CHODŹCIE ZE MNĄ

Rekordowa liczba piętnastu Marszów/Parad Równości przeszła w tym roku przez Polskę. PAWEŁ SZAMBURSKI wziął udział we wszystkich

Tekst: Mariusz Kurc

 

Paweł Szamburski na Marszu Równości w Zielonej Górze (20.10.2018). Foto: Monika Tichy – Pacyfka

 

28 czerwca 1969 r. nowojorska policja zrobiła nalot na gejowski klub Stonewall. To miała być rutynowa sprawa, ale tamtej nocy „degeneraci”, „przegięte cioty”, „grube lesby”, „przebierańcy” i inne „dziwolągi” stawili opór – udało im się zabarykadować policjantów wewnątrz. Ci osłupiali dzwonili po posiłki. Ale „zboczeńcy” też dostali posiłki. Zamieszki trwały 2 dni, wzięło w nich udział około 2 tysiące osób – i potem nic już nie było takie samo. Rozpoczęła się nowa era emancypacji LGBT. Rok później, na pamiątkę wydarzeń ze Stonewall, zorganizowano demonstrację. Chyba nikomu nie przyszło wtedy do głowy, że będzie to pierwsza z tysięcy parad, jakie w następnych latach rozleją się na pół świata. Chodzimy w nich, bo chcemy równych praw, równego traktowania zamiast wpychania nas do szaf. I dlatego, że chcemy się cieszyć z tego, kim jesteśmy.

Pierwsza polska Parada Równości przeszła ulicami stolicy 1 maja 2001 r. Potem dołączały kolejne miasta. W 2017 r. Marszów/Parad Równości było w Polsce siedem. W tym roku – aż piętnaście. Przełom? 2018 – rokiem przebudzenia polskiej społeczności LGBT?

Czułem, że „pióra w tyłku” to ściema

Paweł Szamburski ma 28 lat. Pochodzi z Żyrardowa pod Warszawą. Pracuje w kawiarni jednej z sieciówek. W marcu obiecał sobie, że weźmie udział we wszystkich tegorocznych Marszach/Paradach. Napisałem to na moich social mediach, więc było „oficjalnie”. Skąd pomysł? Na mojej pierwszej Paradzie byłem w 2012 r. Kolega mnie zachęcił. Pozytywny szok. Mnóstwo uśmiechniętych ludzi, platformy, muzyka – ogromne wrażenie. Poczułem się częścią wspólnoty. Zobaczyłem, że społeczność LGBT istnieje realnie i to jest masa ludzi. Działacze, o których czytałem w sieci, okazali się ludźmi z krwi i kości, można ich było poznać, porozmawiać z nimi. Wiele osób, również LGBT, wierzy w fantazje o „obscenicznych ekscesach”, o „piórach w tyłku”, nagich ludziach na Paradach. Jakoś czułem, że to ściema. Jeśli miałem obawy, to o bezpieczeństwo – i nie było z tym problemu. Na następną Paradę już nie potrzebowałem zachęty, sam wyciągnąłem znajomych. W tym roku pomyślałem, że samej Warszawy będzie mi mało. Kolejne miasta ogłaszały daty Marszów i stwierdziłem: dobra, jadę! Dotrzymał słowa.

Od kwietnia do października

Pierwsza była Łódź (21.04). Przyszło ok. 1000 osób – jak na tak duże miasto, niezbyt wiele. Było w porządku, ale wydaje mi się, że mogło być mocniej, dynamiczniej. Niecały miesiąc później odbył się zorganizowany ad hoc Marsz Tolerancji w Koninie (18.05). W tamtejszym liceum ogłoszono konkurs na wypracowanie o tolerancji. Spotkał się on z protestem lokalnej Młodzieży Wszechpolskiej. Gdy szkoła uległa naciskom i odwołała konkurs, uczniowie odpowiedzieli, organizując Marsz. Paweł: Podziwiam ich. Mnie w czasach liceum coś takiego nawet nie przyszłoby do głowy. W konińskim Marszu wzięło udział ok. 400 osób (dużo, zważywszy na wielkość miasta). Zaraz po Marszu dotarłem busem z ludźmi z Grupy Stonewall do Poznania, gdzie wieczorem złapałem pociąg do Krakowa. W Krakowie wylądowałem nad ranem. Do hotelu trochę odpocząć, prysznic – i na Marsz (19.05), już piętnasty w tym mieście. 7 tysięcy uczestników (rekord), obeszliśmy m.in. rynek ku radości turystów i mieszkańców, którzy tańczyli z nami, robili sobie zdjęcia. Była też kontrmanifestacja, ale niewielka. Lubię, gdy marsz idzie przez centrum, wtedy to ma sens – ludzie nas widzą. Lubię obserwować reakcje przechodniów. W większości są przyjazne.

Tydzień później odbył się czwarty Marsz w Gdańsku (26.05). Po raz pierwszy nie tylko w Gdańsku, ale w całej Polsce, prezydent miasta udzielił patronatu Marszowi Równości. Uznanie dla prezydenta Adamowicza. W Gdańsku było 7 tys. ludzi – 2 razy więcej niż rok temu. Była kontrmanifestacja, podobnie zresztą jak we wszystkich miastach, oprócz Warszawy i Torunia, ale po prostu spokojnie przeszliśmy koło niej. Radna Kołakowska tym razem nas nie blokowała (w październiku przegrała w wyborach, startując z list Ruchu Narodowego – przyp. „Replika”). W Gdańsku po raz pierwszy w tym roku był piknik – prezentowały się organizacje LGBT, były foodtrucki, grała muzyka.

9 czerwca miała miejsce osiemnasta Parada Równości w Warszawie. Przyszło 45 tys. osób. Zawsze staram się „zwiedzić” całą demonstrację – biegam od samego czoła do końca. W tym roku te „oględziny” zabrały mi wyjątkowo dużo czasu, Parada ciągnęła się i ciągnęła.

W Warszawie nie ma już kontrmanifestacji. Są co najwyżej pojedynczy przeciwnicy, którzy toną w naszym tłumie. Co roku na trasie Parady stoi spokojnie jedna pani, która trzyma baner z napisem o tym, że mężczyzna, który współżyje z mężczyzną, nie pójdzie do Królestwa Bożego. Cóż, ja się do tego królestwa i tak nie wybieram… (śmiech). Ta pani stała się już jakby elementem Parady. Niektórzy do niej podchodzą, przytulają ją. Przez niemal całą paradową sobotę pod Pałacem Kultury i Nauki działało Miasteczko Równości. To był ogromny sukces, przewinęły się tysiące ludzi. Oprócz organizacji LGBT, widać było też wielki biznes – w Miasteczku powodzeniem cieszyło się m.in. stoisko Netfliksa, a dzięki Ben & Jerry’s mieliśmy w przedparadowy piątek hologram tęczy na pl. Zbawiciela.

Na Marsz w Rzeszowie (30.06) patrzyło się z „pewną nieśmiałością” – pierwsza demonstracja LGBT na tzw. ścianie wschodniej, na Podkarparciu, które jest bastionem PiS-u. Rzeszów jednak zdał egzamin (frekwencja: ok. 1000 osób), choć nie obyło się bez incydentów. Przyszło sporo przeciwników w małych grupkach. Zauważyłem sojusz między agresywnymi facetami w narodowej odzieży a modlącymi się paniami. Tuż przed Marszem pewna dziewczyna podeszła do mnie i… próbowała wyrwać mi tęczową flagę z ręki. Ale nie mówmy tylko o przeciwnikach – i w Rzeszowie, i wszędzie indziej było ich dużo, dużo mniej niż nas. Skandowania „Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina” albo „Zakaz pedałowania” były zagłuszane naszymi: „Chodźcie z nami”, „Miłość – równość – tolerancja”, „Homofobia – to się leczy”.

Tydzień później był znów weekend dwóch Marszów: w sobotę Opole (7.07), w niedzielę – Częstochowa (8.07). Oba pierwsze. W Opolu prężnie od kilku miesięcy działa organizacja Tęczowe Opole. Na Marszu panowała wspaniała atmosfera podgrzewana przez dobre wodzirejki: drag queens Charlotte i Lelitę Petit. Jednocześnie przeciwnicy nie spali: na jednym z opolskich bloków zawisł baner ze zdjęciem chłopca, który siedzi na barkach mężczyzny, a drugiemu mężczyźnie stojącemu obok daje buziaka. Do tego hasło: „Tacy chcą edukować twoje dzieci. Powstrzymaj ich. Stop pedofilii”. Małe „śledztwo” w sieci szybko wykazało, że na zdjęciu widnieje nowojorskie małżeństwo Court T. King, Rafael Gondim i ich syn. Court i Rafael skontaktowali się z polskimi prawnikami – jeśli sprawa będzie miała ciąg dalszy, „Replika” będzie informować.

