rozwiązań prawnych, jakie rodzi zmiana oznaczenia płci w innych obszarach życia takiej osoby (np. służba wojskowa, dostęp do służby zdrowia itd.).

Niemcy. Zmianę oznaczenia płci reguluje ustawa z 1980 r. (znowelizowana w 2011 r.) i przewiduje ona dwa tryby działań. Jeden tryb to mała procedura, która prowadzi do zmiany imienia, drugi – duża procedura, która prowadzi do zmiany imienia i oznaczenia płci. W małej procedurze należy wykazać, że ma się przynajmniej trzyletnie stałe odczuwanie płci (niezgodnej z tą nadaną przy urodzeniu). Dokumenty: wniosek oraz dwie opinie niezależnych ekspertów z zakresu transpłciowości, składa się do sądu rejonowego. Jednak w Niemczech obowiązuje tryb nieprocesowy – czyli sąd jedynie weryfikuje, czy dostarczone dokumenty spełniają wymogi dla małej procedury. Procedura ta jest również dostępna dla osób małoletnich reprezentowanych przez przedstawiciela ustawowego. Wcześniej był wymóg dolnej granicy wieku dla rozpoczęcia zmiany oznaczenia płci – minimum 25 lat. W 1993 r. uznano ten wymóg za naruszenie zasady równości wobec prawa, a w praktyce chodziło o utrudnianie osobom transpłciowym poniżej 25. roku życia dostępu do rynku pracy. Duża procedura, poza dostarczeniem tych samych dokumentów co przy małej, wymaga jeszcze oświadczenia, że poczucie przynależności do danej płci nie ulegnie zmianie w przyszłości. Ustawa z 2011 r. zniosła również wymóg przejścia operacji chirurgicznych. Obie procedury są dostępne również dla osób uchodźczych oraz osób stale przebywających na terenie Niemiec – takich, których kraj pochodzenia nie ma uregulowań prawnych umożliwiających zmianę oznaczenia płci lub zmianę imienia. W przypadku osób w związkach małżeńskich wcześniej był wymóg przekształcenia małżeństwa w związek partnerski (osób tej samej płci). Obecnie nie ma takiej możliwości, ponieważ od 2017 r. w Niemczech są legalne małżeństwa osób tej samej płci. Od 2018 r. możliwa jest również rejestracja dziecka ze wskazaniem płci jako „różna/inna” lub pozostawienie pola „płeć” jako puste (można je uzupełnić na każdym etapie życia). Obecnie rząd niemiecki prowadzi prace nad zastąpieniem obu procedur zasadą samostanowienia, która ma być dostępna już dla osób 14-letnich.

Czechy. Model czeski to komisja ekspercka, której celem jest przeprowadzenie tranzycji medycznej oraz osobna ścieżka prawna. Obie te procedury są ułożone względem siebie w określonej relacji, której celem jest odciążenie sądów od prowadzenia takich spraw oraz przyspieszenie ich przeprowadzania. Tranzycja medyczna w przeważającej części prowadzona jest w Czechach przez publiczną służbę zdrowia, a opinia/ decyzja komisji eksperckiej jest wiążąca dla sądu, zatem sąd nie powołuje np. biegłych. Osoba zgłaszająca się do komisji musi funkcjonować zgodnie z płcią odczuwaną (brak sprecyzowania, na czym to funkcjonowanie ma polegać) oraz korzystać z terapii hormonalnej. Ponadto musi przejść operacje chirurgiczne oraz poddać się zabiegowi sterylizacji. W skład komisji eksperckiej nie może wchodzić lekarz prowadzący. Osoba transpłciowa pozostająca w związku małżeńskim musi się rozwieść lub przekształcić małżeństwo w związek partnerski (Czechy rozważają przekształcenie małżeństwa w związek dwóch dorosłych osób i jednoczesną likwidację związków partnerskich). Komisja ma 3 dni na przekazanie decyzji, która trafi a do urzędu stanu cywilnego, gdzie zmieniana jest forma gramatyczna nazwiska. Urząd zawiadamia następnie sąd, który wprowadza zmienione imię do aktu urodzenia.

Przedstawione powyżej przykłady obrazują nam ogromną różnorodność rozwiązań prawnych stosowanych na świecie. Nie jest moim celem orzekanie, które rozwiązanie jest najlepsze dzisiaj dla osób transpłciowych w Polsce, jednak wiem na pewno, że rozwiązaniem na pewno nie jest brak rozwiązania, czyli sytuacja obecna. Brak uregulowań w polskim prawie powoduje narastanie piętrzących się problemów osób transpłciowych, niebinarnych oraz ich bliskich – szczególnie ich dzieci czy osób, z którymi pozostają w związkach małżeńskich. Taka próżnia jest jednym z powodów dyskryminacji tych osób oraz rodzi transfobię instytucjonalną. Jest to zjawisko, które polega na świadomym lub nieświadomym dyskryminowaniu osób transpłciowych i niebinarnych, a jedną z takich instytucji jest szkoła.

Napoleon, słysząc pomysły bitew podawane przez jego żołnierzy, zwykł podobno reagować słowami: „Ile potrzeba koni?”. Zasadne pytanie. Również w dawnych czasach król, szykując się na wieloletnią wojnę, potrzebował informacji, ilu ma mężczyzn na wojów, a ile kobiet będzie rodzić tych wojów. Istniała uzasadniona potrzeba, by wiedzieć, ile osób ma macicę, by urodzić wojów, a ile osób ma nasienie, by ich spłodzić. Brzmi to nieludzko niemalże, ale tak właśnie było. Króla nie interesowała tożsamość płciowa podwładnych. Interesowała go ich przydatność do wygrania wojny w sposób czynny (walka) i w sposób bierny (dostarczanie wojów).

Kiedy zburzymy nasze wdrukowane schematy myślenia, że osoba z macicą = tożsamość żeńska, a osoba z nasieniem = tożsamość męska, to dostrzeżemy, że nigdy nie było szansy, by w ogóle mówić o tożsamości płciowej – tak bardzo ważne było zawsze określenie osoby jako samca lub samicy. Brzmi obrazoburczo? Bynajmniej! Nie dając człowiekowi prawa do samostanowienia o swojej tożsamości płciowej, tak właśnie go traktujemy. Pisałam o tym wcześniej – tożsamość płciowa nie jest zakodowana w narządach płciowych człowieka. W narządach płciowych „zakodowana” jest jego zdolność bądź do rodzenia, bądź do płodzenia. Nic więcej. Sprowadzanie tożsamości do genitaliów jest tym samym, co redukowanie tożsamości płciowej do koloru oczu. „Macie państwo pięknego syna. To syn – bo ma czarne oczy. A państwo macie córkę, bo dziecko ma oczy zielone”. Kolor oczu, posiadanie macicy, długość kończyn górnych czy przechodzenie kolek nie decyduje o tożsamości płciowej człowieka.

