Moja mama

Specjalnie dla „Repliki” o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, prezesce Stowarzyszenia Akceptacja, nominowanej w październiku br. do prestiżowej niemieckiej nagrody Respektpreis za działalność na rzecz rodziców osób LGBT, pisze jej syn – Jerzy M. Szczęsny

 

Elżbieta Szczęsna przemawia w Berlinie na konferencji największej niemieckiej organizacji LGBT – Lesben- und Schwulenverband in Deutschland (LSVD), 2013 r.; foto: Caro Kadatz

 

Wyoutowałem się mamie, jak miałem 20 lat. Wróciłem właśnie z dwutygodniowego seminarium w Berlinie, na którym poznałem kilku gejów. Nie mieli problemu z mówieniem o swym homoseksualizmie. Ja też tak chciałem! Miałem już za sobą pierwszy związek z chłopakiem, który przed mamą ukrywałem. To było bardzo męczące i nieuczciwe, wciąż się zastanawiałem, jak jej powiedzieć.

Ich bin schwul

Postanowiłem, że dłużej nie mogę zwlekać. Mama wyjeżdżała akurat do sanatorium, wymyśliłem, że będzie najlepiej, jeśli jej to powiem tuż przed wyjazdem, by nie było czasu na nieprzyjemną dyskusję. Miała jakieś poł godziny do wyjścia z domu, gdy poprosiłem o rozmowę. Popatrzyłem na mamę i… nie, nie byłem w stanie wymówić słów „jestem gejem”. Po prostu nie. W tej desperacji znalazłem wyjście i… powiedziałem to po niemiecku, mama zna niemiecki. Wykrztusiłem: „Ich bin ein Schwul” – właśnie tak, z błędem.

Zobaczyła, że nie żartuję i że w ogóle ledwo żyję z nerwów – i się rozpłakała. To trwało kilka minut. Jeszcze we łzach powiedziała mi, że mnie kocha, żebym o tym pamiętał. Za chwilę musiała wychodzić. Po kilku dniach dostałem od niej list. Wtedy jeszcze nie pisaliśmy do siebie mejli, to był 1999 rok. Nic specjalnie odkrywczego – jeszcze raz, że mnie kocha, że będzie mnie wspierać, dlaczego z tym czekałem, czemu aż tak się denerwowałem i dlaczego powiedziałem jej przed samym wyjazdem. Ale życzę każdemu gejowi, każdej lesbijce takiego „pocomingoutowego” listu od mamy – przeczytałem go ze sto razy.

Gdy wróciła, zaczęliśmy gadać. Dużo pytała, na wszystko grzecznie odpowiadałem. Koniec z kłamaniem! Już mogę mówić, do jakich klubów chodzę wieczorami. Tak, chodzę do gejowskich klubów, mamo. Do Paradise, do Mykonosu i innych.

Sytuacja się unormowała, tylko mama zaczęła się martwić – że mnie zwyzywają, pobiją i tak dalej.

A potem miałem serię „stałych” związków, przeciętnie trwały jakieś trzy miesiące. Każdy chłopak był jedyny i każdego mamie przedstawiałem. Mama była dzielna, wszystkich cierpliwie zniosła bez mrugnięcia okiem. Ba! Okazywała im chyba więcej serdeczności niż chłopakom mojej siostry. A oni, ci moi wybrankowie, byli jak jeden mąż: wygadani, głośni, ekspresyjni, egzaltowani, snuli fantastyczne, nierealne plany. Raz czy dwa mama mi tylko powiedziała z delikatnym uśmiechem, że chyba gustuję w takich „z bujną wyobraźnią, co?”.

Potem zostałem pobity i to był dla mamy przełom. Wsiadałem pod Paradisem do taksówki, gdy dopadło mnie czterech. Motywacja była jasna – czekali na „jakiegoś pedała” wychodzącego z klubu. Po chwili na szczęście udało mi się wyswobodzić, ale oberwałem. Chciałem nawet od razu jechać na policję, taksówkarz jednak odmówił – powiedział, że nie chce mieć z tego żadnych kłopotów. Cały zakrwawiony i bardzo, bardzo wkurzony dałem się zawieźć do domu. Wyobrażacie sobie reakcję mamy, gdy mnie zobaczyła… A ja, nie dość, że we krwi, to jeszcze krzyczałem z tej bezsilności. Pomstowałem na nich, na całą Polskę, na papieża homofoba, na tę cholerną sytuację, którą muszę znosić. Głośno, by sąsiedzi usłyszeli. Lata później, zapytana o motywację do działania, mama opowiedziała właśnie o tamtym wieczorze: Widoku mojego pobitego syna w drzwiach nie zapomnę do końca życia. To brzmi może patetycznie, ale wówczas poczułam, że muszę się zaangażować, aby żadna inna matka nie musiała oglądać swego dziecka w takim stanie.

Mama stała się pełnoprawną członkinią społeczności LGBT. Śledziła wszystkie nasze sprawy, chodziła na Parady. Gdy niedługo później przechodziła na emeryturę, wymyśliliśmy razem, że mogłaby się zgłosić do Lambdy Warszawa z gotowością założenia grupy wsparcia rodziców gejów i lesbijek.

Jednosobowa grupa

Znałem Krzyśka Kliszczyńskiego z Lambdy, obgadaliśmy szczegóły. Powstała grupa wsparcia rodziców. Grupa, dodam, składająca się z jednej osoby – Elżbiety Szczęsnej. Mama była samotną pionierką. W 2006 r. poszła na swój pierwszy dyżur. I tak dyżuruje do dziś.

Spodobało jej się, poczuła się potrzebna. Choć to zajęcie do łatwych nie należy. W mediach co rusz słyszała prawicowych polityków mówiących, że żadnej homofobii nie ma – a na dyżurach ciągle widuje nieprzyjemną twarz tej homofobii. Przy czym te najcięższe przypadki w ogóle do niej nie trafiają – najbardziej zatwardziali nie przyjdą przecież po pomoc czy poradę do „siedziby zboczeńców”.

Przychodzą głownie mamy gejów i lesbijek lub, znacznie rzadziej, pary – mamy z ojcami. Sam ojciec po dziś dzień – a to już siedem lat – pojawił się tylko raz.

Ci rodzice są przerażeni. „Świat mi się zawalił” – to było najczęstsze pierwsze zdanie. A zaraz następne: „Moj mąż nie może się dowiedzieć”. Przy takich założeniach rzeczywiście ciężko żyć. Mama nie poszła w dawanie prostych rad. Nastawiła się na słuchanie. To miało ogromną wartość terapeutyczną – samo wypowiedzenie zdania „mój syn jest gejem” jest przecież trudne. Mamy przychodzą często ze sprzecznymi uczuciami. Jakby chciały od mojej mamy uzyskać iskierkę nadziei, że „to” się da zmienić. Że może to „tylko taka faza” albo „może on mi robi na złość”, albo „może ma jakąś traumę i zaraz jej przejdzie”, albo „to wszystko przez takiego jednego chłopaka, co go sprowadził na złą drogę”.

Większość rodziców przychodzi tylko raz, niektórzy więcej. Raz jedyny przyszła mama z transseksualną córką. Ona mówiła o sobie jako o dziewczynie, a jej mama – uparcie jako o chłopaku. Moja mama nauczyła się obserwować fazy wychodzenia z homofobii – widziała zaprzeczanie połączone z nadzieją na zmianę orientacji, przekonanie o tym, że „nigdy nikomu o tym nie powiemy”, strach przed tym, co dziecku może się przytrafić ze względu na nietolerancję (i również strach przed AIDS), a wreszcie akceptację i pierwsze coming outy samych rodziców.

Swoje własne coming outy robiła stopniowo – najpierw najbliższa rodzina, najbliższa przyjaciółka, potem dalsze. Z czasem zaczęła mówić o tym normalnie.

W 2011 r. mama została zaproszona przez grupę włoskich rodziców osób LGBT na EuroPride do Rzymu. Jechała na platformie razem z nimi. Mijali wielu gejów i lesbijki, którzy na widok grupy tańczących, radosnych rodziców płakali ze wzruszenia.

Jeszcze Polska nie zginęł

Po sześciu latach dyżurowania, w 2012 r., mama dowiedziała się, że Kampania Przeciw Homofobii rozpoczyna nowy projekt – Akademię Zaangażowanego Rodzica. Zgłosiła się. Wreszcie nie była sama! Tak długo czekała na innych rodziców gejów i lesbijek chcących pomagać i się doczekała.

Na początku tego roku powstało Stowarzyszenie Akceptacja działające na rzecz rodzin osób LGBT. Mama została prezeską. W tym samym czasie KPH zorganizowała głośną akcję „Rodzice, odważcie się mówić”.

Kilka miesięcy temu na zaproszenie największej niemieckiej organizacji LGBT – Lesben- und Schwulenverband in Deutschland (LSVD) mama pojechała do Berlina na konferencję, na której wygłosiła przemówienie po niemiecku dla kilkuset działaczy/ek. Byłem tam i nieskromnie powiem, że wypadła świetnie. Mama zapewniła, że polski ruch LGBT działa i rozwija się, że coraz więcej osób chce działać, a związki partnerskie są u nas kwestią czasu. Podczas gdy jeszcze parę lat temu rodzice przede wszystkim pytali, co zrobić z homoseksualizmem swoich dzieci, teraz dominuje postawa akceptacyjna i strach o ich przyszłość. Jestem przekonana, że ludzie na całym świecie w coraz większym stopniu będą uświadamiali sobie, że nie można karać za miłość – mówiła. Zakończyła słowami „Jeszcze Polska nie zginęła” – po niemiecku to brzmi „Noch ist Polen nicht verloren”. Dostała wielominutową owację na stojąco. Myślę, ze to przemówienie przyczyniło się do nominowania mojej mamy do nagrody Respektpreis.

Wiele osób, szczególnie gejów i lesbijek, gdy słyszy o mojej mamie, mówi mi, że jestem szczęściarzem. Tak, jestem. Mam kilku niemieckich przyjaciół, których rodzice odmówili przyjścia na ich ślub, bo nie akceptują homoseksualizmu. Dla mojej mamy to niepojęte.

Jeśli wyszła mi z tego tekstu laurka na cześć Elżbiety Szczęsnej, to przepraszam. Mogę dodać, że czasem się kłócimy. Ona nie jest pomnikiem, ma swoje wady (i ja też).

Ale jakkolwiek nieobiektywnie to zabrzmi, myślę, że polskiej społeczności LGBT dobrze się przysłużyła.

Mamo, dziękuję.

 

***

Nagrodę Respektpreis wręcza Koalicja przeciw Homofobii – to ponad 80 organizacji, firm i instytucji (m.in. Coca Cola, Deutsche Bank, berlińska Policja, Gmina Żydowska, Deutscher Fussballbund). Tegoroczni nominowani to: Bertold Hocker, przedstawiciel Kościoła Ewangelickiego w Berlinie (za działania na rzecz równouprawnienia par jednopłciowych w Kościele Ewangelickim i za organizowanie corocznej mszy w ramach berlińskiej Parady Równości), Gunter Morsch, historyk (za badania dotyczące homoseksualnych ofiar reżimu hitlerowskiego), Elżbieta Szczęsna, prezeska Akceptacji (za wieloletnią pracę na rzecz wspierania rodziców osób LGBT), Christiane Taubira, francuska ministra sprawiedliwości (za walkę o małżeństwa jednopłciowe Francji). Wręczenie nagrody odbędzie się 2 grudnia 2013 r. w berlińskim Grand Hotel Esplanade. Nagroda wręczona zostanie przez ministrę ds. pracy, integracji i kobiet Landu Berlina – Dilek Kolat.

