Do kogo należy moja płeć? – cz. 2

Druga część tekstu, w którym EWELINA NEGOWETTI, mama nastoletniego transpłciowego chłopaka, omawia procedury i wymagania dotyczące tranzycji prawnej, a więc wymiany dokumentów przez osoby transpłciowe – w różnych krajach Europy i poza nią.

 

W pierwszej części tego tekstu („Replika” nr 101, styczeń/luty 2023), żeby zmieścić się w czterech stronach, jakie dostałam na artykuł, pominęłam Finlandię – i całe szczęście, bo dzień po wydaniu tamtego numeru „R” Finlandia zmieniła ustawę o uzgodnieniu płci w dokumentach. Ta nowa ustawa jest doskonałym początkiem dzisiejszej analizy pt.: „Co sprawia, że w różnych krajach kwestia uzgodnienia płci w dokumentach jest czasem traktowana zupełnie odmiennie?”. Dlaczego w jednym kraju – np. w Hiszpanii – osoba transpłciowa w wieku lat 16 może zmienić oznaczenie płci poprzez złożenie prostej deklaracji? Deklaracji, do której nie trzeba załączać żadnych dokumentów medycznych? A jednocześnie, w tym samym czasie, na Węgrzech od 2020 r. nie ma żadnej możliwości, by w ogóle zmienić oznaczenie płci w dokumentach? Czy osoby transpłciowe mają inne potrzeby obywatelskie w Hiszpanii niż na Węgrzech? Oczywiście, widać jak na dłoni, że transfobia jest na Węgrzech silna, a w Hiszpanii raczej nie ma wpływu na obecne władze. Ale poza tym – nie da się zaimplementować rozwiązań z jednego kraju do innego na prostej zasadzie „kopiuj – wklej”; za zmianą oznaczenia płci w dokumentach idą wszak kolejne następstwa w przepisach prawa danego kraju.

Zacznijmy więc od Finlandii. Do końca stycznia 2023 r., by zmienić oznaczenie płci w dokumentach, osoba mająca obywatelstwo Finlandii musiała być pełnoletnia, przejść zabieg sterylizacji lub posiadać zaświadczenie o bezpłodności oraz dostarczyć wymaganą dokumentację medyczną. Pierwszego lutego 2023 r. fiński parament przyjął ustawę, która umożliwia osobom pełnoletnim zmianę oznaczenia płci w dokumentach na zasadzie samostanowienia. Ustawa znosi obowiązek sterylizacji oraz dotychczasowy obowiązek dostarczania dokumentacji medycznej. Batalia o te zmiany ciągnęła się ponad 10 lat, a nadal trwa żywa dyskusja na temat dostępu do tej uproszczonej procedury dla osób poniżej 18. roku życia.

Zanim przejdziemy do kolejnych krajów, warto przybliżyć kwestię sterylizacji, która w wielu krajach była lub jest obowiązkowa w procesie zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Wymóg sterylizacji wynika ze strachu przed naruszaniem przyjętego porządku społecznego lub prawnego. Chodzi o to, że transpłciowy mężczyzna, który urodziłby dziecko, stanowiłby ogromny „prawny problem”, przede wszystkim dla prawa rodzinnego. Jak go zapisać w akcie urodzenia dziecka? Jako ojca czy matkę? Jeśli jako ojca, to co z domniemaniem ojcostwa? Jak państwowa służba zdrowia miałaby zapisać poród u osoby płci męskiej? Co z urlopem tacierzyńskim w takiej sytuacji? Co, jeśli transpłciowa kobieta miała wcześniej dzieci, a teraz ma kolejne, a więc czy jedna osoba może być wpisana raz jako ojciec, a raz jako matka? Takich konsekwencji byłoby znacznie więcej i z wielu z nich nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, bo nie przerobiliśmy ich w praktyce. A życie często wyprzedza prawo. W wielu krajach sterylizacja została wprowadzona właśnie po to, by nie wyprzedzało – by nie naruszało porządku społecznego chronionego przez prawo. Drugim powodem, zbliżonym do pierwszego jest wciąż spotykana patologizacja transpłciowości. Sterylizacja ma zatem na celu ograniczenie praw osób transpłciowych do minimum. Zakaz prawa do posiadania potomstwa ma na celu „zawężenie” pola działania osoby. Dzięki temu nie będziemy musieli dostosowywać obecnie obowiązującego prawa do potrzeb tych ludzi. Jednocześnie w wielu krajach, w tym również w Polsce, wyznaje się zasadę, że państwo nie może wymagać od kogokolwiek, by pozbawił się zdolności do reprodukcji.

Przykładem kraju, w którym sterylizacja nadal obowiązuje, jest Japonia, gdzie sąd rodzinny może wydać orzeczenie o zmianie oznaczenia płci wobec „osoby wnioskującej z zaburzeniami tożsamości płciowej”. By starać się o taką zmianę, osoba transpłciowa (binarna!) musi mieć ukończone 20 lat, być stanu wolnego i bez dzieci. Osoba ta musi być bezpłodna lub przejść zabieg sterylizacji. W tej procedurze nie ma opcji dla osób niebinarnych – osoba wnioskująca ma mieć trwałe przekonanie, że psychologicznie należy do płci przeciwnej (zwanej dalej właśnie „płcią przeciwną”) i ma wolę dostosowania się fizycznie i społecznie do płci przeciwnej, pod warunkiem że dwóch lub więcej lekarzy, którzy mają doświadczenie i wiedzę wymaganą do prawidłowego postawienia diagnozy, stawia taką samą diagnozę na temat danej osoby w oparciu o ogólnie przyjęte standardy medyczne. Obowiązek sterylizacji w Japonii obowiązuje od 2003 r. i został podtrzymany w 2019r. podczas obrad na temat tej ustawy. W latach 2003-2019 ok. 7 tysięcy osób uzyskało zmianę oznaczenia płci w dokumentach (to zaledwie ok. 440 osób rocznie). Sporo? Ale w Japonii mieszka ponad 126 milionów ludzi. Z pozytywnych informacji: Japonia jest pierwszym albo jednym z pierwszych krajów z oficjalnie wyoutowanym transmęskim politykiem (Tomoya Hosoda). W ramach pokazania szerzej kontekstu codzienności osób transpłciowych w Japonii warto zauważyć, że operacje afirmujące płeć (inaczej: tranzycja medyczna) są tam częściowo refundowane przez państwo. Jest to powiązane ściśle z wymogiem przeprowadzenia takich operacji, by móc zmienić oznaczenie prawne płci w dokumentach. Dodatkowo, by przeprowadzić operację, nie można być nosicielem HIV. W Japonii transpłciowość jest postrzegana jako „kwestia medyczna”, co pozwala Japończykom dochodzić swoich praw w spornych sprawach z pracodawcą. Upraszczając dla przykładu, osoba zwolniona z pracy na tle transfobicznym może pozwać pracodawcę, że została zwolniona na tle dyskryminacji z powodów zdrowotnych, co jest zakazane.

Kraj z innym, dyskryminującym rozwiązaniem prawnym to Bułgaria. W lutym 2023 r. wprowadzono zakaz zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Prawo to wprowadzono w zupełnie inny sposób (niejako odwracalny) niż na Węgrzech, jednak z takimi samymi konsekwencjami. W 2019 r. w sondażu Eurobarometru na pytanie: „Czy osoby transpłciowe powinny mieć prawo do uzgodnienia płci metrykalnej z płcią odczuwaną?”, tylko 12% Bułgarów powiedziało „tak” (60% – „nie”). Dla porównania – na Węgrzech było to 16% na „tak” vs 72% na „nie”. W Polsce natomiast: 41% na „tak” i 40% na „nie”. To pokazuje, że blok wschodni nadal traktuje prawa człowieka jako przywilej, a nie prawo należne z urodzenia, choć są w nim istotne różnice.