W Częstochowie Marsz był najkrótszy, jeśli chodzi o długość trasy. Pojawiła się flaga z orłem na tęczowym tle. Fotki trafiły na social media. Zareagował sam minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. Skierował sprawę do prokuratury z podejrzeniem przestępstwa polegającego na… bezczeszczeniu polskiego godła. Efektem była lawinowa popularność tęczowego orła. Na kolejnych Marszach pojawiło się mnóstwo ludzi w T-shirtach z orłem (Paweł: Moją kupiłem na Marszu w Szczecinie), w kilku miastach byli oni spisywani przez policję. Przez media społecznościowe LGBT przetoczyło się hasło „Tęcza nie obraża”. Kilka tygodni temu prokuratura umorzyła śledztwo.

W sobotę 11 sierpnia przeszedł Marsz w Poznaniu, po raz kolejny z udziałem prezydenta Jacka Jaśkowiaka, który po raz pierwszy udzielił Marszowi patronatu. Obudziłem się w piątek koło 5 rano, zerkam na Instagram: Arek Kluk, szef Grupy Stonewall, organizator Marszu, prowadzi transmisję na żywo. Myślę: on jest niezmordowany, jutro ma Marsz, a dziś tak wcześnie coś transmituje? I wtedy widzę na relacji, jak przez jakieś wielkie poznańskie skrzyżowanie przejeżdżają tramwaje z tęczowymi chorągiewkami. Wzruszyłem się tak, że już nie usnąłem. Tym bardziej, że jestem fanem transportu szynowego – chciałem pędzić do Poznania natychmiast! (śmiech) Wieczorem tego dnia była przedmarszowa impreza uliczna, podczas której dotarła wiadomość, że w sobotę nie będzie już chorągiewek na tramwajach. MPK wycofała się z podpisanej z Grupą Stonewall umowy. To dlatego potem na Marszu przemawiał motorniczy Aleksander Gapiński, który w proteście przeciw decyzji pracodawcy po prostu się wyoutował.

Katowicach pierwszy Marsz przeszedł w 2008 r., potem była przerwa – aż do 8 września br. Dopisali i uczestnicy (3 tys.), i policja, która idealnie pilnowała bezpieczeństwa, może nawet za bardzo – w życiu nie widziałem takiego korowodu radiowozów. Ale zabawa była przednia. W Szczecinie (15.09) również, choć nie cały czas – w pewnym momencie w naszą stronę poleciały szklanki, butelki, nawet parówki czy jajka. Ale nie daliśmy się, a organizatorka Monika Tichy (Lambda Szczecin) wygłosiła porywające przemówienie, widziałem ludzi, którzy płakali. Było nas aż 3 tysiące. Przed Marszem był też piknik, na którym m.in. „Replika” miała stoisko. W żadnym mieście podczas pierwszego Marszu nie było pikniku – chapeau bas dla Lambdy Szczecin.

Toruniu (29.09) było nadzwyczaj spokojnie i jak już wspomniałem – bez przeciwników. Tylko my – 1500 osób.

We Wrocławiu (6.10) frekwencja się podwoiła w porównaniu z zeszłym rokiem – przyszło ok. 7 tys. osób. Zapewnienie bezpieczeństwa przez policję oceniam najlepiej właśnie we Wrocławiu. A z innych spraw, dziwiłem się, że wśród uczestników zabrakło Marty Lempart, działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, wyoutowanej lesbijki, która kandydowała na prezydentkę Wrocławia.

Tydzień później (13.10) odbył się najgłośniejszy tegoroczny Marsz – w Lublinie. Zakazem wydanym przez prezydenta Żuka (Platforma Obywatelska) byłem po prostu zszokowany. Nie sądziłem, że – po zakazach prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego z 2004 r. i 2005 r. – będę jeszcze świadkiem zakazywania Marszu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Przyszło ok. 2 tysiące osób. Wprawdzie Sąd Okręgowy podtrzymał zakaz, ale Apelacyjny uchylił. Chwała Bartoszowi Staszewskiemu, który jako organizator te prawne przeszkody pokonał.

Sezon Marszów zamknęła Zielona Góra (20.10), w której tęczowe flagi zawisły na ulicznych słupach, a frekwencja wyniosła ok. 1000 osób. Czy to nie fantastyczne? Pierwszy Marsz i od razu tęczowe flagi na ulicach! W ciągu tygodnia zobaczyłem drastyczny kontrast pomiędzy Polską wschodnią i zachodnią. W Zielonej było super i kolorowo, tylko troszkę już doskwierało zimno.

Płochliwe są gejuchy

Polska społeczność LGBT jest ogromna (ok. 1,5 mln ludzi), ale osób autentycznie zaangażowanych – wciąż, mimo tych 15 Marszów, brakuje. Paweł od kilku miesięcy jest wolontariuszem Miłość Nie Wyklucza i „Repliki”. W jaki sposób doszedł do tego, że trzeba „coś robić”? Ja się raczej zastanawiam, jak to jest, że tak wielu ludzi LGBT nie dochodzi do tej konkluzji. W Miłość Nie Wyklucza zacząłem od pomocy przy remoncie nowej siedziby, w „Replice” – od udziału w wysyłce do prenumeratorów/ek. Aktywizm to także takie prozaiczne czynności.

Mój Facebook i Instagram spływają dziś tęczą. Komuś się nie podoba? Luz, przełącz kanał. Gdy ktoś w mojej obecności mówi o LGBT w sposób dyskryminujący, już nie spuszczam głowy, potrafi ę wejść w dyskusję. Na moim plecaku przybywa tęczowych przypinek. Bywa, że siadam w autobusie czy pociągu z plecakiem na kolanach i łapię zdziwione spojrzenia siedzących naprzeciw. Patrzę im w oczy i nie ja pierwszy odwracam wzrok. To działa.

Rozumiem obawy przed wyoutowaniem się, ale jednak w wielu przypadkach one są nadmierne. Niedawno na moim profilu na Grindrze wstawiłem fotkę, na której trzymam tęczową flagę. Efekt był natychmiastowy: dużo mniej chłopaków zagadywało, a zdarzały się zaczepki: „Po co się afiszujesz? Co to da?” Płochliwe są te nasze gejuchy. Fotkę penisa prześlą bez problemu, ale tych, co „afi szują się”, będą hejtować. Heteronorma rządzi nawet na Grindrze. Zamieniłem zdjęcie na bez flagi – zaczęli pisać częściej.

W naszym środowisku jest hejt na tak zwanych przegiętych gejów, na osoby trans, bi, na drag queens. W poprzedniej „Replice” Łukasz Sabat powiedział, że jest w otwartym związku – i jaki hejt?! Związek otwarty to nie jest moja bajka, ale uważam, że jeśli dwóch facetów tak sobie układa życie, to luz. Najgorsi zaś są tacy, co of cjalnie żyją w monogamii, realnie – w otwartych związkach i… publicznie hejtowali Łukasza. Cóż za hipokryzja!

Plany na 2019

Myślę o dwóch wypadach za granicę. Chciałbym zobaczyć Paradę w Amsterdamie, gdzie tęczowy tłum płynie barkami po kanałach. I największe marzenie: w przyszłym roku będzie 50-lecie Stonewall. Parada w Nowym Jorku będzie nieziemska…

Na pewno będę w Warszawie i Poznaniu, ale z niecierpliwością czekam też na cztery, już zapowiedziane przez organizatorów, Marsze w nowych miastach u nas: Białystok, Bydgoszcz (11.05.2019), Kielce (13.07.2019) i Olsztyn. Wygląda na to, że 2019 r. też będzie rekordowy  

 

Tekst z nr 76/11-12 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

CHŁOPAKI, STANĘ Z WAMI!

Z SZYMONEM NIEMCEM, organizatorem pierwszych Parad Równości w Polsce, rozmawia MACIEJ KUCHARSKI

 

mat. pras.

 

Byłeś na tegorocznej Paradzie Równości w Warszawie?

Oczywiście. Oświadczyłem się na niej mojemu partnerowi. Planujemy ślub, choć państwo polskie póki co nie rozpoznaje naszego związku.

Przyszło ok. 45 tysięcy ludzi. Co czułeś jako organizator pierwszych Parad, gdzie uczestników było kilkuset?

Roztkliwienie i radość. Pierwsza myśl: jak dobrze, że to przetrwało i jak wiele się zmieniło przez te 18 lat od pierwszej Parady. Gdy mówię młodym ludziom, że w 2004 r. dostałem kamieniem w kręgosłup, a w 2006 r. ktoś do mnie strzelał, odpowiadają, że to niemożliwe, nie w Polsce. Powtarzam, że wolność i demokracja nie są nam dane na zawsze.

Minęło właśnie 20 lat od demonstracji, która poprzedziła Parady. 11 lipca 1998 r. byłeś jednym z kilku gejów, którzy zorganizowali happening pod Kolumną Zygmunta. Mieliście zasłonięte twarze i jedną tęczową flagę.

Byłem wówczas młodym dziennikarzem „Pulsu Stolicy”. Polska Agencja Prasowa poinformowała, że pod Kolumną odbędzie się po raz pierwszy w Polsce wielka demonstracja osób homoseksualnych. Prowadziłem dział miejski, więc naczelny kazał mi tam jechać. Nikt wówczas w redakcji nie wiedział, że jestem gejem. Dojeżdżamy na miejsce z fotografem, a tam 30 dziennikarzy i …żadnych uczestników wiecu. Kompletna pustka. W pewnym momencie pojawiło się dwóch chłopaków z miną w stylu „co ja tutaj robię?”

