Solidarność z dyskryminowanymi

Sojusznicy/czki LGBT z lat 90.

 

Dzięki akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Ramię w ramię po równość” temat sojuszników LGBT jest od kilku miesięcy gorący. Niekwestionowaną gwiazdą mediów został Dariusz Michalczewski, ale jasno zadeklarowały się też m.in. Maja Ostaszewska, Agnieszka Szulim, Maria Seweryn. Ostatnio do tego grona dołączyli Zbigniew Wodecki i Irek Bieleninik (patrz: strona 8). Warto jednak przypomnieć osoby heteroseksualne, które już w latach 90., gdy polski ruch LGBT był dużo słabszy, głośno mówiły, że walka z dyskryminacją i homofobią to także ich sprawa. Siłą rzeczy, w jednym artykule nie jesteśmy w stanie zaprezentować wszystkich. Oto kilka wybranych postaci.

 

mat. pras.

 

Mikołaj Kozakiewicz

Jednym z najbardziej konsekwentnych sprzymierzeńców był Mikołaj Kozakiewicz, marszałek Sejmu, ceniony socjolog, autor kilkudziesięciu książek z zakresu seksuologii i pedagogiki. Pod koniec PRL-u odegrał niezwykle chlubną rolę jako największy sojusznik rodzącego się ruchu gej/les. Nie tylko zabiegał u generała Kiszczaka o wyjaśnienie akcji „Hiacynt” polegającej na represjach poprzez przesłuchiwanie i zakładanie kartotek homoseksualnym mężczyznom na terenie całego kraju (w listopadzie minie 30. rocznica akcji „Hiacynt” – przyp. red.), upominał się także o możliwość rejestracji Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego, któremu odmówiono legalizacji. Będąc marszałkiem Sejmu (1989-1991) udzielił wywiadu debiutującemu pismu „Inaczej”, gdzie wyjaśniał swoje stanowisko: Marszałkiem Sejmu jestem tylko chwilowo i nie będę nim wiecznie, przede wszystkim czuję się socjologiem. Z trybuny sejmowej, z racji funkcji, nie wygłaszam żadnych poglądów. Jednak jako naukowiec, działacz społeczny, mam swoje własne zdanie i nigdy się z nim nie kryję (1990).

Genezy otwarcia Kozakiewicza na tematykę homoseksualną należy szukać w jego pobycie w USA w latach 1978-79, o czym napisał książkę „Nieoczekiwana Ameryka”. W rozdziale „Nie tylko o seksie…” opisującym spory w kwestiach obyczajowych, jak aborcja, czy homoseksualizm, znaleźć można ogromną ilość informacji na temat działania amerykańskiego ruchu gejowsko- lesbijskiego. Kozakiewicz rozpoczyna od kwestii nazewnictwa: W USA powstał termin „gay” (wesoły) na określenie homoseksualisty, i tam właśnie powstał zorganizowany „gay movement”, którego wydawnictwa i czasopisma czytałem wcześniej w Polsce. Następnie dużo miejsca poświęca dyskryminacji: W czasie mego pobytu toczył się proces sześciu policjantek w wieku 24-34 lat w stanie Idaho wydalonych z pracy za to, że stwierdzono, iż są… lesbijkami. Żądały one w trybie odszkodowania równowartości dwuletnich poborów, władze stanowe były skłonne zapłacić im tylko jednomiesięczne pobory, ostatecznie sąd przyznał im odszkodowanie w wysokości 12 miesięcznych poborów. Ale o powrocie do służby nie było mowy! Okazało się także, że w USA Kozakiewicz poprzez media śledził zabójstwo Harveya Milka w listopadzie 1978 roku: Najbardziej dramatycznym wydarzeniem w czasie mojego pobytu było zastrzelenie w biały dzień w ratuszu San Francisco (notabene „stolicy” homoseksualizmu amerykańskiego) wicemera, który był jawnym homoseksualistą, i mera, który co prawda nim nie był, ale dopuścił do jego wyboru.

Kozakiewicz zmarł 22 listopada 1998 r. Był w grupie wyróżnionych Medalem Zasłużony dla Tolerancji, przyznawanym osobom szczególnie zasłużonym w szerzeniu idei tolerancji.

Zofia Kuratowska

Obok Barbary Labudy, Zofia Kuratowska była zaliczana do liberalnego skrzydła najważniejszej partii lat 90. – Unii Demokratycznej (potem Unii Wolności). Lekarka z tytułem profesorskim cieszyła się ogromnym szacunkiem i przez trzy kolejne kadencje była senatorką, dwa razy pełniła także urząd wicemarszałkini. Jest autorką pierwszej w Polsce książki o AIDS – „AIDS. Nowa choroba” (1986), dzięki której zaczęła stykać się ze społecznością gejowsko-lesbijską, pomagała w zdobyciu pozwolenia na rejestrację Stowarzyszenia Lambda w 1990 r. Udzielając w 1993 r. wywiadu miesięcznikowi „Inaczej”, poparła postulat wprowadzenia związków partnerskich z prawem do adopcji dzieci: To byłoby bardzo korzystne, bo utrwalałoby związek między dwoma osobami, które się kochają, i pozwoliłoby wyeliminować to, co mi się wydaje zawsze szkodliwe, czy to w związkach heteroseksualnych czy homoseksualnych – częste zmiany partnerów. Zatwierdzenie związku prowadzi do jakiejś stabilizacji, a możliwość adopcji wiązałaby takie dwie osoby ze sobą jeszcze bardziej i mogłyby one stworzyć normalny dom.

W połowie lat 90. Unia Wolności stawała się coraz bardziej konserwatywna, Kuratowska czuła się odsunięta na boczny tor. W 1997 r. nie ubiegała się o reelekcję do Senatu, jako polityczne zesłanie odebrano jej nominację na ambasadorkę RP w RPA. Zmarła w czasie sprawowania tej funkcji, 8 czerwca 1999 r.

Zatwierdzenie związku prowadzi do jakiejś stabilizacji, a możliwość adopcji wiązałaby takie dwie osoby ze sobą jeszcze bardziej i mogłyby one stworzyć normalny dom

(Zofia Kuratowska,1993)

Kora Jackowska

W latach 90. Kora często zabierała głos na gorące tematy związane z obyczajowością: legalizacja marihuany, pomoc chorym na AIDS, krytyka zachłanności kleru, aborcja i homoseksualizm. Na wydanej w 1991 r. płycie Maanamu „Derwisz i anioł” znalazł się utwór „Derwisz” opowiadający o nieszczęśliwej miłości tytułowego bohatera do „chłopca o twarzy sokoła”. Od tego czasu datują się też coraz częstsze wypowiedzi Kory wspomagające emancypację gejów i lesbijek. W autobiografii „Podwójna linia życia” (1992) wokalistka pisała: Nie mam nic przeciwko homoseksualistom i tzw. odchyleniom od ogólnie przyjętej normy. Jeśli mnie pociągają mężczyźni, chłopcy, to dlaczego mężczyźnie nie ma się podobać drugi mężczyzna? Wyobrażam sobie, że mężczyzna może zachwycić się drugim mężczyzną, jak również kobieta drugą kobietą. W wywiadzie dla „Playboya” (1996) opowiadała Tomaszowi Raczkowi: Na moim przyjęciu ma prawo być każdy: mahometanin, Żyd, sto gejów i lesbijek, jeśli mają rozum i serce. Oczywiście, każdy ma prawo mówić, co chce w domowym zaciszu, ale kiedy nietolerancyjne poglądy wypowiada ktoś, za kim stoi władza, na przykład Kościół katolicki, to mi się wtedy otwiera nóź w kieszeni i mam ochotę wrzeszczeć.

Jeśli mnie pociągają mężczyźni, chłopcy, to dlaczego mężczyźnie nie ma się podobać drugi mężczyzna? Wyobrażam sobie, że mężczyzna może zachwycić się drugim mężczyzną, jak również kobieta drugą kobietą.

(Kora Jackowska, 1992)

Kora była pierwszą wielką gwiazdą muzyki, która zdecydowała się udzielić wywiadu gejowskolesbijskiemu miesięcznikowi „Inaczej”, dopiero później ukazały się rozmowy z Marylą Rodowicz, Małgorzatą Ostrowską, Agnieszką Chylińską. Mówiła: Mamy wielu przyjaciół gejów o bardzo ciekawych umysłach, którzy robią naprawdę wspaniałe rzeczy, a poza tym są bardzo miłymi i wartościowymi ludźmi. Lubię w gejach tę podwójną rolę seksualną, pewien rodzaj niedopowiedzenia i nieagresywność cielesną. Cenię ten szczególny rodzaj kontaktu umysłowego, który zachodzi między heteroseksualną kobietą i gejami (1997).

Kiedy zaczęto przyznawać Tęczowe Laury dla osób szczególnie zasłużonych dla społeczności LGBT, jasne stało się, że wśród wyróżnionych nie może zabraknąć Kory. Z okazji wręczenia nagrody w lipcu 1999 r. odbył się koncert Maanamu w radiowej Trojce. Wkrótce czytelnicy „Inaczej” wybierający na koniec wieku indywidualności z całego świata ważne dla gejów i lesbijek przyznali wokalistce Maanamu siódme miejsce w rankingu, co było zaskoczeniem nawet dla redakcji. Piosenkarka uplasowała się tuż za Eltonem Johnem, a wyprzedziła nie tylko Martinę Navratilową, ale też Pedro Almodovara, George’a Michaela i księdza Arkadiusza Nowaka (wywiad z Korą opublikowaliśmy w „Replice” nr 14).