Republika Południowej Afryki to kraj, gdzie konstytucja zakazuje dyskryminacji z powodu płci, tożsamości i orientacji seksualnej. W 2003 r. uchwalono ustawę, która umożliwia zmianę oznaczenia płci na akcie urodzenia. Ustawa nie wymaga operacji, pod warunkiem że osoba została poddana jakiemuś leczeniu (ang. some kind of treatment) – czy to będzie poradnictwo, terapia hormonalna, czy interwencja chirurgiczna. W latach 2004- 2013 jedynie 95 osób zmieniło oznaczenie płci w dokumentach (10 osób rocznie przy 60 milionach mieszkańców). Zmiana jest dokonywana na drodze administracyjnej, ale z powodu dość powszechnej transfobii instytucjonalnej czas oczekiwania może potrwać nawet 2 lata. Znana jest sprawa, gdy transpłciowa kobieta (już po dokonaniu some kind of treatment) musiała wystąpić o nakaz sądowy wydania jej nowych dokumentów. Brak jasnych wytycznych co do owych interwencji chirurgicznych powoduje, że decyzja o zmianie danych jest jakby uznaniowa. Jednocześnie np. ustawa nt. pracy jednoznacznie zakazuje dyskryminacji osób transpłciowych. Warto zwrócić uwagę, że zarówno w Japonii, jak i w RPA dopuszczalne jest przeprowadzanie operacji przed zmianą oznaczenia płci w dokumentach. W wielu krajach taka praktyka jest zabroniona. W Polsce nie ma wymogu sterylizacji czy przedstawienia zaświadczenia o bezpłodności.

Tajlandia to kraj cieszący się sławą raju dla osób transpłciowych; można by przypuszczać, że dokumenty wymienimy tam niemalże w kiosku z gazetami – nic bardziej mylnego. Obowiązująca ustawa o równości płci z 2015 r. (pierwsze krajowe ustawodawstwo w Azji Południowo- -Wschodniej), która w szczególny sposób chroni przed dyskryminacją ze względu na ekspresję płciową, wyraźnie zakazuje wszelkich form dyskryminacji, jeśli ktoś jest „o innym wyglądzie niż jego płeć z urodzenia”. Jednak w Tajlandii można zmienić imię i nazwisko, ale nie ma możliwości zmiany oznaczenia płci w dokumentach. Zmiana nie jest zakazana, nie ma natomiast prawodawstwa to regulującego. W 2019 r. jedna z transpłciowych kobiet chciała kandydować na stanowisko premierki Tajlandii, mając dokumenty z oznaczeniem płci jako męskiej – jej kandydatura została odrzucona z powodów formalnych.

Szwecja. Zmiana oznaczenia płci w dokumentach odbywa się na drodze administracyjnej. Reguluje to znowelizowana ustawa z 2013 r. Szwecja jest prekursorką wielu rewolucyjnych działań w obszarze transpłciowości. Jako pierwsza na świecie uregulowała prawnie zmianę oznaczenia płci – odrębną ustawą w 1972 r. Od tego roku przeprowadza również operacje korygujące płeć. Do 2013 r. do złożenia wniosku o zmianę oznaczenia wymagane było przeprowadzenie interwencji medycznych, od 2013 r. wymagana jest diagnostyka i dokumentacja psychiatryczno-psychologiczna. Trwają prace nad ustawą idącą w kierunku samostanowienia. W tym sporo dyskusji jest poświęconej osobom nieletnim. Sama procedura, dostępna obecnie od 18. roku życia, sprowadza się dzisiaj do złożenia wniosku do komisji prawnej ds. zdrowia i opieki społecznej celem uzyskania nowego numeru PESEL (w szwedzkim PESEL-u, jak w polskim, jest zapisana płeć). Do wniosku należy dołączyć dokumentację medyczną oraz stosowne oświadczenia o odczuwanej tożsamości płciowej. W Szwecji nie jest wymagana sterylizacja, co więcej – jest ona w ogóle zakazana do 23. roku życia. Przed 2013 r. był wymóg sterylizacji – obecnie toczą się procesy przeciwko państwu tych osób, które poddały się tej „wymuszonej” sterylizacji. Szwecja wypłaciła już kilka odszkodowań (255 tys. koron na osobę). Co jednak jest szczególnego w szwedzkim rozwiązaniu? Po pierwsze, prawie wszystkie interwencje medyczne dla osób transpłciowych są finansowane przez publiczną służbę zdrowia. Od blokerów do konsultacji logopedycznych, a po 18. roku życia – również operacje korygujące płeć są przeprowadzane na koszt państwa (poza operacjami wewnętrznych narządów płciowych). Po drugie, unikalne rozwiązania prawne dla skutków zmiany oznaczenia płci metrykalnej. Zmiana płci metrykalnej nie ma wpływu dla trwającego małżeństwa osoby. Zarówno w sytuacji, gdy tej zmiany dokona jedna czy obie (!) osoby pozostające w związku małżeńskim. Co więcej, od 2019 r. zaczęły obowiązywać nowe przepisy w prawie rodzinnym i Szwecja jest obecnie jedynym krajem, gdzie rodzic uzyskuje status ojca bądź matki – zgodnie ze zmienionym oznaczeniem płci. Czyli ojcem dziecka może być osoba, która to dziecko urodziła, a matką dziecka – osoba, która dziecko spłodziła. W innych krajach, w tym w Polsce, rodzic będący osobą transpłciową i ze zmienionym oznaczeniem płci metrykalnej pozostaje w dokumentach dziecka z danymi sprzed wprowadzenia tej zmiany w dokumentach. Jednorazowym wyjątkiem jest tu wyrok sądu francuskiego z Tuluzy, który w 2022 r. przyznał transpłciowej kobiecie prawo do uznania jej jako matki dziecka w akcie urodzenia dziecka.

Włochy. Zmianę oznaczenia płci można przeprowadzić od 1982 r., lecz dopiero od 2015 r. nie ma wymogu przeprowadzania interwencji chirurgicznych. Nadal jest wymóg dostarczenia dokumentacji medycznej. Osoba transpłciowa, która chce zmienić oznaczenie płci, a pozostaje w związku małżeńskim, musi poddać się procedurze przekształcenia dotychczasowego związku małżeńskiego w zarejestrowany związek partnerski (we Włoszech nie ma równości małżeńskiej). Cały proces zbierania dokumentacji medycznej niezbędnej do zmiany oznaczenia płci jest dość niejasny i bardzo bliski praktyce polskiej. Należy zebrać dokumentację psychologiczną, psychiatryczną, zaświadczenia o dysforii płciowej (jest niejako niezbędna) oraz przejść znany nam test realnego życia. Z zebraną dokumentacją należy zgłosić się do sądu z reprezentującym osobę adwokatem (obowiązkowo). Sąd wzywa z urzędu prokuratora. Po uzyskaniu zmienionego oznaczenia płci można poddać się operacjom chirurgicznym. Utrudnieniem we Włoszech jest brak dalszych rozwiązań prawnych, jakie rodzi zmiana oznaczenia płci w innych obszarach życia takiej osoby (np. służba wojskowa, dostęp do służby zdrowia itd.).