Gdy sobie to uzmysłowimy, łatwiej nam będzie zrozumieć, że jest zasadne dla celów państwa, by zbierać dane o liczbie osób z macicą i liczbie osób ze zdolnością płodzenia. Te cele są oczywiste: wiemy wówczas, ile jest potrzebnych szpitali ginekologicznych, ile żłobków, ilu urologów, i możemy estymować, ile szkół w przyszłości planować. Ale ta informacja nie powinna definiować człowieka. W średniowieczu, owszem, definiowała, ale dzisiaj „przydatność” człowieka dla państwa to znacznie większy obszar możliwości. I uwzględnienie tożsamości człowieka de facto powiększa ten obszar. Być może, to luźna myśl, zasadnym byłoby nie forsowanie zmiany oznaczenia płci, ale dodanie oznaczenia tożsamości płciowej? Albo zastąpienie oznaczenia płci – oznaczeniem tożsamości płciowej? Albo usunięciem tych informacji z dokumentów, jakimi posługujemy się na co dzień? Komu ta informacja jest potrzebna i do czego? Czy w prawie jazdy potrzebne jest podawanie płci? Dlaczego ta informacja jest ważniejsza od np. grupy krwi, której w prawie jazdy brak? Nawet patrząc pragmatycznie na sam koszt zbierania tych danych – czy jest on uzasadniony czymkolwiek? W jednym z wywiadów z prof. dr. hab. Piotrem Olesiem padło zdanie: „Nasza cywilizacja próbuje często dawać poradniki do spraw, które ich nie wymagają”.

Jakikolwiek obszar weźmiemy pod lupę, to żeby zmiany się zadziały, musimy przede wszystkim się zgodzić, że stan obecny wymaga tych zmian. Czyli musimy dostrzec ten stan obecny. Dopóki nie chcemy zobaczyć prawdy, dopóki nie chcemy się przyznać, że są osoby transpłciowe, że jest coś takiego jak tożsamość płciowa, że ta tożsamość płciowa nie ukrywa się w macicy ani penisie – dopóty nie ruszymy z miejsca. Będziemy się zakopywać w miejscu, zastanawiając się, dlaczego nie posuwamy się do przodu. Na początek zacznijmy dostrzegać osoby transpłciowe i niebinarne wokół nas. Słuchajmy, co mają do powiedzenia, i dostosujmy rozwiązania prawne, które będą im służyć. Prawa człowieka to nie przywileje. 

***

Ewelina Negowetti – adminka grupy „Transpłciowość w rodzinie” na FB. Aktywistka, edukatorka, ilustratorka edukacyjna. Mama transpłciowego syna. Z wykształcenia specjalistka ds. zarządzania organizacjami pozarządowymi. Laureatka nagrody LGBT+ Diamonds Awards 2022 r w kategorii „Ambasadorka osób LGBT+”. Nieustannie rzuca wyzwanie aksjomatom. O to, w co wierzy, walczy do końca.  

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Do kogo należy moja płeć? – cz. 3

Trzecia i ostatnia część tekstu EWELINY NEGOWETTI o tym, jak w różnych krajach świata wygląda tranzycja prawna, czyli procedura zmiany oznaczenia płci w dokumentach osób transpłciowych

 

W ostatniej części cyklu o prawnych uzgodnieniach płci w różnych krajach czas na kraje, które budzą szczególne zainteresowanie. Mowa o Rosji, Ukrainie, Chinach, Indiach i USA. Dlaczego te kraje budzą to zainteresowanie? Ponieważ rozwiązania, nastroje i kierunki, jakie zauważamy w tych państwach, pokazują, czego możemy się spodziewać na naszym rodzimym podwórku. Jakich wpływów możemy zacząć wypatrywać. To istotne, ponieważ transpłciowość jest nadal tematem tabu w Polsce, a kiedy coś stanowi tabu, to opinia społeczna nie bazuje na wiedzy i faktach, lecz na zasłyszanych opiniach. Te „z zachodu” służą najczęściej temu, by pokazać (wyimaginowane) zagrożenia.

Rosja

Zaczniemy od Rosji, kraju, gdzie prawa człowieka nie są dobrem najwyższym i to ma znaczenie w kontekście praw osób transpłciowych i niebinarnych.

W Rosji kwestię zmiany oznaczenia płci reguluje od 1997 r. ustawa o aktach stanu cywilnego. Od 2018 r. obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia Federacji Rosyjskiej i ten akt prawny precyzuje procedurę zmiany oznaczenia płci. W teorii osoba powinna okazać w urzędzie stanu cywilnego certyfikat komisji eksperckiej – zaświadczenie o transpłciowości – z placówki medycznej. Przez długi czas nie istniał nawet wzór takiego zaświadczenia, zatem wiele urzędów odmawiało zmiany oznaczenia płci, a sprawy były kierowane na drogę sądową. Obecnie wzór taki istnieje, a proces prawnego uzgadniania płci jest doprecyzowany. Bazuje on, podobnie jak w innych krajach Europy Wschodniej, na „zmedykalizowaniu” kwestii transpłciowości, czyli na uzyskaniu diagnozy transpłciowości. Diagnoza jest wystawiana przez psychiatrę i opiera się na obserwacji pacjenta (sic!) przez okres od miesiąca do nawet 2 lat. Po uzyskaniu pozytywnej diagnozy należy zgromadzić jeszcze zaświadczenia od seksuologa i psychologa i finalnie uzyskać certyfikat komisji eksperckiej (procedura zbliżona do modelu czeskiego, o której pisałam w poprzednim artykule). Uzyskany certyfikat jest ważny rok (!).

Do 2018 r., do uzyskania certyfikatu komisji eksperckiej, było obowiązkowe przeprowadzenie interwencji chirurgicznych. Od 2018 r. i obowiązywania nowego rozporządzenia nie ma obowiązku przeprowadzenia interwencji chirurgicznych ani nawet poddawania się terapii hormonalnej. Jednak, trochę jak w Polsce nadal, przeprowadzone interwencje chirurgiczne (zwłaszcza te nieodwracalne) są niejako dowodem na determinację w dążeniu do zmiany oznaczenia płci u osoby poddającej się badaniu komisji eksperckiej.

