Łaskawe

Reż. Maja Kleczewska. Wyst.: R. Michalski, M. Znaniecki, M. Gaweł, H. Skonieczka, P. Kempa, A. Machel, M. Szaforz, W. Kupczak, Z. Wróbel, A. Warcaba, B. Błaszczyński, M. Piotrowski, K. Suszyk, N. Zakharova, K. Vasiukova, J. Głybin, A. Święs, G. Bułka, K. Grabowska, E. Leśniak, V. Smolińska, A. Gryzik, P. Bułka i inni. Teatr Śląski im. St. Wyspiańskiego w Katowicach. Premiera: 18 XI 2022

 

Foto: Przemysław Jendroska

 

Pamiętam emocje, jakie w 2008 r. wywołało ukazanie się polskiego tłumaczenia „Łaskawych” Jonathana Littella, autora wówczas 40-letniego, uznanego za objawienie literackie i nagrodzonego Goncourtami. Ta powieść to rozpisana na tysiąc stron spowiedź SS-mana służącego na froncie wschodnim i biorącego udział w eksterminacji ludności żydowskiej. Emocje wywoływały nie tylko sadystyczne opisy, ale też sam pomysł, by oddać głos zbrodniarzowi i spróbować zrozumieć mentalność kata. Nie bez znaczenia były dosadne opisy męsko-męskiego seksu głównego bohatera. Jeden z czytelników napisał po lekturze: „Myślałem, że dostanę ciekawą powieść o wojnie pisaną z perspektywy »tego złego«. Dostałem homoseksualną epopeję, dla której wojna to tylko tło”.

Wspominam o literackim pierwowzorze, bo jest kluczowy także dla spektaklu, a osoba nieznająca powieści łatwo może się zgubić w powodzi wydarzeń i postaci pojawiających się na scenie. Bohater pozostał ukrywającym się homoseksualistą, ale niewiele z tego wynika, wątek ginie wśród innych „atrakcji” ponad trzygodzinnego spektaklu. Pomijając już ogólny wydźwięk, w którym seks z mężczyznami to złamanie kolejnego społecznego tabu, podobnie jak kazirodczy związek z siostrą czy zamordowanie własnej matki. (Krzysztof Tomasik)  

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Niedoskonała utopia

Reż. Noémi Ola Berkowitz. Wyst.: T. Tyndyk, J. Wasilewska, S. Merki, E. Saldanha, T. P. Müller. Koprodukcja TR Warszawa i Munich Kammerspiele. Premiera: 22 X 2022

 

Tomasz Tyndyk, „Niedoskonała utopia”. Foto: Judith Buss

 

Kolejny stricte queerowy spektakl na mapie Warszawy. W przypadku tego rodzaju przedstawień bardziej niż o teatralny aspekt chodzi o edukację i stworzenie przestrzeni przyjaznej dla wszelkiego rodzaju odmieńców. Osoby występujące raczej performują, niż grają, a ważnym elementem są wykonywane na żywo piosenki. Tak jest także w tym przypadku, tylko mniej lokalnie, bo „Niedoskonała utopia” to wspólne przedsięwzięcie TR Warszawa i monachijskiego Kammerspiele, więc ze sceny słychać zarówno polski, jak i niemiecki i angielski. Jest dwójka aktorska z Niemiec i dwójka z Polski, każdy ma swój monolog, a wspólnie prezentują coś w rodzaju wykładu historycznego z kluczowych dla społeczności LGBT wydarzeń: przypominają zarówno dragowe bale, jak i zamieszki w Stonewall czy sytuację w czasie II wojny światowej. Wszystko ilustrowane filmowymi projekcjami, głównie zagranicznymi (choć są też gejowskie fragmenty z krótkometrażówki „Gdy spadają anioły” z 1959 r. i lesbijski wyimek z węgierskiego „Innego spojrzenia” z Szapołowską i Jankowską-Cieślak).

Najlepsze są aktorskie monologi sugerujące intymne opowieści z własnego życia. Stefan Merki opisuje śląskiego wujka, który był trans mężczyzną, co nie było specjalnie ukrywane, ale nie było też nazywane wprost. W rodzinnych rozmowach pojawiało się za to imię sprzed tranzycji, co z punktu widzenia dziecka sprawiało wrażenie, że mowa o jakiejś nieobecnej osobie. Tomasz Tyndyk wspomina swój niedoceniony występ jako drag queen, gdy na szkolnej zabawie udawał, że śpiewa „Boys” Sabriny (teraz kiczowaty hit przemienił się w homoerotyczną balladę). Wreszcie Justyna Wasilewska w popisowym fragmencie spektaklu opowiada o swojej paradoksalnej sytuacji aktorki lesbijki siedzącej „jedną nogą w szafie”, rozdartej między aktywizmem a ukrywaniem; wciąż borykającej się z dylematem, komu i w jaki sposób się wyoutować; zawstydzonej przed własnym dziadkiem i zastanawiającej się, czy najlepszym wyjściem nie byłoby wytatuowanie sobie odpowiedniej informacji na czole. (Krzysztof Tomasik)

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

Lewandowska forever

O 15 latach grania „Berka”, spektaklu z centralnym wątkiem gejowskim, o reżyserach gejach i o listach miłosnych od lesbijek z EWĄ KASPRZYK rozmawia Rafał Dajbor

 

Foto: AKPA

 

Siadając do rozmowy, pokazuję Ewie Kasprzyk okładkę „Repliki” (nr 16, listopad/grudzień 2008) ze zdjęciem jej i Pawła Małaszyńskiego ze spektaklu „Berek, czyli upiór w moherze”.

Pamięta pani tę okładkę?

O kurczę! Jakie to dawne czasy. To było przy okazji premiery „Berka…” w Teatrze Kwadrat. Zaraz sobie tę okładkę sfotografuję!

