MAJA HEBAN, aktywistka i publicystka LGBT, specjalnie dla „Repliki” pisze o tym, jak wygląda medyczna tranzycja m/k, czyli u transpłciowych kobiet. Zna ten proces z własnego doświadczenia
Jak wygląda tranzycja medyczna transpłciowych kobiet? Najbardziej prawdziwa odpowiedź brzmi: to zależy. Nie istnieje jedna właściwa ścieżka, bo każda osoba transpłciowa podąża swoją własną, którą pomagają wyznaczyć specjaliści. A ci, działając w systemie, który niespecjalnie odnotowuje egzystencję osób trans, mogą pozwolić sobie na swego rodzaju improwizację. Kiedy mówię o doświadczeniu transpłciowości w kontekście systemu opieki zdrowotnej, staram się pilnować, by używać słów takich jak „zazwyczaj”. Nie chciałabym wprowadzić kogoś w błąd przez swoją niewiedzę, że gdzieś w jakimś mieście jest specjalista, który akurat działa inaczej. Nie mówię tego, by straszyć. Przeciwnie – ranga specjalisty to dla lekarzy wyróżnienie, nieobca jest też osobom pracującym w tym zawodzie wymagającym stałego doskonalenia się i poszerzania kompetencji. Jest spora szansa, że trafiając do osoby poleconej, znalezionej na krążących po sieci mapkach i listach, trafi my dobrze. Chcę jednak, by wśród decydentów była pewność – osoby transpłciowe są w gabinecie lekarskim zdane na dobrą wolę i profesjonalizm osób lekarskich. Nie dowiemy się, jak wygląda tranzycja, prosząc o materiały edukacyjne u lekarza rodzinnego. Często piszą do mnie osoby, których dzieci czy znajomi wyoutowali się jako osoby transpłciowe i nie mają pojęcia, jak i gdzie zacząć. Nasze życia, czy nam się to podoba, czy nie, kręcą się wokół aptek i wizyt kontrolnych. Potrzebna jest systemowa zmiana, by osoby transpłciowe otrzymywały opiekę jako równoprawni obywatele, nie osoby z marginesu systemu.
Najpierw udowodnij, kim jesteś
Tranzycja medyczna zazwyczaj zaczyna się od diagnostyki. Piszę „zazwyczaj”, bo sama zaczęłam terapię hormonalną równocześnie z diagnostyką, a właściwie z otrzymaniem skierowania do psychologa, który diagnostykę miał u mnie przeprowadzić. Było to ponad 11 lat temu, więc naturalnie mogło się to zmienić – już wtedy zresztą była to raczej specyfika konkretnego lekarza. Przyjmijmy zatem, że otrzymanie „papierka” to warunek konieczny, by zdobyć pierwszą receptę. Zajmie się tym psycholog, do którego lekarz prowadzący – seksuolog – wyśle. Można próbować diagnozę ogarnąć na własną rękę, by do seksuologa udać się już z opinią psychologiczną, jednak warto założyć, że dany specjalista ma „swojego” psychologa, którego ocenie ufa najbardziej i z którym blisko współpracuje. Należy też przygotować się na rozgrzebywanie całej historii życia oraz wiele wizyt. Nie ma co też się łudzić, że tak otrzymana opinia będzie potem wykorzystana w sądzie – raczej pojawi się dodatkowy, spory koszt powołania biegłego, który ponownie przejdzie z nami przez całą biografię. Piszę o tym wszystkim, by uczulić na prosty fakt: rozpoczęcie tranzycji to inwestycja czasu, kosztów i energii. Ci, którzy korektę płci uważają za fanaberię czy lekką decyzję, jaką można omyłkowo i szybko podjąć, mylą się niezwykle głęboko. Proces diagnostyki, jego wymagania i absurdy (np. kosztowne, a jednocześnie zupełnie nieprzydatne badania na oznaczenie kariotypu) doskonale opisane są na stronie tranzycja.pl, którą serdecznie polecam jako źródło informacji. Po otrzymaniu diagnozy i pierwszej recepty zaczyna się terapia hormonalna i wszystkie z tym związane skutki uboczne, takie jak występowanie dziur w portfelu. Jako że transpłciowe kobiety dopiero zaczynające terapię mają PESEL przypisany do płci męskiej, nie przysługuje im refundacja. Estradiol, czyli główny hormon, który przyjmują transpłciowe kobiety, nie jest wyjątkowo drogi, jednak antyandrogeny, czyli leki hamujące produkcję testosteronu, już owszem – a przynajmniej w jednym konkretnym wydaniu. Przeglądając fora, z ulgą natrafi łam na informacje, że osoby przyjmujące antyandrogenowy lek Androcur – czyli octan cyproteronu, który według badań w większych dawkach może zwiększać ryzyko występowania oponiaków – obecnie dzielą tabletki na kilka części. Kiedy sama zaczynałam terapię, przyjmowałam tabletki w całości, za ich miesięczny zapas płacąc ponad 100 złotych. To pokazuje, jak zmienia się wiedza na temat transpłciowości i jak wiele zależy od danego specjalisty.