Po uzyskaniu certyfikatu komisji osoba transpłciowa może udać się do urzędu stanu cywilnego w celu wymiany paszportu i naniesienia zmian w rejestrze stanu cywilnego. Od 2018 r. do lutego 2023 r. urzędy stanu cywilnego zarejestrowały ok. 2700 osób ze zmianą oznaczenia płci. Wśród tych osób, według rosyjskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, jest 190 osób, które zawarły (heteroseksualne) małżeństwa po zmianie oznaczenia.

Nadal brak przejrzystości i rozwiązań prawnych będących skutkiem zmiany oznaczenia płci powoduje, że decyzja komisji eksperckiej jest wydawana często bardzo opieszale. Kwestia pozostawania w związku małżeńskim jest jedną z tych luk prawnych, które już znamy. Jest to temat nieuregulowany w wielu krajach, gdzie nie ma możliwości zawierania związków jednopłciowych. W Rosji to właśnie powoduje, że komisja ekspercka zwykle wstrzymuje się z wydaniem certyfikatu do czasu, aż osoba „uporządkuje” kwestie prawne w sposób uwiarygadniający (!) jej dążenia. Uzgodnienie płci w dokumentach ma też wpływ na realizowanie praw rodzicielskich. Z jednej strony – nie ma przepisów regulujących te kwestie, z drugiej – w praktyce transpłciowość rodzica ma wpływ na decyzje sądu rodzinnego w sytuacjach konfliktowych. Pewną szykującą się zmianę zwiastuje wypowiedź ministra sprawiedliwości Rosji – Kostantina Czuczenki – który zapowiedział rozpoczęcie prac nad nowelizacją ustawy o aktach stanu cywilnego, a celem tych prac ma być utrwalenie wartości rodzinnych w rosyjskim ustawodawstwie. To ważna informacja, bo transpłciowość, dotąd będąca pod „kuratelą” ministerstwa zdrowia, przechodzi jakby pod dodatkową – ministerstwa sprawiedliwości. To musi budzić niepokój. Na pewno życie wymaga prawnego uregulowania w przepisach odpowiedzi na pytania rodzące się po zmianie oznaczenia płci – kiedy osoba transpłciowa przechodzi na emeryturę, co w sytuacji aresztowania, co z aktem urodzenia dzieci itd.

Zasadniczo w Rosji, jak w wielu krajach, osoba transpłciowa, która zmieniła oznaczenie płci w dokumentach, pozostaje w akcie urodzenia swojego dziecka z niezmienionymi danymi. Czyli jest tu pewna ewidentna niespójność. Ciekawostką jest jednak, że jeden leningradzki urząd stanu cywilnego na skutek prawomocnego wyroku sądowego zarejestrował transpłciowego mężczyznę po zmianie oznaczenia płci w rubryce „matka dziecka” w akcie urodzenia dziecka.

Ukraina

Kwestie tranzycji prawnej w Ukrainie są dość podobnie traktowane jak w krajach sąsiednich. Transpłciowość w znacznej mierze więc jest tam kwestią medyczną, regulowaną przez kilka aktów prawnych, tj.: ustawę o opiece medycznej z 1992 r. i Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia nr 1041 „O ustaleniu przesłanek medyczno-biologicznych i społeczno-psychologicznych do zmiany (korekty) tożsamości płciowej oraz zatwierdzeniu formy podstawowej dokumentacji księgowej i instrukcji jej wypełniania” (2016). Pochodnymi regulacjami w tym zakresie są: ustawa „O Państwowym Rejestrze Cywilnym” (2010), Rozporządzenie Ministerstwa Sprawiedliwości Ukrainy nr 52/5 „O zatwierdzeniu regulaminu Państwowego Rejestru Cywilnego na Ukrainie” (2000), Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości Ukrainy nr 96/5 „O zatwierdzeniu zasad wprowadzania zmian we wpisach do rejestru cywilnego, ich odnawiania i anulowania” (2011).

Ciekawostką jest liczba wniosków złożonych do komisji eksperckiej w celu prawnego uzgodnienia płci przed rokiem 2016 (poprzednie przepisy), podawana przez Ministerstwo Zdrowia Ukrainy, która wynosi: 55. Z tych wniosków 20 zostało odrzuconych, a 35 osób uzyskało certyfikat (!) transpłciowości, który to jest pierwszym i niezbędnym etapem w procesie zmiany oznaczenia płci.

Nowe przepisy z 2016 r. zawierają dość szczegółowe wskazania dla lekarzy, co można uznać za poprawę dostępności do zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Przepisy te precyzują:

  1. Wiek minimum 18 lat.
  2. Potwierdzoną dwuletnią obserwację psychiatryczną (nie należy tego utożsamiać ze znanym w Polsce tzw. testem realnego życia).
  3. Potwierdzoną dysforię płciową.
  4. Rozpoczętą terapię hormonalną (wyjątkiem jest sytuacja zdrowotna niepozwalająca na wdrożenie terapii hormonalnej).

W Ukrainie dzieci w wieku od lat 14 mogą rozpocząć tranzycję medyczną, nie otrzymają one diagnozy tożsamej dla osoby dorosłej, zatem z założenia są wykluczone z możliwości ubiegania się o zmianę płci metrykalnej przed ukończeniem 18 lat.

Obecne przepisy, dalekie od ideału, ogromnie różnią się jednak w stosunku do tych sprzed 2016 r. Wówczas osoba transpłciowa nie mogła m.in. posiadać dzieci poniżej 18. roku życia (to niespotykana w innych krajach regulacja prawna), musiała odbyć trzydziestodniowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym oraz musiała przejść nieodwracalne interwencje chirurgiczne.

Po otrzymaniu certyfi katu komisji eksperckiej osoba zgłasza się do urzędu stanu cywilnego w celu skorygowania danych lub całkowitej zmiany imienia i nazwiska. Luką prawną jest natomiast brak wymogu rozwiedzenia się przed prawną zmianą oznaczenia płci w dokumentach. Powoduje to, że urząd stanu cywilnego, który zmienia oznaczenie płci, jednocześnie odmawia zmiany tego oznaczenia w akcie małżeństwa tej osoby. W Ukrainie trwają rozmowy na temat zmian prawnych, które powinny być wprowadzone, by uregulować następstwa prawne zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Jednym z takich tematów jest obniżenie wieku emerytalnego osoby pozostającej już na emeryturze.

USA

W USA każdy stan ma swoje, niezależne rozwiązania, jeśli chodzi o rozwiązania prawne dotyczące uzgodnienia płci, tranzycji medycznej i tranzycji społecznej. To, jak są one różne, pokazuje, że nie tylko w Europie, ale i na całym świecie temat transpłciowości jest mocno obarczony światopoglądem osób mających władzę. Drastyczne zmiany w prawie, niezależnie „w którą stronę” (na korzyść lub niekorzyść osób trans), są tego dowodem. Wprowadzenie na Węgrzech zakazu zmiany oznaczenia płci w akcie urodzenia czy wprowadzenie zasady samostanowienia w Hiszpanii stanowią dowody na to, że bardzo często prawa osób transpłciowych to kwestia polityczna, nie dobro osobiste tych osób (płeć, tożsamość płciowa jako dobro osobiste).