Kiedy nietolerancyjne poglądy wypowiada ktoś, za kim stoi władza, na przykład Kościół katolicki, to mi się wtedy otwiera nóź w kieszeni

(Kora Jackowska, 1996)

Kinga Dunin

W latach 90. w polskich mediach pojawiła się grupa intelektualistek popularyzujących poglądy feministyczne. Szczególną pozycję zdobyła wśród nich Kinga Dunin, krytyczka literacka i socjolożka kultury, która od początku swojej działalności publicznej włączała prawa mniejszości seksualnych do pakietu kwestii lewicowych. Już w jej pierwszej książce „Tao gospodyni domowej” (1996) znalazł się opis programu „Na każdy temat” poświęconego lesbijkom. Dunin obnażała ograniczenia prowadzącego talk-show Andrzeja Wojciechowskiego, począwszy od absurdalnego pytania: „Dlaczego woli pani kobiety?”, na które właściwie nie sposób dobrze odpowiedzieć. O cztery lata późniejsza „Karoca z dyni” znalazła się w finale nagrody literackiej NIKE 2001. Opowieścią łącząca ten zbiór esejów stała się bajka o Kopciuszku, która może mieć rożne interpretacje i zakończenia, np. takie: Rano okazało się, że choć bal był bardzo udany, królewicz nie wybrał dla siebie żadnej żony, a o świcie znaleziono go w ustronnej altance z pewnym uroczym dworzaninem. W latach 1998-99 Dunin zadebiutowała jako pisarka powieści dla młodzieży, jej dyptyk „Tabu” i „Obciach” opowiadający o miłości Marty i Marka, rodzeństwa ciotecznego, był polemiką z powieściami rodzinnymi Małgorzaty Musierowicz, a także przedstawieniem zalet i wad wychowania tradycyjnego i liberalnego. Przy okazji autorka poruszyła kwestię kazirodztwa, a więc przekraczania zakazów kulturowych.

Kiedy pod koniec lat 90. powstawał dodatek dla kobiet „Gazety Wyborczej” – „Wysokie Obcasy”, Kindze Dunin zaproponowano pisanie felietonów na zmianę z Joanną Szczepkowską. W zamierzeniu chodziło o zderzenie dwóch osobowości, w efekcie okazało się, że ostre i prześmiewcze teksty Dunin przyćmiły nie tylko pozbawione wyrazu historyjki znanej aktorki, ale dodały pazura całemu tygodnikowi. Pojawienie się postaci tego formatu w dodatku najważniejszej gazety obnażyło pseudoliberalizm nie tylko polskiej prasy, ale całej sfery publicznej. Nikt nie był przyzwyczajony, że można regularnie, błyskotliwie i dowcipnie pisać o tradycyjnym małżeństwie („Lipa aż do śmierci”), mniejszościach seksualnych („Lesbijki i geje to nie oni, tylko my”), konkubinacie („Konkubinat? Czemu nie!”), kwestii finansowej aborcji („Masz szmal – jesteś podmiotem, nie masz – stajesz się przedmiotem”) czy wyjaśniać, na czym polega akceptacja wielu kobiet dla molestowania seksualnego („Chichot szczypanej sługi”). Jako jedna z pierwszych Kinga Dunin stanowczo opowiedziała się za prawem gejów i lesbijek do adopcji i wychowywania dzieci: Są dobre i złe związki. Lepsi i gorsi rodzice. I nie ma to większego związku z orientacją seksualną. Trudno mi więc pojąć, dlaczego niektórzy uważają za skandal, że dziewięciomiesięcznemu niemowlęciu matkują dwie lesbijki – jedna ze świeżo poślubionych holenderskich par. A trzynaścioro dzieci z bieszczadzkiej wsi, brudnych i głodnych, obdzierających ze skory królika, to co to jest? Święty porządek? To już wolę skandal (2001). W książce „Czego chcecie ode mnie, Wysokie Obcasy?” (2002) dopowiadała: Skoro wartością związku jest jego jakość, uczciwość, a dobro dziecka niekoniecznie jest jednoznaczne ze wzrastaniem w tradycyjnej rodzinie, jakie istnieją właściwie powody, żeby odmówić legalizacji parom homoseksualnym? Takie podejście kilkanaście lat temu wywoływało szok i agresję: Po moim felietonie „Louis i George” w którym opowiadałam się za przyznaniem osobom homoseksualnym prawa do zawierania związków małżeńskich i adoptowania dzieci, otrzymałam parę listów z wątpliwościami. Na przykład – jaki jest sens istnienia takiej zboczonej szmaty jak ja? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Może jest nim powielanie DNA? Tak zaczyna się felieton o homofobii „Obcy w szkole” (2001).

Artykuł Kingi Dunin „Fałszywi przyjaciele” rozpoczął zbiór „Homofobia po polsku” (2004), który jest swoistym podsumowaniem dyskusji na temat homoseksualizmu z przełomu wieków. Można to uznać za symboliczne podkreślenie jej roli dla społeczności LGBT. Jak napisali w podziękowaniach redaktorzy książki, bez niej nic nie ruszyłoby z miejsca (wywiad z Kingą Dunin opublikowaliśmy w „Replice” nr 15– przyp. red.).

W tym czasie ruch LGBT miał już zresztą kolejnych sojuszników, a raczej – sojuszniczki. Obecna wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka miała swój udział w powstaniu Kampanii Przeciw Homofobii w 2001 r., senatorka Maria Szyszkowska w 2003 r. przedłożyła pierwszy projekt ustawy o związkach partnerskich, a Izabela Jaruga- Nowacka, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, późniejsza wicepremierka, w 2003 r. wyasygnowała środki na wsparcie pierwszej wielkiej akcji społecznej KPH – „Niech nas zobaczą”.

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Długodystansowiec

Z Krzysztofem Śmiszkiem, założycielem Grupy Prawnej Kampanii Przeciw Homofobii, obecnie szefem Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: Agata Kubis

 

To prawda, że zgłosiłeś się do Kampanii Przeciw Homofobii, bo podobał ci się Robert Biedroń?

Tak (śmiech). Ale nie tylko dlatego! Byłem studentem piątego roku prawa i interesowałem się problematyką dyskryminacji w prawnym kontekście. Matką chrzestną tego zainteresowania była moja promotorka – profesor Eleonora Zielińska. Chciałem pogłębiać wiedzę szczególnie jeśli chodzi o sprawy LGBT, ale nie bardzo wiedziałem jak – wtedy, jesienią 2002 r., to była trochę egzotyka. Gdy w „Życiu Warszawy” zobaczyłem artykuł o KPH zilustrowany zdjęciem jej szefa, czyli Roberta, postanowiłem, że zgłoszę się na wolontariusza. Może się przydam, a przy okazji poznam tego gościa.

Założyłeś Grupę Prawną KPH, która działa do dziś. Z Robertem od dwunastu lat tworzycie parę.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie – w gejowskim klubie Rasco, bo KPH nie miała wtedy siedziby. Okazało się, że do zrobienia jest wszystko. Byłem pierwszym prawnikiem, który się do nich zgłosił.

Już wiedziałeś, że tematyka LGBT to twoja przyszłość zawodowa?

Nie. Traktowałem to jako hobby. Chciałem specjalizować się w sprawach o defraudację unijnych funduszy, z tego pisałem pracę magisterską. Wyszło inaczej.

Od czego zacząłeś w KPH?

Od zera. Działałem metodą prób i błędów kierując się intuicją i trochę wzorując się na Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przez pierwszych kilka miesięcy ta moja Grupa Prawna składała się z jednej osoby, mnie. Potem zaczęli dołączać inni prawnicy, a raczej prawniczki – m.in. Monika Zima, Anna Konieczna, Wiolka Sejbuk.

Wyznaczyliśmy sobie cotygodniowe dyżury, podczas których służyliśmy poradą prawną.

Czego dotyczyły pierwsze sprawy?

Pisała na przykład przyjaciółka nastoletniego geja, który wyoutował się rodzicom. Zamknęli go w areszcie domowym. Byli tak zdeterminowani, żeby szlabanem wybić mu z głowy homoseksualizm, że zniszczyli większość jego ubrań, tak, że nawet nie miał jak wyjść z domu. Ta dziewczyna prosiła nas o interwencję, choć niewiele mogliśmy zrobić.

Albo dzwonił ktoś i mówił, że natychmiast musimy przyjechać do np. Konina, bo właśnie z domu został wyrzucony młody gej czy lesbijka. Szybko nauczyliśmy się, że nie możemy angażować się w każdą sprawę. Traktowano nas jako pomoc od wszystkiego, co ma związek z LGBT. Niektórzy byli nawet agresywni – np. żądano od nas, byśmy reprezentowali w sądzie ludzi w sprawach o dyskryminację ze względu na orientację seksualną. A my byliśmy tylko grupą studentów zapaleńców.

Ale odnosiliśmy i małe sukcesy. Zajęliśmy się sprawą pewnego kelnera geja, który okradł własną restaurację i na policji strasznie go potraktowano – szydzono z jego orientacji, kazano mu się rozebrać się do naga. Nasza interwencja doprowadziła do upomnienia jednego z policjantów. Niedużo, ale zawsze coś.

W 2003 r. profesor Maria Szyszkowska przedstawiła projekt ustawy o związkach partnerskich.

Współpracowaliśmy z panią profesor. W tym samym roku wystartowała przełomowa akcja KPH „Niech nas zobaczą”. Grupa Prawna przygotowała natomiast stronę mojeprawa.info – pierwszą, w której kompleksowo geje i lesbijki mogli przeczytać o swoich prawach podzielonych według kategorii: w wojsku (wtedy służba była jeszcze obowiązkowa!), na policji, w pracy.

Nowelizacja Kodeksu pracy z zapisem o zakazie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną weszła w życie 1 stycznia 2004 r. Mieliście sprawy z tej dziedziny?

Tak. Np. Telewizja Polska oferowała swym pracownikom dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, z którego korzystać mogli ich małżonkowie oraz partnerzy/rki z nieformalnych związków – ale tylko różnopłciowych. Dzięki m.in. naszemu zaangażowaniu Telewizja objęła ubezpieczeniem również partnerów/rki ze związków tej samej płci.

Albo dyskryminacyjny podział Funduszu Socjalnego polegający na tym, że nie pozwala się wykazywać dochodu partnera/rki, jeśli mamy do czynienia z parą tej samej płci. Efekt w niektórych przypadkach może być taki, że jeden pracownik otrzyma zapomogę, a drugi nie – tylko dlatego, że jeden jest w nieformalnym związku rożnej płci, a drugi – w związku jednopłciowym.

Takie sytuacje zdarzają się nadal, bo nadal nie mamy związków partnerskich.

Na pewno chcesz zapytać, czy mamy sprawy wyrzucenia kogoś z pracy za samo bycie gejem czy lesbijką. Najczęściej w takich przypadkach wynajduje się inny pretekst zwolnienia, ale jednak bywają. Szlaki przetarł Ireneusz Muzalski, kasjer z sieci Netto, na rzecz którego sąd zasądził odszkodowanie (patrz: „Replika” nr 41 – przyp. red.). Teraz toczy się proces pewnego homoseksualnego ochroniarza, który został wyrzucony z pracy po tym, jak szef zobaczył go w telewizji na migawkach z Marszu Równości i stwierdził, że nie chce gejów w swojej firmie. Sąd niedługo rozstrzygnie również w sprawie osoby, która twierdzi, że została zwolniona z pracy na jednej z uczelni za transseksualizm.