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Kuźnia liderek/ów LGBT

Jak przyciągnąć wolontariuszy/ki? Jak zorganizować warsztat antydyskryminacyjny? Albo Marsz Równości? W ramach projektu Lambdy Warszawa sześć nieformalnych grup lokalnych aktywistów/ek wzięło udział w serii specjalnych szkoleń

 

Na zdjęciu są od lewej: Alina Szeptycka (Wrocław), Magdalena Łuczyn (Lublin), Przemysław Bargiel (Gdańsk), Justyna Kiraga (Poznań), Weronika Pośnik (Klimontów k. Sędziszowa), Michał Wolny (Lublin), Edyta Wojciuk (Białystok), Mateusz Zyśk (Gdańsk), Anna Piotr Smarzyński (Wrocław), Justyna Fronczak (Białystok), Mateusz Haponiuk (Lublin), Arleta Mądra (Poznań), Dorota Chacińska-Kubiec (Klimontów k. Sędziszowa), Ilona Czarnuch (Wrocław), Jakub Kubiec (Klimontów k. Sędziszowa); foto: Anna P. Smarzyński

 

W projekcie biorą udział aktywistki/ści z Wrocławia, Poznania, Gdańska, Kielc i okolic, z Lublina i Białegostoku; osoby w wieku od 18 do 40+, studenci/tki, urzędnicy, aktorki, sprzedawcy, budowniczowie ekologicznych domów, kulturoznawczynie, polonistka.

Jest sporo kilkuosobowych grup, które nie mają ze sobą kontaktu, brakuje konsolidacji, a wiadomo, że razem można więcej – mówi Anna Piotr Smarzyński z Wrocławia, uczestnik/czka projektu, autor/ka zdjęć z wystawy Kampanii Przeciw Homofobii dotyczącej związków partnerskich „Równi w Europie” (2010). Jakub Kubiec z grupy w Klimontowie pod Kielcami: Staramy się dotrzeć do osób LGBT na terenach wiejskich: w Małopolsce, na Śląsku i w świętokrzyskim, ale nie jest to łatwe. Arleta Mądra z Poznania: Chciałybyśmy połączyć na warsztatach młodych ludzi LGBT i ich babcie i dziadków, żeby zadziałali razem. Działaczki z Białegostoku próbowały zorganizować warsztaty antydyskryminacyjne dla uczniów i nauczycieli: Opor okazał się zbyt duży, nie udało się też z policją. Organizujemy takie warsztaty w… białostockim więzieniu – mówi jedna z nich, Edyta Wojciuk.

Projekt zakłada, że po szkoleniach każda grupa przy wsparciu Lambdy Warszawa zorganizuje trzy rożne wydarzenia przeciwdziałające homofobii w swych miastach. Pierwsze już się odbyły: zorganizowano kilka warsztatów antydyskryminacyjnych oraz Marsz Równości we Wrocławiu. W każdym z wydarzeń bierze udział mentor/ka, czyli osoba doświadczona w organizowaniu podobnych akcji, udzielając wskazówek i pomagając ocenić efekty działań. Akcja w przestrzeni publicznej może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego, jeśli jest źle zorganizowana. Uczestniczki/cy uczyli się więc np. jak współpracować z mediami, z policją, na co zwrócić uwagę przy organizowaniu demonstracji ulicznej, jak napisać wniosek o grant. Była tez praktyka: w grudniu przeprowadzili przed Urzędem do Spraw Cudzoziemców pikietę przeciwko penalizacji homoseksualności na świecie. Mariusz Haponiuk z Lublina: Pierwszy złożony wniosek już za nami. Nie przeszedł, ale już się nie boimy tych rubryk, wskaźników, rozliczania.

Jedną z osób, które w ramach szkoleń dzieliły się doświadczeniami była Marzanna Pogorzelska, nauczycielka z Kędzierzyna-Koźle, słynna autorka „donosu na samą siebie”, gdy ministrem edukacji był Roman Giertych (wywiad z M. Pogorzelską – patrz: „Replika” nr 14 – przyp. red.). Justyna Kiraga z Poznania: Przy pomocy specjalnych ćwiczeń pokazała nam, jak czasami łatwo wykluczyć ludzi nie zdając sobie z tego sprawy. Wśród mentorów znaleźli się też Magdalena Chustecka oraz Tomasz Piątek z Lambdy Warszawa.

Magda Łuczyn z Lublina: Ważne jest zdobywa nie kontaktów, sieciowanie. Słuchaliśmy opowieści dziewczyn o organizacji Marszu Równości we Wrocławiu i uczyliśmy się na ich doświadczeniach. Przemysław Bargiel z Gdańska: Poznaliśmy też sposoby zarządzania grupą, by działała spójnie. Samym entuzjazmem daleko się nie zajedzie. Alina Szeptycka z Wrocławia: Byłyśmy na wizytach studyjnych w Trans-Fuzji i w Feminotece – znamy te organizacje z dalekiej perspektywy Internetu, a teraz mogłyśmy się poznać, zobaczyć, jak funkcjonują i z jakimi problemami się borykają.

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Paragraf 534

O sytuacji osób LGBT w Libanie z Dianą Abou Abbas, libańską aktywistką praw człowieka, rozmawia Mariusz Kurc

 

arch. pryw.

 

Liban uznaje się za najbardziej liberalny kraj arabski. Trzy miesiące temu sędzia Rabih Maalouf w precedensowym wyroku stwierdził, że stosunek homoseksualny jest „osobistym wyborem” i „nie powinien być karany”. Czy to oznacza, że homoseksualizm jest już w Libanie legalny?

Nie. Choć mam nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie. Mamy już cztery takie wyroki – tworzą się precedensy, na które inni sędziowie mogą się powoływać. W libańskim kodeksie karnym funkcjonuje paragraf 534, który zakazuje stosunków „sprzecznych z naturą”. To na jego podstawie ściga się i skazuje za homoseksualizm.

W niektórych krajach istnieją podobne przepisy, ale w praktyce na szczęście nie są stosowane.

W Libanie za homoseksualizm możesz realnie iść do więzienia. Na rok. Znam wiele przypadków, większość dotyczy mężczyzn.

Ile np. w jednym roku?

Co najmniej kilkanaście, a prawdopodobnie sporo więcej.

Jak to działa? Policja łapie dwóch facetów podczas seksu, w domu?

Niekoniecznie. Znam sprawy, dla których iskrą był donos sąsiadów. Teoretycznie potrzebny jest świadek czynu „sprzecznego z naturą”, ale policja różnie to traktuje. Samo aresztowanie jest już wystarczająco traumatyczne, a bywa, że przy okazji ludzie są poniżani, bici.

Te wyroki są jednak światełkiem w tunelu. W pierwszym z nich sędzia uzasadniał, że nie może skazać z paragrafu 534, bo nigdzie nie ma definicji tego, co jest zgodne, a co sprzeczne z naturą. W tym najnowszym, najbardziej liberalnym jest mowa o „osobistej wolności” i o tym, że nikomu nie dzieje się krzywda, jeśli obie osoby się na to godzą. Bardzo się z tego wyroku cieszymy.

Porozmawiajmy o tobie. Działasz w organizacji Helem, największej organizacji LGBT w Libanie, tak?

Wolałabym mówić o sytuacji LGBT w Libanie, nie o sobie samej. Na pewno mnie zrozumiesz. Jestem aktywistką praw człowieka.

Zrozumiem.

Helem została założona przez grupę osób LGBT w 2004 r., początkowo jako „Club Free”.

Pierwsza organizacja LGBT w świecie arabskim.

Zasada powstawania organizacji pozarządowych jest u nas taka, że składa się wniosek rejestracyjny i jeśli w ciągu dwóch miesięcy nie zostanie on z jakichś przyczyn odrzucony, to dostaje się numer rejestracyjny i można działać. Helem złożyła wniosek niedługo po powstaniu i do dziś nie otrzymała ani odpowiedzi na wniosek, ani numeru rejestracyjnego.

Czyli od lat działa w próżni prawnej.

Takie są realia.

A realia tak zwanej zwykłej osoby LGBT?

Religia odgrywa kolosalną rolę. Wiele osób wierzy w to, co mówią religijni liderzy – że homoseksualizm to odrażająca choroba, która nie powinna być akceptowana, tylko leczona. Do niedawna nie mieliśmy nawet słowa na określenie osoby homoseksualnej, musieliśmy posługiwać się takim, które oznaczało „zboczeńca”.

Dużo zależy od twojej sytuacji ekonomicznej – bogatsi są w stanie kupić sobie enklawy wolności. Coming out przed rodziną wiąże się z ryzykiem. Być może będzie OK, ale są przypadki, że ludzie są bici przez ojców, braci, wujków, czasem wyrzucani z domów. W skrajnych przypadkach muszą opuścić kraj, bo rodzina grozi im śmiercią. Jeśli jesteś młody, nie masz środków do życia i zostałeś wyrzucony z domu, to lądujesz na ulicy, często w końcu jako prostytutka (płci dowolnej) – co z kolei zwiększa ryzyko, że złapiesz jakąś „wstydliwą” chorobę. To prowadzi do dalszej dyskryminacji.

Dochodzimy do najbliższego ci tematu zdrowia seksualnego.

Od sześciu lat jestem szefową centrum zdrowia seksualnego w Bejrucie (Marsa Sexual Health Center). Powstaliśmy przy Helem jako miejsce darmowych testów na HIV, ale szybko okazało się, że powinniśmy się od nich oddzielić, zmienić siedzibę.

Bo?

Fakt, że działaliśmy przy organizacji LGBT sprawiał, że ludzie bali się do nas przyjść. Samo pokazanie się tam mogłoby naznaczyć stygmą: „On na pewno jest gejem i ma AIDS”.

Czym zajmujecie się oprócz testów na HIV?

Można się u nas anonimowo zbadać na obecność innych chorób przenoszonych drogą płciową. Na HIV, zapalenie wątroby i syfilis oferujemy błyskawiczne testy. Pracują u nas lekarze LGBT-friendly, co nie jest, niestety, standardem.

Bo w „normalnej” placówce można się spotkać z dyskryminacyjnym podejściem. U nas też tak bywa.

Nie tylko, jeśli chodzi o orientację, ale też płeć. Funkcjonuje wciąż założenie, że kobieta, jeśli nie jest mężatką, to nie ma życia seksualnego, a jeśli jest mężatką – to ma. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i nieraz bywa wręcz odwrotnie (śmiech). Tymczasem jeśli kobieta przychodzi do lekarza z kwestią związaną z jej życiem seksualnym, to pierwsze pytanie brzmi: „Czy jest pani mężatką?”

Od kobiety oczekuje się, że wstępując w związek małżeński będzie dziewicą, od mężczyzny – że będzie doświadczony seksualnie, a jego zdrady, jeśli w ogóle będą potępiane. to z mniejszą mocą, niż gdyby popełniała je żona. Niezamężne kobiety czy geje, którzy przychodzą do lekarza z problemem wynikającym z życia seksualnego, spotykają się nierzadko ze złym traktowaniem – poniżaniem, kazaniami itp.

Diana, mimo że inne religie dominują w naszych krajach, to bez trudu rozumiem, o czym mówisz.

Są domy, w których kobieta ma „godzinę milicyjną”, przed którą musi wrócić. Jeśli jesteś choćby wstawiona, o byciu pijaną nie wspominając, powrót może być niebezpieczny. Dla kobiet bez mężczyzn u boku przestrzeń publiczna jest dużo groźniejsza. A parom lesbijskim trudniej jest się utrzymać, bo kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni.

Wracając do mojej pracy: oferujemy również poradnictwo psychologiczne dla osób LGBT, dla osób żyjących z HIV oraz dla ofiar przemocy seksualnej. Robimy kampanie społeczne dotyczące zdrowia seksualnego, czasami też akcje bezpośrednie – rozdawanie prezerwatyw w barach czy na ulicach, gdzie są kluby i w weekendy młodzież się bawi.

Ile osób się do was zgłasza?

250 miesięcznie.

Sporo.

Oferujemy usługi medyczne, psychologiczne i edukacyjne. Nikogo nie wykluczamy. Jesteśmy jedynym takim centrum zdrowia seksualnego nie tylko na całym arabskim Bliskim Wschodzie, ale również w Afryce północnej, od Maroka po Egipt.