Niebieskie tabletki na kobiecość
Jak wspomniałam, najważniejszym hormonem przyjmowanym przez transpłciowe kobiety jest estradiol. To on, w połączeniu ze spadkiem poziomu testosteronu we krwi, sprawia, że rosną piersi, a skóra staje się bardziej miękka i mniej tłusta. Zmienia się rozłożenie tkanki tłuszczowej, maleje objętość tkanki mięśniowej i gęstość tkanki kostnej. W obrębie bioder, ud czy twarzy to subtelne zmiany, ale zdecydowanie do wyłapania, jeśli porówna się zdjęcia przed i po. Bardziej rzucają się w oczy piersi, które rosną pod wpływem hormonów – aczkolwiek tylko do pewnego stopnia. Szczupłe kobiety raczej nie powinny nastawiać się na naturalny rozmiar większy niż C. Zmianie ulega także owłosienie. Jeśli tranzycję udało się rozpocząć przed pojawieniem się łysienia, linia włosów zostanie już na swoim miejscu i typowe dla cispłciowych mężczyzn zakola raczej się nie pojawią. Nie liczyłabym jednak na to, że jeśli linia włosów już zdążyła się cofnąć, na jej miejscu wyrosną nowe włoski. Owłosienie na ciele również ulega redukcji w zadziwiający niemalże sposób. Nigdy nie byłam szczególnie owłosiona, ale miałam nieco ciemnych włosów na brzuchu i klatce piersiowej. Co się z nimi stało? Nie wiem, czy zniknęły, czy tylko stały się miękkie i jasne, ale po jakimś czasie przyjmowania hormonów i okazjonalnej depilacji domowymi metodami po prostu przestały być widoczne. W przypadku silnego owłosienia konieczne mogą być jednak bardziej drastyczne ingerencje. Nieco inaczej sprawa wygląda z zarostem. Coś, co oprócz diagnostyki osoby transkobiece powinny wziąć pod uwagę, to ewentualne przeprowadzenie laserowego usunięcia zarostu jeszcze przed rozpoczęciem przyjmowania hormonów lub jednocześnie z pierwszymi lekami. To ważne, bo przyjmowanie estrogenu sprawia, że zarost jaśnieje. Laser jest skuteczny jedynie na ciemnych włosach, więc zbyt długie zwlekanie z przeprowadzeniem depilacji może doprowadzić do tego, że skuteczna będzie już wyłącznie droższa i bardziej czasochłonna elektroliza. Nieusunięty na trwałe ciemny zarost zmieni się w jaśniejsze, ale nadal twarde i kłujące włoski. Pod wpływem zmian hormonalnych zmniejsza się libido, kurczą się jądra, a spontaniczne erekcje stają się znacznie rzadsze. Część z tych zmian jest nieodwracalna – terapia estradiolem rzeczywiście może prowadzić u osób transżeńskch do bezpłodności, a jeśli pojawią się piersi, nie znikną one po przerwaniu terapii. Niektóre z tych zmian, zwłaszcza tych najbardziej oczywistych wizualnie, to kwestia miesięcy. W pewnym stopniu ciało zmienia się natomiast przez lata w znacznie wolniejszym tempie. Choć razem z estradiolem przyjmuje się najczęściej leki antyandrogenowe, by jak najmocniej zablokować wpływ testosteronu na ciało, estradiol sam w sobie działa jako bloker testosteronu. Połączenie z antyandrogenem pozwala uniknąć zbyt wysokich dawek, które mogłyby dawać niepożądane efekty uboczne. Ponownie – jest to niejako pole do eksperymentów i zapewne z czasem pojawiać się będą nowe propozycje optymalnych konfiguracji. Tym bardziej ważne jest, by konsultować dawki z lekarzami. Niektóre transpłciowe kobiety przyjmują również progesteron, który według niektórych źródeł ma mieć wspomagające działanie w procesie feminizacji wyglądu. Przypisuje mu się te właściwości zwłaszcza w kwestii rozmiaru i kształtu piersi, jednak wielu specjalistów po prostu go nie stosuje. Estradiol występuje w formie tabletek, żelu, plastrów i zastrzyków.