A sprawy niezwiązane z pracą?

Dużo pobić. Ich liczba się niestety nie zmniejsza. Poza tym mieliśmy sprawę starszego pana, który mieszkał z partnerem w jego mieszkaniu zakładowym, a po jego śmierci został z tego mieszkania wyrzucony.

Zajmujemy się też sprawą lesbijki, której sąd odebrał prawa rodzicielskie. Jest matką czworga dzieci. Po rozwodzie z mężem związała się z kobietą. Sprawa jest już od czterech lat analizowana przez Trybunał w Strasburgu. Wciąż czekamy, czy zostanie przyjęta do rozpatrzenia.

Trzy kwestie LGBT, które wymagają zmiany w polskim systemie prawnym?

Wymienię cztery. Pierwsza jest oczywista: związki partnerskie, których brak powoli czyni nas „wyspą” w Unii Europejskiej i jawnie łamie fundamentalną w UE zasadę wolnego przepływu osób. Jaskrawy przykład mieliśmy niedawno: Dominikańczyk i Polak będący w związku partnerskim w Wielkiej Brytanii przyjechali do Polski, do rodziny tego drugiego w odwiedziny i… Dominikańczyk – jako „obca” osoba dla tego Polaka – nie został wpuszczony. Spędził kilka dni w areszcie na granicy.

Druga kwestia to regulacja procesu korekty płci, kluczowa dla osób transpłciowych. Dalej nowelizacja Kodeksu karnego, polegająca na rozpoznawaniu przestępstw z nienawiści i mowy nienawiści motywowanej homofobią. Dopóki nie zostanie przeprowadzona, będziemy mieli takie kwiatki, jak niedawny wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy Woli stwierdzający, że słowo „pedał” nie jest obraźliwe. Chodziło o młodego mężczyznę, którego zwyzywali policjanci.

Według badania CBOS sprzed paru lat, słowo „pedał jest w Polsce na pierwszym miejscu obelg.

Gdyby w prawie był paragraf chroniący przed mową nienawiści ze względu na orientację seksualną, pełniłby funkcję edukacyjną, nie tylko wobec tzw. zwykłych ludzi, ale też wobec sędziów.

A czwarta sprawa?

Nowelizacja ustawy równościowej. Potrzebujemy nie tylko ochrony przed dyskryminacją w miejscu pracy, ale także w szkole, w dostępie do dóbr i usług czy do opieki zdrowotnej.

Dziś Grupą Prawną KPH kieruje Zosia Jabłońska. Ty masz na koncie pracę w Biurze Pełnomocniczki rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn (gdy szefowała mu Izabela Jaruga-Nowacka), a także dwa lata w Equinecie, organizacji grupującej organy ds. równego traktowania w UE. Teraz jesteś szefem Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Jak oceniasz edukację prawników w kwestiach LGBT?

Niezbyt wysoko, ale dokonuje się postęp. To jest praca na lata, ale OK, ja jestem długodystansowcem. W kwietniu na specjalnej konferencji Naczelnej Rady Adwokackiej dyskutowano o kwestiach równościowych. Stu renomowanych adwokatów słuchało m.in. o sprawach LGBT – dawniej to byłaby abstrakcyjna sytuacja! Dziś sprawy LGBT stają się częścią „składową” pakietu prawno-człowieczego. Profesor Ewa Łętowska pojawia się na okładce „Repliki”, PTPA współpracuje stale z około sześćdziesięcioma prawnikami. Prawniczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka bierze pro bono sprawę Wilsona Sekiziviyu, ugandyjskiego geja starającego się w Polsce o azyl ze względu na orientację seksualną i ze znajomością tematu wyjaśnia sądowi sytuację osób LGBT w Ugandzie – tak, wiele się zmieniło. Ale jest i druga strona medalu – zaczynają powstawać konserwatywne think tanki prawników. Wciąż brakuje solidnej edukacji na temat praw człowieka – nie tylko na studiach prawniczych, ale również na aplikacjach.

Na koniec mam dwa pytania o twój związek z Robertem, który ponoć jest jedną wielką sielanką wolną od konfliktów. Czy przenosicie sprawy zawodowe na grunt prywatny i jaką macie receptę na szczęście we dwóch?

Oczywiście, że przenosimy. Bez przerwy dyskutujemy o polityce i prawie. A co do recept – każdy związek może działać dobrze, opierając się na rożnych zasadach, więc wolałbym uniknąć porad… Dużo wolności, mało zazdrości, zero podejrzliwości.

 

Tekst z nr 49/5-6 2014.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Świat mi się powiększył

W przededniu III edycji Akademii Zaangażowanego Rodzica Kampanii Przeciw Homofobii o tym, jak wyglądają zajęcia AZR, o coming outach dzieci i swych własnych opowiadają rodzice z II edycji (część 1)

 

Na zdjęciu rodzice II edycji Akademii Zaangażowanego Rodzica, w tym nasze rozmówczynie: Anna Skalska, mama Kamili – piąta od lewej, Joanna, mama Wiktora – pierwsza od lewej, Elżbieta, mama Mateusza – siódma od lewej, Julita, mama Michała – trzecia od lewej. Pierwsza z prawej kuca Katarzyna Remin, koordynatorka Akademii, obok niej – dr Katarzyna Bojarska, seksuolożka, która w Akademii prowadzi zajęcia „Czym jest homoseksualność?”; foto: KPH

 

Akademia Zaangażowanego Rodzica ruszyła w Kampanii Przeciw Homofobii jeszcze przed słynną, zeszłoroczną akcją „Rodzice, odważcie się mówić” (patrz: „Replika” nr 39). Zajęcia AZR to sześciomiesięczny cykl weekendowych spotkań, podczas których rodzice dzieci LGBT nie tylko poznają się i dzielą doświadczeniami, ale otrzymują też podstawy wiedzy na temat LGBT: czym jest homoseksualność, co coming out dziecka zmienia w życiu rodzica, jak radzić sobie w sytuacji konfliktowej, jak prowadzić dialog z osobami wierzącymi itp. Wśród prowadzących – specjaliści: Katarzyna Bojarska, Aneta Rogowska, Renata Romanowska, Robert Witzling, Agnieszka Olszewska, Zofia Jabłońska. Koordynatorką AZR jest Katarzyna Remin, trenerka antydyskryminacyjna.

W tym numerze „Repliki” prezentujemy wypowiedzi pierwszych pięciu rodziców z II edycji AZR, kolejne – w drugiej części materiału w następnym numerze.

Anna Skalska, mama Kamili

Podoba mi się hasło: jak nie akceptujesz związków gejów czy lesbijek, to nie wiąż się z gejem ani z lesbijką. Wszystko na ten temat, nie?

Moja córka Kamila ma teraz 30 lat, ujawniła się przede mną 10 lat temu. Domyślałam się, ale nie prowokowałam rozmowy, odwlekałam, nie byłam ciekawa. Dopóki Kamila nie powiedziała wprost, mogłam mieć nadzieję, że to nie „to”. A potem „jestem lesbijką” – i klamka zapadła. Martwiłam się, jak sobie da radę, czy wyemigruje gdzieś, gdzie homofobii jest mniej… Ale nie sądziłam, że ten jej coming out zmieni moje życie.

A zmienił. Świat mi się nagle powiększył o wszystkie osoby LGBT. Jak sobie to człowiek raz uświadomi, to już nie ma kroku w tył. Wszędzie dostrzegam heteronormę. Tak to urządziliśmy, że nie ma miejsca dla LGBT i dla innych mniejszości też, choćby dla niepełnosprawnych. Wiedziałam, że demokracja to rządy większości z poszanowaniem mniejszości, ale teraz widzę wyraźniej, jak to u nas wygląda w praktyce – niezbyt dobrze.

Zgłosiłam się do Akademii Zaangażowanego Rodzica, bo stwierdziłam, że mogę pomoc innym rodzicom. Dla wielu homoseksualizm syna czy córki może być trudną sprawą, szczególnie, jak mieszka się w małym mieście i tkwi się w klimatach typu „przy kolędzie kolacja dla księdza”. Czują się zagubieni. Sama też skorzystałam z zajęć. Zdałam sobie bardziej sprawę, że dla dziecka wyjście z szafy przed rodzicem to początek nowego etapu, a rodzic wtedy najczęściej do tej szafy wchodzi. Nagle się odkrywa, że się należy do mniejszości. Szuka się więc: gdzie są inni tacy jak ja?

Jeśli chodzi o moje własne coming outy, to ważnym wydarzeniem był ślub mojej drugiej córki. Wiele osób, z rodziny i przyjaciół, dowiedziało się o Kamili. Nie ukrywam, była to pewna weryfikacja.

Dziś lepiej umiem reagować, gdy wypływa temat LGBT. Ciągle stykam się z tekstami typu: „Niech robią, co chcą, tylko niech się nie pokazują”. Ripostuję: „A ty się nie pokazujesz? Zastanawiasz się za każdym razem, gdy bierzesz żonę za rękę na ulicy?”. Pary jednopłciowe wciąż są tabu. W gronie znajomych często wałkujemy sprawy naszych dzieci, ich związków, narzeczonych. Ktoś mówi „mój syn pojechał na wakacje z dziewczyną” i wszyscy dopytują – co to za dziewczyna, co robi, jak wygląda, dokąd pojechali. Ale gdy ja coś powiem o dziewczynie Kamili, to zapada niezręczna cisza. Gdy kolega, z którym dawno się nie widziałam, zapytał, jak tam moje córki, powiedziałam: „Jedna mieszka z chłopakiem, a druga z dziewczyną”. Był w szoku: „Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak otwarcie o tym mówił”. Wiele osób łapie homofobiczne poglądy bezwiednie. To się bierze z niewiedzy. Można temu zaradzić w jeden sposób – pokazując się.

Joanna, mama Wiktora

Gdy trafiłam do AZR, byłam już uświadomioną mamą geja. W Łodzi, gdzie mieszkam, uczestniczyłam w spotkaniach grupy wsparcia dla rodziców homoseksualnych dzieci. Potrzebowałam jeszcze pomocy, aby wybaczyć sobie brak wcześniejszych starań o poznanie swojego dorastającego dziecka, w tym – jego orientacji seksualnej.