Na pewno prowadzicie statystyki płci pacjentów.

80% to mężczyźni.

Dlaczego aż taka przewaga?

Jak już mówiłam, kobiety w Libanie są uczone tego, że sprawy związane z ich seksualnością to tabu. Zwykły Roentgen może być problemem, nie mówiąc o badaniu na wykrycie np. raka szyjki macicy.

Słyszałem o magazynie LGBT, który wychodził w Libanie.

„Bekhsoos”. Zabawna jest geneza tej nazwy. W Libanie nawet wśród znajomych nie używa się raczej określeń związanych bezpośrednio z homoseksualizmem w stosunku do konkretnej osoby. Jeśli chcesz zapytać, mówisz: „Czy on jest krewnym?” – I wtajemniczeni wiedzą, że naprawdę pytasz: „Czy on jest gejem?” Postronni niczego nie podejrzewają, bo pada tylko neutralne słowo „krewny”. Słowo „bekhsoos” nawiązuje właśnie do tych „krewnych”.

W Polsce wciąż czasem funkcjonuje: „On jest z branży”. Widzisz, znów podobieństwa.

(śmiech)

Korekta płci jest legalna w Libanie?

Tak. Aczkolwiek nowe dokumenty dostaniesz dopiero po pełnej korekcie płci, a więc po usunięciu macicy czy jąder – de facto to jest zmuszanie do sterylizacji, niezgodne ze standardami praw człowieka. Bardziej akceptowani są trans mężczyźni. Osoby trans M/K mają gorzej, bo „kto chciałby być kobietą?”. To jest postrzegane jako degradacja.

Wspomniałaś wcześniej o klubach. Są w Bejrucie kluby LGBT?

Są, ale nie jestem pewna, czy chciałyby być wymienione pod szyldem „gejowskie” czy „LGBT”. Ta tęczowa strefa działa raczej w szarej strefie. Klub jest dla osób LGBT, właściciel wspiera społeczność lesbijek, gejów, osób bi i transseksualnych, społeczność, która doskonale wie, o które kluby chodzi – ale oficjalnie wiadomo niewiele.

Znów, dużo zależy od twojej sytuacji ekonomicznej. W tych klubach ceny są wyższe niż gdzie indziej, więc chodzą do nich ci, których na to stać. Bywają też tęczowe wieczory w „zwykłych” klubach.

Kultura LGBT? Słyszałem o libańskiej piosenkarce Fairuz.

To jest największa diva całego świata arabskiego. Dziś już po 80-tce. Bardzo popularna również w społeczności LGBT, podobnie jak nieżyjąca wielka Oum Koulthoum z Egiptu. No, i chyba przede wszystkim: mamy w Libanie wyoutowanego wokalistę, który jest też aktywistą – to Hamed Sinno, frontman zespołu Mashrou3 Leila.

Jak sądzisz, jest szansa na dekryminalizację homoseksualizmu w dającej się przewidzieć przyszłości?

Dająca się przewidzieć przyszłość to pojęcie względne. U nas od 6 lat nie było wyborów. Parlament sam sobie po prostu przedłużył kadencję. Już dwa razy. Co w takiej sytuacji można przewidzieć? Ale tak, mam nadzieję, że uda się paragraf 534 obalić.

Sytuację polityczną Libanu komplikuje wojna domowa w Syrii, waszego wielkiego sąsiada.

Mamy 2 miliony uchodźców z Syrii. (Liban ma powierzchnię jednego polskiego województwa, na której mieszka obecnie ok. 8 mln ludzi, w tym, oprócz uchodźców z Syrii, również ok. 500 tys. uchodźców palestyńskich. Sam Bejrut ma ponad 2 mln mieszkańców – przyp. „Replika”)

Spotykasz się z syryjskimi uchodźcami LGBT z Syrii?

Oczywiście! Cały czas.

 

Tekst z nr 66/3-4 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nasza mama to anioł

STASZEK I PAWEŁ BEDNARKOWIE są braćmi i są gejami. Staszek jest działaczem LGBT, właśnie skończył studia. Paweł jest modelem, pracuje dla najsłynniejszych światowych marek. W wywiadzie MARIUSZA KURCA opowiadają o tym, jak robili wobec siebie coming outy, z jakimi reakcjami spotykają się jako dwaj homoseksualni bracia, mówią o mamie, MARZENNIE LATAWIEC, która też jest działaczką LGBT

 

Paweł z lewej, Staszek z prawej                                                                 foto: Sławomir Klimkowski

 

Staszka Bednarka poznałem kilka lat temu jako aktywistę Kampanii Przeciw Homofobii, studenta gospodarki przestrzennej, sympatycznego chłopaka z uwodzicielskim błyskiem w oczach. Pamiętam, jak opowiedział mi pikantną anegdotę z życia. Brzmiała mniej więcej tak: „Do mieszkania obok mnie wprowadził się właśnie młody koleś, całkiem ładny. Pomogłem mu trochę przy noszeniu rzeczy, potem umówiliśmy się na piwko. Szybko na tym piwku wyszło, że jest (niestety) heterykiem, ale! Gadamy i nagle on do mnie: «A ty, Staszek, jesteś gejem?» Jakoś widać mnie przejrzał. Odpowiedziałem, że tak, a on: «Słuchaj, to dobrze się składa, bo ja z moją laską chcielibyśmy spróbować analu. Może miałbyś dla mnie jakieś rady?» Lekko mnie zatkało, co za bezpośredni gość… Zacząłem coś ględzić raczej nieskładnie, po chwili przerwał mi: «Ech, nie…. Stary, w tę stronę to już ćwiczyliśmy. Teraz ja bym się chciał dać mojej lasce bzyknąć. Nawet sprzęt już kupiliśmy, tylko jeszcze nieużywany. Doradzisz coś?»”

„Widzisz, świat się zmienia, heterycy się otwierają” – spuentował Staszek, rzucając mi to swoje diabelskie spojrzenie.

Potem dowiedziałem się, że mama Staszka, Marzenna Latawiec, działa w Akademii Zaangażowanego Rodzica KPH. Pomyślałem, że oboje mogliby być dobrym „materiałem” na pozytywny tekst do „Repliki”.

Jeszcze później Staszek powiedział mi, że jego brat Paweł… też jest gejem. Oraz że Paweł jest super modelem pracującym dla najlepszych marek na świecie. Już wiedziałem, że ten pozytywny tekst do „Repliki” musi powstać. Umawianie się trwało prawie rok, bo Paweł był ciągle w rozjazdach – aż w końcu udało się w pewną lipcową niedzielę. Przyszli na wywiad do warszawskiego MiTo. Widząc zawadiackie uśmiechy na ich twarzach, pomyślałem, że czeka mnie rozmowa z niezłymi „aparatami” co rusz skorymi do żartów. Mam nadzieję, że w zapisie coś z tej atmosfery zostało.

 

Chłopaki, który przed którym zrobił pierwszy coming out? Zakładam, że starszy przed młodszym. Który jest starszy? Obaj wyglądacie bardzo młodo. Staszek, ty masz… 22, 23 lata?

Staszek: Dziękuję ci bardzo, w tym roku 26.

A ty, Paweł?

Paweł: 30.

To zakładam, że ty byłeś pierwszy.

P: Tak, ale ja się młodemu nie outowałem, bo on był wtedy za młody. W ogóle nie miałem takiego „właściwego” coming outu. Po prostu zacząłem przyprowadzać pewnego chłopaka do domu.

Twojego chłopaka, tak?

P: Powiedzmy. W sumie to okazał się romans tylko, i to krótki. Ale go przyprowadziłem na obiad raz, drugi raz. Kamil, nasz starszy brat – bo mamy jeszcze starszego brata hetero – jakby zaczaił, co mnie łączy z tym gościem a ja nie zaprzeczałem, bo już nie miałem siły. Tyle, że wprost nic nie mówiłem. I ten mój chłopak wystąpił w telewizji jako gej-aktywista. Program się zaczyna, Kamil ogląda i woła mnie: „Paweł, szybko, twój ziomek jest w telewizji”. Przybiegłem i już po chwili spaliłem takiego buraka, że… Oglądaliśmy, a ja modliłem się, by nie doszło do konfrontacji, by Kamil nie zaczął zadawać pytań… A on: „Halo? To pedał? Czemu nic nie powiedziałeś?! To może ty też jesteś?”. „A może i jestem!” Mama, która jest aniołem, akurat weszła do pokoju i wzięła mnie w obronę. Powiedziała, że mogę sobie wybierać kolegów jak chcę i że jej to nie przeszkadza. Po tej rozmowie moja homoseksualność stała się jakby normalną sprawą w domu. To znaczy z Kamilem nastąpiły ze dwa ciche miesiące – mijaliśmy się tylko w przedpokoju. W sumie nie różniło się to zbytnio od codzienności, bo Kamil generalnie jest małomówny, ale… Dał się udobruchać, gdy wziąłem go sposobem: jako dziecko klubowej sceny gejowskiej zabrałem go do Utopii, do której wtedy wszyscy chcieli wejść, była mega trendy. Założyłem mu moją marynarkę i powiedziałem, że w niej jako mój brat wejdzie – bo samo to, że jest przystojny (a jest cholernie), to wcale nie wystarcza, bo w Utopii wszyscy faceci są przystojni.

Kiedy to wszystko się wydarzyło?

P: A ze 100 lat temu… Mogłem mieć 18 lat.

To ty, Staszek, miałeś 14 wtedy.

S: Ja tego w ogóle nie pamiętam. Pamiętam kumpli Pawła, kolorowe ptaki gejowskiej sceny. Czasem im jajecznicę na śniadania robiłem, jak u nas spali.

Wiedziałeś już, że też jesteś gejem?

S: Hmmm, to skomplikowane…

P: My wiedzieliśmy. Zakłady robiłem z kumplami, że młody jest gejem. Przez chwilę nawet nie chciałem, żebyś był tym gejem, wiesz, Staś?

S: Czemu? P: Bo wyobrażałem sobie, że te moje „wariatki” cię zaraz zbałamucą (śmiech).

S: Dałbym sobie radę! U mnie wtedy kształtował się lewicowo-liberalny światopogląd i czułem się wielkim heterosojusznikiem brata i jego kolegów.

Heterosojusznikiem, mówisz.

S: W liceum miałem dziewczynę nawet. Ale całowałem się też z jednym kolegą – i trochę się zdziwiłem, bo zrobiło to na mnie mocne wrażenie, bardzo mocne – zachwiało pewnością w mój heteroseksualizm (śmiech), ale na EuroPride w 2010 r., jako 19-latek, szedłem jeszcze bardziej jako sojusznik. Dla brata! Przechodziło mi przez głowę, że mogę być bi – a w istocie zwracałem uwagę właściwie tylko na chłopaków, więc to była wewnętrzna homofobia. Na swoją obronę mam to, że w mojej głowie tkwił obraz geja stworzony na podstawie kumpli Pawła – ja nie chodziłem po klubach, nie ubierałem się kolorowo, wydawało mi się, że skoro nie jestem jak oni, to nie jestem też gejem. Na tym EuroPride koleżanka do mnie mówi: „Staszek, zobacz, jeden koleś ci się ciągle przygląda”. „Który? Nie widzę?” Oczywiście, że widziałem, bo sam już go dawno też oblukałem. To był Johan, który przyjechał na EuroPride ze Szwecji. Spędziliśmy razem dwa dni i dwie noce. Bardzo, bardzo intensywnie (śmiech). Zakochałem się bez pamięci. Obmyśliłem, że muszę szybko nauczyć się szwedzkiego a potem ucieknę do Szwecji, gdzie będę żył szczęśliwie z Johanem. Bardziej krótkoterminowy plan zakładał, że muszę pojechać na Paradę do Sztokholmu, by się z nim zobaczyć.