Poważne następstwa takich politycznych rozgrywek obserwujemy teraz m.in. w stanie Floryda i Missouri – mają one na celu uniemożliwienie młodym ludziom i ich rodzicom dostępu do podstawowej opieki w zakresie zdrowia psychicznego i fizycznego.

Koncentracja na osobach małoletnich jest niestety bardzo popularnym leitmotivem, ponieważ tym, co łączy wielu ludzi o bardzo odmiennych poglądach, jest przeświadczenie, że „dzieci nie wiedzą nic o sobie i że obowiązkiem dorosłych jest decydować za nie w każdym obszarze ich życia”. I takie podejście zauważamy w Polsce, w wielu stanach USA i innych krajach. Przeświadczenie, że młoda osoba nie ma prawa decydować o sobie, leży u podstaw wielu rozwiązań prawnych, w tym tych dotyczących transpłciowości.

Prokurator generalny stanu Missouri Andrew Bailey wydał 20 marca br. nadzwyczajne rozporządzenie dotyczące opieki nad młodzieżą transpłciową, uzasadniając decyzję, że taka opieka zdrowotna jest „eksperymentalna”. Małoletnie osoby transpłciowe mają dostęp do tej „eksperymentalnej” opieki w stanie Missouri już od 40 lat. Bailey używa tej samej retoryki, która jest wykorzystywana przeciwko osobom LGBTQ od dekad, mówi, że tożsamość transpłciowa jest „zarazą społeczną”. Przy takim poziomie trudno szukać rozwiązań konstruktywnych, które zapewniają ochronę praw człowieka. Zarządzenie wydane w Missouri jest zestawem najokrutniejszych i skrajnie radykalnych przepisów, które czynią z osoby transpłciowej osobę wymagającą stałej wieloletniej obserwacji psychiatrycznej i leczenia psychiatrycznego jednocześnie.

Podobny dramat rozgrywa się w stanie Floryda, gdzie nowe przepisy zakazują tranzycji medycznej osób małoletnich. Zmiana przepisów odbywa się nie poprzez działania legislacyjne, lecz poprzez głosowanie rad lekarskich, jednak dzieje się to za namową gubernatora Florydy. Procedowane zmiany w prawie zezwalają na odebranie dziecka tym rodzicom, którzy zgadzają się na tranzycję medyczną swojego dziecka. Jest to ten sam przepis, na podstawie którego można odebrać dziecko rodzicom z tytułu przemocy domowej i wykorzystywania. W praktyce – jest to ewidentna próba legalizacji porywania dzieci w imię osobistych przekonań. W sytuacji dzieci transpłciowych – transfobiczny członek rodziny mógłby porwać dziecko rodzicom lub rodzicowi, który wspiera dziecko w procesie tranzycji.

W całym kraju republikańscy ustawodawcy złożyli co najmniej 150 projektów ustaw skierowanych przeciwko osobom transpłciowym, a łącznie jest procedowanych ponad 400 ustaw o podobnym kierunku działań. W Północnej Dakocie prawo umożliwia prokuratorom oskarżenie lekarza o wykroczenie – do 360 dni więzienia i 3 tys. dol. grzywny – za przepisanie blokerów dojrzewania transpłciowym dzieciom.

Jednocześnie zdecydowana większość stanów ma rozwiązania prawne pozwalające osobom transpłciowym uzgadniać płeć w dokumentach, prowadzić tranzycję medyczną oraz daje możliwość zapisu płci dla osób niebinarnych. W stanie Vermont osoby niebinarne mogą mieć w akcie urodzenia oznaczenie „x” jako płeć niebinarna. Takie rozwiązanie funkcjonuje w kilkunastu innych stanach.

Ten bardzo pobieżny opis sytuacji głównie małoletnich osób transpłciowych pokazuje, że USA nie jest ziemią obiecaną w każdym obszarze życia.

Indie

Indie – kraj kontrastów, również w temacie transpłciowości. Rozmawiając o osobach transpłciowych i ich prawach w Indiach, nie można uciec od kultury i religii oraz od kastowości. Dyskusja na temat samych praw człowieka, praw kobiet jest szerokim tematem wzbudzającym ogromne emocje. Kontrast pomiędzy szacunkiem i estymą dla hidźr w trakcie tradycyjnych ceremonii a ich codzienną pozycją społeczną jest przeogromny. Jednak skupmy się na osobach transpłciowych i ich prawie do uzgodnienia oznaczenia płci w dokumentach.

W 2014 r. Sąd Najwyższy Indii uznał istnienie trzeciej płci. Do tej grupy zaliczył osoby transpłciowe, w tym niebinarne. Uznanie trzeciej płci miało na celu potwierdzenie, że osoby transpłciowe mają w Indiach takie same prawa obywatelskie jak osoby cispłciowe. Od 2019 r. osoby transpłciowe nie muszą przechodzić żadnych interwencji medycznych w celu zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Mogą zmienić oznaczenie płci z „K” na „M” i odwrotnie oraz mogą oznaczyć płeć w dokumentach literą „T” (transgender) lub „TG” (third gender). W wydanym orzeczeniu sąd zaznaczył, że uznanie osób transpłciowych nie jest sprawą jedynie społeczną czy medyczną, ale sprawą praw człowieka. Aby uzgodnić płeć w dokumentach, osoba transpłciowa musi, również tu, uzyskać certyfikat potwierdzający jej tożsamość płciową. Taki certyfikat jest przyznawany przez sędziego rejonu na zalecenie komisji przesiewowej. Komisja składa się z oficera medycznego, psychologa lub psychiatry, powiatowego urzędnika ds. opieki społecznej, urzędnika rządowego i osoby transpłciowej. Certyfikat ten uprawnia do zmiany imienia w akcie urodzenia oraz we wszystkich innych dokumentach, jakimi osoba się posługuje.

Chiny

Chiny – szacuje się, że w kraju, w którym rejestry dotyczące ludności są dość precyzyjne, mieszka około 400 tysięcy osób transpłciowych – binarnych. W Chinach niebinarność nie istnieje w żadnych zapisach prawa czy regulacjach. 20 kwietnia 2022 r. Chińska Narodowa Komisja Zdrowia zaktualizowała swoje przepisy dotyczące dostępu do operacji korygujących płeć: obniżono minimalny wiek do poddania się operacji z 20 do 18 lat oraz uproszczono obowiązkowe procedury operacyjne i usunięto wcześniejsze warunki przejścia przez rok poradnictwa psychologicznego lub leczenia psychiatrycznego przed operacją. Te zmiany są istotne, ponieważ w Chinach trzeba przejść operacje uzgadniania płci, jeśli chce się zmienić oznaczenie płci w dokumentach.