W pewnym sensie sprowokowałam coming out Wiktora. Otóż mój młodszy syn oświadczył, że się żeni. Miał dopiero 21 lat, uznałam, że to za wcześnie. W rozmowie z Wiktorem, czyli starszym synem, oczekiwałam potwierdzenia moich obaw, a on nie dość, że stanął twardo po stronie brata, to wyznał, z jakiego powodu nie planuje ślubu, choć jest starszy. Przyznaję, to był szok, dlatego już następnego dnia powiedziałam o wszystkim najbliższej rodzinie, która, zgodnie z moim oczekiwaniem, okazała akceptację. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej.

W AZR najważniejsze dla mnie było samo poznanie innych rodziców, z którymi mogłam wymienić doświadczenia, znaleźć zrozumienie. Czasami był śmiech przez łzy, np. gdy kolejny raz okazywało się, że nasze dziecko dokonywało przed nami coming outu na 2-3 minuty przed odjazdem swojego pociągu czy odlotem samolotu, pozostawiając nas sam na sam z tym wielkim przeżyciem.

Była przystępnie przekazana fachowa wiedza, wspólna Parada Równości i zawsze ogromna życzliwość osób organizujących i gospodarzy spotkań. Pozostały nowe znajomości – myślę, że już na zawsze – i „telefon do przyjaciela”, gdy tylko będzie potrzebny.

Elżbieta, mama Mateusza

Czułam się wyobcowana. Nie znałam żadnego rodzica homoseksualnego dziecka. Akademia to zmieniła. Odblokowałam się, to było wspaniałe. Usłyszałam te wszystkie historie – trochę podobne do mojej, a trochę rożne.

Mój Mateusz ma teraz 26 lat, chyba jest trochę samotnikiem. Ma artystyczną duszę i ten coming out zrobił na swój specyficzny sposób. Dawno temu – był jeszcze w podstawówce, gdy zaczął zostawiać na wierzchu swoje notatki albo pamiętnik leżał otwarty na biurku. Miałam wrażenie, że celowo, ale on zaprzecza. W każdym razie, jak się ma te 14 lat, to jeszcze mamusia sprząta w pokoju synka, no, więc mamusia „przypadkiem” przeczytała. Była rozpacz. Na początku tego nie udźwignęłam i nie zdobyłam się na rozmowę. W jakimś telefonie zaufania powiedziano mi, że może to tylko taka faza, ale ja już wiedziałam, że to nie żadna faza. Musiało minąć jakieś półtora roku, zanim zebraliśmy się z mężem i powiedzieliśmy mu, że wiemy i że go kochamy, a jego homoseksualność nic nie zmienia.

Chodził do liceum plastycznego, w którym rożnego rodzaju oryginałów było wielu – więc był tam w miarę bezpieczny. Ale generalnie bałam się o niego i nadal boję.

Dziwię się, że w Akademii Zaangażowanego Rodzica uczestniczyło tylko kilkanaście osób. Gdzie są ci wszyscy rodzice? Chowają się gdzieś, boją, tymczasem rozmowa tyle daje… Nawet jak teraz z panem rozmawiam, to się fajnie czuję.

Mateusz ma mnóstwo koleżanek, dla których jest fantastycznym przyjacielem. Zazdroszczę im – sama bym takiego przyjaciela chciała mieć! Tylko kolegów gejów jakoś nie ma. A ja bym chciała, żeby poznał kogoś i się zakochał. Czekam na ten moment, że przedstawi mi jakiegoś fajnego faceta.

Julita i Krzysztof, rodzice Michał

Julita: Michał ujawnił się przed nami już pięć lat temu, gdy miał 16 lat. Od tego czasu szukałam możliwości dowiedzenia się więcej o homoseksualizmie, chciałam syna lepiej zrozumieć. Zajęcia na AZR były świetne, szczególnie te z Kasią Bojarską. Uświadomiły mi, jak trudne jest odkrywanie homoseksualności w sytuacji, gdy cały świat wokół ciebie jest hetero. Skąd Michał miał czerpać wzorce? Przecież mój mąż i ja jesteśmy parą z innej bajki. Widzę dziś, jak ogromna, uświadamiająca praca jest do wykonania. Dostałam w KPH materiały. Jestem nauczycielką i rozdaję je.

Krzysztof: Jak usłyszałem wyznanie Michała, to poczułem lęk oraz… ulgę. Bo już jak miał cztery czy pięć lat, to zauważyłem, że on jest inny od typowych chłopców. I ciągle się męczyłem: o co chodzi? Jak powiedział: jestem gejem – to wszystko mi się wyjaśniło, puzzle mi się w jednej chwili złożyły (śmiech). Wcześniej dziwiłem się niektórym zachowaniom Michała, nie mogłem ich umiejscowić w pewnym katalogu „męskich” zachowań, które obserwowałem we własnym dzieciństwie lub u moich heteroseksualnych kolegów. Tylko niech pan napisze „męskich” w cudzysłowie. Te zachowania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, że mój syn jest gejem.

Nie mam problemu z gejami. Mój najbliższy kumpel ze studiów, z którym mieszkałem w jednym pokoju w akademiku, był gejem. Ale ta nasza kultura jest taka, że się chłonie homofobię – więc nie dam głowy, pewnie zdarzało mi się coś chlapnąć bez sensu, a Michał to słyszał. Dziś już się kontroluję. Chociaż właściwie to nie. To nie jest kontrola. Teraz nawet mi do głowy nic takiego nie przychodzi.

Z braku czasu byłem tylko na trzech zajęciach AZR (dlatego Krzysztofa nie ma na zdjęciu – przyp. red.), ale podszkoliłem się. Społeczność LGBT ma moje pełne poparcie. Z wami świat jest fajniejszy.

 

Kampania Przeciw Homofobii zaprasza na III edycję Akademii Zaangażowanego Rodzica.
Kontakt: Katarzyna Remin, [email protected]

 

Tekst z nr 49/5-6 2014.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Heterosojusznicy, chodźcie z nami!

Ruch LGBT potrzebuje mocnego głosu naszych heteroprzyjaciół, nie tylko celebrytów/ek

 

 

Tekst: FRANCISZKA SADY, KOORDYNATORKA AKCJI KAMPANII PRZECIW HOMOFOBII „RAMIĘ W RAMIĘ PO RÓWNOŚĆ”
Foto: AGATA KUBIS

Trzy lata temu Kampania Przeciw Homofobii zainicjowała ruch sojuszników/czek osób LGBT. Inspiracją była nasza pierwsza gala „Ramię w ramię po równość” z udziałem celebrytów/ ek, za pomocą której chcieliśmy pokazać, jak ważne jest wsparcie osób heteroseksualnych w walce o równe prawa osób LGBT.

Dla mnie jako osoby hetero, matki i po prostu człowieka, dla którego równość i sprawiedliwość są kluczowymi wartościami w życiu, współtworzenie ruchu sojuszniczego jest szczególnie ważne. Do KPH trafiłam niedługo po tym, jak organizacja ta wypuściła kampanię „Rodzice, odważcie się mówić!” (2013), w której rodzice osób LGBT mówili o wsparciu dla swych dzieci. Dowiedziałam się o niej z internetu, byłam zachwycona, a bardzo szybko też mocno zszokowana ilością hejtu, który się przy tej okazji pojawił. Śledziłam komentarze na Facebooku i nie mogłam uwierzyć, że poziom homofobii w Polsce jest tak wielki. Mam wrażenie, że wychowałam się i dorosłam w jakiejś bańce, ponieważ w mojej rodzinie, wśród przyjaciół i znajomych homofobia nie istniała. Każda orientacja seksualna i tożsamość płciowa były w pełni akceptowane, różnica między np. byciem kobietą hetero i lesbijką była dla mnie jak różnica między niebieskimi i brązowymi oczami. Dopiero reakcje obcych ludzi na kampanię „Rodzice, odważcie się mówić!” uświadomiły mi, że coś jest tu nie tak. Bardzo mnie to zasmuciło i zawstydziło. Zdałam sobie sprawę, że muszę coś z tym zrobić, że jako osoba heteroseksualna mam po prostu taki obowiązek, bo jak nie ja, to kto?! Zostałam wolontariuszką KPH, a po jakim czasie etatową pracowniczką.

Chcemy, by znak ruchu sojuszniczego utworzony po pierwszej gali „Ramię w ramię…” stał się dumnym symbolem wsparcia, równości i akceptacji. Razem z Wiolą Jaworską i Kasią Remin nagrałyśmy dwa lata temu video ze zmarłym niedawno Zbigniewem Wodeckim, w którym opowiada on o swoim wsparciu dla osób LGBT. Bardzo szybko pojawiły się kolejne osoby – Maryla Rodowicz, Marta Dymek (Jadłonomia), Natalia Przybysz, Mateusz Janicki, Dorota Wellman, zespół Lao Che (którego perkusista przy okazji dokonał swojego publicznego coming outu), Małgorzata Ostrowska i wiele innych. Wiemy, że dzięki osobom, które są rozpoznawalne udaje nam się dotrzeć do tzw. zwykłych ludzi i pokazać im, jak ważne jest, by większość wspierała prawa mniejszości. To jest pierwszy krok. Drugi krok należy już do każdego z nas, tu apeluję do osób heteroseksualnych – każdy i każda z nas może i powinna reagować na homofobię i transfobię, na uszczypliwe komentarze i głupie żarty, nie godzić się na mowę nienawiści. Chciałabym, żebyśmy nie wstydzili się być sojusznikami, mówili o tym znajomym, przychodzili na Parady i Marsze Równości, zabierali na nie swoich przyjaciół i rodziny. Chciałabym, żebyśmy uczyli nasze dzieci, że każda orientacja seksualna i tożsamość płciowa są sobie równe, a każda osoba zasługuje na szacunek i takie same prawa. Zachęcam też do przekazania darowizn na działania Kampanii Przeciw Homofobii – potrzebnych m.in. na dalszy rozwój ruchu sojuszniczego. Bardzo chcę, żebyśmy wszyscy razem żyli w tym kraju normalnie i szczęśliwie.

 

Tekst z nr 68/7-8 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Wszyscy jesteśmy fetyszystami

Z WIOLĄ JAWORSKĄ, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia MARIUSZ KURC

 

foto: Magdalena Braniewska

 

Prowadzisz zajęcia w Instytucie Pozytywnej Seksualności, działasz w Kampanii Przeciw Homofobii. Według obiegowej opinii psychologią interesują się przede wszystkim ci, którzy sami mają skomplikowaną psychikę, a seksuologią – ci, którzy sami mają skomplikowaną seksualność.