Znałeś ich?

Nie. Podszedłem, powiedzieli, że imprezę miała zorganizować Lambda, ale miasto nie wydało zgody, Lambda się wycofała, ale jakieś 30 osób obiecało przyjść. Z tych zapowiedzi jednak nic nie wyszło – pod Kolumną stanęło dwóch chłopaków w ciemnych okularach, z bandankami na ustach. Pełna konspiracja.

Dwóch chłopaków i ty?

Nie wiem, co mnie tknęło, ale pomyślałem, że dwóch będzie kiepsko wyglądać na fotografii w gazecie. Jakiś impuls się pojawił i oznajmiłem: „Chłopaki, stanę z wami.” Oni w szoku. Dali mi jakąś chustkę, czapkę. Trzymali kartki ze swoimi zawodami. Jeden miał np. „Jestem menadżerem”. Wziąłem skądś kartkę, napisałem „Jestem dziennikarz”, „-em” mi się nie zmieściło. Przeczytali jakiś manifest, ludzie zrobili fotki, ktoś mi pogratulował i wszyscy się po chwili rozeszli. „No, kto miałby mnie rozpoznać?” – pomyślałem. „Niczym nie ryzykuję”. Wróciłem do redakcji, napisałem tekst, sprawa zamknięta.

Ale?

Następnego dnia fotografię ze mną opublikowała na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. O „manifestacji” trąbiły media. Pojechałem do pracy. Naczelny wezwał mnie i poinformował: „Sorry, rozstajemy się. U nas nie może pracować jawny gej”. Szczerze mówiąc, jakoś nie bardzo się tym przejąłem. Byłem przekonany, że natychmiast znajdę nową pracę. Życie zweryfikowało ten pogląd. Niemniej, ten krótki wiec był dla mnie punktem zwrotnym. Zrozumiałem, że muszę zrobić coś więcej, niż tylko stanąć z zakrytą twarzą. W wydawnictwie Pink Press, prowadzonym przez gejów, Sławka Starostę i Jarka Endera, zostałem archiwistą. Oni w 2000 r. zaangażowali się w organizację 3. Światowej Konferencji Kulturalnej Gejów i Lesbijek (International Lesbian & Gay Culture Network – przyp. red.). Zostałem szefem wolontariatu przy konferencji, organizowaliśmy spotkania w klubach. Szliśmy na żywioł – o wejściu do przestrzeni publicznej nawet nie marzyliśmy, wszystko rozgrywało się w przestrzeni prywatnej, trochę na zasadzie „w domu po kryjomu”. Przypadkowo na jednej z imprez wystąpiłem jako… striptizer. Nikt się nie zgłosił do zaplanowanego konkursu, więc ratowałem sytuację. Mój strój to był habit, a pod spodem skóry w stylu s/m. Traf chciał, że kilka dni wcześniej papież stwierdził, iż homoseksualizm jest zagrożeniem dla cywilizacji – Bill Schiller, szef ILGCN, zinterpretował mój występ jako krytykę słów Jana Pawła II i zaproponował mi… stanowisko ambasadora kultury polskiej przy ILGCN. Zgodziłem się.

 

Na zdjęciu z prawej Piotr Brodacki, w środku chłopak z Lambdy Wrocław, z lewej – Szymon Niemiec. „Polska Agencja Prasowa informowała, że 11 lipca 1998 r. pod Kolumną Zygmunta odbędzie się pierwsza w Polsce wielka demonstracja osób homoseksualnych. Poszedłem tam. To było dwóch chłopaków w ciemnych okularach, z ustami zasłoniętymi bandankami. Dołączyłem do nich”

 

Byłeś ledwo po 20-tce.

I miałem wielką nadzieję, że mogę zmienić świat na lepszy! Dlaczego nie pójść i nie zawalczyć, dlaczego nie wystąpić publicznie, dlaczego nie pokazać pyska? Było we mnie wówczas dużo przekory, był bunt przeciw rzeczywistości.

Mogłeś działać w istniejącej już Lambdzie.

Stałem w opozycji do Lambdy. Ich działania były pomocowe, skierowane do środka, ważne dla części środowiska, ale ja miałem potrzebę ostrego działania, mocnego walnięcia pięścią w stół.

Kiedy zapadła decyzja o zorganizowaniu pierwszej Parady Równości?

Było nas kilkanaście osób, wolne elektrony, bywalcy gejowskich klubów. Spotykaliśmy się w słynnym wówczas Paradise na czwartkowych śniadaniach, a potem wieczorem na drinku. Któregoś czwartku oglądaliśmy fi lm z Parady w Sydney. Patrzyliśmy z zazdrością na ten kolorowy tłum i ktoś powiedział: „Fajnie, super, ale nie u nas. W Polsce to niemożliwe”. „Ale dlaczego nie?” – zaoponowałem. Nie rejestrowaliśmy żadnego komitetu czy stowarzyszenia. Na początku była to po prostu grupa znajomych, która chciała zorganizować przemarsz.

Odbył się 1 maja 2001 r. Skąd ta nazwa i ta data?

W tamtym czasie 1 maja, czyli w Święto Pracy, nie trzeba było mieć zgody na przemarsz. Należało tylko poinformować Urząd Miasta o wydarzeniu. Mieliśmy burzę mózgów, jaką nazwę nadać naszemu pochodowi. Unikaliśmy jak ognia określeń „gejowski” etc., bo byliśmy pewni, że zaczną się kłopoty i urząd zablokuje marsz. Wpadłem na pomysł, by nazwa łączyła różne postawy. Wymyśliłem „Paradę Równości”.

Jak środowisko odbierało wasz pomysł?

O mało nas nie zżarły media gejowskie, które wówczas istniały, z gejowo.pl na czele. Pisali, że takie „afiszowanie się” jest niepotrzebne, że na pewno zostaniemy pobici. Usłyszałem nawet, że „skazujemy ludzi na śmierć”. Żadna organizacja nie przyłączyła się do przygotowań. Ktoś ze znajomych kserował ulotki, inni drukowali plakaty. Paradise wypożyczył nam samochód z głośnikami na dachu, ze skrawków tkanin uszyliśmy tęczową flagę. Start miał być spod Kolumny Zygmunta, ale nie przewidzieliśmy, że samochód nie może tam wjechać – więc stanęliśmy pod kościołem św. Anny, ja powiewałem flagą, a Krzysiek, mój ówczesny partner, miał zgarniać ludzi spod Kolumny.

Ile przyszło osób?

Na początku byłem praktycznie sam i tylko czekałem, kiedy dostanę w gębę. Pomyślałem, że mamy powtórkę z 1998 r. i będzie nas kilku. W pewnym momencie podszedł do mnie facet z Urzędu Miasta i powiedział, że trzeba zaczynać. Chcąc nie chcąc ruszyłem z tą flagą, a za mną… wyrosły jak spod ziemi trzy drag-queens. I nagle szok! Ludzie, którzy stali na chodnikach i przyglądali się, udając przypadkowych przechodniów, weszli na środek jezdni. Zebrało się jakieś 300 osób! Przeszliśmy aż do pomnika Kopernika. Wśród uczestników byli m.in. Piotr Ikonowicz oraz Robert Biedroń, który kilka miesięcy później założył Kampanię Przeciw Homofobii. Zatrzymaliśmy się pod Pałacem Prezydenckim, gdzie wygłosiłem krótkie przemówienie. Nikt nas nie zaczepiał, był totalny spokój.

Sukces!

Wróciłem do domu naładowany pozytywną energią. Media prosiły mnie o wypowiedzi…

Stałeś się twarzą polskich gejów.

Zarejestrowaliśmy polski oddział ILGCN. Poszło z górki. Na drugiej Paradzie było już ponad tysiąc osób.

18 listopada 2002 r. prezydentem Warszawy został Lech Kaczyński. W 2003 r. były w związku z tym problemy z organizacją?

Żadnych! Odbyła się po raz trzeci 1 maja, Urząd Miasta przyjął zgłoszenie i koniec. Mało kto pamięta, że wtedy pojawiła się pierwsza platforma partii politycznej i była to… Samoobrona! Problemy przyszły rok później, w 2004 r. Związki partnerskie stały się realne – w parlamencie był projekt ustawy senatorki Marii Szyszkowskiej. Sprawy LGBT weszły do polityki, Parada stała się wydarzeniem politycznym – i OK, w końcu zależy nam na zmianach w prawie. Trzeba było zmienić termin przemarszu, bo 1 maja Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Przesunęliśmy o kilka tygodni. Jednocześnie zorganizowano pierwszy Marsz w Krakowie – i to był hardkor. Byłem tam. Rzucano w nas kamieniami. O mało nie zostałem zabity, życie uratowali mnie i wielu innym dziennikarze „Tygodnika Powszechnego” – schowaliśmy się przed agresorami u nich w redakcji. W końcu pojawił się zakaz Kaczyńskiego – w Warszawie doszło więc jedynie do wiecu na Placu Bankowym, zamiast Parady. Weszliśmy w jakiś czarny scenariusz. Świat miał już należeć do nas, a tu… szok. Polski ILGCN zaczął się rozpadać. W 2005 r. Paradę organizowała Fundacja Parady Równości z Tomaszem Bączkowskim, któremu przekazałem to zadanie.

