Krótka historia transpłciowości

Nie ma obowiązku wypowiadania się o transpłciowości, ale jeśli już chcemy – to wypada mieć nieco wiedzy – pisze EWELINA NEGOWETTI

 

Transpłciowość przeszła częściowo podobną drogę, co homoseksualność. Zarówno osoby homoseksualne, jak i transpłciowe, choć w innych okresach historii, miały najpierw etap bycia „przestępcami” naruszającymi porządek społeczny swoją orientacją seksualną czy tożsamością płciową. Nikt wówczas oczywiście nie mówił ani o orientacji, ani tożsamości. Osoby nieheteronormatywne były albo osobami z „półświatka”, albo siedziały w szafie i ukrywały się, czasem zajmując nawet wysokie miejsca na drabinie społecznej. Z biegiem czasu każda z tych grup zaczęła przechodzić z folderu „świat bezprawia” do folderu „osoby potrzebujące pomocy medycznej”. Wówczas było to jak wybawienie, bo przecież przestępcy nie współczujemy, a osobie „chorej” – owszem, zatem etykietka „choroba” zastosowana do homoseksualności/ transpłciowości dawała (w różnych okresach) poczucie bezpieczeństwa osobom homoseksualnym/ transpłciowym.

Myśl naukowa o transpłciowości

Wydaje się, że po raz pierwszy ujęto temat transpłciowości jako problem medyczny w 1838 r. Francuski psychiatra Jean- -Étienne Dominique Esquirol w swojej pracy na temat chorób psychicznych opisał przypadek „inwersji genitalnej”. Potem, w 1886 r., niemiecki lekarz Richard von Krafft-Ebing po raz pierwszy w sposób kompleksowy opisał transpłciowość (wówczas nie było jeszcze tego terminu) w dziele „Psychopathia sexualis”. W 1923 r. psychiatra berliński Albert Moll niejako ponowił publikację Richarda von Krafft-Ebinga, uzupełniając ją o 447 obserwacji klinicznych. Alberta Molla zainteresował szczególnie temat „sposobu odczuwania swojej płci jako przeciwnej”. Opisał dwa przykłady kliniczne osób transpłciowych (słowo „transpłciowość”, przypominam, wciąż nie istniało) – mężczyzny i kobiety. Moll posługiwał się określeniami „homoseksualizm nabyty” i „metamorfoza seksualna paranoiczna”. Wówczas nie istniały możliwości interwencji chirurgicznej czy hormonalnej dla osób, które dzisiaj nazywamy osobami transpłciowymi – to znaczy istniały, ale nie wykorzystywano ich w celach tranzycji medycznej osób transpłciowych.

W 1912 r. pojawia się termin „transseksualizm” i nazwę tę zawdzięczamy berlińskiemu seksuologowi – Magnusowi Hirschfeldowi, który w 1910 r. w swojej pracy wyodrębnił trzecią płeć – „płeć seksualnie pośrednią”. W tym samym roku rodzi się nowa dziedzina medycyny – endokrynologia, chociaż same badania z obszaru endokrynologii datuje się już na 1835 r. Doktor Eugen Steinach prowadzi eksperymentalne badania endokrynologiczne, które są głośno komentowane w ówczesnych mediach. Jego badania udowadniają, że wykorzystanie hormonów w obszarze korekty płci jest możliwe. Oficjalnie dzisiejsza „transpłciowość” zostaje wówczas uznana za „chorobę”, a nie przestępstwo czy wykroczenie.

W 1949 r. psychiatra D.O. Cauldwell użyje określenia „transseksualizm” w swojej pracy, opisując przypadek osoby transpłciowej (wówczas: transseksualnej). Transseksualizm jest w folderze „perwersje seksualne”.

W 1953 r. niemiecki endokrynolog i seksuolog Harry Benjamin, który przebywa w USA, proponuje, by transseksualizm uznać za syndrom i zrezygnować z traktowania go jako „perwersji” czy „psychozy”. Benjamin, chciał „złagodzić” podejście do transpłciowości i „przenieść” transpłciowość do szufladki „problemów związanych z tożsamością”. Benjamin wprowadza również ważny rozdział transpłciowości od homoseksualności. Do tej pory te dwie odrębne kwestie były traktowane zawsze jako współdziałające. To Benjamin był prekursorem myśli, by zerwać z teoriami Freuda na temat odczuwania i przeżywania płci (psychogeneza), a zacząć łączyć z ciałem i embriogenezą.

W 1955 r. psycholog i seksuolog John Money tworzy pojęcie tożsamości płciowej (gender) dla odróżnienia jej od płci (sex). Na tej podstawie psychiatra i psychoanalityk Robert Stoller „tworzy” podział wynikający z płci (sex) – samiec/samica oraz wynikający z tożsamości płciowej (gender) – męski/żeński. Stoller wyodrębnia dwa rodzaje transpłciowości: „pierwotną” i „wtórną”. Pierwotna transpłciowość to ta objawiająca się już od najmłodszego wieku, wtórna natomiast miałaby się objawić w wieku dorosłym. Według Stollera zmiana poczucia płci u osoby, która doświadcza transpłciowości pierwotnej, jest skazana na porażkę. Transpłciowości pierwotnej nie da się „wyleczyć”, natomiast u osób doświadczających transpłciowości wtórnej Stoller zaleca psychoterapię, zanim osoba ta podejmie się interwencji medycznych. Wielu psychologów, psychiatrów, psychoanalityków – podchwyciło myśli Robert Stollera i niejako podpisali się pod słowami psychologa Jeana Luca Swertvaeghera: „Niemożliwe i niebezpieczne jest pozostawienie tych osób jedynie w rękach endokrynologów i chirurgów”. Według Swertvaeghera tylko specjaliści od zdrowia psychicznego mogą odróżnić transpłciowość wtórną od wrodzonej. Dzisiaj ta dychotonomiczna potrzeba binarnego dzielenia wszystkiego jest już przeżytkiem, ale wówczas funkcjonowała.