„Berek, czyli upiór w moherze”, bo tak brzmi pełny tytuł spektaklu (napisanego przez Marcina Szczygielskiego), żyje na scenie do dziś, choć już w innych okolicznościach.

 Zaraz to wszystko po kolei wyjaśnię. Pierwszy „Berek…” miał premierę w 2008 r. w Teatrze Kwadrat. Występowałam w nim ja – jako „moherowa” Lewandowska – i Paweł Małaszyński jako gej Paweł. Graliśmy to równe 10 lat. W Polsce, za granicą, nawet na drugiej półkuli, dla Polonii. Mieliśmy obawy, jak nas przyjmie polonijna widownia, ale było bardzo fajnie. Gdy w 2018 r. odchodziłam z etatu w Teatrze Kwadrat, odbyło się nawet pożegnalne przedstawienie „Berka…”. A „Berek 2” to spektakl, który istnieje dopiero od 19 grudnia 2022 r. Gramy to w ramach Teatru Gudejko, impresaryjnie, na różnych scenach. Według innego już tekstu, z rozszerzoną obsadą. W fabule pojawia się mój były partner, ojciec mojego dziecka, którego gra Daniel Olbrychski, oraz – jako Paweł – Antek Pawlicki. Małaszyński nie mógłby już z nami grać, bo obecny dyrektor Teatru Kwadrat Andrzej Nejman w zasadzie nie zgadza się na gościnne występy „swoich” aktorów. Jednak producent spektaklu zapytał mnie, czy nie moglibyśmy zagrać także pierwszej części, bo widz oglądający „Berka 2” chciałby wiedzieć, jak to się wszystko zaczęło. I tak doszło do sytuacji, w której sama wyreżyserowałam pierwszego „Berka…”, już z Antkiem Pawlickim.

Czyli w eksploatacji są obecnie dwa „Berki…”?

Zgadza się i jest z tym trochę galimatiasu – czasem już sama mam wątpliwości, kto co gra w której części „Berka…”. Zwłaszcza że teraz właśnie spotykam się z panem po próbie wznowieniowej, którą musieliśmy zorganizować, by zrobić zastępstwo. Za Marysię Niklińską, która nagle poszła do jakiejś innej pracy, wchodzi Julia Chatys.

Lewandowska w obu „Berkach…” to chyba obecnie najbardziej znane pani sceniczne wcielenie. Co sprawia, że ten spektakl jest dla pani tak ważny?

Kiedyś powiedziałam, że Lewandowską to ja chyba będę grała do końca życia. No i najwidoczniej miałam rację. Tyle tylko, że obecnie gramy już ten tekst w nieco innej inscenizacji. Zmienił się świat, zmieniliśmy się my, zmieniła się władza… Zmieniła się, o czym już mówiłam, także obsada, ale Paweł Małaszyński wciąż jest z nami obecny. Zgodził się bowiem gościnnie wystąpić w filmie, którego projekcja jest częścią przedstawienia. Bardzo mnie to cieszy, bo i do Pawła, i do spektaklu w jego pierwszej wersji mam wielki sentyment. Zresztą muszę powiedzieć, że „Berek…” zawsze był spektaklem żywo reagującym na rzeczywistość. W fabule pojawiały się aktualne zdarzenia, jak np. awantura o tęczę na pl. Zbawiciela, jej pożar, a potem demontaż. Publiczność zawsze bardzo spontanicznie na to reagowała.

Chciałbym właśnie zapytać o reakcje publiczności. Czy widzi pani jakąś różnicę w reakcjach z czasów grania „Berka…” przed laty, w Teatrze Kwadrat, a tym, jak dziś widownia przyjmuje spektakle?

Przede wszystkim obecnie spektakl jest o wiele odważniejszy niż ten w Kwadracie. Nazywając rzeczy po imieniu – Teatr Kwadrat jest teatrem o charakterze mieszczańskim i pewne teksty, pewne sytuacje musiały zostać w inscenizacji pominięte, by spektakl nie był zbyt ostry. Wymagał tego ówczesny dyrektor Kwadratu Edmund Karwański. Obecnie zaś, w mojej reżyserii, nie stawialiśmy sobie żadnych ograniczeń, tak więc tekst jest wręcz bliższy temu, co napisał Marcin Szczygielski, którego zresztą prywatnie uwielbiam – także za dystans do samego siebie. Nie mówię, że chciałam jakoś specjalnie szokować, ale są w nim sceny bardziej śmiałe, np. ta z lubrykantem. Niektóre spośród tych odważnych scen rozwiązałam także z pomocą projekcji filmowych. Publiczność świetnie to podchwytuje, bo tekst jest napisany brawurowo. Jest zresztą cały czas uaktualniany. Teraz np. znalazł się w nim wątek ukraiński. Pytał pan o reakcje widzów kiedyś i dziś. Nie widzę różnicy. Choć zmieniła się widownia. Dzisiejszy widz, w porównaniu z widzem z 2008 r., jest jakby bardziej niecierpliwy, dlatego skróciłam spektakl, wprowadziłam szybsze tempo akcji. Jednak reakcje są wciąż niezmiennie takie same – sztuka budzi wesołość, a obserwacja najpierw konfliktu, a potem pogodzenia się i przyjaźni między Lewandowską a Pawłem skłania do myślenia.

Dostrzega pani na widowni gejów?

Oczywiście. Nawet swoich kolegów, których zapraszałam już na próby jako konsultantów. Nie chcieliśmy pokazywać jakichś głupot albo czegoś, co mogłoby zostać wzięte za kpiny z gejów. Antek Pawlicki sam zresztą prosił o pomoc i podpowiedzi. Reakcje gejów, z którymi rozmawiałam, są bardzo pozytywne. Mówią, że pokazujemy prawdę – np. w tym, że gdy jesteś gejem w wielkim mieście, nie imprezujesz, nie chodzisz do klubów, jesteś samotny. Albo skazany na krótkotrwałe związki.