Też została zakazana, ale przeszła. Zgromadziła kilka tysięcy osób i kilkuset przeciwników rzucających w nas jajkami. Na czele szłówczesna wicepremierka Izabela Jaruga-Nowacka z Robertem Biedroniem. To była pamiętna Parada. Potem, w 2007 r., Trybunał w Strassburgu wydał wyrok, że zakazy Parad były bezprawne. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz tę decyzję sprzed 18 lat, by zorganizować tę pierwszą?

Te 45 tysięcy ludzi w tym roku mówią same za siebie. I wiem, że Parada stanie się jeszcze silniejsza.  

 

Szymon Niemiec jest od 2006 r. duchownym Zjednoczonego Ekumenicznego Kościoła Katolickiego, działającego głównie w Wielkiej Brytanii i Australii, w Polsce jako niezarejestrowana chrześcijańska grupa wyznaniowa. Pracuje jako coach i szkoleniowiec.

 

Tekst z nr 74/7-8 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

TĘCZA i SPÓŁKA

Wielki biznes coraz częściej deklaruje wspieranie naszej społeczności, ale z faktycznym wspieraniem różnie bywa – pisze RADEK OLIWA, szef portalu queer.pl

 

Iluminacja tęczy na warszawskim pl. Zbawiciela (8.06.2018) dzięki współpracy organizatorów Parady Równości z firmą Unilever (Ben & Jerry’s). Foto: Unilever

 

W Irlandii opowiada się dzieciom, że na końcu tęczy można znaleźć garnek pełen złota. Wierzą w to także dorośli, lecz u nich sprawa się komplikuje, bo pojawiają się dorosłe, czasami niewygodne pytania. Czyje jest to złoto? Komu należy się ile i kto o tym decyduje? I czy na pewno wszystko złoto, co się świeci?

Relacja biznesu z LGBTQ to w Polsce zjawisko dość nowe. Na świecie pierwsze publiczne zaloty w postaci reklam kierowanych do naszej społeczności pojawiły się na początku lat 80., w Polsce pierwszy taki „flirt” miał miejsce dopiero w 2007 r., gdy miał nas „pochłonąć” napój Burn. Ale po reklamie tej kofeinowej lemoniady należącej do koncernu Coca-Cola w romansie biznesu z LGBTQ zabrakło ognia. Poza epizodycznymi flirtami i (czasami dość niezdarnym) mruganiem okiem niewiele się działo. Oswajanie tematu przez ostatnie 20 lat zaowocowało pierwszymi sukcesami dopiero teraz. Osoby queerowe jako grupa docelowa budzą coraz mniej kontrowersji w głównym nurcie i stają się ciekawym targetem. Wreszcie zaiskrzyło!

Na sklepowych półkach pojawiają się tęczowe towary, a międzynarodowe korporacje jak ABB, Shell czy Cisco organizują w swoich strukturach grupy pracownicze LGBT. Skrzat pilnujący złota przy brzegu tęczy został pokonany, a garnek drogocennego kruszcu już jest nasz? Nie do końca.

Do związku partnerskiego daleko

W całym tym wspieraniu nie podoba mi się jedna zasadnicza rzecz: podczas gdy wielki biznes coraz częściej deklaruje wspieranie naszej społeczności, z faktycznym wspieraniem różnie bywa. Obok firm, które faktycznie prowadzą z nami dialog i oferują nam wymierną pomoc, jak Google czy Unilever, sporo przedsiębiorstw liczy wyłącznie na… wsparcie z naszej strony.

Osoby LGBTQ to atrakcyjna grupa konsumentów/ek. Większość z nas nie pełni obowiązków rodzicielskich, więcej inwestujemy w edukację i karierę. Jesteśmy więc pożądanymi pracownikami, co z kolei nierzadko przekłada się na zarobki. Nie dość, że pracujemy więcej, to brak dzieci na utrzymaniu sprawia, że przeciętnie dysponujemy większym budżetem niż pozostała część społeczeństwa. Nie piszę tego, by w sugerować naszą przewagę; zwłaszcza że także w naszej społeczności są osoby ubogie lub gorzej wyedukowane. Chcę stwierdzić pewne fakty, byśmy mieli świadomość, że zainteresowanie biznesu osobami LGBTQ nie jest odruchem serca, lecz po prostu dobrą strategią biznesową.

Wydając pieniądze i poświęcając pracodawcom czas i kompetencje, powinniśmy oczekiwać w zamian czegoś, co wpłynie pozytywnie na stopień akceptacji osób LGBTQ w Polsce. Biznes ma nam w tej kwestii bardzo dużo do zaoferowania.

Pracodawca, który nie dopuszcza do dyskryminacji tęczowych pracowników i stwarza im komfortowe warunki (np. informując każdego nowego pracownika o zakazie dyskryminacji ze względu na m.in. orientację seksualną czy tożsamość płciową) sprawia, że przestajemy bać się ujawnienia, a dokonując coming outu, dalej edukujemy współpracowników/czki.

Firma, która reklamuje się za pomocą symboli LGBTQ, niesie przesłanie różnorodności, tolerancji i otwartości. Do większej widzialności przyczyniają się także sprzedawcy tęczowych gadżetów i odzieży, promując w lokalach i witrynach sklepowych „naszą“ tęczę. Jeśli wszystko działa, jak powinno, biznes się kręci. Drobna część zysków wspiera lokalne społeczności LGBTQ, a z prosperity korzystają także tęczowe media, które stają się nie tylko nośnikiem reklam, ale także podkreślają społeczną odpowiedzialność biznesu.

Mogłoby się wydawać, że to, co piszę to „oczywista oczywistość“. W końcu taki model sprawdził się w wielu krajach – tam, gdzie nasza społeczność została potraktowana partnersko. Nawiązując do relacji międzyludzkich, można powiedzieć, że niegdysiejsze skoki firm w bok przekształciły się w trwały związek partnerski. Nam do partnerstwa trochę brakuje.

Nie chcąc pozostawać gołosłownym, przytoczę kilka przykładów. Postanowiłem dowiedzieć się, na czym polega deklarowane przez niektóre firmy i marki wspieranie naszej społeczności, zadając cztery kluczowe pytania:  

  1. Czy firma wspiera polskie inicjatywy LGBT lub polskie organizacje LGBT? Jeśli tak, jakie?
  2. Czy oferowane towary związane z LGBT dostępne są we wszystkich firmowych sklepach?
  3. Czy firma reklamowała się w polskich mediach LGBT?
  4. Jakie działania firma podejmuje na rzecz równości swych pracowników/czek? Czy w firmie działa sieć pracownicza LGBT?

Negatywne przykłady: Levi’s, Empik, H&M i Adidas

Jednym z adresatów moich pytań była firma Levi’s. Być może zauważyliście w tym roku reklamę ich kolekcji PRIDE z tęczowym logo firmy i napisem „I’M PROUD” oraz informację, że wspierają naszą społeczność. Z odpowiedzi dowiedziałem się, że marka szerzy świadomość i tolerancję. Czy wspiera jakieś polskie organizacje LGBT? Niestety nie. Wspiera za to the Harvey Milk Foundation w San Francisco – odpowiedziano mi na FB. A może podnosi naszą widzialność? Tu także rozczarowanie, bo polski Levi’s sprzedawał kolekcję PRIDE tylko w jednym sklepie w Warszawie. Pytania o politykę kadrową oraz plany na przyszłość, które skierowałem dwukrotnie do firmy, pozostały bez odpowiedzi. Podsumowanie „wsparcia”, jakiego udziela nam Levi’s, wypada więc raczej blado. Zostawiamy u nich pieniądze, dostajemy (dość drogą) odzież. Moim zdaniem, to tylko handel, nic więcej. A kropką nad „i” był fakt, że ochrona Złotych Tarasów – jedynego w Polsce centrum handlowego, w którym dostępna była „dumna” kolekcja Levi’s, nakazywała w dniu Parady Równości wszystkim, którzy weszli do „tarasów“ z tęczową flagą, schowanie naszego symbolu lub opuszczenie centrum handlowego.

Aby uspokoić całkiem sporą grupkę queerowych ekonomicznych liberałów, dodam, że nie odbieram jakiejkolwiek fi rmie prawa do sprzedaży swoich produktów, niezależnie od tego, czy sprzedają je z nadrukami tęczy, krzyża czy motywów wyklętych. Nie chciałbym jednak, aby ktokolwiek nazywał to wsparciem, jeśli to zwykły, a w dodatku nieodpowiedzialny społecznie biznes. Przecieram oczy ze zdumienia, gdy czytam o milionach, które rzekomo płyną z zagranicznych koncernów do LGBTQ – a takie wrażenie robią choćby niedawne artykuły z „Business Insider” czy „Polityki”.