P: I tu dochodzimy do coming outu młodego.

Przed tobą, Paweł, się wyoutował, tak?

P: Jestem w hotelu w Tokio, patrzę na komórkę – dzwoni Staś. Jezu, o co chodzi? Ktoś umarł? Jakiś wypadek? Przecież on nigdy nie dzwoni, jak jestem tak daleko. Odbieram. Staś prosi, bym porozmawiał z mamą, bo on nie wie, jak to mamie powiedzieć, ale on musi, absolutnie musi jechać na Paradę do Sztokholmu. Bo poznał świetnego faceta, który ma na imię Johan i jest Szwedem. Bo tak ogólnie, to jemu, właśnie, chłopcy się podobają, „tak jak tobie”. Zamurowało mnie.

S: E, tam. Pamiętam, że się zaśmiałeś! I w ogóle to nie było tak – nie chciałem, żebyś rozmawiał z mamą, tylko żebyś mi doradził, jak ja mam to mamie powiedzieć.

Doradził?

S: Powiedział, że mam mamie powiedzieć normalnie. Że przecież wiem, jaka jest nasza mama, że jest aniołem i że nie będzie problemu. I że w ogóle, czego ja się boję i po co dzwonię z taką błahą sprawą.

To czego się bałeś?

S: Jednego geja w rodzinie anioł gładko łyknął, ale czy drugiego tak samo łyknie?

Ale łyknął.

P: Oczywiście, że łyknął.

S: Powiedziałem mamie, że wprawdzie niedawno, jak sama pamięta, miałem dziewczynę, ale teraz spodobał mi się pewien chłopak. Jeszcze nie wiem, czy będę uprawiał z nim seks, ale jest taka możliwość.

Tak powiedziałeś? O tym seksie?

S: Tak.

I co mama na to?

S: Że ona nas wszystkich w bólach rodziła i zawsze będzie za nami, ale o seksie szczegółów wszystkich nie musi znać. Wystarczy, że jej będziemy mówić, co robimy w czasie wolnym od seksu.

A poza tym ściemniłeś, bo wtedy to już było po pierwszym seksie z Johanem, nie?

S: Oj tam, oj tam. Grunt, że po tej rozmowie już przeszedłem do trybu „jestem gejem, tak jest spoko”.

Wasza mama jest aniołem, macie rację.

P: Nie mamy za sobą żadnych dramatów z brakiem akceptacji czy próbami „leczenia” się z homoseksualizmu itp. Dzięki mamie.

A tata?

S: Nasi rodzice są rozwiedzeni od dawna i do niedawna nie mieliśmy zbyt wielkiego kontaktu z tatą. Teraz to się zmienia na lepsze.

To powiedzcie, jakie są wady i zalety posiadania brata geja, gdy samemu też się jest gejem.

(patrzą na siebie uśmiechając się)

Co? Można pogadać o facetach?

P: Głównie w momentach jakichś kryzysów z facetami – wtedy gadamy.

S: Plus obleśne anegdotki wymieniamy… Na szczęście mamy inne typy chłopaków. Mi się raczej chłopaki Pawła nie podobali nigdy.

P: No, i bardzo dobrze, fora ze dwora, zajmij się swoimi. Staś jest w środku społeczności i czasem jest tak, że chcę mu się zwierzyć, opowiedzieć, że poznałem jakiegoś fajnego kolesia – a okazuje się, że on już wszystko wie. Plotkara!

S: To nie jest prawda. W ogóle nie plotkuję. Po prostu rozmawiam z ludźmi, poszerzam horyzonty.

Staś, a ty jako młodszy, nigdy nie radziłeś się Pawła w sprawach seksu?

S: Nie. Jestem samorodnym talentem w tym względzie. Wszystkiego nauczyłem się sam.

P: … żmudną metodą prób i błędów.

S: Wiesz, że są ludzie, którzy proponują nam trójkąt?

I jak reagujecie?

S: To jest tabu dla mnie, nigdy nie chciałbym nawet usłyszeć takiej propozycji. Do Kamila ktoś żartował, że skoro on ma dwóch braci gejów, to oni na pewno ze sobą coś kombinują. Odpowiedział: „A jak jest brat z siostrą i są hetero, to też powiesz, że na pewno coś kombinują?”

Fajnie jest mieć brata geja dlatego, że dzielimy podobne doświadczenia przynależności do dyskryminowanej mniejszości, że w tych wszystkich kwestiach LGBT rozumiemy się bez słów.

Paweł, jak się robi światową karierę w modelingu?

P: Koledzy mnie namawiali, bym się zgłosił do jakiejś agencji. Po pierwszym semestrze studiów wypełniłem pewną ankietę, dołączyłem kilka zdjęć i – jak w bajce, trzy dni później miałem pierwszą sesję. W przyszłym roku będzie 10 lat, jak pracuję jako model.

Pracowałeś dla takich marek, jak Topman, Balenciaga, Fred Perry, Aquascutum, dla magazynów „Vogue”, „i-D”, „Dazed & Confused”, „Arena Homme+”, „Visvim”, „Harpers Bazaar”, „C&A”, „L’Officiel”, „Jalouse”…

P: I zdziwisz się, gdzie pracuję najczęściej.

Gdzie?

P: W Mediolanie, Paryżu, Londynie czy Nowym Jorku – zdarza się, ale zdecydowanie częściej w Singapurze, Szanghaju, Bangkoku, Hongkongu. Po mandaryńsku już jestem w stanie się dogadać.

To ciekawe. Dlaczego tak?

P: Po pierwsze tam jest tak samo duży, jeśli nawet nie większy od europejskiego, rynek dla białych modeli i modelek.

S: Co wiąże się chyba z rasizmem Dalekiego Wschodu, hołubią tam „białe” kanony, a jakby nie zdają sobie sprawy z piękna ich własnego typu urody.

P: A jeśli już chodzi o białych mężczyzn, to mój typ – bardziej delikatny, chłopięcy ceni się tam dużo bardziej, niż „maczo”.

Geje wśród modeli?

P: Wbrew powszechnej opinii, nie wszyscy modele są gejami. Choć jest nadreprezentacja. Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze geje częściej niż heterycy interesują się modą, strojami itp. Po drugie, heterycy częściej uważają zawód modela za „niemęski” i nie idą w to, nawet jak mają warunki.

Oczywiście, niestety jest też homofobia w świecie mody. W Singapurze na przykład spotkałem wielu gejów modeli, którzy się ukrywają. Modele hetero są postrzegani jako bardziej pożądani. Ja jestem dumny z siebie, że się nie ukrywam i nie ulegam tym urojonym poglądom.

S: A ja zauważyłem – to tak przy okazji – że jest mnóstwo gejów wśród lekarzy i weterynarzy.

P: Bo to są empatyczne zawody. Musisz mieć dobry wgląd w siebie, by homofobię pokonać, i tę zewnętrzną i tę wewnętrzną – stąd później więcej empatii.

S: A wracając do modeli – wydaje mi się, że geje mają większą niż heterycy świadomość, że mężczyzna może też być obiektem seksualnym, nie tylko kobieta.

I teraz jest z nami tak, jak z kobietami. Dawniej kobiety musiały być tylko piękne, teraz muszą być i piękne, i mądre. My, geje, też musimy być i piękni, i mądrzy! I supermęscy, i maczo, i kulturalni, i empatyczni – cholera!

Paweł, jest sporo związków modeli z modelami?

P: Czy sporo, to nie wiem, ale sam byłem z modelem w związku i to niejednym.

Jesteś singlem?

P: Spotykam się z kimś, nie jest to model. S: Ja jestem świeżo upieczonym singlem.

Paweł, jest tak, że chłopaki nie mają śmiałości cię poderwać, bo jesteś aż zbyt ładny?

P: Ja nie uważałem się za atrakcyjnego – aż zacząłem chodzić do klubów i nagle zauważyłem, że faceci na mnie patrzą. Od razu mi ego urosło. (śmiech) Nie zachowuję się onieśmielająco, ale tak, widzę, że nieraz boją się podejść, obserwują tylko, ale nie przeszkadza mi to. Wolę sam wybrać swoją „ofiarę” niż być wybranym. (śmiech)

S: Przepraszam, ale to pytanie może być dla nas obu – nieskromnie powiem, że uważam się za atrakcyjną osobę, widzę, że się podobam. Jak wszedłem na „gejowską scenę” w Warszawie, to najpierw się nią zachłysnąłem – ach, ci wszyscy faceci – bosko! Po jakimś czasie jednak zacząłem czuć się jak „mięso”, towar. Nawet miałem okres, że chciałem być brzydszy.

P: Dwie sekundy trwał ten okres chyba, Stasiu.

S: Z rok! Chciałem, by ludzie zwracali uwagę bardziej na moją osobowość niż wygląd.

P: Bo też jest coś takiego… To wynika chyba z kompleksów, że ludzi ładnych stereotypowo uważa się raczej za pustych, głupich.

S: Mam 20% ciała w bliznach po oparzeniach – gdy miałem 12 lat, uległem wypadkowi, paliłem się. Byście się obaj zdziwili, jak wielu gości te blizny kręcą.

Staszek, nie chciałeś pójść w ślady brata i zostać modelem?

S: Za niski jestem, tylko 174 cm. U nas to idzie malejąco, niestety: Kamil ma 190 cm, Paweł 183. Na szczęście IQ idzie odwrotnie!

(Paweł wzdycha, a jego wzrok mówi: „Ach, już nawet nie będę protestował”)

Skończyłem gospodarkę przestrzenną – właśnie obroniłem pracę magisterską kilka dni temu. Jestem jeszcze na drugim kierunku – design krajobrazu. Oprócz tego ciągnie mnie do aktorstwa, do performansu. Tegoroczną Paradę całą przeszedłem w szpilkach, strasznie bym się chciał nauczyć tańczyć na szpilkach.

Wiem też, że bardzo chciałbym zostać ojcem. Jesteśmy za równością małżeńską i tak dalej – to oczywiste, nie?

P: Ja też oczywiście.

Jaka była droga waszej mamy do zostania aktywistką LGBT?

S: Kilka lat temu w Sylwestra pobili mnie i mojego chłopaka za to, że szliśmy ulicą trzymając się za ręce. (Chodzenie za rękę jest super, wcale nie zamierzam rezygnować).

Mama wtedy zdała sobie sprawę, że to, że ona sama nie ma problemu z synami gejami, nie wystarcza. Trzeba wyjść szerzej ze sprzeciwem wobec homofobii. Mama więc działa – w zeszłym roku otwierała Paradę Równości. Nic mi wcześniej nie powiedziała. Stoję sobie pod główną platformą, a tu nagle zaczyna przemawiać. Nagrywałem na komórce i płakałem ze wzruszenia.

Czy jest jakieś ważne pytanie, którego nie zadałem?

S: Nie zapytałeś Pawła o jego udział w programie „Master Chef”. Trudno, już następnym razem może?

To jeszcze tylko chciałem wam powiedzieć, że obaj macie piękne długie rzęsy.

S: O, nie tylko rzęsy mamy takie długie.

P: (śmiech) Mariusz, wytniesz to z wywiadu?

(śmiech) Muszę?

P: To zaznacz koniecznie, że to Staś powiedział.

S: Ja mam bardziej zakręcone, a Paweł ma płaskie. Aż mnie pytają faceci, czy używam zalotek do rzęs. Nie używam.

 

Tekst z nr 68/7-8 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Heterosojusznicy, chodźcie z nami!

Ruch LGBT potrzebuje mocnego głosu naszych heteroprzyjaciół, nie tylko celebrytów/ek

 

 

Tekst: FRANCISZKA SADY, KOORDYNATORKA AKCJI KAMPANII PRZECIW HOMOFOBII „RAMIĘ W RAMIĘ PO RÓWNOŚĆ”
Foto: AGATA KUBIS

Trzy lata temu Kampania Przeciw Homofobii zainicjowała ruch sojuszników/czek osób LGBT. Inspiracją była nasza pierwsza gala „Ramię w ramię po równość” z udziałem celebrytów/ ek, za pomocą której chcieliśmy pokazać, jak ważne jest wsparcie osób heteroseksualnych w walce o równe prawa osób LGBT.