Niemcy. Zmianę oznaczenia płci reguluje ustawa z 1980 r. (znowelizowana w 2011 r.) i przewiduje ona dwa tryby działań. Jeden tryb to mała procedura, która prowadzi do zmiany imienia, drugi – duża procedura, która prowadzi do zmiany imienia i oznaczenia płci. W małej procedurze należy wykazać, że ma się przynajmniej trzyletnie stałe odczuwanie płci (niezgodnej z tą nadaną przy urodzeniu). Dokumenty: wniosek oraz dwie opinie niezależnych ekspertów z zakresu transpłciowości, składa się do sądu rejonowego. Jednak w Niemczech obowiązuje tryb nieprocesowy – czyli sąd jedynie weryfikuje, czy dostarczone dokumenty spełniają wymogi dla małej procedury. Procedura ta jest również dostępna dla osób małoletnich reprezentowanych przez przedstawiciela ustawowego. Wcześniej był wymóg dolnej granicy wieku dla rozpoczęcia zmiany oznaczenia płci – minimum 25 lat. W 1993 r. uznano ten wymóg za naruszenie zasady równości wobec prawa, a w praktyce chodziło o utrudnianie osobom transpłciowym poniżej 25. roku życia dostępu do rynku pracy. Duża procedura, poza dostarczeniem tych samych dokumentów co przy małej, wymaga jeszcze oświadczenia, że poczucie przynależności do danej płci nie ulegnie zmianie w przyszłości. Ustawa z 2011 r. zniosła również wymóg przejścia operacji chirurgicznych. Obie procedury są dostępne również dla osób uchodźczych oraz osób stale przebywających na terenie Niemiec – takich, których kraj pochodzenia nie ma uregulowań prawnych umożliwiających zmianę oznaczenia płci lub zmianę imienia. W przypadku osób w związkach małżeńskich wcześniej był wymóg przekształcenia małżeństwa w związek partnerski (osób tej samej płci). Obecnie nie ma takiej możliwości, ponieważ od 2017 r. w Niemczech są legalne małżeństwa osób tej samej płci. Od 2018 r. możliwa jest również rejestracja dziecka ze wskazaniem płci jako „różna/inna” lub pozostawienie pola „płeć” jako puste (można je uzupełnić na każdym etapie życia). Obecnie rząd niemiecki prowadzi prace nad zastąpieniem obu procedur zasadą samostanowienia, która ma być dostępna już dla osób 14-letnich.

Czechy. Model czeski to komisja ekspercka, której celem jest przeprowadzenie tranzycji medycznej oraz osobna ścieżka prawna. Obie te procedury są ułożone względem siebie w określonej relacji, której celem jest odciążenie sądów od prowadzenia takich spraw oraz przyspieszenie ich przeprowadzania. Tranzycja medyczna w przeważającej części prowadzona jest w Czechach przez publiczną służbę zdrowia, a opinia/ decyzja komisji eksperckiej jest wiążąca dla sądu, zatem sąd nie powołuje np. biegłych. Osoba zgłaszająca się do komisji musi funkcjonować zgodnie z płcią odczuwaną (brak sprecyzowania, na czym to funkcjonowanie ma polegać) oraz korzystać z terapii hormonalnej. Ponadto musi przejść operacje chirurgiczne oraz poddać się zabiegowi sterylizacji. W skład komisji eksperckiej nie może wchodzić lekarz prowadzący. Osoba transpłciowa pozostająca w związku małżeńskim musi się rozwieść lub przekształcić małżeństwo w związek partnerski (Czechy rozważają przekształcenie małżeństwa w związek dwóch dorosłych osób i jednoczesną likwidację związków partnerskich). Komisja ma 3 dni na przekazanie decyzji, która trafi a do urzędu stanu cywilnego, gdzie zmieniana jest forma gramatyczna nazwiska. Urząd zawiadamia następnie sąd, który wprowadza zmienione imię do aktu urodzenia.

Przedstawione powyżej przykłady obrazują nam ogromną różnorodność rozwiązań prawnych stosowanych na świecie. Nie jest moim celem orzekanie, które rozwiązanie jest najlepsze dzisiaj dla osób transpłciowych w Polsce, jednak wiem na pewno, że rozwiązaniem na pewno nie jest brak rozwiązania, czyli sytuacja obecna. Brak uregulowań w polskim prawie powoduje narastanie piętrzących się problemów osób transpłciowych, niebinarnych oraz ich bliskich – szczególnie ich dzieci czy osób, z którymi pozostają w związkach małżeńskich. Taka próżnia jest jednym z powodów dyskryminacji tych osób oraz rodzi transfobię instytucjonalną. Jest to zjawisko, które polega na świadomym lub nieświadomym dyskryminowaniu osób transpłciowych i niebinarnych, a jedną z takich instytucji jest szkoła.

Napoleon, słysząc pomysły bitew podawane przez jego żołnierzy, zwykł podobno reagować słowami: „Ile potrzeba koni?”. Zasadne pytanie. Również w dawnych czasach król, szykując się na wieloletnią wojnę, potrzebował informacji, ilu ma mężczyzn na wojów, a ile kobiet będzie rodzić tych wojów. Istniała uzasadniona potrzeba, by wiedzieć, ile osób ma macicę, by urodzić wojów, a ile osób ma nasienie, by ich spłodzić. Brzmi to nieludzko niemalże, ale tak właśnie było. Króla nie interesowała tożsamość płciowa podwładnych. Interesowała go ich przydatność do wygrania wojny w sposób czynny (walka) i w sposób bierny (dostarczanie wojów).

Kiedy zburzymy nasze wdrukowane schematy myślenia, że osoba z macicą = tożsamość żeńska, a osoba z nasieniem = tożsamość męska, to dostrzeżemy, że nigdy nie było szansy, by w ogóle mówić o tożsamości płciowej – tak bardzo ważne było zawsze określenie osoby jako samca lub samicy. Brzmi obrazoburczo? Bynajmniej! Nie dając człowiekowi prawa do samostanowienia o swojej tożsamości płciowej, tak właśnie go traktujemy. Pisałam o tym wcześniej – tożsamość płciowa nie jest zakodowana w narządach płciowych człowieka. W narządach płciowych „zakodowana” jest jego zdolność bądź do rodzenia, bądź do płodzenia. Nic więcej. Sprowadzanie tożsamości do genitaliów jest tym samym, co redukowanie tożsamości płciowej do koloru oczu. „Macie państwo pięknego syna. To syn – bo ma czarne oczy. A państwo macie córkę, bo dziecko ma oczy zielone”. Kolor oczu, posiadanie macicy, długość kończyn górnych czy przechodzenie kolek nie decyduje o tożsamości płciowej człowieka.

Gdy sobie to uzmysłowimy, łatwiej nam będzie zrozumieć, że jest zasadne dla celów państwa, by zbierać dane o liczbie osób z macicą i liczbie osób ze zdolnością płodzenia. Te cele są oczywiste: wiemy wówczas, ile jest potrzebnych szpitali ginekologicznych, ile żłobków, ilu urologów, i możemy estymować, ile szkół w przyszłości planować. Ale ta informacja nie powinna definiować człowieka. W średniowieczu, owszem, definiowała, ale dzisiaj „przydatność” człowieka dla państwa to znacznie większy obszar możliwości. I uwzględnienie tożsamości człowieka de facto powiększa ten obszar. Być może, to luźna myśl, zasadnym byłoby nie forsowanie zmiany oznaczenia płci, ale dodanie oznaczenia tożsamości płciowej? Albo zastąpienie oznaczenia płci – oznaczeniem tożsamości płciowej? Albo usunięciem tych informacji z dokumentów, jakimi posługujemy się na co dzień? Komu ta informacja jest potrzebna i do czego? Czy w prawie jazdy potrzebne jest podawanie płci? Dlaczego ta informacja jest ważniejsza od np. grupy krwi, której w prawie jazdy brak? Nawet patrząc pragmatycznie na sam koszt zbierania tych danych – czy jest on uzasadniony czymkolwiek? W jednym z wywiadów z prof. dr. hab. Piotrem Olesiem padło zdanie: „Nasza cywilizacja próbuje często dawać poradniki do spraw, które ich nie wymagają”.