Podobne doświadczenia miałem z innymi koncernami. Duński Flying Tiger „wspiera” społeczność LGBTQ sprzedażą niedrogich gadżetów z motywem tęczy – a w rzeczywistości to my wspieramy firmę Flying Tiger* naszymi pieniędzmi. Podczas gdy polskie sklepy, które sprzedają tęczowe gadżety, przeznaczają część dochodów na działania społeczne w Polsce, duńska sieć zachowuje zysk dla siebie. Czy firma widzi możliwość współpracy z polskimi organizacjami – zapytałem na FB? Dowiedziałem się, że być może, ale raczej nie w tym roku. Póki co, firma nie zadbała nawet o to, by wytłumaczyć polskim klientom znaczenie symbolu tęczy. Wsparcie? Tak, ale niestety tylko w jedną stronę. Uczestnicy Marszów i Parady bardzo skutecznie wsparli budżet duńskiej sieciówki.

Równie „wspierający” był Empik, który mając w swojej ofercie dość obrzydliwą książkę o „leczeniu” homoseksualności (pomimo apeli organizacji LGBT, nie została wycofana ze sprzedaży) – pochwalił się w dniu Parady tęczowym logotypem. Tęczowo logo, a pod nim książka o leczeniu homoseksualności? Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że akcja Empiku jest pustym gestem?

Również we „wspierających” nas firmach H&M i Adidas spotkałem się z brakiem konkretów i brakiem choćby chęci do dialogu.

Czyja jest tęcza?

Jak myślicie, co powiedziałby właściciel marki Levi’s, gdybym zaczął sprzedawać koszulki z jego logotypem? Czy uznałby mój pomysł za wsparcie? Założę się, że byłby bardzo niezadowolony. Oczywiście, tęcza nie jest znakiem towarowym, ale nie jest także zupełnie bezpańska. Jeśli wykorzystywana jest do celów zarobkowych, to powinno się to wiązać z wspieraniem społeczności, która przez 40 lat zrobiła z tego znaku rozpoznawalny na całym świecie symbol. To nie jest kwestia międzynarodowych umów czy praw – to po prostu kwestia przyzwoitości.

Najpóźniej teraz ze strony adwersarzy, z którymi stoczyłem już wiele dyskusji na ten temat – pojawia się argument, że owszem, fi rmy kolportujące tęczę nie dzielą się z queerową społecznością zyskami, jednak ryzykując utratę wizerunku, rozpowszechniają nasz symbol i w ten sposób wspierają walkę o nasze prawa. Niestety obawiam się, że to my ryzykujemy więcej. Co się stanie, gdy „wspierający” społeczność LGBTQ koncern okaże się niszczącym środowisko oraz wyzyskującym pracowników potworem? Co się stanie, gdy wiatr polityczny zawieje w inną stronę, nastąpi czystka kadrowa i koncern nagle przemaluje swe tęczowe barwy na bardziej ponure? To problem, z którym wielokrotnie mierzą się NGO-sy, przyjmując fi nansową pomoc międzynarodowych koncernów. Nas ten problem dotyczy podwójnie, bo często nie tylko nie otrzymujemy żadnego wsparcia, lecz na dodatek nawet nie dowiadujemy się o tym, że „jesteśmy wspierani“. Takie decyzje zapadają często w agencjach reklamowych i działach marketingu, które realizując tęczowe działania, świadomie pomijają naszą społeczność, a my im niestety na to pozwalamy.

Właśnie teraz zbliżamy się do punktu, w którym stajemy się jako grupa klientów/ek atrakcyjni/e dla biznesu. To kluczowy moment – powinniśmy zastanowić się, jakie są nasze potrzeby i zadbać o to, by zostały uwzględniane. Jak współpraca między LGBTQ i wielkim biznesem mogłaby wyglądać, pokazała firma Unilever, która podczas tegorocznej Parady Równości promowała markę lodów Ben & Jerry’s. Firma w przeddzień Parady przywróciła placowi Zbawiciela na kilka godzin tęczę. Zdjęcia iluminacji, która stanęła w miejscu nieistniejącej już instalacji Julity Wójcik, obiegły cały świat i stały się ogromnym marketingowym sukcesem. Obok symbolu tęczy w mediach głównego nurtu pojawiło się logo marki – zyskali wszyscy. Aleksandra Muzińska z Miłość Nie Wyklucza zapewnia, że wsparcie Unilever nie było tylko symboliczne, a akcja powstawała w ścisłej współpracy. Mnie osobiście, jako szefowi queer.pl, zabrakło włączenia w akcję mediów LGBTQ. Jestem jednak pewien, że to kwestia czasu, a casus Unilever stanie się wzorcem współpracy między tęczową społecznością a biznesem.

Zero współpracy

Chciałbym przy tym dodać dla jasności, że przez 22 lata istnienia portalu, którym kieruję, żadna korporacja nie zdecydowała się u nas na reklamy, co byłoby realnym, a nie deklarowanym wsparciem. Mariusz Kurc, redaktor naczelny „Repliki”, potwierdził mi, że w „Replice” sytuacja jest taka sama – poza reklamą napoju Burn sprzed 11 lat. Kurc dodaje: W ostatnim czasie opublikowaliśmy dwa teksty o polskich sieciach pracowniczych LGBT w dwóch wielkich firmach: Royal Bank of Scotland oraz Credit Suisse. Ani te firmy, ani inne nie zareagowały propozycją współpracy z „Repliką”, jedynym papierowym czasopismem LGBT w Polsce. Cecylia Jakubczak z Kampanii Przeciw Homofobii również mówi, że żadna wielka korporacja nie była nigdy partnerem żadnego dużego projektu KPH, ani nie udzieliła organizacji finansowego wsparcia.

Podejmując temat, spotykam się często z opinią, że „nie powinniśmy się na firmy obrażać“ i że „czepiam się drobiazgów”. Wiele osób z naszej społeczności odczuwa ogromną wdzięczność za najdrobniejszy gest życzliwości korporacji wobec LGBT, nie zdając sobie sprawy, że oni od nas otrzymują coś znacznie bardziej namacalnego, niż gesty. Kurc: Do obecnego stanu, w którym wielkim fi rmom zaczęło opłacać się bycie LGBT-friendly, doprowadził wysiłek naszej społeczności, w tym szczególnie działaczy i działaczek, którzy poświęcili ruchowi LGBT ogrom pracy w ciągu ostatnich 30 lat. Powinniśmy mieć tego świadomość. Realne wsparcie dla polskich organizacji LGBT, reklamy w mediach LGBT – to podstawa. Na tęczowe logotypy nie daję się nabrać, jeśli za nimi nie idą konkrety.

Mam ogromną nadzieję, że osoby odpowiedzialne za marketing marek takich, jak Levi’s, H&M, Adidas czy Flying Tiger zaczną wreszcie rozmawiać z nami, a nie tylko o nas. Według agencji marketingowej S Words, rynek LGBT w Polsce wart jest ponad 6 mld zł. Czy to drobiazg? Pomyślcie, ile dodatkowych działań można byłoby zrealizować, dysponując choć promilem tej kwoty. Jest o co zawalczyć.

*Gdy oddawaliśmy „Replikę” do druku, dotarła do nas wiadomość, że Flying Tiger potraktował nasze uwagi dotyczące współpracy ze społecznością LGBT poważnie i zadeklarował przekazanie darmowych gadżetów organizatorom Marszu Równości w Poznaniu. To chyba dobre potwierdzenie tego, że strategia, o której piszemy, działa – rozmawiajmy z biznesem na zasadach partnerskich.

Radek Oliwa jest założycielem portalu Queer.pl – najstarszego portalu LGBT w Europie, przedsiębiorcą oraz fundatorem fundacji Równość.org.pl.

 

Tekst z nr 74/7-8 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #68

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 68 (lipiec/sierpień 2017)

replika_68_okladka

Na okładce:

Cztery aktywistki LGBT, lesbijki: Julia Maciocha (prezeska Wolontariatu Równości, organizatorka tegorocznej Parady Równości), Mirka Makuchowska (wiceprezeska Kampanii Przeciw Homofobii), Aleksandra Muzińska (członkini zarządu w Miłość Nie Wyklucza) oraz Marta Konarzewska, nasza redakcyjna koleżanka, publicystka, scenarzystka.

W środku numeru – debata tych czterech aktywistek o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym.

W ciągu ostatnich lat nastąpił istotny postęp, jeśli chodzi o widoczność gejów w przestrzeni publicznej. Gej ma już dla przeciętnego Polaka konkretną twarz – Roberta Biedronia, Michała Piróga, Tomasza Raczka, Tomasza Jacykówa, Jacka Poniedziałka i innych. Nie ma natomiast nadal „polskiej Ellen DeGeneres”.

Z czego wynika taka sytuacja? Jak można jej zaradzić? Co ruch LGBT może zrobić, by pojawiła się polska Ellen i by lesbijki zyskały widoczność w życiu publicznym?

Julia, Mirka, Ola i Marta nie tylko odpowiadają na te pytania, ale swe odpowiedzi okraszają wieloma przykładami i anegdotami z własnego doświadczenia jako lesbijek i działaczek. Ich spostrzeżenia, szczególnie o tym, jak faceci funkcjonują w życiu publicznym, to po prostu kopalnia genderowej wiedzy w praktyce.