Wcześniejsze prawo z 2017 r. przewidywało, że dokument, który uprawniał do zmiany oznaczenia płci w dokumentach, był wydawany przez lekarza prowadzącego dopiero wówczas, gdy osoba poddała się dwóm odrębnym operacjom korekty płci: usunięcia narządów płciowych i ich rekonstrukcji. Obecne prawo wymaga „jedynie” pierwszej operacji – usunięcia narządów płciowych. W zapisach z 2022 r. usunięto również obowiązek korekty klatki piersiowej dla transpłciowych mężczyzn. Transpłciowe kobiety nie były zobligowane do operacji klatki piersiowej. Jednocześnie znany jest przypadek transpłciowej kobiety, której szpital odmówił przeprowadzenia operacji korygującej płeć i sąd podtrzymał tę odmowę, uzasadniając to faktem, że osoba nie rozwiodła się, a tym samym „dążyła do zachowania jednopłciowego małżeństwa”, które byłoby nielegalne, ponieważ osoba transpłciowa, by zmienić oznaczenie płci, musi być stanu wolnego. Również wymagana jest całkowita niekaralność.

Czyli, obiektywnie patrząc, zmiany prawne z 2022 r. są pewnym polepszeniem sytuacji prawnej osób transpłciowych. Jedynym nowym ograniczeniem, jakie wprowadza przepis z 2022 r., jest zawężenie listy placówek uprawnionych do prowadzenia tranzycji medycznej. Zaświadczenie ze szpitala spoza listy powoduje odrzucenie wniosku o zmianę oznaczenia płci. Nie jest to znaczna różnica w stosunku do stanu poprzedniego. ponieważ zasadniczo to właśnie placówki z tej listy przyjmowały osoby transpłciowe. Społeczność osób transpłciowych w Chinach weryfikuje i aktualizuje listę lekarzy i klinik przyjaznych osobom transpłciowym.

Transpłciowość w Chinach jest mocno medykalizowana oraz patologizowana. Nie jest to nic nowego dla Europejczyków, zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej. Takie mentalne uproszczenie transpłciowości stosuje się, by kształtować szybkie osądy i znajdować proste rozwiązania złożonych problemów albo kwestii, które wcale nie wymagają rozwiązań. Patologizacja i medykalizacja są też polem do korupcji i sytuacja osób transpłciowych w Chinach to potwierdza. Osoby o wyższym statusie materialnym mają ułatwiony dostęp do opieki medycznej, do korzystania z interwencji medycznych, a wreszcie do zmiany oznaczenia płci w dokumentach.

Kolejnym obowiązującym przepisem, dość podobnym do rozwiązania polskiego, jest wymóg notarialnej zgody „członka najbliższej rodziny” osoby transpłciowej. W praktyce chodzi o rodziców (również gdy osoba jest pełnoletnia), którzy muszą wyrazić zgodę na przeprowadzenie operacji korygującej płeć.

Pewną specyfiką, dość charakterystyczną dla relacji „władza – obywatel” jest obowiązek poinformowania władz o przeprowadzeniu interwencji medycznych w ramach tranzycji medycznej. Jednocześnie ten obowiązek nie zapewnia zmiany oznaczenia płci, ponieważ ilość wymagań stawianych osobie transpłciowej jest dość znaczna i nader często przekracza możliwości finansowe osoby.

***

Podsumowując rozważania na temat różnych rozwiązań prawnych w krajach nam bliższych kulturowo czy tych dalszych, nasuwa się jednoznaczny wniosek, że normę stanowią konwenanse, a prawa człowieka mają rację bytu o tyle, o ile podtrzymują konwenanse przy życiu. Jesteśmy ich niewolnikami i dopóki nie dostrzeżemy tego lub nie doświadczymy osobiście naruszania naszych praw – sami również wierzymy w nienaruszalność tych konwenansów. Jeśli nazywamy się osobami sojuszniczymi, to powinniśmy podjąć się chociaż trudu wyzwolenia się spod jarzma konwenansów. Nigdy nie wiadomo, kiedy to może nam się przydać osobiście.

***
Ewelina Negowetti – adminka grupy „Transpłciowość w rodzinie” na FB. Aktywistka, edukatorka, ilustratorka edukacyjna. Mama transpłciowego syna. Z wykształcenia specjalistka ds. zarządzania organizacjami pozarządowymi. Laureatka nagrody LGBT+ Diamonds Awards 2022 r w kategorii „Ambasadorka osób LGBT+”. Nieustannie rzuca wyzwanie aksjomatom. O to, w co wierzy, walczy do końca.  

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Fundacja rodzinna

O nowym, nieoczekiwanym sposobie na „wspólność majątkową” par jednopłciowych w polskim prawie pisze notariusz Marcin Kulas

 

Rys.: Marcel Olczyński

 

W maju tego roku weszło w życie prawo, które wprowadza w Polsce nowy typ podmiotu, jakim jest fundacja rodzinna. Zamierzeniem twórców ustawy było wprowadzenie instytucji prawnej, która pozwoliłaby na ochronę majątku rodziny przed nadmiernym podziałem bądź zupełną alienacją. I choć ustawodawca miał na myśli przede wszystkim majątek o znacznej wartości, gromadzony w rodzinie przez pokolenia, wydaje się całkiem uzasadnione, aby zastanowić się nad możliwością wykorzystania fundacji rodzinnej do wzajemnego zabezpieczenia swoich interesów majątkowych przez osoby pozostające w związkach jednopłciowych.

Sytuacja prawna osób LGBT+ w Polsce jest dramatycznie zła i niestety nie zanosi się na to, aby w przewidywalnej przyszłości mogła zmienić się na lepsze. Prymitywny populizm, podszyty katoendecką ideologią ma się świetnie w kręgach rządzących, które widzą w nim narzędzie do utrzymania się przy władzy po wyborach. Dlatego postanowienie Konstytucji RP z 1997 roku, które mówi, że „wszyscy są wobec prawa równi i wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne, nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny” pozostaje wciąż pustym frazesem.