Dla mnie jako osoby hetero, matki i po prostu człowieka, dla którego równość i sprawiedliwość są kluczowymi wartościami w życiu, współtworzenie ruchu sojuszniczego jest szczególnie ważne. Do KPH trafiłam niedługo po tym, jak organizacja ta wypuściła kampanię „Rodzice, odważcie się mówić!” (2013), w której rodzice osób LGBT mówili o wsparciu dla swych dzieci. Dowiedziałam się o niej z internetu, byłam zachwycona, a bardzo szybko też mocno zszokowana ilością hejtu, który się przy tej okazji pojawił. Śledziłam komentarze na Facebooku i nie mogłam uwierzyć, że poziom homofobii w Polsce jest tak wielki. Mam wrażenie, że wychowałam się i dorosłam w jakiejś bańce, ponieważ w mojej rodzinie, wśród przyjaciół i znajomych homofobia nie istniała. Każda orientacja seksualna i tożsamość płciowa były w pełni akceptowane, różnica między np. byciem kobietą hetero i lesbijką była dla mnie jak różnica między niebieskimi i brązowymi oczami. Dopiero reakcje obcych ludzi na kampanię „Rodzice, odważcie się mówić!” uświadomiły mi, że coś jest tu nie tak. Bardzo mnie to zasmuciło i zawstydziło. Zdałam sobie sprawę, że muszę coś z tym zrobić, że jako osoba heteroseksualna mam po prostu taki obowiązek, bo jak nie ja, to kto?! Zostałam wolontariuszką KPH, a po jakim czasie etatową pracowniczką.

Chcemy, by znak ruchu sojuszniczego utworzony po pierwszej gali „Ramię w ramię…” stał się dumnym symbolem wsparcia, równości i akceptacji. Razem z Wiolą Jaworską i Kasią Remin nagrałyśmy dwa lata temu video ze zmarłym niedawno Zbigniewem Wodeckim, w którym opowiada on o swoim wsparciu dla osób LGBT. Bardzo szybko pojawiły się kolejne osoby – Maryla Rodowicz, Marta Dymek (Jadłonomia), Natalia Przybysz, Mateusz Janicki, Dorota Wellman, zespół Lao Che (którego perkusista przy okazji dokonał swojego publicznego coming outu), Małgorzata Ostrowska i wiele innych. Wiemy, że dzięki osobom, które są rozpoznawalne udaje nam się dotrzeć do tzw. zwykłych ludzi i pokazać im, jak ważne jest, by większość wspierała prawa mniejszości. To jest pierwszy krok. Drugi krok należy już do każdego z nas, tu apeluję do osób heteroseksualnych – każdy i każda z nas może i powinna reagować na homofobię i transfobię, na uszczypliwe komentarze i głupie żarty, nie godzić się na mowę nienawiści. Chciałabym, żebyśmy nie wstydzili się być sojusznikami, mówili o tym znajomym, przychodzili na Parady i Marsze Równości, zabierali na nie swoich przyjaciół i rodziny. Chciałabym, żebyśmy uczyli nasze dzieci, że każda orientacja seksualna i tożsamość płciowa są sobie równe, a każda osoba zasługuje na szacunek i takie same prawa. Zachęcam też do przekazania darowizn na działania Kampanii Przeciw Homofobii – potrzebnych m.in. na dalszy rozwój ruchu sojuszniczego. Bardzo chcę, żebyśmy wszyscy razem żyli w tym kraju normalnie i szczęśliwie.

 

Tekst z nr 68/7-8 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Nie zwolnimy tempa

Kampania Przeciw Homofobii była w 2013 r. pędzącym pociągiem. Do stacji Równość, oczywiście.

 

Agata Chaber, prezes Kampanii Przeciw Homofobii; foto: Antonina Gugała

 

Rok zaczął się od debaty o związkach partnerskich w Sejmie zakończonej odrzuceniem projektów ustaw (25 stycznia). Naciskaliśmy na posłów i posłanki, wysyłając im z naszej „pytarki poselskiej” kilka tysięcy mejli. Nie poddaliśmy się, gdy w czerwcu premier Tusk ogłosił na Kongresie Kobiet, że w tej kadencji Sejmu związki partnerskie już nie będą dyskutowane – mimo wcześniejszych zapowiedzi, że PO pracuje nad własnym projektem.

Związki? Małżeństwa?

W październiku, podczas debaty współorganizowanej z „Gazetą Wyborczą”, zadaliśmy sobie i Polsce pytanie „dlaczego nie małżeństwa jednopłciowe?”. W debacie wzięli udział m.in. prof. Ewa Łętowska, prof. Monika Płatek, poseł Jacek Żalek, poseł Jan Tomaszewski, Michał Piróg. Najlepszym podsumowaniem debaty były słowa prof. Płatek: Nie ze względu na spadek, wizytę w szpitalu czy płacenie podatków, tylko ze względu na godność i równe traktowanie ludzi przez prawo jest wstyd, żeśmy jeszcze tego [związków partnerskich – przyp. red.] nie zrobili. W tym samym czasie opublikowane zostały wyniki badania PBS, zleconego przez nas wespół z „GW”: jedna trzecia Polaków i Polek popiera równość małżeńską, a 40% związki partnerskie. Tak dobrego wyniku jeszcze nie było.

Rodzice odważyli się mówić!

W marcu ruszyliśmy z projektem, który rozgłosem dorównał chyba naszej legendarnej kampanii „Niech nas zobaczą” z 2003 r. – chodzi mi o akcję „Rodzice, odważcie się mówić”, w której rodzice gejów i lesbijek (m.in. Elżbieta Bajan, Aneta Ostrowska, aktorzy Władysław Kowalski i Mirosław Zbrojewicz) wystąpili na plakatach wraz ze swymi dziećmi. Takiego rodzicielskiego coming outu Polska jeszcze nie widziała. Akcja była owocem Akademii Zaangażowanego Rodzica – projektu, nad którym pracujemy od prawie dwóch lat.

Lekcja równości w szkołach

W kwietniu i maju przedstawiliśmy nową kampanię społeczną „Spoko, ja też”, w której nastolatkowie LGBT opowiadali o szkole, rodzinie i pierwszych miłościach. Spotkała się ona z gorącym odzewem młodzieży i kadry szkolnej, podobnie jak towarzysząca jej nasza publikacja „Lekcja Równości”. Wciąż przyjmujemy zaproszenia ze szkół całej Polski. Wraz ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego i warszawskim centrum doskonalenia nauczycieli zaczęliśmy serię szkoleń, które tylko czekają na podchwycenie przez władze. O to właśnie zabiegamy.

Przemoc homo- i transfobiczna

Wiosną projekty ustaw nowelizujące kodeks karny w zakresie mowy i przestępstw z nienawiści trafi ły do prac w komisjach sejmowych. W marcu zorganizowaliśmy seminarium eksperckie z udziałem m.in. posła Ryszarda Kalisza, Kazimiery Szczuki i Jacka Żakowskiego. Wskazywaliśmy, jak rosną w siłę ruchy nacjonalistyczne i jak wzmaga się przemoc motywowana homofobią. Projekty są do dziś „zamrożone” w komisjach, a my otrzymujemy od Was coraz więcej zgłoszeń o przestępstwach z nienawiści.

Mały Mateusz i jego rodzice

W maju Leszek Uliasz, członek zarządu KPH, został tatą małego Mateusza, o czym wraz z jego mamami – Martą Abramowicz (nasza była prezeska) i Anią Strzałkowską opowiedział we wrześniowo/październikowym numerze „Repliki”. Cała czwórka była mocno zaangażowana w V Festiwal Tęczowych Rodzin, który w październiku mieliśmy przyjemność współorganizować w Trójmieście.

Rekordowy 1%

Chyba zauważyliście „pędzący pociąg KPH”, bo w drugiej połowie roku okazało się, że otrzymaliśmy rekordową sumę darowizn z 1% – ponad 83 tys. zł. Wielkie dzięki! Część tej sumy przeznaczymy w 2014 r. na wsparcie „Repliki”. W listopadzie przeżyliśmy ewakuację biura KPH w związku z groźbą podłożenia bomby. Parę dni później, w święto narodowe, jak pamiętacie, na pl. Zbawiciela w Warszawie spłonęła tęcza.

Gdy piszę te słowa w końcu grudnia, mamy już opracowany plan działania na 2014 r. Obiecuję, że nie zwolnimy tempa. Będą nowe kampanie, nowe publikacje, nowe debaty. Będzie nas widać i będzie nas słychać.

Czytelnikom i Czytelniczkom „Repliki” życzę w 2014 r. tego samego, co sobie – żebyśmy żyli w kraju, w którym nie pali się tęczy.

 

Tekst z nr 47/1-2 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Młodzi niezależni

Czujesz się niepewnie w heteromatriksie? Dołącz do Queerowego Centrum Społecznego

 

Queerowe Centrum Społeczne, styczeń 2012 r.                                        arch. pryw.

 

Na razie działamy jako grupa nieformalna, ale niebawem ma się to zmienić. Przez kilka lat działaliśmy jako młodzieżówka Kampanii Przeciw Homofobii. Od lipca zeszłego roku jesteśmy niezależni. Queerowe Centrum Społeczne spotyka się w poniedziałki w siedzibie Młodych Socjalistów w Warszawie przy ul. Poznańskiej 38/41 o godz. 18:00.

Nasza działalność opiera się na dwóch płaszczyznach. Przede wszystkim tworzymy bezpieczną przestrzeń dla osób, którym trudno się odnaleźć w świecie heteronormatywnym. Nasze spotkania mają charakter towarzyski, ale również umożliwiają rozwój osobisty – organizujemy warsztaty i dyskusje z udziałem specjalistów/ek w zakresie tematyki LGBTQ. Naszą gościnie na jednym z wieczorków filmowych była Lalka Podobińska, szefowa Trans-Fuzji. Innym razem debatowaliśmy o aktywizmie LGBT. Druga płaszczyzna działalności Queerowego Centrum Społecznego to zwiększanie świadomości społecznej na temat osób LGBTQ poprzez happeningi i imprezy w przestrzeni publicznej. Działając w KPH, zdobyliśmy niezbędne doświadczenie, obecnie jako QCS szykujemy się właśnie do pierwszych eventów.

Chcesz poznać ludzi, z którymi możesz działać, ale też, a może przede wszystkim, się zaprzyjaźnić? Masz wolne poniedziałkowe wieczory? Zapraszamy!

Kontakt: [email protected]

 

Tekst z nr 35/1-2 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

20 lat aktywizmu

O gejowskich i lesbijskich biwakach, o ogłoszeniach towarzyskich w „Inaczej”, o społeczności les i o Ance Zet z Ygą Kostrzewą rozmawia Kaja Żurawek

 

 

Walczysz o sprawy LGBT od niemal 20 lat, niewiele jest osób z takim stażem. Pamiętasz początki?

Ja nie walczę, ja działam na rzecz. A początki pamiętam, choć niedokładnie… Po raz pierwszy na gejowski biwak, który był organizowany pod Olsztynem, pojechałam chyba w 1992 roku. Byłam pierwszą dziewczyną, która się tam pojawiła. Lambda Warszawa powstała w 1997 roku (w latach 1990-1997 istniało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Grup Lambda – przyp. KŻ) i od razu się zapisałam. Szybko się zaangażowałam, zostałam wybrana do zarządu. To była praca u podstaw i od podstaw. Zajęłam się m.in. redagowaniem „Tęczątka” – biuletynu, który rozsyłaliśmy drogą mejlową i rozprowadzaliśmy w klubach. Pracowałam w telefonie zaufania, niewiarygodnie trudne zajęcie. Później, w 2006 r., robiliśmy także szkolenia dla Komendy Stołecznej Policji, ale ta współpraca została zerwana – policja przestraszyła po tym, jak w „Życiu Warszawy” ukazał się artykuł opisujący naszą współpracę.