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Mężczyzna do wynajęcia” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 68:

Wywiady:

  • „Faceci, zróbcie miejsce”debata aktywistek LGBT, lesbijek – Julii Maciochy (Parada Równości), Mirki Makuchowskiej (Kampania Przeciw Homofobii), Aleksandry Muzińskiej (Miłość Nie Wyklucza) oraz Marty Konarzewskiej („Replika”) – o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym (czytaj dalej…)
  • „Nasza mama to anioł” Staszek i Paweł Bednarkowie są braćmi i są gejami. Staszek jest działaczem LGBT, właśnie skończył studia. Paweł jest super modelem, pracuje dla najsłynniejszych marek na świecie. W wywiadzie Mariusza Kurca zatytułowanym „Nasza mama to anioł” opowiadają o swych coming outach, o reakcjach innych na to, że obaj są homoseksualni oraz o swojej mamie Marzennie Latawiec, która też jest działaczką LGBT (czytaj dalej…)
  • „Z innej planety” Paweł Fusiek od prawie 30 lat mieszka w Niemczech. Od prawie 20 – występuje w Niemczech jako drag queen Paul A Jackson. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego (czytaj dalej…)
  • „Męskości. Rozmowy o butch, cz. II” – z dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska (czytaj dalej…)
  • „Wszyscy jesteśmy fetyszystami” – z Wiolą Jaworską, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia Mariusz Kurc;
  • „7 grzechów głównych Piotra i Pawła” – z parą młodych blogerów/vlogerów Piotrem i Pawłem rozmawiają Piotr i Paweł z portalu Outy.pl;

Opowiadanie:

  • „Delicje cioci Alicji” Ambrożego Rożka o niespotykanej miłości pewnej pani do apetycznych gejów.

Felieton:

  • „Bunt oportunistów” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Teatr: tęczowy musical „Kinky Boots” w warszawskim Teatrze Dramatycznym
  • Filmy: „Serce z kamienia”, „Atomic Blonde”, „Jonathan”, „Odwet”
  • Książki: „Zbrodnia, której nie było” Andrzeja Selerowicza, „Lou Reed. Zapiski z podziemia” Howarda Sounesa, „Notatki samobójcy” Michaela Thomasa Forda

A poza tym:

  • „Heterosojusznicy, chodźcie z nami!” – wzywa Franciszka Sady, działaczka KPH, osoba hetero oraz inni nasi heterosojusznicy;
  • „Tęczowy Album Ślubny” – 18 polskich (lub w połowie polskich) par jednopłciowych, które wzięły śluby w krajach, gdzie jest już równość małżeńska;
  • „Jeśli to słyszysz, jeśli to mówisz” – kampania społeczna Lambdy Warszawa o domowej przemocy psychicznej skierowanej wobec osób LGBT;
  • Wojciech Śmieja pisze o biografii prywatnej Jerzego Andrzejewskiego (autorstwa Anny Synoradzkiej-Demadre), która ukaże się we wrześniu;
  • O tym, jak wygląda Pride Parade, czyli Parada Równości w Kanadzie, pisze Mariusz Kurc prosto z Toronto;
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Michał Kośmicki-Żórawski, sołtys Borkowa;
  • Wybory Mister Gay Poland 2017 – zwycięzcą został Kacper Sobieralski z Sopotu;
  • Miśki, czyli Bears of Poland, zachęcają do swojej organizacji;
  • Chaber, prezes KPH, o działaczach LGBT na festiwalach Open’er i Woodstock;

 

Wysyłka numeru od 26 lipca br.

Fot. na okładce: Adam Gut

Faceci, zróbcie miejsce

replika_68_okladka_m„Faceci, zróbcie miejsce” – debata aktywistek LGBT, lesbijek – Julii Maciochy (Parada Równości), Mirki Makuchowskiej (Kampania Przeciw Homofobii), Aleksandry Muzińskiej (Miłość Nie Wyklucza) oraz Marty Konarzewskiej („Replika”) – o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym

 

Konarzewska:

„Geje dopracowali się pop wizerunku. Przynajmniej w liberalnych mediach. Tacy fajni kolesie – wrażliwi, atrakcyjni, dobrze ubrani, uśmiechnięci. Mają głębokie przyjaźnie z dziewczynami hetero i te dziewczyny głośno mówią o swych przyjaciołach gejach – takich „od serca”, z którymi mogą pogadać o facetach. Fryzjer i jego kumpela – straszny stereotyp, ale on daje nieheteromęskości jakiś dostęp do tzw. przeciętnego człowieka. A czy jest taka opowieść gości hetero, że mają kumpelę lesbijkę, z którą gadają o dziewczynach?”

„Z jednej strony mamy pracować nad tym, by być widoczne, a z drugiej ciągle to myślenie, co ten widok na ciebie ze sobą niesie i czy to jest OK. Ja jestem bardziej „kobieca”, a moja dziewczyna Agata Kubis – bardziej „męska”, więc wpisujemy się w stereotyp butch/femme – może kopiujemy hetero? Jesteśmy od 10 lat w mono związku, więc wpisujemy się też w „stare nudne małżeństwo”, natomiast gdybym była poli, to wpisywałabym się pewnie w wizerunek (homo)rozpustnicy. To jest moim zdaniem ślepy zaułek – trzeba wszelkie takie głosy przerobić na szum i iść dalej, po swojemu.”

 

Maciocha:

„W ścisłej grupie wolontariuszy robiących Paradę były tylko dwie osoby identyfikujące się jako „faceci, geje”. I co? Gdy przychodził do nas na spotkanie ktoś potencjalnie zainteresowany np. reklamowaniem swej firmy na Paradzie, to zwykle był to facet, gej – i on jakby „automatycznie” zwracał się do kogo? Do tych naszych dwóch gości. A ja siedzę obok – „Halo, tu jestem i jestem Prezeską”.”

„Gdy para gejów wrzuca swoje fotki na FB, to komentarze pod nimi można z grubsza podzielić na dwie grupy: hejterskie oraz przyjazne. Natomiast do podobnych fotek dwóch kobiet byłaby jeszcze trzecia grupa: komentarze z tak zwanej dupy – dotyczące wyglądu. Ani pozytywne, ani negatywne, tylko: „Fryzura tej z lewej mi się nie podoba”, albo: „Dlaczego ta z prawej ma płaskie obcasy?”. A dlaczego taki makijaż, a nie śmaki, dlaczego fota na plaży, a nie w lesie. A gdyby jedna miała garnitur, a druga sukienkę, to zaraz byłoby też: ta w garniturze chce być kolesiem? Wyglądu mężczyzn się tak bezceremonialnie nie komentuje. Więc dziewczyny się 100 razy zastanowią i 500 razy przeanalizują daną fotkę pod kątem takich „zagrożeń”, zanim ją wrzucą na FB. Albo i nie wrzucą w ogóle. No i potem, tak – są niewidoczne.”

 

Muzińska:

„Mam znajomą lesbijkę, która otwarcie zaczęła mówić o swej orientacji w pracy. Została nieformalną liderką kobiet i tzw. kobiecych spraw w firmie. Faceci przestali ją traktować jak – choćby tylko potencjalny, ale jednak – obiekt seksualny. Skończyły się komplementy i żarty. Jest dla nich kumpelą i partnerką w robocie. Koleżanki hetero zaczęły się jej zwierzać, jakich zachowań dyskryminacyjnych doświadczają ze strony facetów w firmie. Czasem nawet proszą ją o interwencję jako tą, która jest „neutralna” w męsko-damskim świecie.”

Jesteśmy mniejszością w mniejszości. Mniejszością w grupie kobiet i mniejszością, jeśli chodzi o widoczność, w grupie osób homoseksualnych. Oczekiwałabym od kolegów gejów większej uważności i zrozumienia. W taki sam sposób, w jaki oczekujemy jej, jako społeczność LGBT, od większości społeczeństwa.”

 

Makuchowska:

„Na prawdziwą widoczność pracuje się latami. Ja w Kampanii Przeciw Homofobii przyglądałam się, jak robił to Robert Biedroń na długo przed tym, zanim stał się tak rozpoznawalny, jak dziś. To jest wynik jego ciężkiej, wieloletniej pracy. Niesamowicie żmudne wyrabianie sobie kontaktów z dziennikarzami, konsekwentne trzymanie się zasady, że mediom się nie odmawia. Nigdy. Bo nie chcesz mieć w środowisku dziennikarskim opinii, że odmawiasz. To jest kapitał, który gromadzisz przez lata. Żeby ten kapitał gromadzić, trzeba mieć pewne cechy – chęć pokazywania się, wiarę w swoje kompetencje, asertywność, a czasem nawet i tupet, przebojowość. To są cechy, które u chłopców w procesie wychowania są wzmacniane – a dziewczynki się do takich zachowań wręcz zniechęca.

A na dodatek ktoś tymi mediami rządzi i na ogół jest to mężczyzna, i on ma pewną swoją optykę i decyduje, kto się może u niego pojawiać, a kto nie. Więc nawet jak znajdzie się kobieta przebojowa i asertywna, taka kobieca wersja Roberta Biedronia, to napotka więcej przeszkód.”