Związki par jednopłciowych nie są rozpoznawane przez prawo w Polsce na żadnej płaszczyźnie, mimo że orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z naciskiem podkreśla obowiązek prawnego uznania i ochrony związków jednopłciowych przez państwa członkowskie Unii Europejskiej i Rady Europy. Osoby LGBT+ w Polsce nie mogą np. rozliczać się wspólnie w podatku dochodowym, darować sobie nieruchomości bez opodatkowania horrendalnie wysokim podatkiem, dziedziczyć po sobie bez ryzyka, że krewni zmarłego nie upomną się o zachowek oraz bez uniknięcia podatku od spadku. Co w takiej sytuacji może zmienić powołanie fundacji rodzinnej?

Zacznijmy zatem od nazwy, która jest myląca – fundacja może być utworzona przez osoby niespokrewnione ani niespowinowacone. Oznacza to, że fundatorami mogą być osoby, które tworzą rodzinę z wyboru, w żaden sposób niesformalizowaną. Ustawa w tym względzie stanowi jedynie, że fundatorem może być osoba fizyczna posiadająca pełną zdolność do czynności prawnych, która złożyła oświadczenie o ustanowieniu fundacji rodzinnej w akcie założycielskim albo w testamencie. Jednym słowem, fundację rodzinną może stworzyć każdy, a „rodzina” czy „związek” nie są do tego potrzebne. Fundatorów może być więcej niż jeden, wówczas akt założycielski podpisują wszyscy fundatorzy. Jedynie w przypadku, gdyby fundacja była ustanawiana w testamencie, a zatem powstawałaby z chwilą śmierci testatora, nie mogłaby mieć więcej niż jednego fundatora. Wynika to z zakazu sporządzania testamentów wspólnych.

Po drugie, fundacja ma być utworzona w celu „gromadzenia mienia, zarządzania nim w interesie beneficjentów oraz spełniania świadczeń na rzecz beneficjentów”. Mamy zatem, oprócz fundatora, beneficjentów, których należy wskazać w akcie założycielskim bądź w testamencie. Co ważne, beneficjentem może być sam fundator. Świadczenia na rzecz beneficjentów również muszą być wyraźnie określone.

Po trzecie, fundator musi wnieść do fundacji rodzinnej mienie o wartości nie niższej niż 100.000 zł. Wobec nieprecyzyjnego sformułowania przepisu, nie jest do końca jasne, czy w razie powoływania fundacji przez więcej niż jednego fundatora, każdy z nich musi z osobna wnieść mienie o wartości minimalnej 100.000 zł, czy też wystarczające będzie, jeśli łącznie „uzbierają” oni tę minimalną kwotę. Dla pewności zarejestrowania fundacji przez sąd, bezpieczniej założyć rozwiązanie pierwsze.

Co z tego wszystkiego wynika w praktyce? Wyobraźmy sobie związek osób LGBT+, mają już one zgromadzony pewien majątek, np. w postaci nieruchomości bądź oszczędności na koncie. Jeśli w porę nie sporządzą testamentów, w których zapiszą sobie nawzajem swój majątek, w razie śmierci jednego majątek ten przejdzie na krewnych zmarłego: dzieci, a w przypadku ich braku – na rodziców i rodzeństwo (w dalszej kolejności na dzieci rodzeństwa). Wówczas druga osoba związkowa pozostaje z niczym. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli np. zmarły był formalnie jedynym właścicielem, ale kredyt na zakup mieszkania spłacany był wspólnie. Utrata majątku przez pozostającego przy życiu partnera jawi się wówczas jako rażąca niesprawiedliwość.

Jeśli osoby takie nie chcą z jakichś względów, aby majątek przeszedł po ich śmierci na krewnych, mogą powołać do życia fundację rodzinną i wnieść do niej, na pokrycie funduszu założycielskiego, np. mieszkanie zakupione wspólnie. Wówczas właścicielem lokalu staje się fundacja, a lokal nigdy nie będzie podlegał dziedziczeniu przez krewnych na zasadach ogólnych. Jednocześnie fundatorzy określają, że owym świadczeniem, spełnianym przez fundację na rzecz beneficjentów, którymi są oni sami, jest udostępnianie im lokalu do dożywotniego użytkowania. W ten sposób osiągają dwa cele: do mieszkania nie będzie rościć sobie prawa rodzina biologiczna zmarłego oraz w razie śmierci jednego z nich, drugi będzie mieć gwarancję, że nikt go z mieszkania nie wyrzuci i że z dalszym korzystaniem z lokalu nie będzie wiązać się żaden podatek od spadku.

Tyle, jeśli idzie o korzyści z fundacji. Gdyby ustawodawca poprzestał na tym, można by zachwycać się wspaniałomyślnością władzy, która dostrzegła wreszcie interesy osób pozostających w niesformalizowanych związkach. Niestety, konstrukcja fundacji rodzinnej ma wady.

Po pierwsze, przeniesienie majątku na fundację nie uchroni przed zachowkiem, jeśli fundator zmarł przed upływem dziesięciu lat od powstania fundacji. Oznacza to w naszym przykładzie, że dopiero po dziesięciu latach od przekazania lokalu na własność fundacji, zstępni fundatora (tj. jego dzieci, wnuki, itd.) oraz jego rodzice stracą prawo do żądania zachowku z związku z tym, że go nie odziedziczyli.

Po drugie, opodatkowanie, i to podwójne. W przypadku wypłaty świadczenia na rzecz beneficjenta, fundacja musi zapłacić 15 proc. podatku dochodowego (CIT). Gdy świadczeniem jest oddanie lokalu, należącego do fundacji, do nieodpłatnego korzystania beneficjentowi, podstawą opodatkowania jest wartość lokalu. Co gorsza, sam beneficjent zobowiązany jest do zapłaty podatku dochodowego (PIT), liczonego od wysokości wypłaty bądź od wartości udostępnianego mu przez fundację mieszkania. Ponieważ znów, jak obecnie przy darowiźnie czy spadku, osoby pozostające w związku nieuznawanym przez prawo traktowane są jak osoby dla siebie obce, stawka podatku jest wyższa niż w przypadku krewnych i wynosi 15 proc. Na szczęście, fundator, który jest jednocześnie beneficjentem, jest z podatku PIT zwolniony. W tym kontekście uzasadnione jest, aby obie osoby w związku były fundatorami wnoszącymi mienie do fundacji. Pozwoli to na uniknięcie powtórnego opodatkowania podatkiem PIT, a do zapłaty będzie jedynie 15 proc. CIT, uiszczane przez fundację, czyli w praktyce oczywiście przez fundatorów.