Czy są widzowie zgorszeni tym, co widzą na scenie?

Zgorszeni – nie. Ale gdy gramy w mniejszych miejscowościach, widzę, jak czułe sceny między mężczyznami sprawiają, że część widzów jest zawstydzona. A to zawstydzenie często wynika z niewiedzy. Z tego, że wielu ludzi kompletnie nie zna tej tematyki. Nie wiedzą na przykład, co to jest Grindr. A pan wie, co to jest Grindr?

Mówiąc skrócie: Tinder dla gejów.

No właśnie. A wielu nie ma o tym pojęcia! Dzięki naszemu spektaklowi mogą się więc dowiedzieć wielu rzeczy. Także tego, że kiedyś wielkim problemem był wirus HIV, a teraz jest środek o nazwie PrEP, który umożliwia uprawianie seksu w bezpieczny sposób.

A czy zdarzyły się pani negatywne reakcje na „Berka…”? Czy ktoś np. oznajmił, że nie będzie z panią pracował, bo gra pani w „pedalskiej sztuce”?

Do TVP i tak mnie nie zapraszają zbyt często. A co do reakcji widzów – nie zdarzyło się, by ktoś wyszedł, zdarza się jednak, że czasem widownia nie reaguje na pewne teksty tak, jak byśmy się spodziewali. Natomiast na końcu i tak zawsze są brawa.

Warto tu jeszcze poruszyć ważną sprawę – z pozoru wydawać by się mogło, że oba „Berki…” stają w obronie gejów i wyśmiewają „moherową” Lewandowską. Tymczasem grana przez panią Lewandowska jest także osobą pokazaną jako ktoś mający swoje racje i swoje powody, dla których żyje tak, jak żyje.

Dokładnie. Lewandowska słucha Radia Maryja i chodzi do kościoła dlatego, że tam znalazła dla siebie oparcie. Jest kobietą, która samotnie wychowywała dziecko. Dziś żyjemy w innym świecie, zwłaszcza w dużych miastach. Ale w czasach PRL-u panna z dzieckiem była kimś odsuwanym od społeczeństwa, wyśmiewanym, należącym do dyskryminowanej mniejszości. Tak jak geje. Dlatego właśnie Lewandowska i Paweł są w stanie się zaprzyjaźnić. Bo przychodzi moment, w którym oboje czują się strasznie samotni i z tej samotności rodzi się ich porozumienie. Publiczność bardzo nam zawsze sekunduje, wręcz czuje się, że czeka na ten moment pogodzenia się naszych bohaterów.

Marcin Szczygielski, reżyser Maciej Michalski, Jacek Poniedziałek, z którym pracowała pani w Teatrze Polonia, Maciej Nowak, Grzegorz Chrapkiewicz, a w czasach, gdy grała pani w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku – Marek Okopiński, Marcel Kochańczyk. W pani artystycznej biografii widnieje mnóstwo gejów. Czy według pani reżyserzy geje różnią się czymś od reżyserów heteronormatywnych? Mają coś, co ich wyróżnia?

W pierwszym momencie chciałam odpowiedzieć, że są chimeryczni, czasem histeryczni – bardziej niż heterycy. Ale to przecież tak naprawdę dotyczy wszystkich twórców – wszyscy my, artyści jesteśmy narcystyczni, a z tego wynika skłonność do nadmiernej emocjonalności. Jednak jest w reżyserach gejach pewien rodzaj specyficznej wrażliwości i pewnego uczulenia na swoim punkcie, co moim zdaniem wynika z tego, że mają gdzieś z tyłu głowy, że dla wielu są „inni”. Lubię wchodzić w ten świat reżyserów gejów i w ogóle artystów gejów, bo wiem, że narodzi się z tego nowa wartość. Taka, której żaden heteryk by nie dotknął.

A jak jest w przypadku dramaturgów gejów? Grała pani w sztukach Andrzejewskiego, Geneta, Gombrowicza.

Przyznam, że nie miałam poczucia, by homoseksualność tych pisarzy miała dla mnie znaczenie, zwłaszcza że w ich sztukach grałam moje pierwsze, do tego niewielkie role. Oczywiście wiedziałam, z jakiego rodzaju materią pracowałam, jednak wszyscy trzej byli dla mnie przede wszystkim wybitnymi pisarzami, których twórczość (zwłaszcza Geneta) wyprzedzała swoją epokę.

Kończyła pani krakowską PWST w czasie, gdy uczyli w niej lesbijka Halina Gryglaszewska i gej Stanisław Igar…

…od razu wejdę w słowo – nic na ich temat nie powiem, ponieważ nie miałam z żadnym z nich zajęć. O tym, że profesor Igar jest gejem, wiedziałam, ale o orientacji seksualnej pani Gryglaszewskiej dowiedziałam się w ogóle już po ukończeniu szkoły. To nie były czasy, w których się o takich sprawach otwarcie mówiło. Artystyczny świat jest pod tym względem dość specyficzny. Z jednej strony jest w nim większa otwartość na kwestie tożsamości seksualnej i geje wręcz do niego lgną, ale z drugiej wielu aktorów gejów boi się wyoutować w obawie, że stracą fanów. Sama znam kilka takich przykładów, o których oczywiście nie będę mówić z nazwiskami. To ich osobista sprawa, kiedy i czy w ogóle zdecydują się na coming out. Ja nigdy nie miałam problemu z tym tematem. Zawsze byłam tolerancyjna. A moja córka, gdy jej mówiłam o tolerancji, oburzyła się: „Jaka tolerancja! Tolerancja to za mało, potrzebna jest akceptacja”. Tak więc młodsze pokolenie jest pod tym względem już w ogóle bardzo otwarte. Oczywiście, niestety, z wyjątkami.