Operacje i interwencje chirurgiczne

Już w 1912 r. w Berlinie przeprowadzono mastektomię u transpłciowego mężczyzny (wówczas – transseksualnego).

W 1922 r. wspomniany już Magnus Hirschfeld w swoim Instytucie Seksuologii przeprowadza pierwszą operację korekty płci u transpłciowej kobiety (kastracja), a w 1931r. – waginoplastykę. (Instytut Seksuologii, który stanowi ogromną szansę na pomoc osobom transpłciowym zostaje zamknięty zaraz po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., a sam Magnus Hirschfeld unika aresztowania, ponieważ przebywa za granicą. Umiera 2 lata później w Nicei).

Film „Dziewczyna z portretu” („The Danish Girl”) z 2015 r. przywołuje postać duńskiej malarki Lili Elbe, która również przeszła operacje korygujące płeć w Niemczech – w 1931 r. zmarła w wyniku powikłań po jednej z operacji.

W 1951 r. w Danii została przeprowadzona pierwsza operacja korekty płci (w całości). Rok później Christine Jorgensen stała się pierwszą znaną transpłciową osobą, która otwarcie opowiedziała o operacjach korekty płci, które przeszła (również w Danii).

W Polsce pierwsza operacja korekty płci (na męską) miała miejsce w 1937 r. – poddała się jej osoba interpłciowa, uznany przy urodzeniu za kobietę Witold Smętek. Natomiast pierwszą operację korekty płci z męskiej na żeńską przeprowadzono w 1963 r. w Szpitalu Kolejowym w Międzylesiu pod Warszawą.

Transpłciowość, nie transseksualizm – rok 1978!

Kolejna zmiana pojawia się w 1978 r., gdy amerykańska aktywistka postuluje zamianę słowa „transseksualność” na „transpłciowość”, by w ten sposób określać osoby, które chcą żyć w zgodzie ze swoją tożsamością płciową, ale nie chcą przeprowadzać żadnych interwencji chirurgicznych na swoim ciele. Od tego czasu powoli słowa „transseksualność”, „transseksualizm” itp. stają się obraźliwe. Wynika to z przekonania, że „transseksualizm” jest traktowany jako medyczny problem do załatwienia, jako patologia – nowy termin „transpłciowość” ma zerwać z medykalizacją i patologizacją zjawiska.

O osobach niebinarnych świat nadal milczy.

ICD, DSM

DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) – to klasyfkacja służąca do kwalifikacji lub wykluczenia zaburzeń psychicznych, wydawana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Obecnie obowiązuje DSM 5. Druga lista to ICD (International Classification of Diseases – Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych) wydawana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). W Polsce oficjalnie obowiązują kryteria klasyfikacji ICD-10 chociaż istnieje już nowa wersja tej kwalifikacji – ICD 11. Obowiązuje od 1 stycznia 2022 r. – Polska ma 5 lat okresu przejściowego na wdrożenie ICD 11. Homoseksualność została wykreślona z listy DSM w 1973 r., a z listy ICD zniknęła w 1990 r. (dokładnie 17 maja, dlatego do dziś świętujemy ten dzień). Natomiast transpłciowość została wykreślona z listy chorób ICD w 2019 r. (właściwie w 2022 r. – wraz z wydaniem najnowszej kwalifikacji). Od tego czasu transpłciowość oficjalnie nie jest uznawana za chorobę. Jednak o ile homoseksualność nie wymaga żadnych działań medycznych, o tyle osoby transpłciowe potrzebują dostępu do określonych zabiegów, terapii hormonalnych czy interwencji chirurgicznych, które wynikają z dysforii płciowej, która często towarzyszy transpłciowości. Zatem potrzeby osób transpłciowych musiały znaleźć odpowiedź w klasyfikacji chorób. To, czy zasadnym jest wykreślenie transpłciowości z listy chorób, oraz kwestie szczegółowe, dlaczego dzisiaj mówimy o niezgodności płciowej czy dysforii, a nie o transpłciowości w kontekście usług medycznych – to niezwykle ciekawy temat do dyskusji i wysłuchania zdania osób transpłciowych.

Od półświatka, przez gabinet medyczny, transpłciowość zmierza w kierunku bycia różnorodnością występującą w naturze. Polityka w tym nie przeszkodzi – póki mamy dostęp do edukacji.

Pisząc artykuł, korzystałam m.in. z książek Françoise Sironi Psychologie(s) des transsexuels et des transgenres (2011) i Pauline Quillon Enquete sur la dysphorie de genre (2022).  

Zwykłe trudne pytania

Z PAULĄ SZEWCZYK, autorką zbioru reportaży o osobach transpłciowych „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości”, rozmawia Kinga Sabak

 

Foto: Dawid Żuchowicz

 

Niewiedza bliskich, nauczycieli, a nierzadko nawet też lekarzy. To mur, od którego odbijali się twoi bohaterowie, motyw, który co rusz pojawia się w twojej książce. Byłam wręcz wkurwiona.

Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie chciałabym, żeby wkurwienie było tym dominującym uczuciem.