Jakikolwiek obszar weźmiemy pod lupę, to żeby zmiany się zadziały, musimy przede wszystkim się zgodzić, że stan obecny wymaga tych zmian. Czyli musimy dostrzec ten stan obecny. Dopóki nie chcemy zobaczyć prawdy, dopóki nie chcemy się przyznać, że są osoby transpłciowe, że jest coś takiego jak tożsamość płciowa, że ta tożsamość płciowa nie ukrywa się w macicy ani penisie – dopóty nie ruszymy z miejsca. Będziemy się zakopywać w miejscu, zastanawiając się, dlaczego nie posuwamy się do przodu. Na początek zacznijmy dostrzegać osoby transpłciowe i niebinarne wokół nas. Słuchajmy, co mają do powiedzenia, i dostosujmy rozwiązania prawne, które będą im służyć. Prawa człowieka to nie przywileje. 

***

Ewelina Negowetti – adminka grupy „Transpłciowość w rodzinie” na FB. Aktywistka, edukatorka, ilustratorka edukacyjna. Mama transpłciowego syna. Z wykształcenia specjalistka ds. zarządzania organizacjami pozarządowymi. Laureatka nagrody LGBT+ Diamonds Awards 2022 r w kategorii „Ambasadorka osób LGBT+”. Nieustannie rzuca wyzwanie aksjomatom. O to, w co wierzy, walczy do końca.  

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Krótka historia transpłciowości

Nie ma obowiązku wypowiadania się o transpłciowości, ale jeśli już chcemy – to wypada mieć nieco wiedzy – pisze EWELINA NEGOWETTI

 

Transpłciowość przeszła częściowo podobną drogę, co homoseksualność. Zarówno osoby homoseksualne, jak i transpłciowe, choć w innych okresach historii, miały najpierw etap bycia „przestępcami” naruszającymi porządek społeczny swoją orientacją seksualną czy tożsamością płciową. Nikt wówczas oczywiście nie mówił ani o orientacji, ani tożsamości. Osoby nieheteronormatywne były albo osobami z „półświatka”, albo siedziały w szafie i ukrywały się, czasem zajmując nawet wysokie miejsca na drabinie społecznej. Z biegiem czasu każda z tych grup zaczęła przechodzić z folderu „świat bezprawia” do folderu „osoby potrzebujące pomocy medycznej”. Wówczas było to jak wybawienie, bo przecież przestępcy nie współczujemy, a osobie „chorej” – owszem, zatem etykietka „choroba” zastosowana do homoseksualności/ transpłciowości dawała (w różnych okresach) poczucie bezpieczeństwa osobom homoseksualnym/ transpłciowym.

Myśl naukowa o transpłciowości

Wydaje się, że po raz pierwszy ujęto temat transpłciowości jako problem medyczny w 1838 r. Francuski psychiatra Jean- -Étienne Dominique Esquirol w swojej pracy na temat chorób psychicznych opisał przypadek „inwersji genitalnej”. Potem, w 1886 r., niemiecki lekarz Richard von Krafft-Ebing po raz pierwszy w sposób kompleksowy opisał transpłciowość (wówczas nie było jeszcze tego terminu) w dziele „Psychopathia sexualis”. W 1923 r. psychiatra berliński Albert Moll niejako ponowił publikację Richarda von Krafft-Ebinga, uzupełniając ją o 447 obserwacji klinicznych. Alberta Molla zainteresował szczególnie temat „sposobu odczuwania swojej płci jako przeciwnej”. Opisał dwa przykłady kliniczne osób transpłciowych (słowo „transpłciowość”, przypominam, wciąż nie istniało) – mężczyzny i kobiety. Moll posługiwał się określeniami „homoseksualizm nabyty” i „metamorfoza seksualna paranoiczna”. Wówczas nie istniały możliwości interwencji chirurgicznej czy hormonalnej dla osób, które dzisiaj nazywamy osobami transpłciowymi – to znaczy istniały, ale nie wykorzystywano ich w celach tranzycji medycznej osób transpłciowych.

W 1912 r. pojawia się termin „transseksualizm” i nazwę tę zawdzięczamy berlińskiemu seksuologowi – Magnusowi Hirschfeldowi, który w 1910 r. w swojej pracy wyodrębnił trzecią płeć – „płeć seksualnie pośrednią”. W tym samym roku rodzi się nowa dziedzina medycyny – endokrynologia, chociaż same badania z obszaru endokrynologii datuje się już na 1835 r. Doktor Eugen Steinach prowadzi eksperymentalne badania endokrynologiczne, które są głośno komentowane w ówczesnych mediach. Jego badania udowadniają, że wykorzystanie hormonów w obszarze korekty płci jest możliwe. Oficjalnie dzisiejsza „transpłciowość” zostaje wówczas uznana za „chorobę”, a nie przestępstwo czy wykroczenie.

W 1949 r. psychiatra D.O. Cauldwell użyje określenia „transseksualizm” w swojej pracy, opisując przypadek osoby transpłciowej (wówczas: transseksualnej). Transseksualizm jest w folderze „perwersje seksualne”.

W 1953 r. niemiecki endokrynolog i seksuolog Harry Benjamin, który przebywa w USA, proponuje, by transseksualizm uznać za syndrom i zrezygnować z traktowania go jako „perwersji” czy „psychozy”. Benjamin, chciał „złagodzić” podejście do transpłciowości i „przenieść” transpłciowość do szufladki „problemów związanych z tożsamością”. Benjamin wprowadza również ważny rozdział transpłciowości od homoseksualności. Do tej pory te dwie odrębne kwestie były traktowane zawsze jako współdziałające. To Benjamin był prekursorem myśli, by zerwać z teoriami Freuda na temat odczuwania i przeżywania płci (psychogeneza), a zacząć łączyć z ciałem i embriogenezą.

W 1955 r. psycholog i seksuolog John Money tworzy pojęcie tożsamości płciowej (gender) dla odróżnienia jej od płci (sex). Na tej podstawie psychiatra i psychoanalityk Robert Stoller „tworzy” podział wynikający z płci (sex) – samiec/samica oraz wynikający z tożsamości płciowej (gender) – męski/żeński. Stoller wyodrębnia dwa rodzaje transpłciowości: „pierwotną” i „wtórną”. Pierwotna transpłciowość to ta objawiająca się już od najmłodszego wieku, wtórna natomiast miałaby się objawić w wieku dorosłym. Według Stollera zmiana poczucia płci u osoby, która doświadcza transpłciowości pierwotnej, jest skazana na porażkę. Transpłciowości pierwotnej nie da się „wyleczyć”, natomiast u osób doświadczających transpłciowości wtórnej Stoller zaleca psychoterapię, zanim osoba ta podejmie się interwencji medycznych. Wielu psychologów, psychiatrów, psychoanalityków – podchwyciło myśli Robert Stollera i niejako podpisali się pod słowami psychologa Jeana Luca Swertvaeghera: „Niemożliwe i niebezpieczne jest pozostawienie tych osób jedynie w rękach endokrynologów i chirurgów”. Według Swertvaeghera tylko specjaliści od zdrowia psychicznego mogą odróżnić transpłciowość wtórną od wrodzonej. Dzisiaj ta dychotonomiczna potrzeba binarnego dzielenia wszystkiego jest już przeżytkiem, ale wówczas funkcjonowała.