Była pani kiedyś obiektem podrywu ze strony lesbijki?

Tak. Było to lata temu i była to pewna pani reżyser filmowa, której nazwiska nie będę ujawniała. Pytał pan o wrażliwość reżyserów gejów, a ja zapamiętałam, że właśnie ona była osobą o wyjątkowej, specyficznej wrażliwości. Dostawałam też listy miłosne od lesbijek. A nawet kiedyś na jakimś wyjeździe w góry pewna dziewczyna próbowała mnie poderwać, dała mi kwiaty.

W pani przypadku szczególnego znaczenia nabiera zagadnienie „gejowskiej divy”. Nie dość, że sama pani takie postacie grała (Violetta Villas oraz – w filmie „Belissima” – kobieta zafascynowana Violettą Villas, a także Patty Diphusa, Dalida), to jeszcze sama jest pani „gejowską divą”.

Jak to unieść, prawda? (śmiech) Dostałam od środowiska LGBT nagrodę Hiacynt, zawsze miałam świetne kontakty z gejowskimi klubami Toro, Utopia, a przed laty także Le Madame. Do Krystiana Legierskiego (skierował mnie do niego Maciek Nowak) mam do dziś wielki szacunek i wdzięczność. To dzięki niemu mogłam w Le Madame zagrać po raz pierwszy Patty Diphusę Almodóvara, bo teatry nie były tym początkowo w ogóle zainteresowane. Le Madame było klubem uwielbianym przez wszystkich, nie tylko przez gejów, panowała świetna atmosfera, sam Andrzej Wajda realizował tam swoje programy telewizyjne.

Próby w Le Madame miał nawet krańcowo odmienny – wydawałoby się – światopoglądowo od bywalców klubu Bohdan Poręba, gdy wystawiał w 2006 r. sztukę „Zmartwychwstanie”.

To pokazuje otwartość Le Madame, w którym ze swoimi próbami mogła się zmieścić i Kasprzyk z Almodóvarem, i Andrzej Wajda, i Bohdan Poręba. Ale jak pan pewnie pamięta, komuś się nie spodobało, że w podziemiach jest darkroom. A dlaczego miałoby nie być?

Debiutowała pani na ekranie u kobiety, Barbary Sass, rolą Kwiryny w „Dziewczętach z Nowolipek” i „Rajskiej jabłoni”. Rzadki to przypadek, by aktorka czy aktor debiutowali w kobiecej reżyserii, bo to zawód – także i dziś, ale w latach 80. jeszcze bardziej – silnie zmaskulinizowany.

Ma pan rację, że kobiet reżyserek jest niewiele. Są Agnieszka Holland, Marysia Sadowska, Małgorzata Szumowska, Magdalena Łazarkiewicz i jeszcze kilka innych. Ale akurat Basia Sass to była jak facet! Pamiętam, jak kiedyś Wiesio Zdort, który był jej mężem i operatorem zdjęć jej wszystkich filmów, podszedł do niej z jakimś ciasteczkiem, gdy siedziała za kamerą – skupiona, bo czekały nas długie ujęcia z jazdą kamerową – i mówi do niej delikatnie: „Basieńko, a może byś zjadła ciasteczko?”. A Basia: „Nie, nie będę jadła, daj mi teraz spokój”. No, powiedzmy, że ostatnie słowa wypowiedziała nawet znacznie ostrzej. (śmiech) Byłam Basią zafascynowana, zrobiłam z nią potem jeszcze jeden fi lm – „Pajęczarki” – i trzy spektakle. Tak, była ostra i wiedziała, czego chce, ale nigdy nie krzyknęła na aktora czy aktorkę, zawsze umiała wyciągnąć z nich wszystko, co chciała, bez żadnej agresji. Teraz, gdy sama reżyseruję, nigdy nie podnoszę głosu i mogę powiedzieć, że tego nauczyłam się właśnie od Basi. Dobrze, że pan o niej wspomniał, bo Basia to moja guru.

W tamtym wywiadzie dla „Repliki” z 2008 r. zapowiada pani swój udział w filmie „Płynące wieżowce”, którego bohaterem jest młody człowiek odkrywający homoseksualną tożsamość. Ostatecznie film powstał 5 lat później, w innej obsadzie. Dlaczego pani w nim nie zagrała?

Dwie główne role kobiece miałyśmy grać ja i Krystyna Janda. Przychodziliśmy wszyscy na próby, czytaliśmy sceny, później nagle to wszystko zostało zawieszone, a potem faktycznie film powstał, w zupełnie innej obsadzie. Tak to czasem w zawodzie aktorskim bywa.

W filmie Patryka Vegi „Polityka” grała pani postać wzorowaną na Beacie Szydło. A jak patrzy pani na polską politykę? Zwłaszcza wobec społeczności LGBT? Na to, co mówią i robią rządzący politycy, a także duchowni, bo na razie te dwie grupy są ze sobą mocno splecione.

To wszystko nie napawa optymizmem. Patrzę na te sprawy także przez pryzmat spektaklu „Berek, czyli upiór w moherze”. Robiliśmy go po raz pierwszy 15 lat temu. Mieliśmy nadzieję, że wiele spraw związanych z akceptacją osób o orientacji seksualnej innej niż heteryczna pójdzie do przodu. Zmieni się na lepsze. I co? Od głowy państwa usłyszeliśmy, że LGBT to nie ludzie, tylko ideologia. Jak więc ma być lepiej „na dole”, skoro „góra” w ten sposób się wyraża? Do tego w wielu mediach wciąż kreuje się obraz geja jako odmieńca, którego trzeba leczyć. Niemal wszystkie kraje Europy wyprzedziły nas w sprawie legalizacji związków partnerskich. Wychodzi na jaw coraz więcej faktów o tym, co robił i jak zachowywał się Kościół. Smutny wniosek jest taki, że świat zrobił postępy, a w Polsce jest gorzej, niż było.