Rodzicom tak trudno zaakceptować, że myśleli, że mieli syna, a jednak mają córkę. A przecież brak akceptacji i pomocy z ich strony może przyczynić się do depresji czy wręcz samobójstwa ich dziecka.

Wydaje mi się, że rodzice nie są świadomi, że dziecko może wybrać śmierć, ale wiesz co? 46-letnia Kinga, mama transpłciowej Patrycji z mojej książki, powiedziała: „Dzisiaj wstydzę się tego, co robiłam, popełniałam błędy, bo nie miałam wiedzy”. Byłoby inaczej, gdyby w szkole uczono o transpłciowości. Kinga w końcu zaczęła się edukować na własną rękę. Teraz działa w organizacjach LGBT, jest aktywistką.

Tak, opowieść Kingi jest o przemianie.

Ona najpierw mówiła rzeczy w stylu: „W ogóle mi nie była potrzebna córka”, „Byliśmy normalną rodziną…”. Sądziłam, że później poprosi, żeby nie uwzględniać w tekście tych słów, ale nazwała je swoją „księgą wstydu”. Wierzyła, że jeśli te fragmenty zostaną, to może inni rodzice jakoś się w tym odnajdą. Wie, że przeszła przemianę, odrobiła lekcję i z nową wiedzą idzie dalej.

A ty z jaką wiedzą o transpłciowości startowałaś do napisania „Ciał obcych”?

Wydaje mi się, że ze sporą. W książce są też opinie psychiatrów, seksuologów, endokrynologów – takich, którzy rzeczywiście zgłębili temat. Dużo z nimi rozmawiałam i dużo się nauczyłam. A samo „startowanie”? W 2016 r. przeprowadziłam pierwszy wywiad z osobą transpłciową – z pisarką Kingą Kosińską, autorką książki „Brudny róż” (ukazał się w „Newsweeku” – przyp. red.). Wcześniej nic o transpłciowości nie wiedziałam. Nie zapomnę nigdy tej rozmowy. Pamiętam, jak pomyślałam, że jak to jest w ogóle możliwe, że jest taka osoba, która całe życie zmaga się z tym, żeby uzyskać akceptację, żeby dobrze się czuć, żeby żyć; osoba, która była w szpitalach i podejmowała próby samobójcze, i dlaczego wszyscy o tym nie gadają? Dlaczego nie trąbią o tym wszędzie? To mi się wydawało niemożliwe – dlaczego nie pomagamy, żeby jakoś tym osobom było łatwiej? Od tego się zaczęło. Po drodze poznałam ludzi z Fundacji Trans-Fuzja, chodziłam na konferencje, poznałam Annę Grodzką, zrobiłam z nią wywiad. Jedna, druga rozmowa. Ze 4 lata temu pojawiła mi się w głowie myśl o książce. Gdy uznałam, że jest dobry czas, poszłam do Julii Katy z Trans-Fuzji, by zapytać, co sądzi, że ja, cis kobieta, napisałabym taką książkę.

Dała ci „błogosławieństwo”, ale Julia też jest cis kobietą.

Ale jest osobą zaufaną, która pracuje w Trans-Fuzji od lat, zna społeczność i znała też moje teksty. Z czasem przekonałam sama siebie, choć, tak jak przy twoim pytaniu, czuję czasem, jakbym pisząc książkę, zrobiła coś złego, z czego ciągle muszę się tłumaczyć.

Ale sama miałaś wątpliwości.

Fakt, zastanawiałam się, czy mi wypada, czy nie wyjdzie mi to jakoś płasko, koślawo. Ale jak po 5 godzinach wywiadu słyszę, że super się gadało, bezpiecznie, to jest najlepszy rodzaj zapewnienia, że mogę kontynuować. Czasami ktoś przyznawał, że bał się, że będę zadawać jakieś straszne pytania, np. o seks czy narządy płciowe. A przecież jakby ktoś chciał, to sam by mi opowiedział. To było swoją drogą zabawne, bo na szkoleniu w Trans-Fuzji uczono mnie, czego nie należy mówić, jakich słów nie używać. Wiedziałam na przykład, że nie mogę używać określenia „mastektomia” na rekonstrukcję klatki piersiowej. Jestem na wywiadzie i co słyszę od rozmówcy…?

„Mastektomia”?

Właśnie, tylko że oni mogą tak mówić, ja nie powinnam. Tak uczyłam się od Emilii Wiśniewskiej czy właśnie wspomnianej Julii Katy, że to ważne na poziomie języka, by rozróżnić zabieg, któremu zmuszone są poddać się kobiety mające raka piersi, od operacji wykonywanej przez transpłciowe czy niebinarne osoby. Oba są zabiegami ratującymi zdrowie i życie, ale ten drugi to kwestia dobrowolnego jednak rekonstruowania klatki piersiowej – warto to rozgraniczyć. Mówiono mi też, że nie powinnam pytać o seks, bo wiadomo, cisów nie pytasz o takie rzeczy. Po czym jadę do Marty i Marcela (młoda para., oboje są transpłciowi i są bohaterami „Ciał obcych” – przyp. red.), rozmawiam z nimi i nagle Marta: „Chcesz zobaczyć naszą szufladę z zabawkami erotycznymi?”. I pokazuje mi pejczyk, kajdanki, kulki analne, wszystko po kolei, a ja tylko w głowie: nie pytaj o seks, nie pytaj o seks. (śmiech)

A Marcel się zawstydzał.