Drogie Media: „Operacja zmiany płci” nie istnieje
Aspektem tranzycji, który nieprzerwanie fascynuje i interesuje ludzi, są operacje. To trudny temat, bo jeszcze bardziej niż w przypadku terapii hormonalnej łączy się z ograniczonymi możliwościami – zarówno w przypadku finansowych możliwości poszczególnych osób transpłciowych, jak i medycyny jako takiej. Zacznijmy przede wszystkim od tego, że nie tylko waginoplastyką kobiety trans żyją. Niewiele warte są opowieści o mitycznych „operacjach zmiany płci”, które pojawiają się w popkulturze jako czarodziejskie zabiegi zamykające na zawsze rozdział „transpłciowość” w życiu osób trans. Nie są też operacje czymś, czego wszystkie osoby transpłciowe po prostu chcą. Niektóre z nich zwyczajnie akceptują swoje genitalia czy rysy twarzy i nie postrzegają ich jako czegoś, co decyduje o ich płci. Inne boją się operacji i możliwego rozczarowania efektami, które mogą być trudne do przewidzenia. Nie sposób nie wspomnieć też o kosztach operacji, które trzeba liczyć w dziesiątkach tysięcy złotych, jeśli nie dolarów, w przypadku zabiegów zagranicznych. Oczywiście nie ma tutaj mowy o żadnym wsparciu ze strony państwa.
Co operują kobiety transpłciowe?
Twarz, jeżeli potrzebują, by ich rysy były bardziej delikatne. Tak zwana „feminizacja twarzy” (popularny anglojęzyczny skrót to FFS od „facial feminization surgery”) obejmuje np. operację nosa, wygładzenie i podniesienie łuku brwiowego, redukcję podbródka, obniżenie linii włosów. Tego typu zabiegi są drogie niezależnie od płci, więc pełny zestaw ingerujący w różne punkty twarzy to koszt przynajmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych. Genitalia, jeśli mają taką potrzebę (trzeci raz nie będę tego pisać – ustalmy, że to potrzeby osób trans powinny wyznaczać, czego się podejmują w kontekście tranzycji). Wytworzenie pochwy nazywamy waginoplastyką i jedna z metod polega na tym, że dokonuje się inwersji prącia, ze skóry tworzy kanał pochwy i wargi sromowe, a z części żołędzia formuje się łechtaczkę. Głębokość takiej waginy uzależniona jest w pewnym stopniu od wielkości penisa. Alternatywną metodą jest waginoplastyka sigmoidalna, czyli pobranie części jelita, by z niego utworzyć pochwę. Pochwa transpłciowej kobiety, nazywana czasem „neowaginą”, częściowo się nawilża, jednak stosunek pochwowy wymaga używania lubrykantu. Cewka moczowa jest umiejscowiona nad otworem pochwowym, nad nią zaś znajduje się wytworzona chirurgicznie łechtaczka. Jak można się domyślić, od umiejętności chirurga zależy tutaj naprawdę wiele. Efekty wizualne mogą się różnić, podobnie jak poziom czucia. Trzeba jednak nadmienić, że pozostawienie zakończeń nerwowych i użycie ich do wytworzenia łechtaczki sprawia, że orgazmy powinny być łatwe do osiągnięcia i przyjemne (daję swój atest i pozdrawiam). Okres przynajmniej kilku miesięcy po operacji to czas obowiązkowego używania dilatorów, czyli prostych, dostępnych w kilku rozmiarach narzędzi do rozciągania pochwy. Ponieważ neowagina wytworzona jest operacyjnie, w procesie leczniczym może się obkurczać, czemu przeciwdziała się właśnie użyciem dilatorów. Chciałabym tutaj zrobić lekką dygresję, by zaznaczyć dwie rzeczy. Po pierwsze, transpłciowe kobiety mogą bez problemu czerpać przyjemność z seksu analnego, jeśli chcą penetracji. Nie warto nadmiernie dużo uwagi poświęcać rozmyślaniom o penisach transpłciowych kobiet ani o tym, co z tymi penisami robią, jeśli mają partnerki lub partnerów. Waginoplastyka jest dostępna dla kobiet po ustaleniu płci