***

Ewa Kasprzyk (ur. 1957) – ceniona aktorka teatralna i filmowa. W latach 1983-2000 związana z gdańskim Teatrem Wybrzeże, potem (2000-2018) z Teatrem Kwadrat w Warszawie. W kinie debiutowała rolą Kwiryny w dramatach Barbary Sass „Dziewczęta z Nowolipek” i „Rajska jabłoń”. Masową publiczność zdobyła rolą kłótliwej Barbary Wolańskiej z cyklu „Kogel mogel” (1988, 1989, 2019, 2022). Popularność ugruntowała rolami takimi jak Ilona w „Złotopolskich” (1998-2007), matka Magdy w „Magdzie M.” (2005-2007), Elżbieta Żak w „Na dobre i na złe” (2008-2012). Nieprzerwanie od 2012 r. gra matkę Pawła w „Przyjaciółkach”. Na scenie bywała Patty Diphusą (2004), Anną w „Berku, czyli upiorze w moherze” (2008), Violettą Villas w „Kallas” (2013) i Dalidą w „DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz” (2018). Laureatka wielu nagród teatralnych, wyróżniona na festiwalach w Gdyni i Wenecji za rolę w filmie „Bellissima” (2000); Srebrnym Krzyżem Zasługi (1996) i nagrodą Hiacynt od społeczności LGBT (2009).  

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Kora. Boska

Reż. Katarzyna Chlebny. Wyst.: K. Chlebny, P. Sieklucki, Ł. Błażejewski, P. Rupala. Teatr Nowy. Proxima w Krakowie. Premiera: 5 XI 2021

 

Od lewej Paweł Rupala, Piotr Sieklucki, Katarzyna Chlebny i Łukasz Błażejewski. Foto: Marcin Oliva Soto

 

W tym roku minie 5 lat od śmierci Kory. Charyzmatyczna wokalistka Maanamu jest ważnym punktem odniesienia dla kilku pokoleń Polek i Polaków, nic dziwnego, że powstają kolejne projekty jej poświęcone. Mówi się o planowanym serialu, 1,5 roku temu („Replika” nr 93, wrzesień/ październik 2021) pisałem o przedstawieniu studentów Akademii Teatralnej „A planety szaleją…”, wcześniej był monodram Karoliny Gibki „Bądź taka, nie bądź taka” z Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie. „Kora. Boska” jest na tym tle najbardziej… LGBT. Zdecydował o tym sam pomysł – by pokazać wokalistkę w zaświatach w otoczeniu trzech Maryjek w dragqueenowej odsłonie: Matki Boskiej Częstochowskiej, Matki Boskiej Fatimskiej i Matki Boskiej z Guadalupe. Grają je geje: Piotr Sieklucki, Łukasz Błażejewski i Paweł Rupala (drag queen Papina McQueen). Z każdym z nich był swego czasu wywiad w „Replice”, a Papina McQueen dodatkowo błyszczy w tegorocznej odsłonie nagiego kalendarza.

Korę gra Katarzyna Chlebny, jednocześnie scenarzystka i reżyserka spektaklu, a także jego największy atut. Nie tylko dobrze śpiewa (rozczarowała mnie jedynie „Zabawa w chowanego”, metaforyczny opis molestowania w dzieciństwie przez księdza), ale także udanie naśladuje wokalistkę, szczególnie jej głos. Nic dziwnego, że spektakl cieszy się tak gigantycznym powodzeniem, zarówno w samym Krakowie, jak i na gościnnych występach. Nie obyło się bez skandalu: jeden z katolickich portali oskarżył „Korę. Boską” o obrazę uczuć religijnych, a przed teatrem organizowano publiczną modlitwę, która miała „wynagrodzić za grzech bluźnierstwa”, a jednocześnie zbierano podpisy pod petycją przeciwko twórcom skierowaną do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz prezydenta Krakowa. Ostatecznie spektaklowi to nie zaszkodziło, a nawet wręcz przeciwnie, Chlebny zaś przygotowała kolejne przedstawienie o muzycznej diwie – „Kruchość wodoru” o Ewie Demarczyk. (Krzysztof Tomasik)

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Sweet & romantic

Reż. Wera Makowskx i Jakub Zalasa. Wyst.: J. Wasilewska, M. Wójtowicz, M. Trofimiuk, R. Maćkowiak. Spektakl współfinansowany przez Akademię Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie. Premiera: 23 II 2023.

 

Małgorzata Trofimiuk. Foto: Joanna Gałuszka

 

Paul B. Preciado stał się ostatnio kluczowym myślicielem dla polskiego queerowego teatru. Po „Mieszkaniu na Uranie” (recenzja spektaklu w „Replice” nr 96, marzec/kwiecień 2022, a recenzja książki w bieżącym numerze) pojawia się kolejny spektakl inspirowany jego twórczością, a w zapowiedziach jest już następny. Ten zwycięski pochód może budzić zdumienie, bo teksty Preciado nie są łatwe w lekturze, a najtrudniejsze do przełożenia na język teatralny jest to, co w nich najciekawsze – połączona ze społeczno- polityczną analizą autoobserwacja związana z przyjmowaniem testosteronu w czasie tranzycji.