Operacje i interwencje chirurgiczne

Już w 1912 r. w Berlinie przeprowadzono mastektomię u transpłciowego mężczyzny (wówczas – transseksualnego).

W 1922 r. wspomniany już Magnus Hirschfeld w swoim Instytucie Seksuologii przeprowadza pierwszą operację korekty płci u transpłciowej kobiety (kastracja), a w 1931r. – waginoplastykę. (Instytut Seksuologii, który stanowi ogromną szansę na pomoc osobom transpłciowym zostaje zamknięty zaraz po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., a sam Magnus Hirschfeld unika aresztowania, ponieważ przebywa za granicą. Umiera 2 lata później w Nicei).

Film „Dziewczyna z portretu” („The Danish Girl”) z 2015 r. przywołuje postać duńskiej malarki Lili Elbe, która również przeszła operacje korygujące płeć w Niemczech – w 1931 r. zmarła w wyniku powikłań po jednej z operacji.

W 1951 r. w Danii została przeprowadzona pierwsza operacja korekty płci (w całości). Rok później Christine Jorgensen stała się pierwszą znaną transpłciową osobą, która otwarcie opowiedziała o operacjach korekty płci, które przeszła (również w Danii).

W Polsce pierwsza operacja korekty płci (na męską) miała miejsce w 1937 r. – poddała się jej osoba interpłciowa, uznany przy urodzeniu za kobietę Witold Smętek. Natomiast pierwszą operację korekty płci z męskiej na żeńską przeprowadzono w 1963 r. w Szpitalu Kolejowym w Międzylesiu pod Warszawą.

Transpłciowość, nie transseksualizm – rok 1978!

Kolejna zmiana pojawia się w 1978 r., gdy amerykańska aktywistka postuluje zamianę słowa „transseksualność” na „transpłciowość”, by w ten sposób określać osoby, które chcą żyć w zgodzie ze swoją tożsamością płciową, ale nie chcą przeprowadzać żadnych interwencji chirurgicznych na swoim ciele. Od tego czasu powoli słowa „transseksualność”, „transseksualizm” itp. stają się obraźliwe. Wynika to z przekonania, że „transseksualizm” jest traktowany jako medyczny problem do załatwienia, jako patologia – nowy termin „transpłciowość” ma zerwać z medykalizacją i patologizacją zjawiska.

O osobach niebinarnych świat nadal milczy.

ICD, DSM

DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) – to klasyfkacja służąca do kwalifikacji lub wykluczenia zaburzeń psychicznych, wydawana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Obecnie obowiązuje DSM 5. Druga lista to ICD (International Classification of Diseases – Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych) wydawana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). W Polsce oficjalnie obowiązują kryteria klasyfikacji ICD-10 chociaż istnieje już nowa wersja tej kwalifikacji – ICD 11. Obowiązuje od 1 stycznia 2022 r. – Polska ma 5 lat okresu przejściowego na wdrożenie ICD 11. Homoseksualność została wykreślona z listy DSM w 1973 r., a z listy ICD zniknęła w 1990 r. (dokładnie 17 maja, dlatego do dziś świętujemy ten dzień). Natomiast transpłciowość została wykreślona z listy chorób ICD w 2019 r. (właściwie w 2022 r. – wraz z wydaniem najnowszej kwalifikacji). Od tego czasu transpłciowość oficjalnie nie jest uznawana za chorobę. Jednak o ile homoseksualność nie wymaga żadnych działań medycznych, o tyle osoby transpłciowe potrzebują dostępu do określonych zabiegów, terapii hormonalnych czy interwencji chirurgicznych, które wynikają z dysforii płciowej, która często towarzyszy transpłciowości. Zatem potrzeby osób transpłciowych musiały znaleźć odpowiedź w klasyfikacji chorób. To, czy zasadnym jest wykreślenie transpłciowości z listy chorób, oraz kwestie szczegółowe, dlaczego dzisiaj mówimy o niezgodności płciowej czy dysforii, a nie o transpłciowości w kontekście usług medycznych – to niezwykle ciekawy temat do dyskusji i wysłuchania zdania osób transpłciowych.

Od półświatka, przez gabinet medyczny, transpłciowość zmierza w kierunku bycia różnorodnością występującą w naturze. Polityka w tym nie przeszkodzi – póki mamy dostęp do edukacji.

Pisząc artykuł, korzystałam m.in. z książek Françoise Sironi Psychologie(s) des transsexuels et des transgenres (2011) i Pauline Quillon Enquete sur la dysphorie de genre (2022).  

Zwykłe trudne pytania

Z PAULĄ SZEWCZYK, autorką zbioru reportaży o osobach transpłciowych „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości”, rozmawia Kinga Sabak

 

Foto: Dawid Żuchowicz

 

Niewiedza bliskich, nauczycieli, a nierzadko nawet też lekarzy. To mur, od którego odbijali się twoi bohaterowie, motyw, który co rusz pojawia się w twojej książce. Byłam wręcz wkurwiona.

Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie chciałabym, żeby wkurwienie było tym dominującym uczuciem.

Rodzicom tak trudno zaakceptować, że myśleli, że mieli syna, a jednak mają córkę. A przecież brak akceptacji i pomocy z ich strony może przyczynić się do depresji czy wręcz samobójstwa ich dziecka.

Wydaje mi się, że rodzice nie są świadomi, że dziecko może wybrać śmierć, ale wiesz co? 46-letnia Kinga, mama transpłciowej Patrycji z mojej książki, powiedziała: „Dzisiaj wstydzę się tego, co robiłam, popełniałam błędy, bo nie miałam wiedzy”. Byłoby inaczej, gdyby w szkole uczono o transpłciowości. Kinga w końcu zaczęła się edukować na własną rękę. Teraz działa w organizacjach LGBT, jest aktywistką.

Tak, opowieść Kingi jest o przemianie.

Ona najpierw mówiła rzeczy w stylu: „W ogóle mi nie była potrzebna córka”, „Byliśmy normalną rodziną…”. Sądziłam, że później poprosi, żeby nie uwzględniać w tekście tych słów, ale nazwała je swoją „księgą wstydu”. Wierzyła, że jeśli te fragmenty zostaną, to może inni rodzice jakoś się w tym odnajdą. Wie, że przeszła przemianę, odrobiła lekcję i z nową wiedzą idzie dalej.

A ty z jaką wiedzą o transpłciowości startowałaś do napisania „Ciał obcych”?