metrykalnej, co wyklucza te kobiety, które są żonate i w świetle polskiego prawa nie mogą skorygować płci, dopóki pozostają w związku małżeńskim. Koszt operacji to z kolei kilkadziesiąt tysięcy złotych, co jest dodatkowym blokerem i może oznaczać lata mozolnego odkładania każdego grosza. Wiele osób też najzwyczajniej w świecie boi się niezadowolenia z efektów, a ma co się oszukiwać, że każda operacja kończy się fantastycznym sukcesem i nikt jej nigdy nie żałuje. Powody, dla których osoby mogą nie chcieć ingerować chirurgicznie w swoje genitalia, można mnożyć, dlatego po prostu nie interesujmy się tym, co inni mają w majtkach, jeśli nie jesteśmy z nimi w relacji seksualnej lub lekarskiej. Wypytywanie ludzi o plany tego typu jest nie tylko niegrzeczne, ale też wzmacnia dysforię i dyskomfort u kobiet, które waginoplastyki bardzo chcą, ale z rozmaitych przyczyn nie mogą sobie na nią pozwolić. Po drugie, waginoplastyka nie jest bynajmniej operacją, której podejmują się wyłącznie kobiety transpłciowe. Cispłciowe kobiety (np. z zespołem MRKH) również mogą potrzebować chirurgicznego wytworzenia pochwy. Osoby, które wyszydzają neowaginy, mówiąc, że są zrobione z jelita (jakbyśmy wszyscy nie mieli jelit) i sklepiają się jak otwarte rany, szydzą nie tylko z transpłciowych kobiet. To zabawne, że niektórzy robią to w imię „walki o prawa kobiet”. Tak, to jest o TERF-ach. Zabiegami, które również są popularne wśród transpłciowych kobiet, są też powiększenie piersi i usunięcie (spiłowanie) jabłka Adama. To drugie możliwe jest kosztem kilku tysięcy złotych i może istotnie pomóc w walce z dysforią. Powiększanie piersi jest z kolei szalenie popularne niezależnie od tożsamości płciowej kobiet i jest tematem tak społecznie skomplikowanym, że nie chcę go za bardzo rozwijać. Warto jedynie wspomnieć, że podobnie jak w przypadku np. operacji nosa jest to zabieg, który niekonieczne wymaga specjalizacji w zajmowaniu się osobami trans. Możliwa jest też orchiektomia, czyli usunięcie jąder. Nie jest to jednak zalecany zabieg dla kobiet, które chcą ostatecznie poddać się waginoplastyce, ponieważ doprowadzi on do zmniejszenia ilości materiału do pracy dla przyszłego chirurga. Rzadkim rodzajem operacji jest ingerencja w struny głosowe, co może złagodzić głos i podnieść jego ton. Nie potrafię powiedzieć, czy tego typu operacje są przeprowadzane w kraju, co na pewno mówi nieco o ich niszowości.
Polski znak jakości
Kiedy przechodziłam operację „cipkoplastyki”, jak ją nazywam, zapłaciłam za nią 14,5 tysiąca złotych, w dużej mierze z pomocą dziadków. Operacja odbyła się w Gdańsku. Mój zabieg miał miejsce 8 lat temu i wszystkie informacje o nim znalazłam na specjalnym forum, bez którego nie miałabym pojęcia, że jest w Polsce możliwość przeprowadzenia waginoplastyki. Pielęgniarki w szpitalu plotkowały o transpłciowych pacjentkach, a kobieta, która leżała ze mną w pokoju, narzekała w rozmowie telefonicznej na moje towarzystwo. Podczas jednej z kontroli na fotelu ginekologicznym lekarz zaprosił do sali kolegę, żeby pokazać mu efekty swojej pracy. Dziś transpłciowe Polki mogą operować się w Warszawie i Krakowie, chociaż za znacznie większe pieniądze niż ja w 2013 r. O korekcie płci w jednej z warszawskich klinik można normalnie, po ludzku przeczytać na ich stronie – jakby operowanie transpłciowych osób nie było mrocznym, wstydliwym sekretem. Chętnie za kolejne 8 lat napiszę aktualizację. Oby pozytywną.
Tekst z nr 93 / 9-10 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.