Tak, oni są ciekawą parą i to była fajna rozmowa. Oboje otwarci i we wszystkim bardzo optymistyczni. Marta miała więcej energii i cierpliwości, ale oboje pokazali mi inną perspektywę: „Tranzycja bez spinki”. Będzie kasa, to będzie zabieg, nie będzie, to poczekają. W pracy ją misgenderują? Trudno, niebawem będzie miała świetny passing (zgodność między własnym poczuciem tożsamości płciowej a odbiorem płci przez otoczenie – przyp. red.) i nie będą. Marta powiedziała mi też, że tranzycja to pewien proces, który musi/chce przejść, ale nie chce ciągle o nim rozmawiać i się na nim fiksować. Woli gadać i słyszeć również „zwykłe” pytania: „Jak na studiach?”, „Co w pracy?”, jakie zadaje się wszystkim innym osobom, a nie tylko o korektę. Na początku też popełniłam błąd i zadałam Marcie głupie pytanie, czy utrzymuje kontakt z innymi osobami trans we Wrocławiu. Ona na to, że nie, bo po co? Wytłumaczyła mi, że nie zamierza się przyjaźnić z kimś tylko dlatego, że oboje są osobami transpłciowymi. Miałam wyobrażenie o potrzebie wspólnoty doświadczeń, a przecież fakt, że moi bohaterowie są transpłciowi, nie stanowi o całym ich życiu. W kolejnych rozmowach transpłciowość czasami schodziła na drugi plan. To dobrze, bo przecież chciałam pokazać ludzi. Fakt, cechuje ich transpłciowość, ale każdy jest inny, każdego coś innego boli, a niektórych może nic nie boli.

Mało kogo nic nie boli.

No tak, ale mam na myśli samą tranzycję. Bo oczywiście, każdy ma coś swojego, ale to nie jest tak, że wszystkie osoby transpłciowe cierpią, bo muszą przejść terapię hormonalną albo operację. To jest element ich rzeczywistości, ale oprócz tego są jak wszyscy – mają swoje marzenia, cele, ambicje. Każdy chce być tak samo lubiany, akceptowany, ładny, mieć fajne ubrania, jechać na urlop. A nie, że tylko ta korekta.

Czasem było to czuć. Na przykład u Kamila, 19-letniego transpłciowego chłopaka, i jego mamy Gabrieli Wełniak, właścicielki firmy Iguanatrend, szyjącej bindery. Albo właśnie u Marty i Marcela. Ale w większości to jednak trudne opowieści. Na przykład ta o 17-letnim Kornelu z Kamienia Pomorskiego, któremu wciąż przybywało ran po cięciach, do którego babcia mówiła „dziwadło”, a w szpitalu psychiatrycznym nawet „specjaliści” szydzili z jego „wymysłu” bycia chłopakiem. Opowiesz o Kornelu?

Kilka razy się widzieliśmy. Najpierw trzy razy rozmawialiśmy przez telefon, nie chciał rozmów z kamerką, bo był niezadowolony ze swojego passingu. Kiedy się poznaliśmy, jeszcze nie przyjmował nawet hormonów, trafi łam na niego w internecie, miał zbiórkę na diagnozę i lekarzy. W końcu po kilku rozmowach pojechałam do niego do Szczecina i spędziliśmy razem cały dzień. Było super, poszliśmy do galerii, na bubble tea, dużo się śmialiśmy. Na początku się krępował, ale szybko zobaczył, że nie trzeba się bać „tej pani” z Warszawy. Potem za to ja się o niego bałam, bo wiedziałam, że nasze spotkanie nie jest normalnym dniem, że będzie musiał wrócić do domu, gdzie było ciężko, do szkoły, gdzie go nie akceptują. Raz było tak, że umówiliśmy się na rozmowę, a on nie odbierał, nie pisał. Miesiąc później się odezwał i powiedział, że miał gorszy czas, że miał nawrót depresji. A ja już nawet pisałam do jego znajomych. To było trudne, bo jak się do kogoś zbliżasz, to później się martwisz. Bardzo się bałam, żeby mu się nic nie stało, i nie raz mu chciałam powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze”, ale wiesz, to strasznie głupio brzmi.

Jakie jeszcze emocje towarzyszyły ci podczas pracy nad książką?

Na początku ciekawość, zastanawiałam się, co usłyszę, co mi ktoś powie. Z drugiej strony czasami czułam się skrępowana, że wypytuję o tak trudne rzeczy. Ale zawsze pytałam, czy mogę, czy to jest w porządku dla danej osoby. Towarzyszyła mi też oczywiście złość, że ten system zawodzi, że operacje nie są finansowane. Raz też się rozpłakałam. Jedna z osób bardzo płakała, jak opowiadała mi swoją historię, mnie też wtedy poleciały łzy. Przeprosiłam.

Przeprosiłaś, że się rozpłakałaś?

Ktoś ci mówi coś przykrego o sobie, a ty płaczesz? To może mieć taki wydźwięk, że „ojej, jaki biedny, jak ci współczuję, to straszne”. Później już bardzo starałam się nie płakać w czasie rozmowy, ewentualnie później. Wiesz, ktoś ma ważne rzeczy do powiedzenia, a ja bym płakała? To nie moje uczucia są wtedy ważne.

Jak w ogóle szukałaś osób do książki?