Wydaje mi się, że ze sporą. W książce są też opinie psychiatrów, seksuologów, endokrynologów – takich, którzy rzeczywiście zgłębili temat. Dużo z nimi rozmawiałam i dużo się nauczyłam. A samo „startowanie”? W 2016 r. przeprowadziłam pierwszy wywiad z osobą transpłciową – z pisarką Kingą Kosińską, autorką książki „Brudny róż” (ukazał się w „Newsweeku” – przyp. red.). Wcześniej nic o transpłciowości nie wiedziałam. Nie zapomnę nigdy tej rozmowy. Pamiętam, jak pomyślałam, że jak to jest w ogóle możliwe, że jest taka osoba, która całe życie zmaga się z tym, żeby uzyskać akceptację, żeby dobrze się czuć, żeby żyć; osoba, która była w szpitalach i podejmowała próby samobójcze, i dlaczego wszyscy o tym nie gadają? Dlaczego nie trąbią o tym wszędzie? To mi się wydawało niemożliwe – dlaczego nie pomagamy, żeby jakoś tym osobom było łatwiej? Od tego się zaczęło. Po drodze poznałam ludzi z Fundacji Trans-Fuzja, chodziłam na konferencje, poznałam Annę Grodzką, zrobiłam z nią wywiad. Jedna, druga rozmowa. Ze 4 lata temu pojawiła mi się w głowie myśl o książce. Gdy uznałam, że jest dobry czas, poszłam do Julii Katy z Trans-Fuzji, by zapytać, co sądzi, że ja, cis kobieta, napisałabym taką książkę.

Dała ci „błogosławieństwo”, ale Julia też jest cis kobietą.

Ale jest osobą zaufaną, która pracuje w Trans-Fuzji od lat, zna społeczność i znała też moje teksty. Z czasem przekonałam sama siebie, choć, tak jak przy twoim pytaniu, czuję czasem, jakbym pisząc książkę, zrobiła coś złego, z czego ciągle muszę się tłumaczyć.

Ale sama miałaś wątpliwości.

Fakt, zastanawiałam się, czy mi wypada, czy nie wyjdzie mi to jakoś płasko, koślawo. Ale jak po 5 godzinach wywiadu słyszę, że super się gadało, bezpiecznie, to jest najlepszy rodzaj zapewnienia, że mogę kontynuować. Czasami ktoś przyznawał, że bał się, że będę zadawać jakieś straszne pytania, np. o seks czy narządy płciowe. A przecież jakby ktoś chciał, to sam by mi opowiedział. To było swoją drogą zabawne, bo na szkoleniu w Trans-Fuzji uczono mnie, czego nie należy mówić, jakich słów nie używać. Wiedziałam na przykład, że nie mogę używać określenia „mastektomia” na rekonstrukcję klatki piersiowej. Jestem na wywiadzie i co słyszę od rozmówcy…?

„Mastektomia”?

Właśnie, tylko że oni mogą tak mówić, ja nie powinnam. Tak uczyłam się od Emilii Wiśniewskiej czy właśnie wspomnianej Julii Katy, że to ważne na poziomie języka, by rozróżnić zabieg, któremu zmuszone są poddać się kobiety mające raka piersi, od operacji wykonywanej przez transpłciowe czy niebinarne osoby. Oba są zabiegami ratującymi zdrowie i życie, ale ten drugi to kwestia dobrowolnego jednak rekonstruowania klatki piersiowej – warto to rozgraniczyć. Mówiono mi też, że nie powinnam pytać o seks, bo wiadomo, cisów nie pytasz o takie rzeczy. Po czym jadę do Marty i Marcela (młoda para., oboje są transpłciowi i są bohaterami „Ciał obcych” – przyp. red.), rozmawiam z nimi i nagle Marta: „Chcesz zobaczyć naszą szufladę z zabawkami erotycznymi?”. I pokazuje mi pejczyk, kajdanki, kulki analne, wszystko po kolei, a ja tylko w głowie: nie pytaj o seks, nie pytaj o seks. (śmiech)

A Marcel się zawstydzał.

Tak, oni są ciekawą parą i to była fajna rozmowa. Oboje otwarci i we wszystkim bardzo optymistyczni. Marta miała więcej energii i cierpliwości, ale oboje pokazali mi inną perspektywę: „Tranzycja bez spinki”. Będzie kasa, to będzie zabieg, nie będzie, to poczekają. W pracy ją misgenderują? Trudno, niebawem będzie miała świetny passing (zgodność między własnym poczuciem tożsamości płciowej a odbiorem płci przez otoczenie – przyp. red.) i nie będą. Marta powiedziała mi też, że tranzycja to pewien proces, który musi/chce przejść, ale nie chce ciągle o nim rozmawiać i się na nim fiksować. Woli gadać i słyszeć również „zwykłe” pytania: „Jak na studiach?”, „Co w pracy?”, jakie zadaje się wszystkim innym osobom, a nie tylko o korektę. Na początku też popełniłam błąd i zadałam Marcie głupie pytanie, czy utrzymuje kontakt z innymi osobami trans we Wrocławiu. Ona na to, że nie, bo po co? Wytłumaczyła mi, że nie zamierza się przyjaźnić z kimś tylko dlatego, że oboje są osobami transpłciowymi. Miałam wyobrażenie o potrzebie wspólnoty doświadczeń, a przecież fakt, że moi bohaterowie są transpłciowi, nie stanowi o całym ich życiu. W kolejnych rozmowach transpłciowość czasami schodziła na drugi plan. To dobrze, bo przecież chciałam pokazać ludzi. Fakt, cechuje ich transpłciowość, ale każdy jest inny, każdego coś innego boli, a niektórych może nic nie boli.

Mało kogo nic nie boli.

No tak, ale mam na myśli samą tranzycję. Bo oczywiście, każdy ma coś swojego, ale to nie jest tak, że wszystkie osoby transpłciowe cierpią, bo muszą przejść terapię hormonalną albo operację. To jest element ich rzeczywistości, ale oprócz tego są jak wszyscy – mają swoje marzenia, cele, ambicje. Każdy chce być tak samo lubiany, akceptowany, ładny, mieć fajne ubrania, jechać na urlop. A nie, że tylko ta korekta.

Czasem było to czuć. Na przykład u Kamila, 19-letniego transpłciowego chłopaka, i jego mamy Gabrieli Wełniak, właścicielki firmy Iguanatrend, szyjącej bindery. Albo właśnie u Marty i Marcela. Ale w większości to jednak trudne opowieści. Na przykład ta o 17-letnim Kornelu z Kamienia Pomorskiego, któremu wciąż przybywało ran po cięciach, do którego babcia mówiła „dziwadło”, a w szpitalu psychiatrycznym nawet „specjaliści” szydzili z jego „wymysłu” bycia chłopakiem. Opowiesz o Kornelu?

Kilka razy się widzieliśmy. Najpierw trzy razy rozmawialiśmy przez telefon, nie chciał rozmów z kamerką, bo był niezadowolony ze swojego passingu. Kiedy się poznaliśmy, jeszcze nie przyjmował nawet hormonów, trafi łam na niego w internecie, miał zbiórkę na diagnozę i lekarzy. W końcu po kilku rozmowach pojechałam do niego do Szczecina i spędziliśmy razem cały dzień. Było super, poszliśmy do galerii, na bubble tea, dużo się śmialiśmy. Na początku się krępował, ale szybko zobaczył, że nie trzeba się bać „tej pani” z Warszawy. Potem za to ja się o niego bałam, bo wiedziałam, że nasze spotkanie nie jest normalnym dniem, że będzie musiał wrócić do domu, gdzie było ciężko, do szkoły, gdzie go nie akceptują. Raz było tak, że umówiliśmy się na rozmowę, a on nie odbierał, nie pisał. Miesiąc później się odezwał i powiedział, że miał gorszy czas, że miał nawrót depresji. A ja już nawet pisałam do jego znajomych. To było trudne, bo jak się do kogoś zbliżasz, to później się martwisz. Bardzo się bałam, żeby mu się nic nie stało, i nie raz mu chciałam powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze”, ale wiesz, to strasznie głupio brzmi.

Jakie jeszcze emocje towarzyszyły ci podczas pracy nad książką?