A poza tym mam smykałkę kronikarską, więc nagrywałam na video programy telewizyjne, w których mowa była o LGBT, zbierałam wycinki prasowe. Kiedyś roczne segregatory Lambdy z wycinkami były cieniutkie, potem… przestałam zbierać wycinki, bo nie było ich gdzie zmieścić. Ciekawe, ile teraz segregatorów by było trzeba na rok…

Cały czas pełnię funkcję rzeczniczki Lambdy Warszawa.

Wolałaś być członkinią organizacji niż działać na własny rachunek?

Tak, razem można więcej. Mam aktywizm w genach i charakterze. Mój ojciec był radnym i dość aktywną osobą, a ja byłam przewodniczącą klasy, prezydentem liceum, kapitanem drużyny siatkarskiej, redagowałam czasopismo studenckie.

Jak ludzie LGBT nawiązywali w latach 90. kontakty – przyjaźnie, miłości? Jak były organizowane np. te biwaki, o których wspominałaś?

W pierwszej połowie lat 90. nie było ani telefonów komórkowych, ani Internetu. Informacje rozchodziły się pocztą pantoflową albo przez ogłoszenia w czasopismach „Inaczej” i „Filo”. Ktoś z ówczesnej Lambdy Olsztyn to organizował i ogłaszał wyjazd na biwak, na którym będzie można dowiedzieć się czegoś na temat profilaktyki HIV/AIDS, porozmawiać na nurtujące nas tematy. Ja właśnie dzięki „Inaczej” pojechałam na ten pierwszy biwak. Nad jezioro, pod namioty. Było fajnie, ludzie dzielili się piwem, kiełbaskami, grali na gitarach. Panowała równość i dobra zabawa – chłopcy przebierali się, paradowali po mieście w strojach drag queen, ktoś wpadł z pomostu do wody, wygłupy. Na początku na biwaki przyjeżdżali głownie faceci, później coraz więcej dziewczyn, aż doszło do podziału na sekcje – po prawej dziewczyny, a po lewej chłopcy. Mam sentyment do tych czasów. Poznałam tam działacza z Inicjatywy Gdańskiej, Leszka Szelińskiego, Michała Pawlęgę i kilka innych osób, z niektórymi nadal utrzymuję kontakt.

Szukanie partnerów/ek też odbywało się przez ogłoszenia i na biwakach?

Tak, ale nie tylko. W „Inaczej” była sekcja korespondencyjna. Przesyłało się ogłoszenie do redakcji. Osoba, która chciała na nie odpowiedzieć, pisała swój list do redakcji, a redakcja przesyłała go do właściwego odbiorcy. Trwało to miesiącami. W ten sposób poznałam Ankę (Anna Zawadzka – Anka Zet, partnerka Ygi – przyp. KŻ). Od ogłoszenia do spotkania minęło poł roku – w porównaniu do dzisiejszych możliwości, SMS-ów, Facebooka, to wówczas czekało się całą wieczność.

W latach 90. działały już kluby gej/les-friendly. W środy nieformalnym miejscem spotkań lesbijek w Warszawie był klub przy ul. Foksal „Masoneria”. Inny działał przy rondzie Babka, które dziś nazywa się Radosława – „Mykonos”. Chodziło się do klubu „Fiolka” (budynek już dziś nie istnieje), w którym odbywały się nie tylko dyskoteki, ale także spotkania organizacyjne, działalność edukacyjna. Było niezwykle ciasno, strasznie dużo ludzi tam przyjeżdżało, dziewczyny też.

Mimo wszystko to były raczej „nienaturalne” warunki poznawania ludzi, szukania miłości – trzeba było specjalnie dokądś jechać, iść w jakieś konkretne miejsce. Dziś jest inaczej, choć jeszcze nie tak naturalnie, jak by się chciało. Ale jest już wiele miejsc, gdzie dziewczyny wychodzą i się spotykają. Teraz można kogoś poznać w dowolnej kawiarni, przy naleśniku w Bastylii, czy w zupełnie zwykłym miejscu. Ale z drugiej strony tamten świat dostarczał wielu emocji – czekało się na te biwaki, na odpowiedź na list, na „Inaczej” co miesiąc, aż przyjdzie pocztą. Bo ja prenumerowałam. „Inaczej” nie było dostępne we wszystkich kioskach – to zależało od sprzedawcy. Czasami niektórzy celowo je ukrywali albo jak sprzedawali, to mówili: A czy wie pani, jaka to jest w ogóle gazeta? Dla kogo? Ludzie pięć razy kiosk okrążali i wypatrywali, czy nikt inny nie podchodzi, zanim się odważyli.

Dlaczego nie ma klubów stricte lesbijskich – nie są w stanie się utrzymać?

Do końca nie wiem. Krążył mit, że lesbijki wydają mniej pieniędzy, siedzą w klubie cały wieczór przy jednym piwie. To jest jakaś głębsza sprawa. Może dziewczyny tak często nie lubią wychodzić do lokali, może wolą prywatne spotkania? A na pewno mniej zarabiają, bo w ogóle kobiety w Polsce zarabiają mniej o średnio 20%, zatem ich budżet jest przeciętnie mniejszy.

Ale zdarzają się lokale kobiece. Robiłyśmy kiedyś imprezę benefitową w klubie „Wolny czas” w Warszawie przy ul. Białostockiej na „Naszą Sprawę” (sprawa sądowa przeciwko działaczom PiS w latach 2005-2006, w której Yga była jedną z powódek – przyp. KŻ) i przyszło chyba z 200 kobiet – zatem potencjał jest, tylko trzeba umieć go zagospodarować.

Jakie czynniki scalające polską społeczność lesbijek wymieniłabyś jako najważniejsze?

Internetowa lista Polles – ważna lista dyskusyjna, na którą się zapisałam, gdy tylko powstała, w kwietniu 1998 r. Założyła ją Joey. Toczyły się tam ogromne spory! Widać było, jak silna jest potrzeba rozmawiania, kłócenia się, wymieniania poglądów. Tematy były bardzo rożne: od miłości, rozstań i zazdrości po wielkie idee społeczne. Przedziwne postaci i wiele indywidualności przewinęło się przez tę listę. Wtedy, w początkach internetu, to było naprawdę duże wydarzenie. Z listy Polles zrodziły się później wyjazdy i biwaki typowo kobiece, lesbijskie. Potem, na fali znajomości z listy, powstały turnieje kobiecej piłki nożnej, które są rozgrywane do dzisiaj, i portal Kobiety-Kobietom.

Od 17 lat jesteś w związku z Anią Zawadzką/ Anką Zet. To też działaczka, na różnorakich eventach pojawia się w tęczowej bluzce i charakterystycznym hełmie na głowie. Spieracie się o strategie działania czy wspieracie?

Anka ma dwa profile działalności – happeningowy i wydawniczy. Jeśli chodzi o happeningi, jest samodzielnym okrętem na oceanie – sama je wymyśla i robi, czasami nawet ze mną nie konsultuje. Raz jej to się udaje lepiej, raz gorzej, raz kontrowersyjnie, raz nie, ale tak bywa z happeningami. To jest jej samodzielna działalność, wymyśliła sobie taki wizerunek i z nim przez życie idzie. Natomiast jeśli chodzi o kwestie wydawnicze, to we wszystkich projektach jej pomagałam. Do albumu Kiedy kobieta kocha kobietę robiłam zdjęcia, pomagałam redagować publikację Fakty przeciwko mitom o lesbijkach i gejach.

Zaś moja działalność związana jest głownie z Lambdą, Grupą Inicjatywną ds. Związków Partnerskich oraz innymi projektami, które powstały przez te lata, choćby „Odkrywamy się” z 2008 r.

Czasami się spieramy, ale każda z nas idzie własną drogą. Wspólnie pracowałyśmy w Porozumieniu Lesbijek LBT, przy Manifie 2005, w Poradni Antyhomofobicznej i uczestniczyłyśmy w przełomowych warsztatach „Lesbian Empowerement” w Krakowie. Razem pojawiłyśmy się też na okładce „Newsweeka” w 2002 r. – to już 10 lat temu!

Wspomniałaś o Grupie Inicjatywnej. Na jakim etapie jest projekt ustawy?

Przede wszystkim Grupie udało się doprowadzić do złożenia projektu przez SLD w Sejmie w zeszłym roku. To był kolejny mały krok do przyszłego zwycięstwa. Pod auspicjami Roberta Biedronia działa w tej kadencji Sejmu zespół składający się z naszej Grupy, z przedstawicieli akcji „Miłość nie wyklucza”, KPH i Trans-Fuzji. Ruch Palikota i SLD ogłosił złożenie dwóch projektów – o umowie i o instytucji związku partnerskiego. Oba mają naszą rekomendację. A jednocześnie dopiero co dowiedziałam się z mediów, że PO zamierza przygotować swój własny projekt ustawy…

Na czym zależy ci najbardziej, jako lesbijce żyjącej w Polsce?

W tej chwili kluczowa jest właśnie ustawa o związkach partnerskich. Kiedy w 2003 r. pojawił się pierwszy projekt ustawy autorstwa senatorki Marii Szyszkowskiej, nie zdawałam i przełomowa sprawa dla osób LGBT. Prawo pełni ogromną funkcję edukacyjną. Ludzie będą główkować, że jeśli coś jest prawnie możliwe, to znaczy, że musi być w porządku. Póki co nie jesteśmy przez prawo równo traktowani, ale wierzę, że to niebawem się zmieni.

Czy będziesz miała jakieś zadania, gdy już wejdzie w życie ustawa o związkach partnerskich?

Masę! Ustawa nie zlikwiduje homofobii, ewentualnie ją zmniejszy i ograniczy. W Holandii jest organizacja COC, która istnieje od 60 lat i ciągle ma co robić.

 

Tekst z nr 35/1-2 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Co mogę zrobić? Aktywizm LGBTI dla początkujących

Tekst: Daniel Oklesiński. Rysunki: Beata Sosnowska

 

 

PAKIET PODSTAWOWY

Bądź aktywny/a w mediach społecznościowych 

  • śledź portale (Kampania Przeciw Homofobii, Miłość Nie Wyklucza, queer.pl, „Replika” i inne), by być na bieżąco. Wiedza to potęga
  • spraw, by tęczowe niusy docierały do twoich znajomych, zaproś ich do polubienia stron LGBTI
  • komentuj, dziel się, lajkuj
  • reaguj na homofobię, zgłaszaj homofobiczne posty naruszające zasady netykiety, używaj równościowego języka

 

Głosuj portfelem – bądź świadomym konsumentem / świadomą konsumentką

  • jeśli mieszkasz w dużym mieście, na towarzyskie spotkania wybieraj lokale przyjazne LGBTI
  • korzystaj ze sklepów dedykowanych społeczności LGBTI, np. książki – bearbook.pl; filmy – wypożyczalnia outfim.pl; tęczowe ubrania, merch – outandproud.pl, unipride.pl
  • chodź do kina filmy LGBTI (od tego, czy zapłacisz za bilet, zależy decyzja dystrybutora o sprowadzeniu kolejnych filmów LGBTI)
  • bierz udział w inicjatywach LGBTI (debaty, wystawy itp.)
  • zwracaj uwagę, czy dana firma prezentuje postawę LGBTI-friendly, obojętną czy homofobiczną

 

Bądź świadomym członkiem / świadomą członkinią społeczności LGBTI

  • głosuj w każdych wyborach, a wrzucając kartę do urny, bierz pod uwagę postulaty LGBTI
  • rocznie ukazuje się w Polsce ponad 30 książek i ok. 20 filmów LGBTI – sprawdzaj, ile z nich „zaliczasz”
  • orientuj się. Który kraj jako pierwszy wprowadził związki partnerskie? Równość małżeńską? W ilu krajach UE nie ma wciąż ani jednego, ani drugiego? Kto to jest Hayley Kiyoko? Matt Bomer? Jeffrey Eugenides? Marta Lempart? Czego dotyczył „paragraf 175”? W Nigerii za homoseksualizm grozi śmierć czy „tylko” więzienie? Kiedy powstała pierwsza organizacja LGBTI w Polsce? Nie wiesz? W szkołach niestety nie ma edukacji LGBTI, tą wiedzę musisz zdobyć sam/a
  • edukuj znajomych i rodzinę. Nie siedź cicho, gdy wujek na rodzinnym spotkaniu plecie homofobiczne bzdury. Psuj atmosferę na imprezach, gdy usłyszysz „lesby są spoko, jeśli są ładne, to popatrzyłbym ha ha ha”. Reaguj na obiegowe opinie, że orientacja seksualna to tylko „sprawy łóżkowe” albo że „niech sobie będą, tylko niech się nachalnie nie promują”. Pamiętaj, że seksizm, rasizm, nacjonalizm, antysemityzm i wszelka ksenofobia są podobnie szkodliwe, jak homo- czy transfobia

 

PAKIET Premium

Wspieraj finansowo organizacje LGBTI (nie trzeba być bogatym!)