To uproszczenie. Ale zgoda – w moim przypadku zainteresowanie tymi sferami rosło wraz z tym, jak odkrywałam, że jestem lesbijką i jak musiałam w związku z tym przeformułować świat norm, w których byłam wychowywana. Uważam jednak, że seksualność to bardzo szeroki temat, daleko wykraczający poza tożsamość czy orientację.

Świat norm? Masz na myśli heteronormę.

Tak, praktycznie wszyscy w niej wzrastamy – i jeśli jesteś LGBT, to zderzenie następuje nieuchronnie. Rodzice dopytują córkę o chłopaka, narzeczonego, rodzinę z mężem u boku. Albo syna o dziewczynę itd. Kwestia, czy uda ci się z tego konfliktu wewnętrznego szybko wyjść cało, czy też musisz powalczyć.

Sporo osób LGBT idzie w trzecią opcję – poddają się heteronormie.

Ale wtedy tracisz siebie, a przynajmniej ważną część siebie. To jest wysoka cena.

Jak u ciebie to zderzenie wyglądało?

Dla mnie ważne jest, żeby każda osoba miała możliwość wyrażania siebie taką jaką jest. I o to walczę. Pracuję w nurcie Gestalt, który wywodzi się z psychologii humanistycznej. To nurt, w którym praca w głównej mierze opiera się na budowaniu relacji w gabinecie pomiędzy klientką/em a terapeutką/ą – trochę inaczej niż w terapii analitycznej czy behawioralnej. Istotne jest niezakładanie niczego, „ciekawienie się” klientką/em. Terapia Gestalt ma na celu poszerzanie świadomości oraz wprowadzanie zmian w życie.

A z mówieniem szerzej o sobie samej mam pewien dylemat. Jako psychoterapeutka wiem, że klienci/tki, którzy mogą czytać „Replikę”, nie powinni i zresztą nawet chyba nie chcą wiedzieć wiele o swej terapeutce. W gabinecie mam być „przezroczysta”, istnieję tylko jako pomoc w rozwiązaniu problemu, nie opowiadam o swoich sprawach. Pacjent wie o mnie tylko tyle, ile widzi. Widzi, że jestem kobietą, a więc moją płeć. Widzi też pewnie mój wiek, mniej więcej. Orientacji seksualnej nie widzi, niemniej, ponieważ żyjemy w heteronormie, to z automatu zakłada, że jestem hetero. Więc milcząc na temat mojej homoseksualności, wpisuję się w heteronormę.

Tymczasem przecież sama zachęcam do podważania jej i do otwartości w mówieniu o seksualności – więc ukrywanie swej własnej byłoby z tym sprzeczne. Opowiedzenie własnej historii może mieć czasem wręcz znaczenie terapeutyczne dla innych. Z tych powodów nie chcę więc ukrywać, że jestem lesbijką, ale też nie chcę się nad sobą rozwodzić, ok? OK. Dość powiedzieć, że swoje przeszłam. Mam za sobą niejeden trudny coming out i wiem, co oznacza być nieakceptowaną ze względu na homoseksualność.

Może gdyby u ciebie ten proces samoakceptacji i coming outu był gładki, trudniej byłoby ci zrozumieć tych, którzy mają z tym problem?

Niekoniecznie. Gdyby tak było, osoby heteroseksualne nie mogłyby prowadzić terapii osób LGBT, a przecież prowadzą ją i nierzadko są świetnymi specjalistami. Tu nie chodzi o to, jaką kto ma orientację albo czy doświadcza homofobii czy nie, tylko o wiedzę i umiejętności. To nie jest tak, że ponieważ jestem lesbijką, to mam predyspozycje do pracy z osobami LGBTQ. To, że – mam nadzieję – jestem dobra w tym, co robię, wynika z mojej wiedzy, z przeczytanych książek, z chęci nieustannego doszkalania się, z kontaktów z osobami LGBT, z wysłuchania dziesiątek ich doświadczeń – nie z samej mojej orientacji. Wszystkim terapeutom radzę, by szkolili się w kwestiach LGBT, bo praktycznie każdemu terapeucie pacjenci LGBT się zdarzają.

Osobiste doświadczenie to tylko wisienka na torcie, dodatek, którego może nawet nie być.

Spotkałaś się na studiach z homofobią?

Zdarzyło mi się usłyszeć od jednej osoby hetero – i to z wykształceniem psychologicznym! – pytanie: „Jak sądzisz, czy twoja orientacja nie będzie przeszkadzać ci w byciu terapeutką?”. „W jakim sensie?” – udałam, że nie wiem, o co chodzi. „Przecież będziesz mieć głównie do czynienia z osobami hetero”. „A Ty możesz pracować z osobami LGBT, czy nie?” – zapytałam.

Właśnie. Heteroseksualizm uznaje się za coś przezroczystego, obiektywnego, jak nieorientację.

A homoseksualizm – jako skazę na obiektywizmie. Walczę z takim podejściem.

Pracę magisterską pisałaś o kobietach nieheteroseksualnych.

Czułam, że to jest „mój” temat. Dzięki lekturom, które zgłębiałam, pisząc, uświadomiłam sobie, jak złożonym procesem jest coming out. Czytałam prace naukowe i analizowałem je na własnym przykładzie, dostrzegałam opisane tam etapy, które sama przechodziłam – odkrywanie siebie, niezgodę na siebie, potem akceptację, ale i jednoczesne postanowienie, by nikomu o tym nie mówić aż po żmudne wychodzenie z szafy, w którym – jak pokazują badania – postawa rodziców odgrywa kluczową rolę. W trakcie pisania trafiłam po potrzebne mi materiały do biblioteki Kampanii Przeciw Homofobii. Już w KPH zostałam. Na początku jako zwykła wolontariuszka, organizatorka małych happeningów. Potem zaproponowano mi współorganizowanie dorocznych gal sojuszników/ czek LGBT „Ramię w ramię po równość”.

Odkryłaś żyłkę aktywistyczną.

Nie, żyłkę społecznika miałam już wcześniej. W liceum pomagałam ludziom starszym, osobom z niepełnosprawnościami. Działalność na rzecz LGBT doszła tylko do pakietu.

W KPH poznałam Agatę Loewe, która zaprosiła mnie do tworzonego wtedy przez nią Instytutu Pozytywnej Seksualności.

Instytut Pozytywnej Seksualności czyli?

To jest miejsce, istniejące realnie w Warszawie, w którym nie ma seksualnych tabu. Pozytywna Seksualność to idea, która promuje otwartość na seksualność, uwzględniając pewne ograniczenia – to, co się robi, robi się świadomie i za zgodą uczestniczących osób. Bycie „seks pozytywnym” to nastawienie, które traktuje wszystkie konsensualne aktywności seksualne jako fundamentalnie zdrowe i przyjemne.

To, zdaje się, Kinsey powiedział, że jedyna norma w seksualności jest taka, że nie ma norm.

Jakieś zachowania są częstsze, a inne rzadsze – zgadza się, ale to jest tylko statystyka. Więcej osób lubi seks oralny niż analny – no i co z tego? Fetysze to seksualne zjawiska jak każde inne – tyle tylko, że lubiane przez mniejszą liczbę osób. Wszyscy jesteśmy fetyszystami, bo nie ma dwóch identycznych seksualności.

Na przykład do Instytutu przyszedł ktoś, kto chciał się przebrać za pokojówkę. OK! Wizja Pozytywnej Seksualności to wizja, w której jest tysiąc wariantów czerpania przyjemności z tego, że jesteśmy istotami seksualnymi. Chciałabym to podkreślić: seks to coś, czym można i należy się cieszyć.

To są proste stwierdzenia, ale trudne do zrealizowania. Borykamy się z wieloma uprzedzeniami. Bywa, że jedni fetyszyści nie umieją zrozumieć innych. Np. ci, których kręci BDSM oburzają się na tych, którzy kochają przebieranki – i vice versa.

W Instytucie Pozytywnej Seksualności oferujemy kursy dla osób, które same chcą rozwijać swoją seksualność a także szkolenia dla innych terapeutów/ek.

Jakie jeszcze zajęcia macie w ofercie?

Dużą popularnością cieszy się Shibari, czyli warsztaty z japońskiej sztuki wiązania. Mamy warsztaty edukacyjne na temat pomocy i wrażliwości wobec osób LGBT, które prowadzi Jan Świerszcz. Mamy warsztaty z asertywności i komunikacji. Są ćwiczenia, w których partnerzy rozmawiają o swych potrzebach. Są wykłady dla profesjonalistów, czyli edukatorów/ek seksualnych. Agata Loewe prowadzi warsztaty na temat komunikacji w sieci i za pomocą aplikacji Tinder. Organizujemy także przytulanki „Cuddle Party”, które prowadzi Izabela Dziugieł.

Ty prowadzisz grupę dla kobiet niehetero.

Razem z Magdaleną Cupyszak-Szałkowską. Kolejne edycja grupy rusza jesienią – zapraszam!* Zależy nam, by tworzyć przestrzeń, gdzie w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze można rozmawiać i wspierać się nawzajem. Grupa ma na celu wymianę doświadczeń i rozmawianie o swoich uczuciach. To czas spotkania kobiet, które mogą poruszać najważniejsze dla nich tematy. Rozmawiamy o tożsamości seksualnej, coming outach, samotności, dyskryminacji, macierzyństwie, seksie , budowaniu intymnych relacji. Celem grupy jest pogłębienie samoświadomości, zdobycie przez uczestniczki nowych źródeł wsparcia w grupie podobnych osób, a także doskonalenie umiejętności interpersonalnych i społecznych.

Spotykacie się w Instytucie z homofobią? Np. przychodzi para gejów, a inny uczestnik zajęć mówi, że mu to nie pasuje.

Nie spotkałam się. Tacy chyba by nawet nie zgłosili się do naszego Instytutu.

Muszę jeszcze jedno powiedzieć, mimo że nie pytasz. Wiele osób myśli, że instytut Pozytywnej Seksualności jest miejscem, gdzie można uprawiać seks – tak nie jest.

A jest tak, że część ludzi przychodzi do was właściwie po to, by znaleźć partnera czy partnerkę?