„Faceci częściej umieją przyjmować różne niemiłe rzeczy na klatę, to mi się podoba. Tego się chłopców uczy, a dziewczynki jakby mniej. Facet usłyszy od kogoś, że jest idiotą, za chwilę się otrząśnie i luz, i jeszcze tego kogoś uzna za idiotę. A dziewczyna, jak usłyszy, że jest idiotką, odchoruje to, będzie potrzebowała pracy, by się emocjonalnie wydobyć. (…)

Sformułowanie „parcie na szkło” ma negatywne zabarwienie; nie mam innego pod ręką, więc go użyję, ale bez tych złych konotacji, ok? No, więc chłopaków się wychowuje, by mieli to parcie – na szkło, na podbijanie świata, na pokazywanie, jacy to oni są wspaniali. A dziewczynki – odwrotnie. Chyba, że chodzi o sprawy związane z ładnym wyglądem – to wtedy tak, proszę bardzo.”

„Lesbijki same nie „załatwią” sobie równości, widoczności, równego dostępu do życia publicznego. (…) Ci wszyscy, którzy mają uprzywilejowaną pozycję społeczną w stosunku do lesbijek, czyli głównie mężczyźni, muszą sobie uświadomić właśnie to: że ich pozycja jest uprzywilejowana – i oni muszą wykonać pracę na rzecz zniwelowania tych różnic. (…).

To tak, jakby biali w USA powiedzieli czarnym: „Mieliśmy was za niewolników, potem was ostro dyskryminowaliśmy, ale teraz przestajemy, więc już jest równość.” No, nie, tak to się nie dzieje. Trzeba ciężkiej pracy, przede wszystkim białych. (…) Jak my wspólnie zaczniemy tę mozolną pracę wykonywać – to wtedy, w pewnym momencie, polska Ellen DeGeneres pojawi się sama. Może nawet niejedna. Ale ona nagle nie wyskoczy – ona wyrośnie na gruncie, który musimy wspólnie przygotować.”

 

Fot. Adam Gut

Cała debata – do przeczytania w „Replice” nr 68

spistresci

35 tys. osób na Paradzie Równości

Parada RównościZgodnie z szacunkami policji i organizatorów, około 35 tys. osób bierze udział w Paradzie Równości 2016 w Warszawie. To największy prorównościowy marsz w tej części Europy – w tym roku odbywa się znów pod hasłem „Równe prawa – wspólna sprawa”.

Maszerujący wyruszyli z ul. E. Plater po godzinie 15:30 i przeszli Al. Jerozolimskimi, ulicami Marszałkowską, Królewską i Krakowskim Przedmieściem, by potem przez Most Śląsko-Dąbrowski przejść na praską stronę Warszawy. Tam, ulicami Sierakowskiego i Wybrzeżem Helskim dotarli do klubu La Playa, gdzie rozpoczyna się Plaża Równości – trwająca do rana impreza muzyczna. Trasa uległa zmianie w trakcie przemarszu – manifestujący ominęli w ten sposób niewielką kontrmanifestację przy pomniku Mikołaja Kopernika.

– Grupa była mała ale nie chcemy dać im szansy wykrzykiwania swoich nienawistnych haseł w nas – tłumaczy Jej Perfekcyjność, rzecznik prasowy Parady Równości. – W naszej Paradzie udział biorą rodziny z dziećmi, które nie powinny słyszeć takiego języka nienawiści.

To już szesnasty przemarsz środowisk wykluczonych i ich sojuszników ulicami Warszawy. Motto „Równe prawa – wspólna sprawa” streszcza 12 postulatów Parady Równości, które dotyczą różnych grup narażonych na wykluczenie i dyskryminację, w tym m.in. osób z niepełnosprawnością, środowisk LGBT, mniejszości etnicznych, narodowych, religijnych czy też kobiet.

Tegoroczna Parada Równości jest rekordowa pod wieloma względami: w przemarszu uczestniczyło aż 12 barwnych platform-pojazdów i aż 23 wielkie banery.

Przemarsz rozpoczęły przemowy. Głos zabrali m.in. Dorota Warakomska, eurposłanka Ulrike Lunacek i radny Warszawy Sebastian Wierzbicki. Przemówienie wygłosili także rodzice osób LGBT, którzy wyjaśniali dlaczego Parada Równości jest dla nich ważna.

Uczestniczki i uczestnicy szczególnie głośno swoje hasła wykrzykiwali w okolicach Pałacu Prezydenckiego – chcąc w ten sposób zwrócić szczególną uwagę władz centralnych na dyskryminację, nierówne traktowanie i przemoc, z jaką spotykają się różne grupy mniejszościowe w Polsce.

Od 16 lat maszerujemy ulicami Warszawy, by wykrzyczeć swój gniew i sprzeciw wobec dyskryminacji wszelkich grup w Polsce – powiedziała Jej Perfekcyjność, rzecznik prasowy Parady Równości. – Zarazem jednak chcemy świętować swoją różnorodność i cieszyć się z tego, że pięknie różnimy się od siebie. Protest poprzez zabawę, to nasz sposób na spędzenie tego wyjątkowego sobotniego popołudnia.

Paradę Równości wsparło w specjalnym liście otwartym 36 przedstawicielstw dyplomatycznych z 5 kontynentów, w tym – co może być zaskakujące – m.in. ambasada Ukrainy, RPA, Malty ale i Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce i Biuro Krajowe Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Swojego wsparcia, jak zwykle, udzielił Komitet Honorowy, czyli grupa kilkudziesięciu osób życia publicznego, w tym m.in. Krystyna Janda, Krystyna Mazurówna, prof. Magdalena Środa, prof. Jan Hartman, prof. Jacek Kochanowski, prof. Monika Płatek, Kazimiera Szczuka, Joanna Senyszyn, Krystian Legierski, Anna Grodzka, Paulina Młynarska, Ramona Rey, Wanda Nowicka i Agnieszka Szulim.

W przemarszu udział biorą także platformy przygotowane m.in. przez Fundację Batorego, Amnesty International, Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej, SLD i Partię Zielonych. Po raz pierwszy w historii na Paradzie Równości pojawiły się także oficjalne przedstawicielstwa firm – swoją platformę przygotowało Google Polska a wśród maszerujących znalazła się firma Accenture.

Wśród grup manifestujących z własnymi banerami znaleźć można m.in. rodziców osób LGBT ale także osoby żyjące w jednopłciowych rodzinach. Są hasła promujące równość małżeńską, walkę z wykluczeniem osób z niepełnosprawnością ale także banery grup religijnych, organizacji walczących o prawa zwierząt i innych.

Po zakończeniu przemarszu Parada Równości zmieni się w Plażę Równości – całonocną imprezę w klubie La Playa na praskiej stronie Wisły. Gwiazdą wieczoru będzie Izabela Trojanowska. Poza nią pojawią się artystki i artyści z wielu krajów – m.in. zespół Glittermeat (Norwegia), Alex Palmieri (Włochy), Helium Jam (Rosja) czy też dj Ariel Bialski (Kanada). Na scenie na chwilkę pojawi się także chór osób LGBT i przyjaciół Voces Gaudiae. Imprezę poprowadzą najlepsze polskie artystki drag queen – Charlotte, Aldona Relax i Nikita Bogini Miłości.

Złotym sponsorem Parady Równości 2016 zostały Fundusze Norweskie, zaś Srebrnym Sponsorem – sieć klubów Heaven and Hell.

Przed przemarszem, o godzinie 13:45, złożono kwiaty pod tablicą znajdującą się na budynku Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, upamiętniającą Izabelę Jarugę-Nowacką. Minister Nowacka była, jak podkreślano w przemówieniach, przyjaciółką wszystkich wykluczonych i to dzięki jej interwencji 11 lat temu nielegalnie zakazana przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Parada Równości mogła jednak bezpiecznie przejść przez Warszawę.

Po raz kolejny patronatu nad wydarzeniem odmówiła Prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Odmówił go także pełnomocnik rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego Wojciech Kaczmarczyk.