  • przekazuj 1% podatku na organizacje LGBTI (KPH, MNW, Lambda Warszawa, Trans-Fuzja i inne)
  • utwórz przelew cykliczny. Nie musi być duża kwota! Przekaz choćby 10 zł miesięcznie zwiększa stabilność finansową organizacji i jej niezależność od grantów czy politycznych wiatrów
  • lubisz „Replikę”? Najlepszą formą wsparcia nas jest prenumerata (60 zł rocznie, czyli tylko 5 zł na miesiąc)
  • wspieraj crowdfundingowe akcje LGBTI
  • ale pamiętaj, że finansowe wsparcie organizacji LGBTI nie zwalnia z innych działań

 

Coming out to nie tylko osobista sprawa. Ma też społeczny (i polityczny!) wymiar. Jeśli jesteś gotowy: bądź wyoutowany wszędzie i zawsze

  • najważniejszy jest coming out przed samym/samą sobą, ale ten już masz zaliczony, prawda? Przed rodziną też? (Tak, wiemy, że to niełatwe)
  • outuj się przed kolejnymi przyjaciółmi – wciąż poznajesz przecież nowych, coming out nigdy się nie kończy, chyba że jesteś Eltonem Johnem i zna cię cały świat
  • outuj się w pracy. Myślisz, że to nie miejsce na rozmowy o orientacji? To posłuchaj heteryków, jak nawijają o mężach, żonach, narzeczonych i randkach
  • outuj się przed obcymi, jeśli zachodzi taka potrzeba. A zachodzi całkiem często. Jeśli ekspedientka w sklepie bierze twojego chłopaka „z automatu” za kolegę, poinformuj ją, że jest w błędzie. Jeśli recepcjonistka w hotelu sugeruje pokój z dwoma pojedynczymi łóżkami, nie kładź uszu po sobie, powiedz, że ty i twoja dziewczyna jesteście parą i wolicie jedno podwójne łóżko. Po kilku razach coming outy w podobnych sytuacjach stają się fajne – człowiek mniej się stresuje, za to z przyjemnością obserwuje reakcje. A przy okazji edukuje obcych: tak, nie wszyscy są hetero!
  • pamiętaj, że „obnoszenie się”, „epatowanie” i „afiszowanie się” to pojęcia ze słownika homofoba – społeczność LGBTI chce tylko funkcjonować na takich samych zasadach, jak ludzie hetero. Nic mniej, nic więcej
  • nie kupuj gadki „homoseksualizm tak, ale promocja homoseksualizmu – nie”. Homoseksualizmu nie da się promować – można natomiast promować postawę LGBTI-friendly
  • Noś tęczowe przypinki lub inne akcesoria

 

Działaj lokalnie

  • Należysz do osiedlowego klubu książkowego/filmowego? Zaproponuj do omówienia tytuł LGBTI
  • podaruj lokalnej bibliotece książki LGBTI, które już przeczytałeś i są ci niepotrzebne
  • pytaj w lokalnym kinie o filmy LGBTI dostępne w Polsce. Są kina, szczególnie studyjne, które spełniają prośby widzów.

 

Bierz udział w Marszach/Paradach Równości

  • Marsze/Parady to najlepsza forma pokazania w przestrzeni publicznej, że społeczność LGBTI (i sojusznicy) realnie istnie i chce mieć pełna prawa. To też rewelacyjna zabawa, doświadczenie, po którym wyjdziesz naładowany energią i z przekonaniem, że „Można? Można!”. Jeśli masz wątpliwości, co do formy, bo nie lubisz „facetów z piórami w dupie”, idź na Marsz/Paradę tym bardziej i koniecznie daj nam znać, jeśli takich zobaczysz (wciąż ich nie widzieliśmy). Marszów/Parad jest w Polsce w tym roku 21. Udział w jednym to minimum. A najlepiej zabierz nie tylko chłopaka/ dziewczynę, ale też przyjaciół i rodzinę.

 

 

PAKIET deluxe

Zapisz się do organizacji LGBTI

Wiemy, że masz super pomysły i silne przeświadczenie, co konkretnie należy zrobić, by wprowadzić w Polsce równość małżeńską od zaraz. Ale jednak nie zaczynaj od propozycji gruntownej reformy organizacji zaraz pierwszego dnia. Powiedz, że chcesz działać i zapytaj, jak możesz być pomocny/a. Wciągnij się, zobacz, jak to działa. A potem rozwijaj skrzydła:

  • jeśli nie mieszkasz w którymś z największych miast, sprawdź, gdzie działa najbliższa organizacja LGBTI (w Warszawie jest ich kilkanaście, do tego około 20 w innych dużych miastach)
  • jeśli jesteś nauczycielem, pamiętaj o „Tęczowym piątku”
  • jeśli jesteś rodzicem dziecka LGBTI, istnieje Akademia Zaangażowanego Rodzica w KPH, a także organizacje Akceptacja i My, Rodzice
  • jeśli jesteś katolikiem, istnieje Wiara i Tęcza
  • jeśli umiesz pisać, zgłoś się do queer.pl lub „Repliki”
  • jeśli wydaje ci się, że nic nie umiesz, tym bardziej zgłoś się do jakiejkolwiek organizacji LGBTI – szybko przekonasz się, jaka drzemie w tobie moc. Serio. W samej „Replice” jest mnóstwo do roboty oprócz samego pisania artykułów – nasi wolontariusze, którzy np. regularnie latają na pocztę, mogą ci opowiedzieć

 

Zorganizuj Marsz Równości w swojej miejscowości

Nowy Jork, Londyn, Paryż, Amsterdam czy Berlin mogą mieć swe Parady, a Warszawa nie? Długi czas polscy działacze LGBTI tak myśleli, ale potem zmienili zdanie i w 2001 r. przez Warszawę przeszła pierwsza Parada. Warszawa może mieć Paradę, a Kraków czy Poznań nie? Łódź? Wrocław? Gdańsk? Mogą! Tak to pączkowało aż do tych 21 Marszów w tym roku. Więc teraz spokojnie możemy napisać: skoro Częstochowa, Koszalin, Gniezno czy Konin mogą mieć swe Marsze, to może też Bytom, Wałbrzych, Tarnów czy Biała Podlaska. I Pcim Dolny również. Trzeba tylko lokalnych działaczy i działaczek bez kompleksu pt. „Nie da się”.

Załóż organizację LGBTI

Mieszkasz w miejscowości, w której nie ma organizacji LGBTI? To ją załóż. Serio. Kampania Przeciw Homofobii też zaczęła się w 2001 r. od inicjatywy jednego człowieka – Roberta Biedronia. Zacznij nieformalnie, zdobądź współpracowników – i do dzieła.

 

Tekst z nr 79 / 5-6 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

HAKUJEMY SYSTEM?

O tym, jak się funkcjonuje w Polsce, gdy w lesbijskim związku jedna dziewczyna jest cispłciowa, a druga – transpłciowa i przed tranzycją, o tym, jak to jest mieć dziecko i (niebawem) brać ślub, a także o pasji aktywistycznej, o Łódzkich Dziewuchach, o Rewolucji 1905 r., o polityce i o kandydowaniu w wyborach z ramienia Wiosny, z ALEKSANDRĄ KNAPIK i KASIĄ GAUZĄ rozmawia Marta Konarzewska

 

Fot. Agata Kubis / kolektyw

 

Jesteście zmęczone?

Kasia: Życiem (śmiech). Dla aktywistów/ ek powinna być z urzędu pomoc psychologiczna. Żeby wypalenie nas nie zjadło. Ciągle jesteśmy w biegu mimo, że Staś się urodził…(Staś, synek Kasi i Alex, leży na macie, wszystkie wokół niego siedzimy. Śmieje się szeroko)

Zawsze taki radosny? (do Stasia) Jak tam świat?

K: (do Stasia) Trochę śmieszny, co? Bardzo lubi ludzi. Obstawia z nami niemal wszystkie manifestacje, spotkania, protesty.

Jak go zabieracie?

Alex: No tak, w chuście.

K: Jak się urodził, to akurat trwały przygotowania do obchodów Rewolucji.

1905 roku.

K: 114 rocznica, siódmy raz ją organizowaliśmy: osoby z dawnego klubu Krytyki Politycznej i z fundacji ,,Łodzianka”.

O co w tym chodzi?

K: Chcemy, żeby na lewicy była też polityka historyczna, jakiś mit. Żeby nie działać w zawieszeniu. Historia pomaga zrozumieć rzeczywistość. Robotnicze postulaty z 1905 r., takie jak ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, emerytury, cały ten zakres socjalu, daje nam do myślenia w sprawie warunków pracy, jakie mamy dzisiaj: poza wyspami dobrze płatnego zatrudnienia – morze nisko płatnej pracy, nie zawsze korzystną umowę, z nadgodzinami. Ludzie na ulicy są często zdziwieni, jak hasła, które niesiemy na transparentach, są aktualne.

A: Chcemy poruszać w ludziach patriotyzm lokalny, żeby dla nich Rewolucja, przeszłość robotniczej Łodzi też była ważna.

Jeśli chodzi o was dwie – występujecie z hasłami nie tylko na ulicy. W zasadzie same jesteście hasłem. Działacie politycznie, jesteście aktywistkami, a do tego – jako jednopłciowa para z dzieckiem (w której to parze jedna kobieta jest cis, druga transpłciowa), chodzicie do mainstreamowych mediów. Robicie rewolucję?

A: Myślę, że trochę ją robimy (śmiech).

To jest trudne?

A: Jest i nie jest. Nie chowamy się w szafie z naszym związkiem, z tym, że mamy prawo do posiadania rodziny. Że mamy dziecko… Dla nas jest to naturalne.

W jednym z programów TV widać USG Stasia. Jaka jest cena, kiedy na własnym ciele realizuje się hasło „prywatne jest polityczne“? Kiedy wystawia się na stereotypy z jednej strony i krytykę środowiska o każde potknięcie – z drugiej? Ile ważnych informacji udaje się przedostać, ile trzeba zaokrąglić, zniekształcić?

A: Zawsze się trochę traci na intymności. Pozwala innym na komentowanie naszego życia osobistego. To jest koszt, ale ogromnym zyskiem jest fakt, że ludzie oswajają się z tęczowymi rodzinami. Jednak zawsze jesteśmy ostrożne. Pilnujemy języka. Żeby był poprawny. Teksty zawsze sczytujemy, nie pozwalam, by się pojawiała ,,zmiana płci”, zawsze „korekta“, „tranzycja“. Chcemy do mainstreamu wnosić język niedyskryminujący, z którym osoby LGBT czy transpłciowe czują się dobrze. Nie powielać stereotypów.