Testosteron to ważny „bohater” przedstawienia w TR Warszawa. Pojawia się w nim nawet przerywnik taneczno-muzyczny w postaci dawnego przeboju Kayah pod tym tytułem, a główna postać Ari (Justyna Wasilewska) także przeprowadza eksperyment na własnym ciele związany z nielegalnym przyjmowaniem hormonu, o czym mówi w rozmowie z lekarzem-dilerem (Rafał Maćkowiak). Jednak co innego czytać tego rodzaju wynurzenia napisane przez trans mężczyznę, a co innego słyszeć je ze sceny wygłaszane przez aktorkę, nawet tak znakomitą jak Wasilewska. W efekcie publiczność spektaklu wydaje się zdezorientowana, niepewna tego, co ogląda, tym bardziej że dzięki wyświetlanym napisom można śledzić, jak samym wykonawcom regularnie mylą się zaimki. Nic dziwnego, że aplauz wzbudza tylko brawurowy monolog dojrzałej aktorki (Małgorzata Trofimiuk łączy w sobie urok diwy i menelki), która po przejmującym wykonaniu przeboju Lany Del Rey decyduje zbuntować się przeciwko ciągłemu graniu podobnych ról matek, przełamać ten schemat i przyjąć pseudonim Mama Del Rey. (Krzysztof Tomasik)  

 

Tekst z nr 102/3-4 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dobrze ułożony młodzieniec

Reż. W. Rubin. Wyst.: E. Krempiński, P. Walendziak, M. Buchowiec, H. Lehman, M. Kobiela, M. Kruk, P. Kos, K. Bednarek. Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, premiera: 25 III 2023.

 

Foto: Hawa

 

To spektakl pod tyloma względami wyjątkowy, że nie wiadomo, o czym napisać na początku. Zacznę od przypomnienia, że to już kolejny raz. W 2018 r., gdy hucznie obchodzono stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, Jolanta Janiczak (tekst) i Wiktor Rubin (reżyseria) zrobili w Poznaniu lesbijskie przedstawienie o związku narodowej wieszczki Marii Konopnickiej z malarką Marią Dulębianką („Replika”, nr 77, styczeń/luty 2019). Tym razem z okazji sześćsetlecia Łodzi duet zaprezentował prekursorskiego „Dobrze ułożonego młodzieńca” przypominającego postać Eugeniusza Steinbarta, głośną pod koniec lat 30., a dziś niemal zupełnie zapomnianą, i lokalną historię tego transpłciowego mężczyzny, robotnika sądzonego (i skazanego) za posługiwanie się fałszywym dowodem tożsamości.

O „kobiecie udającej mężczyznę” rozpisywała się łódzka prasa, a prasowe relacje z sądu to właściwie jedyne informacje o Steinbarcie, którymi dysponowała Janiczak, pisząc sztukę. Na ich podstawie twórczo rekonstruuje proces sądowy i opowiada tę historię poprzez zeznania świadków i samego oskarżonego. Są też obrońca (Paweł Kos) i prokurator (Michał Kruk), a wraz z nimi dobrze znana „walka o język”, bo przedstawiciel państwa konsekwentnie mówi o bohaterze w rodzaju żeńskim, tytułując go „Eugenią”, a adwokat wciąż musi go poprawiać.

Przypomnienie transowej historii z przeszłości i umieszczenie Steinbarta wśród ważnych postaci w historii miasta to jedno, ale fundamentalny jest gest zaangażowania do głównej roli trans aktywisty Edmunda Krempińskiego, notabene pochodzącego z Łodzi, dobrze znanego z łamów „Repliki” (wywiad w nr 88, listopad/ grudzień 2020), dwukrotnego modela naszego nagiego kalendarza (w 2023 r. jest twarzą marca). Krempiński myślał o zostaniu aktorem, ale zrezygnował z tych planów, gdy okazało się, że transpłciwość uniemożliwia studia w szkole teatralnej (ta skandaliczna sytuacja dopiero ma się zmienić). Teraz Edmund „robi historię”, zostając pierwszym w Polsce transpłciowym aktorem na etacie, stając się częścią teatralnego zespołu.

Dorota Ignatjew, dyrektorka Teatru Nowego, powiedziała na popremierowym bankiecie, że bez Edmunda Krempińskiego ten spektakl byłby sztuczny. Trudno się z tym nie zgodzić, ale trzeba dodać, że nie tylko o autentyczność tu chodzi. Udział Krempińskiego ma także wymiar symboliczny, sprawia, że historia nie dotyczy jednego przypadku, ale całych zastępów osób transpłciowych regularnie odrzucanych przez państwo polskie, od których jednocześnie oczekiwano bezwzględnej lojalności i utożsamienia z prześladowcą. Wyjątkowo w tym kontekście brzmią zarzuty, jakie czyniono Steinbartowi w czasie wojny, że kolaboruje z okupantem.

W większości recenzji, które pojawiły się po premierze, zwracano uwagę, że szczególne znaczenie odgrywa w spektaklu nagość. Chodzi o moment, gdy główny bohater rozbiera się, zdejmując stare ubrania, i wkłada nowe, męskie, przechodząc w ten sposób swego rodzaju tranzycję. To jedna scena, ale ma kolosalne znaczenie i wymiar edukacyjny. Krempiński pokazuje, jak może wyglądać transpłciowe ciało. To jego świadectwo, powtórzenie gestu z kalendarza „Repliki” – tym razem w instytucji publicznej, już nie tylko dla społeczności LGBT.

Pisząc o „Dobrze ułożonym młodzieńcu”, nie sposób nie skupiać się na Edmundzie Krempińskim, ale na szczęście nie jest to spektakl jednego aktora. Wspaniałą postać Czesławy Zaleśnej, żony Eugeniusza, tworzy Paulina Walendziak. Opowieść o ich poznaniu, małżeństwie, staraniach o dziecko, a potem wspólnym wychowywaniu córki to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie w ostatnim czasie zdarzyły się w polskim teatrze.

 

Tekst z nr 103/5-6 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Niech nas usłyszą!