Pisałam do osób z internetu, często do tych, którzy organizowali zbiórki na dane elementy tranzycji. Jak napisałam do Patryka (transpłciowy 17-latek z Krakowa – przyp. red.), to już był po zbiórce, po operacji, więc opowiedział mi, co przeszedł. Niektórzy odzywali się od razu, mieli potrzebę „wyrzucenia” z siebie swoich doświadczeń, niektórzy wahali się, bo nie byli pewni, czy to naprawdę dziennikarka z Warszawy, czy jakaś grupka typów, chcących trans chłopaka zwabić do parku. A byli i tacy, którzy początkowo się zgadzali, ale potem „znikali”. Nie mam im tego za złe, świadczy to raczej o ich kiepskiej kondycji czy gorszych momentach, w które mogli wpaść nieoczekiwanie. Często też pytałam, o czym dana osoba nie chce rozmawiać. To było ciekawe, bo gdy ktoś mówił, że nie chce rozmawiać np. o swojej mamie, to na kolejnym spotkaniu rozmawialiśmy właśnie o mamie, bo okazywało się, że ta potrzeba rozmowy jest tak duża.

Bohaterami twojej książki są głównie bardzo młode osoby. Dlaczego?

Nie wiem, czy osobą bardzo młodą jest 25-letni Tim Valter, pochodzący z Białorusi, czy 35-letni CJ Chris z Łodzi. Ewa Hołuszko, znana działaczka Solidarności, ma 72 lata, a Ada Strzelec – 66. Bardzo młodych, między 17. a 25. rokiem życia, jest sporo, bo chciałam poznać perspektywę młodych. Wniosek był pesymistyczny, nie jest dobrze.

Ada Strzelec jest autorką pierwszej autobiografii osoby transpłciowej w Polsce – książka „Byłam mężczyzną” wyszła w 1992 r.

Podczas rozmowy z Ewą Hołuszko padło nazwisko Ady Strzelec. Obie kobiety rozmawiały kilka razy przez telefon, ale nigdy nie poznały się osobiście. Zaproponowałam, byśmy zrobiły to razem. I faktycznie Ada po rozmowie z Ewą zaprosiła nas do siebie. Tak powstał tekst o Adzie. Po tej nieszczęśliwej osobie, którą kiedyś była, nie ma ani śladu. „Jest normalnie” – mówiła – „tak, jak właśnie chciałam”.

Rozmawiając ze swoimi osobami bohaterskimi, poradziłaś sobie z odpowiednimi zaimkami?

Dwa razy się pomyliłam. Za pierwszym razem czułam ogromne zażenowanie, bo wiem, jak dużo tę osobę kosztowało, jak dużo wysiłku włożyła w to, żeby mieć właściwy passing. Opowiadała mi o swoich lękach, a ja się pomyliłam. Przez chwilę bałam się, że to będzie koniec rozmowy, bo wiem, jakie to trudne, miałam do siebie żal. Przez chwilę obie milczałyśmy, przepraszałam. Wzięłam parę głębokich wdechów i zaczęłam mówić dalej, potem na szczęście mi wybaczyła. Drugi raz się pomyliłam, gdy byłam u osoby, która całkiem nie dbała o swój passing, więc też miała luźniejsze podejście. No ale znowu – było mi głupio.

W książce znalazł się też głos Pauliny, siostry Kai, 17-letniej osoby niebinarnej.

Najpierw rozmawiałam z mamą Kai, ale ostatecznie to opowieść Pauliny weszła do książki. Nie chodziło o to, że ona ma jakikolwiek problem z niebinarnością, tylko o to, że ona zawsze przez to była jako dziecko swoich rodziców na drugim miejscu. Dobrym przykładem był opis urodzin Pauliny: Kai właśnie tego dnia postanowił się wyoutować. O ile wcześniej wiedziałam, jak to działa w relacji rodzic-dziecko, o tyle ta historia pokazała mi, że są jeszcze inne perspektywy. Dziecko transpłciowe przechodzi cierpienia, rodzic musi jakoś się z tym ułożyć, a są jeszcze inne osoby „z boku”.

Mamy 2023 rok. Ustawy o uzgodnieniu płci oczywiście nadal nie ma, za to transfobii w debacie publicznej jest coraz więcej. Ohydne „dowcipy” Kaczyńskiego to tylko jeden z wielu przykładów.

Początkowo o tym miała być ta książka, chciałam zrozumieć, dlaczego wielu politykom i innym ludziom transpłciowość tak strasznie przeszkadza, że są w stanie mówić w sposób bardzo dyskryminujący, niesprawiedliwy. Zupełnie tego nie rozumiem. Zwróciłam się do kilku z prośbą o rozmowę – np. do wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika – ale napotkałam mur milczenia. Z jednym tylko politykiem udało mi się porozmawiać, ale jego wypowiedzi ostatecznie nie weszły do książki, więc nie ma sensu o tym wspominać. W każdym razie mówił mi, że każdego trzeba darzyć szacunkiem, podczas gdy publicznie wypowiada się w sposób wręcz odwrotny.

A więc nie ma nadziei na zmianę?

Jest. Skoro w innych krajach sytuacja jest lepsza, to u nas też taka może być. Znam pewną polską mamę, która mieszka w Paryżu, jej syn wyoutował się jako osoba trans w wieku 13 lat. Przejawy dyskryminacji, transfobii spotykają się z natychmiastową reakcją np. nauczycieli w szkole.

***

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dziś umierasz jako chłopak

oli_look_m„Dziś umierasz jako chłopak” – Olivia Puchniarska jest dziewczyną trans, miała 14 lat, gdy zaczęła terapię hormonalną. Dziś ma 19 i opowiada o tranzycji, o rodzinie i o rówieśnikach.

Tragedia nastąpiła, gdy zaczęłam dojrzewać. Z coraz większą niechęcią obserwowałam przemianę, jaką przechodzi moje ciało. Nie cierpiałam tego, że rośnie mi zarost! Wszelkie oznaki, że staję się mężczyzną, były bardzo nieprzyjemne.