Nie wiem. Możliwe, chociaż nie spotkałam osoby, która mówiłaby, ze to jest jej główny powód. Ale jeśli ludzie poznają się w Instytucie, a potem łączą się w pary czy inne różne konstelacje, to super.

*Jeśli masz ochotę dołączyć, napisz: [email protected]

 

Tekst z nr 68/7-8 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Paranoja homofoba

Znani aktorzy w trzyminutowym filmie nowej akcji Kampanii Przeciw Homofobii i grupy La Camera Independent

 

Wojciech Zieliński i Katarzyna Herman – kadr ze spotu kampanii społecznej „Homofobia szkodzi tobie i osobom w twoim otoczeniu”; mat. pras.

 

Wojciech Zieliński, Katarzyna Herman, Piotr Garlicki, Bartek Firlet, Bartek Morawski i Mariusz Drężek wystąpili w trzyminutowym spocie, który ma formę zwiastunu do nieistniejącego filmu.

Adam ma poukładane życie: mieszka w apartamencie (styl Ikea) w prestiżowej warszawskiej dzielnicy, codziennie rano parzy kawę, całusami budzi piękną żonę, potem wsiada do mercedesa, odwozi córeczkę do szkoły, a sam jedzie do intratnej pracy w korpo. Właśnie dostał od szefa nowe zlecenie: ma przekonać pewnych inwestorów do zakupu wieżowca. To dwóch facetów. Adam jedzie odebrać ich na lotnisko i…o, zgrozo! Oni są parą! A potem jeszcze okazuje się, że córeczka na urodzinowej laurce dla tatusia narysowała… tęczę. Tymczasem wiadomości dudnią doniesieniami z Parady Równości. Jeszcze kilka takich „drobiazgów” i Adam czuje się osaczony przez „homoseksualną propagandę”. Wdrukowana w mózg homofobia powoduje irracjonalny lęk i agresję. A to tylko początek.

Pomysł ze spotem pod hasłem „Homofobia szkodzi tobie i osobom w twoim otoczeniu” w formie zwiastunu filmowego powstał półtora roku temu, gdy do Kampanii Przeciw Homofobii zgłosili się członkowie La Camera Independent: Ivo Krankowski (producent), Albert Bana (reżyser) i Mateusz Pacewicz (scenarzysta). Wyżej podpisany został koordynatorem projektu ze strony KPH. Dotychczasowe polskie kampanie społeczne przeciwko homofobii koncentrowały się na obronie jej ofiar – ludzi LGBTQ. W naszym spocie zajmujemy się homofobią od „drugiej strony”, pokazując, że jej ofiarą pada także sam homofob i jego otoczenie – piszemy na stronie internetowej projektu homofobiaszkodzi.pl.

Adam jest naładowany uprzedzeniami w rodzaju „homoseksualiści dobierają się do naszych dzieci”. Para gejów biznesmenów to zwykli kolesie, którzy chcą po prostu zrobić dobry interes, ale w Adamie uruchamiają spiralę homofobicznej paranoi. W odróżnieniu jednak od typowego kina akcji w naszym trailerze jedynym prześladowcą bohatera jest on sam, jego homofobiczna obsesja. Nikt na niego nie dybie, nikt nie chce go skrzywdzić – wyjaśniają twórcy filmu.

Od sierpnia spot jest emitowany w blokach reklamowych przed wszystkimi filmami (oprócz kina dla najmłodszych) wyświetlanymi w warszawskiej Kinotece. Sieć Multikino pokazuje go podczas jednorazowych wydarzeń (koncerty, maratony filmowe). Pozostałe kina emitują spot przed wybranymi filmami, są to: Atlantic, Nowe Horyzonty w Warszawie oraz Dolnośląskie Centrum Filmowe.

To nie koniec: kampania rusza w świat. Przygotowane zostały napisy angielskie, rosyjskie, włoskie i szwedzkie. Trwają negocjacje między producentami spotu i organizatorami festiwalów filmowych LGBT. Film i pełna informacja o projekcie: homofobiaszkodzi.pl.

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Załatw to sam ?

Plucia, bicia i wyzwisk doświadczył Adam Fotek na swym osiedlu kilkadziesiąt razy. I się nie poddał

 

Adam Fotek                                                                                  foto: Zofia Szczęsna

 

„Pedał!”, „Cwel!”, „Pedofil”, „Jesteś martwy, pedale” i inne wyzwiska słyszał Adam Fotek nagminnie. I zresztą nie chodzi tylko o nie. Plują na mnie i na mojego partnera, Artura, gdy przechodzimy obok. Raz rzucili kamieniem, na szczęście nie trafili. Raz z piskiem zahamowali motocyklem centymetry ode mnie. „Trzeba rozjechać pedała” – usłyszałem. Mowa o chuliganach, choć wcale nie wyglądają tak, jak postrzega się chuliganów. Wyglądają jak zwyczajni młodzi faceci. Zwalczanie geja pewnie postrzegają jako powinność moralną. Mieszkają na tym samym osiedlu na krakowskim Kurdwanowie. Jest ich ze dwudziestu, rzadko groźni pojedynczo, za to w grupie – często.  

Notatnik incydentó

Adam jest gejem i się nie ukrywa. Bierze udział w Marszach Równości. Wypowiada się w sprawach LGBT w mediach. Jakieś trzy lata temu go zauważyli i rozpoznali. Pierwsze incydenty miały miejsce w 2010 r., potem zrobiło się ich tak dużo, że zacząłem je dokumentować w specjalnym notatniku na Facebooku. Pierwszy wpis mam z lipca 2011 r. Przez te dwa lata – kilkadziesiąt rożnych zdarzeń, kilkanaście wezwań policji. Wiem, że powinienem wszystko zgłaszać, ale często po prostu nie mam czasu. Zwłaszcza, że skuteczność jest zerowa. Zwykle przyjeżdżają po poł godzinie. Raz pokazałem policjantom, gdzie na osiedlu ci chuligani przesiadują, był tam akurat ten, który wcześniej mnie uderzył. I co? Mundurowi ruszyli do niego spacerkiem – gdy ich zobaczył z daleka, to nawet nie musiał uciekać, po prostu odszedł i tyle. Policjantom nie chciało się go gonić, dalszego ciągu nie było. Policja informuje mnie, że jak nie ma śladów pobicia widocznych przez 7 dni, to nie ma sprawy. Mógłbym co najwyżej wytoczyć im proces cywilny, ale wtedy musiałbym się dowiedzieć, jak się nazywają i gdzie dokładnie mieszkają. A raz jeden policjant doradził mi w komisariacie na boku: „ja w takiej sytuacji nie szedłbym na policję, tylko zebrałbym kumpli i sam bym to załatwił.

Nie myślał o wyprowadzce? Nie. Jak idę chodnikiem i ich widzę, to nie zbaczam z drogi, nie przechodzę na drugą stronę ulicy. Nie chcę im pokazywać, że się boję. Raz jeden dopadł mojego Artura. Złapał go za ubranie na piersiach ze słowami „I co teraz, pedale?” Po czym dostał od Artura taki cios, że znalazł się na ziemi. Artur miał czas, by uciec. Ale czy samoobrona ma być naszą jedyną bronią?

Zgłoś homofobię

Adam opowiedział o swych doświadczeniach nam, czyli Grupie Prawnej Kampanii Przeciw Homofobii. Doraźnie, bez woli działania po stronie policji, rzeczywiście nie jesteśmy w stanie efektywnie pomoc takim osobom, jak Adam, potrzebna jest zmiana w przepisach – system prawa karnego powinien zostać uzupełniony o przestępstwa z nienawiści motywowane homofobią, które powinno się ścigać z urzędu. KPH od lat zabiega o te zmiany. Niemniej, bardzo prosimy wszystkich, których spotykają podobne przykrości o zgłaszanie się do nas. Im więcej mamy przykładów homofobicznych prześladowań, tym silniejsza jest nasza argumentacja, że problem istnieje i trzeba go pilnie rozwiązać. Ciągle bowiem słyszymy, że skala takich przestępstw jest nieznana, bo nie są one zgłaszane, a przez to pozostają niewidoczne.

Tymczasem niespodziewanie nękanie Adama Fotka skończyło się w czerwcu br. Wiosną TVN wyemitował odcinek serialu „Szpital”, w którym zagrałem z Edwardem Pasewiczem parę gejów. Nie mam pojęcia, czy to właśnie z tego powodu, ale najwidoczniej coś się stało, bo od czerwca incydenty ustały. Kilku z tych facetów zaczepiło mnie tylko raz i pytali, czy to na pewno ja w „Szpitalu” zagrałem. Odpowiedziałem, że tak. Cholera wie, czy to magia telewizji na nich zadziałała – ale od tej pory, jak przechodzę koło nich, jest kompletna cisza.

Kontakt do Adama: facebook.com/adam.fotek.gallery

Dokumentacja Adama jest dostępna na stronie „Repliki”: replika-online.pl

Kontakt do Grupy Prawnej KPH: [email protected]

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bomby nienawiści

Granaty dymne na seansie LGBT w Krytyce Politycznej i groźba podłożenia bomby w Kampanii Przeciw Homofobii

 

Agata Chaber, prezes KPH  foto: Agata Kubis

 

28 października podczas seansu Klubu Filmowego LGBT w Krytyce Politycznej jeden z widzów wstał, rzucił na podłogę puszkę, z której poleciały iskry i dym, krzyknął „bomba!” i rzucił się do wyjścia. Publiczność wpadła w panikę, ludzie biegnąc do wyjścia, niemal zaczęli się tratować. Gdy wybiegli z sali, na schodach zobaczyli drugą dymiącą puszkę. W końcu wyszli drugim wyjściem. Nikomu nic się nie stało, ale tak naprawdę – stało się. Nie chodzi tylko o przerwany seans, ale o zasianie strachu. Niezwłocznie zawiadomiono policję, świadkowie zostali przesłuchani. Sprawa jest w toku.

Zdarzenie opisałam na podstawie relacji Leszka Uliasza i Mariusza Kurca. Leszek jest członkiem zarządu KPH, od kilku miesięcy szczęśliwym tatą Mateusza. Wraz z synem i jego dwoma mamami widniał na okładce poprzedniego wydania „Repliki”. Po seansie filmu, który dotyczył tęczowych rodzin, miał wziąć udział w dyskusji. Mariusz wraz z Bartoszem Żurawieckim są gospodarzami Klubu Filmowego LGBT.