Reż. Wojciech Kaniewski. Wyst.: M. Pesta, M. Luxemburg, K. Studnicki, H. Urbańska, P. B. Dąbrowski, M. Sowul + orkiestra. Teatr Studio w Warszawie. Premiera: 30 VI 2023

 

Od lewej: Maja Luxenberg, Helena Urbańska, Kamil Studnicki, Piotr B. Dąbrowski, Magdalena Sowul

 

Miłą niespodzianką na zakończenie Miesiąca Dumy okazało się muzyczne „Niech nas usłyszą!”, z podtytułem „Koncert piosenki squeerowanej w śródmieściu”, zagrane dwukrotnie w Teatrze Studio w ostatni dzień czerwca. Finansowego wsparcia udzieliła Rada i Zarząd Dzielnicy Śródmieście m. st. Warszawy (wielkie brawa!), a za scenariusz i koncepcję całości odpowiadali Jędrzej Burszta i Wojciech Kaniewski. Obaj wyoutowani, zaprosili kilka aktorsko-piosenkarskich osób queerowych i tak powstała bezpretensjonalna składanka muzyczno-tekstowa, w której zarówno znalazło się miejsce dla scenki z życia homoseksualistów w PRL-u, wykładu o orientacjach seksualnych, jak i raportu „Sztabu Tęczowej Zarazy”. Najważniejsze były jednak piosenki, zarówno przerobione „na tęczowo” złote przeboje, jak i produkcja własna, ale także kultowe już „J*bię to wszystko” Marii Peszek, wszystkie wykonywane wspólnie z orkiestrą na żywo. Za konferansjerkę odpowiadał Maciej Pesta (wykonał także hymn wszech czasów polskich gejów „Gdzie ci mężczyźni” z repertuaru Danuty Rinn), a śpiewali: Maja Luxenberg z zespołu Di Libe brent wi a nase Szmate, czyli queerowej kapeli podwórkowej, Lesbijski Groove: Helena Urbańska i Magdalena Sowul, oraz aktorzy: Piotr B. Dąbrowski i Kamil Studnicki. Właśnie Studnickiemu przypadły najbardziej brawurowe momenty całości: gejowska reinterpretacja dawnego przeboju Piaska „Mocniej”, „Jestem kobietą” Edyty Górniak (w stroju i z choreografią z pamiętnego teledysku piosenkarki), a także napisany specjalnie na tę okazję przez Kaniewskiego utwór „Wychodziny” zachęcający do coming outu. Jest szansa, że wydarzenie ponownie odbędzie się jesienią, a sama impreza, czyli świętowanie na koniec Miesiąca Dumy, powinna stać się cykliczna.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Melodramat

Reż. Anna Smolar. Wyst.: A. Ilczuk, A. Kłak, J. Świeżewski, K. Adamczyk, M. Czachor, K. Kraczkowska. Teatr Powszechny w Warszawie. Premiera: 23 V 2023

 

Andrzej Kłak i Julian Świeżewski. Foto: Magda Hueckel

 

Punkt wyjścia to opowiadanie „Pętla” Marka Hłaski i film Wojciecha Hasa z 1957 r. portretujący dzień z życia alkoholika Kuby i jego ukochanej Krystyny. W jednej z pierwszych scen spektaklu trafiamy na plan filmowy, pojawia się postać Hasa, operatora Mieczysława Jahody i grających główne role: Gustawa Holoubka i Aleksandry Śląskiej. Tym g j g razem ważny jest nie tylko chory Kuba, ale także współuzależniona Krystyna. Opowieść okazuje się uniwersalna, kolejne wersje Kuby i Krystyny widzimy w sytuacjach rodzinnych, towarzyskich, zawodowych. Wśród różnych odsłon jest zarówno gejowska (kochanków rozstających się z powodu nałogu grają Julian Świeżewski i Andrzej Kłak), jak i lesbijska, o dwóch aktorkach, z których jedna jest gwiazdą (Karolina Kraczkowska), dość regularnie pojawiającą się w pracy w zamroczeniu alkoholowym, a druga starającą się ratować sytuację żoną (Karolina Adamczyk), wykłócającą się o partnerkę z dyrektorem i zespołem.

Już powyższy opis udowadnia, że przedstawienie zrobiono ze świadomością istnienia nie tylko heteryckiego punktu widzenia. To jedna z wielu zalet spektaklu, który jest długi (prawie 3 godziny), ale nie nudny, w wielu momentach dowcipny, znakomicie zagrany (wszyscy są świetni, ale szczególne brawa należą się Annie Ilczuk, porywającej w kilku rolach). Teatr Powszechny nie miał ostatnio dobrej passy, w teatrze wyczuwało się marazm, coraz bardziej przewidywalne przedstawienia robiło kilka tych samych osób. Zaproszenie po raz pierwszy do współpracy Anny Smolar okazało się strzałem w dziesiątkę. „Melodramat” to najlepszy warszawski spektakl zakończonego właśnie sezonu.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #69

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 69 (wrzesień/październik 2017)

okładka_69_m

Na okładce:

Piotr „Grabari” Grabaczyk, dziennikarz showbiznesowy Wirtualnej Polski i bloger, opowiada o swym coming oucie na wizji przed prezesem TVP Jackiem Kurskim, o gwiazdach, które siedzą w szafie i o naszych sojusznikach wśród celebrytów, o „obnoszeniu się” i o „przegięciu” a także o swoim ukochanym i o rodzinie. Rozmowa Mariusza Kurca.