Ten dzień pamiętam dobrze: 12 stycznia 2014 r. Mama poszła do apteki zrealizować recepty na terapię hormonalną. Wróciła z dwoma siatkami leków, postawiła je na stole, spojrzała na mnie i powiedziała: „No, to dziś umierasz jako chłopak”. Czarny humor, wiem, niektórzy mogą tak pomyśleć, ale ja czułam się przeszczęśliwa. PO prostu przeszczęśliwa. Dwa tygodnie później pojechałam na kolonie i tam po raz pierwszy poczułam ból w piersiach – to znaczyło, że zaczynają rosnąć. Bolało, ale cieszyłam się.

W szkole i tak uchodziłam za freaka – dłuższe włosy, przebite uszy – więc specjalnie nawet nie zauważyli zmian. Dopiero na sam koniec gimnazjum powiedziałam jednej osobie: mojej wychowawczyni.

Do liceum za to od razu weszłam z podniesioną głową. Najpierw pedagog, zaraz potem dyrekcja – powiedziałam, że mam dokumenty, jestem trans, jestem w trakcie terapii hormonalnej. Proszę, by zwracać się do mnie żeńskim imieniem: Olivia.

 

Cały tekst Olivii Puchniarskiej – do przeczytania w „Replice” nr 71

Fot: arch. pryw.

spistresci

SPIS TREŚCI #68

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 68 (lipiec/sierpień 2017)

replika_68_okladka

Na okładce:

Cztery aktywistki LGBT, lesbijki: Julia Maciocha (prezeska Wolontariatu Równości, organizatorka tegorocznej Parady Równości), Mirka Makuchowska (wiceprezeska Kampanii Przeciw Homofobii), Aleksandra Muzińska (członkini zarządu w Miłość Nie Wyklucza) oraz Marta Konarzewska, nasza redakcyjna koleżanka, publicystka, scenarzystka.

W środku numeru – debata tych czterech aktywistek o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym.

W ciągu ostatnich lat nastąpił istotny postęp, jeśli chodzi o widoczność gejów w przestrzeni publicznej. Gej ma już dla przeciętnego Polaka konkretną twarz – Roberta Biedronia, Michała Piróga, Tomasza Raczka, Tomasza Jacykówa, Jacka Poniedziałka i innych. Nie ma natomiast nadal „polskiej Ellen DeGeneres”.

Z czego wynika taka sytuacja? Jak można jej zaradzić? Co ruch LGBT może zrobić, by pojawiła się polska Ellen i by lesbijki zyskały widoczność w życiu publicznym?

Julia, Mirka, Ola i Marta nie tylko odpowiadają na te pytania, ale swe odpowiedzi okraszają wieloma przykładami i anegdotami z własnego doświadczenia jako lesbijek i działaczek. Ich spostrzeżenia, szczególnie o tym, jak faceci funkcjonują w życiu publicznym, to po prostu kopalnia genderowej wiedzy w praktyce.

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Mężczyzna do wynajęcia” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 68:

Wywiady:

  • „Faceci, zróbcie miejsce”debata aktywistek LGBT, lesbijek – Julii Maciochy (Parada Równości), Mirki Makuchowskiej (Kampania Przeciw Homofobii), Aleksandry Muzińskiej (Miłość Nie Wyklucza) oraz Marty Konarzewskiej („Replika”) – o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym (czytaj dalej…)
  • „Nasza mama to anioł” Staszek i Paweł Bednarkowie są braćmi i są gejami. Staszek jest działaczem LGBT, właśnie skończył studia. Paweł jest super modelem, pracuje dla najsłynniejszych marek na świecie. W wywiadzie Mariusza Kurca zatytułowanym „Nasza mama to anioł” opowiadają o swych coming outach, o reakcjach innych na to, że obaj są homoseksualni oraz o swojej mamie Marzennie Latawiec, która też jest działaczką LGBT (czytaj dalej…)
  • „Z innej planety” Paweł Fusiek od prawie 30 lat mieszka w Niemczech. Od prawie 20 – występuje w Niemczech jako drag queen Paul A Jackson. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego (czytaj dalej…)
  • „Męskości. Rozmowy o butch, cz. II” – z dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska (czytaj dalej…)
  • „Wszyscy jesteśmy fetyszystami” – z Wiolą Jaworską, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia Mariusz Kurc;
  • „7 grzechów głównych Piotra i Pawła” – z parą młodych blogerów/vlogerów Piotrem i Pawłem rozmawiają Piotr i Paweł z portalu Outy.pl;

Opowiadanie:

  • „Delicje cioci Alicji” Ambrożego Rożka o niespotykanej miłości pewnej pani do apetycznych gejów.

Felieton:

  • „Bunt oportunistów” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Teatr: tęczowy musical „Kinky Boots” w warszawskim Teatrze Dramatycznym
  • Filmy: „Serce z kamienia”, „Atomic Blonde”, „Jonathan”, „Odwet”
  • Książki: „Zbrodnia, której nie było” Andrzeja Selerowicza, „Lou Reed. Zapiski z podziemia” Howarda Sounesa, „Notatki samobójcy” Michaela Thomasa Forda

A poza tym:

  • „Heterosojusznicy, chodźcie z nami!” – wzywa Franciszka Sady, działaczka KPH, osoba hetero oraz inni nasi heterosojusznicy;
  • „Tęczowy Album Ślubny” – 18 polskich (lub w połowie polskich) par jednopłciowych, które wzięły śluby w krajach, gdzie jest już równość małżeńska;
  • „Jeśli to słyszysz, jeśli to mówisz” – kampania społeczna Lambdy Warszawa o domowej przemocy psychicznej skierowanej wobec osób LGBT;
  • Wojciech Śmieja pisze o biografii prywatnej Jerzego Andrzejewskiego (autorstwa Anny Synoradzkiej-Demadre), która ukaże się we wrześniu;
  • O tym, jak wygląda Pride Parade, czyli Parada Równości w Kanadzie, pisze Mariusz Kurc prosto z Toronto;
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Michał Kośmicki-Żórawski, sołtys Borkowa;
  • Wybory Mister Gay Poland 2017 – zwycięzcą został Kacper Sobieralski z Sopotu;
  • Miśki, czyli Bears of Poland, zachęcają do swojej organizacji;
  • Chaber, prezes KPH, o działaczach LGBT na festiwalach Open’er i Woodstock;

 

Wysyłka numeru od 26 lipca br.