Po trzecie, fundacja, jako osobny podmiot prawa, musi być założona z udziałem notariusza, a następnie zarejestrowana przez sąd. Wynika to z przyjętego w ustawie rozwiązania, które kształtuje fundację rodzinną nieco na podobieństwo spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. W konsekwencji wymagany jest statut w formie aktu notarialnego, powołanie organów fundacji, określenie zasad i reguł jej funkcjonowania, zgłoszenie do sądu rejestrowego, a później cykliczna sprawozdawczość księgowa i prawna. To także rodzi pewne koszty i uciążliwości.

Czy zatem założenie fundacji rodzinnej to dobry pomysł dla osób LGBT+ pozostających w związku? Klasyczna odpowiedź każdego prawnika brzmi: to zależy. Są związki, dla których uchronienie wspólnie gromadzonego majątku przez roszczeniami krewnych będzie bezwzględnym priorytetem i nie powstrzyma ich przed tym ani konieczność zapłaty 15 proc. podatku, ani perspektywa borykania się z procedurą rejestracyjną i sprawozdawczą po powstaniu fundacji. Są jednak i takie, dla których zarysowane tu pobieżnie niedogodności będą przeważać nad korzyściami z utworzenia fundacji, a do zabezpieczenia swojego majątku wykorzystają inne, dostępne wcześniej narzędzia, np. notarialną umowę o dożywocie. Z pewnością o wszelkich wątpliwościach przed podjęciem decyzji o powołaniu fundacji najlepiej porozmawiać ze specjalistą. Tym bardziej, że przy konstruowaniu statutu można i trzeba uregulować szereg innych kwestii, tutaj nie wspomnianych, jak choćby przesądzić o losach majątku fundacji w razie jej rozwiązania.

Tak czy inaczej, w oczekiwaniu na pełną realizację w Polsce konstytucyjnej zasady równości, warto zastanowić się nad jej swoistą protezą, jaką w zakresie wspólności majątkowej może być fundacja rodzinna.

***

Marcin Kulas – notariusz, 42 lata, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mieszka w Krakowie, pracuje w Świątnikach Górnych, członek społeczności LGBT+.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

SPIS TREŚCI #47

okladka_replika_47

Wywiady z prof. Ewą Łętowską, sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, Borisem Dittrichem, pierwszym jawnie homoseksualnym posłem w Holandii (zdobył mandat w 1994 r.), Arturem Kapturkiewiczem, współzałożycielem grupy Wiara i Tęcza, Bożeną Keff, poetką i filozofką, Sebastianem Jagielskim, filmoznawcą, psychologami Agatą Loewe i Kamilem Elkaderem a także z przedstawicielami klubu sportowego LGBT „Krakersy” – Łukaszem Siemieńcem i Dorotą Maraj. A także portret rodzeństwa Frankowskich (Agnieszka żyje ze swą partnerką, Marta – z partnerem feministą, a Marcin ma chłopaka), wspomnienie o działaczu gejowskim Włodzimierzu Antosie z okazji 20. Rocznicy jego śmierci, ranking 25 najbardziej wpływowych lesbijek w USA i mnóstwo innych atrakcji.

Najnowszy numer „Repliki” dostępny jest w najlepszych klubach LGBT-friendly oraz w prenumeracie.

 

 

 

teczowiFilm na DVD: „Tęczowi

Młodzi geje i młode lesbijki opowiadają o sobie. Mówią o tym, jak odkrywali homoseksualność, jak robili pierwsze coming outy, jak się po raz pierwszy zakochiwali i jak, niestety, doświadczają homofobii. Robert opowiada, jak się wyoutował w szkole i został pobity przez kolegów, Alicja wspomina proces samoakceptacji. Ola rozmawia ze swą wykładowczynią, otwartą wobec osób LGBT. Kuba Stachowiak relacjonuje coming out wobec rodziców, obok siedzi jego mama. Potem opowiada o swym chłopaku – Rafale, który popełnił samobójstwo, bo nie był w stanie znieść nietolerancji najbliższego otoczenia; Kuba wspomina drastyczną homofobię ojca Rafała. W filmie wypowiada się również Marta Konarzewska, autorka artykułu „Jestem nauczycielką, jestem lesbijką”, nasza koleżanka redakcyjna.

Prenumeratorzy/rki „Repliki” otrzymują film „Tęczowi” dzięki uprzejmości Kampanii Przeciw Homofobii.

Do przeczytania w 47 numerze “Repliki”:

Wywiady

Czasem trzeba warknąćprof. Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, była Rzeczniczka Praw Obywatelskich mówi . W wywiadzie Dawida Wawryki prof. Łętowska mówi o konstytucyjności związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych, o sprawach LGBT, które rozpatrywała jako RPO oraz o własnych przyjaciołach gejach [czytaj więcej…]

Milk mnie wyoutował – Boris Dittrich, pierwszy jawnie homoseksualny poseł w Holandii (zdobył mandat w 1994 r.) opowiada w wywiadzie Mariusza Kurca o tym, jak Harvey Milk go wyoutował i jak wprowadzano w Holandii małżeństwa homoseksualne w 2001 r. [czytaj więcej…]

Typowanie kozła ofiarnego – Bożena Keff, poetka, filozofka i eseistka, autorka pracy „Postać z cieniem. Portrety Żydówek w polskiej literaturze” analizuje w wywiadzie Marty Konarzewskiej film „W ukryciu” (o lesbijskim związku Polki i Żydówki w czasach wojny) oraz przestrzega przed „typowaniem kozła ofiarnego”, gdy dyskryminowana mniejszość zaczyna mówić głosem większości i składa część siebie na ołtarzu większościowej mentalności.

Panowie z WilkaSebastian Jagielski, filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor nowo wydanej pracy „Maskarady męskości. Pragnienie homospołeczne w polskim kinie fabularnym” analizuje w wywiadzie Mariusza Kurca wątki homoerotyczne oraz homofobiczne w polskim filmie.

Jak być mężem i mężem/żoną i żoną?Kamil Elkader, psycholog Lambdy Warszawa oraz Agata Loewe, psycholożka Kampanii Przeciw Homofobii i Trans-Fuzji opowiadają w wywiadzie Piotra Wagnera o tym, z jakimi problemami przychodzą do nich osoby LGBT, czym się te problemy różnią od problemów osób heteroseksualnych i dlaczego osoby LGBT powyżej 35-ego roku życia bardzo rzadko szukają pomocy u psychologów.

Geje grają w siatkówkę, a lesbijki w koszykówkęŁukasz SiemieniecDorota Maraj z krakowskiego klubu sportowego LGBT „Krakersy” opowiadają w wywiadzie Wojciecha Kowalika o międzynarodowym turnieju siatkówki LGBT, który organizują w lutym i o tym, dlaczego powstaje coraz więcej sportowych klubów LGBT-friendly.