Na początku ciekawość, zastanawiałam się, co usłyszę, co mi ktoś powie. Z drugiej strony czasami czułam się skrępowana, że wypytuję o tak trudne rzeczy. Ale zawsze pytałam, czy mogę, czy to jest w porządku dla danej osoby. Towarzyszyła mi też oczywiście złość, że ten system zawodzi, że operacje nie są finansowane. Raz też się rozpłakałam. Jedna z osób bardzo płakała, jak opowiadała mi swoją historię, mnie też wtedy poleciały łzy. Przeprosiłam.

Przeprosiłaś, że się rozpłakałaś?

Ktoś ci mówi coś przykrego o sobie, a ty płaczesz? To może mieć taki wydźwięk, że „ojej, jaki biedny, jak ci współczuję, to straszne”. Później już bardzo starałam się nie płakać w czasie rozmowy, ewentualnie później. Wiesz, ktoś ma ważne rzeczy do powiedzenia, a ja bym płakała? To nie moje uczucia są wtedy ważne.

Jak w ogóle szukałaś osób do książki?

Pisałam do osób z internetu, często do tych, którzy organizowali zbiórki na dane elementy tranzycji. Jak napisałam do Patryka (transpłciowy 17-latek z Krakowa – przyp. red.), to już był po zbiórce, po operacji, więc opowiedział mi, co przeszedł. Niektórzy odzywali się od razu, mieli potrzebę „wyrzucenia” z siebie swoich doświadczeń, niektórzy wahali się, bo nie byli pewni, czy to naprawdę dziennikarka z Warszawy, czy jakaś grupka typów, chcących trans chłopaka zwabić do parku. A byli i tacy, którzy początkowo się zgadzali, ale potem „znikali”. Nie mam im tego za złe, świadczy to raczej o ich kiepskiej kondycji czy gorszych momentach, w które mogli wpaść nieoczekiwanie. Często też pytałam, o czym dana osoba nie chce rozmawiać. To było ciekawe, bo gdy ktoś mówił, że nie chce rozmawiać np. o swojej mamie, to na kolejnym spotkaniu rozmawialiśmy właśnie o mamie, bo okazywało się, że ta potrzeba rozmowy jest tak duża.

Bohaterami twojej książki są głównie bardzo młode osoby. Dlaczego?

Nie wiem, czy osobą bardzo młodą jest 25-letni Tim Valter, pochodzący z Białorusi, czy 35-letni CJ Chris z Łodzi. Ewa Hołuszko, znana działaczka Solidarności, ma 72 lata, a Ada Strzelec – 66. Bardzo młodych, między 17. a 25. rokiem życia, jest sporo, bo chciałam poznać perspektywę młodych. Wniosek był pesymistyczny, nie jest dobrze.

Ada Strzelec jest autorką pierwszej autobiografii osoby transpłciowej w Polsce – książka „Byłam mężczyzną” wyszła w 1992 r.

Podczas rozmowy z Ewą Hołuszko padło nazwisko Ady Strzelec. Obie kobiety rozmawiały kilka razy przez telefon, ale nigdy nie poznały się osobiście. Zaproponowałam, byśmy zrobiły to razem. I faktycznie Ada po rozmowie z Ewą zaprosiła nas do siebie. Tak powstał tekst o Adzie. Po tej nieszczęśliwej osobie, którą kiedyś była, nie ma ani śladu. „Jest normalnie” – mówiła – „tak, jak właśnie chciałam”.

Rozmawiając ze swoimi osobami bohaterskimi, poradziłaś sobie z odpowiednimi zaimkami?

Dwa razy się pomyliłam. Za pierwszym razem czułam ogromne zażenowanie, bo wiem, jak dużo tę osobę kosztowało, jak dużo wysiłku włożyła w to, żeby mieć właściwy passing. Opowiadała mi o swoich lękach, a ja się pomyliłam. Przez chwilę bałam się, że to będzie koniec rozmowy, bo wiem, jakie to trudne, miałam do siebie żal. Przez chwilę obie milczałyśmy, przepraszałam. Wzięłam parę głębokich wdechów i zaczęłam mówić dalej, potem na szczęście mi wybaczyła. Drugi raz się pomyliłam, gdy byłam u osoby, która całkiem nie dbała o swój passing, więc też miała luźniejsze podejście. No ale znowu – było mi głupio.

W książce znalazł się też głos Pauliny, siostry Kai, 17-letniej osoby niebinarnej.

Najpierw rozmawiałam z mamą Kai, ale ostatecznie to opowieść Pauliny weszła do książki. Nie chodziło o to, że ona ma jakikolwiek problem z niebinarnością, tylko o to, że ona zawsze przez to była jako dziecko swoich rodziców na drugim miejscu. Dobrym przykładem był opis urodzin Pauliny: Kai właśnie tego dnia postanowił się wyoutować. O ile wcześniej wiedziałam, jak to działa w relacji rodzic-dziecko, o tyle ta historia pokazała mi, że są jeszcze inne perspektywy. Dziecko transpłciowe przechodzi cierpienia, rodzic musi jakoś się z tym ułożyć, a są jeszcze inne osoby „z boku”.

Mamy 2023 rok. Ustawy o uzgodnieniu płci oczywiście nadal nie ma, za to transfobii w debacie publicznej jest coraz więcej. Ohydne „dowcipy” Kaczyńskiego to tylko jeden z wielu przykładów.

Początkowo o tym miała być ta książka, chciałam zrozumieć, dlaczego wielu politykom i innym ludziom transpłciowość tak strasznie przeszkadza, że są w stanie mówić w sposób bardzo dyskryminujący, niesprawiedliwy. Zupełnie tego nie rozumiem. Zwróciłam się do kilku z prośbą o rozmowę – np. do wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika – ale napotkałam mur milczenia. Z jednym tylko politykiem udało mi się porozmawiać, ale jego wypowiedzi ostatecznie nie weszły do książki, więc nie ma sensu o tym wspominać. W każdym razie mówił mi, że każdego trzeba darzyć szacunkiem, podczas gdy publicznie wypowiada się w sposób wręcz odwrotny.

A więc nie ma nadziei na zmianę?

Jest. Skoro w innych krajach sytuacja jest lepsza, to u nas też taka może być. Znam pewną polską mamę, która mieszka w Paryżu, jej syn wyoutował się jako osoba trans w wieku 13 lat. Przejawy dyskryminacji, transfobii spotykają się z natychmiastową reakcją np. nauczycieli w szkole.

***

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dziś umierasz jako chłopak

oli_look_m„Dziś umierasz jako chłopak” – Olivia Puchniarska jest dziewczyną trans, miała 14 lat, gdy zaczęła terapię hormonalną. Dziś ma 19 i opowiada o tranzycji, o rodzinie i o rówieśnikach.

Tragedia nastąpiła, gdy zaczęłam dojrzewać. Z coraz większą niechęcią obserwowałam przemianę, jaką przechodzi moje ciało. Nie cierpiałam tego, że rośnie mi zarost! Wszelkie oznaki, że staję się mężczyzną, były bardzo nieprzyjemne.

Ten dzień pamiętam dobrze: 12 stycznia 2014 r. Mama poszła do apteki zrealizować recepty na terapię hormonalną. Wróciła z dwoma siatkami leków, postawiła je na stole, spojrzała na mnie i powiedziała: „No, to dziś umierasz jako chłopak”. Czarny humor, wiem, niektórzy mogą tak pomyśleć, ale ja czułam się przeszczęśliwa. PO prostu przeszczęśliwa. Dwa tygodnie później pojechałam na kolonie i tam po raz pierwszy poczułam ból w piersiach – to znaczyło, że zaczynają rosnąć. Bolało, ale cieszyłam się.