Fot. na okładce: Adam Gut

Męskości. Rozmowy o butch, cz. II

ambro_6896_foto_Agata_KubisZ dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska;

 

Ja zacząłem akceptować rożne kobiece elementy swojej ekspresji dopiero gdy zaakceptowałem swoją transpłciowość. Mogę być kobiecy tylko jako trans chłopak, czyli w bardziej męskim ciele. Już nie zastanawiam się, czy siedzę dostatecznie „męsko”, dostatecznie w rozkraku, czy mocno ściskam dłoń na przywitanie i czy trzymam emocje na wodzy. Nie zastanawiam się, czy to okej i czy jakiś ruch mnie „zdradza”. Teraz męczy mnie – w sensie miłego natręctwa – coś zupełnie innego. Zastanawiam się raczej, jak będę czytany, gdy moje ruchy pozostaną bardziej delikatne, gdy splotę dłonie w jakiś „kobiecy“ sposób, zarzucę noga na nogę.

Czy to ja muszę zmieniać swoje ciało, czy może jednak społeczeństwo powinno zmienić myślenie o tym, co konstytuuje mnie jako mężczyznę?

Wciąż spotykają mnie normalizujące momenty, w których ktoś uporczywie stara się ustalić moją tożsamość. Osoby często się „mylą”, co wprawia je w zakłopotanie. Ostatnio, gdy zamówiłem taksówkę na żeńskie imię, taksówkarz uznał, że jestem nastoletnim chłopcem: „Ale miała przyjść pani a nie pan… A, rozumiem, mama ci zamówiła“. To są te przyjemne, zabawniejsze momenty, ale są też niemiłe i  niezabawne. Ekspedientki czy ekspedienci w sklepach żonglują „panami“ i „paniami“, próbując mi przypasować najwłaściwszą – według siebie – etykietkę. Albo ktoś pyta: „- To chłopak czy dziewczyna?”. „- Nie wiem – pedał jakiś”. Bywa, że czuję się zagrożony.

 

Fot. Agata Kubis

Cały wywiad Marty Konarzewskiej z Antonem „Ambro” Ambroziewiczem – do przeczytania w „Replice” nr 68

spistresci

Pogromca lwów

ewa_ryszard_gerard_bisewscy_foto_adam_gut_maleRozmowa Agnieszki Rynowieckiej z Ewą, Gerardem i Ryszardem Bisewskimi

Ryszard Bisewski urodził się jako dziewczynka. Gdy miał 10 lat, w wypadku zginął jego brat Przemek. Ryszard bardzo to przeżył. Kilka lat później powiedział rodzicom, że czuje się chłopakiem. Wizyty u specjalistów związane z transseksualnością pomogły zdiagnozować zespół Aspergera, czyli łagodną formę autyzmu. Dziś Ryszard ma 20 lat, jest w trakcie tranzycji. Chciałby pracować jako rysownik komiksów.

Ryszard: „To było zaraz w pierwszej klasie liceum na wyjeździe integracyjnym. Siedzieliśmy w kółku z nauczycielami i ja powiedziałem, że wolę, aby mówiono do mnie Ryszard i tak sobie życzę. Powiedziałem to i prawie zemdlałem. Ale już tak do mnie mówili.”

Gerard, tata: „Ja wtedy zobaczyłem w Ryszardzie po raz kolejny tę determinację, to zdecydowanie. Dla mnie to był dowód, że rzeczywiście chce doprowadzić do korekty płci i być chłopakiem w pełni. Porównałbym go wtedy do takiego pogromcy lwów na arenie, który wchodzi z nimi do klatki i wszystkie obłaskawia. Jestem z niego dumny, zaimponował mi”

Ewa, mama: „Otwartość wytrąca przynajmniej połowę broni różnym przeciwnikom już na wstępie. Nie pozwala na tworzenie szeptanego gadania, chodzenia i za plecami robienia złej roboty. Jak problem został nazwany i pokazany, to połowa jest za nami. Taka odwaga i otwartość budzi respekt. Pokazuje, że na pewnych rzeczach nam zależy i nie odpuszczamy. Jestem wicedyrektorką szkoły i u mnie wszyscy wiedzą, że Rysiek przechodzi tranzycję.”

 

Cały wywiad Agnieszki Rynowieckiej z Ewą, Gerardem i Ryszardem Bisewskimi – do przeczytania w „Replice” nr 64.

Foto: Adam Gut
spistresci

Niech nas usłyszą

Uczestnicy/czki nowego projektu Kampanii Przeciw Homofobii opowiadają o swych zmaganiach z homo i transfobią.