 

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Mandarynka” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 69:

Wywiady:

  • „Medialny coming out to nie wyrok” – mówi w wywiadzie Piotr „Grabari” Grabarczyk, dziennikarz showbiznesowy Wirtualnej Polski i bloger (czytaj dalej…);
  • „Róże dla Safony” – Pisarka Renata Lis o swej najnowszej książce „Lesbos”, o Safonie, o Ance Kowalskiej i Marii Dąbrowskiej, o Jeannette Winterson i o Sofii Parnok, a także po raz pierwszy – o swej partnerce. Rozmowa Marty Konarzewskiej (czytaj dalej…);
  • „Mogę mówić” – Grzegorz Niziołek, teatrolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktor naczelny magazynu „Didaskalia” o swym późnym coming oucie, o gejach po 50-tce i ich miejscu w ruchu LGBT, o swych córkach a także o wątkach gejowskich we współczesnym polskim teatrze. Rozmowa Mariusza Kurca i Krzysztofa Tomasika (czytaj dalej…);
  • „Słowa na L: Liderka, Lesbijka” – Maja Zabawska, doradczyni podatkowa, która na co dzień pracuje w międzynarodowej firmie Deloitte, mówi o coming oucie w pracy, o sieciach pracowniczych LGBT, o liderowaniu kobiet a także o swych występach jako drag king. Rozmowa Aleksandry Muzińskiej  (czytaj dalej…);
  • 20-lecie Lambdy Warszawa – Michał Pawlęga, współzałożyciel organizacji opowiada, jak to było. Rozmowa Huberta Sobeckiego;

Opowiadanie:

  • „AdelaJana Sena

Felieton:

  • „Jestem sojusznikiem osób hetero” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Teatr: „Anioły w Ameryce” – zapis nowego spektaklu z National Theatre w Londynie – na ekranach polskich kin; „Gertruda Stein, Alicja B. Toklas i wiele, wiele innych kobiet”
  • Filmy: „Piękny kraj”, „Inxeba. Zakazana ścieżka”, „Fantastyczna kobieta”, „Konstytucja”
  • Książki: „Cholernie mocna miłość” Lutza van Dijka, „Stale w ruchu” Olivera Sacksa, „Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu” Agnieszki Kościańskiej, „Dziwna i taki jeden” Meagan Brothers

A poza tym:

  • Fotorelacja z gali Kampanii Przeciw Homofobii „Ramię w ramię po równość” pełnej gwiazd-sojuszników LGBT oraz aktywistów/ek LGBT;
  • „Emancypacja przez seks” – część I nowego cyklu artykułów o historii amerykańskiego porno gejowskiego, autorstwa Krzysztofa Tomasika;
  • „Rozbrykane pisarki” – Bartosz Żurawiecki o nieznanych w Polsce ikonach literatury les: Djunie Barnes, Brigid Brophy i Mary Butts;
  • Portret Chelsea Manning – najsłynniejszej transpłciowej żołnierki, więźniarki i sygnalistki – tekst Piotra Klimka;
  • „Robin całuje Batmana” czyli o tym, jak tatuatorzy zbierali datki na rzecz Kampanii Przeciw Homofobii;
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Arkadiusz Nowicki z Wrocławia;
  • Ergo Hestia dyskryminuje pary jednopłciowe, po czym szybko się rehabilituje;
  • Motywowana homofobią mowa nienawiści wobec Daniela Rycharskiego, laureata Paszportu „Polityki”, okładkowego bohatera „Repliki”;
  • wybory Mister Gay Europe 2018 w Polsce;
  • Drag Queen Kim Lee o IX edycji swego festiwalu;
  • Chaber, prezes KPH, o „Tęczowym Piątku” w szkołach w październiku.

We Wstępniaku Mariusz Kurc pisze o 14-letnim Kacprze z Gorczyna, który nie wytrzymał homofobicznych prześladowań i 7 września odebrał sobie życie.

 

Wysyłka numeru od 28 września 2017 r.

Fot. na okładce Agata Grymuza

Mogę mówić

Grzegorz_Nizołek_foto_Marcin_Niewirowicz_mGrzegorz Niziołek, teatrolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktor naczelny magazynu „Didaskalia” o swym późnym coming oucie, o gejach po 50-tce i ich miejscu w ruchu LGBT, o swych córkach a także o wątkach gejowskich we współczesnym polskim teatrze. Rozmowa Mariusza Kurca i Krzysztofa Tomasika.

„Jak każde ekstremalne przeżycie, coming out stał się dla mnie czymś nawet nieco uzależniającym (śmiech). To jest rozpierające uczucie: „O! Ja mogę mówić!” Jest taka scena w „Zwierciadle” Tarkowskiego: chłopiec, który się jąka, ma powtarzać za terapeutką: „Mogę mówić”, „Mogę mówić”. Strasznie poruszająca. Trochę tak się czuję – mogę mówić, więc mówię. Jak dziecko, które gdy tylko nauczy się chodzić, to chce chodzić. Nabyłem umiejętność opowiedzenia o sobie, to chcę opowiedzieć. Celebruję tę nową umiejętność.”

„Gdy w internecie szukałem informacji o coming oucie, to znalazłem sporo instrukcji, jak powiedzieć rodzicom. Dobrze, ale ja bym potrzebował rady, jak powiedzieć dzieciom, jak powiedzieć żonie!

Gorąco popieram działania skierowane do młodych, ale geje po 50-tce też istnieją. Chcę dotrzeć do nich, mam jakieś doświadczenie i chce się z nim podzielić.”

„Bardzo stresowałem się przed rozmowami z córkami. Przygotowywałem się, obmyślałem. Czułem, że absolutnie muszę im powiedzieć. Zawsze miałem z nimi świetny kontakt, a w ostatnich latach wyrosła między nami bariera. W końcu umówiłem się ze starszą córką. Czekałem na nią w kawiarni – gdy zobaczyłem, jak się zbliża, to czułem wręcz euforię, że zaraz jej powiem i ten ciężar wreszcie zejdzie. „Jak dobrze, że mi powiedziałeś” – to była jej pierwsza reakcja. Zaraz potem spotkałem się z drugą córką i padły identyczne słowa: „Dobrze, że mi powiedziałeś”.

 

Fot. Marcin Niewirowicz

Cały wywiad Mariusz Kurca i Krzysztofa Tomasika – do przeczytania w „Replice” nr 69
spistresci