 

Foto: Andrzej Stawiński / Fundacja Wolontariat Równości

36 ambasad popiera Paradę Równości

Parada RównościAż 36 ambasad podpisało się pod listem poparcia dla Parady Równości

Rekordowa liczba przedstawicielstw dyplomatycznych podpisała się pod listem poparcia dla postulatów Parady Równości 2016. List wręczono Pełnomocnikowi rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania.
Liczba ambasad, które co roku wspierają Paradę Równości, rośnie. W ubiegłym roku ustanowiono rekord 33 podpisów – w tym został on znów pokonany.
– Poparcie udzielane nam rok rocznie przez ambasady bardzo nas cieszy – komentuje Jej Perfekcyjność, rzecznik prasowy Parady Równości. – To namacalny dowód i wyraźny sygnał, że walka o prawa człowieka ma wymiar ogólnoświatowy. Tym bardziej, że pod listem podpisały się osoby reprezentujące kraje z aż czterech kontynentów.
Ambasady wspierają Paradę Równości także na inne sposoby. Ambasada Norwegii, poprzez Fundusze Norweskie, jest w tym roku Złotym Sponsorem Parady Równości. Z kolei Ambasada Holandii wystawia na Paradzie Równości swoją platformę z równościowymi hasłami. Niektóre ambasady wspierają wydarzenia w ramach Festiwalu Parady Równości, czyli cyklu wydarzeń towarzyszących samemu przemarszowi.
Dotychczas pod listem podpisywały się ambasady z Europy, Ameryk, Afryki. Od tego roku dołączają do nich m.in. ambasada Czech, Szwajcarii czy – co może zaskoczyć – Ukrainy. Poza Ambasadami, pod listem podpisują się także oficjalne Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce i Biuro Krajowe Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. W swoim liście autorki i autorzy skupiają się na walce o prawa osób LGBTI, jako te, które w Polsce chronione są nadal najsłabiej.
Pełna treść listu brzmi następująco:
Z okazji tegorocznej warszawskiej Parady Równości chcemy wyrazić nasze poparcie dla starań o uświadamianie opinii publicznej w kwestii problemów, jakie dotykają środowisko gejów, lesbijek, osób biseksualnych, transpłciowych i interseksualnych (LGBTI) w Polsce. Uznajemy przyrodzoną i niezbywalną godność każdej jednostki, zgodnie z treścią Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Szacunek dla tych fundamentalnych wartości, pielęgnowanych przez wspólnotę idei, jaką jest Unia Europejska i Rada Europy, zobowiązuje rządy do ochrony wszystkich swoich obywateli przed przemocą i dyskryminacją oraz do zapewnienia im równych szans. Aby to umożliwić, musimy wspólnie pracować na rzecz tolerancji i akceptacji. Wyrażamy uznanie dla ciężkiej pracy środowisk LGBTI w Polsce i na całym świecie, jak również dla pracy wszystkich ludzi w rządach i organizacjach pozarządowych, których celem jest zapewnienie przestrzegania praw osób LGBTI i zapobieganie dyskryminacji motywowanej orientacją seksualną czy tożsamością płciową. Prawa osób LGBTI są prawami człowieka i każdy powinien ich bronić.
Pod listem podpisy złożyły i złożyli:
Patricia Beatriz Salas, Ambasador Argentyny
Paul Wojciechowski, Ambasador Australii
Thomas M. Buchsbaum, Ambasador Austrii
Colette Taquet, Ambasador Belgii
Alfredo Leoni, Ambasador Brazylii
Alfredo García Castelblanco, Ambasador Chile
Ramiz Bašić, Ambasador Czarnogóry
Jakub Karfík, Ambasador Czech
Steen Hommel, Ambasador Danii
Hanna Lehtinen, Ambasador Finlandii
Pierre Buhler, Ambasador Francji,
Evangelos Tsaoussis, Ambasador Grecji
Agustín Núñez Martínez, Ambasador Hiszpanii,
Adriaan Palm, Chargé d’affaires a.i. Ambasady Holandii
Gerard Keown, Ambasador Irlandii
Anna Azari, Ambasador Izraela
Stephen de Boer, Ambasador Kanady
Georges Faber, Ambasador Luksemburga
Albert-Joseph Ghigo, Chargé d’affaires a.i. Ambasady Malty
Rolf Nikel, Ambasador Niemiec
Karsten Klepsvik, Ambasador Norwegii
Wendy Hinton, Ambasador Nowej Zelandii
Maria Amélia Paiva, Ambasador Portugalii
Simon Jabulani Ntombela, Ambasador Republiki Południowej Afryki
Robert Krmelj, Ambasador Słowenii
Paul Jones, Ambasador Stanów Zjednoczonych Ameryki
Andrej Motyl, Ambasador Szwajcarii
Inga Eriksson Fogh, Ambasador Szwecji
Andrii Deshchytsia, Ambasador Ukrainy
Luis Gómez Urdaneta, Ambasador Wenezueli
Jonathan Knott, Ambasador Wielkiej Brytanii
Alessandro De Pedys, Ambasador Włoch
Yves Wantens, Przedstawiciel Generalny Rządu Flandrii
Franck Pezza, Przedstawiciel Federacji Walonia-Bruksela
Marek Prawda, Dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Anna-Carin Öst, Przedstawiciel Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Polsce
W imieniu Komitetu Organizacyjnego Parady Równości, list od II sekretarza Ambasady Szwecji odebrał Prezes Fundacji Wolontariat Równości Łukasz Pałucki.

 

Foto: Andrzej Stawiński / Fundacja Wolontariat Równości

Najnowsza “Replika” już 24 maja!

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ,
numer 61 (maj/czerwiec 2016) – premiera 24 maja!

Maria Peszek

 
 

Do przeczytania w numerze 61:

Na naszej okładce Maria Peszek, która w rozmowie Mariusza Kurca opowiada m. in. o lesbijkach z piosenki „Jak pistolet”, o gejach, którzy ją wychowywali i w których się kochała (wśród nich m.in. Jacek Poniedziałek!), o kobiecości, o związkach partnerskich oraz o pewnym ważnym skoku w przepaść.
 
 
Kliknij i kup na allegro już dziś! Ilość numerów ograniczona!
 
 

W numerze również:

  • Piotr Trojan, autor, reżyser i odtwórca głównej roli w spektaklu „Grindr” opowiada w rozmowie z Martą Konarzewską o internetowych randkach z facetami, o seksie, miłości, pustce i samotności oraz o swym ukochanym Kubie, o mamie i o Ewie Szykulskiej, która gra mamę w jego sztuce;
  • Brian Sheehan, irlandzki działacz LGBT odpowiedzialny m.in. za kampanię na „tak” w zeszłorocznym referendum w sprawie równości małżeńskiej, w rozmowie Mariusza Kurca opowiada o samym referendum, a także o polskich gejach w dublińskich klubach oraz o tym, że gdy pierwszy raz uprawiał seks z mężczyzną, był przestępcą;
  • Marcin Rodzinka o tym, że „zdrowie LGBT” to nie tylko tematyka „HIV/AIDS”;
  • „Chłopaki na korty!”Paweł Roszkowski (Szczecin), Adam Ziembicki (Wrocław) i Artur Górny (Katowice) organizują w swych miastach turnieje gejowskiego tenisa – i zachęcają do udziału! Tekst Bartosza Palochy;
  • Bartosz Żurawiecki o tropach trans w „Matrix” i innych filmach LanyLilly Wachowskich, sióstr, które przeszły tranzycie i zrobiły trans coming outy;
  • „Moje smoki są homo!” – Hubert Sobecki o wątkach LGBT w grach komputerowych;
  • „Kościół tęczowy, albo żaden” – Ludmiła Makuchowska i Hubert Michalak o religijności Amerykanów/ek LGBT a także o tym, jak chrześcijaństwo w USA staje się coraz bardziej LGBT-friendly;
  • „Niech nas usłyszą” – uczestnicy nowego projektu Kampanii Przeciw Homofobii, Stanisław Orszulak, Marta Marska-Błahy, Lukrecja Kowalska, opowiadają o swych zmaganiach z homofobią.

Opowiadanie

Dwa krótkie opowiadania zmarłego w marcu Wojciecha Skrodzkiego, krytyka sztuki i działacza Lambdy Warszawa, z którym wywiad opublikowaliśmy w „Replice” nr 43.

Felieton

„Geje, którzy nienawidzą gejów” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

Filmy: „Z daleka”, „Chemsex”, „She Monkeys”;

Książki: „Tęczowa książeczka” Jamesa Dawsona, „Dziennik roku chrystusowego” Jacka Dehnela, „Małe życie” Hanyi Yanagihary, „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” Kuby Wojtaszczyka, „Noc jest życiem” Svena Marquadta, „Wbrew naturze i kulturze” Łukasza Smugi;

Muzyka: Prince, Eurowizja, Adam Lambert.

 

A poza tym:

„Parada po raz 16.” czyli Jej Perfekcyjność zaprasza na warszawską Paradę Równości 11 czerwca br.;

– Oktawiusz Chrzanowski ze Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza o tym, dlaczego tęczowe flagi na demonstracjach w obronie demokracji są na miejscu;

Romantic Boys i Super Girl dołączają do grona sojuszników/czek LGBT w ramach akcji KPH „Ramię w ramię po równość”;

Włochy jako ostatni kraj tzw. starej Unii Europejskiej legalizują związki partnerskie, a Polska – na szarym końcu rankingu państw UE w raporcie ILGA-Europe dotyczącym prawodawstwa LGBT;

Chaber, prezes KPH, o tym, że KPH trzyma się mocno, pomimo już trzech ataków na swą siedzibę w tym roku;

– w „Czajniku” Maciej Maleńczuk, Michał Szpak, Kristen Stewart, Colton Haynes oraz Jessica Lange i Susan Sarandon.

Dla prenumeratorów/ek: publikacja „Zdrowie LGBT”  wydana przez Kampanię Przeciw Homofobii

Wysyłka numeru od 24 maja br.

Foto: Zuza Krajewska/Warner

Niebieski

Slava_mW wywiadzie Krzysztofa Tomasika Slava Melnyk, Ukrainiec od 4 lat mieszkający w Polsce, nowo wybrany sekretarz zarządu Kampanii Przeciw Homofobii, opowiada o własnej emancypacji, a także o sytuacji osób LGBT na Ukrainie, o Paradach Równości w Kijowie i o tym, które ukraińskie partie popierają prawa osób LGBT.

 

Zdjęcie: Agata Kubis
spistresci