Społeczeństwo

Nie zwolnimy tempa – Agata Chaber podsumowuje rok 2013 w działalności Kampanii Przeciw Homofobii.

Tercet (nie)egzotycznyPoznajcie rodzeństwo: Agnieszka żyje ze swą partnerką, Marta – z partnerem feministą, a Marcin ma chłopaka. W tekście Bartosza Żurawieckiego opowiadają o tym, jak odkrywali seksualność i jak robili rodzinne coming outy [czytaj więcej…]

Po co prowokujecie? – Dawid Wawryka o tym, co się stało, gdy przez cztery dni chodził z chłopakiem za rękę po Warszawie.

LGBT USA

Ranking: 25 najbardziej lubianych, najbardziej wpływowych i najpopularniejszych lesbijek w USA

Transakcje

Bycie LGBTQ to dar od Boga – Artur Kapturkiewicz (formalnie Barbara Kapturkiewicz) jest współzałożycielem grupy chrześcijan LGBTQ Wiara i Tęcza. W wywiadzie Marty Konarzewskiej mówi o swym stosunku do Kościoła katolickiego i o transseksualnym coming oucie [czytaj więcej…]

Felieton

Stwarzajmy się! – Gender to krytyka tożsamości, a tożsamość w Polsce może być przecież tylko jedna: narodowa, katolicka i heteroseksualna pisze Bartosz Żurawicki 

Styl

GayPHONE – przegląd gejowskich aplikacji randkowych.

Kultura

Recenzje filmowe: „Nieznajomy nad jeziorem”, „Tajemnica Filomeny”, „Matterhorn”, „Ciastka i potwory”, „Solo”

Recenzje książkowe: „Lesbos” (lesbijskie opowiadania erotyczne pod red. Kathleen Warnock), „Różowy język” Błażeja Warkockiego, „Seksualny kapitał” Samuela Nowaka, „Maestro” Marcina Kąckiego, „Rówieśnik komputera” Alana Bieleckiego, „Owoc tarniny” Tadeusza Olszewskiego.

A poza tym:

  • Marcin Szczepkowski o postulacie wprowadzenia małżeństw homoseksualnych stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza,
  • Kamila Kuryło o tym, dlaczego walka o liberalizację prawa antyaborcyjnego jest też sprawą lesbijek,
  • Krzysztof Tomasik o niedobrych radach Renaty Przemyk dla społeczności LGBT,
  • Tomek Jędrowski o badaniu LGBT Business Forum dotyczącym sytuacji osób LGBT w miejscu zatrudnienia,
  • Przemek Górecki w dziale „Ludzie KPH”
  • Magdalena Boczarska, Michał Piróg, Dawid Woliński, Ricky Martin, Kasia Adamik & Olga Chajdas oraz Martyna Wojciechowska w dziale „Czajnik czyli orientacje gwiazd”
pl → en
sports

Czasem trzeba warknąć

_MG_7654Profesor Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, była Rzeczniczka Praw Obywatelskich mówi . W wywiadzie Dawida Wawryki prof. Łętowska mówi o konstytucyjności związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych, o sprawach LGBT, które rozpatrywała jako RPO oraz o własnych przyjaciołach gejach.

W art. 18 Konstytucji “nie napisano, że tylko związek kobiety i mężczyzny jest małżeństwem. Ani że “małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny”. Tam napisano, że jako związek kobiety i mężczyzny małżeństwo cieszy się szczególną ochroną. To jest istota tego przepisu. Ale z tego nie wynika zakaz innych związków (…).”
“Moje zainteresowanie związkami partnerskimi wynika z zainteresowania sytuacją mniejszości jako takich w prawie. Nie kieruję się jakąś szczególną sympatią do gejów, chociaż wśród znajomych mam akurat ich nadreprezentację (śmiech)”
“Nie rozumiem, skąd u przeciwników związków partnerskich tyle zacietrzewienia, tyle niechęci, wręcz nienawiści. Boże kochany, w czym te związki aż tak niektórym miałyby przeszkadzać?”

Cały wywiad Dawida Wawryki z prof. Ewą Łętowską – do przeczytania w „Replice” nr 47

Foto: Agata Kubis
spistresci

Małżeństwa jednopłciowe jednak nie dla Kolumbijczyków

colombia09eNie udało się przyjąć ustawy umożliwiającej parom tej samej płci zawarcie małżeństwa. Odrzucając ją, Senat w Kolumbii sprzeciwił się orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który nakazał prawodawcy wprowadzić taką możliwość do czerwca 2013 r. Należy jednak docenić Kolumbię za postęp w tej dziedzinie, szczególnie widoczny na tle wyczynów polskich parlamentarzystów.

Ustawę poparło jedynie 17 ze 102 kolumbijskich senatorów. Nie jest to zaskakujący wynik, zwłaszcza że środowiska prawicowe zawarły sojusz mający na celu odrzucenie projektu.  Na ulicach Bogoty setki ludzi domagały się przyjęcia ustawy, nie zabrakło także jej przeciwników. Przedstawiający projekt senator Armando Benedetti stwierdził wzburzony, że przeciwnicy legalizacji małżeństw jednopłciowych „z pewnością poparliby przywrócenie niewolnictwa”. Według sondażu dziennika El Espectador, przeciwko małżeństwom jednopłciowym opowiada się 53% Kolumbijczyków.

W Ameryce Łacińskiej homoseksualiści mają możliwość zawierania małżeństw w Argentynie, Urugwaju oraz w stolicy Meksyku i niektórych stanach Brazylii.

Decyzja Senatu tworzy ciekawą sytuację dla kolumbijskich gejów i lesbijek. Dzięki trzem orzeczeniom Trybunału sprzed kilku lat mogą oni zawierać związki cywilne dające im podstawowe zabezpieczenia prawne. Równocześnie Trybunał Konstytucyjny zobowiązał władze w Bogocie do wprowadzenia możliwości zawarcia małżeństwa przez pary tej samej płci. Zaznaczono też, że jeśli prawodawca nie uczyni tego w wymaganym terminie, zainteresowani zyskają możliwość zarejestrowania swego związku u notariusza, zyskując prawa i obowiązki tożsame z małżeńskimi. Jako argument za tym stanowiskiem sędziowie przyjęli fakt, iż mimo że kolumbijska konstytucja jednoznacznie definiuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, to jednak, jak stwierdzili, nie wyklucza to „możliwości różnych typów rodziny”.

W zamieszkanej w większości przez katolików Kolumbii udało się doprowadzić do prac nad projektem ustawy legalizującej małżeństwa jednopłciowe. Mimo silnej pozycji Kościoła, tamtejsi homoseksualiści mają możliwość zawierania związków partnerskich.

Mateusz Sulwiński