Dwa dni później, 30 października, w komentarzu pod naszym postem na Facebooku ktoś napisał, że podłoży bombę w biurze KPH. Zawiadomiliśmy policję i ewakuowaliśmy się. Przyjechali saperzy z psami, sprawdzili biuro. Bomby na szczęście nie było. Nikomu nic się nie stało, ale zdezorganizowano nam pracę na cały dzień. A ile się najedliśmy strachu! Dochodzenie trwa.

W wydanym oświadczeniu napisaliśmy: Kodeks karny nie uwzględnia homofobii jako motywacji przestępstwa z nienawiści. (…) Apelujemy do przedstawicieli władzy o wyraźny sprzeciw wobec przestępstw motywowanych nienawiścią i podjęcie korków legislacyjnych w celu uwzględnienia w Kodeksie karnym homofobii jako przesłanki tego typu przestępstw. Zanim będzie za późno.

Przeciwko tym nienawistnym atakom zaprotestowała ministra ds. równego traktowania, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, która napisała: W przestrzeni publicznej osoby nieheteroseksualne spotykają się z nienawistnymi, pogardliwymi wypowiedziami i agresywnym zachowaniem. Jako Pełnomocnik Rządu do Spraw Równego Traktowania oraz jako obywatelka stanowczo protestuję przeciwko wszelkim zachowaniom wynikającym z dyskryminacji osób, które w naszym społeczeństwie stanowią mniejszość. Potępiam nienawiść i agresję wobec nich. Zdecydowana większość Polaków kieruje się podstawowymi zasadami przyzwoitości i tolerancji. Sprawmy, aby wszelkie mniejszości w tym osoby nieheteroseksualne, mogły się czuć w naszym kraju bezpiecznie i godnie, aby nie musiały doświadczać upokorzeń i przemocy fizycznej.

Doceniamy głos ministry, ale jednocześnie chcielibyśmy podkreślić: to za mało. Potrzebne są zmiany w prawie, które na razie jest ślepe na przestępstwa z nienawiści motywowane homofobią.

***

Ludzie KPH: Agata Kwaśniewska

Mój własny feminizm

Agata jest jedną z tych osób, które z miejsca wzbudzają zaufanie – miła, ciepła, spokojna, uważnie dobiera słowa. Działanie w KPH uruchomiło we mnie gen społecznikowski, o którego istnienie wcześniej siebie nie podejrzewałam. Jestem działaczką i to ambitną – chcę być dobra w tym, co robię – mówi.

W KPH jest od sześciu miesięcy, jednocześnie studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Niejako „automatycznie” najbardziej angażuje się w działania Grupy Prawnej KPH. Zdobywa też organizacyjne szlify. Chrzest bojowy przeszła przy niedawnej debacie KPH i „Gazety Wyborczej” pod tytułem „Dlaczego nie małżeństwa? Sąd nad homofobią”. Wzięli w niej udział m.in. profesorki Ewa Łętowska i Monika Płatek, posłowie Jan Tomaszewski (PiS) i Jacek Żalek (PO), Michał Pirog. Jestem dumna, że udało mi się skoordynować organizację tak dużego przedsięwzięcia – przyznaje Agata.

Pochodzi z Kielc. Od siedmiu lat mieszka w Warszawie. Hobby? Taniec, muzyka. Bardzo lubię Pink i za piosenki, i za wizerunek, i „autorskie” podejście do kariery. A ostatnie moje odkrycie to kubański muzyk Raul Paz. Również języki obce: hiszpańskiego uczę się teraz intensywnie. Literatura? Ostatnio Stieg Larsson, lubię też „Dziennik Bridget Jones”, a fascynacja, która trwa od liceum, to Gombrowicz.

Teraz na przyjaciołach testuje najnowszą pasję: pieczenie ciast i ciasteczek, przepisy bierze od babci. Ale niech was to nie zwiedzie: Jestem feministką. Cenię Graff, Szczukę i Środę, choć nie zawsze się z nimi zgadzam. Sama tworzę mój własny feminizm. Miłości swojego życia jeszcze nie poznała, więc chłopaki, dziewczyny, macie szansę! (Arek Michalski)

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nie zwolnimy tempa

Kampania Przeciw Homofobii była w 2013 r. pędzącym pociągiem. Do stacji Równość, oczywiście.

 

Agata Chaber, prezes Kampanii Przeciw Homofobii; foto: Antonina Gugała

 

Rok zaczął się od debaty o związkach partnerskich w Sejmie zakończonej odrzuceniem projektów ustaw (25 stycznia). Naciskaliśmy na posłów i posłanki, wysyłając im z naszej „pytarki poselskiej” kilka tysięcy mejli. Nie poddaliśmy się, gdy w czerwcu premier Tusk ogłosił na Kongresie Kobiet, że w tej kadencji Sejmu związki partnerskie już nie będą dyskutowane – mimo wcześniejszych zapowiedzi, że PO pracuje nad własnym projektem.

Związki? Małżeństwa?

W październiku, podczas debaty współorganizowanej z „Gazetą Wyborczą”, zadaliśmy sobie i Polsce pytanie „dlaczego nie małżeństwa jednopłciowe?”. W debacie wzięli udział m.in. prof. Ewa Łętowska, prof. Monika Płatek, poseł Jacek Żalek, poseł Jan Tomaszewski, Michał Piróg. Najlepszym podsumowaniem debaty były słowa prof. Płatek: Nie ze względu na spadek, wizytę w szpitalu czy płacenie podatków, tylko ze względu na godność i równe traktowanie ludzi przez prawo jest wstyd, żeśmy jeszcze tego [związków partnerskich – przyp. red.] nie zrobili. W tym samym czasie opublikowane zostały wyniki badania PBS, zleconego przez nas wespół z „GW”: jedna trzecia Polaków i Polek popiera równość małżeńską, a 40% związki partnerskie. Tak dobrego wyniku jeszcze nie było.

Rodzice odważyli się mówić!

W marcu ruszyliśmy z projektem, który rozgłosem dorównał chyba naszej legendarnej kampanii „Niech nas zobaczą” z 2003 r. – chodzi mi o akcję „Rodzice, odważcie się mówić”, w której rodzice gejów i lesbijek (m.in. Elżbieta Bajan, Aneta Ostrowska, aktorzy Władysław Kowalski i Mirosław Zbrojewicz) wystąpili na plakatach wraz ze swymi dziećmi. Takiego rodzicielskiego coming outu Polska jeszcze nie widziała. Akcja była owocem Akademii Zaangażowanego Rodzica – projektu, nad którym pracujemy od prawie dwóch lat.

Lekcja równości w szkołach

W kwietniu i maju przedstawiliśmy nową kampanię społeczną „Spoko, ja też”, w której nastolatkowie LGBT opowiadali o szkole, rodzinie i pierwszych miłościach. Spotkała się ona z gorącym odzewem młodzieży i kadry szkolnej, podobnie jak towarzysząca jej nasza publikacja „Lekcja Równości”. Wciąż przyjmujemy zaproszenia ze szkół całej Polski. Wraz ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego i warszawskim centrum doskonalenia nauczycieli zaczęliśmy serię szkoleń, które tylko czekają na podchwycenie przez władze. O to właśnie zabiegamy.

Przemoc homo- i transfobiczna

Wiosną projekty ustaw nowelizujące kodeks karny w zakresie mowy i przestępstw z nienawiści trafi ły do prac w komisjach sejmowych. W marcu zorganizowaliśmy seminarium eksperckie z udziałem m.in. posła Ryszarda Kalisza, Kazimiery Szczuki i Jacka Żakowskiego. Wskazywaliśmy, jak rosną w siłę ruchy nacjonalistyczne i jak wzmaga się przemoc motywowana homofobią. Projekty są do dziś „zamrożone” w komisjach, a my otrzymujemy od Was coraz więcej zgłoszeń o przestępstwach z nienawiści.

Mały Mateusz i jego rodzice

W maju Leszek Uliasz, członek zarządu KPH, został tatą małego Mateusza, o czym wraz z jego mamami – Martą Abramowicz (nasza była prezeska) i Anią Strzałkowską opowiedział we wrześniowo/październikowym numerze „Repliki”. Cała czwórka była mocno zaangażowana w V Festiwal Tęczowych Rodzin, który w październiku mieliśmy przyjemność współorganizować w Trójmieście.

Rekordowy 1%

Chyba zauważyliście „pędzący pociąg KPH”, bo w drugiej połowie roku okazało się, że otrzymaliśmy rekordową sumę darowizn z 1% – ponad 83 tys. zł. Wielkie dzięki! Część tej sumy przeznaczymy w 2014 r. na wsparcie „Repliki”. W listopadzie przeżyliśmy ewakuację biura KPH w związku z groźbą podłożenia bomby. Parę dni później, w święto narodowe, jak pamiętacie, na pl. Zbawiciela w Warszawie spłonęła tęcza.

Gdy piszę te słowa w końcu grudnia, mamy już opracowany plan działania na 2014 r. Obiecuję, że nie zwolnimy tempa. Będą nowe kampanie, nowe publikacje, nowe debaty. Będzie nas widać i będzie nas słychać.

Czytelnikom i Czytelniczkom „Repliki” życzę w 2014 r. tego samego, co sobie – żebyśmy żyli w kraju, w którym nie pali się tęczy.

 

Tekst z nr 47/1-2 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Niebieski

O pierwszej miłości, emancypacji i sytuacji osób LGBT na Ukrainie z Vyacheslavem „Slavą” Melnykiem, Ukraińcem mieszkającym w Polsce, nowo wybranym sekretarzem zarządu Kampanii Przeciw Homofobii, rozmawia Krzysztof Tomasik

 

foto: Agata Kubis

 

Slava, byłeś w klubie gejowskim w Kijowie?

Nie, w ogóle w żadnym na Ukrainie. Najpierw byłem za młody, a potem wyjechałem do Polski. W samej stolicy nigdy nie mieszkałem, pochodzę z Winnicy, 400-tysięcznego miasta 250 km od Kijowa.

Do Polski przyjechałeś na studia cztery lata temu, tak?

Miałem 17 lat i dostałem się na stosunki międzynarodowe w Warszawie.

Na Ukrainie działałem w Europejskim Parlamencie Młodzieży. Bardzo to lubiłem – debaty, rezolucje, wypracowywanie wspólnego stanowiska. Na jednej z sesji dyskutowaliśmy na temat związków partnerskich, pamiętam, że wtedy zacząłem dostrzegać osoby LGBT w kontekście społecznym, a nie tylko seksualnym. W ramach prac EPM przyjechałem w 2009 r. na konferencję do Rzeszowa. Spodobało mi się i miasto, i, przede wszystkim, ludzie, których tam poznałem. Stąd decyzja o studiowaniu w Polsce.