Lukrecja_foto_A_KubisLukrecja Kowalska:

„Wiele miałam coming outów w życiu, ale najbardziej spektakularny, to w lutym zeszłego roku – na pogrzebie mojej mamy. Po prostu pojawiłam się na nim jako kobieta. Intencja mszy była od córki Lukrecji, nie od syna. Chodzież to nie jest wielkie miasto, 19 tysięcy mieszkańców, a na pogrzeb przyszło dużo ludzi, więc się rozniosło. Na stypie wyjaśniłam wszystko tej części rodziny, która jeszcze nie wiedziała. Zaskoczone ciocie i wujkowie powtarzali, że dla nich i tak będę Krzyśkiem. Ich sprawa. Ja jestem Lukrecją.

„Jak syn szedł na studia, to razem przeprowadziliśmy się do Poznania cztery lata temu. No, więc powiedziałam mu, że ten pan, który u nas bywa – bo on widział faceta – jest transseksualną kobietą i że się w niej zakochałam, i że ja też jestem taka. Syn przyjął to nawet spokojnie, a ja chyba nie zdawałam sobie całkiem sprawy, że moje wyznanie stwarza kompletnie nową sytuację dla niego.”

 

Stanisław Orszulak:

„W październiku zeszłego roku wysłałem mejla do całej dalszej rodziny, babć, cioć, wujków. Napisałem, że jestem trans i proszę od teraz zwracać się do mnie moim nowym, męskim imieniem. Dobrą reakcję miałem tylko od jednej cioci i jednego wujka. Reakcja najbliższej rodziny też była negatywna. Oprócz mamy i taty mam czterech braci – dwóch starszych i dwóch młodszych, jestem środkowy. „

„Po prostu cały czas dobrze grałem rolę dziewczyny a teraz w końcu postanowiłem przestać grać. Nigdy nie odczuwałem jakoś specjalnie kobiecości, ale stwierdziłem, że skoro jestem już tą dziewczynką – w sensie: posiadam waginę – to powinienem zachowywać się „jak dziewczynka”.  (…) A któregoś dnia spojrzałem w lustro, miałem na sobie dużą męską bluzę – i nagle, jakby jakaś tama pękła – zobaczyłem kogoś, kto mógłby być chłopakiem. Zobaczyłem jego, a nie ją. Do sukienek już nie wróciłem. Miałem 14 lat.”

 

Cały tekst do przeczytania w „Replice” nr 61

Foto: Agata Kubis
spistresci

Sukienki to była tragedia

Z Elżbietą Dynarską i z Jackiem Dynarskim, rodzicami transseksualnego Wiktora, rozmawia Agnieszka Rynowiecka.

Elżbieta DynarskaElżbieta Dynarska: Wiktor miał 12 lat. Pamiętam ten dzień. Akurat wieszałam pranie, a on podszedł i powiedział, że nie chce być dziewczynką. Szoku nie było żadnego. Odpowiedziałam, że chłopcem byłby kobiecym, bo ma długie rzęsy – i na tym się skończyło. Nie przywiązywałam do tego wagi, bo to nie było powiedziane dramatycznie i nie zabrzmiało dramatycznie.

Wchodził w wiek dojrzewania. Zawsze dużo ze sobą rozmawialiśmy, więc to było naturalne, że mi mówi różne rzeczy. Zawsze dostawał odpowiedzi na wszystkie pytania. Jego tranzycja to był proces długotrwały. Nic nie działo się z dnia na dzień. Np. gdy szedł na bal gimnazjalny, to powiedział, że ostatni raz zakłada sukienkę. Pantofelki też były jego zmorą, trudno było dostać numer 41. Kilka lat trwało, zanim zaczął obcinać włosy na krótko. Mnie to nie dziwiło i kiedy zobaczyłam, że obwiązuje swój biust – a po naszej linii żeńskiej miał ten biust spory – to mu kupiłam gorset, żeby miał wygodniej. W końcu powiedział stanowczo, że jest pewien – chce być mężczyzną. Ustaliliśmy że nic nie zrobi, póki nie będzie pełnoletni, a właściwie, póki nie skończy liceum.

I co wtedy zrobiliście?

Poszliśmy do psychologa, który okazał się idiotą. Powiedział do Wiktora, że jest gruba, koledzy się z niej pewnie śmieją i to pewnie dlatego źle się czuje we własnej skórze.

Jacek DynarskiJacek Dynarski: Mnie Wiktor o sobie wprost powiedział dużo później. Odbyło się spotkanie we trójkę. Podejrzewałem, że Wiktor zmierza w jakimś kierunku, ale powiem pani szczerze, stawiałem na homoseksualność. Tymczasem chodziło o zmianę płci. Później się dowiedziałem, że się bardzo denerwował, nie wiedział, jak zareaguję. Byłem zaskoczony. (…)

Wiktor był już wtedy dorosły. Miałem w głowie inny obraz niż też z dzieciństwa, czyli nietypowej dziewczynki. Informacja, że jest osobą transseksualną nie zawaliła mojego świata. Jedyne, czego od Wiktora oczekiwałem, to, by zbadał się psychologicznie, żeby ta zmiana była potwierdzona medycznie – i wtedy ma on moje pełne poparcie. A on już wtedy bardzo dużo wiedział na ten temat. Był świetnie zorientowany, miał kontakt ze środowiskiem LGBT, znał kroki, jakie osoba transseksualna musi przejść.

Z tego co pamiętam, to wygłosiłem nawet taki ojcowski komunikat w stylu: „Nie dlatego cię kocham, że jesteś dziewczynką czy chłopcem, tylko dlatego, że jesteś moim dzieckiem”.

 

Foto: Agata Kubis

Cały wywiad do przeczytania w „Replice” nr 58
spistresci