W szkole i tak uchodziłam za freaka – dłuższe włosy, przebite uszy – więc specjalnie nawet nie zauważyli zmian. Dopiero na sam koniec gimnazjum powiedziałam jednej osobie: mojej wychowawczyni.

Do liceum za to od razu weszłam z podniesioną głową. Najpierw pedagog, zaraz potem dyrekcja – powiedziałam, że mam dokumenty, jestem trans, jestem w trakcie terapii hormonalnej. Proszę, by zwracać się do mnie żeńskim imieniem: Olivia.

 

Cały tekst Olivii Puchniarskiej – do przeczytania w „Replice” nr 71

Fot: arch. pryw.

spistresci

SPIS TREŚCI #64

okladka_64„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 64 (listopad/grudzień 2016)

 

Na naszej okładce rodzina Bisewskich: Ewa i Gerard oraz ich syn Ryszard.

 

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

lilting_mDla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Lilting” na outfilm.pl (w roli głównej Ben Whishaw).

 

 

 

Do przeczytania w numerze 63:

Wywiady:

  • „Pogromca lwów” – rozmowa Agnieszki Rynowieckiej z Ewą, Gerardem i Ryszardem Bisewskimi (czytaj dalej…);
  • „Partnera hetero nie miałam!” – mówi tancerka Krystyna Mazurówna w wywiadzie Sergiusza Królaka i Mariusza Kurca (czytaj dalej…);
  • „Bez kuglowania” – rozmowa Huberta Sobeckiego z Pawłem Rabiejem, współzałożycielem, członkiem zarządu i rzecznikiem Nowoczesnej, który niedawno zrobił publiczny coming out (czytaj dalej…);
  • Partyworkerzy Lambdy Warszawa – Marta TurskaAlbert Ciastek opowiadają w rozmowie Wojciecha Kowalika o swej pracy w warszawskich klubach LGBT (czytaj dalej…);
  • Radek Oliwa, szef portalu queer.pl, który obchodzi właśnie 20-lecie istnienia, opowiada w wywiadzie Przemysława Góreckiego o początkach gejowskiego internetu w Polsce i o tym, jakie wyzwania stoją przed queer.pl dziś;
  • Efe Songun, turecki działacz LGBT – o swych coming outach, o kulturze LGBT w Istambule i o „honorowych” zabójstwach gejów w Turcji. Rozmowa Mariusza Kurca;

Felietony:

  • „#JestemNatalią – chociaż jestem lesbijką” Marty Konarzewskiej
  • „Czy heteroseksualiści myślą o seksie?” Bartosza Żurawieckiego

Opowiadanie:

  • „Zanikając” Anny Wrońskiej o dwóch dziewczynach, które starają się funkcjonować normalnie, ukrywając swój związek przed światem. Normalnie – do czasu…

Kultura:

  • Filmy: „Służąca”, „Absolutnie fantastyczne: Film”;
  • Książki: „Pod prąd” Roberta Biedronia, „Wszystko jest po coś” Michała Piróga, „Freddie Mercury i ja” Jima Huttona, „Blask” Margaret Mazzantini, „Podróże przez Europę i Azję” Annemarie Schwarzenbach, „Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji” Magdy Szcześniak
  • Muzyka: Lady Gaga, Alicja Majewska, Robbie Williams, Michał Kwiatkowski i inni;
  • Teatr: „Krople na rozpalone kamienie” Fassbindera.

A poza tym:

  • Izabela Morska (niegdyś Filipiak) pisze o „przygodzie” z Markiem Regnerusem, amerykańskim naukowcem, którego przeinaczone badania wykorzystano w Polsce w homofobicznych ulotkach i plakatach (m.in. autorstwa Młodzieży Wszechpolskiej). Pasjonujący tekst o prywatnym śledztwie i wytrwałym docieraniu do celu – w wyniku działań Morskiej plakaty zniknęły z polskich miast;
  • „Lesbijki na scenę!” – Hubert Michalak przypomina postacie lesbijek w polskim teatrze;
  • Krzysztof Tomasik pisze o tym, jak scenarzyści hollywoodzcy kamuflowali wątki gejowskie w filmach Rocka Hudsona, gwiazdora, który wyjawił swój homoseksualizm dopiero na 3 miesiące przed śmiercią na AIDS w 1985 r.;
  • Mariusz Kurc pisze o związku Pierwszej Damy Eleanor Roosevelt z reporterką Loreną Hickock (tekst na podstawie nowo wydanej w USA książki autorstwa Susan Quinn);
  • Oświadczenie Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego w sprawie zdrowia osób o orientacji homoseksualnej;
  • Cecylia Jakubczak o gali sojuszników/czek osób LGBT zorganizowanej przez Kampanię Przeciw Homofobii;
  • Katarzyna Remin o kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju”;
  • Paweł Knut o odrzuconej przez Sejm nowelizacji Kodeksu karnego, która miała wprowadzić pojęcia przestępstw motywowanych homofobią;
  • relacja fotograficzna z Love Cup Szczecin 2016, czyli pierwszego w tym mieście turnieju gejowskiego tenisa;

 

Wysyłka numeru od 29 listopada br.

Foto na okładce: Adam Gut

Pogromca lwów

ewa_ryszard_gerard_bisewscy_foto_adam_gut_maleRozmowa Agnieszki Rynowieckiej z Ewą, Gerardem i Ryszardem Bisewskimi

Ryszard Bisewski urodził się jako dziewczynka. Gdy miał 10 lat, w wypadku zginął jego brat Przemek. Ryszard bardzo to przeżył. Kilka lat później powiedział rodzicom, że czuje się chłopakiem. Wizyty u specjalistów związane z transseksualnością pomogły zdiagnozować zespół Aspergera, czyli łagodną formę autyzmu. Dziś Ryszard ma 20 lat, jest w trakcie tranzycji. Chciałby pracować jako rysownik komiksów.

Ryszard: „To było zaraz w pierwszej klasie liceum na wyjeździe integracyjnym. Siedzieliśmy w kółku z nauczycielami i ja powiedziałem, że wolę, aby mówiono do mnie Ryszard i tak sobie życzę. Powiedziałem to i prawie zemdlałem. Ale już tak do mnie mówili.”

Gerard, tata: „Ja wtedy zobaczyłem w Ryszardzie po raz kolejny tę determinację, to zdecydowanie. Dla mnie to był dowód, że rzeczywiście chce doprowadzić do korekty płci i być chłopakiem w pełni. Porównałbym go wtedy do takiego pogromcy lwów na arenie, który wchodzi z nimi do klatki i wszystkie obłaskawia. Jestem z niego dumny, zaimponował mi”

Ewa, mama: „Otwartość wytrąca przynajmniej połowę broni różnym przeciwnikom już na wstępie. Nie pozwala na tworzenie szeptanego gadania, chodzenia i za plecami robienia złej roboty. Jak problem został nazwany i pokazany, to połowa jest za nami. Taka odwaga i otwartość budzi respekt. Pokazuje, że na pewnych rzeczach nam zależy i nie odpuszczamy. Jestem wicedyrektorką szkoły i u mnie wszyscy wiedzą, że Rysiek przechodzi tranzycję.”

 

Cały wywiad Agnieszki Rynowieckiej z Ewą, Gerardem i Ryszardem Bisewskimi – do przeczytania w „Replice” nr 64.

Foto: Adam Gut
spistresci