Typu ,,jak to jest, że kobieta może zrobić dziecko”?

Razem: Tak, to było tragiczne!

Zmiana płci“ na „tranzycja“ możesz poprawić w autoryzacji wywiadu do gazety. Ale co w telewizji śniadaniowej, gdy wszystko leci na żywo i Marcin Meller rzuca ci taki kwiatek? A Magda Mołek uparcie mówi „robiliście, byliście“?

K: Ech. Nie da się wszystkiego wywalczyć naraz, wielką wartością jest fakt, że się pokazujemy. Jako przykład „normalnej rodziny“, co sobie żyje, pracuje itd. Jeśli uda się sprzedać odpowiedni język, to dodatkowa korzyść. Czasem się udaje, czasem nie, ale świadomość i tak rośnie, bo telewizje śniadaniowe są masowo oglądane. Staramy się, żeby nasza widoczność miała charakter edukacyjny. Całe nasze życie ma w tej chwili ten walor, wychodzimy na rodzinne zakupy i od razu – edukacja.

A: Start Kasi w wyborach samorządowych dał ludziom do myślenia: można być osobą tęczową i zajmować się nie tylko „swoimi sprawami“. Kasi postulaty w wyborach to nie były kwestie tęczowe…

K: Nie dlatego, że nie chciałam ich używać! Też tam były (np. edukacja seksualna), ale wśród innych. Bo ważne jest dla mnie to, co widzę na co dzień – że ludzie w śródmieściu nie mają toalet w domach. W Łodzi zdarzają się kamienice, których toaleta jest na podwórku. Albo na przykład…

A: Brak zieleni, podziurawione chodniki.

K: Walka o świecki samorząd. Nie mówiąc o absurdach: miasto co roku z pompą organizuje obchody faktu, że dawno, dawno temu Łódź odwiedził papież.

Wasza pozycja w świecie (genderowo nieoczywista, złożona) wpływa na waszą polityczność? Na to jak rozumiecie politykę i na to, co chcecie do niej wnieść?

A: Nasze życie, nasze przygody – choćby z urzędem stanu cywilnego – pokazały, jak wiele w prawodawstwie jest luk. Na sprawie naszego ślubu urząd wyłożył się kilka razy.

Wyłożył?

K: Na początku nie dostałyśmy zgody. Ktoś może powiedzieć, że próbowałyśmy shakować system.

Ślubem?

K: Tak, bo fi guruję jako Michał. Ale co zrobić? Takie mam dokumenty. Nie chciałyśmy nic hakować, chciałyśmy wziąć ślub z powodów rodzinnych, różnych.

A: (spoglądając na Stasia) Najważniejszy tu leży.

K: W sumie pół roku to zajęło.

A: 9 miesięcy.

K: O matko, tak, rzeczywiście – 9 miesięcy, dopóki sąd nie stwierdził, że ślub jest zgodny z prawem. Prokuratorka z urzędu musiała być.

I bierzecie?

K: Bierzemy.

Ale gdybyś zaczęła tranzycję

K: Nie mogę. Jeśli zacznę, musiałybyśmy wziąć rozwód najpierw.

Czyli to jest twoja decyzja…

K: (wzdycha) No tak. Moja decyzja. (Cisza)

A: To jest trudne. Ciągle o tym mówimy w wywiadach: dla Kasi funkcjonowanie z męskimi dokumentami jest kłopotliwe, obawiamy się, że będzie coraz bardziej. Choćby kwestia szpitala.

A co ze Stasiem? Jak będzie starszy, będzie musiał podawać „imię ojca“ tu czy tam, w szkole, podczas gdy w domu Kasia będzie dla niego mamą

K: No właśnie.

A: No właśnie. Funkcjonując jako rodzina i domagając się zapewnienia ram prawnych dla naszego związku i dla naszego dziecka, pokazujemy absurdy systemu. To nie jest żadna ochrona dzieci – niedawanie nam praw! To jest serwowanie problemów naszemu dziecku, nam i wielu innym parom w podobnej sytuacji. Nasze bycie na froncie zaczęło się od tego, że urząd za nas zdecydował.

K: Uznając, że nasza decyzja nie jest dorosła i świadoma.

A: Z drugiej strony – odbyła się wtedy dyskusja.

K: Czy urząd potraktował nas wykluczająco, czy może postępowo?

?

A: W uzasadnieniu początkowej odmowy napisano, że „płeć psychiczna nie zgadza się z płcią oznaczoną w papierach“. Nasze prawniczki ostro dyskutowały…

K: Czy była dyskryminacja…

A: …czy może jednak postępowość urzędu.

I nie wiadomo?

(Rozkładanie rąk)

To zmieniamy temat. Oprócz tego, że jesteście lewicowe i zaręczone, to obie jesteście feministkami.

A: Obie działamy w Łódzkich Dziewuchach.

Jaka jest specyfika tego ruchu?

A: Świeżość, uliczny charakter. Są wśród nas osoby po studiach gender, socjologii, czy takie, które się jakoś udzielały feministycznie, ale w większości jesteśmy zwykłymi dziewczynami, które się wkurzyły w 2016 roku…

W kwestii projektów zaostrzania ustawy antyaborcyjnej.

A: …i na pędzie tego wkurzenia zorganizowałyśmy z łódzkim KOD-em marsz, potem drugi, na którym było 10 tysięcy osób i który był w Łodzi największą demonstracją od lat 80.

K: Ważną cechą ruchu Dziewuch jest jego wkluczający charakter. Ja mam doświadczenie z byciem w ruchu feministycznym już wiele lat. Wcześniej nawet współorganizowałam Manifę w Łodzi. I doświadczyłam wtedy… poszedł w moją stronę zarzut, że mężczyźni współorganizują coś na temat praw kobiet… Moja tożsamość została kompletnie niezauważona. To była ocena „po genitaliach“ – jestem biologicznym facetem i jako facet nie powinienem się angażować w Manify, mogę co najwyżej wspierać, pomagać, ale nie decydować o kształcie czy charakterze wydarzenia. „Feminizm 3.0“ nie powiela tego myślenia. Żadnych pytań w stylu: co z takim przypadkiem (jak ja) zrobić?

A: To już nie jest feminizm akademicki, tylko uliczny, reagujący. Weź transparent i napisz, co myślisz.

K: Jest nas więcej i działamy we wspólnej sprawie. Nie robimy elitarnego grona, które… przeczytało to czy tamto.

K: Pieprzę barierę wejścia, że tak powiem – że musisz mieć wszystkie te Butlery przeczytane, żeby zabrać głos.

A: Cały czas trzeba było reagować na to, co się działo w Polsce, bez przerwy gdzieś jechać, przemawiać, krzyczeć. Nie miałyśmy czasu siedzieć, czytać teksty i debatować, jaki w kontekście teoretycznym mamy przekaz, bo nasz przekaz był taki, że jesteśmy wkurzone. Każdy malował transparent, brała wieszak i szedł na ulicę. Bez pytań: Czy ja jestem feministką? A jaką? Jaką płeć ma osoba obok i czy ma prawo tu być.

K: Feminizm jest w ogóle bardzo ciekawy dzisiaj, pojawia się w nowych, niespodziewanych dziedzinach, mamy np. pączkujące grupy programistek, które się spierają w takim czy innym języku programowania. Wejdziesz na Twittera i masz komentatorki od piłki nożnej, które mają dziesiątki tysięcy folołersów, to jest coś, co wyrosło sobie z boku i staje się coraz silniejsze. One może wcale nie myślą o sobie jako o części ruchu feministycznego, ani że swoją działalnością przełamują bariery. Ale przełamują. Albo gejmerki…

I już chciałam cię, Kasia, spytać o czas wolny, bo wcześniej mówiłaś, że lubisz gry…

K: Tak… Tęsknie do playstation.

A: Zakurzone leży nie wiemy nawet gdzie. (Mieszkanie Kasi i Alex pełne jest teraz „rzeczy dla dziecka“, a półki wbrew temu, co mówią, pełne są książek)

K: Jak tylko wygram trochę czasu…

No właśnie, a nawet pogadać o tym nie ma kiedy, bo przecież wciąż polityka. Alex, kandydowałaś w ostatnich wyborach z ramienia Wiosny.

A: Dlaczego? Bo to ważne. Partia, która zgromadziła wiele osób, które znam z wcześniejszych działań. Moje koleżanki ze strajku kobiet, bardzo wielu aktywistów, którzy i które mają dokonania w swoich dziedzinach. Partia, która ma odważne i jasne postulaty programowe. O wprowadzeniu równości małżeńskiej czy ustawy regulującej korektę płci. Która mówi o regulacji prawnej sytuacji dzieci wychowujących się w związkach jednopłciowych. Porusza kwestie dotyczące alimentacji, przemocy domowej, dostępności do żłobków, wyrównania „gender pay gap” – różnicy płac. Przez te postulaty Wiosna była postrzegana jako partia, która się skupiała na obyczajówce, ale nie jest to prawdą. Mamy wiele innych. Dotyczą funkcjonowania państwa, gospodarki czy klimatu. Chciałam się włączyć. Nie spodziewałam się, że to zajdzie tak daleko – że wystartuję do europarlamentu. Staś urodził się w styczniu, Wiosna powstała w lutym. Już od marca byłam włączona w działania. Miał 3 miesiące jak pojechałam na konferencję otwierającą Wiosnę Kobiet do Szczecina. Kasia została ze Stasiem sama, mogła, bo jeszcze wtedy chciał jeść z butelki. Teraz już butelkę odrzucił i nie mogę wyjść bez niego na dłużej niż 2 godziny.

K: Ta kampania tak wyglądała: on był nakarmiony, Alex jechała na konferencję albo rozdawać materiały, a potem był telefon, że mały już płacze.

A: Albo go brałam.

W chustę.

K: W samochód.

A: Na ulicę, na spotkania sztabu. Śmiałyśmy się: kiedyś był „syn pułku“ – dziś „dziecko sztabu“. To jest kwestia łapania równowagi – na ile być polityczką, na ile matką. Kasia do tego jest pracownicą, na razie tylko ona, bo ja teraz jestem „pasożytem na macierzyńskim”.

K: W zasadzie jestem między pracami. Miałam dziurę do lipca, bo była kampania wyborcza i organizacja Rewolucji… Chciałabym przejść na aktywistyczną emeryturę, ale jak, skoro cały czas coś się dzieje?

A: Tymczasem ja się w „Rewo“ włączyłam. To było moje trzecie ,,Rewo“, przy którym robiłam tak dużo, na takim hajpie. Kasia mówi, że chce na emeryturę, a ja mówię: Nie! Róbmy! To jest super.

A wasze życie poza aktywizmem?

(cisza)

Seriale, wyjazdy, spacery?

A: Seriale oglądamy przy śniadaniu i to też na raty. Bo dziecko.

K: Jeden odcinek na 3 razy.

A: Ja wcześniej byłam bardzo wkręcona w jogę. Od kiedy się zaczął aktywizm, to umarło. Bardzo żałuję, chciałabym wrócić. Z podróżami też tak było: brałyśmy wolne na aktywizm.

K: No tak, jak się pracuje, to tak to wygląda – wolne bierze się na aktywizm.

 

Aleksandra Knapik (ur. 1984) – doktorka Uniwersytetu Łódzkiego i stypendystka Uniwersytetu w Wirginii. Biochemiczka. Pracuje w farmacji. Łódzka Dziewucha. Walczy o prawa kobiet, mniejszości, demokrację. Nominowana do Okularów Równości. Członkini Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety 2017.

Kasia Gauza (ur. 1983) – programistka. Zajmuje się popularyzacją tożsamości Łodzi i historii robotniczej, a od 2012 r. organizuje obchody Rewolucji 1905 r. Otrzymała za to nagrodę „Punkt dla Łodzi”. Wraz z klubem Krytyki Politycznej przyznano jej nagrodę „Za Zasługi dla Miasta Łodzi”.

 

Tekst z nr 80 / 7-8 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.