I nauczyłeś się polskiego.

Nie od razu, ale tak. Na studiach miałem wykładowy angielski, który znałem już dobrze, bo gdy miałem 15 lat, to w ramach wymiany uczniów spędziłem rok na Florydzie w USA.

Homoseksualną orientację odkrywałeś

…właśnie w Stanach. Mieszkałem u rodziny, w której był syn i córka, i ta córka miała kumpla geja. Byłem nim bardzo zaciekawiony, wcześniej żadnego geja nie znałem (śmiech). Nagle dotarło do mnie, że geje są nie „gdzieś tam daleko”, tylko na wyciągnięcie ręki. Ale o sobie nikomu nie powiedziałem.

Moja wiedza na temat gejów nie była wtedy zbyt duża – kojarzyłem tylko jakieś migawki z telewizji. Oczywiście, znałem Wierkę Sierduczkę, piosenkarza, który występuje jako kobieta, czyli praktycznie jest drag queen. (Wierka zajęła drugie miejsce w konkursie Eurowizji w 2007 r. – przyp. red.) Ale Wierka odcina się od spraw LGBT, trudno ją uznać za jakiś wzorzec. Znałem też rosyjskiego piosenkarza i jawnego geja – Borisa Moisiejewa. Wszyscy się z niego śmieją, bo jest mocno przegięty. W politykę ani w sprawy społeczne się nie angażuje. Jest natomiast tak popularny, że jego nazwisko stało się właściwie synonimem geja. Miał w latach 90. piosenkę „Niebieski księżyc” o miłości do faceta, to był jego comingoutowy hit. „Niebieski” czyli „gałbyj” to jest najpopularniejsze w Rosji i na Ukrainie określenie na geja.

Kiedy zacząłeś się emancypować?

Jak się po raz pierwszy zakochałem. Miłość mnie wyemancypowała. Na drugim roku studiów pojechałem w ramach programu Erazmus do Słowenii, do Lubljany. Tam był jeden taki chłopak z Litwy, Jonas.

Złamane serce? Raczej intensywna, ale toksyczna przyjaźń. Musiałem komuś powiedzieć, wyrzucić to z siebie. No, więc komu? Dawidowi, mojemu kumplowi, z którym wynajmowałem mieszkanie w Polsce. Znałem go jeszcze z tej konferencji w Rzeszowie.

Heteryk?

Heteryk.

Jak zareagował?

Zdziwił się, bo ja wcześniej próbowałem być z dziewczynami. Trochę to trwało zanim przetrawił.

Ile? Dzień? Tydzień?

Nie, po prostu była chwila ciszy na Skypie. Potem już zaczął myśleć normalnie i stwierdził, że jak wrócę do Warszawy, to musi mi znaleźć towarzystwo, skoro już jestem tym gejem. Poczułem się dobrze w mojej skórze i zacząłem na prawo i lewo wszystkim rozpowiadać, że jestem gejem. Mam świetnych przyjaciół, nie było problemu. Po powrocie ze Słowenii zauroczenie Jonasem mi minęło, zwłaszcza że jak on potem przyjechał do Warszawy, to chodził na długie spacery z moją dobrą koleżanką. No, nic, wybaczyłem obojgu. A Dawid znalazł mi Kampanię Przeciw Homofobii. I tak miałem do odbycia praktyki studenckie, więc dobrze się złożyło. Zgłosiłem się i już zostałem.

Minęły trzy lata i zostałeś właśnie sekretarzem zarządu.

Najpierw byłem zwykłym wolontariuszem. Potem stopniowo zwiększały mi się obowiązki, zająłem się obsługą administracyjną biura i zacząłem koordynować projekty – „Bez homofobii w sporcie” i KPH-Wschód – nawiązałem kontakt z organizacjami LGBT na Białorusi i mojej Ukrainie.

Jaka jest tam sytuacja osób LGBT?

Kiepska. Nie ma kultury działania społecznego, inicjatyw. Mało komu przychodzi do głowy, by coś zrobić publicznie, dla ogółu.

W Polsce jest to samo!

Ale w mniejszym stopniu. Na Białorusi sprawy LGBT są tematem tabu, organizacje nie mogą być formalnie zarejestrowane, działają w podziemiu. A na Ukrainie organizacje są, choć rozproszone, słabe. Nie ma kampanii społecznych, jak w Polsce „Niech nas zobaczą” czy „Rodzice, odważcie się mówić”. Nie ma też praktycznie publicznych coming outow. Mamy jednego znanego działacza – to Swietosław Szeremet. Wielki, łysy facet, kupa mięśni. Totalnie wbrew stereotypowi geja. Sprawy LGBT weszły już natomiast do polityki i są przez polityków wykorzystywane – najczęściej jako zagrożenie. Organizacje nie są w stanie wszystkiego prostować.

Na przykład?

Mówiło się, że Unia Europejska ma wnieść ułatwienia wizowe dla Ukraińców, ale pod warunkiem, że Ukraina wprowadzi małżeństwa homoseksualne. Bzdura, ale wielu ludzi uwierzyło, małżeństwa homoseksualne jawią się jako coś najgorszego.

Jednak udało się społeczności LGBT zorganizować w zeszłym roku pierwszą w Kijowie Paradę Równości.

Pierwsza próba, nieudana, była w 2012 r. Trasa prawie do końca była ukrywana, więc w dniu Parady jej przeciwnicy, głownie sympatycy skrajnie prawicowej, nacjonalistycznej i homofobicznej partii Swoboda, obstawili praktycznie każde skrzyżowanie w centrum miasta. Atmosfera była tak bojowa, że na pokojową demonstrację nie było szans. Przedstawiciele organizatorów przyjechali tylko na miejsce, z którego ruszyć miała Parada, by ogłosić, że rezygnują. I nawet wtedy nie obyło się bez przemocy. Szeremet został pobity na oczach policji, która pozostała bierna. Kamery filmowały całe zajście.

W zeszłym roku było lepiej. Parada się odbyła i była chroniona przez milicję. Nie w centrum miasta, tylko na terenie wytworni filmowej, trwała godzinę, szło w niej tylko około 100 osób – ale zawsze to krok naprzód. Tuż obok Parady szli protestujący – wśród nich nie tylko młodzi skrajni prawicowcy, ale też przedstawiciele cerkwi, babcie z ikonami w rękach. Niektórzy kładli się na drodze, by pokazać, że nie pozwolą przejść „zboczeńcom” – symbolicznie, bo Parada szła inną trasą, to znaczy tuż obok.

A w listopadzie, już za czasów EuroMajdanu, mieliśmy jeszcze inną paradę, sfingowaną – paradę lumpów niosących flagi tęczowe i flagi partii Udar Witalija Kliczki, najbardziej chyba otwartej na Europę. Mówi się, że ludzie Janukowycza to zorganizowali – opłacili tych ludzi, żeby nieśli flagi, by ośmieszyć całą ideę – i Parad, i samej UE, i partii Kliczki przy okazji. Wszystkie media pokazały demonstrację biednie wyglądających, obszarpanych ludzi z tęczowymi flagami. To wyglądało komicznie… ale tak naprawdę bardzo smutno.

Zwolennicy Janukowycza ponoć w ogóle skupiali się pod transparentami z napisem „Euro=homo”.

To zwolennicy prorosyjskiego kierunku. Straszakiem jest wizja świata, w którym geje i lesbijki żyją normalnie i na tych samych prawach, co osoby hetero.

Są na Ukrainie politycy otwarcie LGBTfriendly?

Nie… Może Kliczko. Opowiedział się za zakazem dyskryminacji w miejscu pracy m.in. ze względu na orientację seksualną. Partia Batkiwszczina Julii Tymoszenko ucieka od tematyki LGBT, jak może, a Partia Regionow Janukowycza – wiadomo.

W 2012 r. parlament ukraiński głosował projekt ustawy zakazującej tzw. propagandy homoseksualnej.

Projekt przeszedł pierwsze czytanie ogromną większością głosów. Za głosowało ponad 300 spośród 450 deputowanych. Do drugiego czytania na razie nie doszło, by nie hamować stowarzyszenia Ukrainy z UE, choć ostatecznie, jak wiadomo, Janukowycz umowy stowarzyszeniowej nie podpisał. Od tego zresztą zaczął się protest na Majdanie.

Śledzisz rozwój wydarzeń?

Cały czas. Jestem oczywiście za tym, by Ukraina szła ku Unii Europejskiej. Janukowycz, jak widać, nam tego nie zapewnił. Ale kto jest w stanie zapewnić?

A w KPH czym się teraz zajmujesz?

 Koordynowałem wizyty studyjne ukraińskich i białoruskich działaczy LGBT, a w tym roku będę m.in. zajmował się projektem „Szanuj swoje prawa”, to będą warsztaty na temat niehomofobicznych zachowań w sporcie.

Słyszałem też, że masz jedną sprawę w sądzie. O co chodzi?

O pobicie. To było w sylwestrową noc z 2012 na 2013 r. Szliśmy Marszałkowską. Trzymaliśmy się za ręce z moim ówczesnym chłopakiem, Staśkiem, byliśmy w większej grupie przyjaciół. Z naprzeciwka nadeszło dwóch gości i dziewczyna. Gdy zobaczyli, że idziemy za rękę, wcisnęli się między Staśka i mnie i barkami nas odepchnęli krzycząc „jebane pedały”. Stasiek zawołał: „O co ci chodzi?!”. Wtedy doskoczyli i przewrócili go, zaczęli kopać. Wywiązała się szarpanina. Dziewczyna zachęcała, by nas bili. Pojawiła się policja. Złożyliśmy zeznania, oni wylądowali w areszcie.

Sąd pierwszej instancji uznał ich za winnych, dostali rok więzienia w zawieszeniu i po 100 zł na zadośćuczynienie. Ale, co dla nas najważniejsze, sąd nie uznał, że ich czyn był motywowany homofobią. Sędzia mówiła, o ile dobrze pamiętam, o „konflikcie światopoglądów”. Wnieśliśmy apelację i przegraliśmy. Teraz przygotowujmy się do odwołania do Trybunału w Strasburgu. Uważamy, że ta napaść miała charakter homofobiczny.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.